Pamiętnikiem opiekuje się Mercy Do 12.01.2009 pamiętnikiem opiekowała sie Eio Do 23.03.2008 pamiętnikiem opiekował się Gideon
Kącik CedricaBłogosławiony przez bogów, kto nie przywiązuje się do nikogo. Dodał Cedrik Diggory Niedziela, 10 Maja, 2009, 22:23
Przepraszam że ni pisałam ale hmm... egzaminy cóż rodzice nad głową myślą że można się czegoś nauczyć. Pozdrawiam dwa kochane potwory!
Ita wchodziła niezdarnie po schodach trzymając się kurczowo poręczy. Miała zawiązane oczy, więc szło jej to strasznie mozolnie. Wspinałem się za nią, aby ja złapać gdyby straciła równowagę. Jeszcze raz spojrzałem na zegarek. Było za trzy północ. Im wyżej wchodziliśmy tym robiło się coraz zimniej. W razie, czego niosłem ze sobą kilka koców. Gdy wreszcie znaleźliśmy się na szczycie wieży pomachałem do innych sprawców całego zajścia. Poszedłem w stronę przyjaciół i stanąłem obok Alice. Koce rzuciłem w miejsce gdzie mieliśmy siedzieć.
Pogoda była cudowna jak na luty. Piękne nocne bezchmurne niebo i lekki przymrozek. Na niebie było widać niemal każdą gwiazdkę. Wyglądało to jakby ktoś napisał dzieje świata i nieznanym nikomu języku. Niektórzy sądzą, że przyszłość jest w nich zapisana. Ja w to nie wierze. Są takie stare i piękne. Nie mogłyby wiedzieć nic o przyszłości za to dużo o przeszłości.
Z zamyślenia wyrwała mnie Alice która wzięła mnie za rękę i pociągnęła w kierunku stosiku z prezentami. Rękę miała zimną. Najwyraźniej trochę przemarzła, gdy czekała na nas. Miałem sobie za złe, że nie przyspieszyłem naszej wycieczki na wieżę. W tym samym czasie, w którym zmierzaliśmy w stronę prezentów Ita ściągnęła sobie z oczu opaskę.
- Niespodzianka! – krzyknęła Alex. Chwyciła prezent, który znajdował się na samym wierzchu i podbiegła do Ity. – Mam nadzieje, że ci się spodoba- podała dziewczynie fioletowe pudełeczko- A i wszystkiego najlepszego- dodała całując ją w policzek.
- Wszystkiego najlepszego! – Patryk wręczył jej podłużny pakunek przypominający rolkę papieru.
- Dziękuję bardzo – podziękowała Ita i dygnęła.
- A to od nas – podałem Icie prezent. Kupiliśmy jej świetną książkę o planetach i gwiazdach. Chyba było tam też coś o wróżbach.
- Dziękuje wam wszystkim bardzo za niespodziankę – Ita uśmiechnęła się ponownie i przytuliła nas
- Nie ma, za co – odpowiedziała Alice – właściwie pomysł był Alex, chociaż my wszystko zorganizowaliśmy - Ita rozpakowała prezenty. Nie zauważyłem, co dostała od Alex natomiast Patryk dał jej specjalny papier do listów o zapachu konwalii. Adam nie mógł niestety do nas dołączyć gdyż leżał w skrzydle szpitalnym. Na ostatnim meczu pomiędzy Gryfonami i Krukonami tłuczek wpadł w trybunę i niestety trafił biednego Adama. Przynajmniej tyle udało mi się wyciągnąć od Alice
Wszyscy siedzieliśmy na wcześniej przygotowanym „miejscu piknikowym” jak to nazwała Alex. Po środku stał koszyk z jedzeniem ”pożyczonym” od skrzatów z kuchni. Długo rozmawialiśmy aż koło trzeciej Alex powiedziała, że jest zmęczona i poszli razem z Patrykiem a wraz z nimi Ita. Zostaliśmy tylko ja i Alice.
- Pięknie, co? – zapytała przerywając ciszę.
- Bardzo – przytaknąłem. Alice wstała i podeszła bliżej murku, aby podziwiać widok z wieży
- O faktycznie wysoko tu – pojrzała w dół.
- Jakby nie było to najwyższa wieża Hogwartu. Nie zimno ci? – spytałem widząc że nie wzięła ze sobą koca.
- Troszkę – odpowiedziała. Wziąłem, więc koc i otuliłem ją mocno.
- A teraz? – spytałem
- Trochę cieplej – podpowiedziała – Przytuliłem, więc Alice i ten gruby koc do siebie.
- Teraz już ci powinno być ciepło. – stwierdziłem
- A wiesz, że mugole skaczą z takich wież jak ta albo z mostów i jeszcze za to płacą.
- Dziwni są ci ludzie – stwierdziłem
- Dlaczego? Ja bym chciała skoczyć. – Alice uśmiechnęła się do mnie.
- Jesteś szalona – powiedziałem pod nosem.
- Wiesz tak właściwie to mało o sobie wiemy- stwierdziła Alice
- Mnie wystarczy, że jesteś – na znak, że mi to wystarczy objąłem ją mocniej
- Przestań, bo mnie udusisz! – krzyknęła Alice jednocześnie udając że się dusi
- Jak będziesz tak krzyczała to obudzisz cały Hogwart. Mówiłaś coś, że mało o tobie wiem.
- Bo tak jest. Nigdy nie zapytałeś, czemu się przeprowadziliśmy
- Nie chciałem być natrętny.
- Czyli chcesz wiedzieć?
- Tak chcę – odpowiedziałem
- No, więc... Zacznę od początku tak będzie łatwiej – wzięła głęboki oddech – Urodziłam się gdzieś na północy Europy. Dokładnie nigdy mi nikt nie wyjaśnił gdzie. Mieszkaliśmy w domu nad jakimś jeziorem. Od kiedy mama mi opowiedziała, że mieliśmy domek chciałabym tam wrócić, ale nie wiem czy mi się to uda. No i było wszystko pięknie ładnie do czasu, kiedy do naszego domu nie wpadli aurorzy. Schwytali ojca i zawieźli na przesłuchanie. Od tamtej pory już go nie widziałam. Mama mówiła, że po tym zdarzeniu szybko wyprowadziliśmy się gdzieś w głąb Rosji. To nie ma teraz znaczenia. W każdym razie udało mu się uniknąć Azkabanu. Co gorsza dowiedział się że to mama powiadomiła ministerstwo . Od tamtej pory nas szukał. I szuka dalej. To nie jest chlubne być córką śmierciożercy. – zamknęła oczy. Po policzku spłynęła jej łza. – Nie masz pojęcia jak się boje. Byłam mała i naiwna, ale mama opowiedziała mi o wszystkim. Codziennie, kiedy się budzę zastanawiam się tylko czy już wie gdzie nas szukać czy jeszcze nie. Pewnie zrobi tak jak napisał. Pewnego razu już nas prawie namierzył i wysłał mojej mamie list. Napisał, że jej nie zabije, chociaż go wydała. Dopadnie nas, aby bardziej cierpiała, żeby myślała, że śmierć będzie dla niej lepszym rozwiązaniem.
- Och nie płacz Alice – przytuliłem ją do siebie – zobacz jestem przy tobie i zawsze będę. Niedługo wzejdzie słońce i zacznie się nowy dzień. Stoimy na wieży razem. I nie masz się, czego bać – starałem się ją pocieszyć. Chociaż wiedziałem, że w starciu z dorosłym czarodziejem nie miałbym najmniejszej szansy na przeżycie. Nagle stało się coś nieoczekiwanego Alice prawie by się przewróciła. Na szczęście stałem blisko i zdążyłem ją złapać. – Alice? Wszystko w porządku? – zapytałem przestraszony
- Tak raczej tak – odpowiedziała – jestem chyba tylko trochę zmęczona. Wracajmy już.
