Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
�wie�o po egzaminach, wizycie w nowej szkole - siad�am i napisa�am dla was notk�. Trzymajcie kciuki, �ebym si� dosta�a, co?
Och, Syriuszu… Gdyby� tylko wiedzia�, jak bardzo pokocham muzyk� Buddy’ego Holly, chyba nigdy by� mi jej nie pokaza�. A zw�aszcza piosenki: „Baby, I don’t care”. Cho�bym chcia�, za Chiny ludowe nie usiedz� przy niej spokojnie.
Pokocha�em rock’n’roll.
Urz�dzili�my sobie z ch�opakami ma��… Hm… Zabaw�… U mnie w domu, jak nie by�o mamy. Ca�a nasza czw�rka, Julie i Martina, by�a nawet Lily i Jack.
G�o�no rozkr�cona muzyka grzmia�a w salonie, na stole pod �cian� by�y r�norakie chrupki, mamu�ka zrobi�a nam jeszcze kanapek, soki… A my �wirowali�my na �rodku salonu, zdzieraj�c drewno z pod�ogi oraz swoje nieszcz�sne gard�a.
Najwi�cej ta�czy�em z Martin�, z Julie wywija� Syriusz, James porwa� Lily, a Jack ta�czy� z Peterem. Jako� tak si� obaj dobrali…
You don't like crazy music
You don't like rockin' bands
You just wanna go to the movie show
And sit there holdin' hands
You're so square
Baby I don't care
Kilka szybkich obrot�w, nieustanne przytupywanie, du�o machania r�kami… Falbaniaste sp�dniczki dziewczyn fruwa�y we wszystkie strony, nie maj�c nawet chwili spokoju. Jak to w ta�cu. W pewnym momencie Syriusz zrobi� “odbijane” i porwa� mnie w seri� piruet�w, wyrzut�w, podskok�w czy przetaczania po plecach tudzie� pod�odze… Nie wiedzia�em nawet, �e tak potrafi�…
W wakacje, jak nie trudno si� domy�li�, s�o�ce grza�o bardzo… Nami�tnie. Nie da�o si� �y�. Z ��ka dos�ownie czo�ga�em si� do kuchni po szklank� wody.
Wol� ch��d.
Siedzia�em sobie na schodkach przed domem, tak jak kiedy�, jak by�em ma�y. Zamkn��em oczy przed promieniami s�onecznymi, nastawiaj�c uszu na �piew ptak�w. U�miecha�em si� lekko do siebie, nie mog�c si� powstrzyma�.
Ponownie upi�em �yk soku pomara�czowego, otwieraj�c oczy. Marszcz�c si� jak �liwka spojrza�em w b��kitne niebo, czuj�c jak s�o�ce atakuje mi oczy. Patrzy�em d�u�sz� chwil� na p�yn�ce leniwie ob�oki, zwyczajnie nie umiej�c odm�wi� sobie tej male�kiej przyjemno�ci. Bardzo lubi� patrze� na chmury. Uspokaja mnie to, pomaga si� rozlu�ni� no i samo w sobie jest relaksuj�ce. Gdyby tak jeszcze pachn�ca ��ka pod plecami i �piew ptak�w wok�…
Westchn��em cicho do siebie, odwracaj�c si� twarz� do wn�trza otwartego na o�cie� domu. Mama zasuwa�a od lewej do prawej, z kuchni do salonu, z salonu do �azienki, z �azienki do kuchni, potem znowu do �azienki, kuchnia, salon… Tup, tup, tup, tup drewnianymi schodkami na g�r�, na pi�terko, gdzie jest jedynie pok�j m�j i mamy.
S�dz� wi�c, �e zwyczajnie si� nudzi�a, bo przecie� nie widz� sensu w generalnych porz�dkach. Co tydzie� prawie… A fu.
Nagle m�j wzrok przyku� puchaty obiekt wlok�cy si� sm�tnie ulic�. By� brudny, z mojego miejsca widzia�em, �e strasznie chudy… Wygl�da� troch� jak owczarek niemiecki. Nie namy�laj�c si� d�ugo, odstawi�em szklank� i ruszy�em na spotkanie z futrzakiem.
Przekroczy�em ulic�, na kt�rej jakie� dziewczynki z s�siedztwa narysowa�y sobie plansz� do gry w klasy i �arliwie ow� dyscyplin� gier uprawia�y.
Kopn��em lekko pi�k�, kt�r� dosta�em w bok od niejakiego… Mathewa. Zamar�em, widz�c go.
- Oohohoo, cze��, male�ka! – zawo�a� w a� nazbyt dobrze mi znany, g�upkowaty spos�b. Zacisn��em d�onie w pi�ci.
- Witam szanownego… Pi�kny mamy dzisiaj dzie�, nieprawda�? – spyta�em k��liwie. K�tem oka spojrza�em na pieska, kt�ry zaj�� si� obw�chiwaniem s�upka w siatce.
