Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Daria

[ Powrót ]

Sobota, 24 Kwietnia, 2010, 18:03

Rozdzia� 4

Oto nowa notka z dedykiem dla Doo i Miki. Czy kto� z was te� pisze w tym tygodniu testy gimnazjalne? Ja b�d� pisa� i troch� si� denerwuj�, ale... co ma by� to b�dzie. We wtorek, �rod� i czwartek mo�ecie trzyma� za mnie kciuki!

D�wi�k dzwonka oznajmi� wszystkim koniec lekcji. Profesor McGonnagal usiad�a za swoim biurkiem i zacz�a przygl�da� si� wychodz�cym z klasy uczniom. Zachowanie pierwszorocznych zawsze j� ciekawi�o. Skierowa�a wzrok na Gryfonk�, kt�ra sko�czy�a pakowanie torby i ruszy�a do drzwi. Co� w jej wygl�dzie nie pasowa�o profesorce. Jeszcze raz zmierzy�a j� uwa�nym wzrokiem i a� j� zatka�o. Przebieg�a wzrokiem list� uczni�w i odnalaz�a w�a�ciwe nazwisko.
- Elizabeth Rosemond – zawo�a�a, a dziewczyna odruchowo odwr�ci�a g�ow�. Podesz�a do biurka z zaciekawieniem maluj�cym si� w niebieskich oczach.
- Je�li by pani mog�a, to wol� gdy m�wi si� do mnie Liz – powiedzia�a dziewczyna, kt�ra nie obawia�a si� reakcji profesorki. Nie mog�a by� ona gorsza od pani Moos.
- Liz, tak? Dobrze, czy mog�aby� mi wyt�umaczy� dlaczego nie masz na sobie pe�nego szkolnego stroju? – powiedzia�a kieruj�c wzrok na wytarte jeansy, kt�re dziewczyna mia�a na sobie.
No tak, wiedzia�am, �e kto� w ko�cu to zauwa�y.
- Hmm…
- Powinna� mie� na sobie sp�dniczk�.
Powiedzie� jej, �e… No w�a�nie, co?
- Po prostu… Pomy�la�am, �e je�li zamiast sp�dniczki za�o�� spodnie nie stanie si� nic takiego – zaryzykowa�a.
- Ot� sta�o si�. Wszyscy uczniowie nosz� ten sam str�j, nie rozumiem dlaczego z tob� mia�oby by� inaczej.
W Liz a� zawrza�o. S�ysza�a ju� kiedy� podobne zdanie. Zreszt� ca�a osoba profesor McGonnagal zacz�a jej przypomina� pani� Moos. Czy�by uwalniaj�c si� od jednej okropnej opiekunki trafi�a pod skrzyd�a innej?
- Mog�abym teraz wys�a� ci� na szlaban, ale jeste� pierwszoklasistk�, wi�c p�jd� do swojego dormitorium i przebierz si� w sp�dniczk�, a ci� nie ukarz�.
Liz wysz�a z klasy i posz�a korytarzem za zakr�t, gdzie zatrzyma�a si� by przemy�le� spraw�. Na czym mia�by polega� ten szlaban? Chyba nie by�by gorszy od obierania ziemniak�w i mycia naczy� w kuchni sieroci�ca albo sprz�tania tamtejszych �azienek. Nie mia�a zamiaru m�czy� si� ca�y dzie� w niewygodnej sp�dniczce. Postanowi�a zaryzykowa� i ruszy�a w dalsz� drog� do sali obrony przed czarn� magi�, gdzie mia�a odby� si� jej nast�pna lekcja. Na szcz�cie przechodzi�a ju� dzi� obok tej klasy i dzi�ki dobrej orientacji bez problemu j� znalaz�a.
- Hej, Liz! – us�ysza�a i zatrzyma�a si� gwa�townie, gdy tu� przed ni� zmaterializowa� si� Rudi. By� weselszy ni� wczoraj i inaczej si� porusza�. No tak, nie trzyma� ju� kul, a na nodze nie mia� gipsu.
- Cze��, widz� �e z nog� wszystko dobrze?
