Pamiętnikiem opiekuje się Aiko. Do 1 stycznia 2008 roku pamiętnik prowadził Ron Monron.
Piękna nieznajoma Dodał Ron Środa, 11 Marca, 2009, 19:55
Dobra na tamtą notkę nawet nie patrzcie bo miałam doła ;D Wiem jest okropna więc napisałam nową < myślę, że jest lepsza>
No to mamy sobotę. Jutro SUMy, a co gorsza za niedługo bal. Mają ludzie pomysły. Po co komu jakiś tam bal. A co najgorsze jaka dziewczyna zechciałaby ze mną iść? Jestem brzydki i w ogóle, nie to co Harry za nim wszystkie dziewczyny ze szkoły latają. On to ma się fajnie. Powoli wyczołgałem się z łóżka. Wciągnąłem na siebie jakieś stare ciuchy i szybko skorzystałem z toalety. Byłem strasznie głodny, więc poszedłem na śniadanie. Jak zawsze wyżerka była wspaniała. Pyszne smakołyki pokrywały calusieńki stół. Na złotej tacy można było znaleźć stosy kanapeczek, obok różne ciasta, w złotych półmiskach były płatki zbożowe, a dzbany wypełnione były sokami wszystkich smaków. Na swój talerz nałożyłem pełno przysmaków: moje ulubione rodzynkowe babeczki, czosnkowe tosty i owocową sałatkę. Po chwili koło mnie usiedli Hermiona, Luna, Ginny, Seamus, George i Fred. Ci ostatni jak zawsze byli uśmiechnięci. Czasem zastanawiałem się czy my jesteśmy spokrewnieni? Nie mieli żadnych zmartwień, a w głowie im tylko jedno – figle. Hermiona usiadła obok mnie. Swoje rude loki spięła niedbale w kucyk, a na jej twarzy malował się rumieniec .
- Ron jutro SUMy, a ja kompletnie nic nie umiem! Wszystko wypadło mi z głowy… - ciągnęła
Kiedy tak mówiła spostrzegłem, że jakaś nieznajoma dziewczyna puszcza do mnie oczko. Była ładna. Miała długie blond włosy, bardzo jasną cerę i okulary na nosie. Lekko się uśmiechała. Wszystko byłoby ok. gdy by nie to, że ja mam 15 lat a ona 13.
- Ron! Ron! Słuchasz mnie?! – wydzierała mi się do ucha Hermiona
- Co? Jakaś małpa rzuciła się na Snape’a?
- Nie, Ron chyba, że mówiłeś o sobie, bo bardzo przypominasz szympansa. – powiedziała ironicznie
I wszyscy wokoło zaczęli się śmiać. Nawet Draco się śmiał. Jego śmiech był tak wielki, iż wkrótce przekształcił się w chrumkanie. Cała sala zaczęła się nabijać z niego, a on zrobił się czerwony jak burak. Dokończyłem śniadanie. Wychodząc z Wielkiej Sali zaczepił mnie Nevile.
- O cześć Ron! Harry cię dzisiaj szukał… a przypadkiem nie widziałeś Teodory?
- Hej Nevile! Nie, nie widziałem twojej żaby. A co chciał ode mnie Harry? – zapytałem ze zdziwieniem
- Macie chyba dzisiaj trening Quiddicha, czy coś.
- O boże na śmierć zapomniałem to lecę! Pa!
Szybko pobiegłem po miotłę a potem ruszyłem w stronę boiska. Z daleka już widziałem szybko mknące czerwone plamy zawodników. Gdy stałem już na stadionie, Harry wyczekiwał mnie ze zniecierpliwieniem. Gdy mnie zobaczył o mało co nie wybuchnął. Był strasznie zły, ale przecież każdemu może to się zdarzyć.
- Ron! Gdzieś ty się podziewał? Już od pół godziny gramy, a wiesz, że dzisiaj zastępuję trenera! – wydał się na mnie
- Ee… wiesz… no zapomniałem… - powiedziałem
- Spoko… a teraz wchodź na miotłę. Opracowaliśmy nową taktykę, ale ty i tak jesteś ’na bramce’.
Ubrałem ochraniacze, szybko wskoczyłem na miotłę i uniosłem się wysoko w górę. Zaczęliśmy grę. Angelina zagrywała po prawej stronie, Katie po lewej, po środku grali George i Fred z pałkami, mały znicz łapała Ginny. Cała gra minęła dość prędko. Byłem padnięty i strasznie spocony. Po treningu razem z Harrym poszliśmy do łazienki. Wzięliśmy kąpiel. Później powędrowaliśmy do biblioteki, gdzie uczyła się Hermiona – zresztą jak zwykle. Siedziała na wielkim czerwonym krześle, w ręku trzymając jakaś starą, poszarpaną książkę. Po cichu podeszliśmy do niej. A później naraz obydwoje krzyknęliśmy jej do ucha Buuu, a ta aż odskoczyła z krzykiem, wyrzucając książkę z rąk.
