No i jest nowa notka - efekt soboty sp�dzonej przed komputerem, a mia�am uczy� si� z chemi, no ale c�. Zapraszam do czytania:
Drrr… Drrr… Drrr…
James otworzy� nieprzytomnie oczy i wy��czy� budzik. Kto nastawi� to cholerstwo… O co chodzi, �e ka�� mi wstawa� tak wcze�nie. O rzesz…
I zerwa� si� z ��ka, �eby pop�dzi� do �azienki. No tak, ca�kiem zapomnia�em… Jak mog�em zapomnie�! Przecie� dzi� pi�tek ! Sam nastawi�em budzik, �eby nie zaspa�. Obudziliby mnie pewnie, ale lepiej mie� pewno��. Ju� nie mog� si� doczeka�. Pok�tna! R�d�ka ! W ko�cu b�d� mia� r�d�k�! Ksi�gi z zakl�ciami te� b�d� zapewne ciekawe… No i zwierz�tko! I szata! Szata… yyh… jako� przetrwam te przymiarki… B�dzie te� mo�na wej�� do sklepu z miot�ami! Szkoda, �e na pierwszym roku nie mo�na mie� miot�y…
Po szybkim prysznicu za�o�y� na nos okulary. Nawet nie pr�bowa� zrobi� czego� z w�osami. Wci�gn�� jeansy le��ce na pod�odze, czyst� koszulk�, granatow� bluz� z kapturem.
W kuchni siedzieli ju� rodzice. Tata jak zwykle pi� kaw� i czyta� Proroka Porannego, mama przegl�da�a nowy katalog z kosmetykami. Kiedy Jim wszed� i zabra� si� do jedzenia gotowych ju� kanapek Jason akurat sko�czy� czyta� i zwr�ci� si� do syna:
- Jak tam, m�ody czarodzieju? – James u�miechn�� si� szeroko, ukazuj�c z�by br�zowe od czekolady (kanapki by�y z Nutell�).
- Co my�licie o tym, �eby zje�� obiad w Dziurawym Kotle?
- Tak! –krzykn�� Jim krztusz�c si�.
- Niech wam b�dzie… - Podda�a si� bez walki Kirsten.
P� godziny p�niej James ochoczo wskoczy� do kominka i wykrzykn�� – Pokatna!
Kr�ci� si� i kr�ci� widz�c r�ne kominki, a� wypad� z wiru i znalaz� si� w ogromnej ksi�garni. Po�piesznie otrzepa� si� z py�u i zacz�� ogl�da� ksi��ki na najbli�szym regale. Kiedy do ksi�garni dotarli Kirsten i Jason podeszli do lady, gdzie przywita�a ich kobieta z siwymi w�osami:
- Zapewne wybierasz si� do szko�y, tak?
- Tak, do Hogwartu – �mia�o potwierdzi� James. – Potrzebuj�…
- Nie trud� si� ch�opcze, znam t� list� na pami��.
I zacz�a przywo�ywa� ksi��ki r�d�k�. Po chwili Potter�w dzieli�o od niej sporo ksi�g, wi�kszo�� z nich by�a strasznie gruba. James przeliczy� wszystkie i uzna�, �e jak�� przegapi�a.
- Tak, niestety, ale wszystkie „Teorie magii” zosta�y wykupione. Nowa dostawa jest ju� w drodze. B�dzie prawdopodobnie w poniedzia�ek.
- Mo�emy prosi� o od�o�enie jednej dla nas? – Spyta� Jason, widz�c zmartwienie na twarzy syna.
- Ale� oczywi�cie. Pa�stwa nazwisko?
- Potter. Ciekawe czy uda mi si� przekona� rodzic�w… M�g�bym sam j� odebra�… I przy okazji pochodzi� po innych sklepach…- Teraz po r�d�k�! – Zawo�a� Jim kiedy wyszli z Es�w i Flores�w i ruszy� w stron� sklepu z napisem OLLIVANDEROWIE: WYTW�RCY NAJLEPSZYCH RӯD�EK OD 328 R. PRZED NOW� ER�. Ojciec ruszy� za nim, a mama posz�a do apteki.
- Witam, witam. Jak si� sprawuj� twoja r�d�ka, Jasonie?
