-Skąd wiedziałaś gdzie mnie szukać?
-Tata mi powiedział, że to twój rodzinny dom. Pomyślałam, że warto sprawdzić…
-Jak udało ci się tu trafić?
- Nie mówię, że było łatwo… Ludzie w wiosce nie słyszeli o...
-Jak śmiesz mnie tu nachodzić!?!- do tej pory głos ciotki Susan był całkowicie do niej nie podobny, taki łagodny, chociaz teraz nabierał dźwięku goryczy i pretensji. Jednak tylko na chwile, bo gdy się zorientowała jak brzmi wracał do poprzedniej formy. - To znaczy? Po co mnie szukałaś?
-Miałam powód, a po za tym mam prawo… nie zapominaj, że jestem twoją córką…
-Susan? Czy możesz nam wytłumaczyć co tutaj się dzieje?
Wujek, podobnie jak i cała reszta była totalnie zdezorientowany. Wszyscy patrzyli a to na blondyneczkę, a to na Susan…
-choć- złapała dziewczynę za ramię i zaprowadziła do drugiego pokoju, ale ona stała uparcie i ciągnęła dalej:
-Nawet nie powiedziałaś swojej rodzinie o moim istnieniu?- była zdziwiona, a może zaskoczona? A może to wcale nie było ani jedno ani drugie, może to było po prostu niezrozumienie? -To może pozwolisz mi się, chociaż przedstawić?- Wyrwała rękę. Ciotka stanęła bezradnie, co do niej bardzo niepodobne.
-Mam na imię Kylie. I tak się składa, że jestem córką tej kobiety.-Wzięła głęboki oddech i dodała po chwili: -Jest mi głupio, że tak tutaj wparowałam, bez żadnego wyjaśniania, ale to chyba z tego wszystkiego, ze ją wreszcie znalazłam…
-Potem będziesz się tłumaczyć!- Wypaliła ciotka już całkowicie swoim wiedźmowatym głosem i tym razem wyprowadziła ją z salonu.
Jeśli ktoś by teraz tutaj wszedł zastałby siedmioro ludzi z szeroko otartymi oczami i opuszczonymi podbródkami, delikatnie mówiąc zszokowanych. Wszyscy zastygli w takich pozach, w jakich byli, kiedy usłyszeli słowo „córka”. Z durnego wpatrywania się w miejsce, w którym stała przed chwilą ciotka ze swoją córka wyrwał nas głos Remusa:
-Mamo, Herbercie myślę, że w takiej sytuacji powinniśmy już iść…
Melisa pokiwała głową i zaczęła bez słowa powoli podnosić się z krzesła. Herbert natomiast zrobił to bardzo szybko, wciąż trzymając się za krawędź marynarki.
Pierwsza z naszej czwórki z amoku wyrwała się ciocia Dorea:
-Meliso, zapakuję wam ciasta, nie zdążyłam postawić na stole.
Zanim jednak Melisa zdążyła cokolwiek powiedzieć, ta był już w kuchni. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy wróciła.
-Dziękujemy. -Powiedziała-no, to… yyy…widzimy się na Sylwestrze…
-Tak by wychodziło.
-Doreo…Charlusie… Dziękujemy za gościnę. Było pysznie…, Więc do zobaczenia…i wesołych świąt…- Herbert zbierał słowa do kupy dość nieporadnie. Był z szokowany z resztą nie mniej niż my. Był przyjacielem rodziny przez tyle lat, bywał u nas często, znał wszystkich jej członków, nawet Susan znał, a tu proszę taka niespodzianka.
-Do widzenia! –rzucił Remus- I do zobaczenia!
Pomachałam mu jedynie, ale wciąż bezcelowo patrzyłam w to miejsce. Jakby coś miało z tego wyniknąć. W pewnym momencie zaczęłam mrugać oczyma…
-Ale numer!- Odezwał się wreszcie wujek.
