PRZEPRASZAM!! Długo nie pisałam, ale składało się na to wiele czyników osobistych... Notka może nie bardzo długa, ale najwazniejsze, ze jest... nie wiem kiedy dodam kolejną, ale dodam ją. Pozdrawiam was serdecznie..
Wchodziliśmy w fazę egzaminów. Chłopaki nie wyszli jeszcze z fazy szlabanów, ale na szczście sezon quidditcha dobiegł końca. Znaleźliśmy czas by poćwiczyć animagię,nawet jeśli iałby to być ostatni raz w tym roku. I... UDAŁO SIĘ!!!!! Jestem, jesteśmy animagami!!!! Udało mi się co prawda przed ostatniej, ale udało się! Pierwszy zmienił się Syriusz. Narobił nam strachu:
-Hau hau- szczekał czarny pies, który siedział na podłodze pokoju chłopców. Podrapałam go za uszami. Jaki słodki- A teraz zmieniaj sie z powrotem „Simsala dimm”- przypomniała mu zaklęcie. Po chwili stał już przed nami Syriusz, ale z całkiem...hmm... nie swoją ręką
-Ale masz łapę- zaśmiał się Jim.
-Simsala dimm!- powiedział Syriusz, ale łapa nie wróciła z powrotem do ręki- Co jest?- przeraził się.
-Simsala dim!- wyciągnęłam swoją różdżkę i machnęłam nią i nic.
-Wygląda na to, ze zostanie ci taka łapa- James już zanosił się śmiechem
-To wcale nie jest śmieszne- powiedział Syriusz przez zaciśnięte zęby.
-JAMES! Nie mogę się skupić!- zwróciłam mu uwagę.
-Łapa....- tarzali sie z Peterem po podłodze.
-JAMES!
-No...- śmiał się dalej- juz..przepraszam.
-Syriusz!- powiedziałam do naszego nieszczęśnika- jeszcze raz. Spokojnie. Zmień sie w zwierzę i wróć do swojej postaci- zrobił taka jak mu powiedziałam.- Świetnie!
-Rora, ale ja nie zdążyłem powiedzieć zaklęcia.
-Ale jesteś cały we własnej postaci.
-I nie masz łapy... - zarechotał Peter.
-Taki jesteś mądry, Pet! To teraz twoja kolej!
-Moja?
-Uwielbiam ja jak się wścieka i jak nas ustawia- szepnął Jim do Syrka.
-Słyszałam- powiedziałam- Tak, twoja! Pokaż czego sie nauczyłeś.
-Animago- powiedział. Samo zaklęcie nie było trudne, ale trudny był proces wewnętrznego skupienia, koncentracji, pozbycia się różdżki w celu transmutacji. I wszytko to co trzeba było sobie pomyśleć. Było to jednak do osiągnięcia... Przed nami ukazał sie na 2 minuty szczur, który biegał jak wściekły po pokoju.
-Ale ma dopalacza- śmiał się Syriusz, teraz już znowu uśmiechnięty. Jaki on ma ładny uśmiech. Uśmiechnęłam się pod nosem. Kiedy spojrzał w moją stronę, odwróciłam wzrok.
-A jaki ma ogon!- rechotał Jim. Po chwili jednak pod łóżkiem Remy'ego usłyszeliśmy głośne bum, a potem „Auuu”. Zaraz po nim z pod łóżka wylazł Peter trzymają sie za głowę.-Po co żeś sie transformował pod łóżkiem? - pytał Jim, który teraz znowu zanosił się śmiechem.
-Ja nie transformowałem.. to tak samo...jakoś...
-No, dobrze Jim, teraz ty- powiedział Syriusz- Teraz pośmiejemy się z ciebie.
-Nie! Teraz Aurora.
-Ja?
-Kobiety mają pierwszeństwo.
-No dobra!- pokręciłam głową. Wypowiedziałam w myślach zaklęcie. Poczułam się malutka i leciutka. Obejrzałam się dokładnie: miałam skrzydła i śliczne niebiesko- zielone piórka, które mieniły się na różowo. Długi dzióbek. Mogłam latać? Próbowała machać skrzydełkami. No, ale nie bardzo leciałam do góry. W końcu za trzecią próbą, w końcu do 3 razy sztuka udało mi się unieść, no i wtedy wróciłam do swojej postaci- Auuu, mój tyłek- powiedziałam, a chłopaki pokładali się ze śmiechu.- Taki jesteś mądry Jim? Że ze wszystkich się śmiejesz? To proszę bardzo...
-Oczywiście- zaczął sie śmiać- Animago!
-Przed nami stanął jeleń. Dumnie uniósł głowę do góry, pokazując rogi. Zrobił kilka kroków i ... Stał się znowu Jamesem, zdziwionym Jamesem
-Co jest?- tupnął nogą.
-Transmutacja nie jest pełna, ale udaje nam się!- spojrzałam na brata, miał jakąś dziwną minę na twarzy- Wszystko ok? Cały jesteś?
-No właśnie...Obawiam się, że ...nie- złapał się za krocze. Chłopaki juz leżeli ze śmiechu.
-Żartujesz?- przejęłam się.
-Rora! Zrób coś!- zapiszczał James, jak kastrata.
-A co ja ci zrobię?- Simsa...- podniosłam różdżkę , a ten wybuchnął śmiechem.
-Głupek!- powiedziałam i sama zaczęłam sie śmiać.
-A co musimy zrobić żeby transmutacja była pełna?- spytał Jim, kiedy już przestaliśmy się brechtać.
-Musimy przerobić jeszcze jedna książkę...
-No to na co czekamy?- rzucił Syriusz, już podnosząc się by wyjąc książkę z kufra Jamesa.- Dawajcie ją...
-Nie mamy jej. Musimy kupić na Pokątnej
-W wakacje...- Jim spuścił głowę.
-Czyli musimy poczekać do przyszłego roku.-podsumował Syriusz.
-Niestety- powiedziałam.
Rok chylił się ku końcowi, na dworze było już na prawdę bardzo ciepło. Było śliczne, słoneczne, niedzielne popołudnie. Postanowiłam dać sobie dzisiaj spokój, został mi już w końcu jeden egzamin i to w dodatku z transmutacji, którą uwielbiam i nie mam z nią żadnych problemów. Postanowiłam iść na błonia i najzwyczajniej w świecie się polecić. Powiedziałam o swoim pomyśle Lilly:
-Roruś!- powiedziała smutnym głosem- przepraszam cię, ale już się umówiłam z Chrisem.
-No dobra, to ja pójdę sama albo chłopaków może wyciągnę.
-Na prawdę?
-No- uśmiechnęłam się. Poszłam do pokoju chłopaków, był zamknięty. Kurde będę musiała iść sama. Trudno. Jednak kiedy wychodziłam z wieży natchnęłam się na Syriusza.
-Cześć!- powiedział.
-Byłam u was.
-Tak? No i?
-No i nikogo nie zastałam.
-Nic dziwnego szlabany...
-Wszyscy czterej?
-No. Za rzucanie z okna łajno-bombami.- wyszczerzył zęby.
-Ale wy macie pomysły.
-Wybitne, a co chciałaś od nas?
-Idę na błonia idziesz ze mną?
-A po co?- spytał.
-A tak sobie?
-A to idę – uśmiechnął się szeroko. Poszliśmy więc. Usiedliśmy sobie na pomoście, zdjęłam buty i zaczęłam moczyć nogi.
-Jaka fajna woda- odchyliłam głowę do tyłu.
-A co Lill się namiętnie uczy?- zaśmiał się Syriusz- że nie chciała iść z tobą?
-No co ty. Na randkę znowu poszła.
-Szkoda mi Jamesa...- odparł.
-Mi też, biedny, widać po nim, że cierpi.- powiedziałam.
-Cały rok, jakiś przybity chodzi. Powiedz mi dlaczego wy takie jesteście?
-My? Jakie?- spytałam.
-Przecież ona dobrze wie, że James jest w niej zakochany...
-Wie, nie wie. Myślę, że ona tego do siebie nie dopuszcza.
-No nawet, To dlaczego jeździ po nim jak po pastowanej podłodze. Przecież znasz Jima, fajny z niego facet. Dlaczego za każdym razem jak chce sie z nią umówić ta go wyzywa. Dlaczego mu nie da szansy?
-Syrek, nie wiem. Ona zawsze tylko „jak mnie ten Potter wkurza”.
-nie rozumiem was, kobiet.- stwierdził.
-A to sie tak składa, że ja was, facetów też nie rozumiem.
-Nas nie trzeba rozumieć, nas tylko trzeba kochać i wiedzieć czego się chce.
-Z nami też tak jest. Z tym tylko, że nie zawsze sama miłość wystarczy...- pochyliłam się do tyłu, oparta na rękach. Syriusz Spojrzał na mnie i odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy. Uśmiechnęłam sie i on się uśmiechnął. Przejechał mi palcem po policzku, bardzo po woli. Jego dotyk był taki ciepły. Nie chciałam, żeby przestawał. Spojrzałam na niego, patrzył na prosto na mnie...