- Jak zawsze znakomicie.
- Buk, dziesi�� cali, prawda? – Jason pokiwa� tylko g�ow�.
- To James, m�j syn – popchn�� do przodu lekko zdenerwowanego ch�opca, a sam usiad� na krze�le.
- Jak ten czas szybko leci – mrukn�� pan Ollivander. – Kt�ra r�ka ma moc?
- Prawa – m�wi�c to wyci�gn�� j� do przodu. Starszy pan zacz�� go mierzy�. Ciekawe po co te wszystkie miary… Obw�d g�owy?!
- Ka�da r�d�ka ma rdze� z bardzo pot�nej substancji magicznej. U�ywamy smoczych serc, rog�w jednoro�ca i pi�r z ogona feniksa. Jak zapewne wiesz nie istniej� dwie identyczne r�d�ki. U�ywaj�c swojej osi�gniesz lepszy rezultat ni� kiedy u�ywa�by� czyjej�.
James zezuj�c patrzy� na mierz�c� mu szeroko�� nosa ta�m�. Ollivander przynosi� w tym czasie r�ne pude�ka.
- Spr�buj t�, heban i pi�ro feniksa – poda� mu r�d�k�. – Nie, nie! Nie ta! Mo�e kasztanowiec i w��kno smoczego serca? Machnij! – Jim machn��, a kubek po herbacie ( na szcz�cie ju� pusty) rozbi� si�. Wypr�bowa� jeszcze kilka innych r�d�ek. A mo�e �adna r�d�ka do mnie nie pasuje? Nie, to g�upstwo… Pan Ollivander na pewno co� znajdzie.
Spojrza� na ojca, kt�ry u�miechn�� si� krzepi�co. M�czyzn wr�ci� z jednym pude�kiem.
- Ta b�dzie dobra. Na pewno. Spr�buj. – Jim przyj�� niepewnie r�d�k� i poczu� mrowienie w palcach. Ciep�o rozesz�o si� po jego d�oni, a kiedy machn�� czerwone iskry wylecia� w powietrze. Kamie� z serca… A ju� si� ba�em… -Maho�, jedena�cie cali, pi�ro z ogona feniksa. Bardzo por�czna, znakomita do transmutacji.
W�o�y� r�d�k� do pude�ka i poda� j� ch�opcu. Po�egnali si� i poszli w stron� sklepu Madam Malkin, gdzie czeka� na nich Kirsten.
- I jak? -Spyta�a, a Jim z dum� wyj�� r�d�k� z pude�ka.
- Jedena�cie cali, maho�.
- Poszed�by� sam po szaty?
- Bez problemu.
- Masz tu pieni�dze, spotkamy si� w magicznej mena�erii.
Otworzy� drzwi, a dzwonek oznajmi� jego wej�cie. W �rodku owion�� go s�odki zapach, kobieta wsta�a zza lady i przywita�a si�:
- Dzie� dobry. Czy�by Hogwart, kochasiu?
- Tak – odpowiedzia� Jim.
- Chod�. Tutaj. Sta� na sto�ku.
Inna kobieta za�o�y�a mu przez g�ow� szat� i zacz�a upina� szpilkami w r�nych miejscach. Musz� wygl�da� jak jaki� strach na wr�ble, z tymi wyci�gni�tymi r�koma. Ehh… To strasznie nudne tak sta� i nic. Ooo… Czy to by� dzwonek?
Do sklepu wszed� ch�opiec, czarne w�osy si�ga�y mu do po�owy szyi.
- Hogwart? - Pokiwa� g�ow� – Sta� na sto�ku. O�ywi� si� troch� zauwa�aj�c r�wie�nika:
- Cze��, ty te� do Hogwartu?
- Tak. Ty te� na zakupach?
- Tak. Dopiero przyjecha�em. Zaczynam tu, bo nosi� ze sob� te wszystkie ksi��ki… A ty?
- Mam ju� r�d�k� i ksi��ki. Rodzice poszli po kocio�ek, wag� i teleskop.
-Jeste� ze starymi? Szkoda…
- Ty jeste� sam? Szcz�ciarz z ciebie, mnie rodzice nie pu�ciliby samego.
- Nie uwa�am si� za szcz�ciarza.
