Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Juliette Chang=Julicious

  Ogłoszenie
Dodała Padma Patil Piątek, 16 Stycznia;, 2009, 14:06

Bardzo was przepraszam, że zniknęłam na tyle czasu.
Miałam zabrać się do roboty w święta jednak nie przewidziałam, że będę miała tyle do zrobienia, ani tego że atak lenistwa połączony z brakiem weny będzie aż tak dotkliwy.
Chciałam tylko ogłosić, że nowa notka jest w przygotowaniu. Nie wiem jeszcze kiedy ją skończę i dodam, bo od przyszłego tygodnia będę miała dzień w dzień zajęty obowiązkami, ale postaram się to zrobić jak najszybciej. Nie chcę dodać bubla więc proszę o "wyrozumiałość czasową".

Przepraszam jeszcze raz.

[ 25909 komentarze ]


 
Owocna rozmowa i nowe znajomości.
Dodała Padma Patil Sobota, 02 Sierpnia, 2008, 17:40

To pewnie moja najdłuższa notka w karierze;-). Mam nadzieję, że się spodoba. Przy okazji dziękuję wszystkim, którzy czytają i komentują moje wpisy. Pozdrawiam i życzę miłych wakacji;-D!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nieśmiało uśmiechnęłam się, spoglądając w rozbawione oczy dyrektora. Moje koleżanki stały w milczeniu, czekając na ostateczną reakcję profesora. Czy to będzie słowna reprymenda? A może szlaban, dla przykładu?
- Cóż to za okazja, moje drogie? – zapytał spoglądając na nasze ramiona, pełne najróżniejszych łakoci.
- To, po prostu… Taki wieczór we wspólnym gronie. – rzekłam niepewnie.
- Ach, rozumiem. – odparł dyrektor, z łagodnym uśmiechem pogodnego starca. – Życzę wam miłego wieczoru.
- Dziękujemy, panie profesorze. I nawzajem. – powiedziałyśmy z ulgą i ruszyłyśmy w stronę wyjścia z lochów. Jednak udało nam się postawić jedynie kilka kroków, gdy usłyszałyśmy:
- Na brodę Merlina! Byłbym zapomniał! Panno Patil! – zawołał Dumbledore stojąc u wejścia do kuchni. Suzanne jęknęła cicho, zapewne spodziewając się nieuchronnej kary.
- Tak, profesorze? – zapytałam uprzejmie, kierując swe kroki z powrotem, w kierunku obrazu z niezwykłą kompozycją owoców.
- Panno Patil, byłbym zobowiązany gdybyś raczyła przyjść do mojego gabinetu, jutro wieczorem, o osiemnastej. – powiedział, spoglądając na mnie uważnie. Dyrektor musiał zauważyć zmianę jaka zaszła w mimice mojej twarzy, gdyż dodał. – Nie martw się, to nie ma nic wspólnego z tymi słodyczami.
- Ach… - jęknęłam cicho z ulgą. – Panie profesorze, ja oczywiście bardzo chętnie bym przyszła, ale…
- Ale? – zapytał z ciekawością Dumbledore.
- Ale jutro jest pełnia i…
- Och, oczywiście! Przemiana. – zawołał cicho dyrektor. – Nic nie szkodzi, będziesz mogła wylecieć z mojego gabinetu.
- Tak…?
- Tak, panno Patil. To nawet lepiej, że jutro jest dzień Twojej przemiany. – rzekł, spoglądając przed siebie. W jego okularach-połówkach, odbijało się światło płonących pochodni…
- Lepiej, profesorze? – zapytałam, coraz bardziej zaintrygowana zaistniałą sytuacją.
- Tak, lepiej. – powiedział i zwrócił swój wzrok na mnie. – To co? Jutro o osiemnastej w moim gabinecie?
- Oczywiście.
- Hasło to „pieprzne diabełki”.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, ale Dumbledore jedynie zachichotał i zniknął w kuchni.

***

- O co chodziło? – zapytała Meggie.
- Mam się jutro stawić w jego gabinecie…
- Co?? – rzekła z przerażeniem w oczach Suz. – To nie sprawiedliwe! Jeśli ma nas karać, to albo wszystkie, albo żadną!
- Suz...
- To nie fair!
- SUZ, na galopujące gargulce! Dasz mi dojść do słowa!?
Dziewczyny zamilkły i wreszcie mogłam pokrótce opowiedzieć im, czego chciał ode mnie Dumbledore. Oczywiście część przemilczałam… Z tego grona tylko Meg wiedziała, że w połowie jestem wilą.
- Ja zawsze wiedziałam, że on jest po części stuknięty. – mruknęła Lucy, po krótkiej chwili wspólnego milczenia.
- … a na końcu powiedział… Trochę jakby mówił sam do siebie, że to nawet lepiej, iż jutro jest moja przemiana, i że będę mogła wylecieć z jego gabinetu. – dodałam szeptem, pochylając się ku Meggie, tak jakbym chciała zajrzeć co niesie w rękach. Dziewczyna wciągnęła głęboko powietrze i otworzyła oczy ze zdziwieniem. Chciała o coś zapytać, ale ja tylko pokręciłam głową. Takie tematy lepiej zachować na rozmowę w samotności.
- Padma, mówiłaś coś?
- Pytałam Meg, czy wzięła wystarczającą ilość piegusków…


***

-Padma, jesteś z nami? – zapytała niecierpliwie Lucy. Drgnęłam, wyrwana ze swoich własnych myśli.
-Myślę o tym spotkaniu z Dumbledorem… Przecież nic nie przeskrobałam… Zresztą takimi sprawami zajmuje się Flitwick. Nie mam zielonego pojęcia czego on może chcieć… ode mnie.
- No, nie wiem… Zresztą, jutro się…
- Ciiii! – szepnęłam gorączkowo i nagle się zatrzymałam.
- Padma, co ty?? – warknęła Suz, która o mało co na mnie nie wpadła.
- Ciiiiicho! Ktoś tu idzie! – rzekłam podnosząc rękę do góry w uciszającym geście.
- Lepiej uniknąć pytań… - powiedziała Meg spoglądając na kilka kilogramów łakoci, które niosłyśmy.
- Szybko, za dywan!
Głos Lucy niknął w słowach nadchodzącej osoby. Czym prędzej dałyśmy nurka za wielki, wyszywany dywan i stłoczyłyśmy się w ciasnym przedsionku korytarza, prowadzącego na skróty do sali obrony przed czarną magią.
- Co on sobie myśli! – męski głos był coraz bliżej.
- Czy to…? – zaczęła Suz. Przerwałam jej kiwając głową.
- Czy ja jestem dzieckiem? Mam jedenaście lat i dopiero co zacząłem chodzić do Hogwartu?!
- No wiesz… Może nie masz jedenastu lat, ale do Hogwartu chodzisz dopiero od…
- Wiem, od września! Tom, nie o to mi chodzi! Jakbyś się czuł gdyby Twój ojciec przyjechał do szkoły i czekała Cię rozmowa z nim i DYREKTOREM! I to bez jakiegoś naprawdę konkretnego powodu!
Spojrzałam na dziewczyny… I już wiedziałyśmy, kto oprócz mnie i Dumbledora będzie jutro w jego gabinecie… Derek i jego ojciec. Rzuciłam ukradkowe spojrzenie na Meg. Ona wiedziała najlepiej, co to znaczy. Wiedziała, że jutro wieczorem trzy osoby będą wiedziały, że pożyczyłam naszyjnik Dereka na jedną noc… Czy będę musiała wyznać, co powodowało moim postępowaniem? I jak wpadłam na to, że medalion jest kluczem do szkatułki? Od samego myślenia o tym co mnie czeka, robiło mi się słabo:-( .