***
I znów przyszła wiosna. Pierwsze ciepłe dni ludzie spędzali na dworze. Niestety inni tacy jak ja Ita Alex czy Patryk siedzieliśmy nad książkami i zwykle jak to bywa wpatrywaliśmy się w nie nierozumnie. Po pierwszych pięciu minutach stwierdziłem, że ciągle czytam ten sam wiersz. To jest straszne, dlatego nie lubię jak jest na zewnątrz ciepło, bo to w pewnym stopniu otępia umysł.
- O właśnie mi się przypomniało – powiedziała Ita podnosząc głos – wiecie, że Aludra to gwiazda z gwiazdozbioru Wielkiego Psa? – przekazując nam tę informacją wyglądała jakby dopiero co obudziła się z głębokiego snu.
- Świetnie. A tak w ogóle napisał ktoś coś? – Rozejrzałem się w koło. Alex mazała piórem po pergaminie Patryk był nieobecny wzrokiem jak również pewnie umysłem. Ita właśnie wyskoczyła z jakąś dziwną informacją. Nagle drzwi biblioteki otworzyły się z hukiem i wbiegł Adam.
- Stało się coś? – spytała Alex przerywając swoją twórczą pracę
- Aaaa....lice...jest ...w skrzydle ...szpitalnym – wydyszał Adam
- Co się stało? – zapytał wyrwany z otępienia Patryk
- Nie wiem zemdlała na lekcji. Tyle mi powiedzieli. Na razie nie można do niej chodzić. Nie wiem, co jej jest.
***
- Zobaczysz jeszcze odnajdziemy twój domek nad jeziorem. Nawet, jeśli będziesz chciała to skoczę wraz z tobą z mostu, chociaż to czysta głupota. Obudź się. Wiem, że się obudzisz. Pojedziemy na wakacje pod namioty. Proszę...
- To nic nie da. Przychodzisz tu, co dziennie przez dwa tygodnie rozmawiasz z nią a ona ci nie odpowie. – Ita też przychodziła codziennie do Alice w nocy a po mnie w dzień abym poszedł na lekcje. Ja jednak chciałem zostać i mówić do niej. Spała tak spokojnie. Jej twarz była taka łagodna. Leżała już tak dwa tygodnie.
- Ced. Proszę chodźmy na te lekcje. Nie mogę patrzeć jak się męczysz.
- Ita zrozum, jeżeli ona się nie obudzi do soboty to przeniosą ją do Munga. Musze zrobić wszystko, co w mojej mocy....
- A ja musze zrobić wszystko byś nie zwariował. Proszę chodź nie chce się kolejny raz z tobą szarpać.
- Poczekaj. Słyszysz to? – spytałem
- Niby, co?
- Jej serce zabiło inaczej szybciej. – Nasłuchiwałem. Jej serce zaczęło uderzać coraz szybciej. Myślałem, że się obudzi, że wszystko będzie dobrze. Serce biło jak dawniej. Ona nadal nie otwierała oczu. – Nic się nie stało. Nie obudziła się. – odwróciłem się w stronę Ity i poszedłem do klasy.
***
Alice nie wytrzymała do soboty przenieśli ja tego samego dnia. Już nie mogłem jej odwiedzać. Nie wiedziałem, co się dzieje. Nikt nic nie mówił. Stało się oczywiste, że wszyscy wiedzą coś, czego nie wiem ja. Adam nie chodził do szkoły po to, aby mógł odwiedzać ją w szpitalu. Ita jak zwykle chodziła gdzieś po zamku i trudno ją było znaleźć. Alex i Patryk jakoś zbyt często znikali mi z oczu. Dni wlokły się jeden po drugim. Godziny lekcyjne w dusznych salach wydawały się nie mieć końca. Chciałem wiedzieć, co się dzieje z Alice, ale bałem się poznać odpowiedzi. Wmawiałem sobie, że niema się, czym martwić przecież tam są wspaniali uzdrowiciele.
Siedziałem zupełnie sam w pustej klasie. Chciałem zadać sobie tysiące pytań, ale nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi, chociaż na jedno.
- Przeszkadzam? – zapytał ktoś uchylając drzwi
- O! Ita, wejdź – powiedziałem
- Słuchaj nie jest dobrze. Nie jest nawet źle. Jest gorzej niż źle. Lekarze stwierdzili, że to jakaś trucizna dostała się do jej organizmu. Nie mogą jej rozpoznać. Jej organizm zabija sam siebie. – powiedziała. Zauważyłem grymas bólu na jej twarzy. Schowałem twarz w dłonie. Nic nie było jasne i nic nie było sprawiedliwe. Wszystko się skończyło. Chciałem tylko poznać winnego . Chciałem się dowiedzieć, kto to zrobił.
Dziękuje bardzo wszystkim komentującym. Dziękuję Agusi. Może ta notka nie jest świetna ale mam nadziej że chociaż trochę się wam spodoba
Było ciemno. Krople deszczu za oknem pukały rytmicznie o parapet. Wpatrywałem się w ciemność, która powinna przynieść błogi sen, lecz nie przyniosła. Już od kilku godzin siedziałem w swoim pokoju, czekając na piasek Morfeusza, lecz ten widocznie był dziś zbyt zajęty, aby obdarzyć mnie choć odrobiną snu. Mam dziwną tendencję do analizowania życia, podczas gdy nie mam co robić. Po prostu za dużo myślę, zbyt się przejmuję, za bardzo biorę wszystko do siebie. Poprawiłem sobie poduszkę pod plecami. Siedziałem na łóżku z kręgosłupem opartym o ścianę. Dzięki poduszce nie czułem jej zimna. Coś cicho stukało o szybę. Przykryłem się kocem po samą brodę. Grudniowe noce raczej nie są wyjątkowo ciepłe. Pukanie stało się coraz wyraźniejsze i ciągle przyspieszało. Na początku myślałem, że to gałąź, która skrobie o szybę. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że to coś pukało w szybę w rytmie mojego serca. Wstrzymałem oddech. Nagle stukanie ustało. Zapadła cisza. Słyszałem tylko łomot swojego serca i krople uderzające o parapet. Podszedłem do okna. Z początku nie widziałem nic, prócz całkowitej ciemności. Lecz nagle coś podskoczyło na parapecie. Zobaczyłem czarnego przemokniętego kruka z wiadomością u nogi. Otworzyłem okno i wpuściłem ptaka do pokoju. Odczepiłem kartkę i zacząłem czytać:
Hej Ced!
Mam nadzieję, że kruk cię nie obudził. Chcieliśmy cię powiadomić, że jutro na ten bal, czy jakkolwiek to się ma nazywać, przyjedziemy wcześniej z odsieczą. Możemy trochę pomóc, a później uratujemy cię przed ludźmi. To znaczy, jeśli będziesz chciał. No bo wiesz- my sami byśmy uciekli, a ciebie rzucili na pożarcie. Jakoś przynajmniej trzeba udawać, że cię lubimy. Nie pomyśl sobie czasem, że przychodzimy tylko po to, aby się najeść za darmo i trochę potańczyć. A co do jedzenia, dużo będzie dań?
Alex
Ps. Nie odpisuj, wypuść po prostu kruka, on sam wróci.
Tak, to musiała być Alex. Nikt inny spośród moich znajomych nie jest tak dowcipny jak ona. Wziąłem kruka w dłonie, tak jak się zazwyczaj bierze gołębia i wypuściłem przez okno na ulewę. Zamknąłem je, położyłem się na łóżko i sięgnąłem książkę ?Historia Hogwartu? wydawała się odpowiednie nudną, aby można było przy niej zasnąć.