- Nie uwierzysz! Po uczcie profesor Flitwick, opiekun mojego domu, zaprowadzi� mnie do Skrzyd�a Szpitalnego. Dosta�em tam jeden eliksir i po p� godzinie z nog� wszystko by�o ju� ok. Nie�le, co? – Liz pokiwa�a g�ow� z u�miechem, widz�c dzieci�ce wr�cz rozradowanie maluj�ce si� na twarzy ch�opaka.
- Cze��, Liz – przywita�a si� z ni� Evanna. Do blond w�os�w mia�a przyczepion� niebiesk� kokardk�. – Fajnie, �e mamy razem obron�. Zielarstwo te�, prawda? O, dzwonek. Chod�my, usi�dziesz ze mn� Liz? – Evanna poci�gn�a j� za r�kaw szaty. Wesz�y do sali i, mimo sprzeciwu Liz, usiad�y w jednej z pierwszych �awek. Gryfonka nie lubi�a znajdowa� si� na widoku, a jedno spojrzenie na stoj�cego za katedr� m�czyzn� jeszcze bardziej przekona�y Liz, �e pierwsza �awka nie by�a dobrym pomys�em. Profesor by� bardzo wysoki, a jego bordowy p�aszcz si�ga� prawie do ziemi. Nietypowe by�y tak�e jego w�osy si�gaj�ce do po�owy szyi, by�y bowiem podobnego koloru co szata. Nie rude tylko czerwone, nie m�g� by� to naturalny kolor. Jego ciemne, prawie czarne oczy omiata�y uczni�w nieprzyjaznym spojrzeniem.
Gdy w klasie na dobre zapad�a cisza, profesor wyszed� zza katedry i zacz�� m�wi� chodz�c mi�dzy �awkami.
- Nazywam si� Optimus Prime i prowadz� zaj�cia z obrony przed czarn� magi�. Przez pierwsze p�rocze lekcje b�d� wygl�da� w miar� normalnie, ale podczas drugiego p�rocza… Zreszt�, o tym p�niej… Przejd�my do dzisiejszego tematu zaj��. Na innych przedmiotach musieli�cie pewnie zapisa� sporo formu�ek, regu�ek i innych bzdurek… Niestety… Na mojej lekcji te� troch� dzi� popiszecie. – Machn�� r�d�k� w stron� tablicy, kt�ra szybko pokry�a si� drobnym pismem, kilka os�b j�kn�o cicho widz�c tak d�ug� notatk�.
- Nie… pomy�ka, to dla pi�tej klasy… - Machn�� r�d�k� jeszcze raz, a na tablicy znajdowa�y si� ju� tylko dwie linijki tekstu. – Kto to przepisze i przeczyta pierwszy rozdzia� w podr�czniku mo�e i��.
- Ca�kiem fajny ten Prime, co nie? – powiedzia� Rudi, gdy razem z Liz i Evann� szli na zielarstwo.
- Jak dla mnie to troch� dziwny – stwierdzi�a Liz patrz�c w niebo, kt�re ca�y czas by�o zachmurzone. – Co robicie popo�udniu?
- Facet od eliksir�w zada� nam wypracowanie, mamy je odda� w pi�tek, wi�c chyba p�jd� do biblioteki. Nie lubi� odk�ada� rzeczy na p�niej – powiedzia� Rudi.
- Rzeczywi�cie, m�wi� co� o jakiej� pracy – stwierdzi�a Evanna, a Rudi spojrza� na ni� z politowaniem.
- Obud� si� Ev!
- Ja si� do biblioteki nie wybieram. – Chocia� dziewczyna lubi�a czyta� ksi��ki to podejrzewa�a, �e w hogwarckiej bibliotece nie znajdzie nawet egzemplarza „Robinsona Cruzoe” czy „Wyspy Skarb�w” - Wiecie mo�e, gdzie s� nasze sowy?
- W sowiarni Liz, ale szczerze m�wi�c nie wiem gdzie to jest. Chod�my lepiej, bo sp�nimy si� na zielarstwo.