***

- Pieprzne diabełki. – rzuciłam niepewnie w stronę gargulca strzegącego wejścia do gabinetu dyrektora. Moim oczom ukazały się kręte schody. Gdy tylko postawiłam stopę na pierwszym stopniu, schody same ruszyły w górę! Musiałam przytrzymać się ściany, by nie stracić równowagi. Dojechałam na szczyt wprost przed drewniane drzwi. Usłyszałam dwa głosy. Oba już znałam. Jeden należał do dyrektora, drugi do ojca Dereka. Przez chwilę miałam chęć odwrócić się na pięcie i pognać gdzie pieprz rośnie! Byle dalej od tego gabinetu! Jednak wiedziałam, że muszę to zrobić. Podniosłam rękę i po krótkiej chwili zapukałam.
- Proszę wejść! – rozległo się trochę za szybko…
Złapałam za klamkę i lekko pchnęłam drzwi. W pierwszej chwili niewiele uwagi zwróciłam na wspaniałość tego pokoju. W oczy rzucił mi się zadowolony i uśmiechnięty Dumbledore, idący w moją stronę by mnie powitać. Mówił chyba „A oto i nasz ostatni gość.”… Nie mogę mieć pewności, bo czułam, jakby na raz moje wszystkie zmysły przestały odpowiednio funkcjonować. Następnym, którego odnalazł mój zamglony wzrok, był krępy mężczyzna około pięćdziesiątki. Miał krótkie, ciemne włosy, siedział w jednym z foteli. Spoglądał na mnie z wyraźnym, nieukrytym zainteresowaniem. Oczy miał takie same jak Derek… Zanim spojrzałam jeszcze bardziej w lewo, by odnaleźć trzecią osobę znajdującą się w gabinecie usłyszałam zbulwersowany głos.
- Co ona tu robi?! – prawie krzyknął rozwścieczony Derek. Te słowa natychmiast mnie otrzeźwiły. Przez chwilę miałam chęć rzucić w jego kierunki coś równie niemiłego, lecz Bogu dzięki się powstrzymałam. Ojciec Dereka spojrzał na niego karcąco, a dyrektor, nadal tonem przyjacielskim i ciepłym, pouczył go w sposób iście ojcowski.
- Panie Knight, panna Patil jest moim gościem, tak jak pan i pana ojciec, więc należy się jej szacunek.
Derek wymruczał pod nosem coś co miało zapewne znaczyć „przepraszam” i odwrócił głowę, udając że wpatruje się w portrety byłych dyrektorów Hogwartu, obserwujących uważnie każdą osobę w pomieszczeniu.
- Panno Patil, proszę usiąść. – rzekł Dumbledore wskazując mi jeden z kilku foteli, znajdujących się w gabinecie. Natychmiast zwróciłam uwagę na położenie fotela-był on tak ustawiony, że każdy mógł mnie bezkarnie obserwować. Westchnęłam cicho i powoli usiadłam w niezwykle miękkim, obitym granatowym materiałem fotelu. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, w ciągu której mój wzrok łapczywie pochłaniał wszelkie wspaniałości gabinetu dyrektora. Zastanawiałam się do czego może służyć wysoka żerdź stojąca w komnacie, jednak zanim doszłam do jakichkolwiek wniosków Dumbledore zwrócił się wprost do mnie:
- Panno Patil, jak zapewne się pani orientuje to jest pan Albrecht Knight. – rzekł dyrektor wskazując na ojca Dereka.
- Od dawna chciałem Cię poznać. – rzekł z entuzjazmem ojciec Dereka, podrywając się z fotela i pędząc ku mnie z wyciągniętą dłonią. Czym prędzej wstałam i mówiąc:
- Mnie również bardzo miło. – uścisnęliśmy sobie dłonie.
Na początku rozmowa nie bardzo się kleiła. Jednak z biegiem czasu było coraz lepiej. Zainteresowały mnie niektóre szczegóły z życia Knightów, a zwłaszcza te dotyczące wil w rodzinie. Głównie rozmowa pochłonęła mnie i pana Albrechta. Dumbledore czasem dodawał coś od siebie, natomiast Derek był zgnuśniały i milczący. Po jakichś dwóch godzinach rozmowy, chyba po raz setny dziękowałam panu Knightowi za to, że przekazał mi pierścień prababki Dereka. A on nie mógł się napatrzeć na moje niezwykłe, malinowe paznokcie, bo „nigdy w rodzinie żadna wila nie miała takowych”.
- Jest jeszcze jedna rzecz, która nurtuje zarówno Pana Knighta, jak i mnie. – dodał po chwili Dumbledore. – Derek zauważył, iż pewnego poranka jego medalion, który zawsze przy sobie nosi był odpięty. Podejrzewa, że ktoś próbował mu go…
- Ukraść! – rzucił Derek z gniewnym spojrzeniem.
- Jak sama pani słyszała – powiedział spokojnie Dumbledore. – podejrzewa, że ktoś chciał mu ukraść ów medalion. Uważa także, że jedynie pani mogła go dojrzeć. Czy ma pani coś wspólnego z tym wyjątkowo interesującym wypadkiem?
Co mogłam rzec? Kłamstwo ma zawsze krótkie nogi… Co prawda, małe kłamstwa, w sprawach mało istotnych mogą jakoś zginąć w tłoku, ale to… Nie warto było kłamać. Przymknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki wdech. W głowie zaroiło mi się od paranoidalnych myśli… Lekko przygryzłam dolną wargę i spojrzałam przed siebie. Wszyscy na mnie patrzyli, łącznie ze „śpiącymi” postaciami z portretów.
- Tak, profesorze. Mam z tym wiele wspólnego. – odparłam głosem najpewniejszym na jaki było mnie stać.
- A nie mówiłem, tato! To ona go ukradła! – zawołał wściekle Derek wskazując na mnie palcem.
- Widzę, że słowo „kradzież” jest Ci obce. – rzekłam zanim któryś z mężczyzn zdążył otworzyć usta. – Wydaje mi się, że medalion w tej chwili wisi na łańcuszku pod Twoją szatą, a nie spoczywa… chociażby w mojej kieszeni. Tak więc nie życzę sobie takich obelg, bo nie jestem złodziejką! Poza tym, to nie ładnie pokazywać na drugą osobę palcem. – dodałam rzucając chłopakowi wyzywające spojrzenie. Zmarszczki mimiczne dyrektora, wokół ust, zadrgały.
- Oczywiście, nie twierdzę, że to co zrobiłam było zachowaniem bez zarzutu, ale nie można mnie nazwać złodziejką. Pożyczyłam medalion, bo uznałam, że coś odkryłam. – dodałam po chwili.
Derek pychnął z pogardą i oparł dłonie na kolanach.
- Taaaaak? I co takiego odkryłaś wszystkowiedząca Padmo? – dodał.
Już otwierałam usta by odszczeknąć parę przykrych słów, jednak Dumbledore mnie uprzedził.
- Panie Knight, niech pan opanuje emocje. A panna Patil, jeśli będzie łaskawa, opowie nam co znalazła.
- Pewnego wieczoru Derek grał w szachy z naszym kolegą z roku. Gdy wstawał zobaczyłam jego medalion. Później w snach, stale nękał mnie obraz szkatułki, którą ja i Derek znaleźliśmy w tajemnym korytarzu. Uznałam, że to właśnie medalion jest kluczem to kuferka. Postanowiłam to sprawdzić. – W gabinecie panowała niczym nie zmącona cisza. Powietrze stawało się, można by rzec, coraz bardziej gęste. Na chwilę zamilkłam, nie bardzo wiedząc w jaki sposób poprowadzić dalszą rozmowę by ominąć motyw zazdrości o Dereka. Dumbledore zauważył zmianę w mojej mimice i pewności mówienia, ale nie zdążył uprzedzić pana Knighta przed zabraniem głosu.
- Rozumiem, to bardzo dobrze świadczy o Twojej inteligencji, ale dlaczego nie wybrałaś się tam razem z moim synem?
Derek uśmiechnął się kpiąco i spojrzał na mnie znacząco…
- Jaaa… To znaczy… Hmmm… To dosyć skomplikowana sprawa, proszę pana. Między mną i Derekiem doszło do swoistego poróżnienia już wcześniej, a w dniach, w których zamierzałam sprawdzić czy moje podejrzenia dotyczące szkatułki są prawdziwe, on… Cóż, zasłużył sobie na moją pogardę. – To dziwne, że najpierw nie mogłam wydusić z siebie słowa, a teraz nagle mówiłam jak katarynka, używając słów jak najbardziej odpowiednich przy tak ważnej rozmowie, a jednak nie używanych w mowie potocznej.
- Rozumiem, że nie chcesz się z nami dzielić szczegółami tej sprawy. – dodał pan Knight widząc mój zacięty wyraz twarzy i wzrok pełen nienawiści, skierowany na jego syna.
- Owszem, wolałabym o tym nie mówić. – Strzepnęłam z szaty nieistniejący pyłek i zaczęłam dalej opowiadać. – Tak więc, postanowiłam, że sama sprawdzę czy moje podejrzenia są prawdziwe. Zabrałam Derekowi medalion gdy już spał. Od razu poszłam do lochów.
- I co, nikogo po drodze nie spotkałaś? – zapytał Derek głosem jak najbardziej przepojonym pogardą.
- Miałam wiele szczęścia, nie spotkałam nikogo. – odpowiedziałam nie zmieniając barwy głosu, po chwili ciągnęłam dalej. – Gdy dotarłam na miejsce, okazało się, że sam medalion nie wystarczy do otwarcia szkatułki.
- Więc jej nie otworzyłaś? – zapytał z zawodem pan Knight. Był widocznie bardzo podekscytowany moją historią. – Jesteś pewna, że ten medalion był kluczem?
- Medalion na pewno jest JEDNYM Z KLUCZY, proszę pana. Obejrzałam dokładnie kuferek i stwierdziłam, że jest potrzebny jeszcze jeden przedmiot służący do otwarcia szkatułki. I wiedziałam kto go posiada.
Dumbledore patrzył na mnie z uwagą. A pan Knight wciągnął głęboko powietrze.
- Kto?? – zawołał Knight.
- Ja. – odparłam spokojnie spoglądając na Dereka i jego ojca.
- TY?? – krzyknął chłopak. – Ty nie masz niczego wspólnego z moją rodziną, nie byłabyś w stanie otworzyć tej szkatułki. Nie jesteś tego godna!
- Dość Dereku! – ostry głos Dumbledora przeszył powietrze niczym sztylet. – Jeśli nie opanujesz swoich emocji będę zmuszony Cię wyprosić.
Ta reprymenda podziałała na chłopaka jak kubeł zimnej wody. Opadł w głąb fotela i z rezygnacją spuścił głowę.
- Wracając do sprawy panno Patil… - rzekł dyrektor. – Cóż to za przedmiot?
- Ten pierścień. – powiedziałam wystawiając dłoń tak by każdy z obecnych był w stanie dojrzeć pierścionek na moim palcu. – Ten, który dostałam od pana, gdy dowiedział się pan o tym, że stałam się pół-wilą. – dodałam spoglądając na pana Knighta.
- I co dalej?
- Przyłożyłam pierścień do odpowiedniego zagłębienia w kuferku, obróciłam nim, potem przekręciłam medalion. Wieczko się otworzyło. Wewnątrz znajdowały się trzy szmaragdowe kulki, "płoneły" pięknym, lazurowym światłem… Nie dotykałam ich. Byłam już o wiele mądrzejsza w doświadczenia. Dotykając szkatułki po raz pierwszy stałam się pół-wilą, kto wie co mogłoby się stać gdybym dotknęła tych kulek. Przyjrzałam się im, zamknęłam wieko i wróciłam do Pokoju Wspólnego. Nie udało mi się zapiąć poprawnie wisiorka na szyi Dereka, bo w pewnym momencie on przewrócił się na bok i medalion wypadł mi z rąk. I to by było na tyle… - skończyłam, prostując się w fotelu.
- No, no zmyślna dziewczyna. Doprawdy, nasza Tiara Przydziału chyba się starzeje, skoro tacy ludzie nie trafiają do Slytherinu. – rzekł jakiś głos, który jak się potem okazało należał do jednego z portretów.
- Dziękuję Ci, Fineasie. I śmiem wątpić w to, że Tiara się starzeje. – rzekł Dumbledore.
- Panie profesorze… - powiedziałam cicho, spoglądając w okno, na którym zza chmur wyłaniał się księżyc w pełni.
- Ach, tak. Nie krępuj się, zaraz pozwolimy Ci wylecieć. – powiedział dyrektor z błyskiem w swoich niezwykle inteligentnych, niebieskich oczach. – Albrecht chciałby zobaczyć prawdziwe wilowe skrzydła. Mam nadzieję, że udzielisz mu takiego przywileju.
- Oczywiście, profesorze. W końcu, w jakiś sposób jestem związana z rodziną Knightów. – uśmiechnęłam się serdecznie do pana Albrechta, który z wdzięcznością odwzajemnił uśmiech. Nie minęło 30 sekund, a stałam na dywanie dyrektora z rozpostartymi, cudowne białymi skrzydłami. Z ust Albretcha wydarł się okrzyk podziwu i zdumienia. Był zachwycony widokiem nieskazitelnych, wilowych skrzydeł. Jego oczy zamgliły się łzami. Derek rzucał tylko krótkie spojrzenia w moja stronę, dezaprobując spojrzeniem zachwyconego ojca. A Dumbledore, jak to Dumbledore, zwracał uwagę na każdy szczegół tej sceny. Oglądał uważnie moja skrzydła, rozentuzjazmowanego Albrechta, wściekłego i milczącego Dereka.
-Panno Patil, nie będziemy Cię dłużej zatrzymywać. Taka piękna noc. – rzekł z uśmiechem widząc na mej twarzy wyraz delikatnego zażenowania zaistniałą sytuacją.
- Ogromnie się cieszę, że Cię poznałem. – powiedział ojciec Dereka z szerokim uśmiechem. Nadal chłonął wzrokiem srebrzyste skrzydła, wyrastające z moich pleców. – Wspaniałe… - dodał.
- Mnie również niezmiernie miło. I jeszcze raz dziękuję za pierścień. Jest on niezwykle pomocny. Bez niech, ból był niemiłosierny… – odparłam i spojrzałam na Dereka. Ale on był o krótką chwilę od wybuchu, wściekłość wypływała z każdego cala jego ciała.
- Derek, nie pożegnasz się? – zapytał zdziwiony ojciec widząc jak odchodzę w stronę Dumbledora, otwierającego mi okno.
Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę. Nasz wzrok spotkał się… Derek wstał, podszedł do drzwi i wybiegł z gabinetu trzaskając drzwiami. Z rezygnacją wypuściłam powietrze.
- Wybacz Dumbledore… Sam już nie wiem… - mruknął ojciec chłopaka.
Podeszłam do okna, ostatni raz odwróciłam się do wnętrza
- Do widzenia. – rzekłam i już chciałam rzucić się w powietrze gdy drzwi dyrektora otworzyły się na oścież, a stał w nich… Derek? Na pierwszy rzut oka można było dojść do takiego wniosku, lecz po chwili dotarło do mnie, że wpatruję się z otwartymi ustami w kopię Dereka, tyle że wyższą i z ciemnymi włosami… Młody mężczyzna stał oniemiały w progu, pochłaniając mnie wzrokiem.
- Coś się stało Romulusie? – zapytał uprzejmie Dumbledore.
- Ja przepraszam, ale Derek wybiegł tak nagle… - rzucił Romulus, bez przerwy rzucając ukradkowe spojrzenie w moją stronę.
- Cóż, nie wytrzymał napięcia. – dodał dyrektor. – Panno Patil, pozwoli pani do mnie na chwilkę. Należałoby pani kogoś przedstawić.
Zeskoczyłam zgrabnie z parapetu i podeszłam do Romulusa. Chłopak miał na oko około 20 lat, był równie przystojny jak Derek, jeśli nie bardziej. Patrzył na mnie ze swoistym zachwytem-nie tylko na skrzydła;-) . Poczułam, że pieką mnie policzki… (Do diabła! Nie rumień się dziewczyno! Tylko się nie rumień!:-P )
- Romulusie, Padma Patil, dziedziczka waszego daru. Jak pan widzi, jest pół-wilą. – Romulus kiwnął głową i uśmiechnął się tak promiennie, że zachwiałam się z wrażenia.
-Panno Patil, Romulus Knight. Syn Albrechta Knighta i starszy brat Dereka.
- Miło mi. – rzekłam na wydechu i wyciągnęłam drżącą z podekscytowania dłoń w stronę Romulusa. Gdy ją uścisnął poczułam jakby poraził mnie prąd. Zebrałam w sobie wszelkie siły i uśmiechnęłam się jak tylko mogłam najpiękniej. Romulus odwzajemnił uśmiech i tak staliśmy wpatrzeni w siebie jak para skonfundowanych znienacka gnomów:-P … Jakie on ma piękne oczy…

[ 14 komentarze ]


 
I to jest właśnie życie w Hogwarcie;)!
Dodała Padma Patil Sobota, 28 Czerwca, 2008, 16:01

Czas na kolejną notkę. Trochę przykro mi z tego powodu, że coraz mniej osób do mnie zagląda:-( . Może było to spowodowane tym, że rzadko umieszczałam nowe wpisy? Mam jednak nadzieję, że wrócicie do lektury:-) !

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Ciiiiicho, kretynki!!! Nie widzicie, że czytam?? – krzyknęłam oburzona nie mogąc znieść ciągłego paplania koleżanek.
- No, odezwała się cicha myszunia… Albo gadasz ponad miarę albo w ogóle. A to nie jest oznaka normalności, moja droga! – powiedziała Maggie z lekko obrażoną miną.
- A wszystko przez jakieś tam książki. – mruknęła Suzanne wodząc oczami po Pokoju Wspólnym.
- Wiedźmy, litości! Odrobiłam pracę domową, książka mnie wciągnęła i chcę trochę poczytać, błagam! – rzekłam składając ręce jak do modlitwy.
- Jeszcze „wiedźmy” widziałyście ją?? – fuknęła Lucy i skierowała się ku schodom prowadzącym do sypialni.
- Lucy… - jęknęłam.
- A czytaj sobie, czytaj! – powiedziała i weszła na schody, a za nią pozostałe koleżanki.
-Hej! Jutro jest piątek! Będę cała wasza! – krzyknęłam na odchodnym.
Uśmiechnęłam się pod nosem, wyciągnęłam wygodnie na kanapie ustawionej tyłem do kominka i wróciłam do czytania.
Po kilku godzinach powieki zaczęły mi opadać i poczułam pod nimi piasek. W Pokoju było jeszcze tylko dwóch szóstoklasistów. Nagle moja głowa zrobiła się taka ciężka… Na ścianach migało światło z kominka… Było tak ciepło…

- Derek, co ty wyprawiasz??? – ze snu wyrwał mnie ostry męski głos. Jak słowo daję, tak się wystraszyłam, że podskoczyłam na kanapie pięć centymetrów. Z przerażenia wciągnęłam głęboko powietrze.
- Jesteś pewny, że jesteśmy tu sami? – zapytał ten sam głos.
- Tak. – uciął krótko Derek. – Tato, przesadzasz.
Przez chwilę panowała cisza. Wiedziałam, że ojciec Dereka nasłuchuje.
- Synu…
- Nie mów tak do mnie!
- Wyjaśnij mi, co się z Tobą dzieje? – rzekł spokojnie, tak jakby wcale mu nie przerwano.
- Co ma się dziać? Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Uczę się w miarę, mam dziewczynę(oooo, jak ja chciałam wyskoczyć zza oparcia!:-P ) , jest mi dobrze, od kiedy skończyłem z Padmą już nie mam tylu szlabanów…
-O ty, zasrańcu! – warknęłam bezgłośnie wpatrując się w ścianę przede mną i machając zaciśniętą pięścią. - „Skończył” ze mną?? O ty, ja ci pokażę!
- No właśnie, wolałem gdy miałeś dobry kontakt z Padmą. Bo byłeś normalny, ona wyciągnęła na wierzch wszystkie Twoje najlepsze cechy. Nawet takie, których wcześniej nie przejawiałeś. Potrafiłeś się poświęcić dla niej, dla osób które były Ci bliskie. A teraz? Zamknąłeś się, jesteś opryskliwy. To martwi mnie i Emy.
Przez moment przestałam bezgłośnie wyrzucać z siebie wszelkie złośliwości pod adresem Dereka. Moja pięść zatrzymała się w powietrzu. Słowa jego ojca mnie zdziwiły, ale sama musiałam przyznać, że wszystko co powiedział było prawdą. Derek był kiedyś zbiorem wszystkich „naj”, no może z paroma wyjątkami, jak nauka. Ale to było kiedyś…
- Nie musicie się martwić. – rzekł krotko.
- Derek…
- Jest ważniejszy problem. – powiedział sucho chłopak.
- Jaki? – trochę od niechcenia zapytał go ojciec.
- Wydaje mi się, że ktoś próbował mi ukraść naszyjnik.
Momentalnie zaschło mi w ustach. „A jednak się domyśla!” pomyślałam.
- Jak to próbował?? Ale masz go prawda? – głos ojca Dereka był, rzekłabym przerażony.
- Tak, mam.
Usłyszałam dźwięk łańcuszka i wiedziałam, że Derek wyjął medalion spod szaty. Mężczyzna głęboko odetchnął i spokojniej zapytał:
- Skąd to przypuszczenie, że ktoś próbował go ukraść?
- Parę dni temu, gdy wstałem rano naszyjnik był rozpięty…
- Gdzie leżał?
- W koszulce, w której śpię. Nie mógł mi się tak po prostu odpiąć, bo zawsze uważam na to czy jest dobrze zapięty.
- Zastanawiałeś się na tym kto to mógł zrobić?
- Jedyna osobą, która chyba zauważyła, że w ogóle noszę coś takiego była Padma… Tak mi się wydawało.
- To znaczy?
- Kiedyś grałem z kolega w szachy, ona siedziała z koleżankami na kanapie i jak wstawałem naszyjnik wysunął mi się spod szaty. Szybko go schowałem ale ona chyba go zauważyła.
- Rozumiem. – odparł krótko mężczyzna.
-„Rozumiem”?? Myślałem, że ten naszyjnik jest ważny dla naszej rodziny! A ty mówisz „rozumiem” słysząc, że jakaś wścibska dziewczyna chciała go ukraść!
- Derek, owszem naszyjnik jest bardzo ważny, ale jeśli nawet Padma chciała go zabrać… Pożyczyć…
-„Pożyczyć”?? A niby w jakim celu?? Tato dlaczego ją ciągle bronisz?! – krzyknął oburzony chłopak.
- Jeśli to ona miała przez jakiś czas twój naszyjnik przy sobie, bądź chciała go na trochę wziąć to nie masz się o co martwić…
- O czym ty mówisz…??
Derek najwyraźniej zaczynał tracić nad sobą kontrolę.
- Wydaje mi się, że ona wie więcej niż Ty…
- Więc to chyba nie jest normalna sytuacja!! To JA jestem waszym synem! Może się z nią kontaktujecie, co??
- Derek nie popadaj w skrajności! Jeśli ona wie więcej od Ciebie to tylko dzięki samej sobie!
- Taaak? No proszę… - warknął ironicznie Derek. – No to macie w rodzinie kretyna.
Nagle usłyszałam, że otwiera się kilka drzwi od sypialni. Część Krukonów zainteresowała się skąd dochodzą podniesione głosy o tak późnej porze.
- Synu…
- NIE MÓW TAK DO MNIE! – krzynął Derek. Usłyszałam jego kroki. Musiał odejść od kominka.
- Możesz się mnie spodziewać wkrótce w szkole. – rzekł spokojnie ojciec Dereka po czym dało się słyszeć ciche pyknięcie i wiedziałam, że w kominku znajdują się jedynie płonące drwa.
- Co się gapisz gnojku? – usłyszałam głos Dereka i trzask zamykanych drzwi.
Cichutko stoczyłam się z kanapy i na palcach skierowałam się w stronę dormitorium. Na schodach wpadłam na…
- Maggie! Chcesz żebym umarła na zawał?? – szepnęłam nerwowo.
- Jeśli do tej pory nie umarłaś leżąc na tamtej kanapie to już Cię nic nie zabije. – rzekła z przekąsem.
- Słyszałaś? – zapytałam.
- Tylko końcówkę…
- Derek się domyślił, że to ja maczałam palce przy jego naszyjniku.
- Co??
Prędko zakryłam jej usta dłonią.
- Cicho! Zaraz Ci opowiem! Dziewczyny śpią?
- Po takiej bonanzie? – zapytała sceptycznie. – Wątpię…
- No to będziesz musiała poczekać do rana…
- Jesteś okropna. – jęknęła Meg.
- Wstajemy o 7, albo i wcześniej. Myjemy się i idziemy pogadać, ok? Do śniadania powinnyśmy się wyrobić.
- Niech będzie… - mruknęła dziewczyna, po czym obie cichutko weszłyśmy do dormitorium. Jak się okazało kilka sekund później nie potrzebne było to „cichutkie” wejście. Już na progu zaatakowały nas koleżanki.
- No, opowiadajcie natychmiast co tam się działo! – powiedziała podniecona Suz.
Uśmiechnęłam się pobłażliwe i cóż nam zostało…? Musiałyśmy opowiadać, oczywiście... bardzo okrojoną wersję.