Dostałem tę książkę od ojca na piąte lub szóste urodziny. Na niej uczyłem się czytać. Jako mały chłopiec bardzo lubiłem te wszystkie historie o wielkim zamku Hogwart. Jak każde dziecko bardzo chciałem iść do szkoły. Ciekaw jestem, czy wszystkim ten zapał mija tak nagle po kilku latach nauki.
Szkoła nie była aż tak bardzo spokojnym, wręcz nudnym miejscem. No może i by była gdyby nie Alex i jej kłótnie z Patrykiem, Ita która zawsze przegrywała w eksplodującego durnia, a mimo to nie złościła się. Czasami po rozdaniu kart odkładała je na bok zapytana dlaczego odpowiadała, że to jej tajna broń. Przez te rozmyślania usnąłem.
***
Nasz śmiech słychać byłoby w całym domu, gdyby nie to, że tłumiła go głośna muzyka.
Patryk popchnął nogą drzwi do małej biblioteczki mojego ojca. Nie mógł użyć rąk, bo trzymał w nich butelki piwa kremowego. Pomieszczenie nie było bardzo duże, ale bynajmniej spore, bo mieściło kilka regałów starych książek, kanapę i dwa fotele w czerwono- czarne wzory i mały czarny stoliczek. Patryk położył butelki na stoliczku i od razu zajął miejsce pośrodku kanapy. Za nim weszła Alex i jednym skinięciem różdżki rozpaliła ogień w kominku. Spojrzała na Patryka i powiedziała:
- Jaka gustowna szata wyjściowa. Wyglądasz w niej jak...
- Kretyn- dokończył za nią Patryk
- Ok. Przez grzeczność nie zaprzeczę.
- Lepiej popatrz na siebie. Wytarte spodnie i bluza. - Alex automatycznie popatrzyła na swoje spodnie i bluzę. Uśmiechnęła się podejrzliwie i zwróciła się do mnie.
- Ced, czy nie wyglądam ładnie?- stłumiłem śmiech
- Tak, wyglądasz przepięknie. Alice, która właśnie weszła do pokoju, spojrzała się na mnie krzywo. W odróżnieniu od Alex miała na sobie srebrną sukienkę. Jej blond włosy były lekko zakręcone i ułożone w taki sposób, że zakrywały ramiona. Widocznie uraziło ją to, że powiedziałem Alex że wygląda ładnie w spranych spodniach i bluzie, bo usiadła na kanapie obok Patryka i rzuciła mi kolejne miażdżące spojrzenie. Za niecałą minutę do pokoju weszli Ita i Adam. Przynieśli przekąski, które udało im się wyłudzić od mojej mamy. Adam ubrany w srebrną szatę wyjściową wyglądał, jakby ktoś zmusił go do włożenie tego czegoś na siebie. Ita natomiast wyglądała jak lustrzane odbicie Alex..
- No, nie patrz się tak, po prostu nie lubię sukienek. -powiedziała. Tak jakbym się na nią patrzył przynajmniej pięć minut.
- Wcale się nie patrzę. No dobra, skoro mamy już wszystkich. To...
- Pograjmy w eksplodującego durnia, albo w szachy czarodziejów. -Zaproponował Adam
- A może będziemy opowiadać mrożące krew w żyłach opowieści? -powiedziała Alex.
- Może to coś znajdziemy. -Patryk wskazał na regały. Ita, która siedziała najbliżej nich, wstała i podeszła do stojącego najdalej od wejścia. Wyciągnęła jakąś starą i zakurzoną książkę.
- I co znalazłaś? -Zapytał Adam
- To tylko Historia Hogwartu... - odpowiedziała. Już miała włożyć książkę na półkę gdy nagle wyleciała z niej kartka. Ita schyliła się i ją podniosła.
- Co to jest? -zapytała nagle zainteresowana Alice.
- Kartka? -odpowiedziała Ita bez przekonania. Podeszła do nas i położyła ją na stoliku, na którym wcześniej Patryk zrobił trochę miejsca.
- Ty za dużo czasu spędzasz z Alex.- stwierdził Patryk.
- No więc co to jest? -ponaglił Adam.
- Kartka? -powiedziała znów Ita.
- Powtarzasz się. -powiedziała Alice wyniosłym tonem.
- Wiem, ale tu nie ma nic więcej.... Chyba że... -zaczęła Ita.
- Chyba że co? -zapytała już zirytowana Alice .
- Pokaż swój sekret - Ita wycelowała różdżką w kawałek zniszczonego pergaminu, w jednej chwili wszyscy wstrzymali oddech. Koniec różdżki zetknął się z chropowatą powierzchnią pergaminu, można było zauważyć unoszące się drobinki kurzu. Jednak nic się nie stało- żadnych ukrytych liter ani znaków, nic niezwykłego się nie zdarzyło.
- Chyba naczytałaś się za dużo bajek. -skwitowała Alice.
-Możliwe, ale warto było spróbować. -odpowiedziała Ita, nie zważając na docinki Alice. Patryk sięgnął po piwo kremowe i otworzył je. Kropla, jedyna mała kropelka spadła na pergamin. ?Obudzone? tą maleńką kropelką zygzaki zaczęły pełznąć po kartce, ustawiając się w szeregach. Zmieniały się w zwierzęta, przemieszczały, gryzły, walczyły aż w końcu wszystko się uspokoiło. Ustawiły się w równe rzędy, jak żołnierze w wojsku i zastygły w bezruchu.
Kartka wyglądała, jakby była wyrwana z jakiejś książki. Niektóre litery były zamazane, inne wypalone, jednak większość dało się odczytać. Alex chwyciła kartkę i zaczęła czytać na głos.
- Było nas pięcioro. Młodych, uzdolnionych, wręcz doskonałych. Wszyscy wychowani w rodzinach czarodziejskich, lecz znacznie różniący się od pozostałych młodych czarodziejów. Każdy z nas z osobna czuł się jak ktoś niezwykły, ponadprzeciętny, wybrany. Byliśmy zbyt pewni siebie. -Alex wzięła głęboki oddech.
- I co dalej ? Co jest napisane niżej? -ponaglał ją Patryk
- To jest zamazane i niewyraźne - odpowiedziała. Próbowała wytężyć swój wzrok bardziej. Przybliżała i oddalała kartkę od oczu.
- Ej jest tam coś z drugiej strony! -krzyknęła Alice. Alex przekręciła kartkę.
- To jest chyba kartka wyrwana z jakiejś starej książki, podręcznika, tu jest przepis na jakiś eliksir, a raczej druga część przepisu.
- Ale jest jakiś podpis "Aludra" - przeczytała na głos Alex
Nie wiem, jak długo tam siedziałem. Stwierdziłem, że widocznie wystarczająco, skoro przyszła do mnie Alex. Nie miałem pojęcia, jak mnie znalazła. Nikomu nie mówiłem gdzie będę. Widocznie opuszczona klasa do transmutacji nie była idealną kryjówką, choć pachniała stęchlizną a jej wygląd był godny wnętrza Wrzeszczącej Chaty. Czułem się tam dobrze, sam. Już trzeci rok z kolei próbowałem naskrobać wyjaśnienie dla rodziców, czemu nie przyjadę na święta. Siedziałem przy jednej z ławek, z piórem w dłoni i kartką przed nosem. Nie napisałem zupełnie nic. Nie wiedziałem co. W pierwszej klasie usprawiedliwiłem się tym, że koledzy nie wracają do domu i, że głupio było by, gdybym ja wyjechał. Ojciec zrozumiał - reputacja. Matka- niestety nie. W drugiej klasie, niby to przypadkiem, w cieplarni, gdy przesadzaliśmy mandragory, obluzowałem sobie nauszniki. Tym razem prawie by mi się nie udało gdyby nie to, że pani Pomfrey nie wyraziła zgody na zabranie mnie do domu, bo nie była do końca pewna, czy nic mi się nie stało. Za to, jak na złość, w tym roku nie miałem pomysłu. Alex podeszła prawie bezszelestnie do krzesła stojącego najbliżej mnie. Usiadła i zaczęła się na nim bujać. Nie reagowałem. Przestała się bujać. Spojrzała w moja stronę i zapytała:
-Co robisz?