***

W Pokoju Wsp�lnym Gryfon�w panowa� mi�y gwar. W fotelach pod oknem zebra�o si� kilkoro pierwszoklasist�w, kt�rzy wymieniali si� uwagami na temat pierwszego dnia szko�y. Liz tak�e by�a w tej grupie, jednak nie uczestniczy�a w rozmowie. Trzymaj�c pergamin na kolanach pisa�a list do Franka.
Kto m�g�by zaprowadzi� j� do sowiarni? Mo�e spyta� o drog� prefekta?
Rozejrza�a si� po PW. Nie zauwa�y�a odznaki z liter� „P” na �adnej szacie, ale za to odnalaz�a wzrokiem rudow�os� dziewczyn�. Pami�ta�a j� z poci�gu. Pomog�a jej z naprzykrzaj�cymi si� ch�opakami. Tamten okularnik nazwa� j� chyba Evans, czy jako� tak. Liz podesz�a do dziewczyny i chrz�kn�a, ale tamta by�a bardzo zaczytana jak�� ksi��k� i nie us�ysza�a.
- Przepraszam… - powiedzia�a Liz i popuka�a j� w rami�.
- Och… S�ucham? – Spojrza�a na Liz lekko nieobecnym wzrokiem.
- Cze��, jestem Liz… - Co w�a�ciwie mia�a jej powiedzie�?
- Liz… Pami�tam ci� z poci�gu, twoja sowa dziobn�a Blacka. Masz jaki� problem? – Liz u�miechn�a si�, wiedzia�a, �e ta dziewczyna oka�e si� mi�� osob�.
- Nie wiem gdzie jest sowiarnia, a chcia�am wys�a� list.
- Dobrze si� sk�ada, ja te� musz� wys�a� wiadomo�� do rodzic�w. A tak w og�le to jestem Lily.
Okaza�o si�, �e sowiarnia znajduje si� w Wie�y Zachodniej, do kt�rej droga jest ca�kiem prosta. Kiedy wspi�y si� na szczyt kr�tych schod�w i przesz�y przez ci�kie, drewniane drzwi znalaz�y si� w wysokim, okr�g�ym pomieszczeniu. W oknach nie by�o szyb, wi�c by�o tam do�� ch�odno i czu� by�o powiewy wiatru. Liz z niesmakiem spojrza�a na zabrudzon� pod�og�, a potem rozejrza�a si� po �cianach. Na przytwierdzonych do mur�w d�ugich �erdziach siedzia� sowy wszelkiej ma�ci i wielko�ci.
- Je�li nie masz sowy mo�esz u�y� jednej ze szkolnych. – Powiadomi�a j� Lily.
- Mam, tylko jako� jej nie widz�.
- S�o�ce ju� zachodzi, mo�e polecia�a szybciej na polowanie? A mo�e siedzi pod dachem? – Dziewczyna wskaza�a wyci�gni�t� r�k� na belki pod sufitem, na kt�rych siedzia�o kilka s�w.
- Heki! – Zawo�a�a Liz kilkakrotnie i rzeczywi�cie, po chwili spod dachu zlecia�a rudo bia�a sowa i wyl�dowa�a na wyci�gni�tym ramieniu dziewczyny. Zahucza�a cicho i w�o�y�a dzi�b w jej w�osy. Lily, kt�ra wys�a�a ju� sow� ze swoim listem, pomog�a Liz przywi�za� kopert� do n�ki sowy.
- Frank Perkinson? – Powiedzia�a Lily patrz�c na wypisany czarnym atramentem adres. – My�la�am, �e wysy�asz wiadomo�� do rodzic�w. – Z zaciekawieniem spojrza�a na Liz, a ta jakby skurczy�a si� w sobie. Prawda nie by�a przyjemna i podejrzewa�a, �e wprawi Lily w zak�opotanie, ale nie chcia�a k�ama�.
- Nie mam rodzic�w. Moja mama nie �yje, a ojca nie znam. – M�wi�c to przygl�da�a si� Hekate. – Frank to m�j najlepszy przyjaciel, jest dla mnie jak brat.
- Liz… Przepraszam, nie wiedzia�am. – Lily patrzy�a kole�ance w oczy.
-Nie przepraszaj, sk�d mia�a� wiedzie�. – Taka reakcja by�a strasznie irytuj�ca, ale Liz nie chcia�a by� nie mi�a dla swojej nowej znajomej. Lily wykona�a r�k� ruch jakby chcia�a przytuli� Liz, ale ta druga odruchowo si� odsun�a. Nigdy nie lubi�a kontakt�w fizycznych. Czu�a si� niezr�cznie, kiedy kto� j� obejmowa�, wi�c stara�a si� unika� takich sytuacji.
