My, to znaczy ja i Syriusz nadal ukrywaliśmy fakt, że ze sobą jesteśmy. Czasami to było trudne, a czasami potrafiliśmy prawie się sprzedać z tym faktem. Jednak nikt nie oskarżał Syriusza o to że on spotyka się ze mną. Widzieli nas kilka razy jak siedzieliśmy o rozmawialiśmy, ale nie przeszło im przez myśl, że my... Siedzialam w pokoju chłopaków i uczyłam się na sprawdzian z obrony. James poszedł do Liz, bo się umówili. Dlatego ja zajęłam sobie jego łóżko. Siedziałam sobie po turecku, włożyłam kaptur na głowę i czytałam notatki, usilnie powtarzając to co powinnam zapamiętać. Remus tez sie uczył, leżał na łóżku i wymachując rękoma powtarzał bezdźwięcznie swoje zapiski.Peter drzemał, a Syriusz leżał na swoim łóżku i coś bazgrazł na kawałku papieru. Spoglądaliśmy na siebie, czasem łapaliśmy się na tym. Mój wzrok kursował na trasie Książka, Syriusz, notatki, Syriusz. W sumie to nie mogłam się skupić. Uśmiechliśmy się do sobie, pusczaliśmy oczka. Miałam ochotę rzucić się na niego, był tak blisko, a ja nie mogłam się prytulić. Kiedy spotkaliśmy się wrokiem pokazałam mu oczyma na drzwi. Zaraz potem wyszłam, niby po jakąś książkę, którą wiedziałąm ze nie mają. Poszłam do łazienki. Nie minęły 2 minuty, Syriusz już też był. rzuciliśmy się na siebie. Całowaliśmy się. Potrzebowaliśmy oboje wzajemnej bliskości, dotyku. Dla mnie wtedy nic nie istniało po za jego ciałem, jego dłońmi, oczami które na mnnie patrzyły, ust które mnie całowały...
* * *
- Przestań!!!- wrzeszczałam na brata podczas śniadania. Tego dnia wstałam wyraźnie podirytowana.- Czy ty musisz zawsze piepszyć jaki ty jesteś cudowny!
-Aurora....
Twarz Jamesa Potter, który przed sekundą zaczynał opowiadać o swoim najnowszym wyczynie przybrała wyraz niezrozumienia.
-No co? Zaraz mi powiesz, że nie prawda!
-Bo to nie prawda.
-Peter! Możesz postawić te bułki na środku! Nie jesteś sam!- darłam sie. Remus czytał notatki też na niego nawrzesczałam. Docinałąm każdemu po kolei. Na nikim nie zostawiłam suchej nitki. Nawet najmniejsze drzenie było w stanie wywołać burzę. Byłam wściekła jak jadowity trutniowiec. Nikt się chyba nie uchował, a każdy mójpotworny wrzask, który dało się słyszeć w calej Wielkiej Sali, powodował obok wielkiej dezorientacji, że wszyscy patrzyli na mnie przerażeni, pytając swoimi oczyma: Co się dzieje? Najbardziej przerażenie mieszające się z szokiem wymalowane było na twarzach siedzących w zasięgu pola rażenia, moich przyjaciół.
-A ty , weź mnie w ogóle nie dotykaj! Co ty sobie myślisz?!? Zboczeńcu!- warknęłam pełnym dzikiej wściekłości głosem na biednego Syriusza, którego jedyną winą było to, że jak co ranka usiłował chwycić pod stołem moją dłoń. Każdego innego dnia było to odbierane jak gorący pocałunek z wyznaniem miłości, ale tego dnia było inaczej.
Jeszcze bardziej wkurzona, jeśli w ogóle było to jeszcze możliwe, wstałam z dziką furią od stołu, przewracając przy tym krzesło. Mrucząc pod nosem, jednakże na tyle głośno że wszycysłyszeli, wszystkie możliwe przeklęstwa podniosłam je, kopiąc ze złości, a potem stawiając cieżko stopy ruszyłam w kierunku wyjścia. Oczy wszystkich zgromadzonych były wielości galeonów.
-Aury, nic nie zjadłaś- kryczała za mną Liz.
-Nie twoja sprawa!- znowu moje usta wydały pełen flustracji wrzask, który zupełnie nie był rozumiany, przez siedzących przy stole Gryfonów, ani nikogo innego. Niektórzy zamarli ze strachu w bezruchu inni uciekali jak najdalej odemnie, ktoś gdzieś na Sali się zakrztusił. Wszyscy jednak, włączając w to nauczycieli otwierali oczy coraz szerzej, nie wierząc i dziwiąc się temu co widzą. Nikt jednak nie zwrócił mi uwagi, nikt nie próbował ustawić mnie do pionu, moja osoba budziła przerażenie.
Każdy mój krok był jak grzmot, ludzie bali się stanąć na mojej drodze, słusznie, bo Lana Cabbot ze Slytherinu, która stała oslupiała, nie zeszła mi przez to z drogi i wylądowała twarzą w owsiance swojej najlepszej przyjaciółki, Kitty Bormann, z która nawiasem mówiąc się nie lubiłyśmy. Pomyślała pewnie, że zrobiłam to specjalnie-popchnęłam jej przyjaciółkę prosto w jej śniadanie. Bała się jednak odezwać, tym bardziej, że ja już dawno je minęłam.
Dokładnie do drzwi Wielkiej Sali odprowadziły mnie pełne niezrozumienia i dezorientacji spojrzenia przyjaciół. Z resztą nie tylko ich. Dyrektor zastygł z łyżką w połowie drogi do otwartych ust, a profesor McGonagall przełknęła z ulgą ślinę, gdy tylko wyszłam. Wtedy wielka sala znowu zaczęła żyć, ale dopiero po minucie ciszy, podczas której ludzie ogarniali swój szok. Widząc moją minę nawet Gruba Dama od razu odskoczyła, nie pytając o hasło, może miało na to wpływ też to, że rano już o mało na nią nie wsiadłam, uratowała ją jedynie profesor McGonagall, która przechodziła korytarzem.
Poszłam do pokoju, gdzie z ogromną siłą rzuciłam się na łóżko. Leżałam na nim w bezruchu, z bojową miną, uderzając jedynie stopą w jego bok, w miedzyczasie do pokoju weszła Dothy, ale na paluszkach, przerażona tym co działo się w naszym pokoju jakiś czas temu, wychodziła z siebie by nie obudzić potwora, który tkwił we mnie od samego rana…
Tym czasem w wielkiej sali.
-Co ją dzisiaj ugryzło?- spytał niepewnym głosem Syriusz, który nadal miał szeroko otwarte oczy po tym jak na niego nawrzeszczałam.
-Nie pytaj.- powiedziała Lilka, której rude włosy o mało nie utonęły w mlecznej zupie, kiedy spuściła głowę.
-No, co nie pytaj? Drze się jak opentana-wtracił sie Jim, który był znokautowany moim zachowaniem nie mniej niż cała reszta- Mamy prawo wiedzieć!
-Po prostu ma zły dzień.
-Tyle razy miała zły dzień i tak się nie zachowywała…
James znał mnie nie od wczoraj, nie raz widział mnie w różnych sytuacjach, nie raz byłam rozzłoszczona, nigdy jednak nie był świadkiem tak głębokiej flustracji, nawet wtedy kiedy na oczach wszystkich Gryfonów zrównałam z błotem Eryka Fernie, nie kipiałam taką złością, niczym samowar pełen gotującej się wody, a miałam wtedy powód, w przeciwieństwie do dzisiaj, co go strasznie martwiło. Jego zdaniem musiało się stać coś strasznego.
-Ojej, Potter!- Evans swoim zachowaniem zdradzała, ze wie co ugryzło jej przyjaciółkę, jednak nie miała ochoty o tym rozmawiać.- Wszystko musisz wiedziec??
-Tak, to w końcu moja siostra. A po za tym to nam sie oberwało, nie tobie.
-I tutaj się mylisz!- Oderwała się od jedzenia, spojrzała na rozczochrańca, a potem znowu wróciła do konsumpcji, jednak jej wymachiwanie łyżką było pełne rezygnacji.
-Acha! Ciekawe kiedy?
Lily i James od pierwszego spojrzenia sobie w oczy prowadzili ze sobą nieustanną wojnę, nie potrafili normalnie rozmawiać. Od ponad czterech lat każdy kto znał tych dwoje bał się stanać między nimi, groziło to w najlepszym przypadku ogłuchnięciem, gdy ci docinali sobie wrzeszcząc przy tym w niebogłosy, a kiedy na siebie patrzyli można było dostrzeć wędrujące między nimi wyładowania elektryczne. Tak też było teraz, mimo, że nie wrzeszczeli, to ton ich głosów ukazywał wzajemną wrogość.