-Próbuję się wymigać od świąt w domu. - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-I jak ci idzie? - Popatrzyła na moją pustą kartkę.
-Kiepsko - Uśmiechnąłem się krzywo.
-Mogę ci jakoś pomóc? - Zapytała życzliwym tonem, którego używała niezwykle rzadko.
-Złam mi rękę, nogę, otruj mnie, albo jak nie umiesz, to wymyśl mi sensowny argument. -Powiedziałem. Położyłem głowę na ławce. Była zimna, lecz to nie pomogło w myśleniu.
-No wiesz, chętnie bym wykonała jedną w wymienionych przez ciebie czynności, ale nie mam czasu.
-A co ty taka smutna jesteś? - Zapytałem wyraźnie zdziwiony, że Alex nie walnęła jeszcze jakiejś ze swoich sławnych gadek, powalających ludzi na kolana.
-Bo mnie wkurzasz. - Warknęła. Poczułem, że na plecach pojawiła mi się gęsia skórka.
-Czym? Przecież nic nie robię. - Powiedziałem głosem udając niewiniątko.
-Właśnie! Ty nic nie robisz, ty stale uciekasz, bądź raz mężczyzną! - Wykrzyczała mi w twarz. Próbowałem ukryć to, jak bardzo uraziły mnie jej słowa, nie wiem, w jakim stopniu mi się udało, ale bezpieczniej było zmienić temat.
-Więc, po co tu przyszłaś?
-No, już mówisz trochę z sensem. A już myślałam, że ci się mózg przepalił i zaraz dym zobaczę, albo fajerwerki. - Powiedziała. Patrzyła gdzieś w przestrzeń ponad moją głową, tak jakby wyobrażała sobie, że za chwilę wylecą z niej sztuczne ognie. Pomachałem jej dwa razy ręką przed oczami, aby wyrwać ją z zamyślenia.
- Mam dla ciebie list. - Oznajmiła. Wyciągnęła list z kieszeni i położyła go przede mną. Niepewnym ruchem ręki otworzyłem dość pokaźną kopertę. Wyciągnąłem z niej list, był od rodziców.
Drogi Cedicu! Cieszymy się, że nareszcie w tym roku spędzisz święta w domu. Tym razem my organizujemy Bal Bożonarodzeniowy. Skromna impreza, trochę rodziny i znajomych. Dołączamy do listu zaproszenia dla twoich przyjaciół.
Przez ten czas, gdy czytałem list, Alex wyszła. Nie mogłem, a raczej już nie chciałem kombinować. "Ludzie to nie potwory, może mnie nie zjedzą." - pomyślałem. Może nie dodawało mi to otuchy, ale choć trochę uspokajało. Na pustej kartce napisałem: "Dziękuję! Też się cieszę."
Jakoś zawsze, gdy do nich pisałem, było to zdanie, góra dwa. Osobiście nie lubię pisać, raczej wolę wszystko załatwiać w cztery oczy. Wstałem, schowałem list do kieszeni. Skierowałem się w stronę wyjścia.
***
Kiedy pokonałem drogę od klasy, która miała być moim schronieniem przed ludźmi, co niestety nie wyszło, do sowiarni, był już zmierzch. Dziwna ciemność oplatała Hogwart, wlewała się przez jego mury do środka. Ktoś kiedyś mi mówił, że to najniebezpieczniejsza pora dnia dla człowieka. Smoki, które mają świetny wzrok, o zmierzchu praktycznie nic nie widzą, wtedy łatwo je złapać lub zabić. Z ludźmi jest trochę podobnie. W dzień widzą dość dobrze, w nocy, jeśli niebo jest bezchmurne i widać księżyc- trochę gorzej, lecz ta pora dnia jest najbardziej zdradliwa, tajemnicza i niebezpieczna. Otworzyłem drzwi do sowiarni, było tam ciemniej niż zwykle. Szkolne sowy pohukiwały niespokojnie. Przywołałem jedną z nich. Duży, brązowy puchacz usiadł mi na ramieniu. Zacząłem przywiązywać liścik do jego nóżki. Księżyc wyszedł zza chmur. Puchacz wyprostował się i odleciał. Nagle gdzieś za plecami dostrzegłem jakiś ruch.
-Witaj. -Powiedział mi aksamitny głos. - Co ty tutaj robisz? - Zapytał głos.
-Wysyłam list. - Odpowiedziałem, obracając się, aby zobaczyć rozmówcę. Niestety, księżyc przysłoniła chmura i postać pozostała w mroku.
-Tak późno? Chyba nie wolno chodzić po Hogwarcie. - Faktycznie, było późno. Chciałem się jakoś bronić, lub usprawiedliwić, że tu jestem, więc powiedziałem:
-A ty? Jest późno, chyba nie wolno chodzić po Hogwarcie. - Specjalnie powtórzyłem jej argument. Chciałem, żeby to zabrzmiało jak zarzut.
-Ja tu jestem zawsze o tej porze. A ty nie. - Odpowiedział głos. Nagle księżyc wyszedł zza chmur i zobaczyłem, z kim rozmawiam. Zielone oczy połyskiwały w ciemności jak dwa szmaragdy. Włosy miała związane z tyłu. Ten sam głos, który w Hogsmeade był taki "opowiadający", stał się nagle miękki, delikatny i aksamitny. Ita uśmiechnęła się blado.
-Śledzisz mnie? - To było zupełnie nieprzemyślane pytanie, ale na to wyglądało. Była w Hogsmeade, teraz w sowiarni. Wszędzie tam, gdzie nie powinna wiedzieć, że jestem.
-Ja ciebie? - Roześmiała się. - Mogłabym powiedzieć to samo o tobie. Zabawny jesteś. -To nie miało być wcale zabawne. Nie miało być śmieszne. Stwierdziłem, że najbezpieczniej zmienić temat.
-Więc, co dokładnie tu robisz, co wieczór? - Zapytałem. Wtedy nie byłem pewien, czy to bezpieczny temat, ale jedyny, jaki przyszedł mi do głowy.
-Patrzę na sowy. - Odpowiedziała. Po chwili jednak dodała. - Ale wolałabym patrzeć na gwiazdy, niestety przynajmniej 2 razy w ciągu nocy Filch wchodzi na wieżę astronomiczną. A co kupiłeś Alice na gwiazdkę? - Myślałem, że za chwile stamtąd wyjdę. Co to ma być? Stoję przed wyrocznią która wszystko wie i lubi oglądać sowy?
-Kupiłem perfumy. - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Fajnie, na pewno się ucieszy.- Odpowiedziała. - Jedziesz do domu na święta, czy nie?
-Jadę. Niestety. - Powiedziałem. Zrobiło mi się jakoś ciężko. Nigdy nie lubiłem zjazdów rodzinnych, takich jak święta w domu. Co gorsza w tym roku rodzice zaproszą znajomych. Przypomniałem sobie o zaproszeniach, które schowałem do kieszeni. Wyciągnąłem jedno i podałem dziewczynie.
-Dziękuję. A co to?
-Zaproszenie. Rodzice organizują małą uroczystość i przysłali mi kilka zaproszeń dla znajomych. Jeśli nie masz nic lepszego do roboty, to możesz przyjść.
-Dzięki - odpowiedziała. Tak samo jak przedtem zapytałem o sowy, tak samo teraz zaprosiłem ją na bal. Tak jakby się to wszystko działo obok mnie.
-Muszę już iść.- Zerknąłem na miejsce, w którym powinien być zegarek, niestety nie było go tam. - Miło się gadało. Cześć. - Powiedziałem wychodząc, z sowiarnii.
