Pisa�am t� notk� dzisiaj i jestem bardzo ciekawa czy si� wam spodoba, wi�c nie pisz� nic wi�cej. Tylko... Dedyk dla Igu�, dzi�ki za komenty
Od pierwszego wrze�nia min�y ju� dwa miesi�ce. Liz zd��y�a zadomowi� si� w Wie�y Gryfindoru. Pozna�a troch� lepiej swoje wsp�lokatorki i par� innych os�b. Przez ostatni tydzie� ani razu nie zab��dzi�a w�r�d licznych korytarzy, schod�w i tajnych przej��. Znajdowa�a te� coraz wi�cej odludnych miejsc, w kt�rych lubi�a przesiadywa� podczas d�ugich, ponurych popo�udni, druga po�owa pa�dziernika by�a bowiem bardzo deszczowa, a zza chmur rzadko wychodzi�o s�o�ce.
Tego wieczora, w �rod�, trzydziestego pierwszego pa�dziernika, Liz, Carmen i Shaunee zmierza�y w�a�nie w kierunku Wielkiej Sali. Zbli�aj�c si� do niej mija�y coraz wi�cej uczni�w, a w samej Sali Wej�ciowej okaza�o si�, �e przez drzwi do Wielkiej Sali wlewa si� fala uczni�w. Chocia� Liz by�a pod wra�eniem ju� podczas uczty powitalnej, to gdy tego dnia usiad�a przy stole Gryffindoru, a� westchn�a z wra�enia. Ze �cian i sklepienia zwisa�y �ywe nietoperze, wywo�uj�c piski dziewczyn, gdy kt�ry� z nich przelatywa� nad ich g�owami. P�omyki �wiec, osadzonych w dyniach, migota�y, co wygl�da�o naprawd� przera�aj�co. Dynie, z wyci�tymi oczami i potwornymi u�miechami, sta�y na sto�ach i unosi�y si� w powietrzu. Tajemnicz� atmosfer� tworzy�y te� hogwarckie duchy, kt�re niespodziewanie wy�ania�y si� ze �cian b�d� wylatywa�y przez sto�y.
Jedzenie, pyszne jak zawsze, le�a�o na sto�ach w towarzystwie ca�ej masy s�odyczy. Ciasta, ciasteczka, puchary z lodami, cukierki, lizaki… Liz rozgl�da�a si� dooko�a z podziwem. Mugolskie Halloween by�o niczym w por�wnaniu do Nocy Duch�w �wi�towanej w Hogwarcie. Przez objedzenie s�odyczami i zm�czenie Liz nie pami�ta�a p�niej o czym rozmawia�a za znajomymi przez ca�y wiecz�r, ale w pami�ci dobrze zachowa�o si� jej pewne wydarzenie.
Min�a ju� dziewi�ta, gdy po Wielkiej Sali potoczy� si� echem czyj� krzyk. Wszyscy zamarli rozgl�daj�c si� i nas�uchuj�c, jednak nikt nie rozumia� co tak przestraszy�o Krukonk�. Sta�a ona przy swoim stole i dr��c� r�k� wskazywa�a na co� w Sali Wej�ciowej. Chwil� p�niej wszyscy dostrzegli w p�mroku niewyra�n� sylwetk�, kt�ra wykonywa�a dziwne ruchy, kieruj�c si� do Wielkiej Sali. Wtem znalaz�a si� w kr�gu �wiat�a i przez moment nikt w ca�ym pomieszczeniu nie oddycha�. Przej�ciem mi�dzy sto�ami sz�a mumia. Obie r�ce mia�a wyci�gni�ta przed siebie, a to jak wyci�ga�a przed siebie sztywne nogi przypomina�o ch�d robota. Oczy wszystkich by�y skierowane na to niecodzienne zjawisko. Nikt nie wyda� z siebie ani jednego odg�osu. Po w�dr�wce mi�dzy sto�ami, mumia trafi�a na schodki, kt�re prowadzi�y na podwy�szenie, na kt�rym sta� st� prezydialny. Wszyscy nauczyciele, a nawet dyrektor patrzyli przed siebie w milczeniu. Przy schodach zako�czy� si� spacer mumii, gdy� zahaczy�a ona nog� o stopie� i wywr�ci�a si� na plecy. Kilku nauczycieli, w tym tak�e dyrektor, podesz�o do le��cej na ziemi postaci i wymieni�o szeptem jakie� uwagi. Dyrektor wyj�� zza pazuchy r�d�k� i machn�� ni� kr�tko. Pocz�tek banda�a, w kt�ry zawini�ta by�a mumia, uni�s� si� w powietrze i zacz�� zwija�. Spod bia�ego materia�u wyjrza�a twarz otoczona czarnymi w�osami, a potem reszta ch�opaka, ubranego w przydu�� szat� Slytherinu. Na ten widok kilka os�b zachichota�o, a chwil� p�niej ju� wszyscy uczniowie �miali si� do rozpuku.
Liz przesun�a wzrokiem wzd�u� sto�u Gryffindoru i zauwa�y�a jak James i Syriusz przybijaj� sobie pi�tk�. Natomiast siedz�ca kilka os�b dalej Lily patrzy�a na nich z nienawi�ci� bardzo wyra�nie maluj�c� si� w jej zielonych oczach. Po chwili do �lizgon�w dotar�o, �e przecie� kto� o�mieszy� ich koleg� i zacz�li gro�nie rozgl�da� si� po sali, jakby chcieli znale�� winowajc�.
***
Gdy Liz obudzi�a si� w sobotni poranek nie od razu otworzy�a oczy. Dobrze wiedzia�a co to za dzie�. Zacz�a wspomina�, jak wygl�da� poprzedniego roku… i jeszcze wcze�niejszego…
Siedzia�a na swoim codziennym miejscu w sto��wce, a inne dzieci sta�y i, fa�szuj�c oraz gubi�c melodi�, �piewa�y Sto lat:
- Jeszcze raz, jeszcze raz! Niech �yje, �yje nam! Niech �yje nam!
- A kto?! – zawo�a�a pani Moos, a Liz przeczu�a co zaraz nast�pi i zamkn�a oczy.
- ELIZABETH!!! – wyrwa�o si� z kilkudziesi�ciu dzieci�cych garde�.
Gdy us�ysza�a to podnios�e zako�czenie, po jej plecach przeszed� dreszcz ale nie da�a tego po sobie pozna�. Nie chcia�a sprawi� przykro�ci dzieciom, kt�re poprzedniego dnia �wiczy�y piosenk�, by by� gotowym na dzisiejsz� uroczysto��. Nie chcia�a zmywa� u�miech�w z ich roze�mianych buziek. By� to jedyny spos�b upami�tniania urodzin mieszka�c�w sieroci�ca. �adnego, cho�by najmniejszego prezentu. Liz zbytnio to nie obchodzi�o. Postanowi�a, �e za rok p�jdzie do biura pani Moos i poprosi o nie �piewanie piosenki w jej urodziny. Nie potrzebowa�a tego. Nie wiedzia�a jak wyprawia si� urodziny w prawdziwych domach… z mam� i tat�, rodze�stwem, mo�e dziadkami… Nie obchodzi�o jej to…
Mia�a siedem lat, ale ju� wtedy nienawidzi�a dw�ch rzeczy: swojego imienia i dnia trzeciego listopada.
Rok p�niej nikt, w �aden spos�b nie da� zna�, �e pami�ta o jej urodzinach. I dobrze, nie obchodzi�o jej to…
Gdy ko�czy�a dziewi�� lat, zna�a ju� Franka. Podczas rozm�w, w czasie pierwszych dni ich znajomo�ci, wypyta� j� o wiele rzeczy, tak�e dat� urodziny, kt�r� wyzna�a mu raczej niech�tnie. Pocz�tek listopada 1969 roku by� bardzo pogodny. �wieci�o s�o�ce i by�o do�� ciep�o. Trzeciego dnia tego miesi�ca Frank zaprosi� j� do swojego domu. Pierwszy raz. Pozna�a wtedy pani� i pana Perkinson. Mama Franka pocz�stowa�a ich ciastem i z�o�y�a dziewczynce �yczenia. Frank wsp�lnie z ojcem podarowali jej kompas.
- Nie wiem, czy ci si� podoba, mo�e uwa�asz, �e to zwyk�y �mie� ale dzi�ki niemu �atwiej znajdziesz dobr� drog� w �yciu – powiedzia� m�czyzna.
Kompas sta� si� dla niej r�wnie wa�ny jak zdj�cie rodzic�w. Niestety straci�a go podczas jednej z wsp�lnych wypraw do lasu. Tamtego dnia pojechali a� nad jezioro i przez nieuwa�ny ruch kompas wpad� do g��bokiej w tym miejscu wody. Frank pr�bowa� go wy�owi�, ale nie da� rady i sam omal nie uton��. Tamtego dnia uzna�a, �e w �yciu nie czeka jej ju� nic dobrego.
Tak�e kolejnego roku Frank przygotowa� dla niej niespodziank� z okazji urodzin i podarowa� drobny upominek. Liz by�a mu bardzo wdzi�czna za to co robi i w jego obecno�ci zachwyca�a si� prezentem i serdecznie mu dzi�kowa�a. Szczere by�y tylko te podzi�kowania. Widzia�a jak si� stara i nie chcia�a go zrani�, ale mimo wysi�k�w przyjaciela, nie polubi�a dnia swoich urodzin. Wieczorem wr�ci�a do swojego pokoju w sieroci�cu, schowa�a twarz w poduszce i zacz�a p�aka�.