- Co tu robisz? – G�os mia� ju� normalny.
- Jakby…. Mieszkam? – burkn��em.
Podszed� bli�ej, trzymaj�c pi�k� pod pach�.
- Ej no, co� taki niemi�y?
- Nie, bo zupe�nie nie mam powodu! – zawo�a�em z przesadn� rado�ci�.
Mathew wyd�� wargi.
- Hej, Math! Idziesz, czy nie?! – rykn�� te� znany mi g�os. Jerry.
- Zaaaaraz, nie gor�czkuj si� tak, jeszcze febry dostaniesz! Sorry za to w szkole – doda� ju� do mnie.
Unios�em lekko brwi.
- Co to za jaki� sp�d? – spyta�em, puszczaj�c mimo uszu wzruszaj�cy moment przeprosin.
- Aaa, gramy u Jacoba w kosza. Przy��czysz si�?
- Yyy…
- No nie b�d� �yd, chod�.
- Nie. Nie umiem, nie chc�, za gor�co mi i… - Wzrok sam uciek� mi do psa.
- Ojoj, nasz kochany samarytanin chce przygarn�� brudnego kundla? – za�mia� si�.
Unios�em g�ow�, zadzieraj�c podbr�dek.
– Tak, chc�.
- No dobra. Fakt, przyda ci si� przyjaciel. W samotno�ci mo�na zdzicze�, nie? – spyta�.
- Co?
- Cz�owieku, od dw�ch lat ci� w szkole nie widzieli�my, gdzie ty si� podziewasz?
- W szkole? - odpar�em.
- Niby jakiej?
- No, na pewno nie w starej. Do innej teraz chodz�.
- Tak? Jaka ona jest?
- Eee… Bardzo fajna – mrukn��em, nie do ko�ca wiedz�c, jak mam temu pustakowi opisa� Hogwart. – Rewelacyjna wr�cz…
- Musi by� daleko, skoro wracasz tak p�no, �e ci� w og�le w okolicy nie wida� – stwierdzi�, podrzucaj�c pi�k�.
- No jest… Bynajmniej si� tam nie doje�d�a, to szko�a z tym… Jak mu tam… Internatem.
Uni�s� brwi, kiwaj�c lekko g�ow�.
- Ooo, no to faktycznie rewelka – przyzna� z czym� na kszta�t podziwu. – No, dobra, Lupin. Zbawiaj �wiat zwierz�t, a jak ju� sko�czysz, to wpadnij do nas, gramy do wieczora dzisiaj. Akurat nam brakuje jednej osoby…
Skin��em g�ow�, czuj�c zwyk�� ochot�, �eby si� przy��czy�. Uni�s� r�k� w ge�cie po�egnania, po czym odbieg� do reszty grupy ch�opak�w z mojej dawnej klasy, odbijaj�c pi�k� od asfaltu.
Zagwizda�em, podchodz�c do pieska. Zatrzyma� si�, patrz�c na mnie z podkulonym ogonem. Ukucn��em obok, wyci�gaj�c powoli r�k�.
- Heeej... Czee�� piesku. Nie b�j si�... - zacz��em do niego mi�kko nadawa�. - Nie b�j, nic ci nie zrobi�... Dasz mi si� pog�aska�?...
Dotkn��em ostro�nie czubek jego nosa, pozwalaj�c, by mnie obw�cha�. Zamacha� nie�mia�o ogonem, podchodz�c bli�ej.
- Jaki ty jeste� �liczny… - szepn��em, patrz�c na niego. Tkni�ty nag�ym pomys�em, pochyli�em si� nieco, zagl�daj�c mu pod brzuch. – Em… �liczna… Chod�. Chood�…
G�aska�em j� jeszcze chwil�, nim wsta�em powoli i �agodnie do siebie przywo�a�em. Po kilku d�u�szych chwilach, psina ruszy�a za mn�. Wci�� zach�caj�c j� �agodnym tonem, doszed�em w ko�cu do domu i wpu�ci�em j� do �rodka.
- Mamo… - zacz��em niepewnie.
- Tak? – odkrzykn�a z kuchni.
- Chc� psa! Obieca�a� mi…
- Tak, skarbie, wiem… Nied�ugo si� wybierzemy, dobrze?
- Nie chc�.
- No to chcesz, czy ni… - urwa�a, staj�c w drzwiach. – Remusie…
- Zapomnij – odpar�em natychmiast. – �adnego spania na dworze, �adnego wyrzucania… Ona z nami zostaje – o�wiadczy�em stanowczo.
Pokr�ci�a g�ow�.
- Nic z tych rzeczy. Remusie, ten pies jest w ci��y.
Zamruga�em.
- To nie pies… To sunia jest – sprostowa�em niezbyt m�drze.
K�ciki jej ust zadrga�y lekko.
- Wiem.
Zrobi�em ma�lane oczy.