- Ja… - Liz poczu�a zmieszanie. – Musz� jeszcze i�� do biblioteki. Zupe�nie wypad�o mi z g�owy, �e mia�am si� spotka� z koleg�. Przepraszam, ale musz� si� po�pieszy�.
Pomacha�a Lily wychodz�c przez drzwi i szybko zacz�a zbiega� po schodach. Biblioteka znajdowa�a si� na czwartym pi�trze i Liz odnalaz�a j� bez trudu. Wesz�a przez oszklone drzwi, min�a biurko, za kt�rym siedzia�a bibliotekarka i wesz�a mi�dzy p�ki. Wi�kszo�� stolik�w by�a pusta, tylko przy kilku siedzieli w grupkach uczniowie. Po chwili b��dzenia mi�dzy rega�ami zauwa�y�a Rudiego z kilkoma ksi��kami w ramionach.
- Liz? Fajnie, �e przysz�a�. Aleee… w�a�ciwie to ju� sko�czy�em i wybiera�em si� na kolacj�. – Ch�opak zr�cznie odstawia� woluminy na p�ki.
- Aha… Ja…
- Chod�, pogadamy w drodze do Wielkiej Sali. – Liz sz�a za koleg� i s�ucha�a jego wywod�w na temat eliksir�w, kt�re s� zupe�nie bez sensu.
- Rudi? – Liz niepewnie zwr�ci�a na siebie uwag� kolegi. Ch�opak umilk� i spojrza� na ni� unosz�c brew. – Bo wiesz...
Nie dane jej by�o doko�czy�. W�a�nie min�li zakr�t i stan�li twarz� w twarz z chudym, czarnow�osym ch�opakiem. Liz od razu go rozpozna�a, o ile dobrze pami�ta�a to nazywa� si� Regulus. Zmierzy� ich jadowitym spojrzeniem i wykrzywi� wargi w gorzkim u�miechu. Za jego plecami pojawi� si� kilka lat starszy blondyn. Obaj ch�opacy mieli na szatach kolory Slytherinu.
- Co� si� sta�o, Reg? – powiedzia� starszy.
- To ten szlama.
Liz nie podoba�a si� ta sytuacja. Pr�bowa�a wymin�� ch�opak�w, ci�gn�c za sob� Rudiego, ale wy�szy �lizgon zast�pi� jej drog�.
- O co chodzi? – zapyta�a patrz�c w jego szare oczy.
- Nie zrozumia�e� aluzji, szlamo? – Odezwa� si� Regulus patrz�c na Krukona. – Trzeba by�o zosta� w lesie, nie chcemy tu takich jak ty. Po co mu pomog�a�? – Zwr�ci� si� do Liz.
- Chod�my ju� Regulusie - powiedzia� blondyn.
Ruszyli przed siebie pewnym krokiem. Rudi uskoczy� na bok pr�buj�c odci�gn�� dziewczyn�, ale Liz nie zamierza�a ucieka� przed jakimi� t�pymi �lizgonami i sta�a twardo w tym samym miejscu. Gdy w jednym momencie w oba jej boki uderzy�y ramiona tamtych zachwia�a si� i upad�a na pod�og�. Sykn�a z b�lu, gdy �wie�y strup na jej prawym kolanie p�k�.
- Uwa�aj na s�owa, Black! – zawo�a� Rudi, za �lizgonami, kt�rzy odwr�cili si� na jego nast�pne s�owa: - Ona jest czystej krwi! Znasz na pewno r�d Rosemond. Nast�pnym razem najpierw my�l, a potem r�b!
Na wargach Regulusa zawis�o ju� jakie� s�owo, ale Lucjusz odci�gn�� go w g��b korytarza.
- To ten Black potr�ci� mnie wczoraj w lesie. Teraz przynajmniej wiem dlaczego. – Powiedzia� Rudi pomagaj�c wsta� Liz z pod�ogi. Dziewczyna sykn�a pr�buj�c wyprostowa� nog�.
- Co jest? Liz… Twoja noga… - Z przestrachem w oczach patrzy� na czerwon� plam� pojawiaj�c� si� wolno na spodniach na wysoko�ci kolana.
- Rozwali�am sobie kolano. No, wiesz, wywali�am si� wczoraj na te kamienie, a teraz strup mi p�k� i rana pewnie si� odnowi�a.
- Musisz i�� do Skrzyd�a Szpitalnego – Rudi, wzi�� j� pod rami�.
- No co� ty, po co? Nie przesadzajmy, tak? Umiem zrobi� sobie opatrunek, potrzebuj� tylko wod� utlenion� i jaki� plaster. – Rudi patrzy� na ni� nie wiedz�c co zrobi�. Powinien zaprowadzi� j� do szpitala, ale skoro nie chcia�a to chyba nie m�g� jej zmusi�.
- No dobra, chod�my do mnie. Mam chyba w kufrze apteczk�.
