Pamiętnikiem opiekuje się Fafbar13 Do 10.06.2008 pamiętnikiem opiekowała sie Ginny100 Do grudnia 2007 pamiętnikiem opiekowała się Zuzia95
Nowy prowadzący. Dodała Nymphadora Tonks Piątek, 12 Kwietnia, 2013, 19:14
Cześć! Jestem nowym prowadzącym i od tej pory będę regularnie wstawał notki z pamiętnika Nimfadory Tonks. Proszę o jak najwięcej komentarzy, ponieważ bardzo pomagają mi pisać. Postaram się by teksty były jak najdłuższe i ciekawe.
10. Pierwszy dzień, czyli co się stało 30 lat temu cz.2 Dodała Nymphadora Tonks Piątek, 22 Lutego, 2008, 17:34
Zeszłyśmy do Pokoju Wspólnego, kilka osób siedziało przy kominku a inni w cieniu odrabiali lekcje. Pchnęłam portret, i wyszłam na korytarz. Był pusty, nie licząc kilku pierwszoroczniaków.
-Gdzie macie transme? –spytałam.
-Na dole, koło dziedzińca.
-Aha, my też. –i zaczęłam schodzić szybko po schodach. Kiedy spojrzałam na zegarek, zobaczyłam że mamy jeszcze pięć minut, a trudno było tam dotrzeć. Kiedy tam w końcu dotarłyśmy profesor Dumbledore tam już był.
-Spóźniłyście się drogie panie.- powiedział spokojnie. Wskazał na wielki zegar który wisiał koło niego na ścianie, było dziesięć minut po..
-Przepraszamy…
-Siadajcie, siadajcie.
Reszta lekcji minęła normalnie, lecz zauważyłam ze sporo osób ciągle na mnie zerkało.
***
DRRRRRYYYYYYNNNNNNNNN!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Rozległ się dźwięk dzwonka, wszyscy popędzili do drzwi. Lecz Dumbledore przywołał mnie gestem do siebie. Podeszłam do niego. Nigdy nie rozmawiałam z Dumbledore’m, wyjątek to z pozwoleniem.
-O…. O co chodzi?? –spytałam niepewnym głosem.
-Nie bój się nie chce wam nic zrobić. –powiedział swoim spokojnym głosem, uśmiechając się dobrodusznie. Lecz wcale nie dodawało mi to otuchy, wręcz przeciwnie. Bałam się coraz bardziej.
-Chodzi o waszą nową kupelę Emmę. –powiedział, a ja spojrzałam na niego pytająco.- Coś w ogóle nie uczestniczyła w lekcji, a jest najlepsza ze wszystkich i nigdy jeszcze nie opuściła ani jednej mojej lekcji. To naprawdę dobra uczennica, i chciałbym abyście ja spróbowały nakłonić by powiedziała o co jej chodzi.
-Przepraszam, -przerwałam mu. –Ale czy pan myśli ze będziemy w stanie coś zrobić?
-Ufam mam.-powiedział Dumbledore. –A teraz możecie już iść.
***
Było już dziesięć po jedenastej a ja jeszcze nie spałam. Czekałam aż Emma skończy odrabiać stos prac domowych. Nie spieszyła się z tym, cierpliwie czekałam, wskazówki przesuwały się tak powoli że nie chciało mi się na nie patrzeć. Po kilku DLA MNIE godzinach, wskazówka zaczęła wskazywać dwunastą. NIK nie mówił nic do Emmy nawet nie obdarzywszy ją spojrzeniem opuszczali Pokuj Wspólny po dziesięciu minutach nikogo już nie było a Emmie została już tylko jedna praca domowa.w końcu skończyła było w pół do pierwszej w nocy. Czułam piasek pod oczami ale poczekałam, a kiedy miała już iść do dormitorium zatrzymałam ją, Leanne poszła już dawno spać więc zostałyśmy samiuteńkie.
-Musimy pogadać. –powiedziałam ze stanowczą miną. Emma posłusznie usiadła powrotem w fotelu.
-O czym? –spytała po chwili nie wytrzymując.
-O twoim zachowaniu, Dumbledore mówił mi pod koniec lekcji że zawsze na niej odpowiadasz i jest to twój ulubiony przedmiot. Więc dlaczego DZISIAJ nic nie robiłaś na transmie?
-Bo… nie mieszaj się w moje sprawy, -powiedziała ze złością i poszła spać. Siedziałam w pokoju z osłupieniem na twarzy. Po chwili ja też poszłam do łóżka.
