Dziękuję za komentarze pod ostatnim wpisem. Mimo, że były nieliczne szczerze mnie uradowały.
Pozdrawiam i zapraszam do Rose Weasley.
Stanęłam przy gargulcu jak wryta gdy ten powiedział do mnie ,,hasło".
-yyyy-wydałam z siebie krótki dźwięk
-Niestety błędna odpowiedź.-odparł szyderczo
-Do widzenia.-usłyszałam za sobą szept
Obejrzałam sie za siebie i spostrzegłam nietoperza.
-Chyba dzień dobry.-powiedziałam nieśmiało
-To hasło, myślałem, że jesteś na tyle spostrzegawcza by domyśleć się, że do widzenia które powiedziałem dzisiaj w klasie jest czymś więcej, niż zwykłym życzliwym pożegnaniem.-prychnęłam lekceważąco słysząc słowo życzliwym, na szczęście bardzo cicho więc Snape tego nie usłyszał. Co za idiotyczne hasło. Każdy kto przejdzie obok i powie je choćby przypadkiem otworzy sobie drogę do gabinetu dyrektora. Podczas naszej, że tak to określę konwersacji gargulec ukazał wejście. Byłam sparaliżowana obecnością mistrza eliksirów, tak wiec zdziwiłam się kiedy dotarliśmy przed drzwi gabinetu, czego ja wcale nie zauważyłam. Snape zapukał cicho trzy razy. Usłyszeliśmy wesołe ,,proszę", więc weszliśmy do pokoju. Z ulgą stwierdziłam, że zniknęły już kolorowe urodzinowe dodatki. Dyrektor szerokim gestem zachęcił mnie i profesora do zajęcia miejsca przy biurku, co też niezwłocznie uczyniłam. W ciążącym milczeniu czekaliśmy aż przybędzie Johnny, który spóźnił się kilka minut.
-Cieszę się, że już wszyscy jesteście.-zaczął Dumbledore-Mam dla was dobrą wiadomość. Profesor Snape uwarzył wam eliksir, dzięki któremu skutek niefortunnie rzuconego zaklęcia ,,Amora" zniknie nie pozostawiając trwalszych skutków.
Uśmiechnęłam się na te słowa, Johnny również wyglądał na zadowolonego. A życzyłabym sobie aby ta żmija na zawsze miała jakieś bolesne dolegliwości.
-Na czas kuracji będziecie zmuszeni przebywać w skrzydle szpitalnym, gdyż nie jesteśmy pewni, jak zareagujecie na wywar.
-Oczywiście proszę pana.-stwierdziłam, że trzeba by było jakoś wyrazić zgodę na propozycje dyrcia.
-Cieszę się, że podzielasz moje zdanie panno Abbott. -przesłał mi uśmiech, na widok którego moja twarz zrobiła się buraczkowo-bordowa.-A teraz chciałbym omówić sprawę pana Smitha i kary którą otrzyma. Czy chcesz być przy tym obecna Hanno?
Kiwnęłam w milczeniu głową. Za nic w świecie nie opuściłabym tak istotnej dla mnie informacji.
-No więc Johnny, rada pedagogiczna stwierdziła, że nie zostaniesz wydalony ze szkoły. Argumentujemy swój wybór teorią, że miłość jest najgroźniejszą bronią, dostępną człowiekowi, a w dodatku ślepą. Nasza decyzja nie oznacza jednak, że żadnej kary nie będzie. Sądzimy, że dotkliwa nauczka może przynieść zadowalające skutki. Tak więc panie Smith przed wyjawieniem dalszej decyzji nauczycieli, chcę dać jasno do zrozumienia, że w razie podobnego incydentu lub innego poważniejszego wykroczenia, zostanie pan wyrzucony ze szkoły i postawiony przed ministerstwem magi, gdyż to co pan uczynił jest niezgodne z prawem. Obecnie ślizgoni tracą pięćdziesiąt punktów, a pan dostaje dwumiesięczny szlaban, który rozpocznie sie jutro o dwudziestej u profesor McGonagall. Dodatkowo ma pan zakaz uczestnictwa w szkolnych rozgrywkach Qudicha.
-Co!!! Ale panie pro...-krzyknął zaszokowany
-Smith nie unoś się.-powiedziałam mściwie i rzuciłam mu pełne satysfakcji spojrzenie, byłam bardzo zadowolona z powodu tego wyroku. Stanowczo na to zasługiwał.
-Teraz dajemy wam pół godziny na zabranie rzeczy z dormitorium i spotykamy się w skrzydle szpitalnym.
-Dobrze psorze.-rzuciłam i ruszyłam do sypialni biegiem. Liczyła się każda minuta, gdyż Su nie wybaczyłaby mi gdybym jej nie opowiedziała ze szczegółami o wydarzeniach wieczoru. Gadanie zajęło mi około dwudziestu minut, tak więc nie miałam już czasu na zabranie potrzebnych rzeczy i do skrzydła poszłam praktycznie z niczym. Umówiłam się z Susan, że jutro przed szkołą wpadnie do mnie i przyniesie mi kilka niezbędnych do funkcjonowania rzeczy. Gdy przekroczyłam drzwi szpitala osaczyła mnie pani Pomfrey.
-Cóż za niedorzeczność w taki sposób traktować uczniów. I do tego jeszcze chęć leczenia ich poza skrzydłem szpitalnym. Jak oni sobie to wyobrażali.-mruczała zaglądając mi w źrenice i wsadzając termometr do ust. Chwyciła mnie pod ramie i zaprowadziła do łóżka na samym końcu sali z każdej strony zasłoniętego zielonkawym parawanem. Kazała przeprać się w piżamę i zabrawszy termometr udała się do Smitha który sądząc po jej nowej fali żalów wszedł do sali. No fajnie, usiadłam na łóżku, ale ja nie mam piżamy. W zasadzie nie mam nic. Chociaż to nie moje największe zmartwienie. Przecież dzisiejszą noc spędzę w towarzystwie Smitha, a na dodatek w sali nie ma innych pacjentów. Przełknęłam cicho ślinę. Będzie trzeba coś wymyślić, spróbowałam przypomnieć sobie zaklęcie tarczy którego ostatnio uczyliśmy się na GD, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Miałam całkowitą pustkę. Ściągnęłam bluzę i buty po czym wdrapałam się na łóżko, i okryłam szczelnie kołdrom. Postanowiłam w ciszy czekać na pielęgniarkę, która przyszła do mnie z dwoma szklankami pomarańczowego płynu który wyglądał jak oranżada. Nagle zachciało mi sie mocno pić.
-Nie martw się-powiedziała pani Pomfrey, błędnie odczytując wyraz mojej twarzy-będę przy was całą noc. Nie spuszczę z was oka.
Odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej tyle. Następnie szkolna pielęgniarka wręczyła mi szklankę i zachęcająco ruszyła głową.
-Nigdy tego nie próbowałam ale będzie dobrze.-szeptała gorączkowo-Lepiej wypij wszystko naraz.
Westchnęłam głośno zamknęłam oczy i idąc za dobrą radą przechyliłam naczynie szybko wypijając dużymi łykami jego zawartość. Następnie wzdrygnęłam się ogromnie, szklanka wypadła mi z ręki i roztłukła sie na posadzce. W ustach miałam nadal palący smak pomarańczowej cieczy. Nie potrafię go opisać, ale podejrzewam, że gdyby to było możliwe smakowało by jak ogień. Gardło mnie paliło i nie mogłam przełknąć śliny. Pielęgniarka wlała we mnie drugą szklankę płynu. Zaczęłam głośno dyszeć i rzucać się po łóżku. Ostatnią rzeczą jaką zarejestrowałam było naprawienie szklanki przez panią Pomfrey, potem zapadałam w śpiączkę. Cały czas miałam przed oczyma jakieś cienie, słyszałam szepty, zmieniające się czasami w głośne przenikliwe krzyki. Za ręce łapały mnie brudne pokryte kurzajkami, lepkie ręce, niekiedy te paskudztwa dotykały mojej twarzy. Właśnie wtedy zaczynałam krzyczeć i moje ciało drżało, męczone silnymi drgawkami. W tym stanie byłam jakby całą wieczność, nie myślałam logicznie, nie byłam w stanie rozumować.