Wiedzia�a, �e to wszystko nigdy nie b�dzie do ko�ca prawdziwe. Ci ludzie s� dla niej obcy. Nie stan� si� jej rodzin�. A w�a�nie tego szuka�a przez swoje ca�e, chocia� dopiero jedenastoletnie, �ycie. Rodziny. Kogo�, kto przytuli j� m�wi�c, �e jest dla niego najwa�niejsza. �e j� kocha i nie pozwoli jej skrzywdzi�. �e zawsze b�dzie przy niej.
Nadszed� dzie� jej jedenastych urodzin. Pochmurna i deszczowa sobota. Le�a�a w ��ku z baldachimem s�ysz�c g�osy kole�anek i udawa�a, �e jeszcze si� nie obudzi�a. Mia�a nadziej�, �e p�jd� na �niadanie, a ona b�dzie mog�a spokojnie wsta�. Niestety dziewczyny nie wysz�y. Siedzia�y na swoich ��kach trajkocz�c do siebie i chichocz�c pod nosem. Po chwili zauwa�y�y, �e ich kole�anka le�y z otwartymi oczyma.
- Liz? – powiedzia�a Shaunee, a wo�ana przenios�a sw�j wzrok z sufitu na kole�ank�.
- Tak, Sha?
- Obudzi�a� si� w ko�cu? Ubierz si� szybko, bo chc� i�� na �niadanie. Nie wyobra�asz sobie jaka jestem g�odna!
Hekate kr��y�a pod sufitem wyszukuj�c wzrokiem swojej w�a�cicielki. Nie mog�a jej omin��, musi przecie� gdzie� tu by�. Wtedy w�a�nie do Wielkiej Sali wesz�y trzy Gryfonki, a sowa zacz�a lecie� w d�. Lot utrudnia�a jej do�� spora paczka trzymana zakrzywionymi pazurami u n�g. Kiedy wyl�dowa�a na ramieniu Liz, dziewczyny zajmowa�y ju� miejsca przy stole.
- Heki! D�ugo ci� nie by�o! Gdzie si� podziewa�a�? – Gryfonka spontanicznie przywita�a swoj� sow�, kt�ra nie umia�a odpowiedzie� na jej pytania, wi�c tylko rzuci�a paczk� na �aw�. By�a ona do�� ci�ka, a s�wka by�a zadowolona, �e pozby�a si� niepor�cznego dodatku, w�adowa�a dzi�b do pucharu z wod� i ugasi�a pragnienie, poczym odlecia�a.
- Co to za paczka? – spyta�a, jak zawsze ciekawska Carmen.
- Nie wiem, Carmi – odpowiedzia�a Liz, chocia� by�a prawie ca�kowicie pewna, �e to prezent od Franka.
- Mo�e rodzice przys�ali ci co� ciep�ego do ubrania? Nie d�ugo zaczn� si� porz�dne mrozy.
- Mo�e… - mrukn�a Liz. Nie wspomina�a kole�ankom o swoim sieroctwie, bo nigdy nie by�o okazji, a tego dnia nie mia�a akurat nastroju do wyja�niania im tego, �e tak ma�o wie o samej sobie.
Otworzy�a paczk� popo�udniu, gdy by�a sama w sypialni. Najpierw zerwa�a br�zowy papier. Okaza�o si�, �e by�o to tylko zabezpieczenie na czas lotu. Pod spodem znajdowa� si� papier w kolorowe baloniki, zdar�a i ten. Spod niego wylecia� list od Franka.
Droga Liz!
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Mam nadziej�, ze Hekate nie przylecia�a za wcze�nie, ani si� nie sp�ni�a. Nie wiem czy mnie zrozumia�a, ale t�umaczy�em jej, �e powinna by� w Hogwarcie w sobot�. Boj� si� te�, czy przypadkiem paczka nie jest za ci�ka. Czy sowy maj� jakie� ograniczenia, dotycz�ce wagi przesy�ek, kt�re mog� zabra�?
Co do paczki, to jestem pewien, �e jeszcze jej nie otworzy�a� i najpierw czytasz list. Przy okazji przepraszam za moje bazgro�y, ale wiesz, �e tak ju� mam.
Odbiegaj�c na chwil� od tematu Twoich urodzin, czy masz tam jakiego� godnego przeciwnika, z kt�rym grasz w szachy? Pisa�a�, �e z Damienem wygra�a� ju� trzy razy. To nie szcz�cie, po prostu jeste� lepsza. Brakuje mi naszych turniej�w, no i Twojego towarzystwa.
Wracaj�c do Twoich urodzin, �ycz� Ci wszystkiego najlepszego. By Twoje najg��bsze i najbardziej sekretne marzenia si� spe�ni�y. No i �eby� mia�a dobre stopnie… a nie… Nie jestem rodzicem! Miej gdzie� wszelkie prace domowe i ciesz si� �yciem!
Przesy�am te� pozdrowienia i najlepsze �yczenia od moich rodzic�w.
Pozdrawiam
Frank
PS. Nie wiem, czy m�j prezent ma dobry rozmiar, je�li nie to ode�lij mi go, a ja postaram si� zamieni� na inny, chocia� b�dzie to do�� trudne zwa�aj�c na… Otw�rz paczk�, a sama dowiesz si� dlaczego.