***
Ranek był ciepły, nie było na niebie ani jednej chmurki. A słońce miło przygrzewało. Obróciłam się na drugi bok chcąc jeszcze pospać.
-Miał!!- Rozległ się głos tuz pod moim łóżkiem, jakby w jakimś pudełku był tu kot. Zeskoczyłam pospiesznie z łoza i spojrzałam na jego nogi, była tam niewielka paczuszka dziurkami zapewne doprowadzające do środka powietrze. Na paczce było napisane: Dla Nimfadory od Em.
Otworzyłam ja a z niej wyskoczył czarny kotek, i wyleciał list.
A oto jego zdjęcie:[/b]
9. Pierwszy dzień, czyli co się stało 30 lat temu Dodała Nymphadora Tonks Poniedziałek, 11 Lutego, 2008, 13:15
Na błoniach było zimno, wszyscy trzecioroczniacy biegli na skraj lasu. Właściwie to nie wiedziałam dlaczego, więc spytałam:
-Czemu…
-Idziemy na skraj lasu?- dokończyła za mnie Emma. – Och to proste dzisiejsza lekcja ma mieć rodzaj praktyczny.
-Acha. –odpowiedziałam, jeszcze nigdy nie miałam Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami w rodzaju praktycznym.
-Bardzo jestem ciekawa co będziemy robić. – powiedziała Leanne.
-Ja też – powiedziałyśmy, o dziwo, razem. (Ja i Emma) Po kilku minutach zgrzytając zębami doszłyśmy do miejsca w którym siedział wysoki mężczyzna w szpiczastej tiarze. Naokoło niego poustawiane były ławeczki. Usiadłyśmy w jednej z nich.
-Dzisiaj rozpalimy sobie ognisko.
-Jak to? –spytał jakiś chłopak ze Slytherinu, na moje oko był bardzo blady, ale przystojny. Popatrzył się na mnie, a ja zarumieniłam się.
-Zobaczycie.-odpowiedział profesor.-A teraz idzie nazbierać patyków.
Posłusznie wszyscy się rozeszli, ja poszłam na skraj lasu, gdzie się okazało że aż wydaje się o trochę wyższym bo pełno było patyków. Wzięłam tyle ile zdołałam unieść. I zaniosłam do wskazanego przez profesora miejsca. Po chwili było już tyle patyków że można było rozpalić ognisko.
-Insendio! –powiedział profesor machając różczką w stronę ogniska, które już po chwili zaczęło się palić.
-A teraz poczekajcie sekundę. –i poszedł gdzieś za chatkę Hagrida. Po chwili wrócił z wielkim pudłem w rękach. Otworzył je i spytał:
-Czy ktoś wie co to za stworzenie? –z pudła wystawała wielka głowa jaszczura. Była cała w ogniu, wrzasnęłam. Kilka osób też krzyknęło, po chwili kilka rąk powędrowała do góry.
-Tak Tom?
-To salamandra, uwielbia przebywać w środku ognia którym się żywi.-odpowiedział ów blady chłopak ze Slytherinu.
-Bardzo dobrze Tom.- chłopak uśmiechnął się krzywo. Najwyraźniej nie bardzo go to interesowało. Choć po chwili profesor dodał:
- + dziesięć punktów dla Slytherinu.
Wypuścił salamandrę z pudła która od razu wskoczyła do ogniska. Najwyraźniej bardzo było jej tam przyjemnie bo po chwili przysnęła. Po dziesięciu minutach wpatrywania się w dziwne zwierzę profesor powiedział:
-Ta salamandra to cudowne zwierzę…-powiedział rozmarzonym głosem.- Mnożą się o tysiąc razy szybciej od człowieka. Więc jest ich bardzo dużo, nie są zagrożone wyginięciem.
Później lekcja stała się podnudnawa profesor opowiadał nam wszystko co sam wiedział o salamandrach. Kiedy w końcu zadzwonił utęskniony przez wszystkich dzwonek, rzuciliśmy się do drzwi frontowych. Potem do dormitorium i bęc na łóżko. Było mi bardzo zimno więc wygrzebałam z pościeli sam koc i okryłam się nim. Przy ognisku było trochę cieplej ale nie można powiedzieć że ciepło.
-Co teraz, i później?- spytałam Em.
-No więc…-spojrzała na plan.-Mamy teraz transmutacje, a po tym jest czas wolny.
-To super.
-Choćmy już.-powiedziała Leanne.
-----------------------------------------------------------
oa: Nie miałam weny, więc nota trochę mi nie wyszła... Z góry sorki za błędy.