- Czemu? – Ch�opak tylko pokiwa� g�ow�.
- A tak w og�le to jestem James.
- Syriusz. To jak� masz r�d�k�?
- Maho�, jedena�cie cali.
- A rdze�?
- Pi�ro z ogona feniksa.
- Do jakiego domu chcesz trafi�?
- Gryffindoru, a ty?
- Byle nie do Slytherinu. Zrobi� si� jaki� smutny… Rozumiem, �e my�l o Slytherinie nie jest przyjemna, ale bez przesady…-Mo�e chcia�by� i�� ze mn� do magicznej mena�erii? Mam si� tam spotka� z rodzicami.
- No nie wiem. A nie b�d� mieli nic przeciwko?
- Nie, na pewno nie.
- W takim razie ok.
- No, ju� koniec. Mo�ecie zej��.
Kiedy doszli do magicznej mena�erii, ka�dy z paczk� pod pach�, byli poch�oni�ci rozmow� o quidditchu.
- Mo�e przedstawisz nam swojego znajomego, James?
- Och, nie zauwa�y�em was. To Syriusz.
- Dzie� dobry.
- M�g�by doko�czy� z nami zakupy?
- Oczywi�cie. Chod�my, bo jeszcze wszystkie sowy odlec�.
- Oj tato…
Ch�opcy od razu skierowali si� w stron� klatek z sowami. Nie by�o mowy o jaki� kotach czy ropuchach.
- Och… Popatrz na t�!
- Sp�jrz!
- Ta jest wspania�a!
Po wielu niepewnych decyzjach James wybra� Uszatk� - czarno-szar�, z jaskrawo pomara�czowymi oczami. Syriusz zdecydowa� si� na Syczka – rudo-br�zow�, o jasno-��tych t�cz�wkach i niebiesko-czarnym dziobie. Wybrali jeszcze klatki i kilka paczek pokarmu, po czym udali si� do lodziarni Floriana Fortescue. Jedz�c ogromne porcje lod�w owocowych ch�opcy zastanawiali si� nad imionami dla swoich s�w.
- Chyba nazw� go Helios. Co o tym my�lisz, James?
- Pasuje do niego. A co z moj�? – Uszatka okaza�a si� samiczk�.
- Mo�e… Co powiesz na Kunegund�?
-�e co?
- �artowa�em… S�ysza�em kiedy� imi� Serafina, w skr�cie by�oby to Finia.
- Finia? – Zwr�ci� si� do sowy, kt�ra zahuka�a g�ucho. – Podoba ci si� Finia? Wi�c niech b�dzie. Widz�c, �e rodzice s� zaj�ci rozmow� powiedzia� konspiracyjnym g�osem:
- W poniedzia�ek musz� odebra� jedn� ksi��k� z Es�w i Flores�w. Wszystkie wykupiono, wi�c ty te� jej nie dostaniesz.
- Rozumiem, a rodzice ci� puszcz�?
- Za�atwi si�.
- Dobra, o kt�rej?
- Mo�e w po�udnie?
- Ok. – Przestraszyli si�, �e ich pods�uchali kiedy Kirsten powiedzia�a nagle:
- Syriuszu?
- S�ucham?
- Mo�e zjesz z nami obiad w Dziurawym Kotle?
- Ch�tnie, prosz� pani. Och, nie kupi�em jeszcze ksi��ek!
- Le�cie do ksi�garni. My we�miemy wszystkie rzeczy. Spotkamy si� w Dziurawym Kotle.
- Ok, ale sowy we�miemy sami.
Ka�dy z�apa� klatk� ze swoj� sow� i pobiegli do Es�w i Flores�w. Wpadli do ksi�garni i rzucili si� w stron� kobiety, kt�r� James ju� pozna�.
- Prosz� komplet ksi��ek do Hogwartu dla pierwszej klasy – wydysza� na jednym tchu Syriusz.
- Spokojnie. Chwileczk�. Niestety…
- Wiem, �e nie ma „teorii magii”, prosz� o od�o�enie jej dla mnie w poniedzia�ek.
- Dobrze. Twoje nazwisko?