PSS. Zapomnia�bym o u�ciskach i buziakach, kt�re przesy�aj� Ci bli�niaki. Nie my�l, �e zlekcewa�y�em Twoj� pro�b�! Regularnie spotkam si� z Susy i Tomym w sieroci�cu. Opowiadam te� pannie Trudy o Twojej szkole, bo ci�gle mnie wypytuje co u Ciebie. Oczywi�cie wymy�lam co� na poczekaniu. Nie powiem jej przecie�, �e mieszkasz w zamku, po kt�rym lataj� duchy.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
Frank
Po przeczytaniu listu Liz by�a ju� szczerze ciekawa, co znajduje si� w pude�ku. Frank pyta� o rozmiar? Co on kupi�? By uzyska� odpowied� wystarczy�o otworzy� karton. Gdy to zrobi�a na jej ��ko wyturla�y si� czerwone trampki. Nie by�y to jednak jakie� zwyk�e buty. Na prawym Frank umie�ci� swoje i jej imi�, a na lewym napis „PRZYJACIELE”. Pasowa�y idealnie. Liz za�o�y�a je, rzucaj�c pod ��ko swoje stare i poprzecierane ju� trampki. Zauwa�y�a co� dziwnego na lewym bucie, a gdy zrozumia�a co widzi zacz�a si� �mia�. W miejscu, gdzie teraz widnia�a litera „R”, wcze�niej by�a napisana litera „S”. Kto� w�o�y� du�o wysi�ku w to, by by�a niezauwa�alna, jednak nie do ko�ca mu si� uda�o. Frank by� dysortografikiem i mia� powa�ne problemy z pracami pisemnymi, ale dziewczyna nigdy nie przypuszcza�a, �e m�g�by pope�ni� takiego byka.
***
W pokoju panowa� mrok. Zas�ony wisz�ce w oknach nie przepuszcza�y ksi�ycowego �wiat�a. W powietrzu rozchodzi� si� odg�os trzech r�wnych oddech�w, s�ycha� by�o te� kocie mruczenie i wiatr wyj�cy za oknem. Mimo ciemno�ci, bystre oczy bez problemu rozpoznawa�y kszta�ty poszczeg�lnych mebli. Siedz�ca na ��ku w k�cie dziewczyna, stara�a si� nie ha�asowa� wci�gaj�c na nogi jeansy i ubieraj�c bluz� z kapturem. Chwil� p�niej stan�a na pod�odze, kt�ra zaskrzypia�a cicho, wzi�a do r�ki swoje nowe trampki i wysz�a na klatk� schodow�. Tam za�o�y�a buty i zacz�a cicho schodzi� po schodach.
Ju� od jakiego� czasu Liz by�a ciekawa jak wygl�da Hogwart noc�. W sieroci�cu zawsze by�o s�ycha� skrzypienie schod�w, nawet je�li nikt po nich nie chodzi�, i czasami kroki dy�uruj�cej opiekunki. Co s�ycha� noc� na korytarzach zamku? Liz chcia�a to sprawdzi�, a kiedy co� sobie postanowi�a to nigdy nie odpuszcza�a. Uzna�a, �e z takiej okazji, jak uko�czenie jedenastu lat, mo�e zrobi� prezent samej sobie. Dlatego w�a�nie czeka�a a� do tej nocy.
Kiedy przesz�a przez Dziur� pod Portretem pierwsz� rzecz� jak� us�ysza�a by�y s�owa Grubej Damy:
- Kto budzi mnie o takiej porze?
Jednak zanim kobieta ca�kowicie si� rozbudzi�a Liz znikn�a ju� w cieniu zalegaj�cym korytarz.
- Kto tam? – us�ysza�a jeszcze cienki g�os stra�niczki przej�cia i skr�ci�a za r�g. Na tym korytarzu co kilka metr�w znajdowa�o si� du�e okno, wi�c by�o tam ca�kiem jasno. Dziewczyna sz�a przy �cianie i ws�uchiwa�a si� uwa�nie w otaczaj�ce j� odg�osy. S�ysza�a lekkie pochrapywanie i oddechy dochodz�ce z licznych portret�w. Skr�ci�a w nast�pny korytarz. Tutaj by�o du�o ciemniej, ale by�o te� s�ycha� inne odg�osy. Dopiero po chwili Liz zorientowa�a si�, �e te odg�osy nie znacz� dla niej nic dobrego. Echo krok�w dobiega�o z coraz bli�ej.
Mo�na by si� spodziewa�, �e dziewczyna przestraszy si� i spanikuje, jednak Liz nie straci�a g�owy. Na wielu korytarzach znajdowa�y si� wn�ki, w kt�rych sta�y zbroje, b�d� rze�by. Szybko znalaz�a tak� wn�k�, sta�a w niej zbroja. Dziewczyna ostro�nie wesz�a za ni� i przykucn�a. Przekl�a w my�lach, gdy ko�ci w jej kolanach strzykn�y. Gdyby co� takiego mia�o j� zdradzi�! Uspokoi�a si� i stara�a oddycha� jak najciszej, ws�uchuj�c si� w zbli�aj�ce kroki. Nie musia�a czeka� d�ugo, kiedy kto� skr�ci� w korytarz, w kt�rym si� chowa�a. Co prawda nie widzia�a wiele, ale kroki nios�y si� coraz g�o�niej, doszed� do nich odg�os cichego szeptania. Chwil� p�niej, ze swojego miejsca za zbroj�, zauwa�y�a skraj faluj�cej peleryny, kt�rej w�a�ciciel stawia� wolne i niezbyt d�ugie kroki. Min�� ju� jej kryj�wk�, kiedy nagle zatrzyma� si�. Ca�y czas szepta� co� do siebie, ale teraz przesta�. W zamian wyci�gn�� r�d�k� i mrukn�� „Lumos”. Liz poczu�a ciarki na plecach. Us�ysza� j�! Jednak osoba, kt�ra okaza�a si� nauczycielem Obrony, Optimusem Primem, pos�u�y�a si� �wiat�em by odczyta� co� z trzymanej w r�ku kartki.
-Nie mog� o nim zapomnie�. Trzeba uwa�a� – powiedzia� do siebie. Po kilku minutach kroki nauczyciela sta�y si� nies�yszalne i Liz wysz�a ze swojej kryj�wki, przez nieuwag� omal nie przewracaj�c zbroi.
Ruszy�a przed siebie, ostro�nie stawiaj�c kroki. Rozpozna�a korytarz, w kt�rym si� znalaz�a, po wysokich i w�skich oknach. Postanowi�a p�j�� nim zamiast odbi� w lewo i ju� po chwili wspina�a si� po schodach prowadz�cych do sowiarni, czuj�c coraz wi�kszy ch��d. Otworzy�a ci�kie drzwi i uderzy� w ni� podmuch zimnego i nieprzyjemnie wilgotnego wiatru. Usadowi�a si� na parapecie, sprawdzaj�c wcze�niej czy jest czysty, i zacz�a podziwia� widok za oknem. W g�adkiej tafli jeziora odbija� si� okr�g�y ksi�yc. Pe�nia.
Chwil� p�niej Liz zapragn�a znale�� si� powrotem w ciep�ym ��ku. W bezpiecznym dormitorium. Ten odg�os musia� by� s�yszalny na ca�ych b�oniach, a pewnie te� w lesie i cz�ci zamku. Nocn� cisz� rozdar�o przepe�nione b�lem wycie. Liz znieruchomia�a i ws�uchiwa�a si� w odg�os, kt�ry ca�y czas rozlega� si� w powietrzu m�c�c cisz� i spok�j. Wycie wilka. Ale czy na pewno? Liz wiedzia�a, �e w Zakazanym Lesie nie mieszkaj� dobre i mi�e zwierz�tka.
Tej nocy nie mia�a ju� ochoty na spacery po mrocznym zamku.
***
W niedzielne popo�udnie w bibliotece panowa� spok�j. Kilkoro si�dmoklasist�w rozmawia�o cicho przy jednym stoliku. Przy innym siedzia�y dwie dziewczyny pisz�ce jak�� prace, a przy biurku w rogu pomieszczenia siedzia�a samotna dziewczyna.
Liz lubi�a by� sama, cieszy�a si� z braku towarzystwa i szuka�a raczej osamotnionych zakamark�w ni� gwarnych i pe�nych ludzi miejsc. Tym razem nie przysz�a jednak do biblioteki szukaj�c samotno�ci. Ju� od pi�tnastu minut czeka�a na Rudiego, z kt�rym by�a um�wiona.
Kiedy siedzia�a tak i przygl�da�a grupie si�dmoklasist�w, zacz�a rozmy�la� o minionej nocy. Chowaj�c si� za pos�giem skupia�a si� na tym by profesor jej nie zobaczy�, jednak teraz przypomina�a sobie co szepta� id�c korytarzem. Us�ysza�a to wtedy dobrze, jednak nie zainteresowa�a znaczeniem. Powtarza� w k�ko kilka s��w, jakby by�a to jaka� mantra. Liz pami�ta�a jego sylwetk� o�wietlon� promieniami z r�d�ki. Kartk� trzyman� w d�oni.
Ruda… Wybuchowy temperament… Starsza…
Cichy szept rozbrzmiewa� wyra�nie w jej g�owie. S�owa, kt�re szepta� by�y bardzo dziwne. Ich znaczenie samo w sobie nie by�o niezwyk�e, jednak s�owa, kt�re wypowiada� zdawa�y si� nie mie� sensu. Nie oznacza�y nic konkretnego, chocia�… M�g� okre�li� tak kolor w�os�w… osobowo��… wiek… Ale czego m�g� chcie� od rudej, wybuchowej i „starszej” dziewczyny czy kobiety? To nie mia�o sensu.