[/b][/i]
8.Trzydzieści lat w przeszłość Dodała Nymphadora Tonks Środa, 06 Lutego, 2008, 09:47
Oa: Miałam wenę, napisałam i opublikowałam . Z góry przepraszam za błędy.
-----------------------------------------------------------
-No to co przenosimy się?- spytała Leanne.
-Tak. Tylko jest małe kłopot…-zaczerwieniłam się.
-J..Jaki?? -popatrzyłam na nią ze zdziwieniem, jak ona może tego nie zauważyć.
-Jak się mamy przenieść? -powiedziałam siląc się na opanowany ton. Popatrzyła na mnie ze strachem. Usiadłam na umywalce, nogi mi zwisały więc zaczęłam nimi machać, jak małe dziecko.
-Eeee.. Myślałam że ty wiesz.
-No to byłaś w głębokim błędzie.- powiedziałam to trochę zdyszana bo zaczęłam nogami tak machać do góry i na dół że nie mogłam złapać powietrza:p.- Podaj mi tą książkę.
Leanne posłusznie mi ją podała. Wzięłam ją i otworzyłam na ostatniej stronie. Szukałam na górze kartki i na dole, w końcu znalazłam.
- „Żeby się przenieść trzeba wiedzieć o ile lat chce się przenieść w przeszłość. Jeśli na przykład o 20 lat to dwadzieścia łyżeczek trzeba wypić.” Czekaj jeszcze tam ktoś coś napisał „UWAGA!! Jestem jedynym co wrócił i mówię wam jeśli chcecie tu wrócić to musicie wziąć ze sobą trochę eliksiru, zamieszać go dwa razy do wskazówek zegara i wziąć tyle łyżeczek ile wtedy wzięliście by się przenieść.” No to jak? Przenosimy się?- wiedziałam co może mnie tam czekać, ale chciałam spróbować. Leanne podała mi łyżkę
-To o ile się lat przenosimy?- spytała.
- O trzydzieści.
-Dlaczego?
-Chcę coś tam zobaczyć. – zanurzyłam łyżeczkę w kociołku i pośpiesznie ją napełniłam. Połknęłam, smak był taki… Słodkawo kwaśnawy. Potem szybko powtórzyłam czynności tam było napisane że ma się dwie minuty i się przenosisz. Leanne też „zjadła” trzydzieści łyżeczek eliksiru. Złapałyśmy się za ręce, po minucie zrobiło się ciemno. Czekałyśmy tak z trzydzieści minut choć mi się trochę wydawało że o wiele dłużej. Kociołek który miałyśmy w rękach lekko się zachwiał. Potem zaczęło się robić jasno. Byłyśmy w tej samej łazięce co trzydzieści minut temu, ale trzydzieści lat temu. Schowałyśmy kociołek do jednej z kabin
i wyszłyśmy. Znalazłyśmy się w tym samym korytarzu co wtedy. Wszystko było takie same. Podeszłam do gablotki gdzie zawsze był „ herb” Jamesa Pottera ale teraz go nie było. Dotknęłam szyby by lepiej się przyjrzeć. Wyłatam wielka odznaka która teraz wisiała na piątym piętrze. „DLA TOMA RIDDLE’A za zasługi dla szkoły”. Więc dobrze się przeniosłyśmy do czasów Sami-Wiecie-Kogo. Kiedy rok temu spotkał Harry’ego przepadł
i mam nadzieję że na zawsze. Poszłam do Wielkiej Sali jeśli jest ta sama godzina co teraz jest u nas to jest śniadanie. Kiedy otworzyłam drzwi rozległ się gwar przyciszonych głosów. Dlaczego nie mam peleryny-niewitki jak James? Usiadłam na ławce i zaczęłam jeść. Wszystkie głowy zwracały się do mnie i do Leanne. Kiedy powoli wszyscy zaczęli się rozchodzić do swoich dormitorium, podszedł Dippet.
-Kim jesteście? –spytał spokojnym głosem.
-My…-zaczęła Leanne.
-Nazywam się Nmphadora Tonks a oto moja przyjaciółka Leanne Seterom*.
-Nigdy was nie widziałem…
-Widział nas pan, panie profesorze.
-Nie…- dyrektor uśmiechnął się rozbawiony.
-My jesteśmy z przyszłości, 30lat się cofnęłyśmy używając…
-Eliksiru przeszłości.
-No tak.- potwierdziłam, i wypiłam do końca mój sok dyniowy. Wielka Sala była już pusta, był tylko profesor Dippet, ja i Leanne.
-Do jakiego domu przydzieliła was tiara?
-Gryffindoru- odpowiedziała szybko Leanne.
-A ile tutaj chcecie zostać?
-Nie wiem, może tydzień. – powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
-No to możecie tu zostać ten tydzień. Powiadomię o tym resztę nauczycieli. Hasło to Mimbulus mimbletonia.
-Dziękujemy- powiedziałyśmy chórem i poszłyśmy do wieży Gryffindoru. Spotykając po drodze uczniów, doszłyśmy do Sir Dragona (oa: nie wiem jak to się pisze).
-Mimbulus mimbletonia.
-Właźcie. –odpowiedział rycerzyk swym nakrapianym koniku. Weszłyśmy do zatłoczonego Pokoju Wspólnego. Ledwo usiadłyśmy w fotelach otworzyło się przejście pod portretem. Wszedł Dumbledore, jak zwykle wesoły.
-Witam naszych gości! – zwrócił się do nas. – Będziecie miały pokuj na samej górze. A oto książki, trochę zużyte ale nie będziecie leniuchować przez ten tydzień.
-Dziękujemy. – powiedziałam.
-No więc, to jest Nmphadora Tonks a to Leanne Seterom. Będą tu przez tydzień i nie pytać się jak się tu znalazły.-podał nam książki, były nie trochę zużyte ale bardzo zużyte. Poszłyśmy na samą górę do naszego dormitorium. Otworzyłyśmy drzwi i weszłyśmy do pokoju, stało tam pięć łóżek. Na każdym tabliczka z imieniem i nazwiskiem. Dwa były wolne, wybrałam ten bliżej drzwi więc Leanne wzięła drugie. Położyłam się na nim, ale nie poleżałam za długo. Do pokoju wpadły dziewczyny.
-Cześć! Jestem Jessica, Jessica Blue.- podała mi rękę ja ją uścisnęłam, spojrzałam na łóżka środkowe miało kartkę z jej imieniem i nazwiskiem. Podeszła do mnie druga.
-Cześć, jestem Lily, Lily Darkness (oa: sorry że wzięłam nazwisko z twojego pamiętnika DżÓlio) –podała mi rękę ja ją uścisnęłam, spojrzałam na łóżka na tym najbliżej drzwi było jej imię i nazwisko.
-A ja jestem Emma Watson. Tez jestem z trzeciej. One są z czwartej –wskazała na Lily
i Jess.
-Bardzo mi miło.-powiedziałam. Dziewczyny usiadły na łóżkach. Po ich minach można było wywnioskować ze coś jeszcze od nas chciały.
-Eeee….- Zaczęła Jessica.
-O co chodzi? – spytałam.
-Chodzi o to że…-powiedziała Lily.
-Że chciałybyśmy się dowiedzieć jak się tu dostałyście. – powiedziała Emma.
-Aha.. Wiec o to chodzi.- i zaczęłam im opowiadać jak było na lekcji eliksirów, aż doszłam do przeniesienia się.
-Rozumiem, więc po tygodniu macie zamiar już nas opuścić?- Spytała Emma.
-No tak, a co?
-Nic.. -odpowiedziała trochę przygnębiona.
-Co teraz mamy?- spróbowałam zmienić temat.
-Opiekę nad magicznymi stworzeniami.
-O to fajnie, choćmy bo się spóźnimy.-powiedziałam wzięłam torbę którą miałam na ramieniu w czasie przeniesienia. Spakowałam ja i wyszłam.
-----------------------------------------------------------
*Seterom - czytaj, Siterom ;)
Wróciłam pośpiesznie do wc.
-Znalazłam!
-Och! To super.-Leanne postawiła kociołek na kibelku. Po odgłosach dochodzących z jego środka domyśliłam się że Leanne rozpaliła tam ogień była w tym naprawdę dobra! Wszedłam do kabiny i zmknełam drzwi. Było trochę ciasno, no ale trudno…
BUM! Wrzasnęłam z przerażenia.
-Kto tutaj rozpalił ognisko?!- wrzasnął ktoś z środka rury.
-Kim jesteś?- spytała również przestraszona Leanne, lecz powiedziała to opanowanym głosem. Przez chwilę myślałam że nikt nie odpowie, ale pomyliłam się. W drugiej kabinie coś chlustneło i przez drzwi kabiny przeniknął duch, duch dziewczynki w okularach.
-Marta!- krzyknęłam oburzona- wystraszyłaś nas!
-I dobrze! Kto by rozpalał ognisko w środku!- wrzasnęła Marta, i poleciała do parapetu. „Usiadła” na nim i zaczęła jęczeć.
-Marta przestań!- krzyknęła Leanne, ale nie wystarczająco by zagłuszyć jej jęki. Zatkałam sobie rękami uszy ale to nie wiele pomogło .Dojrzałam uciechę na twarzy Marty, pewnie rzadko komuś może dokuczać. Próbowałam ją zignorować ale nie za bardzo mi to wychodziło. Po jakiś dwudziestu minutach męki wleciała do sąsiedniej muszli klozetowej i ucichła.
-Ale dobrze!- powiedziałam masując sobie uszy.
-Ok. to na razie wszystko gotowe!- powiedziała Leanne- musimy poczekać dziesięć dni i robimy dalej!
-No to choćmy. -powiedziałam otwierając drzwi.
10 dni później
-Leanne! Wstawaj!- po raz pierwszy obudziłam się przed Leanne, nie mogę się doczekać kiedy eliksir będzie gotowy! Po pięciu minutach krzyczenia i terania otworzyła oczy.
-Co budzisz mnie tak wcześnie?- spytała przecierając oczy.
-Wcześnie?! Jest już za dziesięć ósma!- powiedziałam niedoważając.
-Już! Och… No to choćmy do toalety.- puściła do mnie oko. Ubrałyśmy się i poszłyśmy.
-Alochomora!- powiedziałam celując w zamek pierwszej kabiny. Drzwi otworzyły się lekko skrzypiąc. Weszłam tam a za mną Leanne. Skuliłyśmy się a Leanne wyjęła w pośpiechu z szaty słoik z ropą i łyżeczką. Popatrzyła na eliksir, wyjęła z torby książkę „Najtrudniejsze eliksiry świata” i otworzyła ją na stronie z eliksirem przeszłości. Spojrzała na jedną linijkę. I znowu zajrzała do kotła.
-Wszystko jest dobrze, teraz ropa.- powiedziała to odkręcając słoik i wlewając trochę na łyżeczkę ropy. Wlała ją do kociołka, potem powtórzyła to wszystko i eliksir przybrał barwę złota. Podała mi książkę.
-I co dalej?
-„Jeśli twój eliksir przybrał barwę złota to wszystko jest dobrze. Wymieszaj go chochlą zgodnie ze wskazówkami zegara, dwa obroty. Powinien przybrać barwę miedzi. Możesz wtedy dodać dwie łyżeczki much siatkoskrzydłych i gotowe! Eliksir powinien być wtedy srebrny.” Masz te muchy?- spytałam.
-Tak.- odpowiedziała Leanne grzebiąc w torbie. Wyjęła drugi słoik z muchami i chochlę.- Dwa razy zgodzie ze wskazówkami zegara?
-Tak.- zamieszała. Eliksir przybrał teraz kolor miedzi. Dodała muchy i….
-Udało się! – krzyknęła Leanne. Eliksir był srebrny.
-No wreszcie!- podbiegła do mnie Leanne z promiennym uśmiechem.-Choć-pobiegła do foteli przy kominku.
-Musimy Wszystko Omówić!-dodała, kiedy ja spokojnie usiadłam w miękkim fotelu. Wyjęła z torby (która była koło niej) egzemplarz „Najtrudniejszych eliksirów świata’’. Poszukała pośpiesznie odpowiedniej strony, i przeczytała:
-„Jeżeli już wszystko masz to, przygotuj duży ogień, ustaw na nim kociołek i nalej tam ciepłej wody. Tyle żeby sięgało połowy Kocioła, wrzuć do niego skórę bomoslanga i szybko zamieszaj. Kiedy już to zrobisz, musisz odczekać dziesięć dni a dopiero potem możesz wrzucić do kociołka ropę, dwie małe łyżeczki.’’ – urwała i popatrzyła na mnie.-Ale gdzie my znajdziemy miejsce w którym można by rozpalić ogień bez obawy że ktoś nas nakryje…
-Tego nie wiem…-odpowiedziałam patrząc się w okno z namysłem.
-Lepiej już choćmy do Wielkiej Sali. –powiedziała Leanne patrząc się na plecy jakiegoś pierwszoroczniaka. Więc poszłyśmy. Sala była całkowicie zapełniona, wcisnęłyśmy się jakoś między dziewczynę a chłopaka. Telerze przed nami się pojawiły sekundę później. Naładowałam sobie na niego stos pieczonych ziemniaków, zjadłam w pięć minut i poszłam do WC. Leanne za mną, weszłam do jednej z kabin i sprawdzałam zamek. Działał.