- Zwariowaliście!? Idioci! – powiedziała w panice, próbowała złapać oddech
- Cicho mi tam! – z dala usłyszeliśmy srogi głos bibliotekarki
Książka opadła na ziemię z lekkim brzdęknięciem. Jej tytuł brzmiał „Animag”. Spojrzałem na Hermionę z jedną brwią uniesioną ku górze. Dziewczyna migiem podniosła lekturę i spojrzała na mnie złowrogim wzrokiem.
- Po co ci to jest? – zapytał Harry wyrywając jej książkę
- Hm… - westchnęła – Powiem wam, ale jak komuś wygadacie to was zabiję! – szeptała
- No mów. – rzuciłem
- Podobno na SUMACH będziemy musieli opisać zmianę ludzi w animagów – mówiła jeszcze ciszej – a do tego opisać i przyrządzić eliksir „wietrzny”, że też Snape nie umiał wymyślić niczego lepszego?
Po tej wiadomości wzięliśmy się za ostrą naukę. Uczyliśmy się prawie do wieczoru. Ale i tak zbytnio niczego się nie dowiedziałem. Nauka przychodzi mi z wielką trudnością. Hermiona wypożyczyła pełno dziwacznych książek, po to byśmy mogli się uczyć całą noc. Harry był głody wiec poszedł na obiad, a ja postanowiłem się dotlenić. Wszyscy jedli obiad, gdyż na korytarzu nie było żywego ducha. Szedłem sobie powoli. Ręce trzymałem w kieszeniach. Próbowałem przypomnieć sobie wszystko, z czego kułem prawie 3 godziny. I nagle, wpadłem na jakąś dziewczynę. Przewróciliśmy się na podłogę tak, że przygniotłem ją swoim cielskiem. Była bardzo drobna i miała blond włosy. Byłą to ta sam dziewczyna, która gapiła się na mnie podczas śniadania. Nieco się uśmiechała, patrząc na mnie swoimi błyszczącymi niebieskimi oczami zza okularów.
- Przepraszam! – powiedziałem powoli
- Nic się nie stało. – zachichotała – Jestem Vivien, a ty musisz być Ron Weasley?
- Tak – próbowałem odwzajemnić jej uśmiech – Miło mi cię poznać.
- A mi jeszcze bardziej – zarumieniła się
- Widziałem cię dzisiaj na śniadaniu.
- Tak… Nie sadzisz, że ten bal Wielkanocny to trochę głupota? - szybko zmieniła temat
- I to jeszcze jak! To straszne? Jakieś tańce. Ale to taka tradycja – skrzywiłem się
- Wiem… i jeszcze to, że nie ma z kim iść. Wszyscy fajni chłopacy zajęci – jej uśmiech nagle zniknął
- Możesz iść ze mną! – co ja gadam? Pomyślałem
- Na serio? Nie żartujesz? – nie dowierzała
- Jasne! – podrapałem się w głowę
Dziewczyna pisnęła i zaraz zniknęła za zakrętem. A ja stałem gapiąc się w podłogę i myśląc o tym, co ja takiego zrobiłem? Zaprosiłem ją na bal! Nie umiałem w to uwierzyć.
Hej xD Dodał Ron Wtorek, 27 Stycznia;, 2009, 20:39
Po odejściu Aiko pamiętnik Rona przejęłam ja Malina Fox Myślę, że moje notki spodobają się wam tak jak poprzedniej autorki.
Pozdrawiam (już za nie długo pojawi się notka )
Odchodzę... Dodał Ron Niedziela, 16 Listopada, 2008, 19:34
Myślałam nad tym o dawna. Z bólem odchodzę.
Postać Rona jest mi bardzo bliska. Zawsze to on był moim ulubionym bohaterem, pisało mi się o nim lekko, przyjemnie. Jesteśmy do siebie bardzo podobni, stąd może to wynikło. Pisząc pamiętnik czułam się, jakbym pisała o sobie, tyle, że w męskiej formie i innym świecie. Spontanicznie, bez wymuszania niczego. Ron w notkach odzwierciedlał mój humor, moje emocje, raz dobre, raz złe. Mogę spokojnie powiedzieć, że kocham postać Rona, i cieszę się, że dosięgnął mnie zaszczyt prowadzenia jego pamiętnika.
Jednak każda dobra rzecz kiedyś się kończy. Myśląc o tym, nie mam łez w oczach, nie wpadam w dół, aczkolwiek jest mi ciężko i smutno. Że muszę się pożegnać z tak uwielbianą przeze mnie postacią. Niestety, strona hp.org.pl zmieniła się. Bardzo. To już nie to samo, co było kiedyś. Żałuję, i będę żałować tej decyzji, ale nie mam innego wyjścia. Nie jestem w stanie pisać w tak krótkim czasie notek. Szkoła za wiele ode mnie wymaga. Poza tym, nie oszukujmy się. Mam też własne problemy, na których rozwiązanie czekam już od dawna. Nie zamierzam się tu żalić. Od tego mam przyjaciół. Chcę tylko, byście zrozumieli moje stanowisko, moją sytuację. Osobom znającym mnie bliżej będzie zdecydowanie łatwiej, ale takie jest życie.