- Cze��! Przepraszam za sp�nienie – Liz wzdrygn�a si�, kiedy jej rozmy�lania przerwa�o nadej�cie Rudiego. By� zadyszany i…
- Co si� sta�o, Rudi? – powiedzia�a Liz cichym lecz stanowczym g�osem. Policzki ch�opaka by�y zaczerwienione, a pod nosem da�o si� zauwa�y� czerwon� plamk�. Ch�opak przez chwil� patrzy� na ni� udaj�c, �e nie wie o co chodzi, jednak po chwili podda� si�. Opad� ci�ko na krzes�o i pochyli� si� w stron� przyjaci�ki.
- Nic nie da si� przed tob� ukry�, co nie Liz? – pr�bowa� za�artowa� i zbagatelizowa� spraw�, jednak Liz nie ust�powa�a.
- Dobra, dobra… Ju� m�wi�… Po prostu… Black chyba ma dzi� gorszy dzie� i musia� jako� odreagowa�… I tyle… Napatoczy�em si� ja i sta�o si�… M�wi si� trudno Liz…
- Nie Rudi, przesta�! – dziewczyna podnios�a g�os, a bibliotekarka rzuci�a jej w�ciek�e spojrzenie. – Tutaj nie pogadamy, chod�!
Ci�gn�c ch�opaka za r�kaw wysz�a z biblioteki. Postanowi�a porozmawia� z Rudim w nieu�ywanej klasie, kt�r� ostatnio znalaz�a. Sta�o w niej kilka starych blat�w i krzese�, a tak�e pop�kany globus i kilka ksi��ek stoj�cych na przekrzywionym regale. Dziewczyna znalaz�a sobie miejsce na szerokim parapecie, a jej znajomy usadowi� si� na blacie stolika.
- Teraz opowiedz mi wszystko po kolei – za��da�a, odwa�nie patrz�c na przyjaciela.
- Yym… No wi�c… Po drodze do biblioteki wst�pi�em do �azienki no i on tam by�. Zreszt� razem z kilkoma kolegami. Ju� wcze�niej musia� by� zdenerwowany, bo od razu na mnie naskoczy�. Gada� co� i w og�le…
- Rudi! Prosz� ci�, m�w!
- No… Zacz�� mnie wyzywa�, a potem troch� mnie poszturchali i tyle…
- Dosta�e� od niego, tak?
- Taa… Ale zbyt odwa�ny to on nie jest. Sta� z boku dop�ki dwaj inni nie przyparli mnie do �ciany. Wtedy podszed� i… i tyle…
Dziewczyna chcia�a spyta�, czy nic mu nie jest, ale sama nie chcia�aby by� spytana o co� takiego, a poza tym wszystkie jej my�li szybko skupi�y si� na czym innym, a w�a�ciwie na kim innym.
- Wiesz, mo�e gdzie mieszkaj� �lizgoni? – spyta�a na poz�r spokojnym g�osem.
- Nawet gdybym wiedzia� to i tak bym ci nie powiedzia�, bo nie chc� �eby� si� w to miesza�a. Odpu�� Liz. Nie zawsze mo�na we wszystkim by� najlepszym i wygrywa�. Tym razem przegra�em. Ja! Ciebie to nie dotyczy! – Rudi zna� ju� Liz na tyle by wiedzie�, �e dziewczyna nigdy nie odpuszcza, ale nie m�g� pozwoli�, by broni�a go przed Blackiem. Przecie� �lizgon jest ch�opakiem, ma brutalnych znajomych, no i na pewno lepiej od niej zna si� na urokach.
- Prosz� ci�, nie mieszaj si� w to! – pr�bowa� jako� wp�yn�� na dziewczyn�, ale ona tylko spojrza�a na niego nieprzytomnym wzrokiem i, jakby w og�le nie s�ysza�a co m�wi�, powiedzia�a:
- Przegrali�my bitw�, ale ca�y czas mo�emy wygra� wojn�.
- My?! Nie ma �adnych nas! Jestem ja – bezwarto�ciowe popychad�o i ty – niezamieszana w nic Gryfonka. Rozumiesz?
- Tak, Rudi rozumiem, ale wiesz… przypomnia�o mi si� o pracy na Obron�, musz� ju� i�� – powiedzia�a Liz i wybieg�a z pomieszczenia zanim Rudi zd��y�by j� powstrzyma�. Ch�opak ockn�� si� i pop�dzi� za ni�, ale gdy wypad� na korytarz dziewczyna znikn�a ju� za za�omem muru. Ch�opak zacz�� si� martwi� nie na �arty. Dobrze pami�ta�, �e profesor nie zada� �adnej pracy na wtorkow� lekcj� z OPCM. Co ona chce zrobi�?