-Hej! Leanne mam pomysł!-krzyknełam.
-Jaki?- spytała.
-Możemy zapalić ogień tutaj. W kibelku.
-Dobry pomysł!- Leanne wyszła z drugiej kabiny.
-Przyniosę kociołek.-powiedziałam i pobiegłam do dormitorium, kiedy tam się znalazłam w trzy minuty znalazłam kociołek trochę był zniszczony... No ale trudno..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
oa: notka trochę krótka a nawet bardzo. Coś mi się robi z kompem.. Ale za ok. 3 dni bedzie notka. Pozdro!
PS. Tym któży kupili HP i IŚ życzę miłego czytania!
Pielęgniarka popchnęła mnie na łóżko koło Davida i zasłoniła zasłony. Podała mi przez szparę piżamę. Była biała w różowe wielkie róże. Kiedy się ubrałam w to.. to ochyctwo. Odsłoniłam zasłony i położyłam się na łóżku, no bo chyba nie warto uciekać. Najbardziej bałam się jakiegoś wywaru który poda mi do wypicia. Mam nadzieję ze nie będzie smakował tak samo jak poprzedni… A jeśli… Ale wyrzuciłam tę myśl z głowy. Zaczęłam się zastanawiać co teraz robi Leanne, ale David mi przerwał.
-Co tam u ciebie?- spytał.
-Nic ciekawego.- odpowiedziałam, na mojej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
-U mnie też.
-Co ci się stało, a raczej dlaczego tu trafiłeś?
-A nic…
-No powiedz!- nalegałam, i byłam nieugięta, więc w końcu powiedział.
-Dostałem tłuczkiem.
-Ale przecież nie było jeszcze meczu.- zdziwiłam się
-Na treningu.
-acha.- i zakończyłam rozmowę. Leżałam, i leżałam Az zaczęło się ciemnieć. ,, Może Leanne zapomniała o mnie, zwykle przychodziła godzinę po moim przyjściu tutaj.” Rozmyślałam tak przez dłuższa chwilę. David już spał, pewnie z nudów. Nagle drzwi się otworzyły, i w jasnym świetle księżyca dostrzegłam twarz Leanne.
-No na reszcie- mruknęłam pod nosem uszczęśliwiona. Leanne trzymała w ręku książkę, Najtrudniejsze Eliksiry Świata, to ją wypożyczyłam w bibliotece. Usiadła na moim łóżku, ja też się podniosłam.
- Poszłam do gabinetu Slughrona, i wzięłam stamtąd skórę i muchy. Kociołek da się pożyczyć, chochla.- i w tym Momocie wyjęła z kieszeni chochlę.- Wzięłam z kuchni, łyżeczkę tez mam. Tylko…
-Ropa.- dokończyłam za nią.
-No właśnie.- Posmutniała Leanne.- U Slughrona jej nie było.
-Może na zielarstwie..
-Dobry pomysł!
Uśmiechnęłam się, Leanne wstała.
-za pięć minut jest kolacja, przyniosę ci ciasto.
-Nie trzeba.
-Trzeba- nalegała, odwróciła się na pięcie i wyszła. Pani pielęgniarka, wyszła dwie minuty później, niosąc tacę z…
-Oto lekarstwo. Jutro rano też się napij.- i podała mi kubek z... Ochyctwem. Miało czerwoną barwę, bulgotało i… śmierdziało. Pachniało spoconymi skarpetkami, FUJ!!!!!!!
-No pij.- zniecierpliwiła się pielęgniarka. Wypiłam wszystko jednym łykiem, BLE!!! Smakowało jak… jak… wymioty! Ale ból w krzyżu ustąpił. Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.
Rano 05:30
-Nimfa! Nimfa! Obudź się!- ktoś szeptami do ucha. Otarłam zaspane oczy, Leanne stała na de mną.
-O co chodzi?- spytałam.
- Mam ropę!
- Och to.. supernowo! Ale dlaczego mnie tak wcześnie budzisz, nie mogłabyś mi tego powiedzieć rano?
-Nie mogłam wytrzymać.- pisnęła Leanne. I wyszła z skrzydła szpitalnego podskakując z uciechy. ,, Dziwne.. Przecież na początku była przeciw robieniu eliksiru, a teraz!” myślałam. I tak rozmyślając z powrotem zasnęłam.
Leciałam na hipogryfie, wiatr rozwiewał mi włosy. Mijałam góry, lasy, łąki. Było mi tak dobrze..