Jak powiedziałam. Z bólem, wielkim bólem, odchodzę. Będę tej decyzji żałować jeszcze długo. Ron jest częścią mnie, przywiązałam się do niego. Chcę, by pamiętnik był oddany w bardzo dobre ręce. By notki były kontynuacją moich wpisów. To taka moja ostatnia wola...
Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Ja raczej sobie tego nie wybaczę. Tego, że was zawiodłam, i tego, że porzuciłam pamiętnik mojej ukochanej postaci. Przepraszam jeszcze raz..
15 stycznia 1998r. Dodał Ron Czwartek, 18 Września, 2008, 12:03
Wstyd mi, powiem szczerze. Obiecywałam notkę wiele razy. Wybaczcie. Ogólnie, nie układa mi się najlepiej jeśli chodzi o sprawy osobiste, a do tego dochodzi szkoła, choroba etece. Notka jest krótka ze względu na to, że po prostu nie wiedziałam, co wymyślić.. Głupio mi tak, przed Wami się do tego przyznać,ale taka jest prawda. Muszę wymyślić coś nowego, coś, co będzie mogło się ciągnąć przez następne notki nie nudząc was. Przykro mi, że musieliście tyle czekać i na dodatek dostajecie taki niedorobiony tekst. Ech... Aiko.
Żyję jakoś.
Jakoś.
Ale jednak żyję!
Po serii testów z Eliksirów jednak żyję. Powiem jedno. SUMy mnie denerwują. Muszę kuć i w ogóle. A mi się nie chce, no. A w dodatku pokłóciłem się z Hermioną i nie pomaga mi w wypracowaniach. Urwanie głowy. Harry też się z nią pokłócił, więc obydwoje zmyślamy. I mamy niezły bigos, bo Binns zadał nam wypracowanie a moja wiedza wyparowała. Ech. A już się cieszyłem że jestem genialny!
W każdym razie mam mnóstwo nauki i w ogóle natchnienia na nią. Kurczę, jak na OWTM będzie taka harówka jak teraz (ba, nawet większa!) to się załamię psychicznie. Chyba. Tak myślę. Już i tak w ogóle nie mam czasu dla siebie. Bo rano co jest jasne śniadanie, potem lekcje, obiad, znów lekcje a potem nauka. Kolacja, i w znów nauka. I tym sposobem chodzę pod prysznic dopiero jak skończę, czyli koło pierwszej w nocy. Jak Hermiona to wytrzymuje? Ona ma więcej zajęć niż my. I jakoś się wyrabia, ba, przed jedenastą w nocy kończy i może iść spać. Powinienem się z nią pogodzić. Bo sam chyba nie dam sobie rady. Ale najlepiej by było gdyby ona o tym nie wiedziała.
Mama czuje się lepiej. I dobrze, bo się martwiłem. Ginny też. No i Fred i George. W sumie wszyscy się martwiliśmy. Wyszła już ze szpitala i w ogóle. Zdążyła mi już wysłać jeden ze swoich swetrów. Pierwszy raz nie jest kasztanowy. Jest jakiś taki... jasnobrązowy. Ale na pewno nie kasztanowy. I dobrze. Uff. W każdym razie wszystko już w porządku. Pisała, że znikły jej już bąble (bo podobno jakieś miała - pierwsze słyszę) z dłoni i jest dobrze. Ghul zabarykadował drzwi na górę i nie można go stamtąd wyrzucić. Wariactwo. No, ale dobrze że mama dobrze się czuje. Nie chcę jej niszczyć równie dobrego humoru więc najlepiej pominę w sprawozdaniach "Co się dzieje w szkole" moje piękne krągłe O z Eliksirów...
Jeśli chodzi o Hagrida sprawa nadal nie jest rozwiązana. List doszedł, ale Gissele się nadal focha na Hagrida, Hagrid jest smutny, ona jest zła, a mnie to wszystko wkurza. Hermiona i Harry też nie są w dobrych nastrojach bo nie rozumieją dlaczego Hagrid właśnie mi to powiedział. Ja też nie wiem. To ten urok osobisty. Jestem tego pewien. W każdym razie Hagrid ma doła. I zajął się wsadzaniem marchewek w ziemię. Nie mam pojęcia po co on to robi. No i w zimie. W zimie! W każdym razie ma jakieś zajęcie. Wracając do Gissele. Odpisała mu okrutnie. Hagrid zamoczył list łzami. Było coś tam o tym, że mu nie wierzy, że to na pewno nie prawda i tak dalej. Chciałbym go wkleić ale wiecie, nie mój więc nie wypadało pytać, no. Hagrid był załamany i walił pięścią w stół z rozpaczy. Przewrócił mój kubek z herbatą i wylała się na Kła. Na szczęście nie była zbyt gorąca. Czasami myślę że Hagrid jest jak małe dziecko. Ech.