Kiedy Rudi sta� bezradnie na korytarzu, Gryfonka, ca�y czas biegn�c dotar�a do Wie�y Gryfindoru. Uzna�a, �e b�dzie to najodpowiedniejsze miejsce, bo Rudi nie ma prawa wej�� do �rodka. Nie wiedzia�a jeszcze co dok�adnie zrobi, ale w jej g�owie uk�ada� si� ju� plan. Musia�a wszystko przemy�le� na spokojnie w samotno�ci. W Pokoju Wsp�lnym panowa� gwar. Rozmowy przeplatane by�y wybuchami �miechu i weso�ymi okrzykami. Dziewczyna nawet nie zauwa�y�a stoj�cej pod �cian� i machaj�cej do niej Lily. Przesz�a przez pomieszczenie i zacz�a si� wbiega� do g�ry przeskakuj�c po kilka stopni.
W sypialni usiad�a na parapecie, a przez wcze�niej otwarte okno wpada�y do �rodka wilgotne podmuchy wiatru. Dziewczyna odetchn�a g��boko staraj�c si� uspokoi�. Jak Black m�g� to zrobi�… Zniewa�y� innego cz�owieka dlatego, �e… No w�a�nie, dlaczego? Liz obieca�a sobie, �e dowie si� tego jeszcze dzisiaj. Do p�nocy zosta�o sze�� godzin.
***
Nieca�� godzin� p�niej przez Sal� Wej�ciow� przemkn�a skulona posta�. W�lizgn�a si� za stoj�c� pod �cian� olbrzymi� rze�b� i usiad�a na pode�cie, na kt�rym by�a ustawiona. Liz nie mia�a poj�cia gdzie mieszkaj� �lizgoni, jednak zamierza�a si� tego dowiedzie�. Dok�adniej m�wi�c postanowi�a sprawdzi� gdzie po kolacji uda si� Regulus Black. Nie wiedzia�a, o kt�rej przyjdzie na posi�ek i jak d�ugo pozostanie w Wielkiej Sali, wi�c uzna�a, �e najbezpieczniej b�dzie wypatrywa� go z kryj�wki w Sali Wej�ciowej. Ch�tnie usiad�a by przy stole Gryffindoru i zjad�a kilka grzanek, jednak nie chcia�a ryzykowa�. Rudi m�g�by j� powstrzyma� i ca�y jej plan na nic by si� nie zda�. Ch�opak nie da�by si� drugi raz zaskoczy� nag�ym znikni�ciem i wszystko posz�oby na marne.
Siedz�c za rze�b� przygl�da�a si� osobom wchodz�cym do Wielkiej Sali. Najwi�ksza fala uczni�w zacz�a si� o wp� do �smej. Dziewczyna musia�a nie�le kombinowa�, by nie przegapi� m�odego �lizgona i by sama nie zosta� zauwa�ona. Przez Sal� Wej�ciow� przesz�y ju� Carmen i Schaunee, a tak�e rozgl�daj�cy si� Rudi i kilka innych os�b, kt�re Liz zna�a nie tylko z widzenia. Okaza�o si�, �e ci, kt�rzy uwa�aj� si� za lepszych przychodz� na kolacj� jako ostatni.
Zbli�a�a si� dziewi�ta, kiedy w Sali Wej�ciowej pojawi�a si� grupa �lizgon�w. Oczywi�cie by�a w�r�d nich osoba, kt�rej wypatrywa�a Liz. Regulus przekroczy� drzwi Wielkiej Sali w towarzystwie Lucjusza Malfoya, dw�ch dziewczyn, a tak�e kilku innych os�b z domu W�a. Widz�c u�mieszek na twarzy Blacka, Liz mia�a ochot� wyj�� zza pos�gu i wygarn�� mu co o nim my�li. Powstrzyma�a si� wiedz�c, �e kiedy wok� niego jest tyle os�b, nie zdo�a powiedzie� wszystkiego co by chcia�a. Uzna�a, �e musi wygrzeba� sk�d� jeszcze troch� cierpliwo�ci i z powrotem przysiad�a na pode�cie. Czas na zjedzenie kolacji ko�czy� si� o dziewi�tej, a do wybicia pe�nej godziny zosta�o dwadzie�cia minut. Dziewczyna nie musia�a jednak czeka� tak d�ugo.
Dziesi�� minut p�niej z Wielkiej Sali wysz�y dwie osoby. Oboje w szatach Slytherinu i oboje z dziwnym u�mieszkami na ustach. Liz zacisn�a usta widz�c, �e Regulus jest czym� tak rozbawiony. Obok niego sz�a starsza dziewczyna z burz� czarnych lok�w. Skierowali swoje kroki w stron� drzwi w rogu Sali Wej�ciowej. Znajdowa�y si� za nimi schody, kt�re prowadzi�y do loch�w, w kt�rych znajdowa�a si� m.in. sala eliksir�w. Dziewczyna ruszy�a za nimi staraj�c si� nie ha�asowa� i trzyma� na tyle blisko, by s�ysze� o czym rozmawiaj�.