Gdy się obudziłam, podświadomie wyczułam wpatrujące się we mnie oczy. Miałam ochotę nie zdradzać się ze swoim przebudzeniem, ale ciekawość wzięła górę i uchyliłam jedną powiekę. W następnej chwili tonęłam się w uścisku... mojej mamy.
-Ale...co ty tutaj robisz?-zapytałam oszołomiona
-Och, kochanie obudziłaś się.-wyszeptała i w następnej chwili krzyknęła głośno.-Hanna się przebudziła.
Nie wiedziałam, że w sali jest ktoś jeszcze oprócz mnie, mamy i Johnny,ego, może jeszcze pielęgniarki, dlatego przeżyłam szok gdy za parawanu wyszli kolejno, tata, babcia, dziadek i dyrektor. Myślałam, że nic nie jest już mnie w stanie bardziej zaskoczyć, gdy ujrzałam zasępioną postać Matthewa, który na mój widok uśmiechnął sie tak jakoś dziwnie, nazwałabym to raczej grymasem. Babcia rzuciła mi sie na szyje, następnie przyszła pora na uściski z męskimi członkami mojej rodziny. Dyrektor zapytał się tylko o moje zdrowie,a uzyskawszy zapewnienie, że nic mi nie jest, rzucił Mattowi dziwne spojrzenie, uśmiechnął się, pokiwał głową i zaprosił moich rodziców wraz z dziadkami do swojego gabinetu. Widziałam po minie, że mama chciała zostać przy mnie,jednak tak ważnej osobie się nie odmawia. W końcu zostałam sama z Matthewem, który do tej pory milczał.
-Może byś się chociaż przywitał?-zapytałam-Do tej pory byłeś ciekawszym towarzyszem.
Uśmiechnął się i podszedł do mojego łóżka, po czym usiadł w jego rogu. Na stolik obok łóżka powyciągał z kieszeni płaszcza różne smakołyki.
-To od znajomych.-wyjaśnił, na co pokiwałam głową
-Może w końcu powiesz mi coś konkretnego.-wkurzyłam się nie na żarty, bo w końcu ile mam znosić ten cały cyrk?-Co wy tu w ogóle robicie?
-Wiesz ile leżałaś nieprzytomna?-odpowiedział pytaniem na pytanie
Pokręciłam głową, na co mówił dalej.
-Trzy doby, nie jadałaś, nie piłaś tylko szamotałaś się po pościeli krzycząc i drżąc. To było przerażające. Ślizgon wyszedł ze szpitala już następnego ranka po zażyciu eliksiru, ale ty nadal byłaś w śpiączce. Gdy Dumbledore się o tym dowiedział, zawiadomił twoich rodziców, którzy natychmiast pojawili się w szkole, razem z twoimi dziadkami.
-A co w takim razie robisz tutaj ty?
-Dyrektor napisał wczoraj do mnie list, zawiadamiający o twoim stanie, więc jestem.
-Dlaczego?-spytałam
-Co dlaczego?
-Dlaczego napisał akurat do ciebie? Czemu przyjechałeś?
-O to, dlaczego dyrektor napisał akurat do mnie, musisz zapytać nie kogo innego, jak jego samego. A co do twojego drugiego pytania to...sam nie wiem jak ci na nie odpowiedzieć. Jesteś moją przyjaciółką, a ja dbam o przyjaciół.-wiedziałam, że ani jedna odpowiedź ani druga nie jest dokończona. Kryje się pod nimi coś jeszcze. Staram się odrzucać od siebie tę myśl ale podejrzewam, że Mathew wraz z dyrektorem knują coś co jest związane ze mną. Dodatkowo mam przeczucie, że nie jest to zbyt miłe. Spojrzałam na przyjaciela, chciałam popatrzeć mu w oczy ale ten wykazał ogromne zainteresowanie moją kosmetyczką. Zrezygnowana chwyciłam pudełko z czekoladowymi żabami i rzuciłam jedną w Matta.