Tak w ogóle to wiele się nie dzieje. Chcą zorganizować bal wielkanocny. Pierwsze słyszę. Nie wiem jak oni to sobie wyobrażają. No i musiałbym sobie kupić nową szatę. A nie mam za co. Mama już mi kiedyś mówiła o tej starej szacie po wujku Thomasie, ale jest brzydka i cuchnie. Jedno wiem - taka szata na pewno wiele dobrego nie przyniesie. A w sumie to by mi się przydała dziewczyna. No bo wszyscy już mieli kurczę i ja też bym chciał. Ale cii. Udaję, że mnie to nie obchodzi. Uhm. Może namówię mamę by mi kupiła nową szatę? Tamtą mógłbym jakiś cudem podrzucić ghulowi. Zżera wszystko co znajdzie, więc pozbyłby się tego paskudztwa. Mama by nie miała innego wyjścia. Chociaż byłaby zła. Kurczę. A może ją jakoś ubłagam bez niszczenia tamtej? Chociaż nie, ona uważa że jest "śliczna". Boże.. A może Fred mi pożyczy swoją?
Wracając do balu. McGonagall nas o tym poinformowała. To ma być wydarzenie roku i w ogóle. Hahaha. Dla nas to będzie tylko okazja do olania lekcji. McGonagall była nastolatką tak dawno temu, że albo już o tym nie pamięta albo takie bale naprawdę były wydarzeniem roku. O ile w ogóle nią była, bo jakoś sobie jej nie wyobrażam w sukience do kolan i z rozwianymi włosami. Nie no śmieszne. W każdym razie będzie to coś wspaniałego, co na pewno wzmocni więzi między domami, pozwoli wam się zintegrować”. Hahaha. Ja się z Malfoy'em integrować nie będę.
Nawiasem do Malfoy'a to się uspokoił. Znaczy się nie łazi ciągle za nami i nam nie dokucza. I w ogóle na korytarzach się nie nabija, nie zaczepia nas, nawet nie rzuca na nas zaklęć. Dziwi mnie jego zachowanie. Chodzi sam i jest bardziej blady niż zawsze (to okropne, bo i tak jest blady). Może wreszcie od kogoś oberwał? Haha. Chciałbym to zobaczyć. Muszę spytać Harry'ego o co chodzi. On może wie. No nic. W każdym razie nowy Malfoy mi się podoba, chociaż niepokoi. Boże, muszę się wyzbyć tego uczucia. Zaczynam się sobie dziwić. Czy ja się MARTWIĘ?! Na Merlina.
No i wiesz, drogi pamiętniku. Jakby jestem chory. Mam katar i w ogóle. Ginny mnie namawia na pójście do pani Pomfrey po jej pieprzowy eliksir, ale jakoś mi się to nie uśmiecha. Pamietam jak w pierwszej klasie Ginny wyglądała, jak go wypiła. Jakby normalnie zapaliły jej się włosy. Ale zresztą, nie o to chodzi. Mówiła, że jest niedobry. W sumie, czego miałem się spodziewać po eliksirze PIEPRZOWYM. Och, nieee. Na moje nieszczęście, Harry też mnie do tego przekonuje, chociaż sam nie chce iść, mimo, że chodzi z wypiekami na twarzy i gada przez nos. Pff. Mówi, że nic mu nie jest. Pewnie. No cóż. Życie.
Jak na razie, kończę. Czekają prace domowe. Ech...
Do zobaczenia!
Pees - jeśli pojawiłyby się jakieś liczby w środku notki (bezsensowne oczywiście) wybaczcie, nie zależy to ode mnie. I to samo jeśli chodzi o jakiś zjedzony wyraz czy zła forma (i te przerwy..). Proszę o info, jak coś. ;) Trzymajcie się ciepło. Aiko.
7 stycznia 1998r. Dodał Ron Środa, 02 Lipca, 2008, 13:29
Notka krótka i nudna. Przepraszam. Zupełnie nie miałam weny, i w ogóle... No cóż. Wystawię na światło dzienne (nie) genialną (i głupią) część historii "genialnego" i niegłupiego Rona.
________
Zgubiłem pamiętnik.
Ale chamstwo. Niestety, to prawda.
Otóż któregoś głupiego wieczoru siedzieliśmy z Harry’m w pokoju wspólnym i odrabialiśmy głupie zadanie z Eliksirów (głupi Snape zadał nam głupie karne wypracowanie). I pamiętnik leżał w torbie. Ale Krzywołap, równie głupi kot, wskoczył na stół i zwalił torbę na podłogę. Książki się rozsypały, a pamiętnik wsunął się pod ten głupi fotel. Rzecz jasna go nie zauważyłem. Znalazłem go dziś rano. Z brzegu obgryzł go ten głupi Krzywołap. Jestem wściekły. BARDZO wściekły. O. I jeszcze się powtarzałem. Jak to będzie wyglądać w mojej karierze? Ktoś odkryje mój niepoprawny językowo zapisek i będzie. Źle.
Ogólnie wiele się nie wydarzyło. Hermiona nadal kuje, Harry nadal się zadręcza brakiem dziewczyny a ja nadal się lenię i udaję, że jest dobrze. W sumie to nawet jest, jeśli mam być szczery. Dzisiaj na przykład Harry i Hermiona uczyli się na Historię Magii a ja, oczywisty geniusz wyjątkowo zapamiętałem wszystko z lekcji i poszedłem na dwór. Spotkałem Hagrida. I wyciągnąłem od niego, co się stało. Taak.