- Tak powiedział?? – zapytała Maggie podczas porannej przechadzki po zamku.
- Dokładnie tak…
- Hmmm… Najwyraźniej on sobie zdaje sprawę, że skojarzyłaś medalion ze szkatułką.
- Też tak myślę. – przytaknęłam kiwając głową. – Ale wiesz… najpierw gdy usłyszałam jego słowa byłam przerażona. Ale później kiedy powiedział, że skoro to ja go wzięłam to „nie ma się o co martwić” uspokoiłam się. To ciekawe, że nie znając mnie darzy mnie takim zaufaniem.
- Może rozmawiał na twój temat z Dumbledorem?
- Może, ale sama zauważ, że nawet on bardzo dużo o mnie nie wiedział zanim nie stałam się pół wilą…
- Kto to wie? Wiesz jaki jest Dumbledore, prawie wszechwiedzący;-) .
- Taaa.
Chwilę szłyśmy bez słowa zatopione we własnych myślach. Dosłownie „chwilę”.
- A co to panienki sobie spacery po zamku z rana urządzają, co? – zacharczał Filch stojąc niecały metr od mojego nieskalanego ucha(nieskalanego do tej pory:-P )..
- A co to nie można sobie chodzić przed śniadaniem po zamku? – mruknęła Meg.
- Z tego co mi wiadomo cisza nocna kończy się o szóstej. – warknęłam.
- Ty nie bądź taka mądra! Jak się dowiem, że węszycie to…
- To…? – powiedziała Maggie ze swoim specyficznym uśmieszkiem.
- A i tu pana mam! – krzyknęłam triumfalnie. Filch spojrzał na mnie jak na wariatkę, Meg zresztą tak samo. – Więc jest coś na rzeczy, tak? Można coś wywęszyć? – dodałam szczerząc się jak Hagrid na widok rosnących w zastraszającym tempie sklątek:-D .
Filchowi krew nabiegła do twarzy.
- Ja ci… - zaczął ale nie skończył, bo zza ściany nadleciał Irytek rzucając w woźnego kulkami z papieru i wołając:
„Filczi, milczi nasz kochany
To zjawisko niesłychane!
Gdy kuleczką rzucę weń,
Potruchta za mną jak stary pień!”

A my korzystając z okazji czmychnęłyśmy za najbliższy zakręt. Tylko soczyste przekleństwa Filcha wraz z „ja was jeszcze dopadnę!” odbijały się echem po korytarzach.
- Widziałaś jak się wściekł gdy powiedziałaś, że coś jest na rzeczy? – zapytała ze śmiechem Meggi.
- Dziwisz mu się? Przecież ktoś odkrył tajemne przejście z pięciokątnej sali. – dodałam patrząc w sufit.
- Ciekawe kto mógłby być taki wścibski? – rzekła z przekąsem.
- Ej! – krzyknęłam uderzając koleżankę w ramię. – Lepiej powiedz jak Ci się podobała nowa piosenka Irytka.
- Na pewno lepsza niż ostatnia.
- Na pewno mniej chamska:-) .
- Na pewno bardziej do rzeczy.
- Na pewno jedna z „the Best of Irytek”
- Padma…
- Wybacz. – szepnęłam chichocząc pod nosem. Długo nie wytrzymałam milcząc, bo nasunęłam mi się ostatnia pioseneczka Irytka, którą zaczęłam nucić pod nosem:
„Kto to? No kto to? Iryt pyta was?
Obleśny, chrapliwy, z ust bucha mu kwas…”

- Padma… Czy nie mogła byś…?
Już miałam odpowiedzieć ”nie” gdyby nie strumień wody, który oblał mnie całą od stup do głów. Spojrzałam w górę:
- IRYTEK, TY DZIADU!!!”
- Panno Patil, jak się pani wyraża? – rzekł sfrustrowany Flitwick, który pojawił się ni stąd ni z owąd obok nas, zmierzając zapewne do Wielkiej Sali na śniadanie.
Nie zdążyłam nawet otworzyć ust by odpowiedzieć, bo następny strumień wody oblał… profesora.
- IRYTEK, TY DZ… DUCHU TY!!!” – krzyknął Flitwick.
Maggie musiała włożyć sobie pięść do ust żeby nie zacząć wyć ze śmiechu:-D . A Irytek wywinął młynka w powietrzu i zniknął…
- Nie wiem dlaczego ten duch nadal gości w naszych murach… Są z nim same problemy… - powiedział z zakłopotaniem profesor. – No, ale teraz już najwyższy czas na śniadanie. – rzekł pogodniej, machnął dwa razy różdżką i nasze szaty wyschły w mgnieniu oka.

- Idziemy do kuchni. A ty idziesz z nami. – powiedziała Lucy tonem nie znającym sprzeciwu wieczorem tego samego dnia.
- Yyyy… Wieeecie… Ta książkaaa… - szepnęłam przeciągając sylaby.
-O nie, nie, nie! A kto powiedział: „Jutro jest piątek! Będę cała wasza!”. – warknęła Suzanne machając palcem tuz przed moim nosem.
- No jaa… - powiedziałam zrezygnowana.
- No więc? – rzekła Meggie
- No więc muszę, tak? – powiedziałam zrezygnowana.
- Dokładnie. – odpowiedziała mi Lucy i pociągnęła w stronę drzwi.

- Może mi powiecie po co idziemy do kuchni? – zapytałam nadąsana w Sali Wejściowej.
- To chyba jasne. – powiedziała Lucy. – Po słodycze!
- Robimy dziś słodyczowy wieczorek. Zaczyna się weekend i trzeba to uczcić;-) ! – wyjaśniła Suzanne.
- I tylko o to chodzi? – zadałam kolejne pytanie patrząc podejrzliwie na każdą z koleżanek.
- Padma, nie uważasz, że ten tydzień dał nam nadzwyczajnie w kość?? Wypracowanie dla Snape’a i McGonagall, każde na cztery rolki pergaminu, parę rysunków nieba i to przeklęte ćwiczenie zaklęć niewerbalnych… - rzekła złamanym głosem Maggie.
- Nawet mi nie przypominajcie! – jęknęłam. – Ale idę o zakład, że chodzi wam o coś jeszcze. – rzuciłam obserwując reakcje dziewczyn.
- No niech jej będzie. – warknęła Lucy.
- Wiec? – zapytałam.
- Więc chcemy pokazać wszystkim jaka jesteś szczęśliwa. – powiedziała z szelmowskim uśmiechem Maggie.
- No jasne, mogłam się domyślić, że chodzi wam o Dereka. – rzekłam z przekąsem.
- Ej, Luciiiiijaaa!!! – usłyszałyśmy nagle gburowaty głos pewnego Ślizgona z siódmej klasy. – Jakim cudem te szaty na Tobie nie pękają?? – rzekł i zaśmiał się chrapliwie.
Lucy podniosła dumnie głowę do góry jednak widać było jak bardzo jej przykro.
- Zamknij się idioto! – warknęła Suzanne.
- Boooo co…? – zakpił Ślizgon.
Zanim zdążył zrobić dwa kroki na przód, wyjęłam różdżkę i machnęłam starając się rzucić zaklęcie bez wypowiadania jego formuły. Ku mej radości zadziałało! Ślizgon wydawał z siebie jedynie dziwne dźwięki poruszając ustami jak ryba wyciągnięta z wody;-) . Chłopak pogroził nam ręką i roztrąciwszy zdziwioną Meggie i Suz, pomknął korytarzem.
- Co mu zrobiłaś?? – zapytała oszołomiona Meggie.
- Po prostu jęzlep. – odparłam. – Język przywiera do podniebienia.
- Super! Musisz nas nauczyć! – powiedziała z entuzjazmem Lucy. – No i udało Ci się je rzucić niewerbalnie.
-Ha!:-D – rzekłam triumfalnie i połaskotałam gruszkę na obrazie pełnym owoców.

- Nie, naprawdę dziękuję.
- Tyle nam wystarczy.
- Tak, Zgredku, jak spotkam Harrego to na pewno go od Ciebie pozdrowię! – zapewniłam skrzata.
- Dziękuję Padmo Patil, dziękuję! Harry Potter ma takich wspaniałych przyjaciół. – rzekł skrzat ze łzami w oczach wkładając mi do kieszeni kilka pasztecików.
Jak słowo daję-próbowałyśmy opuścić kuchnię przez pół godziny. Jednak skrzaty ciągle nas zatrzymywały i dodawały kolejne smakołyki.
Wreszcie udało mi się chwycić za klamkę. Pchnęłam drzwi i wpadłam wprost na…
- Co jes…? Ojjj… Przepraszam panie profesorze. – szepnęłam niepewnie, kurczowo trzymając masę słodkości w ramionach.
- Panno Patil znowu spotykamy się w niezwykłym miejscu. – odpowiedział profesor Dumbledore rzucając mi ciekawe spojrzenie spod swoich okularów połówek.

[ 2047 komentarze ]


 
Ciekawie... Jak zawsze;P.
Dodała Padma Patil Piątek, 16 Maja, 2008, 20:46

-Pobiłaś swój rekord. – mruknęła Maggie spoglądając na zegarek. – Spędziłaś w łazience całe siedem i pół minuty.
-Widzisz, jak się chce to można.:-D – powiedziałam z uśmiechem trzymając różdżkę nad głową i susząc sobie włosy ciepłym strumieniem powietrza.

Po chwili dołączyłyśmy do grupki starszych Krukonów i ruszyłyśmy na dół.
Jednak mój odzyskany humor prysł wraz z pojawieniem się w Wielkiej Sali. Właśnie wtedy zobaczyłam Dereka i tą pindę…:-P
-Padma, wyluzuj, ok? – szepnęła z niepokojem Mag gdy poczuła jak lekko drgnęłam widząc ich razem.
-Jasne. – mruknęłam przez zaciśnięte zęby.
Postanowiłam, że pogadam z Ronem, albo chociaż spróbuję. Ruszyłam hardo przed siebie aż tu nagle:
-Deri (co to za zdrobnienie na gacie Merlina!?), czy to nie tamta histeryczka? Ta Twoja ex?
Stanęłam nagle i odwróciłam się do nich. Czy ja się przesłyszałam „ex”???
Nawet nie wiem jak to się stało… Prawie nie czułam, że Maggie szarpie mnie za rękaw płaszcza, że mówi gorączkowo jakieś niewyraźne słowa. Wszystko było dla mnie w tym momencie bez wartości. Liczyła się tylko ta dwójka i ja… Podeszłam do tej… *** do niej:-P i powiedziałam z krzywym uśmiechem:
-Mówiłaś coś na mój temat czy może się przesłyszałam?
-Słucham…? – odpowiedział mi ten skrzeczący głosik. Derek stał obok niej jak słup soli, widać był trochę zmieszany, a Sonia traciła resztki pewności siebie pod naciskiem mojego spojrzenia.
-Masz problemy ze słuchem? Zapytałam czy coś mówiłaś, bo wydawało mi się że tak i to coś bardzo mylnego.
-Ale to prawda. – rzekła nagle z głupkowatym chichotem. – Prawda Deri? Histeryczka…
Moja różdżka momentalnie znalazła się w mojej dłoni.
- Słuchaj dziecinko, nie znasz mnie i NIE ŻYCZĘ SOBIE żebyś otwierała swoją jadaczkę po to by rozpowiadać głupoty na mój temat. NAWET – prawie krzyknęłam widząc jak otwiera usta żeby mi przerwać – NAWET jeśli ON ci o tym powiedział! I przyjmij do wiadomości, że to nie był mój chłopak! I NIGDY nie będzie! Bo mój facet nie może być skończonym DUPKIEM! – to ostatnie zdanie powiedziałam wprost do Dereka.
[nawet jak teraz przypomninam sobie to wydarzenie nie wiem co on wtedy myślał… jego wyraz twarzy był prawie całkiem nieprzenikniony]
Podczas naszej wymiany zdań obok pojawił się całkiem spory tłumek obserwujący tę scenę.
-On nie jest dupkiem! Jak śmiesz go tak nazywać! – odkrzyknęła Sonia.
- Jest i ja o tym wiem najlepiej!
-Petrifi…
-Expelliarmus!!!
Różdżka Soni poszybowała ze świstem za nią. Nie dała za wygraną, podbiegła w miejsce gdzie wyrzuciło ją moje zaklęcie.
-Petrificus…
Jednak ja byłam szybsza. Dziewczyna nie zdążyła dokończyć formuły zaklęcia gdy ja wykrzyknęłam tę samą formułę. Sonia padła z hukiem na posadzkę. Pod siłą zaklęcia przetoczyła się jeszcze parę metrów dalej.
Parę osób głucho krzyknęło, inni coś szeptali. Ale mi szumiało w uszach tak, że nie mogłam nic zrozumieć.
Derek nie podbiegł do Soni, stał i patrzył na mnie tym swoim dziwnym wzrokiem. Niestety już nie takim jak kiedyś: ciepłym i przyjacielskim. Coś dobrego w nim zginęło… Czułam przez chwilę jakby był mi całkiem obcym człowiekiem. Przed oczami mignęło mi parę scen naszych wspólnie spędzonych dni i tygodni… Łzy napłynęły mi do oczu. I nagle poczułam, że ktoś chwyta mnie za moją zimną, spoconą i drżącą jeszcze dłoń.
Maggie pociągnęła mnie za sobą, kierując się ku Drzwiom Wejściowym. Wyszłyśmy na błonia wśród ogólnego szumu ludzkich głosów…


- Weź mi piwo kremowe. – rzekłam bezbarwnie podając Maggie parę monet. – Ja pójdę zająć jakiś stolik.
Tym razem chciałam uniknąć tłumów. A wiedziałam, że w taki dzień jak dziś (wietrzny i mroźny) w Trzech Miotłach będzie tłok. Dlatego zaproponowałam Maggie pub pod Świńskim Łbem. W pubie było jedynie parę podejrzanie wyglądających osób. Zresztą jak zawsze, z tego co słyszałam. Bo zdarzyło mi się tu być tylko raz, jakiś rok temu. Po chwili wróciła Maggie z dwiema butelkami piwa i dwiema szklankami które trzymała niepewnie. Były zakurzone…
-Padma? – szepnęła Maggie
-Hmmm? – mruknęłam przechylając butelkę. Zrezygnowałam z picia ze szklanki…
-To było… Yyy…
-Nic nie musisz mówić… - mruknęłam cicho. – Obie wiemy.
Zapadło milczenie. Słychać było tylko ciche pobrzękiwanie szklanek, które wycierał barman i siorbiąco-mlaszczące odgłosy parę stolików dalej. Jakiś dziwnie wyglądający czarodziej zjadał właśnie coś w rodzaju zupy.
-Czy można kogoś kochać i nienawidzić? – zapytałam po długiej chwili.
-Nie wiem… Pewnie tak. – odpowiedziała ze smutnym uśmiechem.
-Chociaż kochać to za mocne słowo… No, ale to co nas łączyło, było… - urwałam wpatrując się bezmyślnie w niebieskiego robaczka, który mknął po blacie stołu. – Ach, nieważne. Jakoś się pozbieram. Potrzebuję tylko czasu. – dodałam po krótkiej chwili otrząsając się z otępienia.
-Nareszcie mówisz jak Padma. – rzekła Maggie z uśmiechem:-) . – Będzie dobrze, zobaczysz. A on… On będzie kiedyś bardzo żałował.
-A wtedy będzie za późno…
-O tak.
-Jego strata. – dodałam i uśmiechnęłam się do koleżanki:-) .

-A co Cie to obchodzi czy jest w dormitorium?? – usłyszałam głos Lucy rozlegający się w Pokoju Wspólnym. Ze zdziwieniem spojrzałam na Maggie i Suzanne. Od kiedy Lucy podnosi na kogokolwiek głos?? – Nawet jeśli jest to bym Ci nie powiedziała. Pokazałeś już na co cię stać. Daj jej spokój!
Po czym usłyszałyśmy jej ciężkie kroki. Wkroczyła do dormitorium z iskrzącymi oczami i nastroszonymi brwiami.
-Derek. – powiedziała tylko i rzuciła na łóżko kilka książek.
Suzanne westchnęła ciężko.
-Wiecie co? Chyba się przejdę… - powiedziałam.
-Jest taki mróz, że długo nie wytrzymasz:P.
-Lekki wiaterek mnie pobudzi;-) . – powiedziałam i mrugnęłam do Maggie.
-Tylko żeby ten „lekki” wiaterek Cię nie zdmuchnął. – mruknęła Lucy.

Wyszłam na błonia. Nadal było zimno, ale mroźny wiatr koił moje zmysły … W końcu od niedawna wiatr to mój sprzymierzeniec. Delikatny uśmiech błąkał mi się na ustach. Coś wewnątrz mnie się cieszyło. Na przekór teraźniejszych wydarzeń… Z moich własnych myśli wyrwał mnie dziewczęcy głos dochodzący z chatki, którą mijałam:
-Hej Padma! Chodź do nas, bo zamarzniesz na kość! – krzyknęła Hermiona z chatki Hagrida.
-Dzięki Hermino, ale naprawdę jest mi bardzo przyjemnie! – odkrzyknęłam.
-Nie wygłupiaj się Padma, wejdź na kubek herbatki. – usłyszałam głos Hagrida.
Przecież nie mogłam odmówić profesorowi…
W drzwiach pojawiła się Hermiona i wciągnęła mnie szybko do środka.
-Dzień dobry. – rzekłam do Hagrida. – I… cześć. – dodałam patrząc na Harrego i… Rona.
Przez moment stałam jak wryta nie wierząc własnym oczom. Jak mogłam nie pomyśleć, że w chatce będzie cała trójka:-P ! Teraz będę siedzieć jak kołek…
-Siadaj, siadaj. – mruknął Hagrid i podał mi olbrzymi „kubek” z herbatą. Jego wielki pies usiadł koło mnie i pewnie oślinił by mi całą rękę gdyby Harry nie zawołał go do siebie.
-Dziękuję. – odpowiedziałam nieśmiało i wypiłam łyk herbaty. Drgnęłam gdy wielki brytan Hagrida dotknął wilgotnym nosem mojej dłoni.
-Nie bój się, Kieł jest potulny jak baranek. – zapewnił mnie Hagrid.
Jeszcze raz spojrzałam na psa, którego wielkie świecące oczy mogły jedynie potwierdzić jego słowa:-D .
-Co to za przechadzki sobie urządzasz, co? Nie lepiej siedzieć w ciepłym Pokoju Wspólnym?
- zapytał Harry. Hermiona syknęła ze złością na czarnowłosego. Wiedziała, że to pytanie nie było zbytnio na miejscu.
- No wiesz, ostatnio… Atmosfera jest dość.. napięta. – zakończyłam zdanie patrząc na swoje ręce złożone na kolanach. Mimo tego widziałam jak Ron się we mnie wpatruje.
-A co to się dzieje u Krukonów, mmm? – zapytał Hagrid pogryzając swoje wielkie ciastka.
Hermiona wyglądała jakby go chciała zdzielić przez głowę, ale to przecież nie była wina Hagrida, że o to pytał. Przecież nie miał pojęcia, że to może być dla mnie przykre.
-To takie… yyymm… Koleżeńskie kłótnie. Dość poważne… Panie profesorze.
Hagrid tylko machnął ręką i powiedział:
-Jaki tam psorze. Mów mi Hagrid, no chyba że będziemy mieli lekcję. – dodał z uśmiechem.
-Dobrze… Hagridzie. – odpowiedziałam.
Nastała chwila ciszy… Stwierdziłam, że jeśli chcę to zrobić, to…
- Ron, możemy chwilę pogadać? – zapytałam patrząc mu prosto w oczy. – Na zawnątrz.
Kiwnął głową i wyszedł za mną z chatki. Odprowadził nas zdziwiony wzrok Hagrida.
-A im o co chodzi? – zapytał.
-To długa historia Hagridzie. – odpowiedział Harry.
Szłam z Ronem dłuższą chwilę w milczeniu.
-Chciałam Ci powiedzieć, że… Że wtedy źle mnie oceniłeś, bo ja… Nie pozwalam żeby ktokolwiek mną pomiatał.
-Wiem… - powiedział cicho Ron.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem i zapytałam:
-To dlaczego wtedy tak powiedziałeś…?
-Przecież sama wiesz… - szepnął – Byłem zazdrosny… To znaczy… jestem nadal – dodał tak cicho, że ledwo go dosłyszałam. Spojrzałam na niego bystro, jego uszy zapłoniły się. Mówił prawdę.
-Ron, zrozum… Nie chce cię stracić… Ale ja muszę teraz dojść do siebie. Trochę mi ciężko.
-No tak rozumiem. Przepraszam. Ale to normalne, że jeśli komuś zależy to… nie może znieść złego traktowania… lubianej osoby.
-Wiem Ron. I ja też cię jeszcze raz przepraszam. Za wszystko.
Uśmiechnęłam się i mocno wtuliłam się w jego ramiona. Nagle usłyszeliśmy odgłos otwieranych drzwi i głuchy trzask.
-O kurde! – krzyknął Harry starając się utrzymać równowagę. Widząc nas przytulonych o mało się nie wywrócił.
-Na miłość Boską, Harry! – syknęła niecierpliwie Hermiona.
Spojrzałam z uśmiechem na Rona i oboje wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.:-D :-D :-D

[ 7921 komentarze ]


 
Zawód:/... Mój plan i moja przygoda!
Dodała Padma Patil Sobota, 09 Lutego, 2008, 14:37

No więc nadszedł czas na nową notkę;-) .
Cieszę się, że czytacie moją twórczość:-D. Ta notka jest trochę dłuższa od poprzednich. Myślałam nad podzieleniem jej, jednak uznałam że w całości będzie lepsza.
Wiem, że niektórzy z was nie lubią romansowych momentów... Ta notka niestety/stety takowe zawiera. Sądzę jednak, że są one opisane w taki sposób, że nawet największy "antyromansowiec" przez nie przebrnie:-D .
Życzę miłej lektury;-) !


_______________________________________________________


Siedziałam w milczeniu wpatrując się z otępieniem w granatowe kotary łóżka. Otarłam rękawem piżamy strużkę potu, która spływała po moim nosie. Zamknęłam mocno oczy by jeszcze raz wrócić pamięcią do tego momentu gdy Derek wstawał z podłogi…
-Masz manię dziewczyno… - usłyszałam złośliwy głosik w mojej głowie.
Opadłam z powrotem na miękkie poduszki. Jednak obraz srebrnego wisiorka nadal stał murem przed moimi oczami… Co ciekawe nie kojarzył mi się tylko z tym wieczorem…
Prawie klasnęłam w dłonie! Oczywiście, że już go wcześniej widziałam! Widziałam ten wisiorek, kiedyś gdy Derek zabierał książki ze stołu w dormitorium! Wtedy gdy przestał ze mną rozmawiać. Tylko w tamtym momencie wydawało mi się, że to kruk… Hmmm… Cokolwiek to było… Mój instynkt mówił mi, że to ma jakiś związek ze szkatułką.
-Muszę to zbadać. – mruknęłam do siebie i usnęłam myśląc o medalionie i tym co może zawierać szkatułka w tajemniczym korytarzu…

-Może z nim pogadam. – rzekłam do Maggie wracając z lekcji zielarstwa.
-Mmm… Dobry pomysł. – rzekła kiwając głową.
W czasie obiadu Derek siedział parę miejsc ode mnie ale stwierdziłam, że lepiej porozmawiać z nim na osobności. Po jakichś 10minutach wstał od stołu. Wypiłam trochę soku dyniowego i także wstałam.
-Powodzenia. – szepnęła Maggie.
Uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam do Sali Wejściowej. Stał tuż obok wejścia do lochów.
Już chciałam do niego podejść i zagadać kiedy obok niego pojawiła się jakaś dziewczyna z kruczoczarnymi włosami. Jak gdyby nigdy nic przytuliła się do niego. Derek zobaczył mnie, wiedział, że chciałam do niego podejść, widział moje szkliste oczy:-( … Pocałował ją…
-Padma, zapomniałaś torby… - Za mną stała Maggie, moja torba wypadła jej z rąk i uderzyła głucho o posadzkę. Patrzyła na Dereka nie wierząc własnym oczom… Zresztą tak samo jak ja. Czarnowłosa Puchonka oderwała się od niego słysząc trzask i zachichotała. W pędzie rzuciłam się po torbę, po czym odwróciłam się na pięcie, łza potoczyła się po moim rozpalonym policzku…
-P..Padma… - szepnęła Maggie chwytając mnie za rękę.
-Zostaw mnie. – rzekłam opryskliwie i wyrwałam się z jej uścisku.
-Ojeju… Ale ona agresywna… - usłyszałam wysoki głosik tego czarnowłosego potwora.
Przez chwilę miałam chęć do niej podejść i… Zabić oboje! Zniszczyć! Zmieść jakimś zaklęciem z powierzchni ziemi! Żeby nawet nie trzeba było po nich posprzątać!
W pustym korytarzu na piątym piętrze stanęłam w oknie i krzyknęłam jak tylko mogłam najgłośniej
-JAK ON MÓGŁ!?!?!?
I właśnie wtedy podjęłam decyzję. Skoro on jest tak zajęty dziewczynami, skoro nic go już nie obchodzę… to JA dowiem się co jest w szkatułce. Sama!
Tylko jak zdobyć jego wisiorek?

-Cześć! – powiedziałam do Harrego gdy wieczorem spotkałam go wracając z kolacji.
-Och, cześć Padma! Co słychać? – zapytał z uśmiechem. W tym czasie obok niego pojawił się Ron.
-Hej Ron! U mnie? Hmmm… Skoro pytasz… Muszę coś sprawdzić i…
-I…? – zapytał Ron z niepokojem.
-Chciałam zapytać czy… To głupie… Naprawdę, ale nie mam innego wyjścia…
-Padma, wyduś to wreszcie-rzekł z rozbawieniem Harry.
-Pożyczyłbyś mi na dwa, trzy dni pelerynę niewidkę? – szepnęłam.
-Co?!?! – krzyknął Ron – Pelerynę n…
-Ciiiicho Ron! – syknęłam – Harry, wiem ile ona dla ciebie znaczy, ale… To tylko parę dni. Jeśli uda mi się załatwić to szybciej może nawet oddam ją następnego dnia.
-Oczywiście nie powiesz mi co chcesz sprawdzić. – zapytał ze sceptyzmem czarnowłosy.
-Wybacz… Nie mogę. Ale to bardzo ważne. Inaczej bym Cię nie poprosiła– odparłam.
Harry popatrzył na mnie uważnie i zapytał:
-Kiedy?
-Jeśli mógłbyś i jeśli nie będzie ci potrzebna, to jutro.
-Okej. Przyjdź jutro pod portret grubej Damy tak ok. 15.30.
-Bardzo Ci dziękuję, Harry! – powiedziałam z ulgą.
-Mam nadzieję, że to nic niebezpiecznego. – rzekł z przekąsem Ron.
-Niee… Raczej nie.
-Raczej??
-Nieważne. Nic mi nie będzie. Dziękuję i do jutra! – rzekłam i zostawiłam chłopców z dziwnymi wyrazami twarzy.
Ufff… Pierwsza część planu wypaliła. Z peleryną niewidką będzie prościej.

15.25. stałam już pod portretem Grubej Damy czekając na Harrego.
-Mogę w czymś pomóc młoda damo? – zapytała Gruba Dama patrząc na mnie podejrzliwie.
-Nie, dziękuję. Czekam na kolegę. – miło odpowiedziałam.
I właśnie w tym momencie portret odsunął się w bok i z dormitorium Graffindoru wyszedł… Ron?
-Och, cześć! A gdzie Harry? – zapytałam zdziwiona.
-Dostał szlaban u Snapa.- rzekł Ron krzywiąc się. – Ale pelerynę mam. – dodał wskazując wybrzuszenie na piersiach.
-Świetnie.
-To może chodźmy do jakiejś klasy, co? – powiedział patrząc na Grubą Damę wychylającą się z ciekawością, z ram swojego obrazu.
-Jasne. To powiedz mi co dziś znów Harry przeskrobał?
-Eh.. Spóźnił się na lekcję… Snape odjął nam 30pkt, Harry zaczął protestować i takim sposobem zarobił szlaban i kolejne -30pkt…
-Nie cierpię stronniczych nauczycieli! To takie niesprawiedliwe:-P ! - krzyknęłam z oburzeniem.
Ron pokiwał porozumiewawczo głową.
Po chwili ukryliśmy się w jakiejś pustej klasie. Ron wyjął spod szaty pelerynę.
-Co masz zamiar zrobić? – zapytał po chwili.
-Ron, wolałabym…
-Czy to ma jakiś związek z Derekiem? – zapytał przerywając mi. Wytrzeszczyłam oczy i wzięłam głęboki wdech…
-Nie wiem o co ci chodzi, Ron… - odparłam mało przekonująco.
-Widziałem, że kręci się z jakąś Puchonką…
-Też widziałam… - powiedziałam słabo.
-Z taką z czarnymi włosami…
-Wiem…
-I…
-RON PRZESTAŃ! – krzyknęłam zrywając się z ławki na której siedziałam. – Nie chcę o niej, ani o nim rozmawiać!
-A jednak… - odparł smutno, opuszczając wzrok.
-Co jednak?
-Zależy ci na nim, jesteś zazdrosna… - rzekł łamliwym głosem.
-Ron… - podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu. – Ja… To znaczy… Nie wiem… Tak, trochę mi na nim zależy… Ale peleryna jest mi potrzebna do czegoś innego.
Spojrzał na mnie pytająco.
-Ale nie wiem czy…
-Czy można mi zaufać? – zapytał ze złością. – Zawsze mi tyle mówiłaś! Zawsze! A teraz?? To wszystko przez tego dupka, który nie docenia jaką cudowną dziewczynę mógłby mieć! Zastanów się ile już ci krzywdy wyrządził!
-Ale... – rzekłam słabo osuwając się na pobliskie krzesło.
-Jeśli lubisz gdy ktoś tobą pomiata to trudno. Nie moja sprawa. Ale myślałem, że jesteś inna. – odparł z żalem i wyszedł trzaskając drzwiami.

Nie poszłam na kolację… Tylko Maggie wiedziała co zamierzam zrobić. Zdeterminowana ukryłam się w męskim dormitorium i czekałam… Po pewnym czasie pojawili się roześmiani chłopcy. Gdy wszyscy się przebrali i położyli do łóżek, Tom zapytał:
-Derek?
-No?
-Ty już nie kręcisz z Padmą? Co to za czarnowłosa? – zapytał ze śmiechem.
Poczułam uścisk w okolicy klatki piersiowej…
-Nie, nie kręcę z Padmą. Dziwna się ostatnio zrobiła, jakaś humorzasta i w ogóle… A Sonia to Puchonka ze starszej klasy. Świetna-bez jakichś manii, nie kłócę się z nią…
-Uuuuu… - krzyknęli z uciechą chłopcy.
Łzy spłynęły mi po policzkach… A więc to tak… Jestem dziwna… Humorzasta… Co jeszcze??
Miałam ochotę wyskoczyć spod peleryny, żeby zobaczyli że słyszałam, że tu jestem, że… Chciałam go zabić, raz na zawsze. Tak by ukrócić sobie cierpienia.
-Dobranoc.
-Dobranoc.
Wymienili się pożegnaniami, a ja zacisnęłam zęby i czekałam…
Derek nie zdjął medalionu gdy ściągał szatę, uznałam że ma go nadal na szyi. Gdy upewniłam się, że śpi, pochyliłam się nad nim i wyjęłam łańcuszek spod piżamy.
Znalazłam zapięcie i pociągnęłam za błyszczący wisiorek. To był jednak srebrny orzeł…
Wyszłam chyłkiem z sypialni dokładnie zamykając za sobą drzwi.

Weszłam do lochów. Przyznam, bałam się… Bałam się jak cholera. Ale wiedziałam, że muszę to zrobić. Za daleko się posunęłam by teraz móc się wycofać. A rano, Derek będzie wiedział, że ktoś mu ukradł naszyjnik. Uśmiechnęłam się mimowolnie na dźwięk tego słowa. „Kradzież”. Ja i kradzież? Do teraz była to dla mnie całkowita abstrakcja.
W duchu dziękowałam, że nie spotkałam po drodze Snape'a…
Gdy dotarłam do celu mej podróży- pięciokątnej sali, uchyliłam delikatnie drzwi sprawdzając czy nikogo tam nie ma. Okazało się że była pusta. Podeszłam do dźwigni i tak jak ostatnio, pociągnęłam.
Ukazało się ukryte przejście. Dygocąc z podniecenia i strachu ruszyłam przed siebie.
-Lumos.
Nie mogłam przestać rozpamiętywać o tym jak byłam tu z Derekiem. Ale wściekłość na niego popychała mnie bym szła dalej. Gdy ujrzałam światełko na końcu tunelu przyspieszyłam, szepcząc zarazem:
-Nox.
Nic się w tamtym miejscu nie zmieniło. Dwie pochodnie nad stołem. A na nim szkatułka w nienaruszonym stanie. Podeszłam do stołu, wyjęłam z kieszeni medalion.
Wyciągnęłam trzęsącą rękę w stronę szkatułki…
Zakręciło mi się w głowie gdy medalion wszedł do otworu na klucz, przekręciłam nim i… Coś kliknęło… I tyle… Nic się nie otworzyło:-P . Nie mogłam w to uwierzyć! Byłam pewna, że cos się stanie!!
Stałam nie wierząc własnym oczom.
-Przecież to niemożliwe. - Do oczu napłynęły mi łzy wściekłości.
Więc jest coś więcej niż sam medalion… Nawet Derek gdyby tu przyszedł nie dowiedziałby się o sekrecie, który szkatułka skrywa w swym wnętrzu. Usiadłam na podłodze by jakoś zebrać myśli i uspokoić nadszarpnięte nerwy… Schowałam głowę między kolanami i starałam się wyciszyć. Siedziałam tak kilkanaście minut i stwierdziłam, że jeszcze raz przyjrzę się szkatułce z każdej strony i dopiero wtedy opuszczę to miejsce.
Zaczęłam od przodu… W drewnie były wyżłobione idealne fale… Takie jak na moich paznokciach… Wokół zamka kilka znaków runicznych, niestety nie wiedziałam co oznaczają. Zaczęłam żałować, że zamiast wróżbiarstwa nie wybrałam run. I nagle zauważyłam wgłębienie z tyłu szkatułki… Coś jakby kwiatek. Z czymś mi się kojarzył, ale teraz nie mogłam sobie przypomnieć z czym. Oparłam się o ścianę… Miałam chęć zawyć do księżyca… Naprawdę wierzyłam, że uda mi się otworzyć skrzynkę… Spojrzałam na moje paznokcie… Tak… Byłam tu wtedy z Derekiem… Ten prąd… No i ten pierścionek, który dał mi Dumbledore… Spojrzałam na niego… Pierścionek… Pierścio…
-Tak!
Natychmiast wstałam, zdjęłam go z palca i przyłożyłam do drugiego otworu z tyłu szkatułki. Obróciłam nim dookoła i nagle wieczko się uniosło. Lazurowa poświata wypełniła wnękę. Stanęłam nad szkatułką i pochyliłam się by spojrzeć co w niej leży. Na malinowym płótnie leżały 3 szafirowe kulki. Na każdej z nich były runiczne symbole. Każda epatowała własnym lazurowym światłem.
Wyciągnęłam ku nim rękę targnięta radosną euforią, jednak zaraz ją cofnęłam. Rozsądny głosik w mojej głowie szepnął:
-Zapomniałaś już co się stało gdy ostatnim razem dotknęłaś szkatułki? Skąd wiesz co się stanie jak dotkniesz tych kulek?
Fakt. Nie mogłam się nie zgodzić z tym wewnętrznym głosem. Patrzyłam jeszcze przez długą chwilę na te piękne i tajemnicze przedmioty, zastanawiając się do czego mogą służyć. Wiedziałam, że na pewno posiadają wielką moc. Skąd? Coś mi to mówiło. Te wszystkie zabezpieczenia…
Nagle poczułam, że te kulki w pewien sposób należą do mnie.
-I do Dereka też… - szepnął złośliwy głosik wewnątrz mnie.
Znów miał rację. Bo ani ja bez medalionu, ani Derek bez pierścienia nie byłby w stanie skrzynki otworzyć.
Znów przekręciłam pierścieniem i wyjęłam go z wnęki, po czym obróciłam kluczem zamykając szkatułkę.
Czułam fantastyczną satysfakcję, bo odkryłam część sekretu magicznej skrzynki.
Narzuciłam na siebie pelerynę niewidkę i ruszyłam w drogę powrotną. Gdy byłam już w miejscu z których wychodziły rozwidlenia do różnych korytarzy usłyszałam ciche miauknięcie. Serce podeszło mi do gardła. Ujrzałam światło.
-No, no… Kogo tu niesie o tej porze. – rzekł chytrze Filch.
Kolana się pode mną ugięły… Tylko jego tu brakowało:-P . Co za pech! Poprawiłam pelerynę sprawdzając czy dokładnie mnie okrywa i w duchu błogosławiłam przezorność, że ją wzięłam ze sobą.
Stanęłam przy ścianie pomiędzy dwom wejściami.
-Szybko moja kochana, nikt nie może się o niej dowiedzieć. – szepnął chrapliwie do Pani Norris i zagłębił się w korytarzu, z którego ledwo co wyszłam. Pani Norris przystanęła obok mnie patrząc w górę.
-Boże, czy koty widzą przez peleryny niewidki?? -pomyślałam, czując że mnie mdli.
Nagle wydała z siebie ciche miauknięcie.
-Moja droga, nie czas teraz na fanaberie. Idziemy! – głos Filcha się oddalał, pani Norris popędziła za nim.
Nie myśląc wiele zaczęłam iść w stronę wyjścia jak tylko mogłam najciszej. A więc jednak ta szkatułka jest bardzo ważna! „Nikt nie może się o niej dowiedzieć”!
Z radością powitałam pięciokątną klasę. Wyszłam ostrożnie na korytarz w lochach i ruszyłam prędko do Sali Wejściowej. Serce nadal tłukło mi w piersiach jak szalone. Pot spływał mi po szyi i twarzy. Czułam, że jestem cała mokra… Gdy wreszcie dopadłam kołatki prowadzącej do dormitorium Krukonów i cudem odpowiedziałam na pytanie, byłam skonana. Byłam już na schodach prowadzących do żeńskiego dormitorium gdy zdałam sobie sprawę, że muszę odnieść medalion Derekowi. Wszyscy chłopcy spali twardym snem. Podeszłam do Dereka, wyjęłam z kieszeni medalion i trzęsącymi rękami próbowałam zapiąć go na jego szyi. Ręce tak mi się trzęsły, że nijak mi to nie wychodziło. Nagle Derek obrócił się na drugi bok a mi łańcuszek wysunął się z rąk. Medalion wpadł mu pod koszulkę. Zaklęłam cicho, ale już nic nie mogłam zrobić. Cicho wyszłam i skierowałam się do własnej sypialni. Weszłam w pelerynie sprawdzając czy dziewczyny śpią po czym zrzuciłam ją z siebie i wepchnęłam pod poduszkę. Położyłam się na miękkiej kołdrze. Po chwili zdałam sobie sprawę, że coś mnie uwiera w głowę. Resztką sił podniosłam rękę, na poduszce leżała kartka.
-Lumos.- szepnęłam i przeczytałam liścik, który napisała do mnie Maggie:
„Ron o Ciebie pytał w czasie kolacji. Martwi się o Ciebie.”:-) Uśmiechnęłam się na tyle na ile pozwalało mi zmęczenie i… zasnęłam.

-Ała, no puść mnie wreszcie! – jęknęłam przez sen. Śniło mi się, że Derek mną potrząsa, bo dowiedział się, że zabrałam mu medalion. –Derek, daj spokój!
-Jaki Derek? Już ci się do reszty w głowie poprzewracało?? – przebił się przez mój sen głos Suzanne.
Otworzyłam oczy, i faktycznie to ona nade mną stała, szarpiąc kołdrę.
-Co jest Suz? –jęknęłam cicho pragnąc odwrócić się na drugi bok i zasnąć.
-Jezu, jak ty wyglądasz! Spałaś dziś w ogóle? – zawołała patrząc na mnie podejrzliwie.
-Tak, tak spałam… - powiedziała po czym dodałam z potężnym ziewnięciem. –Trochę…
-Trudno śpiąca królewno! Wyskakuj!
-Ale o co ci chodzi? – zapytałam nie bardzo wiedząc co się wokół dzieje.
-Idziemy do Hogsmeade! Przecież jest sobota!
-Oooo… - jęknęłam. Czułam się jakbym w nocy stoczyła bój ze smokiem, a teraz każą mi wstawać. No, ale przecież wyprawa do Hogsmeade… Bardzo lubiłam tę wioskę. Odchyliłam kołdrę i rozejrzałam się nieprzytomnie po dormitorium.
-No. – rzekła z samozadowoleniem Suz.
Nagle drzwi otworzyły się i do sypialnie wpadła Maggie mówiąc:
-No, wreszcie! Mam dla Ciebie tosty. – pokazała mi trzy zawinięte w serwetkę cudeńka. – Za pół godziny wychodzimy do Hogsmeade więc pomyślałam, że może będzie szybciej jak zjesz tutaj.
Nic nie mówiąc, wyciągnęłam po nie rękę. Maggie usiadła obok przyglądając mi się uważnie. Dałam jej do zrozumienia, że przy Suz nic nie powiem. Spojrzałam na nią wymownie…
-No co? – zapytała dziewczyna kręcąc się po dormitorium.
-Yhmmm…
-No dooobra! Te wasze tajemnice!- warknęła i obruszona wyszła z sypialni.
-I co? Udało się? – szepnęła Maggie.
-Po części. – rzekłam odwracają wzrok od zatrzaśniętych drzwi.
-To znaczy?
I zaczęłam jej opowiadać o nocnych przygodach. Maggie milczała, czasem wydając z siebie okrzyki entuzjazmu bądź strachu.
-Jest jeden problem… Nie udało mi się zapiąć Derekowi na szyi naszyjnika.
-CO??
-Gdy chciałam to zrobić przewrócił się na bok… Ma go pod koszulką, mam nadzieję, że uzna iż odpiął mu się przez przypadek. Nie ma żadnych poszlak, że ktokolwiek mu go zabrał. A tym bardziej ja.
-A jeśli się domyśli?
-Nie sądzę. Nie zostawiłam w dormitorium, ani w korytarzu żadnych śladów. Nie domyśli się. Poza tym nic nie zginęło.
-Padma…?
-Co? – zapytałam patrząc na nią podejrzliwie.
-Ja nie sądziłam, że on…
-Ja też nie. – rzekłam – Ale nie chce o tym mówić. Sam się skreślił. – dodałam cicho.
-Może tak będzie lepiej. – rzekła klepiąc mnie po ramieniu.
-Tak sądzę. Nie pozwolę by ktokolwiek mnie tak traktował.
-To co? Hogsmeade! – powiedziała z uśmiechem.
-Ile mamy jeszcze czasu? – zapytałam.
-Jakieś 10minut… - powiedziała Maggie patrząc na swój zegarek.
-No to może zdążę się jeszcze umyć…
-Oooo niee… - jęknęła Maggie
-Muszę! W nocy już nie chciałam tego robić! Nie miałam siły, poza tym byłoby to zbyt podejrzane!
-A czy ja cos mówię? – odparła dziewczyna patrząc w sufit.
Wystawiłam do niej język i czym prędzej wskoczyłam do łazienki.

[ 344 komentarze ]


 
Dzień... jak co dzień? Chyba nie do końca:).
Dodała Padma Patil Sobota, 22 Grudnia, 2007, 21:36

Milcząc, stałam i wpatrywałam się w jego oczy mieniące się w świetle księżyca… Widziałam w nich skruchę i szok.
W nagłym porywie szaleństwa o mało nie rzuciłam mu się na szyję… Nie zrobiłam tego, bo wspomnienie wszystkich bezsennych nocy, morza łez było silniejsze…
Znów uderzyło mnie gorąco… Poczułam mrowienie w miejscu gdzie wyrosły mi skrzydła. Spojrzałam za siebie… Zniknęły.
Po niedowierzaniu jakie było spowodowane nadejściem Dereka, po chwilowej radości nadszedł moment istnej złości…
-Przepraszam? – Powtórzyłam w całkowicie bezbarwny sposób. – Powiedziałeś: „Przepraszam”?
-Tak… Uwierz ja naprawdę… - urwał, szukając odpowiednich słów… - Ja… Ja się po prostu bałem…
-Bałeś się? – powtórzyłam po raz kolejny. Pod siłą mojego spojrzenia Derek opuścił wzrok…
-Tak… - odpowiedział ledwie dosłyszalnym szeptem.
-A pomyślałeś, choć raz jak JA się czułam?? – mój głos zabrzmiał o wiele głośniej niż zamierzałam.
-Ja naprawdę nie miałem innego wyjścia…
-Dobrze wiesz, że miałeś! – krzyknęłam, a echo mych słów potoczyło się po korytarzu. – Gdybyś mi powiedział czym się stanę nie byłabym zmuszona do przejścia przez te wszystkie męczarnie! Wiesz ile razy spałam po 3 godziny, bo ból uniemożliwiał mi normalny sen?? Wiesz ile??
W furii patrzyłam na niego mściwie, a gdy pokiwał głową zaprzeczając, słowa wypływające z moich ust były tak jadowite, iż nawet mnie to zaskoczyło…
-Nie? Ojej… Oczywiście, że nie… Martwiłeś się tylko o swój tyłek, nie dbając, nie interesując się tym co ja przechodziłam! Mówisz, że przepraszasz??
Minęłam go i dodałam:
-Jeśli naprawdę ci przykro to wymyśl coś lepszego niż „przepraszam”… Myślałam, że znamy się na tyle, że wiesz, że dla mnie większe znaczenie ma szczera rozmowa niż puste słowa…
Myliłam się?
Spojrzałam na niego ostatni raz, pozostawiając zadane pytanie bez odpowiedzi, po czym opuściłam korytarz.
Gdy znalazłam się w dormitorium zrobiło mi się nagle przykro… Tyle bym dała by móc przytulić się do Dereka i zapomnieć o tym co się stało… Ale nie mogłam… Ta honorowa cząstka mnie buntowała się przeciwko takiemu postępowaniu…
Zasłoniłam kotary wokół łóżka, wtuliłam głowę w poduszkę i uroniłam parę łez…

Następnego ranka wstałam całkiem wcześnie jak na moje możliwości. Za oknem było szaro, a o szyby tłukł wiatr… Wzdrygnęłam się… Było zimno. Szybko nałożyłam ubranie i zauważyłam, że łóżko Maggie jest puste. Spodziewając się jej w Pokoju Wspólnym zeszłam na dół.
-Spać nie możesz? – zagadnęłam ją siedzącą na fotelu obok kominka.
-No nareszcie! – rzekła i przywołała mnie ruchem ręki do siebie. – Chodź! Opowiadaj, jak było?
-Już od rana chcesz mnie zamęczać?- odparłam z ogromnym ziewnięciem i usiadłam na dywanie przy kominku.
-Spać przez ciebie nie mogę, a ty mi tu fochy stroisz??
-Następnym razem przylecę do ciebie, do dormitorium i sprawdzę czy śpisz;-) . – rzuciłam ze śmiechem.
-Padma, nie przeginaj pały… - warknęła, przygryzając wargi.
-Ha! Pała jest już przegię…:-D
-Padma!!!
-No dooobra… - poprawiłam się na dywanie. - A było tak…
I cóż mi pozostało? Musiałam opowiedzieć temu nieznośnemu człowiekowi, każdy szczegół mej przemiany. Każdziutki! (już zaczynam tworzyć nowe słowa:-D ).
Gdy doszłam do momentu, w którym zobaczyłam Dereka, Maggie wydała z siebie zduszony okrzyk.
-Derek?? Tam? Żartujesz?
-Wcale nie… Tylko pozwól mi dojść do słowa. – mruknęłam z przekąsem. Maggie natychmiast zamilkła, a ja opowiadałam dalej.
-Jesteś okropna. – rzekła po wysuchaniu opowieści.
-Co proszę? – zapytałam zdumiona.
-Padma, przecież to widać, że jemu jest przykro z powodu tego, co zrobił.
-Wiem Maggie, ale mi nie wystarczy „przepraszam”. Ja chcę z nim szczerze porozmawiać, wszystko wyjaśnić. Słowo „przepraszam” niczego by nie zmieniło… W stosunku do tej sprawy „przepraszam” to nie najlepsze rozwiązanie…
-Chyba masz rację. – odparła i dodała. – No to może zejdziemy na śniadanie?

Gdy usiadłyśmy przy stole chwyciłam za bułkę nafaszerowaną warzywami, po czym zajęłam się obserwowaniem uczniów…
Nagle do Sali wszedł Ron, usiadł między mną a Maggie i rzekł:
-Chyba miałaś mi coś powiedzieć, prawda?
Jęknęłam w duchu, bo opowiadanie drugi raz tego samego, w ciągu 45 minut, przekraczało moje wszelkie chęci...:-P
-Więc było tak…

Cały dzień minął dość przeciętnie. Lekcje okazały się być zwyczajną, nudną męczarnią… No, pomijając parę incydentów takich jak podpalenie biurka Snapa (biedny Neville:-P ). Gryfoni mieli prze…kichane.
Doznałam wyjątkowego zaskoczenia wracając późnym wieczorem z biblioteki. Gdy minęłam korytarz, na którym wisi obraz Sir Cadogana (trauma do końca życia;-) ) zobaczyłam nikogo innego jak Dumbledora wyłaniającego się zza dywanu wiszącego na ścianie.
-Nauczyciele tez czasem korzystają ze skrótów.:-D – rzekł cicho i uśmiechnął się na widok mego zdziwionego spojrzenia. – Jak minęła pierwsza przemiana?
-Bardzo dobrze panie profesorze. To wspaniałe uczucie lecieć nocą nad Zakazanym Lasem. – rzekłam rozmarzonym głosem wracając myślami do poprzedniej nocy. - No i dzięki temu pierścieniowi już mnie nic nie boli.
-Cieszę się, że wszystko odbyło się bez przeszkód. – mrugnął porozumiewawczo i dodał - a teraz dobranoc.
-Dobranoc, profesorze. – odrzekłam z lekkim dygnięciem.
-Ach, Padmo.
-Tak? – powiedziałam odwracając się znów do Dumbledora. Stał teraz oświetlony światłem księżyca. Część światła odbijała się od jego okularów połówek.
-Czasem ludzie nie dają sobie rady w nowych sytuacjach. To czasem dla nich trudniejsze niż myślisz. Ale nie warto ich od razu skreślać. – mówiąc to zauważyłam na jego twarzy smutny uśmiech. Dobrze wiedziałam, że ma na myśli Dereka…
-Dobranoc. – powiedział wyrywając mnie z otępienia.
-Dobranoc. – odpowiedziałam cicho i pogrążona we własnych myślach skierowałam się ku dormitorium Krukonów.

W salonie było jeszcze sporo osób. Zdziwiło mnie, że panuje napięta atmosfera. Rozejrzałam się uważnie po Pokoju by znaleźć powód owego dziwnego zagęszczenia i… nie musiałam długo czekać. Usłyszałam huk, później kilkanaście krzyków, a na koniec obok mojej głowy przemknął pojemnik z atramentem.
Taaaak… To tylko Gregory Pike grał ze swoimi kolegami w eksplodującego durnia. Krzyki, jak zauważyłam, dobiegały od grupki trzecioklasistów odrabiających zadania ( takie to jeszcze małe, a jakie zadziorne… Tak dzisiejsza młodzież…;-) ), również latający atrament był ich zasługą (dla zainteresowanych – nikt nie ucierpiał:-D ). Usiadłam na sofie obok Suzanne, która rozwiązywała krzyżówki w najnowszym numerze „Czarownicy”. Na dywanie przy kominku leżał Derek i Frank. Grali w szachy.
-Padma, wiesz jak nazywa się „zwód polskiego ścigającego”? – zapytała czytając pytanie – Na 10 liter.
-Suz, na Boga… Powiedz, że żartujesz, iż stan twej niewiedzy obejmuje oprócz wróżbiarstwa także quidditch…
-A daj mi spokój z wróżbiarstwem! Ja nie mam aż tak wybujałej fantazji jak ty i nie umiem tak kwieciście wymyślać. – odparła zgryźliwie.
-Wymyślać?? Moja droga, moje wewnętrzne oko ma niezwykle klarowną widoczność… Ja mam po prostu talent:-D !
-Taaaaaa, oczywiście… To co z tym polskim szukającym?
-Zwód Wrońskiego, my love. – powiedziałam z uśmiechem.
-Szach mat. – usłyszałam słowa Dereka. Frank, który z nim grał zaklął cicho.
Spojrzałam na Dereka gdy wstawał i zauważyłam jak spod szaty wysunął mu się wisiorek… Na łańcuszku miał zawieszonego srebrnego, płaskiego orła… Niestety nie zdążyłam mu się dokładnie przyjrzeć, bo Derek natychmiast schował go pod szatę. Jednak z czymś ten medalion mi się kojarzył…

Znowu szłam z Derekiem korytarzem podczas szlabanu, znów znaleźliśmy szkatułkę… I ten dziwny, płaski zamek…

Momentalnie usiadłam na łóżku. Ze skroni spłynęła mi stróżka potu… Zamknęłam oczy by raz jeszcze przywołać obraz zamka tajemniczej szkatułki. Ten płask kształt…
A jeśli to medalion Dereka jest kluczem do szkatułki???

[ 55 komentarze ]


 
Wyjaśnienia i pierwsza przemiana...
Dodała Padma Patil Piątek, 21 Września, 2007, 23:01

Sny, które były odzwierciedleniem najbliższej przyszłości…
Ból pleców, który występował w miejscach, w którym miały wyrosnąć mi skrzydła…

Dotykając szkatułki doszło do niezwykłego połączenia… Prababki Dereka były wilami, ale od paru pokoleń nie pojawiła się żadna „nowa”. Dziwi mnie jednak to, iż samo dotknięcie skrzynki dało taki efekt… Może jedna z twoich babek była wilą? I stąd nagromadzenie twoich… można by rzec, wilich cech spowodowało taką reakcję…?
-Nie, profesorze… Raczej żadna z moich prababek nie była wilą…
-Cóż, żyję na tym świecie już tyle lat, a magia nadal mnie zaskakuje… - dyrektor zamyślił się, a po chwil rzekł wstając:
-To by było chyba na tyle.
Wstałam z miejsca i skierowałam swoje kroki ku drzwiom. Lecz nagle pomyślałam o jeszcze jednej rzeczy… Przystanęłam.
-Tak? – usłyszałam głos profesora.
-Panie profesorze… Zastanawiałam się czy jest jakiś sposób by złagodzić te bóle pleców? Bo pomyślałam… W przypadku wilkołaków pomocny jest eliksir tojadowy, to w moim przypadku może też coś…
-Na brodę Merlina! Byłbym zapomniał. – Dumbledore zakrzyknął i w pośpiechu sięgnął do kieszeni wyjmując niebieski pierścień o kształcie kwiatu. – To jest pierścień prababek Dereka, tych które były wilami. Gdy go założysz ból, który tak ci doskwiera, minie. Radziłbym ci go nosić zawsze. Dla pewności.
Sięgnęłam po pierścień, mimo swoich lat był świetnie utrzymany… Cudownie się mienił gdy włożyłam go na palec…
-Gdybyś miała jakieś wątpliwości lub pytania, moje drzwi są dla ciebie otwarte. – Rzekł z błyskiem w swoich niebieskich oczach.
-Dziękuję profesorze.
-I pamiętaj… - dodał – że twoje życie nie ulegnie zbyt dużym zmianom. Jesteś rozsądna i wierzę, że nie będziesz o tym rozpowiadać całej szkole. – rzekł z uśmiechem.
-Oczywiście, że nie. – odparłam odwzajemniając uśmiech – Oczywiście powiem paru osobom, ale to zamknie się w niewielkim kręgu.
-To dobrze. A teraz zmykaj już. Przyda ci się dawka spokojnego snu.
-O tak. Dobranoc profesorze.
-Dobranoc.
Zamykając za sobą drzwi zobaczyłam jeszcze jak Dumbledore siada za biurkiem i sięga do szuflady po kolejną rolkę dropsów;-) .

-Panno PATIL!
Głos profesor McGonagall poniósł się po klasie, powodując mój niekontrolowany podskok na krześle.
-Tak? – rozejrzałam się nieprzytomnie wokół siebie, wyrwana nagle ze swych rozmyślań.
-Zadałam Ci pytanie. – powiedziała ostro profesor ściągając brwi. Jej usta groźnie się zwężyły (to nigdy nie wróżyło dobrze:-P ).
-Przepraszam… Zamyśliłam się…
-Zdążyłam zauważyć. – rzekła oschle i po chwili dodała. –Pamiętaj, że obecna sytuacja cię nie usprawiedliwia…
Wydawało mi się, że nim odezwała się znów do klasy, spojrzała krótko na pierścień, na moim palcu… Więc nauczyciele wiedzą…
Derek, który siedział w rzędzie po lewej odwrócił głowę w moją stronę.
Utkwiłam wzrok w ławce…

-Padma!
Odwróciłam się niechętnie słysząc swoje imię… Wiedziałam po co Angela mnie woła…
-Co…?
-Idziemy na obiad!
-Ale ja nie chce… Nie mam apetytu:-P .
-Nooo… Pewnie… - rzekła Angie wywracając oczami
-Nie wygłupiaj się Wiem, że się denerwujesz, ale musisz coś jeść! Idziemy! – szepnęła gorączkowo Maggie i chwytając mnie za rękę, zaprowadziła wprost do Wielkiej Sali…

-No, przecież jem! – rzekłam nerwowo, czując się jak wokalista „Fatalnych Jędz” w otoczeniu ochrony.
-TO nazywasz jedzeniem…? – rzekła Angie spoglądając sceptycznie na mój „przemieszany” obiad…
-Z tych ziemniaków zrobisz zaraz puree… - dodała Maggie spoglądając na mój widelec ubijający ziemniaki.
-Oj, dajcie… Aha! – krzyknęłam unosząc w górę nóż i wstając.
-Padma? Czy ty się dobrze czujesz? – zapytała Maggie, zszokowana moim nagłym ożywieniem.
-Znakomicie. – powiedziałam i popędziłam do stołu Gryfonów, przy którym akurat usiadł Ron.
-Cześć RON! – powiedziałam z naciskiem i wbiłam nóż w stół. Osoby siedzące przy nim odskoczyły na boki. Ron otworzył oczy, chyba najszerzej jak potrafił, ale zanim ktokolwiek zdążył cos powiedzieć pojawiła się przy mnie McGonagall(ona to ma wyczucie:-P ).
-Padma, na miłość Boską! Co to ma znaczyć!? – prawie krzyknęła, patrząc na nóż stojący, na sztorc.
-To nic takiego, pani profesor…
-Nic takiego?? Dziecko, czemu ty hasasz z nożem po Wielkiej Sali?! Toż to…
-A co tu się dzieje…? Gryfoni rozrabiają…? – rozległ się spokojny głos…
-Dumbledore, Patil właśnie wbiła ten nóż w stół przy panu Weasleyu… Ja już nie wiem co w tę dziewczynę wstąpiło!
-Minerwo, moja droga, to koleżeńskie porachunki…;-) - odparł z uśmiechem dyrektor.
-Albusie, na Boga! – krzyknęła McGonagall, spoglądając zszokowana na dyrektora.
-Minerwo bez obaw… - Dumbledore chwycił profesorkę pod ramię i dodał – A w razie czego… Pani Pomfrey jest zawsze w pogotowiu.:-D – Po czym zachichotał i pociągnął za sobą McGonagall.
-Mogę usiąść? – zapytałam Rona, który tylko skinął głową. Widząc jego minę wybuchnęłam śmiechem. Nadal wyglądał na przestraszonego (ma się to coś:-D ).
-Szczerze to chciałam ci podziękować…
-Słucham? - teraz, to oczy wyszły mu z orbit…
-Tak, podziękować. Bo widzisz, Dumbledore mi wszystko wytłumaczył. Wiem już wszystko, no albo prawie wszystko. Dzięki. – rzekłam z uśmiechem i przytuliłam go serdecznie.
-Opowiesz mi? – zapytał dochodząc do siebie.
-Tak, ale nie dziś… A teraz spadam do swoich. – rzekłam i wyciągnęłam nóż ze stołu. Zanim wstałam spojrzałam na stół Krukonów… Prawie na wprost mnie siedział Derek… Patrzył na mnie… A Rona chciał zabić wzrokiem… Szybko odwróciłam spojrzenie i odeszłam do dziewczyn…

Gdy wreszcie nadszedł wieczór nijak nie mogłam się skoncentrować. Ciągłe zerkałam na zegarek. A minuty jakby na złość, ciągnęły się niemiłosiernie…
Dzisiejszej nocy była pełnia…
O północy miałam przeżyć swoją pierwszą przemianę.

Wreszcie o wpół do dwunastej wyszłam na korytarz, podążając do „korytarza Avril”. Stwierdziłam, iż tam nikt mi nie będzie przeszkadzał.
Gdy znalazłam się w tym, tak dobrze znanym mi korytarzu, otworzyłam okno i odetchnęłam świeżym powietrzem. Ze stresu było mi trochę niedobrze… Co kilka sekund spoglądałam na zegarek, aż wreszcie nadszedł ten długo wyczekiwany moment…
Odczytałam z cyferblatu godzinę… 23.59… Ostatni rzut oka na pierścień i nagle zrobiło mi się dziwnie ciepło… Plecy tym razem nie bolały tak jak ostatnio, było to raczej jakby delikatne pocieranie piórkiem… Poczułam się jakbym na raz wypiła ze trzy kufle kremowego piwa… Zawirowało mi w głowie… Skóra przy łopatach zapiekła mnie i wtedy poczułam, i usłyszałam, co mam na plecach… Długie, białe skrzydła pojawiły się po dwóch stronach mego ciała…
Obejrzałam się by na nie spojrzeć… Były cudownie białe, wręcz srebrzyste i miękkie… Pióra średniej długości, były nieskazitelne… Bojąc się od razu skoczyć w powietrze, uniosłam się lekko w korytarzu. Okazało się to zadaniem nie trudnym, wystarczyła siła woli… Opadłam na posadzkę, podeszłam do okna… Wspięłam się na parapet i… Patrząc na księżyc, wzleciałam nad zielone błonia Hogwartu…
Płynęłam po niebie czując delikatny wietrzyk późno jesiennej nocy… Wszystkie troski pozostały na ziemi. Teraz stanowiłam cudowną jedność duszy i ciała…
Obleciałam las, jezioro… W porywie romantyzmu, unosząc się w powietrzu, spojrzałam na góry…
Czułam się cudownie będąc częścią tajemnicy, jaką jest magia i natura.
Jeszcze raz rozcięłam powietrze skrzydłami unosząc się w górę i z impetem wylądowałam na parapecie okna. Osoba stojąca przy nim, odskoczyła ze zduszonym okrzykiem.
Rozprostowując skrzydła podeszłam do tej osoby… Po chwili usłyszałam, znajomy choć od dawna nie słyszany głos…
- Padma… Przepraszam… - szepnął Derek, a jego słowa zawibrowały w ogłuszającej nocnej ciszy.

[ 24 komentarze ]


 
Teraz już wiem...
Dodała Padma Patil Środa, 08 Sierpnia, 2007, 23:57

Łzy spłynęły mi po policzkach…
Kolejna, prawie bezsenna noc…
Ból rozdzierający moje łopatki był tak okropnie silny…
Starałam się nie szlochać, choć przychodziło mi to z wielkim trudem…
Zeszłam do Pokoju Wspólnego, otworzyłam okno by odetchnąć świeżym i zarazem ostrym późno listopadowym powietrzem. Usiadłam na parapecie, a gdy podmuch wiatru, niosący ze sobą pojedyncze płatki śniegu, omiótł moje plecy, zrobiło mi się lepiej. Wiatr choć trochę koił moje cierpienie. Zamknęłam oczy. Słyszałam jak przez mgłę rozmowę Dereka ze swoim ojcem… Coś się ze mną stanie podczas pełni, do której miało dojść za parę dni… I nadal nie miałam zielonego pojęcia co. Pod moimi zamkniętymi powiekami przesuwały się obrazy ze snów które miewałam każdej nocy.
Korytarz… Balkon… W dzisiejszym śnie wchodziłam na balustradę gotowa do skoku… I zawsze to cudowne uczucie wolności przy każdym podmuchu wiatru.
Od podsłuchanej rozmowy Dereka i jego taty, widywałam go tylko na lekcjach… Nie miałam szansy z nim porozmawiać. Po lekcjach z klasy wybiegał pierwszy, na lekcjach stawiał się ostatni, posiłki jadał o innych porach… Rzadko bywał w Pokoju Wspólnym, a do dormitorium przychodził w nocy. W ciągu tych dni nie miałam czasu wybrać się do „korytarza Avil” przez nawał prac domowych:-P
Dwa dni temu, gdy siedziałam przy stoliku stojącym najbliżej okna odrabiając pracę domową z transmutacji („Przedstaw w punktach dokładny przebieg transmutacji parasola w bociana.”:-P – skomplikowane to cholerstwo) podeszła do mnie Maggie(!):
- Mogę się dosiąść? – zapytała cicho, widząc skinięcie mojej głowy usiadła.
- Powiesz mi co się dzieje?
- Słucham? – zapytałam z fałszywym zdziwieniem
- Nie udawaj głupiej, przecież słyszę jak od paru nocy się męczysz…
- Obudziłam cię? – zapytałam odkładając pióro i patrząc jej prosto w oczy.
- Parę razy…
- To przepraszam… - rzekłam i wyciągnęłam rękę by znów zająć się transmutacją. Jednak Maggie była szybsza. Chwyciła kałamarz i pióro, po czy syknęła z nieukrywaną irytacją:
- Dobrze wiesz o co mi chodzi! Co się z Tobą dzieje? Skąd te nagłe bóle? Przecież nigdy tego nie miałaś…
- To moja sprawa… - odpowiedziałam jednak lody zaczęły pękać… czułam ogromną chęć by jej o wszystkim powiedzieć, no i przeprosić za to, że przeze mnie coś się popsuło.
- Chyba nie molestuje cię jakiś zboczony domowy skrzat? – zapytała
- Idiotka! – krzyknęłam i wybuchnęłam śmiechem. – Skąd Ci przychodzą do głowy takie pomysły??
Maggie uśmiechnęła się i zapytała po raz kolejny, pomijając moje pytanie.
- A więc co jest grane?
Tym razem uznałam, że już pora opowiedzieć jej wszystko od kiedy zaczęłam spędzać większość swego czasu z Derekiem.

- Cóż, chłopak zachowuje się jak dziecko. – stwierdziła po dwóch godzinach, wysłuchawszy całej historii.
- A mi to wcale nie pomaga… - głośno wypuściłam powietrze i spojrzałam na niedokończone zadanie dla McGonagall – Chyba muszę się wybrać do biblioteki, bo nie mogę znaleźć informacji jak przemienić „czubek” parasola w pazury boćka:-P ...
- Zaczęłaś już pisać to pokręcone wypracowanie? – zapytała ze zdziwieniem.
- Tak… Może raz zrobię coś nie na ostatnią chwilę;-) .
Maggie uśmiechnęła się i dodała:
- Jak zobaczę Dereka to spróbuje z nim porozmawiać. Zachowuje się bardzo nie fair w stosunku do Ciebie…
- Jak chcesz… Ja chwilowo mam dość uganiania się za tym bachorem:-P … - rzuciłam markotnie i wyszłam na korytarz. Po drodze spotkałam paru znajomych, każdy spieszył w swoją stronę. Tuż obok biblioteki usłyszałam:
- Cześć Padma. – Ron właśnie wyszedł zza rogu, zmierzając w tę samą stronę co ja.
- Och… Cześć Ron. – Odpowiedziałam zakłopotana.
- Co… Słychać? – zapytał nieśmiało.
Ja jednak usłyszałam jego słowa tylko przez mgłę, bo nagle zrobiło mi się dziwnie słabo…
Znów stałam na balustradzie, wyciągnęłam ręce i…
Ciemność… Nicość…
Zemdlałam.

- Padma! Padma!
Strumień zimnej wody omiótł mi twarz.
Otworzyłam oczy i dostrzegłam Rona pochylającego się nade mną ze strachem w oczach.
- Co się stało? – zapytałam słabo opierając się na łokciach czując jeszcze świeży ból pleców.
- Nagle upadłaś… - odpowiedział nadal trzęsącym się głosem.
- Acha. – rzuciłam krótko i wstałam, chwiejąc się lekko na swoich rozdygotanych nogach. Jednak nie trwało to długo. Oślepiona kolejną falą bólu upadłam na kolana i wbiłam sobie w boki te przeklęte malinowe paznokcie:-P .
- Padma, co się dzieje? – Ron ukląkł przede mną. Tym razem ton jego głosu był stanowczy. – Co ci jest?
Spojrzałam w jego oczy i wybuchłam płaczem…
- Ja sama nie wiem, Ron…- udało mi się powiedzieć przez łzy – Najgorsze jest to, że już nic nie wiem…
Ron przytulił mnie i pocałował dla otuchy w czubek głowy. Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej…
- Przepraszam… - szepnęłam niewyraźnie przez łzy
- Za co? – zapytał; poczułam że jego mięśnie drgnęły.
Spojrzałam na niego po raz kolejny:
- Za to, że Cię olałam… Że zapomniałam… Że zajęłam się tylko Derekiem… Zapomniałam o was, o was których już tyle znam:/…
- Tak, to nie było miłe… - powiedział z żalem w głosie. – Ale teraz choć do Skrzydła Szpitalnego. Mówiłaś, że te bóle masz coraz częściej… A to, że mdlejesz tylko świadczy o ich sile. Pani Pomfrey na pewno coś ci poradzi…
- Nie ma mowy!!! – krzyknęłam, wyrywając się z jego uścisku. – Będę pół czymś tam z powodu łażenia po tajnych korytarzach i dotykania tajemniczych kuferków i ja mam iść do pielęgniarki?!?!
- Dobry wieczór. – usłyszeliśmy i jak na zawołanie odwróciliśmy się w stronę z której dochodził głos.
Tuż obok stał prof. Dumbledore…
- Yyyym… Dobry wieczór. – powiedzieliśmy cicho.
- Jakiś problem droga młodzieży? – zapytał nas z błyskiem w oku, próbując otworzyć nowe opakowanie cytrynowych dropsów.
- Nie. Wszystko w porządku, panie profesorze. Po prostu mała, koleżeńska sprzeczka. – rzekłam, starając się by mój głos zabrzmiał jak najbardziej normalnie.
Ron spojrzał na mnie niepewnie. Widziałam, że bardzo by chciał poradzić się Dumbledora w mojej sprawie. Popatrzyłam na niego taksująco, po czym uśmiechnęłam się szeroko do profesora.
- Mówiłaś, że staniesz się „pół czymś tam”, tak? I cóż to za tajne wyprawy sobie pani urządza, panno Patil– powiedział wesoło Dumbledore. Mój uśmiech natychmiast zszedł mi z twarzy.
- Chyba musimy o czyś porozmawiać. – dodał.
- Ale naprawdę nic mi nie jest… - rzekłam panicznie.
- Lepiej idź. Dla twojego dobra… - szepnął Ron kierując słowa do mnie. Jednak Dumbledore je usłyszał.
- Widzisz Padmo. Skoro Pan Ronald się o Ciebie martwi, uznaję za swój obowiązek rozmowę z Tobą. A więc, proszę za mną. Do mojego gabinetu… - powiedział.
Po tych słowach stałam jak spetryfikowana. „Wszystko ze mnie wyciągnie” – pomyślałam, a to wcale nie dodało mi otuchy…
- Padmo, czym ty się denerwujesz? Urządzimy sobie małą pogawędkę przy herbatce. Uraczyłbym cię miodem pitnym, ale moi wścibscy poprzednicy wiszący na portretach uznaliby to za niezwykle niestosowne. Obejdę się bez plotek. – Dodał i zachichotał:-) . – Chodźmy.
- Ron, jutro Cię zamorduję! – syknęłam do Rona i poszłam za profesorem. Te słowa zapewne również nie uszły jego uwadze, bo uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Może dropsa? – zapytał, wreszcie uporawszy się z opakowaniem.
- Nie, nie dziękuję..

- Proszę, usiądź. – rzekł Dumbledore wskazując mi fotel naprzeciwko swojego biurka. – Tak jak powiedziałem, odbędziemy rozmowę przy herbatce. – profesor machnął różdżką i nagle na biurku pojawił się stylowy, porcelanowy dzbanek razem z dwiema filiżankami.
- Proszę. – rzekł podając mi filiżankę z napojem. Podziękowałam, upiłam trochę zawartości i czekałam jak na ścięcie… Profesor, ciągle mnie obserwując, napił się, po czym zapytał.
- Padmo, widzę że coś cię niepokoi…
Spojrzałam na dyrektora i stwierdziłam, że skoro już tu jestem, niedługo dojdzie do mojej przemiany, o której Dumbledore na pewno się dowie to muszę mu odtworzyć tę historię.
Oczywiście omijając fakt, że urwałam się ze szlabanu…
Zaczęłam snuć opowieść od momentu znalezienia tajnego korytarza… Później profesor zainteresował się wzorami na paznokciach… Natomiast gdy opowiadałam o rozmowie Dereka z ojcem, nie wydawał się być zdziwiony. Z jego oczu można było wyczytać zrozumienie. Chyba już wtedy wiedział wszystko.
- Próbowałam z nim rozmawiać, ale ciągle mnie unika. A dziś, gdy szłam do biblioteki, spotkałam Rona i przy nim zemdlałam… I to mnie trapi… Bo nie wiem co się dzieje, a jedyna osoba, która może mi to wyjaśnić nie chce ze mną rozmawiać… - odłożyłam filiżankę i spojrzałam na Dumbledora.
Dyrektor wstał, podszedł do okna i rzekł spokojnym tonem:
- Ja także mogę Ci powiedzieć czym się staniesz.
Natychmiast poderwałam się z fotela i podeszłam prędkim krokiem do dyrektora… Stanęłam obok i czekałam…
- Przy każdej pełni będziesz przemieniać się… w wilę.
- Słucham?? W tę obrzydliwą kreaturę? – krzyknęłam z przerażeniem, widząc przed oczami szkarady, w które przemieniały się te „śliczne dziewczęta” na Mistrzostwach Świata w Quidditchu.
- Wręcz przeciwnie… Rodzina Knightów jest spokrewniona ze słowiańskimi wilami, które w istocie były całkiem przyjaznymi postaciami. U słowian tzw. „wiły” są odpowiednikami naszych „wil”. A tylko "nasze wile" są tak... bynajmniej odstraszające;-) .
Mówi się, że staniesz się „pół wilą” gdyż wyrosną ci skrzydła. Cała reszta zostanie nienaruszona. Teraz już wiesz skąd te bóle pleców…
Stałam, zszokowana tym co właśnie usłyszałam… Wpatrywałam się bezgłośnie w wirujące za oknem płatki śniegu.
A więc te sny ukazywały moją przyszłość… - pomyślałam i usiadłam z powrotem na swoim miejscu.
Moja rozmowa z Dumbledorem trwała przynajmniej półtorej godziny…
Dowiedziałam się jeszcze paru rzeczy, których wcześniej nie rozumiałam… Jednak o tym napiszę kiedy indziej.
Ach… Ale – te malinowe wzorki na paznokciach… Pozostaną mi do końca życia…

[ 27756 komentarze ]


 
Sen... ("Czym" się stanę???)
Dodała Padma Patil Środa, 18 Lipca, 2007, 19:55

Szłam ciemnym korytarzem… Moje serce było przepełnione niezwykłym uczuciem… Bardzo czegoś pragnęłam… Choć sama nie wiedziałam czego. Szłam jednak pewnie, wciąż przed siebie… Na końcu korytarza, którym podążałam ukazał się duży balkon skąpany w srebrzystym świetle księżyca. Była pełnia… Poczułam wielką ochotę aby z niego skoczyć i dać się ponieść lekkiemu wiaterkowi… Mocniejszy powiew smagnął mnie po twarzy, jakby zachęcając do skoku… Zapach moich włosów poniósł się na wietrze. Podeszłam do balustrady…

- Ała!!- syknęłam z bólu, który nagle odczułam w okolicy swoich łopatek. Był tak mocny, iż musiałam się wgryźć w poduszkę aby zagłuszyć kolejny okrzyk.
Jednak ból minął tak samo szybko jak się pojawił. Leżałam w ciszy nasłuchując czy nie obudziłam żadnej z koleżanek. Dormitorium zapełnione było jedynie miarowymi oddechami dziewczyn. Odkryłam się… Było mi bardzo gorąco…
Obróciłam się na bok tonąc w myślach. Nigdy nic podobnego mi się nie przydarzyło. Ten ból był tak niezwykle realny…
Żadnym sposobem nie mogłam sobie poradzić z bezsennością, która dopadła mnie po przebudzeniu. Usiadłam na łóżku, odchyliłam kotary i okazało się, że już świta… Spojrzałam na zegarek. Było kilka minut przed szóstą.
Prawie do końca rozbudzona skierowałam swoje kroki ku Pokojowi Wspólnemu.

- Tato, ale ja się o nią martwię… - usłyszałam głos Dereka i stanęłam wryta jak słup soli.
- Synu, czy to na pewno nasze rodowe wzory? – odpowiedział mu niski, męski głos.
- Tak. Mają nawet ten sam kolor. – jęknął Derek.
- Malinowe? Na pewno są m a l i n o w e?? – zapytał zawzięcie mężczyzna.
Wyjrzałam zza rogu korytarzyka i dostrzegłam Dereka klęczącego na dywanie przed kominkiem. Kiwnął głową w potakującym geście.
- A więc proszek Fiuu. – pomyślałam.
- Derek… Ona na zawsze będzie połączona w pewien sposób z naszą rodziną.
- To mi akurat nie przeszkadza, Tato. – powiedział chłopak z radością w głosie…:-)
- Coś was łączy? – zapytał zaciekawiony ojciec Dereka.
- To znaczy… No… Tak jakby…;-)
- Synu, uczuć nie trzeba się wstydzić. Wręcz nie wolno!… Widzę, że jesteś do niej bardzo przywiązany. No i pewnie ci się podoba…
Nie miałam już odwagi wyjrzeć zza winkla, ale cichy śmiech ojca chłopaka utwierdził mnie w przekonaniu, że Derek kiwnął głową.
- Tato… Czy ona… Zawsze?
- Tak… Każdej pełni stanie się pół…

-Padma, ty nie śpisz??? – krzyknęła uśmiechnięta od ucha do ucha Angela (koleżanka z roku) zbiegając po schodach:-P .
Wyskoczyłam w powietrze jak poparzona i głośnio wciągnęłam powietrze.
Usłyszałam ciche pyknięcie i po chwili odpowiedziałam dziewczynie:
- Ale mnie przestraszyłaś, wariatko! Po prostu jestem głodna i miałam wpaść do kuchni po coś słodkiego…
- Słodycze z samego rana? – zapytała z ironią w głosie.
- Mam chęć. Ale skoro ty nie chcesz… - I odwróciłam się wiedząc co zaraz nastąpi…
- Oszalałaś? Idę z tobą! - krzyknęła.
Miałyśmy już wkroczyć do Pokoju Wspólnego, gdy nagle przed naszymi oczami mignął zarys Dereka. W pełnym pędzie wyskoczył na korytarz i tyle go widziałyśmy... Wcale mnie to nie pocieszyło:-P . Wiedziałam, że zapewne domyślił się, że go podsłuchałam, ale tak czy siak będzie mi musiał wyjaśnić co się dzieje… Więcej się nie wykręci bajeczkami o zdechłym psie:-P .
- Co z nim? – zapytała szczerze zdziwiona Angela.
- Nie mam pojęcia – skłamałam. – To idziemy po słodycze?
- Oczywiście. – odparła z uśmiechem i całkowicie zapomniała o dziwnym zachowaniu Dereka.
Gdy szłyśmy do kuchni nie mogłam przestać myśleć o tym co usłyszałam… Spojrzałam na moje paznokcie. Nadal miały te wzorki. Bez wątpienia były właśnie malinowe… I co pełnię będę się stawała pół… Czym? To mnie niepokoiło najbardziej…
Jednak uśmiech na mej twarzy wywołało wspomnienie kilku słów ojca Dereka: „Widzę, że jesteś do niej bardzo przywiązany. No i pewnie ci się podoba…”:-D .

-Padma… Chyba miałyśmy iść do kuchni? – zapytała Angela.
-Nooo… - odparłam nieprzytomnie i stanęłam w miejscu. Byłam kilka metrów za obrazem z misą owoców. – Trochę się zamyśliłam…
- Derekuś, co;-) ? – zapytała z szelmowskim uśmiechem.
- Odwal się! – szturchnęłam ją, po czym połaskotałam gruszkę, pociągnęłam za zieloną klamkę i wkroczyłam do pachnącej i zagęszczonej skrzatami kuchni. – Zajmijmy się słodyczami – rzuciłam do Angeli przez ramię.

[ 3868 komentarze ]


 
Jesienno-zimowe szaleństwo
Dodała Padma Patil Sobota, 30 Czerwca, 2007, 17:24

Niech to szlag trafi…
Co za…
No, ile można…
O nieee…
No jasny gwint, NIE MOGĘ!!!

- Padma? Czy ty aby dobrze się czujesz? – zapytała zdziwiona Suzanne (moja szanowna współlokatorka) – Co ty…?
To były wyjątkowo odpowiednie pytania rozpoczynające zimny listopadowy dzień…
Od niespełna godziny szorowałam swoje cudowne, wzorkowane paznokietki… W pewnym momencie stwierdziłam, iż nijak z palców mi nie zejdzie to „szkatułkowe przekleństwo”.
W desperacji nie pozostało mi nic innego jak usiąść pod umywalką i ogłosić strajk głodowy! (Hmmm… Może jednak trochę przesadziłam z tą hipotezą…:-) )
- Nic nie zjem dopóki się nie pozbędę tych wzorków! Rozpraszają mnie! Doprowadzają do obłędu… I nie patrz tak wymownie w sufit! Powiedziałam-KONIEC z pokarmami!
- Jak chcesz… Ale Cho mi mówiła, że dziś są tosty z serem i pieczarkami, polane (wedle życzenia) ketchupem… Chyba je lubisz…? (Pytanie! Uwielbiam!)
Już widziałam oczami wyobraźni te cudowne tościki, ten zapach, ten smak… Aż skręcało mnie z przemożonej ochoty wchłonięcia w siebie tych specjałów… Mmmm…:-D
- To co, Padma? Skusisz się jednak? – rzekła do mnie z szelmowskim uśmiechem.
- Idę, nie idę, idę, nie idę… (Suzanne oparła się o futrynę łazienkowych drzwi, cicho cmokając…)… Idę, nie idę, idę, nie idę…

Byłam pierwsza przy stole:-D .

- Dobrze się czujesz, Padma? – zapytał Derek kładąc mi ręce na ramionach w Wielkiej Sali.
- Ymmm…(to miało oznaczać „tak”) Yyyy? (natomiast to miało oznaczać „Chcesz?”) – „rzekłam” do niego unosząc w górę mój skarbek (czyt. tosta z wielką ilością pikantnego ketchupu)
- To nie jest normalne… - jęknęła Suzanne patrząc na moją uradowaną, pełną buzię.
[Po prostu jest zbytnio przewrażliwiona.;-) ]
- A tak w ogóle, to co, to za wzorki masz na paznokciach? Sama malowałaś? – zapytała po chwili.
Właśnie miałam się odezwać, ale głos zabrał Derek:
- To ja robiłem.
Czerwona herbata, którą właśnie piłam o mało nie trafiła do moich płuc… Mieliśmy znaleźć wymówkę, ale nie „taką”.
- Naprawdę tak potrafisz? – zapytała z podziwem Suzanne.
Ale jej pytanie utonęło w pohukiwaniach nadlatujących sów z poranną pocztą (Bogu dzięki!). Zważając na fakt, że nie otrzymałam jakiejkolwiek przesyłki zajęłam się kolejnym tostem.
- Derek, moja gwiazdo zaranna, czy mógłbyś mi podać ketchup?

- Derek, hello!
Spojrzałam na niego, a on czytał z bardzo poważną miną jakiś list… Mój humor, który już uległ znacznej poprawie, był bardzo przekorny. Tak więc z uśmiechem na twarzy, wielkości dużego, wypieczonego rogala, chciałam chwycić jego list.
- No pokaż co tam masz!
- Padma! Nie wygłupiaj się! – rzekł z powagą, odtrącając moją rękę…:-P
- Coś się stało? – zapytałam zaniepokojona.
- To tylko i wyłącznie moja sprawa… - powiedział z wyrzutem, wstał od stołu i wyszedł z Wielkiej Sali:-P .
- Ty, co go ugryzło?? – zapytał Frank – On się „tak” nigdy nie zachowywał…
- Wiem… - odparłam ciągle zastanawiając się o co może chodzić…
Po śniadaniu wybrałam się na poszukiwania Dereka… Pokój Wspólny… Nic… „Korytarz Avril”… Nic… Błonia… Nic… Nigdzie go nie było. Oniemiała ze zdumienia skierowałam się do biblioteki. Po coś lekkiego do czytania.
Zaczęłam czytać już w bibliotece. Usiadłam przy oknie, przez które docierały ostre promienie jesiennego słońca. Chwilę przed obiadem postanowiłam wrócić do Pokoju Wspólnego.
Derek właśnie wstawał od stołu.
- Może mi powiesz co się dzieje? – rzekłam z nieukrywanym wyrzutem.
- Nic takiego… Mój pies zachorował… (już to widzę:-P )
Pochylił się nad stołem by zebrać parę woluminów i wtedy zauważyłam jego wisiorek, który wysunął mu się zza szaty… Był płaski, wyglądał na srebrny, w kształcie kruka(?)…
- Co t…

- Padma możesz mi oddać ten zmieniający kolor atrament, który ci wczoraj pożyczyłem? – powiedział Edmund z mojego roku
- Edi poczekaj chwilę… – odparłam niecierpliwie – Derek co…
- Padma, ale ja musze teraz go użyć!
- Już! Moment…
- Poczekaj chwilę – szepnęłam do Dereka i pobiegłam do dormitorium.
Gdy wróciłam… już go nie było…
Myślałam, ze może wybrał się już sam na obiad… (choć to nie w jego stylu)
W Wielkiej Sali, jednakże też go nie było…

Czyżby coś przede mną ukrywał:-P ?

[ 40330 komentarze ]


1 2 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki