Muszę przyznać, ze atmosfera w naszym pokoju poprawiła się... co ja mówię, bardzo się poprawiła. Tyle, ze z największego wroga mam ogon. Amanda od tego wieczoru cały czas za mną łazi. Mam już jej dość. Z resztą nie tylko ja. Jim jakby mógł to by trzymał się od niej na kilometr. Ostatnim razem korzystając z okazji, że Amanda zniknęła na ułamek sekundy wleźliśmy z Syrkiem na drzewo. James, niestety... nie zdążył. Może to było wredne, ale siedzieliśmy tam na górze i patrzyliśmy jak się z nia użera. Szczerze, to ta dziewczyna uprzykrzyła nam wakacje. Co obiad robiła wszystko, by tylko się do nas przysiąść. I mimo, ze obóź był na prawdę czadowy byliśmy szczęśliwi, gdy wracaliśmy do domu. Reszta wakacji minęła nam na obowiązkach, czytaj zadania domowe. Odwiedziliśmy też Pokątna i to co najbardziej kochaliśmy w wakacjach- ich koniec, czyli to co było równoważne z powrotem do Hogwartu, nie do szkoły tylko do zamku wiecie o co mi chodzi. Lekcje to nie było to do czego chciało ssię wracać.
Tak więc 1 września, jak zresztą co roku wsiedliśmy do pociągu na stacji Kings Cross w Londynie. Lilly zdominowana przez moją osobę, musiała siedzieć przez tyle godzin w jednym pomieszczenu z Jamesem. Jak on ją irytował to mało powiedziane.
-Mam tylko nadzieję, ze nie wyskoczy zaraz z tekstem „Umówisz sie ze mną, Evans”-zrobiła krzywą minę kiedy tylko James z Syriuszem poszli sie przejść po pociągu, w ten sposób opuszczając przedział. Od tam tej imprezy po meczu nie było tygodnia, co ja mówię nie było dnia, zeby nie wyskoczył z tym tekstem.
-Lilly, daj spokój, na prawdę mu sie podobasz- Remus wychylił nos, zza Proroka Codziennego.
-Ale Remusie, czy on nie moze tego zrozumieć, ze ja nie jestem nim zainteresowana?-spytała retorycznie.
-Widocznie nie.- odpowiedział.
-Nie chcę cie do niczego zmuszać Lil, ale moze powinnaś dać mu szansę? -powiedział.
-Ale sam widzisz jaki on jest. To jest wyrośnięty dzieciak.
-Ale inne dały by się pokroić, za to by być na twoim miejscu.
-Ale ja się kroić nie zamierzam. Nie wiem co one w nim widzą, a Syriusz drugi, wcale nie lepszy, jeden gorszy od drugiego. Niech go sobie biorą...- urwaliśmy nagle temat, bo Jim właśnie wszedł z Syrkiem do przedziału,oczywiście za nimi ciągnął się sznurek wielbicielek.
-One mnie wykończą- zaśmiał się Syriusz. James natomiast stanął i patrzył na nadąsaną Lilly.- Ej, stary! Co jest?- James jednak nadal stał i patrzył na Lilly. W pewnej chwili wyciągnął z torby, która leżała na siedzeniu dużego lizaka, podszedł do Rudej i powiedział:
-To dla ciebie, żeby umilić ci opdroż ze mną- ta spojrzała, na niego i nie wiedziała co powiedzieć, jednak zebrała się i wypaliła:
-Czy ty sobie myśłisz, ze ugłaskasz mnie lizakiem? Na co ty liczysz? Że ci powiem: Potter, umówisz się ze mną?...
-A chcesz się ze mna umówić?-spytał podniecony, przerywając jej.
-Nie masz na co liczyć! - złapała jeszcze większego focha.
-Auroro, możesz powiedzieć swojej przyjaciólce, że ten lizak był zupełnie bezinteresowny i na prawdę chciałem tylko zeby było jej przyjemniej.
-A nie możesz sam jej tego powiedzieć?- spytałam.
-Nie, bo panna Evans ma focha.
-Nie mam focha, Potter.- krzyknęła- a za lizaka dziękuję, zadowolony.
-Powrót do rzeczywistości, co?- powiedziałam do Syriusza, który siedział na przeciwko mnie.
-Dokładnie.
Jechaliśmy dalej, a Ruda i James nie odezwali się do siebie słowem. Nie, przepraszam darli się na siebie pół drogi. Może Lilka miała rację, trzeba bylo z nimi nie siadać...
-Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się cieszę, ze już tutaj jesteśmy- powiedziałam do Remy'ego kiedy staliśy już u wrót Hogwartu.- Już mi bębenki pękały jak oni się żarli ze sobą.
-Nie tylko tobie.
Tradycjnie, rok szkolny w naszej szkole zaczynał się od ceremonii przydziału, potem były przemówienia, przedstawienie nowych nauczycieli, jak o roku, była co najmniej jedna zmiana- nauczyciela od Obrony przed ciemnymi mocami, tym razem był to niewysoki człowiek, w średnim wieku o śniadej cerze na moje oko lubujący się w halogenowych kolorach. Dopiero po tych całych formalnościach mogliśmy przystąpić do jedzenia. Dziś przy uczcie towarzyszył nam duch naszego domu- Prawie bezgłowy Nick.
-Witajcie jak tam wam wakacje minęły?- spytał.
-Wakacje w porządku, ale o podróż nie pytaj.- odpowiedział Syriusz.
-Nie ma sprawy. Mogę usiąść koło ciebie ślicznotko?- spytał mnie Nick.
-Wiesz co? Chcętnie, ale może lepiej usiądź między Lilly a Jamesem, zaoszczędzisz nam wojny.- na nieszczęśćie, nasze, stało się tak że musieli siedziec koło siebie, tak jakoś wyszło.
-Nie ma sprawy- powiedział i poszedł usiąś między nimi.
Po uczcie wreszcie udaliśmy sie do dormitoriów, mówię wreszcie, bo skończyła się dzieki temu wojna. A dzisiaj to na prawdę była już tragedia. Przez następne kilka dni mijali się jak tylko się dało. Nie było trudno, bo James znowu miał mnóstwo szlabanów, a i zaraz doszły mu treningi, dużo treningów, bo zmienił się kapitan. W sumie po jakimś czasie wszystko wróziło do normy. Nawet zaczeli ze sobą rozmawiać.
-Pomyśl sobie, że to jakiś kretyn jest, ja nie wiem jaki cudem udąło nam się zdobyć puchar w zeszły roku, chyba tylko dlatego, ze mieliśmy szczęscie. Przecież ten Klome, jest trgiczny! Czujesz ma znicz pod samym nosem i go nie widzi! jakim to trzeba byc kretynem!-podczas śniadania Jim, jak zwykle nawijał o swojej ukochanej dysyplinie sportowej.
-Może ty powinienneś się zgłosić.- powiedział Remus.
-No i co że się zgłosze, skoro to jest najlepszy kumpel kapitana i na pewno go nie wywali.
-CO SIĘ STAŁÓ?? CO ZROBIŁ?? IDIOTA!!!- wrzeszczał kapitan naszej drużyny, Peter Smith, przystojniak, w rekcji na to co powiedziął mu jego brat, z którym dzielił pokój- ALE JAKIM CUDEM! GDZIE ON JEST? U PIELĘGNIARKI? KURDE ZA TYDZIEŃ MECZ, GDZIE JA TERAZ ZNAJDĘ SZUKAJĄCEGO!- darł się na całą salę. Ślizgoni zacierali ręce. Czyżby to był koniec wielkiej drużyny Gryfonów? Szedł w kierunku wyjścia,a kiedy przechodził koło nas Jim zaczepił go:
-Peter? Co się stało?
-Weź, nawet nie pytaj, ten idiota, spadł z okna, złamał sobie nogę i to podobno tak porządnie, że mają go do Munga wysłać. Nie mam szukającego, juz przegraliśmy, każdego zawodnika można znaleźć, ale nie kure szukającego!!
-A znajdziesz ścigającego?- spytał James.
-A po co? Nie mów mi ze i ty nie możesz grać? Już po nas! Porażka!
-Nie ja mogę zagrać jako szukający.
-Jest na prawdę dobry.- powiedziałam.-A Syriusz może zagrac jako ścigający, też się na tym zna , całkiem nieźle.
