Pamiętnikiem opiekuje się Arwena Eowina Black Do 09.06.2008 pamiętnikiem opiekowała się Lady Lestrange
5. Na ratunek... Dodała Bellatrix Black Sobota, 07 Lutego, 2009, 17:30
Notka dedykowana Marcie, za przemiłe i prześmieszne rozmowy na gg, za podtrzymywanie na duchu na moim wyjeździe :P i wreszcie, za to przecudne logo, które wykonała!:*
Pozdrawiam serdecznie (bardzo) wąskie grono czytelników ;)
Arwena
Święta minęły pod znakiem kłótni z Andromedą W szkole można ją znieść, bo wystarczy ją ignorować, ale w domu… Najgorsze jest to, że widzę w niej alternatywną mnie. Wszystko przez to podobieństwo…
Powrót do zaszlamionego Hogwartu przyniósł mi, mimo wszystko ulgę. Po tygodniu, znowu wpadłam w zwyczajny, szkolny tryb życia, jednak nie było mi dane długo funkcjonować w normalnych warunkach…
W piątek, po ostatniej lekcji szłam korytarzem prowadzącym do lochów. Jak zwykle złorzeczyłam pod adres, którejś ze szkolnych szlam. Nagle ktoś złapał mnie mocno w tali i wciągnął do pracowni. Zaczęłam się szarpać, ale uścisk był zbyt mocny.
- Bella, uspokój się! – usłyszałam tuż przy uchu zdenerwowany głos Rabastana. – Mam sprawę.
- Rastan? Kretynie, nie mogłeś mnie po prostu zawołać? – spytałam rozdrażniona. Nie zwolnił uścisku, a ja poczułam dziwną panikę. Po pierwsze, dlatego, że jeszcze rok temu mogłam go bez problemu powalić na ziemię, a dziś to on jest silniejszy. Po drugie dlatego, że czułam na brzuchu jego ciepłe ręce, a włosy falowały mi pod wpływem jego oddechu.
- Już chyba możesz mnie puścić? – spytałam po chwili, czując, że jego oddech staje się szybszy i cięższy. Nie lubię, takich… niejasnych sytuacji.
Z pewnym wahaniem odsunął się ode mnie.
- Co chciałeś mi powiedzieć? – mój chłodny ton głosy, przywołał go z powrotem do Hogwartu, na jego twarzy znów pojawiło się napięcie, a w oczach panika.
- Ślimak przyłapał Rudolfa w swojej pracowni i oskarżył go o kradzież składników…
-Pfff… Dał się złapać- nie mogłam się powstrzymać od ironicznego uśmiechu. – Co właściwie ukradł?
-On mówi, że nic, ale Ślimakowi zniknęła krew smoka, jeśli się nie znajdzie…. – dramatycznie zawiesił głos.
- To Rudolf wyleci? – spytałam rozbawiona.
- Właśnie w takich chwilach mnie przerażasz – powiedział zmieszany Rab i dodał nieco ciszej. – Musimy mu pomóc.
- Po pierwsze, dlaczego MY? Po drugie, po co? Sam wpadł w to szambo – mój lekceważący głos upewnił go w przekonaniu, że nie żartuję.
- Ja jestem jego bratem, a Ty jego przyjaciółką.
- Jego... Kim? Rastan, daj spokój. Ja go tylko znoszę… jego i jego głupotę – dodałam z przekąsem. Właśnie wtedy uderzyło mnie spojrzenie Rabastana. Było pełne obrzydzenia… i jakiejś niepewności. Zmieszałam się… Oczywiście, nie dałam tego po sobie poznać, ale zrozumiałam, że.. coś było nie tak. Po raz pierwszy w życiu poczułam się… mała i nic nieznacząca, a wszystko to pod siłą jednego spojrzenia.
Nie, nie czułam się przyjaciółką Rudolfa, Ursuli, Amycusa, czy… nawet Rabastana, do tego ostatniego po porostu miałam pewien sentyment. Imponował mi siłą charakteru tym, że potrafił, jako jedyny zapanować nad moim temperamentem. Miał na mnie jakiś wpływ, ale… Nie, nie czułam do niego, ani nikogo innego jakichś wzniosłych… uczuć. Jakieś przywiązanie – tak, a nawet ewentualnie mogłam ich lubić. Nie należę, do ludzi, którzy muszą sobie wymyślać związki z innymi, jestem samowystarczalna… jak On.
Jednak, w tamtej chwili rozumiałam, że mój „przyjaciel” Rastan, potrzebuje takich sztucznych relacji z ludźmi.
- Masz minę, jakby ktoś Ci przystawił chimerę do twarzy – ironia, to ratunek zawsze i wszędzie.
- I wcale nie jestem pewien, czy nikt mi jej nie przystawił – powiedział patrząc na mnie jednoznacznie.
- Uważaj chłopcze na słowa chyba, że chcesz wyłysieć w tajemniczych okolicznościach, jak ten pierwszak. Jaki masz plan?
- Odnośnie? – spytał pozornie obojętnie, ale w jego oczach już widziałam błysk.
- Wybawienia tego idioty z kłopotów, po raz setny – powiedziałam znudzona.
- I po co się zgrywałaś na początku? – jego głos zdradzał ulgę. – Nic skomplikowanego. W nocy wymkniemy się do Hogsmeade, teleportujemy się na Nocturna, a tam kupimy smoczą krew i podłożymy do gabinety Ślimaka.
- Głupota, jest jednak rodzinna. My się jeszcze nie teleportujemy…
- My nie, ale Amycus tak. – uśmiechnął się triumfalnie.
- Dobra, zgadzam się na ten plan. Pod jednym warunkiem – krew podrzucimy jakiejś szlamie, Ślimak, może nie uwierzyć, jak znajdzie krew z powrotem u siebie. Zresztą może być śmiesznie patrzeć, jak wywalają ze szkoły jakiegoś charłaka – na mojej twarzy wykwitł wyraz głębokiego zadowolenia.
Tak więc, już dziś w nocy czeka nas mała przygoda.
4. Święta... Dodała Bellatrix Black Środa, 24 Grudnia, 2008, 14:20
Bella, jeszcze nie jako "Królowa Mroku", ale obiecuję, że w następnej notce wrócę, do jej wizerunku z książki. Na razie, niech jeszcze pobędzie dziwną nastolatką, więc niech Was nie zdziwią problemy egzystencjalne, które nie pasują do Belli... przynajmniej pozornie .
Pozdrawiam
Arwena
Nadszedł czas, na najbardziej sztuczne, sztywne i „rodzinne” święta w roku. Matka będzie siedzieć w kuchni i „nadzorować” pracę skrzatów, ojciec „pracował” w gabinecie, Narcyza będzie po kryjomu wysyłać sowę z życzeniami do znajomych, a Andromeda... Ta kompletna idiotka... będzie biegać po domu, wykrzykiwać kolędy, wieszać ozdoby i... uchylać się przed moimi zaklęciami żądlącymi. Jedyny plus, że w święta powpada rodzina i przyjaciele, a więc i Rabastan, z bratem, Amycus z siostrą i Ursula. Poza tym, będzie też ta denerwująca część rodziny, czyli dzieciaki. Mała, wiecznie rozryczana niedojda - Regulus i ten oszołom – Syriusz. Już teraz wiem, że nic ciekawego z nich nie wyrośnie, pierwszy się podobno rozpłakał na widok herbu rodowego, a drugi go obsikał...