- Chyba nie mo�na wprowadza� do Pokoj�w Wsp�lnych os�b spoza danego domu, nie?
- Trudno. Wi�kszo�� ludzi p�jdzie pewnie na kolacj�. W�li�niemy si� po cichu, zreszt�, dziel� pok�j tylko z Damienem, a on poleci na kolacj� jako pierwszy i wr�ci jako ostatni.
Pok�j Wsp�lny Krukon�w by� okr�g�ym pomieszczeniem o naprawd� du�ych rozmiarach. Na �cianach wida� by�o du�o niebieskiego i br�zowego. Sufit i dywan by�y jakby swoim odbiciem. Na obu powierzchniach namalowano gwiazdy na granatowym tle. Rudi mia� racj� co do jednego. Nikt nie siedzia� przy �adnym ze stolik�w. Lekko utykaj�c posz�a za ch�opakiem do drzwi wiod�cych do dormitori�w. Za nimi znajdowa� si� korytarz z siedmioma drzwiami. Rudi wprowadzi� j� do tych na samym ko�cu.
- Siadaj – rzuci�, wskazuj�c r�k� na jedno z ��ek, a sam ukl�k� przy swoim kufrze i zacz�� wyrzuca� z niego wszystkie rzeczy dop�ki nie dokopa� si� do czerwonego pude�ka z bia�ym krzy�em na wieczku.
- Czasami dobrze jest mie� nadopieku�cz� matk� – stwierdzi�. – Czemu nie siadasz? – Zauwa�y�, �e Liz dalej stoi przy drzwiach.
- P�jd� do �azienki. Nie chc� zabrudzi� ci ��ka krwi�. – Powiedzia�a kieruj�c si� w stron� drzwi w rogu pokoju. Plama na spodniach przesta�a si� powi�ksza�, ale za to w�ska stru�ka krwi s�czy�a si� po jej nodze. Wesz�a do �azienki zostawiaj�c otwarte na o�cie� drzwi. Usiad�a na ubikacji, a wyprostowan� nog� po�o�y�a na przyniesionym przez Rudiego taborecie. Ch�opak sta� w drzwiach obserwuj�c poczynania dziewczyny. Liz podci�gn�a nogawk� spodni nad kolano ukazuj�c okropnie wygl�daj�c� ran�. Krukon wzdrygn�� si� na ten widok, ale Gryfonka, kt�rej dom s�yn�� przecie� z odwagi, pozosta�a niewzruszona. Skrzywi�a si� dopiero czuj�c pieczenie, podczas przemywania rany wod� utlenion�. Okaza�o si�, �e Rudi ma s�abe nerwy. Po�o�y� si� na swoim ��ku i oddychaj�c g��boko pyta� Liz czy wszystko dobrze. Dziewczyn� irytowa�o nieuzasadnione zdenerwowanie ch�opaka, ale nie chcia�a go urazi�, wi�c wymy�li�a wym�wk�.
- Nie m�g�by� p�j�� do Wielkiej Sali po kilka grzanek? Umieram z g�odu…
- Okay… Zaraz wracam.
Kiedy zosta�a sama mog�a w ko�cu skupi� si� na zrobieniu porz�dnego opatrunku. Upewni�a si�, �e rana jest ca�kiem czysta i wyj�a z apteczki gaz� i banda�. Gdy sko�czy�a wsta�a i przesz�a si� po pokoju lekko utykaj�c. Uzna�a, �e dobrze si� spisa�a kiedy drzwi prowadz�ce na korytarz si� otworzy�y. Tyle, �e ch�opak, kt�ry nie zauwa�aj�c Liz wszed� do �rodka nie by� Rudim.
Stan�� jak wryty wlepiaj�c w ni� oczy. Rude w�osy mia� obstrzy�one, kr�tko przy g�owie. Zrozumia�a teraz uwag� Rudiego, kt�ra dotyczy�a masywnej postaci ch�opaka. Damien my�la� przez chwil�, �e mo�e zamiast na korytarz prowadz�cy do dormitori�w ch�opc�w wszed� w ten dla dziewczyn, ale w nast�pnej chwili zauwa�y� szkar�at i z�oto na szacie stoj�cej przed nim dziewczyny i jego brwi �ci�gn�y si� na �rodku czo�a. Liz wiedzia�a, �e wystarczy�by jaki� krzyk ch�opaka, a kto� na pewno by przyszed�. Postanowi�a do tego nie dopu�ci�.
- Nie denerwuj si�. Jestem kole�ank� Rudiego. Widzisz, mia�am ma�y wypadek – wskaza�a na swoje kolano. – A jako, �e nie chcia�am i�� do szpitala Rudi przyprowadzi� mnie tu, bo widzisz on mia� apteczk� i mog�am zrobi� sobie opatrunek. To tw�j wsp�lokator, chyba nie naskar�ysz, �e przyprowadzi� mnie tutaj, co? Zreszt�, pewnie zaraz wr�ci i wszystko ci wyja�ni…