Syriusz zmiesza� si�, spojrza� na Jamesa jakby ze skruch� i powiedzia� smutnym g�osem:
- Black. Syriusz Black. Black?! Black! Czy�by ten Black z tych Black�w! Nie pomy�la�bym… Patrzy na mnie tak, jakby si� wstydzi�… Mo�e troch�, go rozumiem… To przecie� nie jego wina…
Spr�bowa� u�miechn�� si� do kolegi pokrzepiaj�co, ale tamten tylko odwr�ci� wzrok. Kiedy wyszli, nios�c ci�kie ksi�gi, Syriusz unika� jego wzroku.
- Co jest stary? Co� nie pasuje?
- Nie s�ysza�e� jak mam na nazwisko? Nie rozumiesz, �e pochodz� z rodu Black�w, gdzie wa�na jest czysta krew?! - Ostatnie dwa s�owa wym�wi� z pogard�.
- No c� stary, rodziny si� nie wybiera. No, chyba, �e nie mo�esz si� ze mn� zadawa�. Mo�e nie mam tak czystej krwi jak ty.
- To nie jest �mieszne.
- Nie? To dla czego mnie to bawi? Hahaha… �miej� si�! Widzisz! To jest �mieszne! No popatrz! �miej� si�! Hahaha… Hihi…
- Czyli, nie przeszkadza ci to?
- My�lisz, �e skoro ty jeste� takim fajnym kumplem to b�dzie mi przeszkadza�o twoje nazwisko? Je�li tak to g�upi jeste�!
- Dobra, �apie, przesta� si� wydziera�.
- Tak jest, mo�ci panie Black.
- Yghh… Zabij� ci� chyba! – I rzuci� si� na niego. Przewr�cili si� i zacz�li tarza� po ziemi ok�adaj�c r�koma. Ludzie musieli przystawa�, bo nie mieli pewno�ci, czy przechodz�c obok nie zostan� uderzeni jak�� z wierzgaj�cych dziko ko�czyn.
- Co tam si� dzieje, cholibka! – Mi�dzy gapiami przeciska� si� m�czyzna, mia� chyba dwa metry wzrostu i d�ugie, czarne, popl�tane w�osy i brod�. – Przesta�cie natychmiast! – Chwyci� obu ch�opc�w za ko�nierze i podni�s� wysoko. Ludzie zacz�li si� rozchodzi�. Ch�opcy sapali chwil� ze zm�czenia.
- Dzieciaki! – M�czyzna postawi� ich na ziemi�. – No, o co chodzi?
Ch�opcy spojrzeli na m�czyzn� i powiedzieli jednocze�nie:
- Nic takiego. – James znalaz� okulary ( pot�uczone), Syriusz pozbiera� porozrzucane wsz�dzie ksi��ki, spojrzeli na siebie
- Do widzenia! – po�egnali m�czyzn� i pobiegli do Dziurawego Kot�a. Zlokalizowali rodzic�w Jamesa i usiedli obok nich.
- O m�j Bo�e ! Co si� wam sta�o? – Potargane ubrania, zadrapania na r�kach i pot�uczone okulary to do�� osza�amiaj�cy widok dla matki.
- Och, nic takiego.
- Bili�cie si�!
- Przesta� Kirsten. To normalne w ich wieku – i mrugn�� do ch�opc�w. – Poka� okulary James. Okulus Reparo!
Jedz�c obiad James i Syriusz przypatrywali si� innym czarodziejom i na�miewali z wielu z nich. Posmutnieli kiedy nadszed� czas powrotu do domu. Tak dobrze razem si� bawili. Wymienili si� adresami, �eby potwierdzi� poniedzia�kowe spotkanie, po�egnali si� i za pomoc� Sieci Fiuu wr�cili do swoich dom�w.
Greetings from Colorado! I'm bored at work so I decided to check out your<a href="http://vdxvygvqlk.com"> wsbeite</a> on my iphone during lunch break. I love the info you provide here and can't wait to take a look when I get home. I'm shocked at how quick your blog loaded on my phone .. I'm not even using WIFI, just 3G .. Anyhow, very good site!
I simply want to tell you that I am just new to blogs and sesluoriy liked you're page. Almost certainly I’m want to bookmark your blog post . You amazingly have perfect stories. Cheers for sharing with us your website page. http://rczcucxhc.comsftdkveosnssbqbbngr