-No wstawajcie! Wiecie która godzina!- wołała pielęgniarka. Kiedy się już obudziłam wściekła na to że ktoś mnie obudził, pielęgniarka wcisnęła mi do rąk lekarstwo. Wypiłam jednym łykiem krzywiąc się.
-Możecie już iść do swoich dormitorium.- kiedy to powiedziała, uszczęśliwiona zasłoniłam zasłony i ubrałam się. Pobiegłam do portretu Sir…:
-Hasło?
-Kometowy świat.
-Nieprawidłowe, takie było wczoraj.
-Ale ja byłam w skrzydle szpitalnym!- nalegałam.
-Bez hasła nie wpuszczam!
-Co tu się dzieje?- nadszedł prefekt Gryffindoru.
-Ja byłam w szpitalu i nie znam nowego hasła.
-Parszywe psy.- Portret odsunął się. I przeszłam przez niego, a za mną prefekt Tom.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
oa: Nowa notka trochę wczśniej Mam nadzieję że lepsza. Miałam wenę wię napisałam. No i publikuję. ;)
Oa: Ta notka jest chyba najdłuższa ze wszystkich! Mam nadzieję że będzie się wam podobała!;)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Salon Gyffonów 18:30
Siedzę w miękkim fotelu przy kominku. Leanne spoglądała na mnie, tak jakby cos ode mnie chciała. W końcu nie wytrzymała i spytała:
-Idziemy już?
-Gdzie?- spytałam, choć dobrze wiedziałam gdzie…
-Do biblioteki!- wrzasnęła, udając wszechwiedzącą. Po dłuższym zastanowieniu, zgodziłam się.
Schody 18:45
-Biblioteka jest czynna do dziewiętnastej, musimy się pośpieszyć.- powiedziała stanowczo Leanne.
-Jak bym nie wiedziała.- wkurzyłam się, wczoraj się tak nie zachowywała. Z tej wściekłości nie zauważyłam kota Viollet, która jest z nami w dormitorium. Potknęłam się o niego, i sturlałam się na dół. Już myślałam że stracę przytomność, gdy poczułam jak ktoś mnie chwyta za rękę i podnosi.
-Boli cię coś?- spytała… tak to ona! Leanne.
-Nieee…. Ała!- jęknęłam z bólu, mój kręgłosub zaczął mnie boleć tak bardzo, że ledwo mogłam się ruszyć. Powoli skierowałam się do biblioteki, nie zrezygnowałam, wiedziałam że jak tylko znajdzie się książka to, będę mogła pójść do skrzydła szpitalnego. Kiedy otworzyłam drzwi pani Romese jeszcze była. Pokazałam jej kartkę, popatrzyła się na mnie:
-Dumbledore? On by nie dał…
- Ale dał!- powiedziała z uśmiechem Leanne. Pani Romese zaprowadziła nas do działu ksiąg zakazanych. Było tam mroczno, pułki pokrywała gruba warstwa kurzu. Szukałyśmy tej ksiązki chyba z dziesięć minut. W końcu znalazłyśmy, otworzyłam ją.
-Nie dotykaj mnie!!!!!!!!!!!!- wrzasnęła ksiązka. Ignorując jej krzyki poszukałam eliksiru,
Eliksiru przeszłości…….. Na przed ostatniej stronie, dostrzegłam wyblakłe litery.
Eliksir Przeszłości
Potrzebne rzeczy do uwarzenia:
Kociołek z miedzi rozmiar: 23lm.
Chochla
łyżeczka
Skóra bomoslanga,
muchy siadło skrzydłe,
ropa czarodziejska,
-Skąd wytrząśniemy skórę bomoslanga?- spytałam Leanne.- Albo, muchy siadło skrzydłe…
-Nie wiem- odpowiedziała.
-Choć już pani Romese pewnie będzie chciała zaraz zamknąć.- zatrzasnęłam książkę, i wyszłam z działu ksiąg zakazanych, pani Romese zapisała na karcie numer książki i wyszłam. Nagle poczułam znowu ból w kręgosłupie.
-Masz-powiedziałam wkładając jej do rak książkę.- Idę do skrzydła.
-Ok. I wracaj szybko!- Leanne poszła do wieży Gryffindoru a ja udałam się do szpitala. Przekroczyłam próg, w jednym z łóżek leżał ten chłopak którego poznałam przed eliksirami!
-Cześć!- powiedziałam.
-Och.. Cześć!- odpowiedział. Poszłam do pokoju pani pielęgniarki, ale nie zdarzyłam dojść bo drzwi się otworzyły i wyszła.
-To znowu ty, co tym razem?- spytała.