W domu jestem od tygodnia i już tu ledwo wytrzymuję. Gdy pierwszego dnia się obudziłam, byłam związana lampkami choinkowymi, a na czole miałam napisane „Kocham święta!”. Oczywiście, przez resztę dnia Andromeda chodziła z opuchniętą twarzą. Naprawdę nie rozumiem, co ona robi w naszej rodzinie, zawsze sobie wyobrażałam, że jest adoptowana. Zupełnie do nas nie pasuje. W szkole, niby jest Ślizgonką, a zadaje się z Gryfonami, np. z tą Molly Weasley – prowincjonalną, zdrajczynią krwi. W domu, niby jej pokój wygląda, na czarodziejski, a jednak ma takie, bezsensowne, nieruchome plakaty, z mugolskimi zespołami. Poza tym, zawsze się kłóci z rodzicami, kiedy rozmawiamy, o prawach mugoli... Kiedyś słyszałam, jak rodzice mówili, że boją się, że zamieni się w jedną z obrończyń tych parszywych szlam i mugolaków.
Teraz zadręczam się myślami o moim pożegnaniu z znajomymi, bo było dosyć... specyficzne. Staliśmy już na londyńskim dworcu i czekaliśmy na rodziców. Większość uczniów, wracających do domu, na ferie, już się gdzieś rozpłynęła. Zostałam tylko ja, Rabastan, Rudolf, Amycus i Alecto. Rozmowa się już się nie kleiła...
- I... wiecie, co dostaniecie na święta? - próbował ratować sytuacje Rabastan. - Ja sobie zamówiłem zestaw do... - przerwał bo przechodziła Victorie – dziewczyna z jego klasy. Podeszła do niego pocałowała go w policzek, przytuliła i odeszła szepcząc „Wesołych świąt!”. Nas nie zaszczyciła spojrzeniem. - … zestaw do robienia żartów. - zakończył niepewnie. Patrzył się na mnie, a ja nie rozumiałam, dlaczego unikałam jego wzroku. W czasie, gdy reszta odpowiadała na wcześniej zadane pytania, ja próbowałam zrozumieć, dlaczego wyobrażam sobie, różne drastyczne sceny z udziałem Victorie i czuję... coś takiego, jak złość, ale...nie chęć pobicia kogokolwiek, czy skrzywdzenia, tylko we wnętrzu – taką... bierną złość?
- Rastan, nie wiedziałem, że kręcisz z Parkinsonową. - powiedział nagle Amycus z szelmowskim uśmiechem.
- Ja się z nią tylko przyjaźnię.- jego chłodny głos i ukratkowe spojrzenie w moja stronę, wywołało dreszcz, którego powodu do tej pory nie poznałam.
- Taa... Z Bellą też się przyjaźnisz, ale jeszcze nie widziałem, żebyście się cmokali na pożegnanie. - Ja nigdy nie widziałam, żebyś się cmokał z jakąkolwiek dziewczyną, czy to oznacza, że jesteś gejem? - Amycus się zaczerwienił i zaczął coś mruczeć pod nosem. Uśmiechnęłam się z satysfakcją – uwielbiam dołować tego idiotę. Spojrzałam się na Raba, myśląc, że na jego twarzy napotkam taki sam uśmiech, jednak on wpatrywał się w peron, jakby coś głęboko analizował.
-Bello – usłyszałam cienki głosik i ktoś szarpnął mnie delikatnie za poły płaszcza. -Bello, rodzice już są.
-Dobra, powiedz im, że już idę Cyziu.- mała rzuciła jeszcze nieśmiałe spojrzenie na moich znajomych i popędziła przez peron.
- Było fajnie, ale idę już od was odpocząć. Narazie. - rzuciłam niby obojętnie.
- Za długo sobie nie odpoczniesz, w końcu w święta do Ciebie wpadniemy. - Ursula uśmiechnęła się i podeszła mnie uściskać na pożegnanie, czego wcześniej nigdy nie robiła. Trochę skołowana podeszłam do Rabastana, aby podać mu dłoń na pożegnanie. Zamiast tego chłopak, z dużym skupieniem malującym się na twarzy, nachylił się nade mną i cmoknął mnie w policzek. Zamurowało mnie, ale maksymalny poziom odrętwienia uzyskałam, gdy reszta zrobiła to samo. Wydaję mi się, że oni swoim zachowaniem byli tak samo zdziwieni. Gdy odchodziłam, żegnali się z Ursulą, w taki sam sposób.
Dopiero później, jak już się otrząsnęłam, dowiedziałam się, że „tak się żegnają przyjaciele”. Pff... Nie wiem, czy nie podoba mi się to pożegnanie, czy nazwanie nas „przyjaciółmi”. Chociaż, to tylko słowo... Nie podobają mi się też, te niezdrowe relacje, jakie się wytworzyły między mną, a Rastanem i... moja reakcja na jego towarzystwo. Tak jest z tą „przyjaźnią”? - że nie czujesz się swobodnie, przy danej osobie, że zaczynasz jakby bardziej uważać na słowa i ruchy, pocą Ci się ręce... Jeśli tak, to wolę wrócić do relacji koleżeńskich... Tylko jak?
Pisanie tej notki, szło mi niezwykle topornie. Dziś jedno zdanie, następnego dnia dwa. Później wszystko kasowałam i zaczynałam od nowa. Ocenę zostawiam Wam.
A. E. B.
Czy w życiu Belli, zawsze było tylko i wyłącznie mrocznie, czy wszystko kręciło się wokół Voldemorta? Wydaję mi się, że nie. Ale chyba zawsze, była nerwową, mściwą złośnicą. Poza tym u Lily nowa notka
Pozdrawiam
Arwena
Cała szkoła, aż huczy i trudno się dziwić, to co się dziś zdarzyło, nawet jak na świat magii, jest nietypowe. Lepiej jednak będzie, gdy to po prostu opiszę.
Był czwartkowy poranek, naszą pierwszą lekcją była historia magii, z Krukonami. Stałam przed salą, czekając na dzwonek, gdy podszedł do mnie Rabastan.
- Czy testowałaś jakieś nowo wymyślone zaklęcie, na jakimś małym gryfonie? - spytał rozemocjonowany.
- Nie, po ostatnim zaklęciu przedwczesnego łysienia, wypróbowanym na małym McKinonie, mam dwumiesięczny szlaban i nie mam czasu wymyślać nowych zaklęć. - uśmiechnęłam się na wspomnienie przerażonego malucha z łysym plackiem na głowie.- Czemu pytasz?
- Przed chwilą śmignął obok mnie przerażony gryfon, z takim wytrzeszczem oczu, że pomyślałem, że może być spowodowany tylko zaklęciem. - powiedział ironicznie.- A co robisz na szlabanie?