***
-Pamiętaj, żyjesz jeden raz. - Powiedziałem. Za chwilę w ścianie pojawiły się żółte drzwi okute żelazem. Prowadziły one do okrągłego pomieszczenia. Na ścianach zawieszone były lustra, naprzeciwko wejścia znajdował się kominek. Przed nim stała kanapa, na której siedzieli Alex i Patryk. Rzucali do siebie piłeczką. Kiedy Patryk zauważył, że przyszedłem, rzucił nią w moją stronę. Niestety, nie zdążyłem jej złapać i uderzyła w lustro, które rozbiło się na małe kawałeczki.
-Cześć wam - Przywitałem się. - Reparo - Machnąłem różdżką w stronę kawałków lustra. Maleńkie odłamki powędrowały z powrotem w ramę lustra, lecz nadal widać było, że są popękane.
-Och Ced! Zaraz ci pokażę, jak się to robi. -Powiedział Patryk, ze zbyt teatralnym przejęciem. Zająłem miejsce na kanapie obok Alex. On natomiast wstał, żeby było go lepiej widać. Zakasłał.
-Repro - Kawałki w ramie lustra zaczęły wybuchać. Ja i Alex schowaliśmy się za kanapą. Patryk zasłonił twarz dłońmi. Dobrze, że w pokoju wspólnym nie było nikogo, oprócz nas.
-Ha. Teraz to ci się udało mistrzu! Na pewno obudziłeś Cały Hogwart! - Naśmiewała się z niego Alex. Patryk zrobił się czerwony. Nagle zainteresowały go jego własne buty.
- To ja pójdę spać. - Powiedział, idąc w kierunku drzwi.
-Ja bym na twoim miejscu zawróciła i posprzątała. - Powiedziała Alex. Patryk jej nie słuchał, chwycił za klamkę, zrobił krok do przodu i centralnie uderzył głową w mur.
- A nie mówiłam?! Ściana. - Dziewczyna zaczęła się śmiać. Właśnie na tym polega genialność naszego pokoju wspólnego- drzwi sobie łażą jak chcą. Aby dostać się do sypialni trzeba poczekać. To podobno ma nas uczyć cierpliwości. My (ja i Patryk) bardzo często natrafiamy na ścianę, natomiast Alex ma do tego nosa. Nie mam pojęcia czy robiła sobie notatki, czy opracowała własny sposób tego, jak przewidzieć czy drzwi prowadzą do sypialni.
-Ha, ha. Ale śmieszne. - Widać było, że Patryk obraził się na nią. Zamknął drzwi.
-A właśnie, mam coś dla was... - Wyciągnąłem zaproszenia od rodziców i dałem jedno Alex a drugie Patrykowi. Dziewczyna uśmiechnęła się tryumfalnie.
-Więc jednak jedziesz? - Zapytała z nieukrywaną radością w głosie.
-Tak, jadę. - Odpowiedziałem.
Hej jestem Mercy. Będę prowadziła pamiętnik Cedrica.
Dni mijały zbyt szybko nawały prac domowych i treningi Quidditcha zabierają mi praktycznie cały wolny czas. Resztę spędzam z Patrykiem i Adamem rzadziej z Alice i Alexiss.Teraz znalazłem chwilę by opisać ostatnie wydarzenia. Chyba zacznę pisać regularnie, bo niektóre wspomnienia się zacierają i całkiem się o nich zapomina.
W sobotę był wypad do Hogsmade. Miałem iść tam z Adamem i Alex. Patryk nie poszedł z nami, bo jak twierdził to strata czasu a w dodatku zmarznie. To była taka oficjalna wersja a nie oficjalna była taka, że ostatnio pokłócił się z Alex. W takim osłabionym składzie udaliśmy się do Hogsmade może i Patrykowi nie chciało się iść, bo nie mógł patrzeć na Alex, ale z tej "oficjalnej wersji" argumentu z jednym się zgodzę było naprawdę zimno. Padający już od dłuższego czasu śnieg zasypał drogę, na której utworzyły się zaspy. W niektórych momentach wpadaliśmy aż po kolana w śnieg. W każdym razie pogoda nie chciała nam pójść na rękę i wiatr zaczął wiać coraz mocniej. Po pewnym czasie dotarliśmy wreszcie do wioski. Cała pokryta śniegiem wyglądała jak miasteczko z bajki o świętym Mikołaju. Dachy okryte biały puchem a gdzie niegdzie zwieszające się sople dodawały wiosce nieodpartego uroku. Przez całą drogę do wioski nikt nie odezwał się ani słowem może, dlatego że zbytnio nikomu nie chce się gadać, gdy płatki śniegu sypią się z nieba i zimny wiatr zacina. Lecz gdy weszliśmy do wioski wiatr nie był już w takim stopniu odczuwalny gdyż zasłoniły nas do niego liczne domy i sklepy. Pierwsza odezwała się Alex:
- To teraz idziemy do Trzech Mioteł - to nie było pytanie i nie brzmiało jak ono a raczej jakby podawała nam instrukcje obsługi kubka z uchem.
- Ale tam będzie bardzo dużo osób a szczególnie ze starszych klas pewnie wszystko będzie zajęte. - zaczął narzekać Adam
- Dla nas będzie miejsce - powiedziała Alex uśmiechając się tajemniczo miałem nieodparte wrażenie, że coś przed nami ukrywa. Osobiście nigdy nie lubiłem niespodzianek może dla tego, że nikt nie potrafił mnie pozytywnie zaskoczyć.
Kiedy dotarliśmy do Trzech Mioteł tak jak mówił lub jak kto woli jęczał Adam było dużo ludzi. Większość stolików zajęta była przez piątoklasistów. Kierowałem się w głąb sali próbując zobaczyć jakieś wolne miejsce, gdy Alex pociągnęła mnie za rękaw i syknęła:
- Gdzie ty idziesz - to syknięcie było tak ostre że zadźwięczało mi w uszach i pokornie poszedłem za nią w kierunku stolika gdzie znajdowały się trzy wolne miejsca.
- I to jest ta twoja niespodzianka - szepnąłem jej do ucha najciszej jak mogłem. Co nie powiem było akurat w przypadku Alex wygodną formą komunikacji gdyż jej ucho znajdowało się dokładnie na wysokości mojej brody.
- Owszem - odparła - Cześć! - przywitała się z dziewczyną siedzącą przy stoliku. Miała ona włosy do ramion w kolorze mahoniu i uderzająco zielone oczy.
- Cześć - odpowiedziała dziewczyna łagodnym głosem tak jakby czytała bajkę na dobranoc a nie witała się z koleżanką w zatłoczonym barze. Dopiero, gdy odwróciła się w naszą stronę i uśmiechnęła poznałem, kim była. Tę dziewczyną przedstawiła mi Alice przy stole krukonów. Nic dziwnego, że jej nie poznałem gdyż miałem nieodparte wrażenie, że tamta miał czekoladowe i włosy i oczy.
- O, dzięki Ita że zamówiłaś i dla nas - podziękowała Alex siadając koło niej. Ja i Adam usiedliśmy z drugiej strony
- Więc co zamierzacie robić dziś w Hogsmade? - zapytała znów tym swoim „opowiadającym ” głosem. Głos ten wydawał mi się dziwnie nienaturalny nie wiedzieć, czemu jakoś nie pasował do niej.
- Pochodzimy po sklepach, może coś kupimy nie wiem a ty? - spytała Alex. I tu w Hogsmade w pubie pod trzema Miotłami pierwszy raz coś mnie zaskoczyło. Myślałem, że to oczywiste skoro spotkaliśmy się i pijemy razem piwo kremowe, że i wspólnie będziemy chodzić po wiosce. Byłem na prawdę zaskoczony do tego stopnia, że zakrztusiłem się piwem kremowym. Alex spojrzała na mnie karcącym wzrokiem. Jak gdyby chciała powiedzieć -przestań się wygłupiać-. Zrobiło mi się trochę głupio z tego powodu, więc zacząłem się interesować śniegiem na moich butach, który powoli się rozpuszczał.