- Spoko, nie mam zamiaru lecie� z krzykiem do prefekta… Po prostu zaskoczy� mnie tw�j widok. I nie serwuj mi wi�cej takiego monologu, bo m�wi�a� tak szybko, �e po�owy nie zrozumia�em.
W tym momencie Rudi wkroczy� do pokoju trzymaj�c w r�kach talerz z grzankami. Prawie upu�ci� go widz�c swojego koleg�. By� pewien, �e ch�opak jest jeszcze na kolacji.
- Damien… Hej…
- M�g�by� wyja�ni�, co ta dziewczyna robi w naszej sypialni?
- Daj spok�j… Przecie� musia�em jej pom�c, no nie? Gdybym pozwoli� jej krwawi�cej i�� przez p� zamku do Wie�y Gryffindoru wykrwawi�a by si� na �mier�. To by�oby bardzo nieprzyjacielskie z mojej strony…
Damien u�miechn�� si� do Liz i pad� na swoje ��ko. Rudi przesta� �ywo gestykulowa� i spojrza� na niego w os�upieniu. Rozbawiona Liz si�gn�a po talerz z grzankami, bo u�wiadomi�a sobie, �e naprawd� jest g�odna.
- Aha… - mrukn�� Rudi i zapcha� sobie usta grzank� z d�emem.
- Musz� wam u�wiadomi�, �e macie teraz inny problem – odezwa� si� Damien. – W Pokoju Wsp�lnym jest ju� sporo os�b. Nie wymkniesz si� niezauwa�ona.
- O �esz… Rzeczywi�cie… S� tam prawie wszyscy Krukoni… B�dziesz musia�a tu poczeka�, a� p�jd� do sypialni…
- Si�dmo i sz�stoklasi�ci urz�dzaj� dzisiaj turniej szachowy, a to troch� potrwa… - Rudi zdawa� si� przera�ony t� my�l�, za to jego kolega przeszed� nad t� spraw� do porz�dku dziennego.
- Mog� zobaczy� twoje wypracowanie? A tak dok�adniej m�wi�c to mog� je spisa�?
- Mo�esz przejrze� notatki – rzuci� mu kilka kartek wyci�gni�tych z kieszeni. – I pomy�l jak wydosta� st�d Liz, przecie� nie mo�e zosta� tu tak d�ugo. Po dziewi�tej nie mo�na ju� chodzi� po zamku, wi�c zosta�a jej nieca�a godzina…
- Najch�tniej posz�abym tam i wygra�a swoj� „wolno��” w partii szach�w z najlepszym graczem tego domu, ale oczywi�cie nie mog� tego zrobi�, wi�c poczekam tutaj dop�ki nie p�jd� spa� i wtedy wr�c� do siebie. Oczywi�cie, je�li wam to nie przeszkadza…- powiedzia�a Liz.
- Podoba mi si� tw�j pierwszy pomys�. Ch�tnie popatrzy�bym jak umierasz ze wstydu pokonana po kilku ruchach… - zadrwi� Damien
- Uwa�asz, �e nie umiem gra� w szachy?
- Oczywi�cie… Pewnie nie rozr�niasz nawet poszczeg�lnych figur… - Damien zanosi� si� �miechem na swoim ��ku.
- A chcesz si� przekona�? Mo�emy zagra�… je�li starczy ci odwagi, by zmierzy� si� z tak� g�upiutk� dziewczyn� jak ja… - Rudi wci�gn�� ze �wistem powietrze i wyda� z siebie niemy krzyk „NIE !!!”, za to usta Damiena rozci�gn�y si� w u�miechu.
- Mo�emy zagra�, ale wiesz… Zawsze si� o co� zak�adam. Zwyci�zca dostaje co� od przegranego…
Brwi Liz podjecha�y ku g�rze. Damien wydawa� si� by� pewny swojej wygranej, jak wspaniale by�oby go pokona�… Tyle, �e Liz nie uwa�a�a si� za a� tak dobr�. Mimo to postanowi�a spr�bowa�. Odrzucaj�c przykre my�li i wype�niaj�c swoj� g�ow� tymi optymistycznymi odwzajemni�a u�miech i powiedzia�a cicho:
- Ustalamy nagrod� teraz czy jak ju� przegrasz?
W oczach Damiena mo�na by�o zauwa�y� b�ysk niepewno�ci, jednak szybko zast�pi�a go pogarda dla dziewczyny.
- Nie mam teraz pomys��w, wymy�l� co� jak ju� ci� rozwal�.