- Wymyślam zaklęcie odwracające efekt łysienia. Nikt nie wie, jakiego zaklęcia użyłam, więc nikt nie może go cofnąć, a ja na cóż... zapomniałam.
Musieliśmy przerwać rozmowę i wejść do sali, bo zadzwonił dzwonek. Siedzieliśmy w ławkach, przygotowanie na kolejną nudna lekcję w wykonaniu Binnsa, gdy przez otwarte drzwi wleciał duch i stanął za katedrą. Chwilę wpatrywaliśmy się z niezrozumieniem w ducha, gdy ten przemówił znanym nam głosem:
-Witam wszystkich. Dzisiaj porozmawiamy o buntach goblinów...
W czasie gdy ja, z Rabastanem wpatrywaliśmy się ze zdumieniem w ducha Binnsa, jakaś dziewczyna z tyłu zaczęła wrzeszczeć piskliwym głosem:
- Pan umarł! Aaaaa....
- Co Ty gadasz moje dziecko, czuję się lepiej niż zwykle.- po czym sięgnął, po swój notes, a gdy jego ręka przeniknęła przez niego, na jego twarzy pojawiło się zdumienie. Zrobił to raz, później drugi, a gdy za trzecim razem sytuacja się powtórzyła, zaczął coś mruczeć pod nosem:
- Usiadłem przed kominkiem, później chyba zasnąłem... jakieś światło... wstałem... hmm, może to sen, chociaż od 46. nic mi się nie śniło, a szkoda, bo...
- Cuthbercie, obawiam się, że to prawda. Ty umarłeś. - usłyszałam czyjś pogodny głos. W drzwiach stał, ten wariat, nasz dyrektor Dumbledore.
- Ale jak to, Albusie? - zapytał Binns, jego głos brzmiał, jakby dyskutował z dyrektorem na temat koloru ścian w sali.
-Cuthbercie, chodźmy do mojego gabinetu, tam na spokojnie wszystko przedyskutujemy. - zaczekał, aż profesor do niego przyjdzie, a właściwie przyleci i zwrócił się do nas – Za chwilę przyjdzie do Was, na zastępstwo profesor Slughorn. - i wyszedł.
Jeszcze przez chwilę zachowaliśmy idealna ciszą, niezupełnie rozumiejąc, co się przed chwilą stało. Dopiero po jakichś pięciu minutach, do nas dotarło...
-Stary Binns umarł i nawet, tego nie zauważył.- zaczęłam się śmiać, dołączyło do mnie parę osób.
-Przestańcie! Jesteście okropni. Nie można się wyśmiewać ze zmarłych.- usłyszałam oburzony pisk Ann Jones.
- Akurat tego zmarłego, to nie zaboli, bo jeszcze sam nie wie, że nie żyje. - kolejny wybuch śmiechu.
- Bellatrix przestań! - usłyszałam już bardziej zdecydowany głos. Była to Hestia Jones, która z niepokojem zerkała na swoją siostrę, która łkała cicho.
- A co Jones? Siostrunia boi się umarlaków? - wstałam i zaczęłam iść w stronę Ann.- Boi się strasznych, złych duuuUuuuchów? - zawyłam, odpowiedziała mi salwa śmiechów. Spojrzałam na kulącą się dziewczynę, nie czułam litości, tylko pewnego rodzaju moc... Władzę nad nią, była tak przerażona, sama nie wiedziałam czym, że zrobiłaby wszystko, co bym jej rozkazała. Podniosłam różdżkę, żeby wyczarować sztucznego ducha, gdy poczułam jak jakaś duża siła odrzuca mnie do tyłu. Uderzyłam głową o ławkę, ale mimo bólu natychmiast wstałam, tak wściekła jak jeszcze nigdy dotąd. Zobaczyłam Hestie Jones stojącą z wysoko uniesioną różdżką, gdy spostrzegła moje rozwścieczone spojrzenie, na jej twarzy odmalował się autentyczny strach. Chyba to, spowodowało, że się uspokoiłam, uśmiechnęłam się ironicznie i powiedziałam:
- Chyba słyszałaś, od pierwszaków, co robię osobą, które mnie zdenerwują? - cała klasa obserwowała tą sytuację z niemym przerażeniem, tylko na twarzy Rabastana zauważyłam skupienia: przerwać mi, czy nie?
- Expelliarmus! -usłyszałam i zobaczyłam jak różdżka Jones, wpada do ręki Rudolfa, a ona sama leci do tyłu.
- Ty idioto! To ja miałam się nią zająć! - opanowała mną taka złość, że chciałam się rzucić bezpośrednio na chłopaka i wydrapać mu oczy, beż żadnych różdżek, po prostu patrzeć jak cierpi.
- Co tu się...? - odwróciłam się i zobaczyłam zaskoczonego profesora Slughorna.
Rudolf i Hestia dostali szlaban, za bójkę - ślimak niezbyt trafnie, zinterpretował sytuację – a ja dostałam +10, dla domu za próbę obrony tej szlamy...
Powiedziałam Rudolfowi, co o nim myślę, ale ten idiota nie przestaje za mną wodzić maślanym wzrokiem. Mam dosyć tego bezmózga, zawsze musi coś spieprzyć.
Poza tym, nie wiem, jak nasz „wspaniały” dyrektor mógł na to pozwolić, ale historii będzie nas dalej uczuć Binns – duch. A mogłam iść do Durmstrangu, to jest prawdziwa szkoła, z tradycjami, nie to, co te slamsy tutaj, na każdym kroku można spotkać szlamy.
Poza tym dziś na zaklęciach uczyliśmy się czaru zszywającego ( przerabiamy dział gospodarczy), przez pierwsze półgodziny nikomu w klasie nie udało się zszyć poduszki, którą nam dano, ale po tym czasie Jones (ta wstrętna szlama) zaczęła zręcznie łączyć ze sobą dwa brzegi materiału. Jakim sposobem, osoba w której żyłach płynie krew mugolska, może czarować lepiej ode mnie? Kiedyś ojciec mówił, że oni kradną naszą moc i używają ją do własnych celów. Tylko pytam się - jak? Oczywiście, od lat, we wszystkim ją prześcigałam o głowę, zawsze umiałam coś szybciej i lepiej – wydawało mi się to oczywiste, że moja magiczna krew musi mi pomagać w opanowywaniu czarów szybciej, niż jacyś mugole, ale jak teraz się nad tym zastanawiam, to np. Amycus jest magiczną sierotą. Mimo że również jest czysto krwisty, to jego umiejętności magiczne można przyrównać do umiejętności trolla, zresztą to niejedyna dziedzina, przez która kojarzy mi się z tym stworem : troll, to jego najczęstsza ocena, śmierdzi jak troll, a intelektem również nie grzeszy. Bliźniaczki Jones, są z rodziny mugolskiej, a radzą sobie o wiele lepiej od Amycusa. Czy, naprawdę można kraść czyjąś moc? Muszę o tym poczytać.