-Zabiję cię- wyszeptał mi do ucha.
-Ale to po meczu, bo chcę zobacyć jak grasz.-odpowiedziałam.
-Ale Aurora, też jest całkiem nie zła.- odgryzł się Syriusz.
-Ale na pozycji bramkarza, a tego zawodnika nie szukamy.
-No nie.- odpowiedział Smith.
-A jak będziesz szukał to się do mnie zgłosisz- powiedziałam, wytykając Syrkowi język- a na razie masz Syriusza na ścigającego.
-Jak tak to super, dzisiaj wieczorem trening, musze cię sprawdzić .- ucieszył się.
-Peter,ale my wieczorem mamy szlaban.
-Kurde! U kogo?
-Taka czarowicna ze szpiczasta tiarą na głowie... Znasz? McGonagall...- powiedział Syriusz.
-Ok, da się załatwić,w końcu jej też zależy na naszej wygranej. Idę zobaczyć co z tym kretynem. Powiedzcie reszcie.
-A widzisz narzekałeś , a ten idiota sobie nogą złamał- zaśmiałam się.
Kapitan drużyny stoczył wielką walkę z panią vi-ce dyrektor o swoją drużynę i wyszedł z niej z tarczą. Jamesowi i Syrkowi upiekł się szlaban, dlatego popędzili wieczorem na trening. Mieliśmy ochotę iść popatrzeć, ale za dużo zadań było na jutro. W każdym razie wrócili podekscytowani.
-Jest świetnie- opowiadał Syriusz przy śniadaniu- Jim jest genialny. Dziewczyny, od razu wychaczył znicza, normalnie nie minęło 10 minut treningu, a ten już miał znicza ze trzy razy. Wygraną mamy w kieszeni!
-Daj spokój- James zdiął okulary z nosa i przetarł je krawędzią szaty- Ale nie widziałyście Syriusza, jaki zdeterminowany był.
-To co impreza pewnie jakaś będzie po meczu- zaśmiałąm się.
-A nie masz dosyć tych imprez po meczach.- spytał Syriusz.
-No, daj spokój, przyjamniej się coś dzieje.- zaśmiałam się. Na każdej imprezie miałam jakieś perypetie z facetami, a Syriusz doskonale to pamiętał.-Już nie zamierzam kręcić z żadnym kapitanem drużyny,ani w ogóle nikim z drużyny, jeśli o to ci chodzi.
-Ale ja nic takiego nie powiedziałem.
-Stary zwijamy się, mamy zajęcia- powiedział Jim jedząc w pośpiechu.
-Takim to dobrze, jeszcze mają godzinę wolnego- pokazł głową na nas- na razie, dziewczyny!
-O co mu chodzi?- mamrotałam pod nosem-Patrz idą nasze cukiereczki!
-Acha- od stołu Krukonów podniosło sie właśnie dwóch chłopaków, to ci, którzy wpadni nam w oko w zeszłym roku.- Uśmiechnij się!
-Cześć- powiedział ten śliczny blondynek, który wpadł w oko mnie, jednak patrzył w kierunku Lilki.
-Cześć- rzuciłyśmy, nie przestając się uśmiechać. Kiedy wyszli z Wielkiej Sali było tyko wspólne “jest!”.
Komentarze:
Magic Poniedziałek, 07 Kwietnia, 2008, 16:22
PIERWSZA!!!
Od niedawna czytam ten pamiętnik, ale jest super. Ta nota też na:
+++++++++++++++ milionów
Marta G/Lochy Poniedziałek, 07 Kwietnia, 2008, 18:07
Ale się uśmiałam! ;) Najlepszy był tytułowy tekst. Trochę chaotycznie, trochę zjadasz przecinki,Strusico Kochana, ale wybaczam, bo notka cudna. Mam nadzieję, że niedługo nowa;) Pozdrawiam!
Czarna krowa w kropki bordo Czwartek, 10 Kwietnia, 2008, 20:29
Muszę przyznać, że notka jest nawet, nawet. Masz dobrą postać, próbujesz z niej nie robić Mary Sue. I dobrze! Tak trzymaj, Sinvestron! Oj, przepraszam, SiLvestron.