-Za co?-zapytał podnosząc ja z ziemi
-Za chęć do życia.-roześmiałam się i nawet nie poczułam, gdy dostałam czekoladką w ucho. Następnie w ruch poszły wszystkie łakocie ze stolika, a gdy przyszła do mnie pani Pomfrey załamała ręce i myślałam, że zaraz trafi nas oboje jakimś mocnym zaklęciem. Niestety nie powstrzymałam śmiechu na widok jej miny i chamsko wyśmiałam, jak jej sie zdawało, jej słowa.
-Za grosz przyzwoitości. Zastanów się nad swą postawą dziewczyno bo źle skończysz. Masz to natychmiast posprzątać. Tylko bez użycia czarów.-dodała na koniec mściwie, zapominając chyba, że jestem jej pacjentem i opuściła mój kącik parawanowy. Gdy tylko to uczyniła dostałam wielkiej głupawki chichotu i nie mogłam się uspokoić dopóki nie pojawiła się moja mama.
-Kidy mogę stąd wyjść?-spytałam, wstając z łóżka
-Jutro rano, pani Pomfrey chce cię zatrzymać na obserwacji.-odparła nawet nie zwracając uwagi na bałagan.
-O nie, mamo, przecież ja się czuję całkiem dobrze.
-Nie marudź i lepiej coś zjedz, bo głód niezbyt dobrze robi ci na cerę.
Chwyciłam moją kosmetyczkę, poprzednio męczoną prze Matta i wyciągnęłam z niej lusterko. Obicie zwaliłoby mnie z nóg gdybym stała. Moje włosy stały każdy w innym kierunku, sińce pod oczami i suche, popękane usta. Jednym słowem POTWÓR. Rzuciłam je na podłogę i szybko wlazłam pod kołdrę, chowając twarz. Usłyszałam głośne westchnięcie mamy, śmiech Matthewa i głos babci, która przyszła się pożegnać gdyż wszyscy z rodziny wracają do domu.
-Do zobaczenia.-powiedziałam zduszonym głosem spod nakrycia, gdzie było tak gorąco, że zaczynałam się dusić i boleć mnie głowa. W końcu obrażeni dziadkowie i łamiący ręce rodzice opuścili salę, więc z ulgą usiadłam i odetchnęłam pełna piersią. Wtem uprzytomniłam sobie, że Matt wciąż siedzi na rogu mojego łóżka i z kwikiem znów zniknęłam pod kołdrą.
-Nie jesteś czasem głodny?-zapytałam, dając do zrozumienia, że lepiej dla niego żeby był.
-Ach, no tak jestem, chyba nie obrazisz się jak wezmę sobie trochę czekolady.
-Matt!-wrzasnęłam
-No dobra, dobra. Żartowałem.-roześmiał się i poszedł sobie. Ekspresowo znalazłam szczotkę i w mig zaczesałam włosy w koński ogon. Podkrążone oczy posmarowałam cudownym wynalazkiem mamy, kremem, który odżywia skórę. Oczywiście sińce nadal są, ale za kilkanaście minut zastana tylko ledwo widoczne ślady. Usta wysmarowałam babciną wazeliną.
-Już.-wrzasnęłam
Za parawanu wszedł Mathew, a kiedy spojrzałam w jego twarz przypomniała mi sie chwila w holu, przy drzwiach wejściowych, gdy miał ten dziwny wyraz twarzy i z taka siłą ściskał mi rękę. Odruchowo spojrzałam na nadgarstek, na którym widniały fioletowe ślady. Niestety zauważył to spojrzenie.
-Nic nie mów.-powiedziałam ostro gdy tylko otworzył usta
-Chcę to wytłumaczyć.
-A co tu jest do tłumaczenia?-zapytałam nie kryjąc irytacji-Teraz po prostu wiem, że jesteś niebezpieczny. Muszę uważać co mówię i podczas rozmowy trzymać się od ciebie z daleka, przynajmniej dwa metry.
-Nie rozumiesz..-odparł wpatrując się w moje oczy, pewnie chciał ujrzeć na mojej twarzy uśmiech, który rozładowałby tą napiętą atmosferę. Jednak nic takiego nie będzie, tym razem nie zwolnię go z obowiązku, chociaż raz bycia ze mną do końca szczerym.-Gdybyś nie była tak uparta, wszystko potoczyłoby się inaczej.