Otóż poszedłem sobie spacerkiem do jego chatki, z nadzieją, że mnie wpuści. Hagrid siedział na schodku przy wejściu i ocierał sobie oczy. Uznałem, że to zły znak. Usiadłem obok niego.
- Cześć, Hagrid – powiedziałem wesoło.
- Cześć – burknął.
- Co tam?
- Nic.
- Wszystko dobrze?
- Tak.
- Na pewno?
- Tak.
- Nie masz żadnych problemów?
- Nie.
- Nic Cię nie dręczy?
- Nie.
Widziałem, że się łamał. Więc dalej pytałem. I za każdym razem była odpowiedź tak, nie lub nic. Po moim szesnastym pytaniu (liczyłem!) odpowiedział po ludzku.
- I wszystko Ci się układa?
- Nie! Gissele nie ma (chlip) odeszła (chlip) tam do niego (chlip) a on naga… (chlip) nagadał jej głupot (chlip) o mnie a ja n.. (chlip) nic nie mogę z tym zrobić (chlip) a Gissele (chlip) moja Gissele! – po czym Hagrid rozpłakał się na dobre. Wstał i kręcił się chwilę przy grządkach, po czym padł na ośnieżoną grządkę z dyniami (co one tu robią?) i walił w nie pięścią. Podszedłem do niego i go poklepałem po ramieniu. I potem tego żałowałem – wyściskał mnie tak bardzo, że się bałem, że złamie mi kręgosłup. Potem mnie podniósł za kołnierz (on sądził, że to normalne) i wniósł do domku.
- Hagridzie, po kolei. – powiedziałem spokojnie rozmasowując bolący bark.
- No więc… (chlip) Gissele to moja koleżanka z dawnych lat. I (chlip) ja się w niej zakochałem (chlip) i ona mnie też po… (chlip) pokochała, ale ten głupek (chlip) powiedział, że jej nie (chlip)… nie kocham, i Gissele odeszła (chlip) mieszka we Francji (chlip) z tym (chlip) idiotą… - po chwili Hagrid dostał czkawki. Standardowe.
- No, Hagridzie, uspokój się. Będzie dobrze. Napisz do niej list – Nie wiem, skąd biorą mi się tak genialne pomysły. Nie wiem. To chyba moja wrodzona inteligencja. Mówiłem! Mówiłem, chodzący geniusz!
- T… tak? (chlip) No… dobrze… (chlip) (chlip) (chlip)
Po czym wzięliśmy się do pisania. Tj. w sumie to ja mu dyktowałem. Od razu wysłał. Zobaczymy, jak to będzie. Hagrid prawie znów połamał mi wszystkie kości. Wyszedłem z jego chatki obolały, ale z poczuciem spełnionego obowiązku.
Poza tym niewiele się wydarzyło. Poza tym, że mama leży u Świętego Munga. Ale po kolei.
Otóż mama przysłała mi list, w którym oświadczyła, że ghul mieszka z nami tak długo, że trzeba go oswoić. Więc uszyła mu różowe rękawiczki i taką samą różową czapkę z pomponem. Podłożyła mu to gdzieś i czekała. I po tygodniu ghula wypuściła. Podobno był cały w różowych nitkach i rzucił się na matkę. W każdym razie zanim ojciec ją uratował i zamknął ghula matka lekko ześwirowała. Więc leży w Mungu i dziś podobno ma wyjść. Hmm.. Może mnie już nie będzie męczyć brukselkami. Ha!
No i wiecie. Ostatnio z lekcjami nawet nieźle mi idzie. Hermiona się na mnie wścieka, bo ona ma kupę roboty. Nie moja wina, że się urodziłem jako genialne dziecko, no. A ona tego nie rozumie. Musi pojąć, że ma bardzo inteligentnego kumpla. I już!
Dobra. Robi się późno, a mnie bolą ręce. Za dużo emocji. No.
Do zobaczenia.
Wróciłam. Dodał Ron Niedziela, 22 Czerwca, 2008, 14:03
Tak. Jest już po 19, koniec roku, świadectwo zaniesione, gimnazjum już się nie przejmuję, przynajmniej na razie, więc jakby mogę powiedzieć, że mam wakacje i wróciłam. Jakby, bo wszystko może się zdarzyć. Za notatkę się zamierzam wziąć w najbliższych dniach - w tygodniu mam na kompa więcej czasu, więc będę też miała więcej czasu na pisanie notki, co jest chyba logiczne.
Tak więc dziękuję za cierpliwość i dalej jej życzę. ^^
Do zobaczenia. ;)
Hmm.
Powiem wam szczerze, że notka leży i kwiczy. Ledwo coś napisałam, powodem jest to, że jestem zawalona robotą. Szkoła, w domu też ostatnio nie układa mi się najlepiej, tak więc jestem zmuszona zawiesić pamiętnik. Jest mi głupio, gdyż obiecywałam notkę, i ciągle przesuwałam termin, a nic nie dopisywałam nowego. Ba, nawet nie wiem, gdzie ją mam zapisaną. Poza tym zwykle wymyślanie nowych historii Rona było zabawne, przyjemne, Ron jest mi bliską postacią, ba, w jakiś sposób mnie odzwierciedla co widać w moich notkach. Teraz to się zmieniło, stało się obowiązkiem. Piszecie, że notki są takie 'Ronowate'. Tak, fakt. Tylko, jeśli pamiętacie, Ron był strasznym leniem. Niestety, tą cechą też jestem do niego podobna. Ważniejsza jest, niestety szkoła. Tak więc przepraszam was bardzo, domyślam się że was zawiodłam, ale myślę, że postępuję uczciwie wobec was, i wobec mnie samej.