-I to jeszcze, jaki…- James też wreszcie przemówił.
I mi należało się wreszcie odezwać.
-Może mnie ktoś uszczypnąć?
W tym momencie poczułam silny ból na przedramieniu.
-AUUUUUUUUUU! Czyś ty zgłupiał? Po co mnie szczypiesz?
-Sama chciałaś!
-Nie prawda!- ale przypomniało mi się, że jednak chciałam-Prawda…ale nie aż tak mocno!
-Przepraszam.
-Nie ma sprawy…
Ciocia Dorea, nawet nie zwróciła uwagi na te krzyki. Usiadła do stołu, ale sekundę potem już stała i zaczęła nerwowo składać talerze po Lupinach. Nie wiem czy to miało rozładować jej nerwy, czy po prostu zająć, bo zaraz potem zaczęła nakładać nam na talerze pierożków, w końcu tyle ich narobiła.
Drzwi pokoju odtworzyły się i zaraz potem do jadalni weszły Susan i Kylie.
-A gdzie…- zaczęła ciotka, ale już nie tym samym jadowitym tonem, teraz dla odmiany była spłoszona.
-Poszli do domu…-odpowiedziałam szybko.
-ojej…. Przepraszam… to pewnie ja ich wystraszyłam…- Dziewczyna złapała się za twarz.-Ja naprawdę przepraszam nie powinnam tak tutaj wpadać bez zapowiedzi…popsułam wam święta… nie powinnam… przepraszam…
-Ale dziecko daj spokój!- Dorea oczywiście wzięła się za pocieszanie.- Usiądź sobie… jesteś pewnie głodna…
-Trochę…-powiedziała, tym razem niepewnie.
-Zjesz coś… zaraz przyniosę nakrycie…
Dziewczyna zjadła w ciszy. W tym czasie ciocia Dorea przygotowała ciasto i zaparzyła herbatę. Powinnam jej pomóc, ale kiedy chciałam się podnieść pokazała ręką żebym siedziała.
-Dziękuję. Było pyszne…
Nie wiem czy na jej miejscu by mi smakowało. Jeść, kiedy gapi się na ciebie tyle obcych ludzi jakbyś była jakimś muzealnym eksponatem.
-Susan! Nie uważasz, że należą nam się jakieś wyjaśnienia?- wujek zaatakował swoją siostrę.
-No, właśnie… słuchamy…- ciocia Dorea usiadła na poręczy fotela męża.
-Więc…-zaczęła niepewnie…
-Co tak cicho? Czyżbyś bała się mówić?- powiedziałam ironicznie.
-Aurora!- Pouczyła mnie chrzestna.
-No co? Docinać każdemu to jakoś lepiej jej wychodziło!
Teraz ja miałam okazję odwdzięczyć się jej za to wszystko. Pani Porter obdarzyła mnie wymownym spojrzeniem.
-Daj spokój, Doreo, ona jest jak jej matka…-powiedziała cierpko, Susan!
-Ona przynajmniej nie ukrywała przez ponad dwadzieścia lat, że ma dziecko…- tym razem złośliwy był wujek.
-Charlusie… nie rozumiesz…
-To mi wytłumacz! Jesteś nam to winna!
-Wiem…- usiadła na wolnym krześle nerwowo złapała filiżankę z herbatą- Jak już wiecie Kylie jest moją córką…- teraz to już nie odkrycie.- Urodziła się 21 lat temu… Kiedy wyfrunęłam z domu wiele lat temu…- szybko, wyfrunęła z domu i masz gol!- Zaciągnęłam się do wojska… Emil… był bardzo przystojnym, młodym…porucznikiem…. Ja…noi stało się…-co się stało? Puknęli się i już jest Kylie?- Zakochałam się.- Nie możliwe, ona nie umie kochać.- Związaliśmy się po jakimś czasie urodziła się Kylie.- w tym momencie oderwała wzrok od herbaty w filiżance i spojrzała na nią. Nie powiem, moja nowa kuzynka miała bardzo ładną buzię, wydawała się sympatyczna. A wzrok, którym teraz patrzyła na nią Susan, wyrażał to czego wydawało mi się, ze Susan nie potrafi, wyrażało uczucie.- Rzuciłam magię, by zapewnić jej normalne życie…Nie chciałam by z cierpiała z powodu matki czarownicy, ani żeby z niej szydzono, ze jest pół krwi…Nie chciałam by on ją dopadł… Cóż… żyłam przez te wszystkie lata jak zwykła mugolska kobieta…
-Do momentu… jak 3 lata temu wyszła z domu i tyle ja widzieliśmy…
-Kylie…
-No, co taka była prawda…-ciotka spuściła głowę- Przez całe życie trzymała mnie w ciemnocie…Cała jej rodzina ponoć zginęła na wojnie…Nie wiedziałam nawet o waszym istnieniu…widzę, ze wy o moim też nie… 3 lata temu wyszła z domu i tyle ją widzieliśmy… jak się okazało miała już dość… ciekawe…Okazało się, że tata o wszystkim wiedział, to znaczy dowiedział się, kiedy przyszedł jakiś list z magicznej szkoły… Zaakceptował to…ale to i tak nic nie zmieniło… Dziś jest umierający i prosił mnie bym ją odszukała… powiedział, żebym szukała tutaj. Nie było łatwo znaleźć…ale jestem…on naprawdę… jest z nim źle… musisz ze mną pojechać…
-Już ci mówiłam…
-Zrozum! On chce cie zobaczyć ostatni raz w życiu!
-to nie takie proste…
-teraz już wszystko rozumiem nie było jej ponad 20 lat w domu nie licząc pogrzebów noi ślubów i świąt raz na kilka lat…
-Charlusie…dla mnie dziecko było najważniejsze…
-Nie przeczę…
Znowu zapadła cisza, nikt z nas jej nie rozumiał. Jej, to znaczy ciotki… Nie wiem czemu ukrywała, że ma dziecko z mugolem, przecież w naszej rodzinie nie było nikogo kto bym miał rasistowskie poglądy. Dla mnie to było co najmniej dziwne. Po jakimś czasie martwa cisza została wypełniona rozmowami. Kylie okazała się bardzo sympatyczna dziewczyną, wrażenie, które odniosłam patrzac na jej twarz mnie nie zwiodło. Przegadałyśmy kilka godzin…W sumie to coś trzeba było robi, bo powiedziała, ze nie wyjedzie bez matki…
Ciotka w końcu dała się przekonać i powiedziała, że z nią pojedzie. Było już jednak późno i miały pojechać następnego dnia. Kylie spała nawet ze mną w pokoju… Opowiedzieliśmy jej o naszej rodzinie, ciocia Dorea wyciągnęła album i opowiadała rodzinne opowieści. Wujek Charlus i co dziwne ciotka Susan jej wtórowali. My z Jimem też uważnie słuchaliśmy i dzięki temu dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy o historii naszej rodziny.
-Naprawdę bardzo się cieszę, że was poznałam… miło wiedzieć, ma się tak wspaniałą rodzinę…- powiedziała Kylie, stojąc w drzwiach. Miała niemalże łzy w oczach, bo miala się właśnie żegnać z rodziną, która dopiero co zyskała.
-Odwiedzaj nas dziecko!
-dziękuję, ciociu!
-A ja myślę, że będziemy w kontakcie- uściskałam swoją nową kuzynkę.
-Chciałabym… tylko jak? Skoro listonosz pewnie tutaj listów nie doniesie, a sowy nie posiadam…
-Zobaczymy, co da się zrobić.- uśmiechnęłam się.
-A ja jeszcze raz was przepraszam za takie wtargnięcie…-Kylie czuła się głupio z tego powodu.- Popsułam wam święta…
-Daj spokój, byłaś jak prezent…
-dziękuję, wuju…No, to do zobaczenia, James- na koniec wyściskała Rogasia.
-Macie…-ciocia Dorea nie byłaby sobą gdyby nie wcisnęła im jedzenia na podróż.
-ale to nie pot…
-Przestań! Dorea się obrazi, jeśli nie weźmiesz…- wcięła Suzan, która od przybycia Kylie nie wiele się odzywała…
Nie wiem czy było jej głupio, ze jej tajemnica się wydała czy z tego, w jaki sposób to się stało, a może było jej głupio, dlatego, ze ona była tak wredna dla wszystkich, a my tak spokojnie to przyleliśmy, nie robiąc żadnej awantury, nie szydząc z niej. Nie wiem… Ale rozumiem chyba czemu ciągle paplała ozorem nie dając dojść nikomu do słowa, żeby nikt nie zapytał jej co u niej i gdzie była przez te wszystkie lata… A jej podłość nie zachęcała nikogo do rozmów z nią.
-Coż… jeszcze raz dziękuje…Za wszystko…Mamo, czas na nas…
Drzwi za nimi zamknęły się…W domu Potterów zagościł spokój. Byliśmy zmęczeni obecnością ciotki Susan, ale zarazem tak samo zadowoleni jak i zszokowani pojawieniem się w tym domu i naszym życiu Kylie. Do tego stopnia, że nikt z nas nie pamiętał o prezentach… Ruszyliśmy z Jamesem ekspresem na górę, żeby wysłać to co kupiliśmy przyjaciołom…
Dostali oczywiście wyjaśnienia w PS. Rozpakowaliśmy nasze prezenty…
Komentarze:
gorgie Sobota, 07 Marca, 2009, 22:12
Szok!!
Dużo się spodziewałam, ale tym nie zaskoczyłaś.
A miałam dużo czasu na rozmyślania (taka malutka aluzja)
A nocia po prostu cud miód i orzeszki
Czekam na następna nocie
U Marleny też
Ożesz Ty, Rora, zaskoczyłaś mnie. Susan matką Kylie?! Tyle lat? Niesamowity wątek, świetnie to napisałaś. Rewelacyjna jest też postać samej Susan- zgorzkniała, samotna kobieta, kryjąca dziecko przez 20 lat. Świetny pomysł, ładne wykonanie, jak zwykle śliczne uczucia i emocje, niepowtarzalnie trzymasz w niepewności i napięciu. Naprawdę, jestem pod wrażeniem! Przeszkadzały tylko liczne literówki, zła pisownia z przeczeniem "nie" oraz małe litery zamiast dużych w niektórych momentach, ale wybaczammy, bo wiem, że masz mało czasu
Pozdrawiam Cię serdecznie i stawiam Wybitny,
Parvati:*
P.S. Jak będziesz miała wolną chwilkę, wpadnij na nową notkę do WIktora
Nikki Niedziela, 08 Marca, 2009, 12:27
Notka ciekawa, kilka błędów właśnie.. Ciężej się przez to czyta. Nie czepiam się tego, bo nie muszę Ci tego oceniać, czytam dla swojej przyjemności. W oczy rzuciło mi się "choć" - w sensie żeby ktoś za kimś szedł to się piszę "chodź" no to tyle marudzenia. Pozdrawiam;*
Jeśli to było to, czym miałaś mnie zaskoczyć, to wiedz, że ja to wiem od dawna, bo opowiadałaś mi o tym, jak się kiedyś widziałyśmy i czytałam do tego momentu wątek świetny, ciotka wreszcie przestanie być pępkiem świata i autorytetem! czekam na kolejne wpisy, słonq;*
Dzela - Andzess Środa, 11 Marca, 2009, 15:09
Bardzo ciekawa nota mam nadzieje ,że nirdługo będzie nowa. Chciałabym też zaprosić Cie na mojego bloga www.historia-pisana.blog.onet.pl