-Mylisz się, bo ja zostałam zaatakowana samego rana!.
To była prawda. Lilka była pierwszą osobą, która obezwała ode mnie. Jeszcze nie zdążyła dobrze otworzyć oczu kiedy ja już darłam się na nią jak opentana, a jak tylko otworzyła usta by spróbować się bronić, zanim dało się usłyszeć jakiekolwiek brzmienie jej słodkiego głosu nawrzeszczałam na nią, że zaraz korzystając z tego, ze jest prefektem odejmie punkty, tyle, że ja też tak mogę!
Gdyby Ruda była tak samo zawzięta jak ja skończyłoby się na tym, że konto Gryfonów byłoby zerowe. Lilka jednak była mądrzejsza, zagryzła usta i przeczekała poranną falę złości w milczeniu. Nie zapytała co się stało, bo się domyśliła. A czemu byłam jak rozszalały wilkołak? Remy, Skarbie, wybacz to porównanie. Po prostu jak z samego rana zobaczyłam wielką czerwoną plamę na prześcieradle… Cała piżama do prania! to mnie piorun strzelił na miejscu. Zaczęłam tupać nogami i wydzierać sobie włosy z głowych… bolało… Wystarczyła co prawda jedno machnięcie tróżdżki ale... Wsciekła się zrobiłam. Do tego tak mnie bolał brzuch, tak strasznie, ze nie mogłam wytrzymać. Czasam naprawdę strasznie to przechodzę, to znaczy „te” dni, ale dziś to był już szczyt.
-Powiedz! Martwie sie, o nią.
James wyglądam na takiego co naprawdę się zmartwił. Do tego te proszące oczy Syriusza, który drżał, nie wiedząc co jest jego dziewczynie… Lilka musiała się poddać… Rzuciła, wiec od niechcenia, jedno zdanie, z nadzieją, ze załatwi ono sprawę:
-Ciocia do niej pryjechała.
Nadzieje okazały się jednak złudne, bo nie wzięła pod uwagę faktu, dość istotnego moim zdaniem, że ma do czynienia z bandą debili, którzy nie zaczaili tak wyimaginowanej przenośni…
-Mama?! A co ona tu robi?
-I dla tego Rora kąsa?- spytał Peter.
-Ej ona kocha ciocię, nie wkurzyłbaby...
-Ale dlaczego ona tu nie pryszła?
-Tu nie chodzi chyba o twoją mamę.- chłopaki siedzieli i rzucali się słówkami. Jeden miał lepszą minę do drugiego.Potter obgryzał palce na myśl wizyty jego mamy w szkole. Skoro Aurora tak zareagowała to jaki on będzie miał Sajgon? Remus nadal czytał, czasem zastanawiam się jak on inteligentny chłopak znajduje wspólny język ztymi debilami. Lilka złapała się az głowe, co za niedorozwoje, z Liz wymieniły spojrzenia, które znaczyło mniej wiecej tyle „czy tym debilom trzeba wszystko jak na tacy?”
-Aurora ma menstruacje- powiedziała Lilly wkładająć łyżkę owsianki do ust.
-Mensu...co?- spytał James, otrzepując głowę z natłoku myśli o biednej siostrze, swojej mamie I wymyślonych bajeczkach o swoich grzeszkach.
-Menstruację, Potter!
-Eee, a co to jest? Jakaś choroba?
-Wiesz ,co jaki ty idiota jesteś!
-Ale ja też nie wiem- powiedział Syrek, a Lilce jednym słowem ręce opadły.
-A czego tu można nie wiedzieć?
-No co to jest?!?! Powiedz nam!
-Nie.
-A skąd mamy to widzieć? No ja nie wiem, Łapa widzisz też nie…
-To sobie sprawdź jeden z drugim w słowniku. Wiecie co to jest czy to też wam wytłumaczyć?
-Nie rób z nas totalnych dekli!
-Sami z siebie robicie dekli, ja nie muszę…
-Evans…
-Lilly, powiedz nam!
-Nie!