Spotkanie Dodała Bellatrix Black Wtorek, 21 Października, 2008, 10:56
Zdaję sobie sprawę, że każdy inaczej wyobraża sobie Voldemorta i sposoby w jakie pozyskiwał popleczników. Jednak ja spróbuję go przedstawić jako inteligentnego manipulatora. W końcu na początku musiał swoich zwolenników zaczarować wizją lepszego świata i ich nie przestraszyć. Pokazać im, że jest ich "przyjacielem", który chce dla nich jak najlepiej. Dopiero później, jak już będą wśród jego zwolenników i będą od niego uzależnieni, on pokaże swoje prawdziwe oblicze. Taki swoisty manipulator.
Pozdrawiam
Arwena
W ten weekend odbył się wypad do Hogsmeade. Poszłam tam razem z Rudolfem, Rabastanem i Amycusem, Ursula wolała zostać w zamku. Chyba nawet się domyślam dlaczego – bała się spotkania z Nim. Ja od tygodnia nie mogłam usiedzieć w miejscu, w myślach mając tylko treść listu:
Bello
Powiadam wszystkich z 7 i 6 klasy, których domy odwiedziłem w te wakacje, że pragnę się z Wami spotkać w tą sobotę o 17, w Trzech Miotłach.
L.V.
Pamiętam, co czułam po przeczytaniu tego listu i chyba nigdy tego nie zapomnę. Napisał do mnie, wybrał mnie! Zapamiętał moje imię, chociaż widzieliśmy się tylko przez chwilę. Pobiegłam od razu, do osób, które wskazał. Oczywiście, wśród prawdziwych (czysto krwistych) ślizgonów, dużo się o Nim mówiło, w końcu nasi rodzice wychwalali jego działania, plany pod niebiosa.
Teraz idąc tam, moje kroki były sprężyste, a świat wydawał się piękniejszy. Dochodziła do mnie tylko połowa słów moich towarzyszy, którzy udawali wyluzowanych.
- ... pikował w dół i już naprawdę uwierzyłem, że się rozbije, ale w ostatniej chwili poderwał miotłę, jego przeciwnik nie miał tyle szczęścia. Mówię Wam ten Wroński jest niesamowity! Za to na ostatnim meczu, podobno...
- Myślicie, że ma dla nas jakąś misję? - nie wytrzymałam, ale po ich natychmiastowej odpowiedzi wiedziałam, że oni tez o tym myślą.
- Daj spokój, Bellatrix. Czego On, może chcieć od dzieciaków? - odpowiedział mi Amycus. W jego głosie wyczułam niepewność.
- Ty się boisz. - powiedziałam to z pogardą w głosie, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech, jaki posyła się dziecku w kołysce – Amycusek, boi się, że będzie musiał zrobić coś niebezpiecznego. Trzeba było siedzieć w Hogwarcie i kuć do egzaminów. Ja wiem, że on czegoś od nas oczekuje... - spojrzałam się na moich towarzyszy. Amycus pukał się znacząco w głowę, lecz przestał gdy spostrzegł moje spojrzenie. Krew uderzyła mi do głowy, sięgnęłam po różdżkę, a w myślach pojawiły mi się formułki zaklęć, inne od tych, których uczyliśmy się na lekcjach. Gdy już otwierałam usta, obserwując przerażone spojrzenie Amycusa, powstrzymał mnie Rabastan.
- Bello, też uważam, że nie zleciłby, żadnego zadania uczniakom.- powiedział to zdecydowanym głosem i puścił moją rękę – I żaden z nas, nie tchórzy, sam fakt, że do niego idziemy świadczy o odwadze – powiedział to ze zniecierpliwieniem. Prychnęłam cicho, ale się nie odezwałam. Jeśli spotkanie z potężnym czarodziejem, jest dla nich aktem odwagi, nie wyobrażam sobie ich w czasie wypełniania jego misji. Amycus ciągnął wywód na temat polskiego gracza, a Rudolf słuchał tego z wypiekami na twarzy. Oprócz mnie, chyba tylko Rabastan czuł powagę sytuacji, w końcu po raz pierwszy, mamy się z nim spotkać bez rodziców. Właśnie, tylko on, mimo że o rok ode mnie młodszy, a o dwa od tych żałosnych chłopczyków, którzy poza Quidditchem świata nie widzieli. Nie wiek świadczy o naszej dorosłości i On też na pewno o tym wie, na pewno ma dla nas jakieś zadanie...
Ze zdziwieniem stwierdziłam, że znajdujemy się już przed Trzema Miotłami. Poczułam mrowienie na karu i podeszłam do drzwi. Przede mnie rzucił się Rudolf i je otworzył.
- Potrafię otworzyć drzwi, idioto.- powiedziałam z irytacją. Zobaczyłam jego speszone spojrzenie i poczułam do niego obrzydzenie. Nie lubię ludzi, których ducha można tak łatwo złamać.
Z duszą na ramieniu weszłam do środka. Za barem stała jakaś kobieta po pięćdziesiątce, obsługiwała właśnie wysokiego blondyna. W pubie, ruch był mniejszy niż zawsze, ale gwar był wystarczający, aby nie dało się podsłuchać pojedynczych rozmów. W kącie dostrzegłam grupę młodzieży z Hogwartu, która machała w naszą stronę.
- Zamów cztery piwa kremowe.- powiedziałam Rudolfowi i wcisnęłam mu płaszcz do ręki. Rabastan ruszył za mną i zostawialiśmy jego brata z ogłupiałą miną. Z każdym krokiem serce biło mi mocniej, lecz gdy byłam o parę metrów od ich stolika, poczułam jak krew uderza mi do głowy. Poczułam podniecenie, a mój oddech był nieregularny. Wśród grupy młodzieży siedział wysoki brunet o ciemnych, tajemniczych oczach. Sączył Ognistą Whisky.
- Witaj! - powiedziałam bezpośrednio do niego, siadając naprzeciwko.
- Witajcie.- odpowiedział miłych dla ucha głosem zwracając się do mnie i Rabastana.
- Czy są ją wszyscy? - przebiegłam oczami po zgromadzonych. Było ok. piętnaście osób, w naszą stronę szedł już Rudolf i Amycus.
- Tak...
- Pewnie się zastanawiacie dlaczego, chciałem się z wami spotkać. - zamilkł na chwilę, jego oczy zaczęły się ślizgać po zgromadzonych, w każdym można było wyczuć strach, niepewność, gdy wreszcie zatrzymał się na mnie, musiał zauważyć, że jako jedyna się nie boję. Moje oczy błyszczały się, a sylwetka sugerowała, że jestem gotowa zrobić wszystko, o co mnie poprosi. - Większość z Was, niedługo kończy szkołę. Czy zastanawialiście się co chcecie robić po zakończeniu jej? - nie czekał na odpowiedź. – Pewnie nie którzy, mają już załatwione posady w ministerstwie. Znajomości waszych rodziców, na pewno w tym pomogły. Część z was jednak, mimo tego, że jesteście czystej krwi i należy wam się odpowiedni status wśród czarodziejów musi sobie radzić sama. Czy tak powinno być? W końcu cały nasz świat powstał, dzięki waszym przodkom – czarodziejom. Dzisiaj, wszyscy zapomnieli o ich zasługach i na wysokich stanowiskach umieszcza się kogo? Mugolaków, szlamy... którzy przecież nawet nie powinni mieć dostępu do naszej magii. - zamilkł na chwilę. Przebiegłam wzrokiem, po zgromadzonych. Patrzyli tępo w przestrzeń, sącząc piwo kremowe, jakby zapomnieli o strachu jaki wcześniej ich nawiedzał na myśl o Nim. W ich spojrzeniach dało się dostrzec, pewnego rodzaju zacięcie. Uśmiechnęłam się z satysfakcją, oni chyba tez zaczęli rozumieć to, co ja wiedziałam od dawna. Ten tajemniczy czarodziej, może nam pomóc w przywróceniu rangi czystej krwi wśród czarodziejów.
