Kiedy znalazłam się w Pokoju Wspólnym, opadłam na fotel koło starego kominka, w którym buchał wesoło ogień. Leanne usiadła po drugiej stronie.
-Wiesz co...- zaczełam.
-No?
-Musimy zdobyć ten eliksir!-wybuchnełam, i niektórzy popatrzyli na mnie ze zdziwieniem. Popatrzyłam na nią, na jej twarzy widać było lekkie zdziwienie.
-Po co ci on?-spytała wyjmując pergamin i pióro.- Przecież Slughron zakazał nam go używać.
Przeszyłam ją wściekłym spojrzeniem, jak bym była królową, a ona moim sługą.
-No dobra...-zgodziła się w końcu Leanne. - Ale przepis jest w Dziale Ksiąg Zakazanych.
Pomyślałam przez chwilę, i powiedziałam:
-Tak! Przecierz woźny śpi w nocy... Bibliotekarka też...-Leanne popatrzyła się na mnie, maczając pióro w atramencie.
-Chcesz się włamać? Nic z tego. Ja ci nie pomogę.
-No dobra... Jest inny sposób, musimy mieć podpis nauczyciela... Napewno nie Slughrona hmm... Dumbledora!-wykrzyknełam a kominek przy tym miło zachuczał.- I akurat teraz mamy z nim lekcje!
Zerknęłam na zegarek, jeszcze pięć minut. Wyszłyśmy więc przez dziurę w portrecie(,,Walczcie parszywe psy!"). I skierowałyśmy się w stronę sali do Transmutacji. Kiedy się przed nią znalazłysmy zadzwonił dzwonek. Ustawiliśmy się rzędem przed klasą, i czekaliśmy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od autorki:Sorry że nocia taka krótka... Ale to nadrobię!
A i ,,od autorki" będzie skrót ,,oa".
1.Eliksir Przeszłości Dodała Nymphadora Tonks Sobota, 29 Grudnia, 2007, 16:50
-Nimfa! Spójrz na tego chłopaka!-obróciłam się we wskazanym przez Leanne kierunku. Stał tam wysoki, ciemno włosy chłopak. Podeszłam do niego i spytałam:
-Jak się nazywasz?
-Ddd..David..-jąkał się chłopiec.
-Ja nazywam się Nymphadora, ale mów na mnie Nimfa albo Tonks.-podałam mu rękę, na znak poznania. Nagle zadzwonił dzwonek. Poszłam z powrotem do klasy, gdy byłam w połowie drogi,zahaczyłam nogą o brązowy stolik z czerwonym bulgoczącym eliksirem. Wywaliłam się, eliksir rozbił mi się na głowie. Nagle otworzyły się drzwi klasy, stał w nich Slughron nauczyciel eliksirów.
-Co panna Tonks robi na podłodze?-spytał przyglądając mi się.Potem podniósł to co zostało z buteleczki po eliksirze.-To bardzo silny eliksir, nazywa się eliksir krwotoczku. Leć do skrzydła szpitalnego, zaraz dostaniesz krwotoku.-I wszedł do klasy a za nim cała reszta. Wstałam powoli otrzepując się z kurzu.
- Chodźmy do tego skrzydła szpitalnego.-powiedziała Leanne, moja przyjaciółka. Więc poszłyśmy, kiedy w końcu znalazłyśmy się przed szpitalem, zapukałam i weszłam.Kiedy tylko przekroczyłam próg, zaczęła krew mi się lać z nosa. Kiedy pani Rommey, szkolna pielęgniarka, mnie zobaczyła, pchnęła mnie na łózko i pobiegła po lekarstwo. Czekałam tak przez ok. dziesięć minut, a krew nie przestawała się lać. W końcu przyszła z niewielką buteleczką.
-Wypij to.-powiedziała, podawając mi butelkę. Powąchałam, fujj! To pachnie zgniłymi jajami! Popatrzyłam na panią Rommey. Wzrokiem kazała mi to wypić. Chętnie bym zaprotestowała. No ale trudno.. Wypiłam to za jednym łykiem. Smakowało jak rzygi... Krew po kilku minutach przestała się lać i mogłam pójść na lekcję. Wyszłam poszpiesznie ze szpitala. Za drzwiami czekała na mnie Leanne.