Dlatego też, powtórzę. Zmuszona jestem zawiesić pamiętnik. Na jak długo? Do końca roku szkolnego, tj. do 19 czerwca. Po 19 znów się odezwę i was zawiadomię, że jeszcze żyję (bądź nie). I napiszę coś dla was. Mogę wam to szczerze obiecać. Może napiszę coś jednak, ale mogę się nie wyrobić, więc uprzedzam was już teraz. Dlatego proszę o nieoddawanie pamiętnika na konkurs, bo
wrócę.Za niedługo.
Pozdrawiam was wszystkich.
Aiko.
(Czuję się okropnie podle. Jeszcze raz was przepraszam.)
7/8 września 1998r. Dodał Ron Czwartek, 20 Marca, 2008, 15:55
Notki długo nie było, ale już jest ;) Mam nadzieję, że się Wam spodoba bardziej niż ostatnia. Wiem, że jest nadal krótka, ale chyba nie umiem dłużej pisać^^ Nie chcę, by wyszło coś na siłę. A więc miłego czytania! ^^
Z dedykacją dla brata ^^
Hej. Długo nie pisałem, nawał prac domowych. McGonnagal całkowicie się na nas uwzięła, mamy z Harry’m mnóstwo zaległości, a to dopiero początek szkoły! Czuje, że przygotowywanie do OWTMów będzie o wiele trudniejsze niż sądziłem, czyli dokładnie takie, o jakim mówiła Hermiona. Ja nie wiem, jak ona to robi, ze jest ze wszystkim na bieżąco. Musze wkupić się w jej łaski, może da mi trochę spisać ostatniego wypracowania z eliksirów?
Martwimy się o Hagrida. To znaczy, mi mówią, że wcale się nim nie przejmuję, ale skoro się przyjaźnimy… Hermiona za to chodzi do niego kilka razy dziennie i próbuje się do niego dobić, ale nigdy nie otwiera. Co mu się stało?
Dziś poszliśmy na obiad nieco spóźnieni, więc sala była trochę opuszczona. Odruchowo spojrzałem na stół nauczycielski, ale wiadomo było, że Hagrida tam nie będzie, zresztą, zauważyłbym go. Harry ostatnio też jest jakiś nieswój, ale nie to co Hagrid. Wiesz, pamiętniku, Harry także założył sobie pamiętnik. Dostał od mojej mamy taki fajny notes ze skóry smoka, który może otworzyć tylko on. Trochę mu go zazdrościłem, ale Hermiona, która jakimś cudem się dowiedziała o pamiętnikach wyczarowała mi zupełnie nową oprawę. Fajnie.
Ale wracając do obiadu. Zajęliśmy miejsca niedaleko wejścia do Sali. W pewnym momencie, właśnie wtedy, gdy nakładałem sobie górę puddingu wszedł Hagrid. Ale w jakim stanie! Zapuchnięty, z chustką w kropki w ręce. Nawet na nas nie spojrzał, a potem tylko nakrzyczał na jakiś pierwszorocznych za to, że się na niego patrzą. Usiadł sobie jakby nigdy nic i zabrał się za kurczaka. Po obiedzie Harry i Hermiona poszli do biblioteki, ale ja chciałem pogadać z Hagridem, co jest zupełnie nie w moim stylu i sam się zdziwiłem, ze mam taką potrzebę.
W każdym razie w końcu Hagrid wyszedł. Z kieszeni wystawała mu chustka w kropki a w ręce trzymał inną, fioletową. Złapałem go za rękę i spytałem:
- Cześć Hagrid! Coś się stało, że jesteś taki przybity?
- Małe łobuziaki… - warknął Hagrid i otarł łzy. – Nic się nie stało.
- No przecież widać! – zaparłem się. Popatrzył na mnie groźnie, ale ja nie zamierzałem odpuścić.
- Zostaw mnie w spokoju, albo napuszczę na ciebie sklątki. – Tu trochę się zląkłem i wzdrygnąłem z obrzydzenia.
- Powiedz no, przecież nic ci się nie stanie! Wiesz, że się przyjaźnimy!
- Och! – jęknął i zakrył twarz chustką. Poszedł szybkim krokiem przed siebie chlipiąc. Patrzyłem za nim jeszcze chwilę, ale nie miałem ochoty go gonić. Musimy go jakoś podejść, by się złamał. Ale jak?
Poza tym to raczej nic się nie działo. Raczej, bo Harry cos ukrywa, jak wcześniej wspomniałem. Ale co? Widać, ze nie jest szczery. Razem z Hermioną siedzimy teraz w Pokoju Wspólnym i zastanawiamy się, jak ich podejść. Jej włosy pachną brzoskwiniami… Oj, ale wyszło. Pozostawię to bez komentarza.