- Chyba każdy z Was wie, do czego dążę. Więc teraz ja się pytam was. Czy wy także chcecie, aby magia była dostępna tylko dla prawdziwych czarodziejów?
Wśród zgromadzonych potoczył się pomruk potwierdzający.
- Gdy skończycie szkołę, będziecie mogli mi pomóc w doskonalenia świata. Czy przyłączycie się do tej chlubnej – na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech, ale bardzo szybko znikł. - misji?
Kolejny tym razem głośniejszy pomruk...
- Niby jak grupa ludzi może zmienić cały świat czarodziejów? - wszyscy zamilkli. Rabastan usiadł, a na jego twarzy malowała się duma, ale też i strach.
- To ciekawe pytanie panie Lestrange.- powiedział obojętnym tonem. - Jest wiele... sposobów, aby móc... zmienić poglądy ludzi. - kolejny ironiczny uśmiech, który tym razem pozostał na jego twarzy. - Zapewniam, że wszystkie je poznacie, gdy... przyłączycie się do mnie.
Nikt nie odważył się już odezwać. Chciałam jednak, aby wiedział, że...
- Ja nie muszę kończyć szkoły. Mogę dołączyć nawet teraz, zaraz – jego przystojna twarz zwróciła się w moją stronę. Przyjrzał się mi badawczo.
- Cieszy mnie Twoja gotowość... Bello. - przez jego twarz przemknął ledwo zauważalny cień. - Ale aby zmieniać świat, trzeba posiadać dużą wiedzę magiczną. - wstał, założył czarną pelerynę. - Do następnego spotkania...
Ruszył ku drzwiom, nie oglądając się na nas ani razu.
Wszyscy dopili swoje piwo i zaczęli się powoli rozchodzić. W końcu zostałam tylko z Rabastanem i Rudolfem. Wpatrywaliśmy się tępo w blat i milczeliśmy.
- Ale przemawiać gość umie. - spojrzałam się z niesmakiem na Rudolfa.
- Chodźmy już. - powiedział Rabastan, który chyba wyczuł, że chciałam powiedzieć coś niemiłego jego bratu.
1. Wprowadzenie Dodała Bellatrix Black Poniedziałek, 06 Października, 2008, 21:17
Witam!
Znacie mnie już z pamiętnika Lily Evans. Teraz jednak postanowiłam, zająć się postacią, zupełnie inną od ciepłej i sympatycznej Lilki. Od razy jednak zaznaczam, że mimo iż, będą to czasy szkolne, nie będzie to pamiętnik zwykłej nastolatki. Dla mnie Bella zawsze była lekko odchylona od przeciętnej dziewczyny w jej wieku. Może to wychowanie? Kto wiem... W każdym bądź razie, zaczynam jej pamiętnik, gdy już zaczęły ją fascynować ideały Czarnego Pana i On sam. Mam nadzieję, że spodoba Wam się moja Bella - lekko świrnięta, troszkę mroczna, inna i trochę już taka jaką znamy z książek p. Rowling, ale jeszcze przed ostatecznym przejściem na stronę zła.
Pozdrawiam,
Arwena E. B.
P.S.- Notka narazie krótka, ponieważ traktuje ją jako wprowadzenie w zawiły świat myśli Belli.
Pamiętam pierwszy dzień Hogwartu. Mimo że rodzice mnie ostrzegali, doznałam szoku. Tyle szlam, tyle mugolaków podekscytowanych widokiem magii. Ściskali różdżkę w ręku, zastanawiając się jak jej użyć. Pamiętam też, małą blondynkę o niebieskich, dużych oczach, która zagadała do mnie tuż przed wejściem do Wielkiej Sali.
- To prawda, że w czasie ceremonii przydziału trzeba walczyć z trollem?
Spojrzałam na nią z pogardą. Tak głupie pytanie mogła zadać tylko szlama, chyba że starsze rodzeństwo chciało ją wystraszyć...
- Jak się nazywasz?
- Hestia Jones.
Jones... pospolite mugolskie nazwisko.
-Tak będziesz musiała walczyć z wielkim trollem, uzbrojona jedynie w różdżkę, którą taka szlama jak Ty na pewno nie potrafi się obsługiwać.
Powiedziałam to głosem pewnym i pełnym jadu. Zobaczyłam jak na twarzy dziewczynki maluje się przerażenie, a w jej oczach dostrzegłam łzy. Przygryzłam wargi i uniosłam brwi, mina ta od dawna oznaczała u mnie mściwą satysfakcję lub pogardę. Drzwi do wielkiej sali się otworzyły i weszłam tam rozluźniona, zostawiając za sobą ciągle przerażoną blondynkę. Nie bałam się. Wiedziałam co mnie czeka, znałam swój przyszły dom. Gdy siadłam na stołku i na moją głowę założono starą tiarę usłyszałam, tylko cichy jęk i nakrycie głowy krzyknęło:
- Slytherin!
Uśmiechnęłam się i usiadłam obok Alecto, która była mi znana z rodzinnych odwiedzin.
Pamiętam ten dzień bardzo wyraźnie, chociaż minęło od niego aż pięć lat. Teraz jestem na szóstym roku Hogwartu i już przyzwyczaiłam się do obecności szlam, w moim otoczeniu. Co oczywiście nie oznacza, że przestałam je gnębić. Przez te sześć lat szkoły, dorobiłam się miana okrutnicy, dręczycielki, a gryfońscy, puchońscy i krukońscy pierwszoroczniacy przede mną i moimi towarzyszami uciekają. Znęcanie się nad tym plugastwem to całkiem niezła zabawa, jednak szkoła nie jest dla mnie ważna. Jeśli tylko będę chciała rodzice załatwią mi, każdą pracę, niezależnie od wyniku moich OWU-temów. Jednak mi nie zależy na ciągłym siedzeniu na stołku, marzę o czymś więcej. Odkąd w te wakacje, On odwiedził moich rodziców i wytłumaczył do czego dąży, moje życie wiąże z osiągnięciem celów, o których opowiadał. Chcę się przyczynić do wywalenie szlam i mugolaków, z życia prawdziwych czarodziejów. Chcę abyśmy wreszcie sięgnęli po to, co nam należne, czyli życie bez ukrywania się przed mugolami... może zupełne wytępienie tego plugastwa...
Od Niego, aż biła jakaś dziwna potęga, moc... zagadka. Rodzice mówią na niego Czarny Pan, co na początku mnie dziwiło, bo wygląda na młodszego od nich. Teraz jednak to rozumiem. Po rozmowie z nim, pragnie się, aby on Cię zauważył, żeby rozumiał, że darzysz go szacunkiem. Wiem, że po skończeniu szkoły, będę mu pomagać doskonalić świat.