-Chodźmy do łazienki.-powiedziałam do niej.
-Ok.-odpowiedziała. Kiedy doszłyśmy do łazienki obmyłam sobie twarz. Zimna woda lała mi się po twarzy... Było mi tak przyjemnie. Nie chciałam przestać.
-Eee..Możemy już iść?-spytała Leanne.
-Takk.-odpowiedziałam zakręcając kran. Poszłyśmy do klasy. Otworzyłam drzwi i weszłam do klasy. Usiadłam w ostatniej ławce.
-Ten eliksir jest bardzo trudny do zrobienia...Wielu czarodziejów już nie wróciło po przeniesieniu się... Nigdy go nie próbujcie! Wszystkie przepisy na ten eliksir zostały spalone. Tylko jeden przetrwał a znajduje się w dziale Ksiąg Zakazanych pod tytułem Eliksir Przeszłości.
Wtem zadzwonił dzwonek. Wszyscy wybiegli z klasy. Ja poszłam powoli rozmyślając. Muszę zdobyć przepis na ten eliksir! Tylko jak? Poszłam do Pokoju Wspólnego. Za pół godziny Transmutacja...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od autorki: Mam nadzieję że wam się podoba. Nigdy jeszcze nie pisałam pamiętnika...Więc nie za bardzo umiem pisać.
Nowa właścicielka Dodała Nymphadora Tonks Sobota, 29 Grudnia, 2007, 09:25
Nazywam się Ginny100 i jestem nową ,,właścicielką" że tak powiem...Tego pamiętnika. Notka ukaże się jeszcze w tym tygodniu. Aha... Ja piszę jak Tonks chodzi jeszcze do Hogwartu. Mam nadzieję że nocie będą się wam podobały
Pozdrawiam!
Życie toczy się dalej Dodała Nymphadora Tonks Niedziela, 05 Sierpnia, 2007, 16:25
Ted już nie martwi się tak bardzo Voldemortem,ale jednak każdy z nas się boi,że pewnego dnia jego rodzina,przyjaciele mogą już nie żyć.Ja też nie jestem w najlepszym humorze,ale życie musi toczyć się dalej.Musimy walczyć ze złem,ale też nie zapominać o tych,którzy stali się ofiarami Voldemorta,którzy polegli ratując innych tak jak rodzice Harry'ego.Myślę,że to zło,które jest na świecie nie pozwoli o sobie zapomnieć.Pozostawi rany,bolesne rany,które z czasem może się zagoją,ale zawsze gdzieś tam w głębi pozostanie w każdym z nas smutek i żal.Jednak po tej zaciętej wojnie,którą toczymy każdego dnia zostanie w każdym z nas myśl,że udało nam się zwalczyć to z czym walczyliśmy od wielu,wielu lat.
-Nimfa?
Głos Remusa wyrwał mnie z odrętwienia i zadumy.
-Wszystko dobrze?
-Tak,chyba tak.-odpowiedziałam
-O czym myślałaś?
-O wojnie,którą toczymy.....
-Nie myśl o tym tak często.Nie zadręczaj się.Niedługo wszystko będzie jak dawniej.A właśnie.....Miałem Ci coś powiedzieć...Harry wyruszył na poszukiwanie kolejnych horkruksów.
-Już?Myślałam,że poczeka trochę.Moglibyśmy mu pomóc!
-Niby tak,ale chyba lepiej żeby zniszczył Voldemorta sam.To on jest Wybrańcem i on ma to zrobić.My jedynie możemy się modlić żeby mu się powiodło.No i oczywiście musimy walczyć ze śmierciożercami.