Trochę jestem zmęczony, chyba się pójdę położyć. Wykończyło mnie to wypracowanie z eliksirów.
Napiszę jeszcze później…
22:16
Obudziłem się później, niż zamierzałem. Spóźniłem się na kolację, na szczęście w kuchni zawsze znajdzie się coś na ząb. Hermiona rzecz jasna była przeciwna, ale ja byłem głodny, a to jest chyba ważniejsze, co? Nom, tak myślałem. Pałaszując w drodze powrotnej smakołyki od skrzatów wpadłem na coś miękkiego. Z przerażeniem odkryłem, że był to Hagrid. Dlaczego z przerażeniem? Szczerze? Nie miałem ochoty na jego towarzystwo ani pocieszanie go.
Tymczasem Hagrid wyglądał naprawdę paskudnie. Oczy miał przekrwione od płaczu, silne, czerwone rumieńce, a po policzkach płynęły mu łzy, ginąc w zmierzwionej ciemnej brodzie. Żal serce ściskał.
- Hagridzie… - szepnąłem, wyciągając ogromną chusteczkę z jego kieszeni i podając mu ją.
- Och, Ron! – wychlipał Hagrid, rzucając się z płaczem na ścianę i waląc w nią pięścią.
- Co się stało? – byłem w szoku. Pierwszy raz Hagrid był w takim stanie.
- Ona! – krzyknął Hagrid, zanosząc się szlochem. Osunął się na ścianę i ukrył twarz w dłoniach. – Ona! Ona i ta paskuda!
Mogłem się domyślić, że chodzi o ‘NIĄ’. Tylko którą?
- O kogo chodzi? – spytałem, podając chusteczkę (czyt. Obrus) który upuścił.
- O Gissele! (szloch) Moja (szloch) Gissele, moje (szloch) kochane, co on jej (czkawka) do łba wsadził, że mu (szloch) uwierzyła… - Wielki szloch. Próbowałem coś z niego wyciągnąć. Nadaremnie. Hagrid kompletnie odmówił współpracy. Ech. Uparciuch. Poczłapałem do dormitorium wcinając lekko zeschłe ciasteczka czekoladowe. Gissele? Jaka Gissele? Hmm…
03:43
Nie mogę spać. Martwię się. Ja! Ja się martwię! Och. Harry powiedział, że się zachowuję gorzej niż Hermiona. Teraz nie wie, jak się zachowuję, bo chrapie. Rany.
Przy okazji. Wiem, kim jest Gissele. Ukochana Hagrida! Nie wiem, jak ja na to wpadłem. Może to ten mój zabójczy intelekt? Jak to powiedziałem Hermiona zaczęła się śmiać. Tak, bardzo zabawne. Śmiać się z własnego przyjaciela. Bardzo ładnie!
Świnka gdzieś poleciała wczoraj wieczorem i do tej pory nie wróciła. Gdzie się podziewa? Głupie stworzenie. Ja piszę długi list do Freda i George’a, chcę go wysłać, a ta co? Nie ma jej! Pff.
Ech. Kończę już. Nie ma o czym pisać. Napiszę niedługo. Jak się uporam z pracami domowymi. Może w weekend? Do zobaczenia.
3 września 1998r. Dodał Ron Środa, 20 Lutego, 2008, 14:35
Przepraszam, ze tak długo nie pisałem, ale było tyle zajęć, że sam ledwo wyrobiłem. Przede wszystkim zaczął się rok szkolny. Pierwsze dni, a już tyle nauki! Zadają nam tak dużo, ze nie zdążyliśmy jeszcze odwiedzić Hagrida. Tak peesem, to sie chyba
obraził...
Dziś był wypad do Hogsmeade.To dziwne, bo zazwyczaj dopiero organizowało się je w październiku, ale i tak fajnie, w Trzech Miotłach Hagrid na pewno będzie.
I faktycznie, gdy tylko przekroczyliśmy próg zobaczyliśmy jego wielkie plecy koło okna. Ja i Harry nieco się wahaliśmy, ale Hermiona popchnęła nas nieco i przypadkiem wpadliśmy na jakąś czarownicę. Podeszliśmy do Hagrida i klepnąłem go po ramieniu:
- Cześć, Hagrid!
- o... A wy nie w szkole? Cholbika, jak to się wszystko zmienia... - wychrypiał i wypił łyk Ognistej Whisky z wielkiego kufla.
- Nie, dzis zorganizowali wcześniej wypad, domyśliliśmy się, że tu jesteś. - powiedziała Hermiona i usiadła na przeciwko niego. Hagrid łypnął na nas spod krzaczastych brwi i prychnął:
- Idźcie stąd.
- A dlaczego? - zbuntował się Harry.
- Bo nie mam ochoty na wasze towarzystwo, dzieciaki.
- Powinniśmy się obrazić. - Stwierdziłem z przekąsem patrząc na Madame Rosmertę. Ta kobieta to dopiero! Nagle poczułem ból w prawej łydce i zrozumiałem, że to Hermiona mnie kopnęła. Zarumieniłem się trochę i odwróciłem do widocznie załamanego Hagrida.