- S�ysza�am, �e wy�y�e� si� dzi� troch� na jakim� szlamie – powiedzia� dziewczyna, gdy szli ju� ciemnym korytarzem w lochach.
- Ten Krukon jest strasznie wnerwiaj�cy. Pa��ta si� wsz�dzie i przeszkadza. Zreszt� nic mu nie zrobi�em. Nawet nie u�y�em r�d�ki, nie by�o warto. Musisz nauczy� mnie zakl�cia, kt�rym za�atwi�a� tamt� dziewczyn�. To by�o niesamowite, Bello.
- Ma�a McKinnoy przez kilka dni le�a�a w szpitalu. Teraz omija mnie szerokim �ukiem. Szkoda, �e nie wszyscy s� na tyle inteligentni. Niekt�rzy samotnie zapuszczaj� si� w nieodpowiednie dla niech zakamarki – wysycza�a Bella pe�nym wzgardy i jednocze�nie spokojnym g�osem, a Liz poczu�a si� dziwnie nieswojo. Trzyma�a si� w do�� du�ej odleg�o�ci za nimi, a oni ani razu si� nie odwr�cili, wi�c nie mogli jej zobaczy�. Sk�d mogliby wiedzie�, �e za nimi idzie?
- Takie niem�dre osoby dostaj� nauczk�.
- Wiesz Reg, je�li chodzi o tamto zakl�cie to mo�emy od razu przej�� do lekcji praktycznej. Teoria nie jest potrzebna, ale mo�e pozwolisz, �e zademonstruj�? – dziewczyna zdawa�a si� by� bardzo zadowolona, a Liz mimo coraz wi�kszych obaw postanowi�a dalej za nimi pod��a�. Dawno ju� min�li klas� eliksir�w i znajdowali si� teraz w jakim� pustym i w�skim korytarzu. �lizgoni w�a�nie znikn�li za jednym z zakr�t�w, a Liz przystan�a na chwil�, po czym wysz�a zza za�omu. Po�a�owa�a tego ruchu w nast�pnej chwili.
Kiedy min�a zakr�t zd��y�a tylko zauwa�y�, �e Bellatrix i Regulus stoj� jakie� dwadzie�cia metr�w dalej skierowani twarzami w jej stron�. Oboje mieli r�d�ki i oboje mierzyli w ni�. W tej samej chwili, w kt�rej ich zobaczy�a cisz� rozdar� okrzyk �lizgonki, kt�ra wykona�a tak�e ruch r�d�k�.
- Everte Statum! – us�ysza�a Liz zanim uderzy�a w ni� jaka� niewidzialna si�a. Drobna dziewczyna wylecia�a w powietrze i z wielk� si�� uderzy�a w �cian�, kt�r� mia�a za plecami. Poczu�a jak ca�e powietrze uchodzi z jej p�uc i niczym szmaciana lalka spad�a na kamienn� posadzk�. Czu�a b�l w ca�ym ciele. Z trudem �apa�a oddech. Przed oczami pojawi�y si� jej czarne plamy, a w g�owie nagle zapanowa� m�tlik. Po co za nimi sz�a? I sk�d oni o tym wiedzieli?
Tymczasem dwie postacie wolnym krokiem zmierza�y w jej stron�, a na ich twarzach malowa�y si� drwi�ce u�miechy. Chocia� Gryfonka rzadko odczuwa�a strach, to w tej chwili by�a przera�ona. Co jeszcze mog� jej zrobi�? Jakie zakl�cia zna ta czarno-w�osa dziewczyna? Czego od niej chc�? Jak dowiedzieli si� o jej obecno�ci?
kamagra soft chewable tablets 100 mg
<a href="http://kamagrabax.com/#">kamagra 100 mg</a>
kamagra 100mg tablets for sale in us
<a href="http://kamagrabax.com/">buy kamagra</a>
kamagra shop deutschland erfahrung 2015
kamagra 100mg chewable tablets
<a href="http://kamagrabax.com/#">kamagra 100mg</a>
kamagra 100mg tablets uk to united states
<a href="http://kamagrabax.com/">kamagra</a>
kamagra 100mg tablets for sale in use
kamagra oral jelly for sale in usa
<a href="http://kamagrabax.com/#">kamagra jelly</a>
kamagra 100mg tablets side effects
<a href="http://kamagrabax.com/">kamagra 100 mg</a>
kamagra reviews forum
kamagra oral jelly price in india
<a href="http://kamagrabax.com/#">kamagra online</a>
kamagra plus forum
<a href="http://kamagrabax.com/">buy kamagra</a>
kamagra oral jelly review
kamagra oral jelly wirkung bei frauen http://kamagrabax.com/ - kamagra plus forum <a href="http://kamagrabax.com/">kamagra 100mg</a> kamagra oral jelly 100mg
sildenafil and dapoxetine tablets super kamagra http://kamagrabax.com/ - super kamagra forum hr <a href="http://kamagrabax.com/">kamagra</a> kamagra gel forum hr