-Tak.Jak zwykle masz rację Remusie....masz rację
Dzisiaj wybrałam się z Tedem i Remusem na Pokątną.Najpierw byliśmy w Dziurawym Kotle i zamówiliśmy sobie po butelce piwa kremowego.Siedzieliśmy przez chwilę i zobaczyliśmy,że do baru weszła grupka osób.Okazało się,że do Hagrid i profesor McGonagall w towarzystwie profesora Flictwika.Od razu przysiedli się do nas.Poznałam ich z Tedem.Hagrid o mało nie połamał przerażonego Teda,a profesor McGonagall poraz pierwszy od śmierci Dumbledora-uśmiechnęła się.Pogadaliśmy sobie trochę o Harrym,no i oczywiście tematu Voldemorta nie dało sie uniknąć.Tak bardzo chciałam,żeby Tedowi było w naszym świecie dobrze i nic nie wspominałam mu o Voldemorcie i Harrym,ale gdy już zaczęliśmy o tym rozmawiać musiałam go wtajemniczyć w ten drażliwy temat.Opowiedziałam mu jak Voldemort stracił siły po próbie zabicia Harry'ego,ilu ludzi zabił,że nadal ma wielu zwolenników,którzy ukrywają się przed ministerstwem.No i jeszcze musieliśmy piowiedzieć Tedowi o Syriuszu.Gdy mówiliśmy o Syriuszu ja zaczęłam płakać i profesor McGonagall opowiedziała Tedowi o jego ucieczce z Azkabanu i śmierci z rąk Bellatrix Lestrange- jego własnej kuzynki i zwolenniczki Ciemnej Strony.Remus przez cały czas siedział i kręcił głową,ja płakałam,Hagrid ze zmrużonymi oczami walił pięścią w stół,a profesor Flictwick przy każdej możliwej okazji oblewał się sokiem dyniowym,który zamówił.I tylko profesor McGonagall zachowała spokój,bo po chwili i Ted się rozkleił.Po godzinie wróciliśmy do domu i strasznie żałowałam,że z niego wyszliśmy.Remusa opuścił dobry humor jakim tryskał przez ostatni miesiąc,a ja byłam zła sama na siebie,że powiedziałam prawdę Tedowi.A,le czy zdołałabym ją przed nim ukryć?No nie wiem.........[/b]
Powrót do przeszłości... Dodała Nymphadora Tonks Niedziela, 21 Stycznia;, 2007, 13:40
Dzisiaj znowu byłam w Norze.Po wczorajszych wydarzeniach miałam dziwne zmiany humoru.Raz tryskałam pomysłami i miałam ochotę na żarty,a raz wprawiałam się w czas głębokiej zadumy i zamartwiałam się błahymi sprawami.Wyjaśnienie tych dziwnych stanów samopoczucia znalazłam ,gdy byłam w Biurze Aurorów.Mój znajomy,również auror przekazał mi informację o mężczyźnie,który wczoraj kłocił się z Malfoyem.Okazało się,że to.........mój przyrodni BRAT.Nie wiedziałam co powiedzieć.Przecież gdybym miała rodzeństwo wiedziałabym o tym!Znajomy wyjaśnił mi,że mój ojciec-mugol w młodości miał dziewczynę,Willchelminę Spacer i zanim poślubił moją mamę,Andromedę,Willchelmina urodziła syna o czym mój tata kompletnie nie wiedział.Ta dziewczyna nigdy mu o tym nie powiedziała i bez jego zgody dała dziecku nazwisko i imię po ojcu:Ted Tonks Junior.Ja mam 23 lata,a Ted 25.Z tego co się dowiedziałam Ted chciał mnie poznać i wczorajszego wieczoru śledził mnie,aż do cmentarza,ale tam Lucjusz złapał mnie i jego.Malfoy zmusił Teda do wyjawienia mu informacji,gdzie znajduje się stary dom jego matki,Wilchelminy.Sprytny Lucjusz wiedział,że nikt nie będzie szukał mnie,ani Teda w jakiejś już niezamieszkałej wiosce,położonej 50 kilometrów od najbliższego miasta.Ted wiedział o magicznym świecie i o tym,że jestem czarownicą.W domu swojej matki kłócił się z Malfoyem o stare pamiątki po matce Teda.Oczywiście nie zamknięto go w Azkabanie,bo on zupełnie nic nie zrobił.Po chwili mój znajomy powiedział.
-Tonks...ten Ted.On tu jest.W sali obok.Czeka na ciebie.-powiedział niepewnie na wydechu.
-Co?Jak...to znaczy dlaczego?....to on tu jest?!-zdziwiłam się na całego.