- Mo�e z nami zosta�? Mo�e?... – miaukn��em.
- Synku…
- Prrosz�!
- Ech… A jak by� j� nazwa�?
Popatrzy�em na tego wychudzonego futrzaka, kt�remu z powodzeniem mo�na by gra� na �ebrach. Podnios�a g�ow� i wlepi�a spojrzenie br�zowych ga� prosto w moje oczy, lekko merdaj�c ogonem.
- Meggie – odpar�em bez zastanowienia. – To b�dzie Meggie…
Nast�pnego dnia, obudzi�em si� skoro �wit. Zdawa�o mi si�, �e w nocy s�ysza�em jakie� dziwne d�wi�ki z legowiska Meg, ale za ka�dym razem, jak do niej wstawa�em, nic podejrzanego nie zauwa�y�em. Poprzedniego wieczora wyk�pa�em j� solidnie, wysuszy�em i wyczesa�em star� szczotk�. Najad�a si�, napi�a i spa�a dwie godziny z g�ow� na moim udzie, a ja w tym czasie czyta�em sobie „Makbeta”. Jako� tak mnie wzi�o na taki rodzaj tw�rczo�ci.
Wracaj�c do nocy, w ko�cu pad�em i spa�em jak kamie�. Od razu podrepta�em do �azienki, czuj�c podejrzane wr�cz napi�cie �cian mojego p�cherza. Nie by�o to przyjemne… Od razu wzi��em kr�tki prysznic, wyszorowa�em z�by i ubra�em si� w jakie� szmaty le��ce pod r�k�. Wczorajsze spodnie chyba i jaka� tam bluzka…
Boso wr�ci�em do pokoju, gdzie swoje miejsce mia�a Meg. Podszed�em do du�ego, kartonowego pude�ka, by si� z ni� przywita�.
- Cze��, pi�kna – powiedzia�em weso�o, przykl�kaj�c obok. – Dobrze ci si� spa… - urwa�em w p� s�owa, robi�c wielkie oczy. Poczu�em jeszcze, �e usta same mi si� uchylaj�, a brwi wyginaj� w �uki. – Nyaaa! – wyda�em z siebie. – Jakie �liczne! – j�kn��em, wk�adaj�c r�ce do pud�a i wyci�gaj�c z niego ma�ego, puchatego psiaczka. – Jeeej…
Przytuli�em go ostro�nie, ocieraj�c o niego policzkiem. Jak on �licznie pachnia�… I by� taki malusi! Chwyci�em w dwa palce jego male�k� �apk�.
- Jejuu… - kolejny inteligentny wyraz wyrwa� si� z mojej krtani. Cmokn��em ten tyci, mokry nosek, wk�adaj�c szczeniaczka powrotem do pude�ka, pozwalaj�c obserwuj�cej mnie z wyj�tkow� uwag� Meg odsapn�� od zaniepokojenia. Podliczy�em szybko maluchy.
Pi��!
Zatupa�em kolanami w pod�og� z rado�ci. Siedzia�em d�u�sz� chwil� z nimi, nie mog�c oderwa� od nich wzroku. Prze�liczne s�…
Wzi��em innego, ostro�nie przytulaj�c do siebie i wyszed�em z pokoju. Meg wylaz�a z pud�a, id�c za mn� i kr�c�c mi si� pod nogami. Uchyli�em drzwi sypialni mamy. Spa�a jeszcze.
- Mamo… - zacz��em. – Mamo!
Wierci�a si� chwil� w bia�ej po�cieli, wyra�nie nie mog�c si� zorientowa� w czasoprzestrzeni.
- Zobacz… - doda�em, podchodz�c bli�ej. Usiad�em obok na ��ku.
Zrobi�a du�e oczy, patrz�c na malucha.
- Ojej… - sapn�a na dzie� dobry.
- Razy pi��! – doda�em z u�miechem szale�ca. Nasze spojrzenia skrzy�owa�y si� na moment.
- Pi��?
- Cudnie, nie? – wywali�em klawisze.
Zamruga�a, po czym ponownie zakopa�a si� w po�cieli.
- Taak, wspaniale…
Po chwili us�ysza�em jej chrapanie.
Zerkn��em na zegarek. Pi�ta dwadzie�cia.
- Aha… - szepn��em do siebie. – To wiele wyja�nia…
Wycofa�em si� z pokoju, odnosz�c malca do jego ��eczka. Ca�y ranek siedzia�em ko�o nich, nie mog�c oderwa� wzroku. One s� takie… Drobne, malutkie i delikatne.
Meg raz po raz liza�a mnie po r�kach, kiedy poszed�em na chwil� do kuchni, wracaj�c z misk� jedzenia.
Chyba by�a mi wdzi�czna…
Pog�aska�em j� po jej kud�atej g�owie.
- Smacznego – powiedzia�em, po czym z szerokim bananem patrzy�em, jak jad�a. Bardzo g�o�no jad�a…