-A ty wiesz?-spytał James swoja dziewczynę, próbował już gdzie indziej wiedział, że Ruda im nie powie.
-Co to jest słownik?
Liz już nie mogła powstrzymać śmiechu, z drugiej strony była zażenowana tematem rozmowy.
-No, to akurat wiem, ale to drugie… to to me..cośtam, wiesz?
-Wiem, ale ci nie powiem. Muszę leciec, papa.- zmyła się, więc chłopaki zaczeli znowu męczyć biedną Lilkę, płaszcząc się przed nią i błagając o wyjaśnienie noweo słowa.
-Evans!
-No! LILLy!
-Nie!!
Lilka była już znudzona, a Remus przysłuchujący się tej rozmowie zza gazety zaczał sie podsmiewywac pod nosem.
-Takie zabawne? Aurora ma jakie mesuwacje, a ty sie smiejesz? Jest chora! Ona może umrzec a ty sie smiejesz? Jesteś bez serca, Remusie!
- Śmieje się z waszej głupoty! Imbecyle! A swoja droga na to sie nie umiera.
Remus chwycił się za pierś, by wykpić kumpli jeszcze bardziej i dodał:
-Wiecie, a moje serce boje, więc mniemam, że musze je mieć
-Ale jesteś zabawny…
Syriusz przygryzł sobie język, który właśnie pokazywał w kierunku Lunatyka. Jednocześnie spadł mu kamień z serca, że nie zostanie wdowcem, przedwcześnie. Jim, jednak nie dawał za wygraną, za punkt honoru powziął sobie wydusić z nich co to jest to coś!
-To wiesz co to jest , Remusie?
-Wiem, ale wam nie powiem.
-Lunatyk! Co to sa te mesuacje i co ma do tego pani Potter.- teraz dla odmiany warczał Łapa- Przestań się znęcać nad nami! Ja ją kocham! Martwię się o nią! To znaczy…Martwimy się o nią!
Tak, tak, Syriusz własnie się sprzedał, nas sprzedał, ale ten oszołom, James jest zbyt oporny by zrozumieć, co miał na myśli mówiąc „kocham ją”, o Gliździe już nie wspominając.
-To sa menstruacje, pacanie! –Remus trzasnął gazetą o stół, już nie mógł wyrobić ze śmiechu. Z jakimi ciołkami on trzyma. Przewrócił jedynie oczyma i wrócił do czytania gazety-Lilly ma racje sprawdź w encyklopedii. Ona nie gryzie.
-Jesteś bezużyteczny! Nawet nie chce nam takich recy powiedzieć, byłoby szybciej.
-Może i jestem bezużyteczny, ale jakbym ci powiedział to byś się niczego nie nauczył!
-Nie twój problem….
-Noi bardzo dobrze, a teraz daj mi to w spokoju przeczytać!
-A sobie czytaj ty…
-Ty, co?
Remy dyskutował z nimi nie odrywjac wzroku od linijek tekstu Proroka codziennego. Lilly się zwijała ze śmiechu.
-A ty się nie śmiej, bo nie jesteś lepsza od tego nieżyczliwego Patafiana, Evans.
-Spadaj, Potter!
-Poczekaj jak będziesz chciał od tego patafiana spisać pracę domową…
-Pójdziemy do biblioteki to sie dowiemy, łaski bez.
Po śniadaniu poszli do biblioteki. W końcu Lunatyk miał rację, jeszcze nikogo, żadna książka nie pogryzła. A oboje ich tak wkurzyli, ze honor im nie pozwalał, by im to powiedzieli. Postanowili się dowiedzieć tego sami. Pobiegli zatem do biblioteki. Jim zapytał bibliotekarkę gdzie mają sukać mesuwacji czy coś takiego. Nie wiedzieć czemu pani Pince zaczeła się na nich drzeć.