-Cześć dzieciaki- usłyszeliśmy za sobą znajomy głos.
-Cześć, Jim – powiedziałam nie odwracając głowy w jego kierunku, wręcz przeciwnie patrzyłam daleko w taflę jeziora.
-Co robicie?-spytał.
-Właśnie mieliśmy randkę, tyle że nam przeszkodziłeś- powiedziałam.
-Chodź Remusie, bo nas jeszcze zabiją- z Syriuszem wybuchnęliśmy śmiechem.
-Przecież Rora żartuje- powiedział Syriusz.
-Wiem- zarechotał James.- z was by przecież nic nie było.
Siedzieliśmy teraz we czwórkę na pomoście, śmiejąc się z tego. Rozmawiając o tym, że już niedługo wrócimy do domu. O tym, ze znowu w wakacje spotkamy się na Pokątnej i ze po dwóch miesiącach znowu stęsknieni za swoją obecnością wrócimy do szkoły. Ale zanim jednak to miało się stać miejsce miał egzamin z Transmutacji. Tak, tak do przodu, jakby mogło być inaczej? Mimo, że miałam, powiedzmy, utrudnione warunki, żeby go zdawać. Myślałam, ze profesor McGonagall w ogóle mnie do niego nie dopuści. Dlaczego? Już opowiadam. Siedząc nad jeziorem obiecałam Jimowi, że podrzucę mu wieczorem moje notatki z transmutacji, ale o mały włos bym zapomniała, a egzamin był za dwa dni, a on jeszcze nic nie umiał. Byłam juz wykąpana, biegałam po pokoju w szlafroku, nic nie myśląc wzięłam zeszyt i poszłam go zanieść bratu., tak jak stałam. Następnego dnia, na obiedzie, bo na śniadanie nie poszłam zwyczajnie zaspałam doleciała do mnie Evelyne Dawson, z naszego domu rok młodsza i zaczęła coś do mnie piszczeć, że jak mogłam iść naga do Pottera w środku nocy. Będzie mnie tu gówniara wychować. Wiecie, bo to jest jedna z fanek Jamesa. Jamesa i chłopaków nie było, bo namiętnie się uczyli.
-Nie byłam naga, tylko w szlafroku. A to różnica- powiedziałam normalnym tonem, nie będę się przecież z nia kłócić, tym bardziej, że nie mam nic na sumieniu.
-Taki szlafrok to jeszcze gorzej! Nie wiadomo co tam ...
-Posłuchaj!- Odwróciłam się gwałtownie.- nie wiem o co ci chodzi! Ale mam prawo chodzić ubrana jak mi się podoba, do...- na mojej twarzy wylądowała jakaś ciecz, bardzo paliła, moje oczy, nic nie widziałam. Widać tylko czekała, aż się odwrócę by wylać mi to na twarz. Bardzo szybko podbiegli do nas dyrektor, profesor McGonagall, pani Pomfrey i mnóstwo ludzi, domyśliłam się tego po głosach.
-Szybko do skrzydła szpitalnego!- krzyknęła pielęgniarka.
-Panno Dawson- powiedziała profesor McGonagall, zdenerwowana- do gabinetu dyrektora.
Lilly pobiegła z nami do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey szybko zmyła mi to z twarzy. Podała jakiś eliksir i kazała wstać, nadal niewiele widziałam. W tej chwili do skrzydła wbiegli chłopcy.
-Słyszałem co się stało?- krzyczał James- nic ci nie jest?
-Nie teraz, panie Potter,- powiedziała Pani Pomfrey- Musimy jechać do św. Munga.
-Dobrze, ze pytasz Potter, bo to wszytsko przez ciebie!- wrzasnęła Lilly.
-A co tobie, Evans, do tego?- już się zaczynało, czy oni chociaż w takiej chwili nie mogą się opanować...
-ZAMKNIJCIE SIĘ! Chociaż raz moglibyście sobie darować! - warknął na nich Syriusz. Oboje spojrzeli najpierw na siebie, a potem na Syriusza, potem na mnie. Wiedzieli, ze miał rację - Jak to? to coś poważnego?- spytał zmartwiony pielęgniarkę.
-Nie wiem, co właściwie ona ma na twarzy.- powiedziała pielęgniarka, w tym samy ma momencie do sali wbiegła pani dyrektor.