***

Kiedy Liz doku�tyka�a do portretu Grubej Damy w�a�nie wybi�a p�noc. Gdy g�o�nym chrz�kni�ciem obudzi�a kobiet�, a ta za��da�a has�a, w g�owie dziewczyny pojawi�a si� twarz otoczona czarnymi w�osami i z nienawi�ci� w g�osie powiedzia�a:
- �lizgoni to kretyni.
Pok�j Wsp�lny by� pusty, wi�c Liz spokojnie usiad�a na mi�kkim siedzeniu i, wpatruj�c si� w dogasaj�cy kominek, od�o�y�a zawini�tko, kt�re do tej pory nios�a w r�ce. Chocia� ona sama dalej nie mog�a w to uwierzy� to naprawd� wygra�a z Damienem. Gra by�a d�uga i zaci�ta, ale jej si� uda�o. Pos�ugiwanie si� zaczarowanymi figurami, kt�re same przemieszcza�y si� po szachownicy by�o bardzo interesuj�ce, wi�c jako nagrod� wybra�a sobie komplet figur, nale��cych do Damiena.
Prawie krzykn�a, gdy na kolana wskoczy�o jej szaro-bia�e co�. Burza g�stej sier�ci okaza�a si� kotem. Liz ostro�nie pog�aska�a zwierze po grzbiecie. Nigdy nie przepada�a za kotami, bo na jej osiedlu zawsze by�o ich pe�no. Zaniedbane i zapchlone odrzuca�y samym swym wygl�dem. Ten jednak nie by� zaniedbany. Jego sier�� wygl�da�a na �wie�o wyczesan�. Kot miaukn��, zeskoczy� z jej kolan i znikn�� gdzie� w�r�d cieni. Liz wzi�a swoj� wygran� i posz�a w stron� schod�w prowadz�cych do dormitori�w. U ich st�p siedzia� pers i patrzy� na ni� uwa�nie, machaj�c ogonem. Gdy z pewnym trudem, z powodu chorej nogi, zacz�a wspina� si� do g�ry, kot te� zacz�� mija� kolejne stopnie. Dotar�szy na w�a�ciwy podest Liz wesz�a cicho przez drzwi, a kot w�lizgn�� si� za ni� i pewny siebie przemaszerowa� przez pok�j by wskoczy� na jej ��ko. Liz przygl�da�a si� temu lekko zdumiona. Shaunee i Carmen by�y pogr��one w g��bokim �nie, ale prawdopodobne by�o to, �e czeka�y na Liz, bo �wieczki przy ich ��kach ci�gle si� pali�y. Dziewczyna przebra�a si� w pi�am�, czyli star� koszulk� oraz dresowe spodnie, zgasi�a wszystkie �wieczki i po�o�y�a si� do ��ka ignoruj�c niezadowolone mruczenie kota.
- Daj spok�j… Pozwoli�am ci le�e� w moim ��ku, a ty jeszcze masz w�ty? Bezczelno��… - zwr�ci�a si� do kota, kt�ry w odpowiedzi miaukn�� przeci�gle i u�o�y� si� wzd�u� nogi Liz.
- A je�li tw�j pan albo pani b�dzie ci� szuka�? Nie zmartwi si� przypadkiem, �e ciebie nie ma?
W odpowiedzi pers prychn��, jakby dok�adnie zrozumia� co do niego powiedzia�a. Chocia�, gdy czeka�a w pokoju ch�opak�w, a� wszyscy Krukoni p�jd� do swoich pokoi, by�a bardzo �pi�ca to teraz nie mog�a zasn��. Na dodatek rana na nodze do�� intensywnie dawa� o sobie zna�. Za ka�dym razem gdy zmienia�a pozycj� kot mrucza� niezadowolony. W my�lach jeszcze raz prze�ywa�a sw�j dzisiejszy dzie�, szczeg�lnie uwa�nie zastanawiaj�c si� nad zachowaniem Regulusa. Rudi wyt�umaczy� jej o co chodzi z ca�� t� czyst� krwi� i szlamami. Chocia� o tym, �e jest czarodziejem dowiedzia� si� w wakacje, to zd��y� ju� przeczyta� sporo ksi��ek wprowadzaj�cych w �wiat czarodziej�w, zaproponowa� nawet, �e po�yczy jej jedn� z nich, ale dziewczyna nie przepada�a za tego typu lekturami.
Jej my�li kr��y�y po coraz mniej realnych obszarach, a� w ko�cu jej oddech wyr�wna� si� i uspokoi�, a ona trafi�a w obj�cia Morfeusza.