-A więc to teraz moja wina?-warknęłam złośliwie-To ja zrobiłam sobie sińce na ręce?
-Oczywiście, że nie, ale gdybyś mi do końca zaufała, nie doszło by do tego w ogóle.-rzucił z pretensja w głosie- Tamtego wieczora nie panowałem nad sobą, gdyż zdałem sobie sprawę, że mi nie ufasz. A do tamtego momentu byłem pewny, że tak jest. Rozczarowałem się. To wszystko.-na koniec zaśmiał sie gorzko.
-To nie tak.-zaprzeczyłam, w głębi duszy ufałam mu całkowicie, czułam, że jest jednym z moich najlepszych przyjaciół, jeśli nie najlepszym.-Nie widziałam po prostu sensu mówienia ci o tym. Bo co ty niby mógłbyś zrobić, czego ja bym nie mogła?
Zastanawiał się przez chwilę.
-Może sprałbym tego gnoja? Zamienił go w osła? Albo pozbawił pewnej części ciała...
-Mathew!-krzyknęłam, a uśmiech znów zagościł mi na twarzy.
-Muszę już iść.-odezwał się, widać było, że rozluźnił sie widząc moją radosną twarz- Za pół godziny wpadną do ciebie twoi przyjaciele więc nie będziesz sie nudzić. Mam do załatwienia pilna sprawę.
-Nie ma sensu pytać co to za sprawa?-zapytałam chociaż znałam odpowiedź
-Masz racje.-Uśmiechnął sie podszedł do łóżka i pocałował mnie w czoło na pożegnanie- Ale niedługo się dowiesz.
Jak zawsze zostawiał mnie z jakąś pustką, niewyjaśnioną sprawą.
-Matt-zaczęłam gdy już odwrócił sie aby wyjść.
-Tak?-spojrzał na mnie
-Wiesz, że gdybyś zrobił mi coś takiego jeszcze raz, nie wybaczyłabym ci już.-mówiłam to spokojnie, bez żadnych gróźb czy pretensji.
-Śpij dziecino.-zbył mnie tylko, na co ja rzuciłam w niego poduszką, ale zanim ona zdążyła dolecieć już go nie było. Usłyszałam odgłos zamykanych drzwi.
Ko kilkudziesięciu minutach do sali wpadło kilku hałaśliwych osobników. Uśmiech zagościł na mojej twarzy natychmiastowo, na widok Susan, Erniego i Justyna. Su z Ju weszli trzymając się za ręce. A już myślałam, że ze sobą zerwą i będziemy mieli znowu paczkę przyjaciół, a nie zakochaną dwójce i dwoje pozostałych samotników. Czy przesadzam? Najprawdopodobniej.
-Hanno!-wrzasnęła Susan i rzuciła mi się na szyje całując mnie w policzek.-W końcu. Nawet nie wiesz jak sie martwiliśmy.
Chłopcy ograniczyli się do zwykłych formułek grzecznościowych, za co byłam im naprawdę wdzięczna.
-Jak się czujesz?-spytał Ernie
-Daj jej spokój.-wtrącił się Justyn-Pewnie cały dzień słyszy to samo pytanie. A przecież widzisz, że sie pomalowała. A gdy dziewczyna ma siły na takie bzdety to jest już całkiem zdrowa.
-Faceci-mruknęła tylko Susan patrząc wymownie w sufit.
Roześmiałam się serdecznie.
-Czy tutaj nie sprzątają?-zapytał dziwnym tonem Ern
Rozejrzałam sie wokół. Faktycznie, nie za przyjemny widok. Na kamiennej podłodze ktoś wdepnął w czekoladową żabę i rozniósł czekoladę na kilka innych miejsc. Fasolki walały się po całym moim łóżku. Wiem to trochę obrzydliwe, że na nich leżałam, ale ja naprawdę zanim sobie coś takiego uświadomię ktoś zdąży zwrócić mi uwagę.