Był to dla mnie szok,bo przed chwilą poinformowano mnie,że mam brata i już karzą mi się z nim spotkać.Chcąc nie chcąc weszłam do pokoju,w którym on siedział.On uśmiechnął się niepewnie i wstał.Dopiero teraz zobaczyłam uderzające podobieństwo jego do mojego taty,które go znim łączyło i niezwykła elegancja która dzieliła go ze mną.Przez chwilę rozmawialiśmy.Czułam się tak jakbym rozmawiała z młodszą kopią mojego ojca,ale nie czułam tej blokady,która zawsze z nim mnie dzieliła.Z tym Tedem mogłam rozmawiać bez zbędnych ogródek i co najważniejsze nie byliśmy na siebie źli,że mamy jednego ojca,a dwie matki.Poczułam bliskość.Zawsze żyłam w przekonaniu,że jestem jedynaczką,a teraz te myśli się rozwiały.Przez następne kilka dni chodziłam z Remusem i Tedem po Pokątnej.Ted był zafascynowany magią.Wchodził do każdego sklepu i z każdego wychodził z nową torbą w ramionach.Ted zamieszkał u mnie w domu.Byłam szczęśliwa,że w czasie śniadania i porannej kawy mogę spojrzeć na twarz uśmiechającą się do mnie po drugiej stronie stołu.Wreszcie odnalazłam bratnią duszę.Duszę,która była przeciwieństwem mojej,a jednak była bliska...bardzo bliska.
C.D.
..Zanim dotarł do mnie ten harmider i zrozumiałam,że dzieje się tu coś bardzo dziwnego czyjeś palce zacisnęły się mocno na moim ramieniu.Były długie i zimne,przywodzące na myśl nogi pająka.Druga dłoń posiadacza zimnych palców zakryła mi usta,abym nie mogła wydobyć z siebie żadnego dżwięku.Lucjusz i ten drugi facet nie zauważyli nawet,że zeszłam ze schodów.Poczułam mocne szarpnięcie.Zostałam pociągnięta przez człowieka,który mnie trzymał.Nadal jednak nie widziałam jego twarzy,gdyż trzymał mnie z przodu.Pomyślałam sobie,że ktokolwiek to jest muszę go zmusić,aby mnie puścił...
-Drętwota-wyszeptałam bezgłośnie i wycelowałam w nieznanego mi człowieka.
Z mojej 14 calowej różdżki błysnęło czerwone światło i z ulgą poczułam,że uścisk na moim ramieniu gwałtownie zelżał.Obróciłam się i zobaczyłam Severusa Snape'a...zabójcę Dumbledora.Lucjusz i drugi facet chyba w końcu zdali sobie sprawę z tego co się dzieje i szybko wyszli z pokoju.Ujrzeli wtedy mnie klęczącą nad unieruchomionym ciałam Snape'a.Jego zastygła w miejscu twarz przedstawiała twarz przerażoną.Najwyraźniej za późno zorientował się ,że wyciągnęłam różdżkę.Jestem aurorką,ale wtedy mój mózg przestał działać jak mózg łowcy czarnoksiężników.Nie rzuciłam jakiegoś zaklęcia na Lucjusza i jego towarzysza.Wręcz przeciwnie-patrzałam się na zjedzoną od strachu twarz Snape'a i nie mogłam uwierzyć,że człowiek,któremu Dumbledore tak ufał zabił go,a teraz bezkarnie przebywa w świecie czarodzieii jak gdyby nigdy nic.Po krótkiej chwili otrząsnęłam się z chwili zadumy.Ku mojemu zdziwieniu Lucjusz nie rzucił na mnie klątwy,tylko wpatrywał się w Snape'a jakby nie wiedział,że on tu był już wcześniej.Korzystając z chwilowej nieuwagi Malfoya i tego drugiego faceta chwyciłam ponownie różdżkę.
-Petrificus Totalus-krzyknęłam i wycelowałam najpierw w Lucjusza,gdyż z ich dwóch on posiadał różdżkę.Jego ciało zostało natychmiast sparaliżowane.
-Incarceneus!-powiedziałam i towarzysz Malfoya zaczął walczyć z oplatającymi go sznurami.
Wysłałam Patronusa z wiadomością do Ministerstwa Magii,że schwytałam zabójcę Dumbledora,Lucjusza i jakiegoś nieznanego mi człowieka.W oczekiwaniu na innych aurorów postanowiłam rozejrzeć się po domu.Zajrzałam najpierw do pokoju,z którego Malfoy zrobił jeden wielki cyrk i prostym zaklęciem sprawiłam,że wszystko powróciło do stanu normalności.Jeszcze tylko pare mruknięć "Reparo" i stare,porcelanowe pamiątki na nowo dumnie stanęły na brudnych komodach,a kilka pochowało się za szklanymi szybkami w wysokich szafach.Poszłam z powrotem po schodach na górę i zobaczyłam,że oprócz pomieszczenia,w którym się ocknęłam była jeszcze tylko wielka sypialnia.W środku najwięcej miejsca zajmowało łóżko z wielkim, błękitnym baldachimem z tandetnymi koronkami.Z dołu usłyszałam trzaski towarzyszące zwykle czyjejś aportacji i deportacji i gdy zeszłam na dół ujrzałam około 10 aurorów z ministerstwa.Wyjaśniłam im wszystko i razem z sparaliżowanym Lucjuszem,Snape'em,nieznanym mi mężczyzną i z 10 aurorami deportowałam się do ministerstwa.W Biurze Aurorów spotkałam się z naszym szefem i złożyłam mu szczegółowy raport o zaistniałej sytuacji i muszę przyznać,że był ze mnie bardzo dumny,gdyż schwytałam zabójcę Dumbledora i Lucjusza,który jak się okazało uciekł z Azkabanu.Po rozmowie z szefem deportowałam się do Nory.Zastałam tam Remusa,Molly,Artura,Ginny,Rona,Billa,Fleur,Charliego,Hermionę i Harry'ego.Bliźniaków nie było,bo rozkręcali swój interes na Pokątnej,a Percy był jak zwykle w Ministerstwie Magii.Opowiedziałam im wszystkim o złapaniu Lucjusza i Severusa.Gdy to opowiadałam zobaczyłam na ich twarzach uczucie ulgi,że zabójca Dumbledora został schwytany.Najbardziej jednak rozpromieniła się twarz Harry'ego,którego myśl o złapaniu zabójcy Dumbledora ucieszyła najbardziej.
C.D.:
...Ocknęłam się chyba dopiero po kilku godzinach,bo teraz za oknem nieznanego mi domu,w którym byłam,panowała ciemność,która wdarła się do mojego serca razem z mieszaniną strachu i przerażenia.Powoli wstałam i wtedy poczułam skutki upadku,do którego dołączyło się niezbyt miękkie lądowanie.Bolały mnie wszystkie kości jakbym ręce miała mocno związane i osadzone brutalnie na plecach.Zaraz...no moich nadgarstkach czerwieniły się ślady od jakiegoś sznuru lub mocnej liny.No tak,rzeczywiście byłam związana.Po wyjrzeniu przez już chyba dawno niemyte okno stwierdziłam,że znajduję się w dość dużym, ładnym ,choć bardzo zaniedbanym domu na 1 lub 2 piętrze.Wyciągnęłam różdżkę,której o dziwo mi nie zabrano i powoli uchyliłam drzwi.Jak przewidziałam strasznie zaskrzypiały i były całe pokryte grubą warstwą kurzu.Brud był już tak bardzo zapuszczony,że nawet moje kroki,czy dotknięcie jakiejkolwiek ściany nie wzbijało nawet małego obłoku kurzu.Zaczęłam schodzić niepewnie po starych,na oko długo nie używanych schodów.Gdy moja stopa dotykała już ostatniego na dole stopnia, usłyszałam głosy.Z przykrością stwierdziłam,że nie była to miła koleżeńska pogawędka o pikniku na polanie,na co tak bardzo się łudziłam.Wręcz przeciwnie-była to kłótnia,krzyki,nie wspomnę nawet o przekleństwach i różnych zaklęciach,które sądząc po odgłosach latały we wszystkie strony i rozbijały jakieś zapewne cenne,porcelanowe figurki.Cenne,bo słyszałam słowa jednego z mężczyzn.Mówił coś o "pamiątkach po przodkach".Wyraźnie słyszałam głos jednego z nich.Należał on do Lucjusza Malfoya,ale Malfoy nie był tym,który błagał o ocalenie rodzinnych pamiątek,nie...Lucjusz je rozbijał.Postanowiłam dłużej się nie wahać i bez zastanowienia weszłam do pokoju,w którym Malfoy rozpętał piekło.Tak,piekło....fotele unosiły się nad ziemią wyraźnie nie wiedząc co ze sobą zrobić,błyszczący,staroświecki żyrandol zachowywał się jak rozpędzona na maxa karuzela.Szafki skakały z jednego końca pokoju na drugi,a komody tańczyły ze sobą coś w rodzaju tanga.Jakby tego było jeszcze mało tapety same się roździerały,więc pełno bezużytecznych papierów udawało serpentyny oplotujące dziko tańczące komody...........