- A więc, o co chodzi? - spytał. - Czego ode mnie chcecie?
- Widać, ze coś ci jest.
- Nie, nic mi nie jest, Hermiono.
- No przecież widać, kurczę! - oburzyłem się i zarobiłem kolejnego kopniaka. No i za co?!
- Hagridzie, powiedz nam... - poprosiła Hermiona, ale Hagrid zupełnie odmówił współpracy. - No, Harry, weź mu coś powiedz! - syknęła.
- Och, tak. Hagridzie, odezwij się i powiedz, co ci jest, przecież wiesz, ze ci pomozemy! - odezwał się Harry.
- Nie. Nie pomożecie. A teraz zmykać. - burknął. Cóż mieliśmy zrobić, wyszliśmy i skierowaliśmy się do Miodowego Królestwa. Nie dziwne, ze przed wejściem stało mnósto dzieciaków. Na drzwiach wisiała jakaś kartka. Przepchnałem się przez tłum i zamarłem.
Drodzy klienci!
Z przykrością zawiadamiamy, że Miodowe Królestwo musiało zostać zamknięte. Właściciel sklepu, pan Tisher miał powazny wypadek i przez najbliższe tygodnie bedzie w Szpitalu Magicznym im. Świętego Munga w Londynie. Przepraszamy za kłopot.
- No nie! - krzyknąłem i wróciłem do przyjaciół stojących nieco dalej. - Zamknęli Miodowe Królestwo! Wiedziałem, ze ten nowy właściciel to jakiś wymoczek, leży w Świętym Mungu! - gotowałem się ze złości. Staliśmy jeszcze pod Miodowym Królestwem kilkanaście minut, a potem z całkowicie zepsutymi humorami wróciliśmy do domu.
Cały dzisiejszy dzien to jedna wielka klapa. Najpierw Hagrid, potem Miodowe Królestwo. Hermiona poszła jeszcze raz odwiedzić Hagrida, natomiast ja i Harry zostaliśmy w zamku, bo mamy sporo roboty. Mogę już pisać przy Harry'm, bo dziś po południu mnie przyłapał. Fajnie, ze się nei smiał i nikomu nie powiedział, uff...
Dobra, ja kończę, bo mam jeszcze do odrobienia wypracowanie z Eliksirów i takie tam.
Narazie!
_____ No i jak? Mam nadzieję, że lepiej... Czytałam to kilka razy, ale błędy mogą jeszcze jakieś być... Mam nadzieję, że się spodoba, chociaż pisałam ją kilka dni, żeby nie skiczować Przynajmniej jest dłuższa No, to komentujcie, byle lepiej niż ostatnie notki! ^^
29 sierpnia 1998r. Dodał Ron Wtorek, 12 Lutego, 2008, 13:34
Choroba minęła. Zły nastrój też. Szczęście? Pech. I to jaki.
Mama zmusiła nas, byśmy pojechali do Londynu. Po co? Nie wiedziałem, a gdybym wiedział, to bym się w życiu nie zgodził!
Zerwała nas z łóżek bladym świtem. Chyba koło 4 było. Ledwo zdążyłem się przebrać, bo mama już nas goniła do samochodu, który ojciec pożyczył z Ministerstwa. Pojechaliśmy. Po drodze tak trzęsło, że Krzywołap, który w ostatniej chwili wskoczył do samochodu zwymiotował na tylne siedzenie. Koszmar.
A potem? SKLEPY SKLEPY SKLEPY! Czy zrobiłem coś źle, że teraz muszę za to płacić?
Oczywiście Ginny, Hermiona i Fleur były w swoim żywiole. A my, to jest ja i Harry włóczyliśmy się za nimi przez cały dzień. Idealny sposób spędzenia takiego pięknego, upalnego dnia. A potem stało się najgorsze... Spotkaliśmy Muriel, naszą okropną, zwariowaną cioteczną babkę od strony taty. Zmusiła nas do ubrania się w ogromne, brązowe szaty; wyglądaliśmy jak wielkie ćmy łażące po ulicy. Potem na szczęście poszła na ciasto. Ale to nie był koniec. Weszliśmy do sklepu Freda i George'a. Gdy tylko przekroczyliśmy próg oblano nas czymś zielonym. A cuchnęło jak sam nie wiem co! Mama nawrzeszczała na Freda i George'a a potem brudni i śmierdzący wróciliśmy do domu. Mieliśmy tak okropne humory, ze nawet nie chcieliśmy ze sobą gadać.
Jakby tego było mało ghul wydostał się ze stychu i łaził po domu. Czekaliśmy na tatę aż wróci z pracy i go przepędzi na górę. A tata wrócił późno.
Koszmar. Jestem wykończony. Idę spać.
Narazie.
Przepraszam, zę krótko, ale ja chyba nie potrafię pisać długo Mam nadzieję, ze się wam spodoba!
Błędy były jakieś, ale drobne, nie wiem czy wyłapałam wszystkie, jeśli nie, to wybaczcie