-Spadłam ze schodów.- odpowiedziałam, łapiąc się za kręgłosub.
-Ty to masz szczęście.. Zostajesz tu na noc.
-Ale.. Ale ja…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oa: Komentujcie! Krytyka mile widziana!
oa: Ta notka będzie dłuższa od tych które dotychczas napisałam. I mam nadzieję że piszę lepiej...
Chwilę później nadszedł Dumbledore, otworzył drzwi i zaprosił nas do klasy. Kiedy zasiadł przy biurku uśmiechnął się do nas.
-Otwórzcie książki na stronie 99 i przeczytajcie rozdział który się na niej znajduje.
-Cały rozdział, panie profesorze?- spytał Sam, uczeń z domu Slitcherinu.
-Cały-odpowiedział z przekonaniem profesor. I zaczął pisać coś w swoim zielonym notesie, ujrzałam tylko tytuł ,,Kim on był, kiedyś?” Już chciałam spytać Dumbledore. Ale sobie przypomniałam że nie powinnam tego mówić ani widzieć. Otworzyłam podręcznik na stronie 99, i zaczęłam czytać. Nie mogłam się skupić, bo wciąż myślałam jak go przekonać by mi podpisał pozwolenie. Litery mazały się mi przed oczami, czułam się niepewna siebie… A jak mi się nie uda… Pomyśli że chcę coś wziąć stamtąd coś niedozwolonego… Właściwie taka jest prawda… Rozejrzałam się po klasie, było cicho, nikt z nikim nie rozmawiał… Wszyscy czytali, a ja jedna nie mogłam się skupić. Nagle nad moją głową przeleciała sowa, okrążyła mnie i usiadła na ławce przede mną. Wystawiła nóżkę, odwiązałam rulonik pergaminu, który był na szybko tam związany. Sowa po chwili odleciała…
Panno Tonks!
Niech pani przyjdzie o 22:00 do mojego gabinetu. Muszę omówić z panią taką jedną ważną sprawę…
Prof. Slughron
Leanne spojrzała mi przez ramię.
-Czego on od ciebie chce?
-Nie wiem… -odpowiedziałam tajemniczym głosem, profesor skarcił nas swym sławnym (kiedy się zdenerwuje) spojrzeniem. Powróciłyśmy do czytania podręcznika. Raczej ona… Zerknęłam na zegarek, jeszcze dwadzieścia minut do końca lekcji.
-No dobrze, teraz przypuszczam że sobie poradzicie z małym tekścikiem…-powiedział profesor, chodząc powoli po klasie rozdając zapisane na pergaminie pytania. Zerknęłam szybko do podręcznika, próbując wszystko zapamiętać.
-Koniec czytania panno Tonks.- powiedział profesor zatrzaskując moją książkę. I podając mi kartkę.
1.Jak nazywa się zaklęcie które powoduje zmianę zwierzęcia w zastawę kryształową?
2..Jakii trzeba wykonać ruch ręki?
Podobnych pytań dotyczących tego właśnie zaklęcia było piętnaście, i tylko na pięć znałam odpowiedź. Potem postanowiłam zerknąć do Leanne, już wychylałam głowę by podglądnąć gdy zauważyłam spojrzenie Dumbledore’a. Udałam że wychyliłam głowę by zobaczyć która jest godzina. Potem napisałam byle co do reszty pytań… Może dobrze, skąd mam wiedzieć..
Wtem jak z nieba zadzwonił dzwonek!
-Dzięki!- mruknęłam. I zaczęłam się pakować, kiedy wszyscy wyszli podeszłam razem z Leanne do biurka profesora.
-O co chodzi dziewczęta?- spytał.
-No nam chodzi o to…e….eee…-zaczęłam.
-No chodzi nam o to żeby nam pan profesor coś podpisał….-powiedziała Leanne, poczym uderzyła mnie łokciem w moje żebro… Wyjęłam, czerwona z bólu na twarzy kartkę pergaminu, podając mu pośpiesznie.
-Chodzi nam o to że chciałybyśmy wziąć stamtąd taką jedną ważną książkę.-wymyśliłam w pośpiechu.-Chcemy zrobić zadanie dodatkowe z eliksirów. A pan profesor Slughron powiedział że musimy kogoś innego poprosić o pozwolenie i…- ale nie zdarzyłam dokończyć bo pan profesor podawał mi kartkę z jego zawijasowym podpisem. Uradowane wybiegłyśmy z klasy.
-Poszło łatwiej niż myślałyśmy!- wykrzyknęła Leanne kiedy właśnie skręcałyśmy wchodząc po schodach.