- Ja już kupiłam wszystko, co chciałam. Nawet prezenty na święta, więc na pewno do Bożego narodzenia już tu nie przyjdę.
- To bardzo sprytne, że już zrobiłaś zakupy nie będziesz musiała znów przedzierać się przez śnieg - Alex specjalnie podkreśliła słowo -przedzierać-. Ita uśmiechnęła się blado i wstała.
- Dobra wy się bawcie a ja lecę. Cześć - pożegnała nas i poszła w stronę wyjścia. My dokończyliśmy nasze piwa kremowe i uzbrojeni w szaliki czapki jak również rękawiczki poszliśmy obejrzeć Wrzeszczącą Chatę. Budynek stał na końcu wioski podobno było to najbardziej nawiedzone miejsce w całej Anglii. Kiedy dotarliśmy na miejsce zacząłem rozmawiać z Adamem jak może wyglądać ona w środku. Widocznie tylko nas to interesowało. Nagle niespodziewanie oberwałem śnieżką w plecy. Nie ma jak kreatywne pomysły Alex i jej wyobraźnia. Uzbrojona była w dwa stosy kulek ze śniegu, które musiała przygotować sobie, gdy my (ja i Adam) rozmawialiśmy. Alex ciskała w nas śnieżkami i przyznam się, że naprawdę rzadko chybiała. Co z tego że ona miała stos kule skoro nas było dwóch nic nie mogło już jej uratować przez kaskadą śnieżek lecącą w jej stronę. Spryciara wzięła trochę śniegu i natarła Adama, który właśnie schylił się by ulepić kulkę. Później szybko pobiegła za mnie i rękami chwyciła się mojej kurtki.
- Jak dostanę od niego śnieżką to powiem Patrykowi że przez ciebie - zagroziła gdy ja oberwałem pierwszą śnieżką od Adama robiąc tym samym z nieruchomy cel.
- A co już ze sobą rozmawiacie? - zdziwiłem się lub raczej próbowałem udać zdziwionego. Wiedziałem, że oni nie potrafią się długo kłócić. Chciałem jej trochę podziałać na nerwy.
- Tak, rozmawiamy tylko, że on jeszcze o tym nie wie - No i za moją dociekliwość i gadulstwo przypłaciłem od niej śnieżką w nos.
- Ja cię bronie przed podstępnymi białymi kulkami, które w każdej chwili mogą mnie trafić a ty tak mi się odpłacasz? - Zrobiłem urażoną a może nawet smutną minę. Udawałem, że bardzo mnie uraziło to, co zrobiła. Alex zrobiła smutną minę i podeszła bliżej by mnie przeprosić, ale to był błąd. W jednej chwili wziąłem ją na ręce i wrzuciłem w zaspę śniegu. Nie zdenerwowała się przeciwnie zaczęła się śmiać tak jakbym opowiedział dobry kawał. Bo bitwie na śnieżki nie było sensu chodzić po sklepach. Zmarznięci w przemoczonych ubraniach wróciliśmy do Hogwartu.
Przepraszam was. Przepraszam was wszystkich za to. Niestety odchodze musze przestać pisać ten pamiętnik. Nie że mi się nie chce czy mi się znudziło. Niestety nie mam czasu na to. Powiecie pewnie żę są wakacje. A ja mam w wakacje więcej zajęć niż w rok szkolny. Cóż nie mam czasu pisać notek. Notek które by wam się spodobały. Może znajdzie się ktoś lepszy kto poprowadzi ten pamiętnik i znajdzie tyle czasu by opowiedzieć historię Cedrica na nowo, po swojemu.
Mam nadzieje że mi wybaczycie
Adam i Alice Dodał Cedrik Diggory Środa, 07 Maja, 2008, 16:35
Spadł pierwszy śnieg. Zakazany las wyglądał jak przykryty wielką ,białą puchową kołdrą. Wszystko wokół zamku jakby zasnęło. Nie wszyscy jednak spali Cedric znów obudził się wcześnie. Tym razem nie zamierzał czekać na nikogo w pokoju wspólnym. Ubrał się i poszedł w kierunku biblioteki, zmienił jednak zdanie widząc na korytarzu Panią Norris. Nie miał dzisiaj ochoty na tłumaczenie się z czego kol wiek. Wrócił więc do pokoju wspólnego z nadzieją że nikogo tam nie będzie. Mylił się. Jak na sobotę i tą godzinę pokój był bardzo zatłoczony. Okazało się że to pani Sprout obudziła wszystkich Puchonów.
- Witajcie moi drodzy. - Powiedziała głośno. odpowiedziało jej parę pomruków- Jak już wcześniej powiedziałam. Dziś przedstawię wam nowego puchona to jest Adam - Nauczycielka wskazała na wysokiego blondyna o niebieskich oczach. Chłopak nie wyróżniał się z tłumu zbyt bardzo więc pewnie dlatego Ced zauważył go dopiero teraz.
-Więc Adam zostanie przydzielony dzisiaj do któregoś z dormitoriów. To chyba wszystko. - Puchoni zaczęli się rozchodzić do swoich zajęć. Profesor Sprout przywołała gestem Cedrica.
- Cedric on będzie w waszym dormitorium - zwróciła się do chłopaka- cieszę się że będzie z tobą na jednym roku. Wytłumacz mu wszystko co i jak.- Profesor Sprout uśmiechnęła się i poklepała go po ramieniu po czym odeszła.
- Cześć jestem Cerdic - przedstawił się
- Cześć ja mam na imię Adam ale to pewnie już wiesz. - odpowiedział blondyn i uśmiechnął się
- Chodź za mną to pokarze nasze dormitorium - powiedział Cedric po czym ruszył w stronę dormitorium. Chłopiec przyglądał się wszystkiemu po kolei jakby znalazł się w nowym świecie.
- Pytałem już skąd jesteś? - spytał Cedric opierając się o ścianę gdy Adam wypakowywał swoje podręczniki
- Nie - odpowiedział jednocześnie próbując wyciągnąć książkę do zielarstwa ze swojego kufra.
- A więc skąd jesteś? - zapytał Cedric czując że ta rozmowa wyraźnie się nie klei.
- Z Finlandi - odpowiedział krótko
- Jak sie już rozpakowałeś to może pójdziemy coś zjeść? Do wielkiej sali. Tam zawsze jemy śniadania lunch i kolacje.
- Oczywiście. - odpowiedział chłopak. W wielkiej sali nie było tłoczno. Adam ciągle był wpatrzony w sufit który przypominał niebo wyjątkowo piękne bo bez jednej chmurki co stanowi rzadkość. Ced powiedział mu że każdy do je przy swoim stole i ruszyli do stołu Puchonów gdy nagle Adam zatrzymał się i powiedział:
- Chodź muszę ci kogoś przedstawić. - ku zaskoczeniu Ceda skierowali się do stołu krukonów. W kierunku do którego zmierzał Adam siedziały dwie dziewczyny i rozmawiały o czymś. Jedna była szatynką i to ona zwróciła uwagę Cedrica. Miała ona włosy do ramion i czekoladowe oczy. Druga z dziewczyn była natomiast blondynką wydawała się wyższa od swojej koleżanki. Posiadała ona oczy błękitne jak bezchmurne niebo lub ocean, były one niesamowicie głębokie.
- Witaj Ailce - powitał ją Adam - musze ci kogoś przedstawić. To jest Cedric a to jest Alice moja siostra.
- Miło mi cię poznać. - odpowiedział Ced
-Mi też a Cedric to jest Ita moja koleżanka z dormitorium jest na tym samym roku co Adam.
- Nie, nie znam ale miło mi cie poznać Ito- powiedział Cedric wyciągając ręke do szatynki
- Mi ciebie też - powiedziała obojętnie Ita ale nie podała Cedowi ręki. Cedric cofnął swoją rękę i schował ją za plecy tak jakby jej nigdy nie wyciągał.
- YYY…. Adam chodźmy już zjeść im szybciej skończymy tym szybciej pokarze ci Hogwart.- powiedział Cedric chcąc jak najszybciej odejść od stołu Krukonów. P zjedzonym śniadaniu Cedric oprowadził Adama po Hogwarcie. Adam był zachwycony wszystkim łącznie z biblioteką i sowiarnią.
Zaczynał się listopad. Z dnia na dzień robiło się zimniej. W pokoju wspólnym Puchonów przed kominkiem siedział wysoki szatyn o szarych oczach. Chłopak wpatrywał się w ogień jakby miał z niego wyczytać największą tajemnice wszechświata. Nagle z otępienia wyrwały czyjeś kroki.
- Cześć Ced co tak wcześnie wstałeś?
- Och cześć Patryk... A jakoś tak wyszło.
- Co taki jakiś jesteś. Przeszkodziłem ci w czymś - zapytał mierząc go wzrokiem
- Ależ nie. Tak sobie siedziałem i patrzyłem się w przestrzeń. - Odpowiedział Ced
- Jasne. A wiesz, że dziewczyny gadają, że po tych wakacjach stałeś się taki przystojny - ostatnie słowa wypowiedział bardzo wysokim głosem udając dziewczynę.
- Daj spokój. Niech sobie mówią. A co mi zależy. - Odpowiedział obojętnie
- A ty, co myślisz o tej Cho? Co Ced myślisz o nie? - Zapytał ironicznie
- Pilnuj swojego nosa. A i pilnuj Alex bo ci ją ktoś jeszcze wyrwie - Patryk zrobił obrażoną minę i wyszedł z pokoju zostawiając Cerica sam na sam z kominkiem.
"Czy ja o niej myślałem?" - zapytał sam siebie. - "Właściwie to nie."
To była prawda przez ten czas od kiedy przybył do Hogwartu nie myślał o niej. Nie myślał o jej długich włosach nie myślał o brązowych oczach. Ale przecież na koniec drugiej klasy tak mu się podobała. Praktycznie ostatnio wcale nie myślał. Jeżeli już to najczęściej o Quidditch'u. Coraz częściej miał tendencje do wpatrywania się w przestrzeń. Zapomniał odpisywać na listy od rodziców. Coś wpływało na niego źle. To chyba ta jesień była taka smutna. Nie było kolorowych liści spadających z drzew tylko brzydkie poczerniałe drzewa. "Czas tak szybko mija" - pomyślał Ced i poszedł na śniadanie. W wielkiej sali mimowczesnej pory było już kilka osób. Przy stole Gryfonów siedziało kilka pierwszoroczniaków i pare osób ze starszych klas. Stół Ślizgonów był pusty u Krukonów natomiast pół miejsc było już zajętych. Ced wolno poczłapał do stołu Puchonów. Siedział tam tylko Patryk z obrażoną miną. Nie przysiadł się do niego stwierdził że nie warto. więc usiadł nieco dalej. Zjadł śniadanie po czym udał się na lekcje. Był jakiś rozkojarzony więc zamiast zmienić kolor szczura na różowy zamienił szczura w kaktus. Po lekcjach poszedł do biblioteki. Myślał że nikogo tam nie będzie lecz gdy zobaczył Cho pognał między regałami z książkami na temat eliksirów.
Wieczorem profesor Sprout zwołała wszystkich do pokoju wspólnego.
-Słuchajcie moi drodzy - zaczęła swoją przemowę- Jutro nasz dom powiększy się o jednego członka. Odbędzie się to bez żadnych uroczystości. Po prostu jutro od rana do waszego pokoju wspólnego wejdzie nowy Puchon. Mam nadziej że będziecie mili. A teraz kładźcie się spać. Nagle Patryk jakby już zapomniał że się obraził zapytał:
- Ale fajnie nowy chłopak
- No może być fajnie- odpowiedział Ced czując że nadal stąpa po kruchym lodzie
- A skąd wiesz że to będzie chłopak- zapytała Alex
- Puchon słyszałaś to Puchon! Nie Puchonka kochanie tylko Puchon - Odpowiedział rozradowany Patryk
- Nie mów do mnie "kochanie" - krzyknęła Alex. Obrzuciła Patryka takim wzrokiem jakby go chciała zabić i przy okazji zupełnie nie specjalnie nadepnęła mu na nogę.
- Co ona tak drażliwa? - zapytał Patryk
- Mnie się pytasz? - odpowiedział Ced i poszedł do dormitorium
Witam was wszystkich!! Nazywam się Eio i przejęłam ten oto pamiętnik.
Życzeniem Guardiana jest żebym kontynuowała ostatnie notki, tak więc uczynię.
Nie wiem jak często dawać notki, więc chcę żebyście wybrali:
Czy chcecie by notki pojawiały się często, lecz krótki, czy raczej wolicie długie, lecz wtedy będą rzadziej.
Już jest następna notka. Trochę zwlekałem z jej opublikowaniem, ale mam nadzieję, że będzie się wam podobać. Mam podziękowania dla Guardiana , bo pomógł mi w dodaniu zdjęć do notki. Guardian, wielkie dzięki! A teraz czytajcie i komentujcie. Zapraszam!!
Ciepły, bezchmurny sierpniowy dzień powitał dziś Londyn. Obudziłem się dość wcześnie kiedy w domu panowała jeszcze cisza. Na stację King’s Cross z peronu dziewięć i trzy czwarte, o godz. 11:00 jest Express Hogwart do mojego drugiego domu.
Szybko zjadłem śniadanie, sprawdziłem czy wszystko wziąłem i o godz. 10:25 poszliśmy na pociąg. Dotarcie na King’s Cross zajęło nam mało czasu, a po drodze spotkałem mojego przyjaciela Patryka Arskiego. Patryk jest z pochodzenia polakiem, ale przyjechał do Anglii, bo w szpitalu św. Munga pracują jego rodzice. Dojście na stację zajęło nam stosunkowo krótko. Chwilę czekaliśmy pomiędzy peronem dziewiątym, a dziesiątym, a kiedy wokół zrobiło się pusto szybko przeszliśmy przez barierkę i znaleźliśmy się na peronie dziewięć i trzy czwarte, gdzie stała już piękna czerwona lokomotywa.
Peron 9 i 3/4
Ja i mój przyjaciel odetchnęliśmy znanym nam zapachem. W końcu wracam do siebie…
Kiedy my już sobie zajęliśmy miejsca w wagonie, powoli robił się większy ruch na peronie. Do odjazdu zostało 15 min., więc poszedłem pożegnać się z tatą i gdy już odchodziłem, zobaczyłem go. Mały, chudy chłopiec o czarnych włosach w okularach i blizną na czole. Harry Potter. Wsiadł do wagonu i zniknął mi z oczu. Pierwsze spotkanie, zobaczenie ,,na żywo” chłopca, który przeżył. Na peronie rozległ się gwizd, szybko wszedłem do pociągu i zająłem swoje miejsce.
Podczas wyczerpującej podróży do szkoły graliśmy w czarodziejskie szachy i zjadaliśmy fasolki wszystkich smaków. Postanowiłem powiedzieć Patrykowi kogo widziałem na peronie, a przy okazji zobaczyć jego reakcję na to zdarzenie.
- Widziałem Harry’ego Pottera- powiedziałem patrząc na reakcję przyjaciela.
- Co?!- krzyknął, aż uczniowie z sąsiednich wagonów zbiegli się zobaczyć co się wydarzyło i kto to tak krzyczy.
- Ucisz się. Zaraz cały pociąg zbiegnie się, bo drzesz tę niewyparzoną mordę. W szkole ci powiem wszystko dokładnie.- i wyszedłem rozgonić zbiegowisko, które stało i gapiło się głównie w Patryka. Po jakiejś godzinie drzwi naszego przedziału odsunęły się ukazując twarz dwojga rodzeństwa: Jeffa( Jeffersona) i Alex(Alexiss) McGoffinów.
- Możemy z wami tutaj posiedzieć? Bo w poprzednim wagonie jest okropnie. Siedzą tam czwartoklasiści i ciągle robią głupie kawały- powiedział Jeff układając sobie włosy, które były wybrudzone w jakimś sosie.
- Jasne, siadajcie- odpowiedział szybko Patryk robiąc miejsce dla dziewczyn oraz (przy okazji) Jeffersonowi i wkładając ich bagaże na półkę.
- Dziękuję- powiedziała Alex trochę zawstydzona, ponieważ wszyscy wiemy, że Patryk podkochuje się w siostrze Jeffa, ale on się upiera, że tylko dla niej jest miły i powinniśmy brać z niego przykład.
Robił się wieczór i ciemność spowiła niebo, przy chłodnym powiewie wiatru, a Express pędził w stroną Hogwartu. Co jakiś czas dzieciaki chodziły po wagonie, mając nadzieją, że coś się zdarzy. Rozmowa z rodzeństwem rozkręciła się na dobre i zakończyliśmy ją dopiero gdy do przedziału wszedł Olivier, prefekt.
- Cześć Olivier- przywitała Alex prefekta(Patryk od razu zrobił dziwną minę, jakby mu ktoś zabrał narzeczoną sprzed ołtarza).
- Jeszcze się nie przebraliście? Zaraz będziemy na miejscu. Pośpieszcie się, bo nie wejdziecie do szkoły!- ryknął na nas i znowu pół wagonu zbiegło się przed nasz przedział.
- A wy tu czego?!- zapytał się dzieciaków stojących przed wejściem do przedziału.
- Do swoich przedziałów, biegiem! Bo pozamieniam w żaby!- warknął i poszedł dalej.
- Fajnie jest być prefektem, bo można ochrzaniać każdego za najmniejsze przewinienia- westchnął Jeff i zaczęliśmy się przebierać w szaty szkolne.
Po kilkunastu minutach pociąg zatrzymał się i wyszliśmy na zimny peron. Szybko zajęliśmy , potocznie przez uczniów nazwane ,,latające sanie” i polecieliśmy w stronę Hogwartu…w stronę mojego ukochanego domu…
Hogwart
Miło jest wrócić do miejsca, za którym tak bardzo tęsknisz. W Wielkiej Sali już było dość tłoczno, więc dojście do naszych miejsc zajęło nam (mi, Patrykowi, Jeffowi i Alex) trochę czasu.
Kiedy już w końcu dotarliśmy, szybko zaczęło się ogólnoszkolne gadanie. Każdy z każdym rozmawiał na różne tematy, mnie jednak osobiście najbardziej zaciekawiła wymiana zdań między dwoma prefektami: jednym z Gryffindoru, a drugim z Hufflepuffu. Rozmawiali oni o Harrym Potterze. Trochę usłyszałem (w sali był wielki harmider i cudem było usłyszeć nawet własne myśli), a trochę musiałem się domyśleć. Z tego co usłyszałem wyszło mi, że tamci dwaj widzieli Harry’ego w Banku Gringotta i prawdopodobnie odziedziczył po swoich rodzicach sporą kwotę pieniędzy. Nikt nie wie gdzie ten chłopak mieszkał przez ostatnie lata, zdaniem prefektów mieszka on z prof. Dumbledorem i ja osobiście zgadzam się z tą teorią.
Po dłuższej chwili do Sali weszli uczniowie pierwszego roku wraz z prof. McGonagall, aby zostali wybrani do czterech poszczególnych domów: Hufflepuffu, Gryffindoru, Ravenclawu lub Slytherinu. Uczniowie podchodzą do Tiary Przydziału i to ona przydziela ich do któregoś z nich. Do wybrania Harry’ego zostało jeszcze trochę czasu, bo uczniowie są wywołani według nazwisk, alfabetycznie, a Potter jest na literę P, więc trzeba czekać. Po dojściu do litery P, opiekunka Gryffindoru zawołała.
- Potter, Harry- i w tym momencie na całej sali zrobiła się cisza, wszystkie oczy zwróciły się w stronę tego chłopaka z blizną na czole. Podszedł on do krzesła, usiadł na nim i założył Tiarę na głowę. Przez pewien moment milczała, lecz po chwili zaczęła coś mruczeć po cichu i nagle
- Gryffindor!!!- krzyknęła Tiara i wszyscy Gryffoni, a zwłaszcza Fred i Georg Weasley’owie zaczęli krzyczeć z radości:
- Mamy Pottera, mamy Pottera!!!!- a w oczach dyrektora zauważyłem ulgę kiedy ten chłopiec trafił do domu Godryka Gryffindora. Następni uczniowie zostali wybrani i zaczęła się uczta, po tym wszystkim głos zabrał prof. Dumbledor i wygłosił przemowę powitalną oraz oficjalnie ogłosił rozpoczęcie nowego roku szkolnego w Hogwarcie. Teraz udaliśmy się do swoich domów.
Hasło do wejścia dzisiaj jest związane z Quidditchem, a brzmi: Redrick Plumpton. Był on szukającym Angielskiej reprezentacji quiddicha. Rekordzista Wielkiej Brytanii w złapaniu znicza podczas meczu, złapanie tej szybkiej złotej kulki zajęło mu 3,5 sekundy. Po wejściu do dormitoriów szybko rozpakowałem się i rozpocząłem pisać w Ognistym Pamiętniku. Teraz jest już późno, bo ok. północy, więc kończę już i idę się położyć spać.
Jutro czeka mnie następny dzień i jeszcze więcej wrażeń…
Wprowadzenie Dodał Cedrik Diggory Poniedziałek, 29 Października, 2007, 19:11
Cześć, od dzisiaj będę prowadzić Pamiętnik i Kącik Cedrica. Przez ostatnie tygodnie został on ,,trochę” opuszczony i nie zadbany, więc muszę się ostro zabrać do roboty. Mam trochę pomysłów, ale wybrałem z nich jeden. Postanowiłem, że będę prowadził go, od momentu 3 klasy Hogwartu. Mam nadzieję, że będą wam się podobać wpisy. Zacznę od wprowadzenia, więc ta notka będzie krótka.
Nazywam się Cedric Diggory, mam 13 lat i w tym roku idę do drugiej klasy Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Jestem w Hufflepuffie.
A to herb mojego domu- Hufflepuffu.
Wczoraj tato kupił mi na Pokątnej wszystkie potrzebne rzeczy do szkoły, oraz prezent. Ognisty Pamiętnik. Bardzo zaciekawił mnie pamiętnik, który po prostu płonął. Na początku nie wiedziałem po co mi to kupił, ale gdy pokazał mi swój pamiętnik ze swoich lat szkolnych i opowiedział mi jego historię, postanowiłem skorzystać z niego i również (jak mój ojciec) zapisać w nim wszystkie moje przygody, te złe, ale przede wszystkim te dobre, które mam nadzieję przeżyć.
Pamiętnik ma własne zabezpieczenie, którym jest ogień. Tylko ja go mogę dotykać oraz ta osoba, której na to pozwolę. Każda inna osoba będzie boleśnie poparzona.
Jeżeli czytacie teraz ten pamiętnik to prawdopodobnie ja już nie żyję… ale do tego czasu będę go prowadzić. Dzisiaj nic nadzwyczajnego się nie zdarzyło, więc nie mam co pisać, ale jutro jadę do Hogwartu, a tam zawsze się coś dzieje…