-Oczywiście, że sprzątają. Ale pani Pomfrey za karę kazała mi to zrobić ręcznie.
-Przecież jesteś chora.-krzyknęła z oburzeniem Su i machnęła różdżką usuwając ślady czekolady.
-To co się tutaj działo, że doprowadziłaś ten kącik do takiego stanu?-zapytał niewinnie Ju
-Wiecie jaki jest Matt.-rzekłam wymijająco, gdy przyjaciółka zajęła się moim kolorowym łóżkiem.
-Mathew?-zachichotał sprośnie Justyn, po czym spojrzał znacząco na Erniego, który odwzajemnił jego spojrzenie.
-Daj spokój.-powiedziała Su, oceniając efekt swojej pracy.-Idźcie lepiej po nasz prezent, bo jak widzę zostawiliście go w pokoju wspólnym.
Chłopcy zrobili skruszone miny, po czym uśmiechając się wyszli na korytarz.
-Teraz możemy porozmawiać spokojnie.-zauważyła Susan, zaplatając na piersi ręce-To co jest między tobą a Mattem?
-A co ma być?-zapytałam udając, że nie wiem o co chodzi. Czy nikt nie wierzy w prawdziwą przyjaźń między chłopakiem a dziewczyną? Przecież Matthew jest takim samym przyjacielem jak Ernie czy Ju, a nikt jakoś nie swata mnie z żadnym z nich.
-No wiesz, pomyślałam sobie...
-Źle sobie pomyślałaś.-przerwałam jej, machając gwałtownie ręką-Mathew jest moim przyjacielem, TYLKO.-zaakcentowałam wyraźnie ostatnie słowo
-Taki był przestraszony gdy tu przyjechał.-powiedziała nieśmiało Su-Bardziej niż Ernie i Justyn razem wzięci, a oni naprawdę się przejęli.
-To dowodzi tylko na to, kto jest lepszym przyjacielem.-odcięłam się, chociaż wcale tak nie myślałam. Bo przecież Matt jest inny niż jakikolwiek przyjaciel, nawet nazwać tego nie potrafię. On jest jakby moim aniołem stróżem, połączonym z przyjacielem.
Gdy Susan myślała nad odpowiedzią, chłopacy wpadli do mojego kącika z kolorowym pudełkiem.
-To dla ciebie-krzyknęli radośnie, rzucając je w moją stronę. Ledwo co złapałam kartonik.
-Jak sie nie uciszycie, pielęgniarka was wywali.-orzekłam złowieszczo i zabrałam się do rozpakowania prezentu.
Wewnątrz pudełeczka znajdowała się bransoletka z przyczepionymi czterema literkami S, E, J i H. Zabrakło mi słów.
-Jest piękna-oznajmiłam im uśmiechając się promiennie. Na to oni pokazali mi swoje nadgarstki z takimi samymi bransoletkami.
-Wyglądacie jak panienki.-zaśmiałam się z chłopaków, a oni udali obrażone miny.
-Też im to mówiłam, ale stwierdzili, że i tak ich nie widać spod rękawów szaty.-dopowiedziała sucho Su
-Jak chcecie.-zaśmiałam się
Pogadaliśmy jeszcze kilka minut, po czym pani Pomfrey przyszła i wyrzuciła moich przyjaciół pod pretekstem zbyt głośnego zachowania.
. . .. . . that I belong in Ravenclaw!Said Ravenclaw, âWeâll teach those whose inelleigtnce is surest.â scored me:95% Ravenclaw,88% Hufflepuff,69% Gryffindor,49% Slytherin. More MMADfanHP Fanfic ResourcesWordPress BlogrollSearch this SiteSearch for:Email Subscription to MMADfan's BlogEnter your email address to subscribe to this blog and receive notifications of new posts by email. (Or, for WordPress.com users, log in to WordPress and refresh this page.)Join 28 other followersFeeds Recent PostsRecent Comments on on on Dianne on on on Our Mirror of ErisedFor lovers of AU HP fanfic and rare pairs.Where I archive my downloadable fics of all ratings.All friendly adult fans of AU HP fanfic and uncommon noncanon 'ships welcome!