-Mam fiolkę! Będą mogli zbadać co to było! Szybko!- mówiła bardzo szybko, była bardzo zdenerwowana.
-Mogę jechać z nią?- spytała Lilly.
-Nie ma takiej potrzeby- rzuciła pielęgniarka, niedługo wrócimy.
-Zabije!- powiedział James pod nosem.
-Nie będzie takiej potrzeby James- powiedziała Dyrektor.- Panna Dawson już się pakuje. Bardzo możliwe, że zostanie wydalona ze szkoły.
-No i dobrze- powiedział.
Ja trafiłam do Munga,okazało się, że w najlepsze ręce jakie mogłam trafić. W ręce Charlusa Pottera, mojego wuja, który był uzdrowicielem.
-Co się właściwie stało, Auroro?- spytał kiedy opatrywał mi oczy jakąś zieloną papka.
-Wujku, nie wiem o co jej chodziło. Darła się coś, że poszłam do Jamesa naga i jak się odwróciłam to wylała mi to na twarz. Nawet nie wiem co to było.
-Śluz toksyczka, właściwie roztwór.
-Tego ślimaka?- spytałam.
-Tak, dobrze, że podjęłaś taką szybką interwencję, Poppy- powiedział do pielęgniarki.
-nie wiedziałam co to jest. Dobrze, że to widziałyśmy... Ale jak pan myśli wszystko będzie dobrze?
-Tak, dlatego, że interwencja była szybka. Jad nie zdążył wysuszyć mocno oka. Ale Aurora, musimy iść teraz do sklepu- powiedział wujek.- A potem wrócisz do szkoły.
-Po co do sklepu?- spytałam kiedy staliśmy na Pokątnej. Wujek nas teleportował. Już teraz wiem po co. Kiedy wróciłam do Hogwartu byłam delikatnie mówiąc załamana patrząc na swoje odbicie w lustrze. Miałam poparzoną twarz, jakieś maści dostałam, żeby sie tym smarować i w ciągu tygodnia ma mi to zejść. Widzę, dużo gorzej niż normalnie dlatego musze nosić...
-Lilly jak ja w tym wyglądam! Okropnie! - krzyczałam patrząc na siebie w lustrze. Przyjaciółka juz nie wiedziała co mi powiedzieć.- Może na to jest jakiś eliksir? Ja nie chcę okularów!!!!
-Nie powiadaj głupot, nie jest tak źle. Prawda Am?- powiedziała do Amelii, która właśnie weszła do łazienki.
-Jasne. James prosi żebyś zeszła.
-Nie zejdę!- zaniosłam się.
-Bardzo chce z tobą porozmawiać, a wiesz, ze nie może tu wejść. - w końcu udało się im mnie przekonać, żebym zeszła.
-Ale się martwiłem.-powiedział James.- ale byłaś w dobrych rękach.
-Najlepszych. Wiesz co wujek powiedział? Że jeszcze trochę a mogłabym juz nigdy nie widzieć.
-Żartujesz?- powiedział Remus, zaskoczony, podłamany?
-Nic dziwnego, że ta wariatka wyleciała ze szkoły- dodał Syriusz.- Wszyscy się baliśmy o ciebie.
-No tak, widzę, ale wyglądam strasznie.- siedziałam na fotelu przy kominku z twarzą zapłonioną włosami i rękoma.
-Daj spokój. Nie jest ci źle w okularach.- pocieszał mnie Jim.- Patrz ja nosze okulary odkąd pamiętam i jakoś żyję.
- Jesteś śliczna, jak zawsze- Syriusz kucnął na przeciwko mnie, położył ręce na kolanach,a potem chwycił delikatnie za dłonie- Odsłoń buzię.
-Nie!- powiedziałam stanowczo.- nie kłam!
-Aurora. Czy ja cię kiedykolwiek oszukałem?- powiedział półgłosem- to tylko chwilowe, będziesz znowu taka uśmiechnięta jak kiedyś.
-To mi nie zejdzie- zaczęłam płakać.
-Rora! Nie opowiadaj głupot. Dobrze wiesz, że za tydzień nie będziesz miała, żadnego śladu na twarzy.- Lilka była juz wkurzona- Przestań się użalać nad sobą! Jak będziesz piła eliksir to okularów się tez pozbędziesz za jakieś trzy tygodnie. Wiec przestań juz.
-Evans ma rację.
-Dziękuję za wsparcie, Potter.
-A wy znowu zaczynacie?- powiedział Syriusz.