Dlaczego o tym piszę? W proroku przeczytałam o niewyjaśnionym zniknięciu Emilowy Southampton, znanej przyjaciółki mugoli. Wiem, że to On pozbył się tej żałosnej kobiety, czuję to. Już zaczął działać. A ja dołączę do niego, za dwa lata.
"Noc gdy tortury mieszają się z morderstwem" Dodała Bellatrix Black Czwartek, 12 Czerwca, 2008, 11:26
Szłam z Sabine zaśnieżoną uliczką Hosmedage. Miałam ochotę z nią porozmawiać, nawrzeszczeć na nią za to, że milczała już od 30 minut, ale nie mogłam, coś dziwnego mnie powstrzymywało.
-Chodź...-Sabine ścisneła moje ramię, ciągnąc mnie w stronę magicznego lasu.
-Zwariowałaś?!-wiedziałam, że największym głupstwem byłoby takie oddalanie się od grupy z Hogwartu, a po za tym, nie znałam lasu w Hosmedage i nie chciałam za bardzu umrzeć w nim, przez jakieś głupie bydle.
Ramiona Sabine objeły mnie mocno od tyłu, nie pozwalając mi wyrwać się z uścisku.
-Kretynko! Ty nikczemna, plugawa..!!!
Ciągneła mnie zaśnieżoną dróżką, prosto na leśną polankę.
Próbowałam wyrwać się z jej uścisku, ale nie dałam rady był jak z metalu...
Moja "przyjaciółka" rzuciła mnie na przykrytą grubą warstwą śniegu polanę. Zobaczyłam ludzi, otaczające nas skupowisko osób ubranych w mugolskie stroje. Nim zemdlałam, zrozumiałam, że nademną stoją wszyscy wrogowie mojego ojca...
****
Obudziłam się w dużym salonie, pełnym bogatych obrazów na ścianach, na posadzce, związana jedną liną razem z Sabine.
Próbowałam ją obudzić, ale nie udało mi się. Była zbyt słaba, po zaklęciu Imperius rzuconym na nią. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym byłam, bo żadne inne zajęcie nie przychodziło mi do głowy. No chyba, że modlitwa, której i tak nie umiałam. Na jednej z ścian wisiał obraz, który poznałam od razu. Był na nim książę, ratujący z opresji księżniczkę. Dom pana Herverego!
Drzwi się rozwarły i mężczyzna wszedł do pokoju.
-Myślisz sobie, że sie uratujesz? Że wszystko ci się uda?? Mylisz się mała plugawa zdziro...-wraz z gradem słów posypały się zaklęcia torturujące.-Crucio! Crucio! Tak wij się żmijko wij, poczuj czym jest być gorszym od innych!! Światło księżyca oświetliło bladą twarz dziewczyny poplamioną krwią wypływającą jej z ust. W momencie, gdy mężczyzna spostrzegł, że na jej dłoniach ukazały się pierwsze plamy wypływającej krwi, a z ust krew zaczeła się lać czystym strumieniem, przerwał tortury i wyszedł z pokoju. Dziewczyna była jego jedyną nadzieją...
**** Bellatriks obudziła się spostrzegając, że cały przód jej szaty i znaczna część włosów zamoczona jest w jasnym srumieniu krwi. Bella otarła usta rękawem ubrania, była silna, silniejsza niż jakijkolwiek śmiertelnik. Dziewczyna podczołgała się do krzesła na którym wcześniej siedział męzczyzna.
-Idiota...-szepnełam do siebie.
Hervery zostawił na stole moją różdżkę.
W momecie, gdy wziełam moją różdżkę, czując znajomy przepływ energi, drzwi rozwarły się i ukazał się w nich Hervery. Wiedziałam już co zrobię, miałam na to wystarczająco dużo siły, a on na to zasłużył. Całą noc mnie trorturował więc zasłużył na śmierć.
-Avada Kedavra! W momencie, gdy zielony strumień uderzył w pierś mężczyzny dziewczyna zgieła się w pół i wybuchła głośnym szaleńczym i niepochamowanym śmiechem. Dziewczyna uwolniła się z lin, odesłała ciało Sabine do jej domu i stanała przy mężczyźnie, odwracając jego twarz czubkiem buta.
-Gnij sobie psie...
Zaledwie paręnaście sekund później zemdlała,padając na posadzkę obok niego.
Światło wschodzącego Słońca padło na ciała dwóch osób. Dziewczyny zmęczonej całonocnymi torturami i męzczyzny zabitego przez nią.
"Królowa śniegu" Dodała Bellatrix Black Niedziela, 02 Grudnia, 2007, 10:34
Słuchajcie, nota krótka ale mam nadzieję że się wam będzie podobała. Pozdrawiam Magic Dog, Belluś i nikę i wszystkich komentujących.
27 pazdziernik
Razem z Sabine ruszyłam do kolejki uczniów którzy wyjeżdżali do Hosmedage. I ja i ona musiałyśmy się jakoś odprężyć, bo przytłoczyły nas prace domowe, sprawdziany no i ta nużąca rzeczywistość. Nie wiem czemu niektórym młodym czarodziejom wszystko wydaje się tu cudowne i w ogóle uważają, że nasz świat jest super. Ja na początku też tak myślałam, też w to wierzyłam, ale z czasem podejście do tego robi się nieco inne. Rzeczywistość tego świata jest taka nudna, przecież w tym samym czasie, zamiast uczyć się transmutacji, albo równie zgryźliwie odpowiadać na docinki Rudolfusa, mogłabym poznać świta, życie, toczyć walki, poznać kogoś kto pokazałby mi czym jest dobro i zło, czuć emocje przed każdą nową sytuacją… A co robiłam? Siedziałam w szkole, nudziłam się, uczyłam i jeszcze raz nudziłam. Zresztą miałam zagadkę do rozwiązania. Co znaczą słowa matki: „..wybrałam ci inną przyszłość, nie obchodzi mnie twoje miłosierdzie..” ??
Ciągle się nad tym głowiłam!!
Ach zresztą…
~*~*~*~
Wyszłyśmy z „Trzech mioteł” i ruszyłyśmy zaśnieżoną uliczką Hosmedage. Podczas gdy Sabine oglądała swoje nowe pióro, dostrzegłam kształt jakiejś postaci, która wydawała mi się znajoma… Ależ to była Andrie!! Ale co ona robi w Hosmedage?
Rzuciłam się biegiem w jej kierunku, kiedy Sabine wpadła na mnie, a ja stoczyłam się w dół małego rowu, z jakimś chłopakiem na którego wpadłam.
Wstałam czując złość, ale z trudem powstrzymując się od śmiechu. Byłam cała zaśnieżona, miałam mokre włosy, budy, płaszczyk i do tego cała byłam obsypana śniegiem.
-Wyglądasz niezwykle kusząco w tym momencie… królowo śniegu…
Poznałam ten protekcjonalny, ironiczny ton i odwróciłam się.