-Ona też to ma! To jakaś wirusowa choroba!- stwierdził Potter, który właśnie wybiegł za Blackiem z biblioteki. Przystanęli pod ścianą i próbowali złapać oddech, po morderczej ucieczce przed bibliotekarką, która też kąsała…
Na lekcjach też siędziałam struta i wściekła. Tego dnia na prawdę, lepiej było bez kija do obrony do mnie nie podchodzić. Wszyscy omijali mnie szerokim łukiem, nawet Lilka trochę się mnie bała. Siedziała cichutko obok i nic nie mówiła, żeby tylko mnie nie sprowokować do ataku. Po południu mieliśmy z Syrkiem iść do biblioteki pisać naszą pracę. Bynajmniej tak ustalaliśmy wczoraj. Sam to chyba bałby się ze mną iść tego dnia., dlatego było mu bardzo na rękę, że Lilka i Remy też mieli to zrobić po południu, miał obstawę. W końcu nie kady ma tak dobre jak James, jemu ta Puchonka powiedziała, ze napisze za niego, to członkini FBJP, jeszcze się nie rozpadł, mimo że Jim nie jest już wolnym facetem. One jednak nadal chodzą po korytarzach wyoatrujac go i wzdychają głęboko na jego widok. A Liz? Liz to ich bogini. No, ale nie stotne, pryfarciło mu się. My teraz musimy siedzieć w bibliotece, a on sobie randkuje z Liz.
-Aurora?- powiedział cichym niepewnym głosem Syriusz, który właśnie wrócił spomiedzy regałów, bez ksiązki po którą kazałam mu isć.
-Co chciałeś!?
Na dźwięk mojego brzmiącego przez zaciśniete zęby głosu, aż zadrżał. Odpowiedział bardzo krucho i niepewnie:
-Możesz isć i zapytać panią Pince, gdzie mam szukać tej książki?
-Nie możesz sam tego zrobić?!
-Nie, bo tu jakiś wirus panuje. Ona go ma, profesor Tine (facet od obrony) i ty. To ta mensy...- Remus i Lika ju się zwijali ze śmiechu. Pewnie im się orzypomiała akcja ze śniadania.
-Jaki wirus?- nie wiedziałam o co mu chodzi.
-No, Lilly dzisiaj powiedziała, że masz tą mensywiację, czy coś takiego, i że ciocia do ciebie pryjechała i dlatego jesteś taka zła.- wytłumaqczył mi na jednym oddechu. Lilka i Remy już nie mogli wysiedzieć. Bibliotekarka już nerwowo spoglądała w naszym kierunku, podirytowana ich śmiechem.
-A wiesz co tojest ta mensywiacja?-spytałam Syriusza.
-No nie, bo oni nie chcieli nam powiedzieć.
Pokazał na nich palcem jak dzicko, które skarży, że popsuli mu zabawkę. Do tego miał taki zabawnie połamany głos, kiedy to mówił. Złapałam się za głowę.
-Na kalesony Merlina! Chodzę z kretynem!- pomyślałam, a potem powiedziałam na głos, to znaczy pół głosem- Pani Pince może to mieć, ale profesor Tine nie. To dotyczy tylko kobiet...
-To ja nie kumam. A ta ciotka?
-Tak się mówi. To nie jest żadna mesuwiacja czy jak ty to nazwałeś, tylko menstruacja. Okres. Mówi ci to coś? Dziewczyny to mają raz w miesiącu...
-No, to nie można było powiedzieć tak od razu? Tylko z jakimiś ciotkami? I dlatego jesteś taka zła?
-Też byś był zły. Gdybyś musiał chodzić ze strusiami i do tego bolałby cię brzuch.
-Jakimi strusiami? Co strusie mają do tego?
Może jedno się wyjaśniło, ale Syriusz znowu poczuł się jak dureń, który nic nie rozumie, z resztą dokładnie tak wyglądał.
-Lilka, proszę cię, bo ja już nie mogę…
Teraz to ja miałam atak śmiechu. Lilka szybko otempetrowała emocje i zaczęła tej ciemnej masie tłumaczyć:
-Struś to takie określenie podpaski.- powiedziała.
-Acha. - Syriusz już wszystko rozumiał. zrobił się teraz dla odmiany czerwony jak burak.
-Ej, co się tak czerwienisz?- powiedziałam-Miałeś prawo nie wiedzieć!
W sumie to zła już nie byłam tak mnie to wszystko rozbawiło, że zapomniałam o tym bólu w brzuchu.
Kolejna notka w środę:
66.Przedświąteczne zakupy,
dziękuję za wszytko,
buziaczki :*
Komentarze:
Alyssa Wtorek, 05 Sierpnia, 2008, 17:36
Rozwaliłaś mnie tymi strusiami i glupotą Syrka i Jamesa...