Mieli rację, stosowałam maści i już po tygodniu na twarzy nie było śladu. Co prawda musiałam nosić te kretyńskie okulary, ale co tam. Po tygodniu byłam już do nich przyzwyczajona. Może i nie byłam, ale juz nie dostawałam furii z tego powodu, że muszę w nich chodzić. Ale to nie koniec moich przygód w tym roku szkolnym, otóż była jeszcze jedna afera ze mną w roli głównej. Jaka? W przed ostatni dzień przed naszym powrotem do domu, jak co ranka szłyśmy z Lilly na śniadanie. Kiedy wyszłyśmy z za portretu, zobaczyłam na ścianie wielki napis: Kocham Aurorę Silverstone!!!
-no nie!- powiedziałam tylko. Byłam za razem zachwycona. Ciekawe kto to? Wiedziałam jednak, że będą kłopoty.
-Aurora, ale wyznanie- z dziury za portretem wylazł James, który zwijał się ze śmiechu.- ktoś cię musi bardzo kochać.
-Kto to namalował?- spytałam Grubej Damy.
-Nie wiem kochanieńka, spałam.- powiedziała.
-JA nie wiem co ty robisz, kobieto, ze nigdy jak coś potrzeba to nie wiesz. A to co nie potrzeba to wiesz wszystko.
-Bezczelna!- powiedziała kobieta na portrecie, wyraźnie na mnie obrażona. W tym samym momencie pod ścianę kierowała się profesor McGonagall prowadzona przez woźnego Filcha.
-Jeszcze tego brakowało- powiedziałam do siebie.
-Aurora, do mojego gabinetu- nawet się z nią nie kłóciłam.
-Pani profesor ja na prawdę nie wiem kto to!- powiedziałam po raz chyba setny, siedząc w jej gabinecie.
-I sie nie domyślasz?- spytała.
-Nie.
-Nie wierzę! Nie wiesz kto może być w tobie tak szaleńczo zakochany?- pytała z niedowierzaniem
-na prawdę, nie wiem! To mógł być każdy! Nie wie pani, że mam jakiś fanklub.
-Wiem Auroro, jesteś bardzo ładną dziewczyną i wiem, że może się w tobie kochać wielu chłopców... Na prawdę nie wiesz kto to?
-Przysięgam! Nie mam zielonego pojęcia.- w końcu mnie puściła. Ja na prawdę nie wiem kto to zrobił. Wiem, że cały mój fanklub, każdy członek był po kolei przesłuchiwany w poszukiwaniu winnego, ale żaden się nie przyznał. Nie było winnego. Wszyscy plotkowali, spekulowali. A ja nie miałam pojęcia, Lilka tez nie. Gryzło mnie to cały czas. Całą drogę w pociągu do domu, bo potem już miałam co innego na głowie....
Komentarze:
Marta G/Lochy Czwartek, 15 Maja, 2008, 10:12
Poważnie sądzę, że to jest Twoja najlepsza notka. Syriusza przedstawiasz w taki sposób, że nie sposób go nie kochać;P Aurora jest cudowna, cudowny był wątek z randką i piękny język...jestem bardzo zachwycona i czekam na kolejną notkę!!!!U mnie nowe wpisy
Lara Czwartek, 15 Maja, 2008, 17:09
Suuuper notka! Cudownie opisujesz uczucia Aurory. Najbardziej podobała mi się ta sytuacja nad jeziorem. Zapraszam do pam. Roxanne Weasley.
Pozdrowionka
Lara
Katie Czwartek, 15 Maja, 2008, 18:19
Koliber!Aurora jest kolibrem!
Aga Piątek, 16 Maja, 2008, 16:58
no, jestem pod wrażeniem nie tylko twojej eh.... "małej" notki, ale również sytuacji w niej zawartej
po prostu cudownie
pozdrawiam
Natti Piątek, 16 Maja, 2008, 23:32
Fajny ptaszek ;)
monia grenger Sobota, 17 Maja, 2008, 09:54
Nie moge sie doczekac kolejnej notki One są świetne. Według mnie to jest dość długa notka a nie jak ty to mówiłaś?? Któtka
TO JEST ŚWIETNE Pozdrawiam Monika Grenger
PS. Napisz na e-mail moniazdw@buziaczek.pl. Z kąd bierzesz takie świetne pomysły papa
Świtna notka, super opisujesz uczucia Aurory! Ja tak nie potafię...
Wiesz co, Ty zostaniesz pisarką, `tak samo jak Marta A ja Was znam!!!:P (no`tak jakby).
pozdrawiam Cię mocno-Parvati :*