Za mną stał Rudolfus Lestrange.
-Lepiej sobie popraw ubranie. Chyba coś ci spadło.
Chodź raz mi się udało wprawić go w zdumienie i milczenie niestety krótkie, bo pochwali poczerwieniał ze złości. Wciągnął na siebie spodnie i płaszcz(które podczas staczania się w dół mu spadły), wstał i zaklął ze wściekłości.
Prychnęłam pogardliwie i nie patrząc się na ryczącą ze śmiechu Sabine, ruszyłam w kierunku gospody…
cdn
Wspomnienia... Dodała Bellatrix Black Poniedziałek, 19 Listopada, 2007, 18:02
20 wrzesień sobota (wreszcie!!)
Wstałam dziś rano, chyba najwcześniej z całej szkoły, była 5:30. Wyszłam z łóżka, chwyciłam ręcznik, ciuchy, szampon i rozdzierająco ziewając, ruszyłam do łazienki perfektów (hasło: Mydlana kąpiel). Ostatnio za bardzo się nie wysypiałam, bo zostałam zawalona pracami domowymi, kłopotami Sabine i listami. A tych pierwszych i ostatnich, było szczególnie dużo. Zastanawiałam się co się ze mną działo ostatnio… Ivana twierdzi, że z poczwary przemieniam się w łabędzia, widać nie zapomniała jeszcze o tym, że poznałam jej tajemnicę… W powyższy wniosek raczej wątpię, bo czy zamienianiu się w piękność towarzyszy: jeszcze bardziej blada twarz, częste męczenie się i częste złoszczenie??
To niemożliwe!
Stanęłam przed drzwiami do łazienki i powiedziałam: Mydlana kąpiel. Drzwi natychmiast się otworzyły ukazując fantastyczną komnatę, z ogromnym basenem(inaczej tego nie potrafiłam nazwać), obrazkiem przystojnego trytona moczącego się w jeziorze, i mnóstwem kosmetyków, które niektóre nie perfektki, zostawiały w obawie złapania je, przez pana Harissona. Pan Harissona był naszym woźnym, pochodził właściwie z rodziny Flich, ale był i tak nazywany po imieniu.
Zostawiłam swoje rzeczy na stoliczku obok basenu, ściągnęłam koszulę nocną i wskoczyłam do ciepłej wody. Po wybraniu paru moich ulubionych rodzajów baniek, rozłożyłam się wygodnie, w wodzie, rozkoszując się ciepłem i bezpiecznością chwili. Bańki fruwały nad wodom, unosząc się łagodnie, a miły mydlany zapach rozpierzchł się po całej Sali.
Przymknęłam oczy i nagle przypomniała mi się pewna scena z dzieciństwa: Byłam wtedy mała. Miałam chyba pięć lat. Narcyza była u cioci, a Andromeda bawiła się z Syriuszem. Wymknęłam się z domu, by pozrywać kwiatków, w ogrodzie. Pomiędzy krzakami zobaczyłam jakąś dziewczynkę, była niewiele starsza ode mnie, zaniedbana, w potarganej sukience, z brudnymi włosami i cała umorusana. Ja byłam, wtedy strojona w atłasy, kaszmiry i jedwabie. Prezentowałam się dokładnie tak jak miałam się prezentować-jak rozpuszczona córeczka swoich rodziców. Podeszłam wtedy do dziewczyny i zapytałam jej się czy jest głodna. Ona odpowiedziała, że tak i to bardzo. Poszłam do domu i przyniosłam jej ciepłą bułeczkę, bo zrobiło mi się jej żal. Kiedy dziewczynka kończyła drugą bułkę, mama wychyliła się przez okno i zobaczyła, jak podaję dziewczynie trzecią bułkę. Wrzasnęła potokiem przekleństw, wybiegła z domu i mocno chwyciła mnie za rękę. Tamtą dziewczynę tylko kopnęła i kazała jej się wynosić z naszej posiadłości. Wróciłam do domu. Matka na mnie wrzeszczała, że zadaję się z taką szumowiną, że ona mi już wybrała inną przyszłość, że nie obchodzi jej nic moje miłosierdzie. Ojciec zbił mnie, wrzeszcząc, że jestem głupim plugawym dzieckiem, które nie wie, gdzie jest jego miejsce. Wróciłam do swojego pokoju płacząc, a tam zastałam moją matkę. Ze wściekłości się upiła i biła mnie głucho bełkocząc, aż w końcu uwolniła mnie, gdy poczuła, że musi się wyrzygać. Kiedy Narcyza przyjechała wystarczyło jej tylko jedno spojrzenie na moje siniaki, by wiedziała…Duża łza potoczyła się po moim policzku. To nie była najgorsza scena z mojego dzieciństwa…miałam je całe spaprane doszczętnie. Nie mogłam nic zrobić w dzieciństwie by temu zapobiec, zniszczyła mnie nienawiść, zbyt dużo przeszłam, by teraz być małą, cieszącą się, i kochającą bezgranicznie cały świat dziewczynką. Narcyza, starsza ode mnie też to przeżyła, Arwie nigdy za bardzo nie sprzeczała się z rodzicami, wolała pozostać z boku i patrzeć się na to wszystko znudzona.
Westchnęłam i energicznie otarłam łzy. Nie mogę się mazgaić, nie jestem już małym dzieckiem, by z byle czego robić sceny. Uderzono mnie, karano…NO i co z tego?! Przynajmniej nauczyłam się życia i poznałam jak daje w tyłek, gdy jest się milutkim, grzecznym, i nie broniącym się smarkaczem. Ja umiem się bronić i to wykorzystam!!
Nagle drzwi łazienki skrzypnęły, coś zachrobotało i uchyliły się!!! Kurczę zapomniałam je zabezpieczyć jakimś zaklęciem. Zza drzwi wysunęła się głowa jakiejś dziewczyny.
-Ssssłuchaj…o-on, czegoś ooood ciebie, c-c-c-chyba chce…-miała poważne problemy z oddychaniem.
-Jaki ON??- zdenerwowałam się.
Ze szpary w drzwiach wysunęła się twarz Rudolfusa.
Zaklęłam. Wystarczyła mi sekunda na pomyślenie. Chwyciłam różdżkę i rzuciłam silną drętwotę. Świnia nie będzie mi przeszkadzał na każdym kroku. Wyszłam z wody, trzęsąc się z furii, oplotłam się szlafrokiem i ruszyłam do dormitorium, mrucząc pod nosem obelżywe uwagi…
To ja:
Problemy sercowe cz.2 Dodała Bellatrix Black Czwartek, 08 Listopada, 2007, 18:28
Nota jest krótka ale to cud że wogóle jest. Namęczyłam się nad nią. Chciałam pozdrowić nikę i Belluś.
Anthony. Z moich ust popłynęły przekleństwa. Grupka dzieciaków rozbiegła się patrząc na mnie ze strachem.
-Jak mogłeś!!! Ty plugawy mieszańcu….!!!!!!!!!!!
Anthony popatrzył na mnie ze strachem po czym jakaś pięść uderzyła go z tyłu głowy. Dzieciak zemdlał a za nim ukazała się Sabine.
-Niezły debil z niego.-z obrzydzeniem otarła dłoń o ubranie-Bello nie umiem przepraszać ale…
Powstrzymałam ją.
-Nie ma o czym mówić. To był jego pierwszy i ostatni pocałunek. Nie wiem jak ty ale mam ochotę mu coś zrobić…-uśmiechnęłam się złośliwie.
Jednocześnie zamachnęłyśmy się różdżkami ja wrzasnęłam Perfixtusa a Sabine jakąś małą klątwę na co wyglądał jakby po ataku z jakimiś potworami. Zaczęłyśmy śmiać się z niego gdy nagle za nami rozległ się ciepły ale zły głos:
-Bellatrix kochanie i ty Sabine. Dziewczynki z takich szanowanych i jakże honorowych domów…Aż mi żal wystawiać wam szlaban.
Tylko jedno słowo: Slughorn. Nienawidziłam tego nauczyciela zawsze zapraszał mnie na te swoje obciachowe podwieczorki tylko dlatego że ojciec dał mu złoto…
Do tego był opiekunem Slytherina. Dumbledore tu przesadził robiąc go opiekunem Slytherina. A do tego przyjaźnił się z opiekunką Gryffindoru. To było żałosne!
Ruszyłyśmy za nim z Sabine do szkoły. W szkole ruszyliśmy korytarzem do jego gabinetu, kiedy dobiegł nas zapach świeżych drożdżówek. Obok Slughorna wyrósł jak z podziemi Rudolphus Lestrange.
-Proszę pana nie sądzę by trzeba było zajmować się tymi małymi dziewczynkami. Musze porozmawiać z panem na pewien poważny temat…-zaczął oschle mierząc nas wzrokiem.
Slughorn wyglądał tak jakby nie mógł się zdecydować.
-Dobrze młodzieńcze! Zawsze byłeś moim ulubionym uczniem a więc wiesz jak nie lubię karać dziewczyn… Przyjdź za pięć minut do mojego gabinetu.-powiedzial profesor i odszedł.
-Macie szczęście…dziewczynki-wysyczał Rudolphus i odszedł.
-Już ja mu pokaże!!- wrzasnęłam i rzuciłam się biegiem za nim.
mam nadzieję żę obrazek wszedł. Pozdrawiam wszystkich
Problemy sercowe cz.1 Dodała Bellatrix Black Poniedziałek, 29 Października, 2007, 19:51
16 wrzesień
Obudził mnie powiew zimnego powietrza. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po dormitorium. W związku z niespodziewanym uczuciem Edualli pałającym do Rudolphusa,
idiotka robiła wszystko aby mu się przypodobać. Postanowiła także przejść na pełen rygoru tryb życia, który jak twierdziła prowadził jej „ukochany”. Zaliczało się do tego: spanie przy otwartym oknie(-5oC), dieta polegająca na jedzeniu korzonków i surowego jedzenia, bunt przeciw jakimkolwiek mugolom(prawdę mówiąc to najchętniej by ich wyzabijała) i bezlitosne podlizywanie się profesorom.
Doprowadzam ją do szału(co zresztą mało mnie obchodzi) przez: nieustanne zamykanie okna, ostatnio zjadłam mini tort czekoladowy tuż obok niej na co ona zrobiła się zielona i musiała biec do łazienki aby się wyrzygać, nietolerowanie jej buntu i prychanie kiedy mówi o nim, no i oczywiście zwracanie uwagi nauczycieli na mnie a nie na Eduallie.
Teraz tez podeszłam do okna i mocno je zamknęłam. Dopiero teraz poczułam że bardzo chce mi się pić, więc ruszyłam do stolika z wodą przewracając się w drodze o wystającą krawędź podparcia łóżka Ivanny. Poruszyła się niespokojnie przez sen i z jej poduszki wypadło coś na podłogę. Pochyliłam się i podniosłam to. Okazało się że to zdjęcie mojego kuzyna Syriusz Blacka otoczone w czerwone serduszko z napisem : Kocham cię Syriusz!!!!!!!!!!!
Wrzasnęłam. Dość cicho właściwie ale na tyle aby Ivanna się obudziła. Spojrzała na mnie szybko po czym od razu wszystko zrozumiała i usiadła szybko na łóżku.
-Bello błagam cię nie powiedz o tym nikomu!- głos jej się trząsł ale była zdecydowana-Bello przyrzeknij mi że nie powiesz o tym nikomu.
Pokiwałam głową i zdumiałam się tego co zrobiłam. Byłam chyba zbyt zszokowana aby pomyśleć jak byśmy się z Sabine ubawiły z „biednej” zakochanej nieszczęśliwie w Syriuszu Ivanie.
-To dobrze Bello. Wierzę ci.-dziewczyna wyglądała jakby się zastanawiała, po chwili powiedziała-Załatwisz mi jego autograf? No wiesz skoro jesteście w rodzinie, to pomyślałam że…-urwała, ponieważ nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Gdy wychodziłam już przebrana z łazienki mruknęłam do siebie jeszcze:- Jasne i kawałki jego włosów…
* * *
Siedziałam z Sabine na schodach prowadzących do zamku i uczyłam się transmutacji.
-Bell…-przerwała mi Sabine-Dostałam karteczkę od Anthonego… -spojrzałam na nią szybko i dostrzegłam łzę spływającą po jej policzku.-z tego już nic nie wyjdzie…
Podała mi karteczkę nonszalancko złożoną w kratkę.
Widać było na niej chwiejny napis:
Z tego nic nie wyjdzie. Tamten pocałunek nic nie znaczył. Była to tylko chwila. Nie chcę już więcej takich chwil. Ja kocham Bellatrix…
Byłam zdumiona. Podałam wolno karteczkę mojej przyjaciółce.
-Sabine nie przejmuj się… Nie ma co przejmować się takim dupkiem.-stwierdziłam trzeźwo.
Ona pokręciła przecząco głową.
-To nie dupek Bellatrix…ja go kocham a on kocha ciebie…
Wstałam i spojrzałam na nią. Zanosiła się szlochem. Ale powiedziała po chwili:
-Idź sobie Bello…ja muszę wszystko przemyśleć, zrozumieć. Lubię cię Bellatrix ale chcę teraz pobyć sama.
Z godnością ruszyłam przed siebie na błonia. Oparłam się o drzewo i wpatrywałam się w tłum czternastolatków którzy chichotali patrząc na całującą się parę, pośrodku kółka.
Kiedy już chciałam iść i przegonić to zbiegowisko ponieważ jak w takim hałasie można myśleć, przerwał mi dotyk czyjegoś ramienia na moich plecach.
Odwróciłam się i nim zdążyłam zrobić cokolwiek wzruszony osobnik płci męskiej mnie pocałował w usta! Dostał w twarz tak że aż trzasnęło. Kiedy podnosiłam rękę aby wymierzyć kolejny cios zobaczyłam twarz chłopka. To był…!!!!!!
cdn
Nota dzisiej bo dostałam weny i nic na to nie poradzę mimo zę zapowiadałam notę conajmniejza dwa tygodnie! Ale wybaczcie mi w końcu to początki.