C.D.N.
Po tym co się wydarzyło u Remusa myślałam,że stoi przy mnie tylko szczęście.Uważałam tak,dopóki pech nie okrył mnie swoją czarną peleryną.Gdy chodziłam po mrocznym cmentarzu szukając grobu mojej matki usłyszałam groźny szept, który dochodził zza najbliższych krzaków-Nie uciekniesz mi...Jak Cię dopadnę Czarny Pan wynagrodzi mnie...i to bardzo sowicie.
Nagle coś błysnęło i moje bezwładne ciało upadło na twardą ziemię........
C.D.N.
Remus zaprosił mnie na kolację do siebie! Molly pomogła mi wybrać sukienkę, która okazała się strzałem w 10! Wyglądałam cudownie i do tego byłam niezwykle wypoczęta po pobycie w wiosce. Musiałam jeszcze poprawić makijaż. Suknia była bladoróżowa, więc makijaż róż, lecz bardziej ciemniejszy. Błyszczyk...hmmm..coś mi nie pasowało. Mocno zacisnęłam powieki i moja różowa jak guma balonowa czupryna zmieniła się w długie, lśniące, jedwabiste, blond włosy połyskujące delikatnym złotem. Świetnie!Dodałam jeszcze tylko srebrną klamrę wysadzaną różowymi rubinami i delikatnie upięłam nią włosy.Na stopy wsunęłam różowe pantofle,obejrzałam się kilka razy w lustrze i wyszłam z domu.Gdy szłam dobrze znaną mi londyńską alejką zaczęłam się zastanawiać w jakim celu Remus zaprosił mnie do siebie. Przecież nie było żadnej okazji. Tak sobie rozmyślałam i w duchu śmiałam się z siebie, że nie chcę dopuścić do wiadomości faktu, że jestem w nim zakochana.Ostatnio nawet poczułam,że on nieustannie patrzy się na mnie,zrobił się bardziej elegancki i traktuje mnie z szczególnym szacunkiem, na co moje serce w każdej takiej sytuacji odpowiada głośnym biciem.Tak się zamyśliłam,że prawie przeszłabym obok jego domu.Stanęłam przed drzwiami,ale moja ręka jakby znieruchomiała i raczej nie miała zamiaru dotknąć dzwonka.Postanowiłam chwilę poświęcić na sprawdzenie w mini lusterku czy fryzura się nie popsuła oraz czy makijaż się nie rozmazał.Myślałam,że z moim szczęściem będę cała potargana,ale nie.Wręcz przeciwnie-wszystko było jak należy.Wzięłam głęboki oddech,podniosłam rękę i delikatnie nacisnęłąm dzwonek.Drzwi zostały otworzone niemal natychmiast, tak jakby Remus stał tuż za nimi.Musiałam przyznać,że wyglądał bardzo ładnie.Gestem zaprosił mnie do środka i uśmiechnął się ciepło.Zaprosił mnie do salonu.Byłam mile zaskoczona,gdy zobaczyłam, że jest całkiem nieźle urządzony,a stół był nakryty i uginał się pod wieloma pysznymi potrawami i napojami.Usiedliśmy przy stole.Zaczeliśmy rozmawiać i jeść.Po mile spędzonej kolacji okazało się, że to jeszcze nie koniec.Wyszliśmy do ogródka.Był ciepły,letni wieczór.Usiedliśmy przy ogrodowym stole.Pokazywał mi gwiazdy.Rozmawialiśmy,rozmawialiśmy i....on mnie pocałował.Czułam się wspaniale.Później poszliśmy do mnie i rozmawialiśmy na wiele tematów,wiele...