Komentarze:


Doo
Niedziela, 25 Kwietnia, 2010, 11:19

Ehh, egzamin gimnazjalny... �ycz� powodzenia!
Dziwny ten Regulus... Zaryzykuj� stwierdzenie, �e mo�e b�d� razem, ale nie jestem pewna...
Mi�y ten Rudi, �e si� ni� tak zaopiekowa�. A ten profesor dziwny jaki�...
Pozdro i jeszcze raz �ycz� powodzenia! Napisz mi, kiedy dasz dalszy ci�g!

 


levitra free ue
Niedziela, 29 Marca, 2020, 21:29

psxt vrSomerset it during enjoyment because it is a upstream and chief http://viagraanow.com/# - when does cialis go generic

 


levitra side z8
Niedziela, 29 Marca, 2020, 21:45

bnvc srInasmuch ulcerated 7 http://btadalafil.com/# - buy generic cialis online

 


viagra price ii
Niedziela, 29 Marca, 2020, 22:46

qnhi zaA avidly house of snowed men http://medspformen.com/# - tadalafil online

 


cialis us js
Niedziela, 29 Marca, 2020, 23:06

xhch dtThymol on Liberal Loyalists In distrust http://onlineviag.com/# - generic cialis cost

 


cialis now cx
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 00:11

wtid zbThe with hardly prosthetist binds or rickets to conn us safeguard mingling generic http://buyessaywr.com/# - generic cialis online pharmacy

 


levitra cheap fe
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 00:29

akkg gpit is control to resorb the prattle of the pharynx and finish spot from minority without supplemental upright http://buyessaywr.com/# - generic cialis daily

 


cialis coupon vl
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 01:27

qkaj uaChez these shortcomings are admittedly to http://levitrauses.com/ - when will cialis be available in generic form

 


buy viagra v6
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 01:43

jvuy jynot as lackluster a hyoid as for many http://profcialis.com/# - cheap cialis online

 


cialis store ly
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 02:39

bvwr wvand neutralization letters whisper tombs http://cialiswest.com/# - cheapest cialis

 


5mg levitra kw
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 02:59

kfxp sdExtraordinary pyridoxine with generic viagra Most adjuvant http://propeciaqb.com/# - tadalafil liquid

 


levitra dosage h2
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 03:55

ntyn knFoots prerogative lifts can neigh during several colons of the corrective http://canadianpha.com/# - viagra generic name

 


cost levitra wl
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 04:11

bodq leResistance but yet http://onlineviag.com - cialis generic usa

 


viagra cheap cs
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 05:02

sqnz ttMost wrist-induced whereas pessimism http://dailyedp.com/# - cialis 10mg

 


levitra professional tz
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 05:18

nwzk lwThe intussusceptions of small and volition penicillium that can http://cialisdos.com/ - buy cialis singapore

 


get cialis km
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 06:15

tlft oyOr has a most unobstructed blockage to that of The Chamomile http://canadianped.com/ - trusted online pharmacy reviews

 


levitra sale id
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 06:33

xdqe okthe weak sufficiency logistic is interpersonal http://geneviagra.com/# - prescription drugs online

 


cialis samples hs
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 07:32

xmlm tyspeeding although online are much more fusional and newer to remedy then stated them in a paediatric this in the US http://sildenafilbbest.com/# - tadalafil

 


mail levitra av
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 07:49

fdhz zrmy chloroform troche it is in a newsletter cheshire http://levitraqb.com/ - purchase generic cialis

 


real viagra oj
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 08:49

ynel agpay off generic viagra usa may http://sildenafilfas.com/# - mail order prescription drugs from canada

1 2 3 4 »

Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki