Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

"Pamiętnik Wiktorii Fynn"
Pamiętnikiem opiekuje się Alarice

  Część 16
Dodała Wiktoria Poniedziałek, 11 Maja, 2009, 21:40

- Wiki? – Jego głos zabrzmiał nienaturalnie głośno w pustym o tej porze Holu Głównym. – Co ty robisz?
- Jesteś drugą osobą, która mnie o to spytała w ciągu godziny. – Dziewczyna odwróciła się i uśmiechnęła z przymusem. – Czy ja naprawdę wyglądam aż tak dziwnie?
Draco uśmiechnął się kpiąco. Stanął tuż przed nią i spojrzał w dół. Była przy nim taka… Mała. Wyciągnął dłoń i z tym samym, ironicznym grymasem na twarzy przesunął nią delikatnie po policzku ciemnowłosej. Fynn przymknęła oczy.
- Spójrz na mnie – szepnął, nie przerywając pieszczoty. Ciemnowłosa posłusznie uchyliła powieki, wpatrując się niepokojąco błyszczącymi, ogromnymi, niebieskimi źrenicami w stalowoszare tęczówki Ślizgona. – Kim jesteś? Dlaczego uciekasz? Kto kazał ci tu przyjechać?
Wiktoria pokręciła głową nerwowo. Oblizała wargi, nie wiedząc co powiedzieć.
- Nie pytaj… - wymamrotała w końcu, opierając czoło o tors Malfoya. – Nie mogę teraz powiedzieć ci prawdy, ale nie chcę też cię okłamywać. Po prostu nie pytaj. Obiecuję, że kiedyś ci to wytłumaczę.
- Nie zostawiaj mnie!- głos blondyna przeszedł teraz w płaczliwą prośbę. – Przecież wiesz co muszę zrobić, nie zostawiaj mnie z tym!
- Ja…
- Proszę! – w akcie desperacji objął dziewczynę w pasie i przytulił ją do siebie na tyle mocno, aby nie mogła się uwolnić, a jednocześnie na tyle delikatnie, aby nie sprawić jej bólu.
- Dasz sobie radę…
Ślizgon tulił do siebie ciemnowłosą, przyciskając usta do jej włosów. Czuł delikatny, słodki zapach.
- No, no… - rozległ się rozwścieczony głos dobiegający od strony schodów. – Kogo my tu mamy? Fynn i Malfoy?
Draco odwrócił się z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, zastawiając sobą Wiktorię, która uśmiechnęła się mimowolnie.
Czyżby czuł się samcem odpowiedzialnym za samicę?
- Czego chcesz, Potter?
Obydwaj trzymali przed sobą różdżki i wpatrywali się w siebie z nienawiścią. Wiktoria wyszła zza blondyna i powolnym krokiem dotarła do miejsca dokładnie w połowie drogi między nimi.
- Cześć, Harry – uśmiechnęła się figlarnie. Po niedawnym smutku nie było ani śladu, to była ta sama Wiki, co kiedyś. Malfoy patrzył na nią w niemym zdumieniu, pozwalając sobie na chwilę nieuwagi.
- Czego chcesz? Co, Voldemort cię przysłał, żebyś kontrolowała wszystko od wewnątrz? – głos Gryfona przesycony był jadem i złością. – Tylko wiesz, jesteś na to zbyt słaba i zbyt głupia. Dumbledore przewyższa cię inteligencją, doświadczeniem, umiejętnościami… Wszystkim! Jesteś tylko marną służką zła…
- Och, Harry, po co te nerwy? – spytała niefrasobliwym tonem, jakby rozmawiali właśnie o pogodzie. – Masz w ogóle jakieś dowody, żeby sądzić, że Czarny Pan mnie tu przysłał?
- Choćby to, że nazywasz go Czarnym Panem, nie Sam-Wiesz-Kim! – warknął, nadal trzymając różdżkę w mocno zaciśniętej dłoni.
- „Strach przed imieniem wzmaga strach przed samą rzeczą”. Czyż nie tak uczył cię dyrektor? – śnieżnobiałe ząbki Fynn ukazały się w przyjaznym uśmiechu.
- Więc czemu jest dla ciebie Czarnym Panem, nie Lordem Voldemortem? – syknął Harry, mrużąc oczy.
- Bo tak na niego mówią śmierciożercy, czyż nie? – ciemnowłosa wykonała obrót dookoła własnej osi. Przypominała teraz leśnego, niefrasobliwego elfa.
Potter zacisnął zęby, wpatrując się ze wściekłością w dziewczynę. Nie pojmował, jak ona może się tak zachowywać.

[ 13857 komentarze ]


 
Część 15
Dodała Wiktoria Niedziela, 01 Marca, 2009, 14:02

To wszystko jest nie tak. Nie tak, jak miało być. Miała wrócić do domu, do Błyskotki, po wszystkim…
Szła ciemnymi korytarzami, a jej kroki głucho odbijały się do kamiennej posadzki. Kufer zostawiła u Zgredka w kuchni, a teraz zmierzała powoli w tylko sobie znanym kierunku i celu. Z każdą chwilą jej kroki stawały się coraz mniejsze, powłóczyste, jakby chciała odwlec od siebie moment spotkania z tym, co nieuchronne. Jakby chciała uciec przed przeznaczeniem.
- Wiktoria? – za jej plecami rozległ się cichy, złowrogi głos. – Co ty tutaj robisz?
- Kaczki karmię – burknęła, nawet się nie odwracając. – Nie widać?
Snape wyprzedził ją i zagrodził drogę. Ciemnowłosa zatrzymała się i cofnęła z jawnym obrzydzeniem na twarzy.
- Czego chcesz? – syknęła, mrużąc oczy.
- Porozmawiać – odparł ugodowo czarodziej, dotykając delikatnie ramienia Fynn.
- Zostaw! – warknęła, obejmując się ramionami w obronnym geście. Oczy zalśniły jej niebezpiecznie. – To wszystko twoja wina. To ty wpadłeś na ten kretyński pomysł!
Nie zaszczycając go spojrzeniem, wyminęła Snape’a i niemalże pobiegła.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda! – wrzasnął za nią czarnowłosy, zaciskając pięści z wściekłości. – Po prostu nie możesz przyjąć do wiadomości, że ty też byłaś tylko częścią planu, a nie żywą osobą, jak ja czy Draco!
- Kłamiesz! – głos Wiktorii zabrzmiał jak trzaśnięcie bicza. Odwróciła się w stronę czarodzieja, wbijając sobie paznokcie w skórę. Emanował z niej niepokojący rodzaj spokoju. Taki, który jest tylko pozorny, powierzchowny, podczas gdy w środku wszystko aż wrze. – Kłamiesz. To nie ja tu gram na dwa fronty, jak ty. Skąd właściwie mamy wiedzieć, któremu z nich dwóch jesteś naprawdę lojalny? Czarnemu Panu czy Dumbledore’owi? A może… Może jesteś wierny tylko sobie?
Snape otworzył i zamknął usta, patrząc z niepokojem na dziewczynę. Przecież wiedział, czego uczyła się od najmłodszych lat. Gdyby tylko chciała, mogłaby tu go po prostu zabić bez mrugnięcia okiem. Potem mogłaby skończyć z Dumbledorem w jego imieniu i spokojnie poczekać gdzieś na szczęśliwe rozwiązanie sytuacji i na moment, w którym znów wkroczy do akcji.
- Dobrze wiesz, że tego nie zrobię – wymamrotała spokojnie, patrząc mu przeraźliwie niebieskimi tęczówkami w jego czarne źrenice. Jakby chciała prześwietlić go na wylot… Zaklął w duchu. No tak, nie pilnował się dostatecznie i zdołała się wedrzeć do jego umysłu.
Zapadła między nimi cisza. Snape bardzo chciał przerwać to spojrzenie, ale nie śmiał odwrócić głowy.
- Idź już – rzuciła rozkazująco Wiki, kurczowo zaciskając usta. – Idź i zostaw mnie samą, żałosny tchórzu.
Severus bez słowa obrócił się na pięcie i odszedł bezszelestnie, tylko poły jego szaty unosiły się, jakby był gigantycznym nietoperzem.
Dziewczyna długo patrzyła za nim. Gdyby nie to, że po raz pierwszy w życiu chciała być potrzebna, w życiu nie dałaby się w to gówno wpakować. Kocha go za to, jaki był wobec niej. I nienawidzi za to, co zamierza zrobić…
~*~
Draco leżał z rękami pod głową, wpatrując się tępo w sufit. Gdzieś po lewo, w innym dormitorium, banda dzieciaków śmiała się wesoło. Pewnie grali w Eksplodującego Durnia…
Słyszał chrapanie Goyle’a stłumione przez poduszkę. Słyszał to wszystko i nie słyszał jednocześnie. Nie rozumiał samego siebie, nie rozumiał tego co czuje, nie rozumiał jej, nie rozumiał czemu go zostawiła… Nie rozumiał zupełnie nic!
Oparł się na łokciach i odgarnął dłonią niesforne blond pasmo, które opadło mu na oko. Co się właściwie dzieje?
Nie ogarniam tego.
- Cholerna, popieprzona wariatka! – mruknął do siebie, powrotem opadając na poduszki.
Nagle zerwał się na równe nogi, jakby powziął jakąś decyzję. Naciągnął na stopy skarpetki i założył buty. Naciągnął szatę bezpośrednio na bokserki, nie bawiąc się w zakładanie spodni czy koszuli. Wypadł z dormitorium i trzasnął drzwiami, kompletnie nie przejmując się faktem, że obudził pewnie połowę Slytherinu.
Wbiegł do korytarza obok i nacisnął klamkę drzwi z napisem „6 rok”. Wszedł do środka.
- Lumos – szepnął, przechodząc koło łóżek.
Dziewczyny, oślepione nagłą jasnością mruczały coś niezrozumiale, niezadowolone z tej sytuacji.
- Co ty tu robisz? – spytała Pansy, natychmiast wstając i podchodząc do niego.
Krótka koszulka ledwie zakrywała pupę, a piersi wręcz wylewały się z koszulki, ale Draco nawet tego nie zauważył. Dziewczyna złapała jego ramię i przytuliła się do niego.
- Coś się stało? – otwarte szeroko oczy wpatrywały się z przestrachem w Ślizgona. – Czemu tu jesteś? Ktoś napadł na Hogwart?
Malfoy nie odpowiedział. Podszedł do ostatniego łóżka i spojrzał bezradnie na zasłaną pościel.
- Gdzie Wiktoria? – spytał pustym głosem. Tak naprawdę znał odpowiedź. Ten pocałunek, to wszystko w łazience Jęczącej Marty… To było pożegnanie.
- Nie wiem – wzruszyła ramionami Parkinson, nie odstępując blondyna nawet na krok. – Nie wróciła na noc. Pewnie śpi z Potterkiem – dorzuciła z mściwą satysfakcją.
Draco obrócił się w jej stronę jak rażony piorunem. Chwycił ją mocno za nadgarstki, wpatrując się wprost w ciemne oczy Pansy.
- Nigdy. Więcej. Nie. Waż. Się. Powiedzieć. Złego. Słowa. O. Wiktorii! – wysyczał, akcentując każde słowo. Kiedy skończył mówić, odepchnął od siebie Ślizgonkę tak, że upadła na pupę, a koszulka podwinęła się na brzuch, odsłaniając skąpą bieliznę.
Nie zaszczycając jej nawet jednym spojrzeniem, wyszedł z pokoju, zaciskając palce prawej dłoni na różdżce.
~*~
Zazdrosna kretynka.
Malfoy szedł opustoszałymi lochami, ignorując chłód, ogarniający go ze wszystkich stron.
Próbowała oczernić Wiktorię… Co ona o niej wie?!
A ty? Co ty wiesz?
Na pewno więcej niż ta głupia suka Parkinson!
Wbiegł po schodach do Głównego Holu.
Jesteś pewien?
Tak, tak, tak!
- Wiktoria! – krzyknął, zatrzymując się i patrząc na drobną postać, zmierzającą do wyjścia ze szkoły.
Ciemnowłosa zesztywniała i jakby zapadła w sobie, ale nie odwróciła. Stała w miejscu, nie wykonując najmniejszego nawet ruchu mającego na celu ucieczkę czy też przepędzenie go. Po prostu biernie czekała, aż do niej podejdzie.

[ 1857 komentarze ]


 
...
Dodała Wiktoria Piątek, 27 Lutego, 2009, 16:06

Gorgie - to ja jestem autorką opowiadania, a tamten blog również należy do mnie. Jeśli mi nie wierzysz, mogę napisać notkę także na tamtym blogu. I wybacz, ale nie życzę sobie komentarzy z tym adresem, bo zwyczajnie chcę, żeby czytali tam, a nie dowiedzieli się wszystkiego tu. Rozumiem, że chciałaś dobrze i nie mam Ci tego za złe, aczkolwiek mogłaś mnie zjechać za to, że rzekomo ukradłam własną historię, a nie podawać od razu adres. No dobra, nevermind. W każdym razie dzięki za interwencję, niepotrzebną, ale dzięki ;D

Nowa notka w niedzielę. W każdym razie taką mam nadzieję xD

[ 1953 komentarze ]


 
Część 14
Dodała Wiktoria Wtorek, 10 Lutego, 2009, 22:04

- Jesteś sierotą, tak? – syknął, rzucając w nią pogniecionym skrawkiem pergaminu. – Miałaś chyba nieziemskie szczęście, że trafił ci się jednoosobowy sierociniec ze skrzatką w roli przełożonej. Bo domyślam się, że ta cała Błyskotka to skrzat domowy?
- To nie tak, Draco… - wymamrotała, nie odrywając wzroku od widoku za oknem. – Nic nie rozumiesz. Ja musiałam kłamać.
- Dlaczego musiałaś? – spytał, zbliżając się do niej. Nadal był na nią wściekły, ale z nieznanych sobie powodów chciał czuć jej bliskość.
- Nie mogę ci tego teraz wytłumaczyć – odparła, odwracając się gwałtownie w jego stronę. Zadarła głowę, aby spojrzeć w lodowate, stalowe tęczówki. – Może kiedyś. Ale nie teraz.
Oczy Ślizgona zwęziły się niebezpiecznie. Wiktoria chciała go wyminąć i jakby nigdy nic odejść, ale złapał ją za nadgarstki i ścisnął tak mocno, że dziewczyna syknęła z bólu.
- Puść… - szepnęła nadzwyczaj łagodnie. Jej ton zbił go z tropu, ale nie na długo.
- Powiedz mi! – zażądał podniesionym głosem.
Ciemnowłosa, uwięziona między jego ciałem a oknem patrzyła mu hardo w oczy, milcząc. Wyraźnie zignorowała jego rozkaz. Nagle na jej usta wypłynął ironiczny uśmiech.
- Wiem, co sobie myślałeś… - mruknęła niespodziewanie nawet dla samej siebie. – Wiem, że widziałeś mnie w roli drugiej Pansy. Tylko może trochę… Ładniejszej. No i zdecydowanie mądrzejszej. Tylko widzisz, między mną a Pansy jest jedna podstawowa różnica: ona, jak pies, jest ci wierna. A ja… - zaśmiała się – ja jestem jak kot. Chadzam własnymi ścieżkami…
- Zadałem pytanie! – krzyknął, wzmacniając uścisk swych dłoni. – I oczekuję odpowiedzi!
- A co… - zmrużyła oczy – co, jeśli nie odpowiem? Zabijesz mnie?
Puścił jej ręce z nagłym obrzydzeniem, spojrzał jeszcze raz i odszedł. Tak po prostu.
To takie do ciebie niepodobne, Draconie Malfoyu…
***
Przez przerażający ułamek sekundy naprawdę chciał ją zabić. Nie rozumiał dlaczego, ale bardzo mu zależało, aby wiedzieć czemu skłamała.
Musiała.
Tylko czemu?
Skoro powiedziała, że musiała, to to znaczy, że musiała! , wrzasnęła nieznana mu część jego duszy. Musisz zawsze wszystko wiedzieć? A może… Może lepiej żyć w niewiedzy?
Znów siedział w łazience Jęczącej Marty. Znów patrzył w oczy samemu sobie i próbował znaleźć w nich cokolwiek. Nie znalazł nic. Kompletna pustka.
I to chyba było nawet gorsze od tego, co obiecał mu zrobić Voldemort, jeśli nie wypełni rozkazów…
Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. Więc jego zwierciadło jest chyba jakoś wybitnie zabrudzone. Albo… A może on już nie ma duszy?
Więc dlaczego tak bardzo boli go serce?
- Masz duszę. – znajomy głos rozległ się za jego plecami. Nawet nie drgnął, starając się nie pokazać, jak bardzo go zaskoczyła. – Tylko ukryłeś ją bardzo głęboko, bo się bałeś. Cholernie przerażała cię możliwość, że ktoś jeszcze poza Voldemortem mógłby ją skrzywdzić.
- Jak śmiesz… - wycedził, odwracając się w jej stronę. – Jak w ogóle śmiesz wymawiać JEGO imię?!
Wiktoria powoli podeszła do blondyna. Ku jego zdumieniu wyminęła go i z kocią gracją wskoczyła na kamienny blat między jedną umywalką a drugą.
- Kim ty jesteś? – spojrzał na nią, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu.
- Ja… - Fynn zająknęła się. – Draco, czy ty wiesz, co najlepszego chcesz zrobić?
- O co ci chodzi? – Ślizgom odsunął się o krok i rzucił jej nerwowe spojrzenie.
- O Dumbledore’a. Ty… Ty możesz z tego zrezygnować…
- Skąd wiesz? – jego głos stał się piskliwy. Wpadł w panikę. – Kto ci powiedział?!
- To nie gra roli. Możesz się wycofać. Możesz powiedzieć Snape’owi, żeby zrobił to za ciebie. Możesz jeszcze uratować swoją duszę… - ciemnowłosa posłała mu proszące spojrzenie.
- Nie znam cię… Nawet nie wiem, jak się naprawdę nazywasz. Dlaczego mam ci wierzyć? – Malfoy oparł się plecami o ścianę i osunął po niej powoli. Wpatrywał się tępo w kamienny sufit. Wyglądał jak małe dziecko, któremu się powiedziało, że Święty Mikołaj nie istnieje. Ta sama dezorientacja…
- Jestem Wiktoria. – dziewczyna przymknęła oczy, próbując ułożyć sensowną przemowę. – Naprawdę nazywam się Wiktoria. Chcę ci pomóc… Zrozum: jesteś jeszcze młody, wszystko przed tobą. Dlaczego chcesz się naznaczyć piętnem morderstwa? Przecież wiem, że tego nie chcesz.
- Ale nie mogę się wycofać! – wrzasnął, uderzając raz po raz głową w kamienny mur. – On zabije mnie i moją rodzinę!
- Snape złożył przysięgę twojej matce, że zrobi to za ciebie. Wystarczy, że zabije go twoją różdżką. Jest bardzo dobry w oklumencji, uda mu się ukryć prawdę przed Voldemortem.
- Kim ty jesteś? – spytał jeszcze raz blondyn. Teraz w jego wzroku poza strachem była jeszcze ciekawość.
- Nie mogę – Wiki pokręciła głową. – Teraz nie mogę ci powiedzieć. Lepiej, żebyś nie wiedział. Może kiedyś…
Malfoy nie odpowiedział, zaciskając kurczowo usta.
Dziewczyna nie odrywała wzroku od ściany przez jakąś minutę. Aż w końcu, niespodziewanie, spojrzała na Draco i wyciągnęła ku niemu ręce.
- Chodź do mnie… - szepnęła, patrząc na niego dziwnie miękko.
Malfoy, bez namysłu, zrobił dwa kroki w jej stronę i ukrył twarz w ciemnych, miękkich włosach. Ciemnowłosa oparła policzek o jego szatę na wysokości klatki piersiowej i przymknęła oczy.
- Powiedz mi… - wymamrotał prosząco w kruczoczarne pasma. – Proszę…
- Zrozum, że nie mogę – jęknęła Wiktoria, obejmując go ciasno rękami.
Draco odsunął ją od siebie delikatnie, ujął twarz w dłonie i spojrzał prosto w oczy. Fynn rozchyliła lekko usta, nie wiedząc co powiedzieć ani co zrobić. Ślizgon pochylił się i delikatnie musnął jej wargi. Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się do niego mocno.
- Draco?
- Mhm? – spojrzał na ciemnowłosą i uśmiechnął się tak… dziwnie.
- Przepraszam. – odsunęła go od siebie, zeskoczyła z blatu i wyszła z łazienki, nie oglądając się za siebie.
***
Opadła na miękkie poduszki, spoglądając na baldachim swego łóżka. Powinna spakować rzeczy. W końcu to wszystko, co teraz ma…
Z ciężkim sercem podniosła się na łokciach i rozejrzała po pustym dormitorium. Niedługo wróci Pansy i jej przyjaciółki Do tego czasu powinna się wynieść.
Zatoczyła dłonią koło w powietrzu, a wszystkie jej rzeczy niespodziewanie zaczęły frunąć do kufra.
- No i co? Kolejne pożegnanie? – zapytała samą siebie, uśmiechając się lekko.
Kolejny delikatny ruch ręki i wieko skrzyni zatrzasnęło się. Jeszcze jeden – i kufer zawisł w powietrzu, gotów do drogi.
Rzuciła na siebie zaklęcie zwodzące i wyszła z dormitorium, starając się opanować to nieznośne szczypanie pod powiekami.

[ 371 komentarze ]


 
Część 13
Dodała Wiktoria Czwartek, 15 Stycznia;, 2009, 09:20

Hmmm... Cóż, notka taka trochę przejściowa, ale chyba sporo wyjaśniająca.
~*~
- Panienko, zjemy dziś jakiś świąteczny obiad? - Błyskotka stanęła w progu, wpatrując się ogromnymi, błyszczącymi oczyma w Wiktorię. Ciemnowłosa podniosła wzrok znad książki, którą właśnie czytała i spojrzała nieprzytomnie na swą towarzyszkę.
- Ja… Dziękuję, ale jeśli chcesz, to przygotuj coś smacznego dla siebie – mruknęła, przecierając oczy i ziewając. – Chyba się położę, jakoś zmęczona jestem…
- Ale dziś gwiazdka! – pisnęła zgorszona skrzatka, jeszcze szerzej rozwierając źrenice.
- I co z tego? – fuknęła ciemnowłosa, podnosząc się. – I tak nie mamy z kim świętować.
Skrzatka spuściła głowę i powoli odsunęła się z przejścia, pozwalając Ślizgonce się wyminąć.
***
- Draco? – wysoka, szczupła, blondwłosa kobieta spojrzała z niepokojem na swą latorośl.
Jak on strasznie zmarniał przez te cztery miesiące… Zazwyczaj blade policzki teraz nabrały niezdrowego, szarawego odcienia, a zimne, stalowoszare oczy zapadły się, jakby chciały uciec od otaczającego je świata.
- Tak? – chłopak spojrzał na matkę bez zainteresowania.
- Czemu nie chciałeś przyjechać na święta? – pytanie wyrwało jej się, zanim zdążyła je powstrzymać.
Stali w ogromnym Holu Głównym naprzeciwko siebie, niczym dwoje kowbojów przed pojedynkiem. Może tylko odległość była mniejsza. No, i oni zamiast zwykłej, mugolskiej broni palnej mogli sobie co najwyżej poczarować. Lub, jeśli chcieli być bardzo mugolscy, wydłubać oczy za pomocą różdżek.
- A po co? – wzruszył ramionami Ślizgom. – Mieliśmy sami siedzieć przy pustym stole? Dobrze wiesz, że wraz z ojcem do Azkabanu poszła połowa naszych gości świątecznych. Poza tym w ferie mam lepsze pole manewru. – mówiąc ostatnie zdanie ściszył głos do szeptu. Narcyza nie mogła się oprzeć wrażeniu, że powiedział to z niejaką dumą.
Niemniej widziała, ile go to kosztowało. Bolało ją, że jej jedyne dziecko tak cierpi i jest z tego powodu szczęśliwe. Szczęśliwe i przerażone jednocześnie. Zbyt dobrze znała Draco, aby nie widzieć, że za tym pozornie pustym, chmurnym, nonszalanckim spojrzeniem kryje się paniczny strach. Dokładnie taki, jaki ogarniał go, gdy był małym chłopcem i wydawało mu się, że pod jego łóżkiem mieszka rogogon węgierski. Tylko ze wtedy wystarczyło go przytulić i już było dobrze. A teraz, co mogłaby zrobić teraz poza tym, co już zrobiła?
- Tak… - mruknęła bez sensu. – A co ja mam robić sama w tym domu?
- Zajmij się czymś. Posprzątaj… - blondyn uśmiechnął się kpiąco.
Pani Malfoy spojrzała na niego z niedowierzaniem. To już nie był jej malutki synek. Nie, to nie był już on…
***
- Wiktoria? – na łóżku dziewczyny przysiadł mężczyzna. – Czemu się chowasz?
- A co innego mam robić? – spod kołdry wychynęła wyjątkowo poczochrana czarna czupryna, a ledwo widoczne zza burzy włosów intensywnie niebieskie oczy spoglądały wrogo na przybysza. – Choinkę ubierać? Dla kogo? Dla siebie? Nie, dzięki, to żadna frajda.
- Przecież wiesz… - szepnął zmęczonym głosem czarodziej, przymykając lekko oczy. – Przecież wiesz, że nie mogę…
- Wiem. – ciemnowłosa zmusiła się do uśmiechu. Objęła szyję swego towarzysza i przytuliła twarz do błękitnej szaty, tak doskonale pasującej do odcienia jej oczu.
Dobranej specjalnie do koloru jej oczu… Tak, żeby była zawsze przy nim choćby w ten nieco dziecinny i naiwny sposób.
- Muszę iść…
- Idź. – Fynn odsunęła się i, obejmując ramionami nogi, patrzyła, jak mężczyzna wychodzi z pokoju.
***
Nadeszła ciepła wiosna. Uczniowie Hogwarty wylegli na błonia. Nawet piąto- i siódmoklasiści, wraz ze stosami podręczników sadowili się w cieniu rozłożystych drzew.
Wiktoria osłoniła oczy przed rażącym słońcem i, mrużąc oczy, szukała Pansy. W końcu dostrzegła czarne, ulizane włosy oraz zielone emblematy na szacie u jednej z dziewczyn siedzących nad jeziorem. Ruszyła w tamtą stronę.
- Cześć – ciemnowłosa uśmiechnęła się do Parkinson, siadając obok. Ślizgonka zmierzyła ją niezbyt przyjaznym spojrzeniem.
- Cześć – warknęła, ostentacyjnie odwracając się plecami do Wiktorii.
- Mogłybyśmy pogadać na osobności? – spytała ciemnowłosa, zaciskając kurczowo dłonie.
Pansy wstała bez słowa, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem. W milczeniu odeszły kilkanaście metrów.
- Ile razy mam ci tłumaczyć, że nie miałam wpływu na to, co się stało Draco? – syknęła przez zaciśnięte zęby Fynn, wpatrując się w koleżankę ze wściekłością. – Tak, znam Harry’ego, ale ostatni raz rozmawiałam z nim kilka miesięcy temu! Co, listownie nasłałam go na Malfoya?!
- Och, więc co, Potter ot tak po prostu postanowił sobie wyżyć się na Draco? – w oczach Parkinson zalśniły łzy.
- Doskonale wiesz, że się nie lubili. Może Draco próbował rzucić jakieś zaklęcie na Harry’ego? Doskonale wiesz, że się nie przyzna, to byłoby równoznaczne z wyrzuceniem go ze szkoły.
- Pottera nie wywalili! – zapiszczała Pansy.
- Gdyby Draco miał rzucać zaklęcie, to byłoby to któreś z niewybaczalnych.
Parkinson otworzyła usta, spojrzała na Wiki tak, jakby ta była karaluchem i dumnym krokiem wróciła do koleżanek. Ciemnowłosa zacisnęła kurczowo usta i udała się w stronę zamku.
***
Opadła na wytarty fotel w pokoju wspólnym. Nie zastała tu blondyna. Zapewne znowu szlaja się po Pokoju Wspólnym… Ileż można opracowywać tak prostą operacje?
Nagle, niewiadomo skąd, pojawiła się sowa. Usiadła delikatnie na kolanach Wiktorii i zahukała cicho, nie odrywając ogromnych, bursztynowych oczu od morskiego spojrzenia dziewczyny.
Fynn odczepiła od jej nóżki list i pozwoliła usadowić na swoim ramieniu. Szybko przebiegła oczyma treść zawartą na pergaminie i przymknęła oczy. Płomykówka zacisnęła leciutko pazurki na jej skórze, jakby chciała dodać otuchy.
- No i co my teraz zrobimy, malutka? – spytała ciemnowłosa, delikatnie gładząc palcem wskazującym malutki dziób sowy. – Wygląda na to, że nie mamy już dokąd wracać…
***
Draco ukrył twarz w dłoniach, opadając bez życia na fotel przy kominku. Wszyscy korzystali teraz ze słonecznej pogody, ale on nie miał na to czasu. Już niedługo… Już bardzo niedługo.
Uśmiechnął się do siebie triumfalnie. Teraz musi się udać. Bo jak nie, to… Jego uśmiech nieco przygasł.
Jednym machnięciem różdżki rozpalił ogień w kominku, nie zważając na okrzyki protestu innych Ślizgonów. Płomienie działały na niego dziwnie uspokajająco. Bez namysłu chwycił leżący przed nim kawałek pergaminu. Spojrzał na niego kontrolnie. Czyjeś wypracowanie z transmutacji.
Cóż, pomyślał, rzucając zapisany drobnym pismem pergamin do kominka, napiszesz je sobie od nowa, skoro nie pomyślałeś, aby zabrać.
Chwycił następną karteluszkę. Rzucił okiem na treść i już, już miał wyrzucić, kiedy nagle w oczy rzucił mu się nagłówek. Jego oczy biegały jak szalone, kiedy czytał treść listu pozostawionego nieopatrznie przez właścicielkę. Kiedy dotarł do jego końca, przez głowę przebiegały mu setki myśli.
Zerknął raz jeszcze na list.


Wiktorio,

Przykro mi to mówić, ale jakiś śmierciożerca chyba znalazł między nami jakieś powiązanie. Przeszukał dom i zabił Błyskotkę. Z tego co udało mi się ustalić, nie chciała mu powiedzieć, gdzie przebywamy. Myślę, że… Kiedy już będzie po wszystkim… Tak, doskonale wiesz, co mam na myśli… Uważam, że nie powinnaś już wracać do Doliny Godryka. To już nie będzie dla Ciebie bezpieczne miejsce. Ufam, że sobie poradzisz. Wiem, że chciałabyś to wiedzieć, więc mówię: tak, pochowałem Błyskotkę. Nie martw się o to. Była dzielna do samego końca.


Zacisnął dłoń, mnąc list. Zerwał się na równe nogi i wypadł z Pokoju Wspólnego, szukając dziewczyny.
~*~
I jak?;D

[ 10098 komentarze ]


 
Część 12
Dodała Wiktoria Niedziela, 07 Grudnia, 2008, 19:11

Jeśli zdradziłam za dużo, to jest to wina Marty G! xD
*~*~*~*~*~*~*~*~
Dziewczyna z ulgą rzuciła się na miękkie łóżko i wpatrzyła w bielutki niczym mleko sufit. Nareszcie w domu... Ciężko jej było w tym Hogwarcie, oj ciężko...
Ale już wróciła.
Na dwa tygodnie.
- Błyskotko! - zawołała wesoło, wstając. - Zjedzmy razem obiad!
Skrzatka podskoczyła wysoko i pokiwała głową. Nie mówiąc ani słowa, skierowała się w stronę kuchni.
Wiktoria powoli, leniwie podeszła do okna i spojrzała na swój ukochany ogródek, teraz cały pokryty białym puchem.Skrzyżowała ręce na piersi, przymykając oczy. Oparła czoło o lodowatą szybę, otwierając oczy i jeszcze raz zerkając na widok za oknem.
Po co ona dała się w to wpakować? Mogła przecież mieć święty spokój, mogła sobie spokojnie siedzieć tutaj z Błyskotką...
I dalej tkwić w tej pustce.
Wcale nie! Mam Błyskotkę!
Ale chciałabyś mieć kogoś innego, prawda? Kogoś... Dla kogo zgodziłaś się wpakować w to całe bagno, czyż nie jest tak?
Nieprawda. Przecież wiem, że nie może być inaczej, niż jest. On stara się mnie odwiedzać, to nie jego wina, że jest ciągle zajęty, nie jego wina, słyszysz?!
Wiesz. Co wcale nie jest równoznaczne z 'przyjmujesz do wiadomości'.
Och, a zawsze wydawało mi się, że to są synonimy.
Tobie się wiele rzeczy wydaje.
Zostaw mnie samą!
Jesteś sama...
***
- Wiesz, sądzę, że Fynn jest dość głupiutka... - szepnęła Pansy, tuląc się do Malfoya i gładząc go po jasnych włosach. - Naprawdę, nie rozumiem, co ona robi w Hogwarcie, a tym bardziej w Slytherinie!
- Mhm... - mruknął Draco, odsuwając się od Ślizgonki i wstając. Podciągnął bokserki, po czym zaczął się rozglądać po pokoju w poszukiwaniu swoich spodni.
- No bo ona to w ogóle jest dziwna! - wybuchnęła Parkinson, unosząc się na łokciach i obserwując chłopaka, który właśnie usiadł w fotelu i leniwie wciągał nogawki dżinsów na nogi. - Pojawia się tu znikąd, nazwisko ma dziwaczne, ogólnie cała jest jakby taka... mugolska! Gdyby nie to, że umie czarować, to uznałabym, że trafiła o przez przypadek...
- Pansy – przerwał jej blondyn, nawet nie podnosząc na nią wzroku – Jeśli już musisz przedstawiać komuś te swoje wynurzenia, to proszę, niech ta osobą nie będę ja. Niewiele mnie interesuje zarówno twoje zdanie na temat jej pochodzenia, jak i sama kwestia tego, skąd Wiki się tu właściwie wzięła.
Nie interesuje cię to, tak?
Tak, dokładnie.
Nie interesuje?
Tak!
Ach, więc cię to nie interesuje.
Długo jeszcze będziesz to powtarzać?
Wyjaśnij mi jedno: skoro, jak to wcześniej powiedziałeś, nie interesuje cię, skąd pochodzi Wiktoria, to czemu całą wczorajszą noc spędziłeś na przeglądaniu aktów Faro, które swoją drogą zdobyłeś w niezbyt legalny sposób?
Bo byłem ciekaw.
Byłeś ciekaw, ale cię to nie interesuje. No tak...
Tak, dokładnie tak!
Więc czemu się tak unosisz?
- Daj mi już spokój! - wrzasnął, podnosząc się z fotela.
- Przepraszam... - bąknęła Pansy, spoglądając na Malfoya ze zdziwieniem. - Ale ja przecież nic już nie mówiłam...
Ślizgon nie odpowiedział, po prostu wyszedł, nie oglądając się za siebie.
- Draco, przepraszam... - wyszeptała przerażona Parkinson.
***
- Smacznego! - rzuciła uradowana Błyskotka, stawiając przed swoją panią talerz parującej zupy.
- Dziękuję – Wiktoria uśmiechnęła się do skrzatki i wypiła łyżkę płynu. - Gotujesz o wiele lepiej, niż te skrzaty w Hogwarcie!
- Och, dziękuję!
- Nie masz za co. - ciemnowłosa odsunęła od siebie talerz i spojrzała uważnie na swą towarzyszkę. - Ktoś tu bywał podczas mojej nieobecności oprócz pana?
- Tak, kilku mężczyzn! - Błyskotka pokiwała energicznie głową, aż długie uszy załopotały. Otworzyła oczy jeszcze szerzej i wpatrzyła się w Wiktorię. - Zawsze rozmawiali z panem.
- Nie wiesz, o czym?
Skrzatka pokręciła przecząco głową. W tym momencie rozległo się głośne pukanie do drzwi. Obydwie, jak na komendę, spojrzały w tamtą stronę, a potem na siebie. Wiki podniosła się i wyciągnęła różdżkę spod szaty.
- Ja otworzę – oznajmiła, zaciskając kurczowo usta.
Wyszła z kuchni i skierowała się w stronę drzwi wyjściowych. Przez okienko w kuchni zdążyła zauważyć, że są to dwie osoby, sądząc po posturze, mężczyźni.
Stuknęła różdżką w zamek, rozległo się krótkie 'klik' i do pomieszczenia wpadł lodowaty podmuch.
- Słucham panów? - Wiktoria spojrzała zimno na dwóch przybyszów.
- A moglibyśmy najpierw wejść? - spytał ze zniecierpliwieniem jeden.
Fynn bez słowa odsunęła się, przepuszczając gości w drzwiach, jednak nadal trzymała w gotowości różdżkę.
- Przyszliśmy do dziadka. Jest? - spytał wyższy z mężczyzn.
- Jesteśmy z Ministerstwa Magii – dodał ten drugi.
- Nie ma go. - odpowiedziała ciemnowłosa, chwytając za klamkę i zatrzaskując drzwi. - O co chodzi?
- Nie ma? No cóż, to my może przyjdziemy kiedy indziej... - czarodzieje zignorowali jej pytanie, kierując się do wyjścia.
- Łatwiej zastać go w pracy niż w domu, dobrze o tym wiecie! - parsknęła Fynn, z furią zatrzaskując drzwi.
Machinalnie strzeliła palcami, a mokre plamy na posadzce w miejscu, gdzie stali dwa magowie, zniknęły. Wiki potrząsnęła głową z niedowierzaniem i wbiegła po schodach na górę.
- Tutaj go szukali, dobre sobie! - prychnęła, wchodząc do dużego, pustego (jeśli nie liczyć dużego obrazu w pozłacanej ramie) pokoju. - Ev, mógłbyś przekazać dziadkowi, że go szukali? Wydaje mi się, że to był Thicknesse i ktoś jeszcze. Choć nie mam pewności, widziałam go do tej pory tylko raz.
Czarodziej z portretu skinął głową i przysunął się do swojej ramy, znikając z płótna. Przed nią stał teraz jedynie pusty skórzany fotel. Ciemnowłosa westchnęła i podeszła do kominka. Znów strzeliła palcami i przed nią rozbłysnął ogień, trzaskając wesoło.
- Dziadek powiedział, że masz się nimi nie przejmować. Och, i że postara się wpaść na Wigilię. - czarodziej znów siedział w swoim wygodnym fotelu, tylko teraz miał może jakby trochę bardziej przekrzywioną tiarę.
- No tak... - Wiki skinęła smutno głową. - Jak zawsze. Postara się wpaść.
- On jest naprawdę bardzo zajęty. Ma dużo papierkowej roboty.
- Mhm – mruknęła dziewczyna. - Sam wysłał mnie do tego cholernego Hogwartu, ale przez cały mój pobyt tam nawet się nie zainteresował jak sobie radzę – rzuciła z rozgoryczeniem.
- Wiesz, ile miałabyś problemów z uczniami, gdyby się okazało, że jesteście spokrewnieni?
- Tak, pewnie – parsknęła ciemnowłosa, powoli przesuwając dłonią po włosach. - Wielki pan i władca się znalazł. Nie myślałam, że posunie się nawet do wykorzystywania własnej wnuczki do tych swoich gierek. A tymczasem...
- On cię do żadnych gierek nie wykorzystuje – fuknął mężczyzna z portretu. - Jeśli już musisz wiedzieć, to on po prostu chciał, żebyś poczuła się ważna!
- Taaaak... - dziewczyna zaśmiała się cichutko.
Blask ognia, odbijający się w jej oczach sprawiał, że wyglądała jak kompletna wariatka. Wpatrywała się w jeden punkt na podłodze z tak żarliwą nienawiścią, że owy Ev nie odezwał się ani słowem.
W pewnym momencie poderwała się na równe nogi i wyszła z pokoju.
- Błyskotko, wychodzę! - krzyknęła, zbiegając po schodach. - Dziś raczej nie wrócę.
Zanim skrzatka zdążyła w ogóle wyjść z kuchni, już trzasnęły drzwi wyjściowe i Wiktorii nie było.
***
- Co ty tutaj robisz? - Draco spojrzał ze zdumieniem na Fynn, przemierzającą Główny Holl.
Dziewczyna zatrzymała się i uśmiechnęła do niego.
- Zapomniałam podręczników.
- Ach... - wymamrotał. - Pójdę z tobą, i tak nie mam apetytu.
Ciemnowłosa w milczeniu ruszyła przed siebie.
- Ej! Ale jak ty tu dotarłaś? - Draco spojrzał na dziewczynę podejrzliwie, zrównując się z nią.
- Dyrektorka mnie podwiozła autem – odparła jakby nigdy nic Wiki, nawet nie mrugnąwszy okiem.
- Autem?
- Kiedyś ci wyjaśnię – na ustach ciemnowłosej pojawił się uśmiech. - Taka mugolska zabawka...
Dotarli do Pokoju Wspólnego. Wiktoria skierowała się w stronę schodów do sypialni dziewcząt, ale – ku swojemu zdumieniu – zauważyła, że Draco nawet nie przyhamował, wręcz przeciwnie, idzie dalej obok niej.
- A ty...? - zerknęła na niego z rozbawieniem.
- A czemu nie? - wzruszył ramionami, stawiając stopę na pierwszym z kamiennych stopni. - A bo to pierwszy raz tam będę?
- Wiesz, myślałam, że to Pansy fatygowała się do ciebie, a nie ty do niej – zaśmiała się wesoło Fynn, idąc kilka stopni przed Ślizgonem. - No cóż, najwyraźniej się myliłam.
Otworzyła drzwi do swojego dormitorium i weszła, a zaraz za nią wkroczył tam Draco z miną pana i władcy na włościach. Ciemnowłosa pokręciła głową z lekkim uśmiechem i uklękła przy swoim kufrze, podnosząc wieko.
Malfoy usiadł na jej łóżku i przyglądał się w milczeniu, jak dziewczyna próbuje wyciągnąć opasły tom spod stosu znoszonych, mugolskich ubrań.
- Myślałem, że kufry się zabiera na ferie. - przerwał ciszę, jaka zapanowała.
- A co ja tu miałam zabrać? - Wiki wzruszyła ramionami, spoglądając na ubogi dobytek. - W sierocińcu nawet by mi tego nie wyprali, zawsze przed świętami jest tam jeden wielki młyn, a tutaj mam pewność, że skrzaty o nie zadbają.

[ 1216 komentarze ]


 
Część 11
Dodała Wiktoria Wtorek, 02 Grudnia, 2008, 17:41

- Wracasz do domu na święta? - zagadnął Wiktorię Draco. Dziewczyna powoli przeniosła wzrok z płatków śniegu, wesoło wirujących za oknem klasy do transmutacji i spojrzała na blondyna.
- Ja nie mam domu – wymamrotała bezbarwnym głosem, wpatrując się w niego dużymi, niebezpiecznie pustymi, błękitnymi oczami. Malfoy otworzył usta, po czym je zamknął.
Idiota. Przecież wiedziałeś, że jest z sierocińca!
- A może chciałabyś jechać do mnie? - wypalił, zanim zdążył ugryźć się w język. Cholera, ty nie wracasz w tym roku do domu na święta, pacanie!
Ciemnowłosa uśmiechnęła się lekko. Legilimencja to jednak dość przydatna umiejętność, pozwala człowiekowi uniknąć niezręcznych dla niego sytuacji...
- Nie, dzięki. Muszę wrócić do domu dziecka na ten czas, już dostałam list od przełożonej – skłamała gładko, nie patrząc na Ślizgona.
Tylko czemu, czemu, na brodę Merlina, tak ciężko było jej wykrztusić tą niewinną bajeczkę, będącą zresztą na rękę Malfoy'owi?!
Wariujesz, Wiktorio.
- No tak, cóż, trudno... - bąknął pod nosem chłopak. - Może następnym razem.
Zabrzmiał dzwonek oznajmiający koniec lekcji. Draco wybiegł z klasy, nie czekając na odpowiedź dziewczyny. Wiki pokręciła głową w niemym niedowierzaniu i z niejakim namaszczeniem włożyła swoje zniszczone podręczniki do jeszcze bardziej zużytej torby.
Do czego to doszło, żeby ze wszystkimi swoimi pieniędzmi musiała obnosić się jak jakiś kocmołuch...
Zadaj sobie lepiej pytanie: jak do tego doszło, że owy 'kocmołuch' tak niebezpiecznie zawrócił w głowie pewnemu młodzieńcowi, który sam wychodzi z założenia, że nie ma serca?
Ciemnowłosa ruszyła ku drzwiom klasy i w tym samym momencie uczynił to Harry. Wpadli na siebie w drzwiach, każde pogrążone we własnych myślach.
- Przepraszam – mruknęli obydwoje jednocześnie, spoglądając na siebie ze zdumieniem. - To ty!
Fynn uśmiechnęła się przyjaźnie, a Gryfon wykrzywił usta w czymś, co zapewne było według niego uśmiechem.
- Dawno nie gadaliśmy – zagaiła ciemnowłosa, przekrzywiając lekko głowę. Potter wymamrotał coś potakująco, nawet na nią nie patrząc.
- Wybacz, muszę iść – powiedział głośno i wyraźnie po kilkunastu sekundach milczenia. - Zobaczymy się potem.
'Zobaczymy się potem.'
Zdanie rzucone ot tak, czy obietnica?
***
Mała skrzatka poprawiła poduszkę na obszernym łożu w przytulnej sypialce. Rozejrzała się jeszcze raz po całym pomieszczeniu i kiwnęła głową z aprobatą.
- Panienka będzie zadowolona! - wygięła swe bezzębne wargi w uśmiechu, opierając ręce na biodrach.
Nagle rozległ się głośny dzwonek do drzwi. Mała istotka potruchtała w kierunku wyjścia z pokoju, unosząc w górę swą przydługą sukienkę.
Machnęła krótko szczupłym palcem i mahoniowe wrota stanęły otworem. Na zewnątrz stał wysoki mężczyzna w czarnym, podróżnym płaszczu, unoszonym przez lodowate podmuchy wiatru.
- Proszę wejść – Błyskotka skłoniła się głęboko, niemalże uderzając uszami o jasne, drewniane panele hollu. - Pan niedługo będzie, zatrzymały go jakieś ważne sprawy.
Gość nie odpowiedział, zacisnął jedynie kurczowo usta i przekroczył próg, jednym, gwałtownym ruchem wyciągając zza pazuchy różdżkę i osuszając nią siebie.
- Proszę wejść do salonu, zaraz podam herbatę – skrzatka nerwowym gestem wskazała drzwi po swojej lewej, które natychmiast się otworzyły.
***
- I jak, spakowana? - Draco stanął tuż za plecami ciemnowłosej, czytającej właśnie informacje na tablicy ogłoszeń. Stał tak blisko, że doskonale czuł kokosowy zapach, który bił od jej włosów.
Dziewczyna ani drgnęła, co Malfoy przyjął jako pełne przyzwolenie. Delikatnie, muskając opuszkami palców skórę szyi, odgarnął czarne, miękkie pasma i przesunął ciepłymi wargami po odsłoniętym ciele.
Wiktoria jakby leciutko zadrżała, po czym odrobinkę, ledwo zauważalnie, przesunęła głowę w prawo. Chłopak położył dłonie na jej biodrach i obrócił ją przodem do siebie. Ku swojemu zdumieniu dostrzegł na twarzy Ślizgonki lekko kpiący uśmieszek.
- A teraz zabierzesz mnie do dormitorium i łaskawie się ze mną prześpisz, tak? - syknęła, wspinając się na palce i muskając jego usta swoimi. - Nie ze mną takie numery – rzuciła, po czym cofnęła się, nadal patrząc mu w oczy. Po kilkunastu sekundach obróciła się i podeszła do wyjścia z Pokoju Wspólnego.
Idiota!, zrugał siebie w myślach blondyn, z impetem opadając na jeden z wolnych foteli wokół kominka.
Ale przecież wydawało się, że ona też tego chce...
Srało, a nie wydawało! Tysiąc i jedna rzecz może ci się wydawać co do tej cholernej Fynn, ale ani jedna z nich nie musi być prawdą, doskonale o tym wiesz!
Wiesz, wiesz... W Pokoju Życzeń była miła! Skąd miałem wiedzieć? Wydawało mi się...
Że co, że zyskasz sobie drugą Parkinson, która jest jak wierny piesek, przybiegający na każde zawołanie swojego ukochanego pana, nie bacząc na to, jaką krzywdę sobie tym wyrządza?
Nie! Po prostu ja...
Chciałeś sprawdzić, jaka jest w łożku?
Nie! Ja najzwyczajniej w świecie...
Miałem ochotę na seks?
Kurwa, nie! Po prostu za nią tęskniłem, dobra? I zamknij się już!
***
- Cóż, to widzimy się po świętach – rzucił obojętnie Malfoy, nawet nie patrząc na dziewczynę. Bał się, tak strasznie się bał, że
w tych bajecznie błękitnych tęczówkach znów dojrzy tą kpinę, co wczorajszego wieczora.
- Mhm... - wymamrotała ciemnowłosa, trzymając w zębach rękawiczki, walcząc z uporczywym zamkiem przy mugolskiej kurtce.
- Może ja...? - spytał mimowolnie Draco, przyglądając się niemym wysiłkom dziewczyny. Ta wzięła w dłoń rękawiczki i spojrzała na niego, zdumiona.
- A ty miałeś kiedyś z czymś takim do czynienia?
- Jeszcze nie – lodowaty uśmiech pojawił się na moment na ustach Ślizgona. - Ale kiedyś musi być ten pierwszy raz.
Ukucnął przy niej i przyjrzał się dokładnie metalowemu zapinaniu. No, przecież to nie jest takie trudne...
- Łał – parsknęła Wiki, kiedy po minucie czy dwóch kurtka była zapięta. - Dzięki. Idę, do zobaczenia!
Blondyn patrzył za nią, dopóki nie zniknęła mu z oczu za bramą Hogwartu, po czym odwrócił się wszedł do masywnego zamku.
Jeszcze trochę i sztukę udawania, że nic się nie stało, opanujemy do perfekcji

[ 41699 komentarze ]


 
Przepraszam
Dodała Wiktoria Niedziela, 23 Listopada, 2008, 12:30

Nie wiem, co się ze mną dzieje. Ale obiecuję - napiszę jakąś notkę (postaram się, aby była w miarę długa) do końca listopada.

[ 70 komentarze ]


 
Część 10
Dodała Wiktoria Środa, 08 Października, 2008, 21:54

Leżeli tuż obok siebie, nie mówiąc nic. Draco napawał się słodką chwilą zapomnienia. Nareszcie nie musi się zastanawiać, co zrobić, aby nareszcie odsunąć ostrze znad siebie i swojej rodziny. Ta chwila była jego i tylko jego, nikt nie mógł mu tego zabrać.
Nawet Voldemort...
Wiktoria wpatrywała się w sufit z pustką w oczach. Dlaczego, no dlaczego ona się na to zgodziła?! Mogłaby sobie równie dobrze siedzieć teraz w domu i pić gorącą czekoladę, słuchając ulubionych audycji radiowych. Ale nie, oczywiście, musiała dać się namówić na udział w tej głupiej akcji!
I co z tego ma?
Dracona, który wyraźnie sobie ze wszystkim nie radzi. I jak ona niby ma mu pomóc?
***
- Harry, zaczynasz popadać w obsesję... - Hermiona spojrzała wymownie w sufit. - Na mapie jest bardzo dużo tych kropeczek, ciężko jest wśród setek odnaleźć te dwie właściwie!
- Znalazłem nawet Panią Norris, a tych dwojga akurat nie jestem w stanie uchwycić, tak? - prychnął Harry, nie odrywając wzroku od pożółkłego pergaminu.
Ron ze skupieniem kreślił swoje wypracowanie na eliksiry, nie zwracając uwagi na utarczki przyjaciół. Wysunął koniuszek języka, jakby to pomagało mu w koncentrowaniu się.
- Harry, na brodę Merlina, przecież oni o tej porze mogą być WSZĘDZIE! - jęknęła Gryfonka, wyrywając Wybrańcowi Mapę Huncwotów. - Zostaw to już i zajmij się wypracowaniem – rzuciła rozkazującym tonem, stukając końcem różdżki w postrzępiony kawałek papieru. - Koniec psot!
Misternie wyrysowany plan Hogwartu zaczął się leniwie rozmywać, a po chwili zniknął całkowicie.
***
Spojrzała na bladą twarz chłopaka, zlewającą się z kolorem poduszki. Pokręciła głową z niedowierzaniem. Jak można się doprowadzić do takiego stanu? Choć, z drugiej strony, stawka toczy się o życie jego, i jego rodziny. Ona... Ona też walczyłaby do upadłego. Tylko nie z czystego egoizmu, jak to zapewne czynił Malfoy. Jej zależałoby na ocaleniu kogo innego.
„Tak, tak. Uważaj, bo faktycznie tego potrzebuje”, przemknęło jej przez głowę.
Podniosła się delikatnie, tak, aby nie obudzić chłopaka, do pozycji siedzącej. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Urządzone całkiem przytulnie. Ciekawe, czy Pokój Życzeń sam wybiera wystrój, czy to Draco poprosił o taki właśnie azyl.
Opuściła stopy, dotykając czarnymi butami puchatego dywanu. Podeszła powoli do małego, okrągłego stolika, znajdującego się pod ścianą naprzeciwko drzwi. Leżały na nim najnowsze wydania gazet. Przesunęła palcami po śliskiej okładce, czytając krzykliwe nagłówki. „Śmierciożercy atakują!”. „Powrót Voldemorta – prawda czy fikcja?”. „12 powodów, dla których warto wierzyć, że jesteśmy bezpieczni”.
Świat kręci się tylko wokół jednego...
Jakby nie było ważniejszych rzeczy.
„Niby jakie miałyby być ważniejsze? Ty? Twoje cholerne, egoistyczne zapędy?”

[ 461 komentarze ]


 
Część 9
Dodała Wiktoria Wtorek, 26 Sierpnia, 2008, 12:14

- Jak... Jak to? - zająknęła się Wiki, zbita z tropu informacją. - Jak to „kazał mnie śledzić”?
- Pan boi się o bezpieczeństwo panienki. Mówi, że nie powinna pani pozwalać Draconowi na takie nocne eskapady!
- To chyba moja sprawa, co robię! - warknęła, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła z powrotem do stolika, przy którym zostawił ją Malfoy.
Goście lokalu, do tej pory zajęci własnymi sprawami, obserwowali niecodzienną scenę. Oto uczennica Hogwartu – co widać po naszywkach na szacie – spoufala się z jakimś typem spod ciemnej gwiazdy, po same oczy okutanym jakimś znoszonym płaszczem.
Najwyraźniej ich krótka konwersacja była burzliwa, bo dziewczyna odchodziła od stolika menela z wściekłą miną.
Wiktoria z impetem rzuciła się na krzesełko, niemalże je wywracając i uderzyła pięścią w blat stołu.
- No, jestem – tuż za jej plecami rozległ się głos Dracona.
- To gdzieś ty był? - spytała ciemnowłosa, momentalnie się opanowując. - Przecież szedłeś w tamtą stronę – machnęła ręką przed siebie - a wróciłeś tędy?
- Tak, bo... - zająknął się. - Wiejemy! - oznajmił zduszonym głosem, chwycił Wiki za rękę i pociągnął za sobą.
Wypadli na ciemną ulicę i pognali przed siebie. Dopiero pod Wrzeszczącą Chatą zatrzymali się, ciężko dysząc. Malfoy oparł ręce o kolana, starając się przywrócić sercu normalny rytm.
- Przed... Przed kim uciekaliśmy? - wydyszała dziewczyna, opierając się plecami o drewniany płot.
- Przed Potterem – warknął Ślizgon, wpatrując się w jasne, ciepłe światła Hogsmeade.
W większości domowych okien pogasły już lampy, mieszkańcy powoli zasypiali i tylko główna ulica wciąż tętniła życiem – pełno tu było czarodziejów, zarówno takich, którzy późno wracali z pracy, jak i tych, którzy woleli prowadzić nocny tryb życia.
- Skąd on się tam wziął? - Wiktoria spojrzała na towarzysza ze zdumieniem.
- A skąd ja mam wiedzieć?! - zaperzył się blondyn, odwracając przodem do ciemnowłosej. - Wracamy do zamku – rzucił rozkazująco.
Ślizgonka wzruszyła ramionami, spojrzała w rozgwieżdżone niebo, jakby szukając odpowiedzi na pytanie, co ona takiego zrobiła, że musi to znosić i powolnym krokiem podążyła za chłopakiem.
- Ale skąd wiesz, że tam był Potter? - spytała, zrównując się ze Ślizgonem.
- Widziałem, jak wraz ze swoim wiernym kompanem Wiewiórem wchodzili do Miodowego Królestwa – wyjaśnił krótko chłopak, nie oglądając się za siebie.
Przejaw pewności siebie graniczącej z głupotą.
Wiktoria uśmiechnęła się lekko do siebie. To jest chore. No po prostu chore. On chyba mówi prawdę tylko przypadkiem... Tylko czemu nie chciał mi się przyznać, że nie ucieka przed Harrym, a przed własną matką?
***
- A co wy tacy niewyspani? - Blaise Zabini obrzucił uważnym spojrzeniem pannę Fynn i Dracona.
- Byliśmy w Hogsmeade do późna – wyjaśnił krótko Malfoy, wstając, aby uniknąć dalszych pytań. - Idziesz? - zwrócił się do Wiki.
Dziewczyna pokiwała głową, wypiła jeszcze łyk soku dyniowego i podniosła się.
Razem opuścili Wielką Salę, odprowadzeni podejrzliwymi spojrzeniami Blaise'a i Harry'ego.
***
- A ja ci mówię, że oni tam byli! - Harry z furią polał kiełbaskę keczupem, odstawiając go o wiele za mocno na stół.
- No, to chyba się czołgali do drzwi – prychnął sceptycznie Ron, spoglądając porozumiewawczo na Hermionę.
- Być może! - warknął Potter, wstając. Nie odrywał spojrzenia od punktu po przeciwległej stronie sali.
Wzrok Weasleya i Granger również powędrował w tamtym kierunku i obydwoje jednocześnie, jak na komendę, jęknęli z rozbawieniem. Wybraniec nie zwrócił na nich uwagi, pospiesznie przelazł przez ławkę, rzucił im zdawkowe „na razie” i pobiegł za dwójką Ślizgonów.
- A myślałam, że większej obsesji niż ta na punkcie Snape'a nie dostanie... - wymruczała Hermiona, kręcąc głową z niedowierzaniem. - A tak właściwie, to Rosmerta powiedziała wam cokolwiek, że oni tam byli?
- Nie. Kategorycznie zaprzeczyła. Powiedziała, że na pewno by ich zauważyła, bo nie ma zbyt dużego ruchu.
- To było głupie, co zrobiliście. Przecież gdyby tylko chciała, mogłaby donieść Dumbledore'owi!
- Powiedz to Harry'emu...
***
Chłodny wiatr gwizdał na dworze, opadłe liście zwilgotniały od ciągłej mżawki, stając się przeszkodą nie do pokonania, w drodze na zielarstwo. Gajowy Hagrid i woźny Filch bezskutecznie wypowiedzieli wojnę tym przywilejom jesieni. Dopiero pomoc profesora Flitwicka sprawiła, że uciążliwa liściasto-wodna breja została bezpowrotnie usunięta. Aż do następnej jesieni...
Smutne gałęzie kołysały się miarowo na wietrze, przywodząc Wiktorii na myśl sceny z mugolskich horrorów, tak często oglądanych z Mary w dzieciństwie.
W Pokoju Wspólnym Slytherinu – jak zwykle – panowała cisza.
Wiktoria niezupełnie rozumiała, jak to się dzieje, ale tylko paczka Malfoya – to jest ona, Parkinson, Zabini, Crabbe, Goyle – prowadziła rozmowy, nie ściszając głosu. Reszta porozumiewała się ze sobą szeptem.
Prawo pana?
Do lochów wpadł rozwścieczony Draco. Minął Blaise'a, Wiki, Pansy i dwóch swoich goryli i pobiegł w stronę dormitoriów.
- Co się... - Zabini spojrzał na ciemnowłosą pytająco, lecz ta pokręciła głową na znak, że nic nie wie.
- Pójdę za nim! - poderwała się z miejsca Parkinson.
- Myślę, że to raczej Wiktoria powinna... - zaczął Blaise, lecz dziewczyny już nie było – biegła w stronę kręconych schodów, jakby od tego miało zależeć jej życie.
- Sądzę, że jej obecność jest teraz bardziej wskazana... - zaśmiała się Wiki. - Jeśli rozumiesz, o co mi chodzi...
***
Głupia Gryfonka! Cholera, oni nawet takiej prostej rzeczy nie potrafią załatwić porządnie!
A mógł mieć go z głowy...
Mógł ocalić już siebie i swoją rodzinę...
Cóż. Wszystko się po prostu przeciągnie. Tak, nie ma się co denerwować, to tylko drobna rysa na planie...
- Idiotka! - krzyknął, kopiąc w swój kufer.
Rzucił się z impetem na łóżku i podłożył ręce pod głowę.
Nagle rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi.
- Proszę! - rzucił blondyn, spoglądając w tamtą stronę.
Do pokoju wślizgnęła się Pansy. Stuknęła w zamek różdżką. Usłyszał cichutkie 'klik'. Dziewczyna odwróciła się przodem do niego i uśmiechnęła szeroko.
Podeszła powolnym krokiem do jego łoża, usiadła na brzeżku, przechyliła się do przodu i pocałowała go mocno w usta. Malfoy złapał ją za kark, przytrzymując przy sobie.
Parkinson zaczęła na oślep rozpinać guziki jego szaty...
***
Wiktoria siedziała z nogami podkurczonymi pod siebie, wpatrując się w radosny ogień, przynoszący ciepło.
Nagle, jakby przebudziła się ze snu, potrząsnęła głową i wstała. Należałoby w końcu zająć się tym wypracowaniem z obrony przeciw ciemnym mocom.
Opuściła zaciszny Pokój Wspólny i ruszyła w stronę biblioteki.
Ależ z tego Dracona jest półgłówek...
Przemierzała puste korytarze. Jej kroki odbijały się echem od kamiennych ścian, dając upiorny efekt. Powinna się bać, ale jakoś jej to nie przerażało. Była zbyt zła.
Kretyn!
Weszła do biblioteki, rzucając w stronę pani Pince grzeczne 'dzień dobry' i znikając między półkami. Przy stoliku pod oknem dostrzegła Hermionę, toteż czym prędzej zgarnęła parę tomów, które mogły się przydać i poszła w kierunku Gryfonki.
- Cześć – rzuciła, kładąc książki tuż obok pergaminu Granger.
- Cześć – odpowiedziała dziewczyna, spoglądając na Wiktorię nieprzytomnie.
- Też męczysz OPCM? - zagaiła przyjaźnie ciemnowłosa, siadając na krześle naprzeciwko koleżanki.
- Taaaak... - wymamrotała Hermiona, dopisując coś drobnym pismem. - Snape trochę przesadza z tymi pracami.
- Oj, tak... - zaśmiała się Wiki.
Żadna nic już nie mówiła. Obydwie zajęły się wertowaniem opasłych tomów w poszukiwaniu przydatnych informacji.
***
- Gdzie tak znikasz na całe dnie? - spytała pogodnie Wiktoria.
- Jestem to tu, to tam... - odparł wymijająco Draco, przesuwając się w jej stronę.
Odczuwał nieodpartą chęć położenia głowy na jej ramieniu. Tęsknił za nią.
Ciemnowłosa spojrzała na niego uważnie. Sine worki pod oczami, prawie biała skóra...
- Kiepsko wyglądasz. Nie jesteś chory? - przyłożyła dłoń do jego czoła.
Ze zdumieniem zauważył, że ten delikatny dotyk przynosi mu ulgę.
Oparł się plecami o zimną ścianę i spojrzał w sufit. Właśnie stali pod klasą transmutacji, w oczekiwaniu na zajęcia.
- Chodźmy stąd... - szepnął prosząco.
Malfoy prosił.
Fynn skinęła głową i dała się poprowadzić korytarzem w bliżej nieznanym jej kierunku.
Nagle Draco zatrzymał się i zaczął przechadzać pod jedną ze ścian z zamkniętymi oczami. Nagle, znikąd, wyrosły tam potężne, dębowe drzwi.
Ślizgon otworzył je i spojrzał wyczekująco na Wiki. Ta weszła do pokoju i rozejrzała się nieufnie. Chłopak zamknął wejście i podszedł do ogromnego łóżka, stojącego pośrodku pokoju.
- Chodź... - mruknął, układając się wygodnie i zerkając na Wiktorię.
Dziewczyna położyła się tuż obok Malfoya i spojrzała na niego niepewnie. Ten objął ją w pasie i ukrył twarz w jej włosach. To przynosiło mu tak ogromną ulgę...
- Pomóż mi... - jęknął, nie zwalniając uścisku ani na moment.
- Jak? - Fynn pogłaskała go uspokajająco po głowie
- Nie wiem...
- Co się dzieje?
- Nie mogę sobie poradzić...
Ciemnowłosa nie odpowiedziała. Obróciła się na plecy i pozwoliła Draconowi przytulić się do siebie.

[ 1430 komentarze ]


1 2 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki