20 wrzesień sobota (wreszcie!!)
Wstałam dziś rano, chyba najwcześniej z całej szkoły, była 5:30. Wyszłam z łóżka, chwyciłam ręcznik, ciuchy, szampon i rozdzierająco ziewając, ruszyłam do łazienki perfektów (hasło: Mydlana kąpiel). Ostatnio za bardzo się nie wysypiałam, bo zostałam zawalona pracami domowymi, kłopotami Sabine i listami. A tych pierwszych i ostatnich, było szczególnie dużo. Zastanawiałam się co się ze mną działo ostatnio… Ivana twierdzi, że z poczwary przemieniam się w łabędzia, widać nie zapomniała jeszcze o tym, że poznałam jej tajemnicę… W powyższy wniosek raczej wątpię, bo czy zamienianiu się w piękność towarzyszy: jeszcze bardziej blada twarz, częste męczenie się i częste złoszczenie??
To niemożliwe!
Stanęłam przed drzwiami do łazienki i powiedziałam: Mydlana kąpiel. Drzwi natychmiast się otworzyły ukazując fantastyczną komnatę, z ogromnym basenem(inaczej tego nie potrafiłam nazwać), obrazkiem przystojnego trytona moczącego się w jeziorze, i mnóstwem kosmetyków, które niektóre nie perfektki, zostawiały w obawie złapania je, przez pana Harissona. Pan Harissona był naszym woźnym, pochodził właściwie z rodziny Flich, ale był i tak nazywany po imieniu.
Zostawiłam swoje rzeczy na stoliczku obok basenu, ściągnęłam koszulę nocną i wskoczyłam do ciepłej wody. Po wybraniu paru moich ulubionych rodzajów baniek, rozłożyłam się wygodnie, w wodzie, rozkoszując się ciepłem i bezpiecznością chwili. Bańki fruwały nad wodom, unosząc się łagodnie, a miły mydlany zapach rozpierzchł się po całej Sali.
Przymknęłam oczy i nagle przypomniała mi się pewna scena z dzieciństwa: Byłam wtedy mała. Miałam chyba pięć lat. Narcyza była u cioci, a Andromeda bawiła się z Syriuszem. Wymknęłam się z domu, by pozrywać kwiatków, w ogrodzie. Pomiędzy krzakami zobaczyłam jakąś dziewczynkę, była niewiele starsza ode mnie, zaniedbana, w potarganej sukience, z brudnymi włosami i cała umorusana. Ja byłam, wtedy strojona w atłasy, kaszmiry i jedwabie. Prezentowałam się dokładnie tak jak miałam się prezentować-jak rozpuszczona córeczka swoich rodziców. Podeszłam wtedy do dziewczyny i zapytałam jej się czy jest głodna. Ona odpowiedziała, że tak i to bardzo. Poszłam do domu i przyniosłam jej ciepłą bułeczkę, bo zrobiło mi się jej żal. Kiedy dziewczynka kończyła drugą bułkę, mama wychyliła się przez okno i zobaczyła, jak podaję dziewczynie trzecią bułkę. Wrzasnęła potokiem przekleństw, wybiegła z domu i mocno chwyciła mnie za rękę. Tamtą dziewczynę tylko kopnęła i kazała jej się wynosić z naszej posiadłości. Wróciłam do domu. Matka na mnie wrzeszczała, że zadaję się z taką szumowiną, że ona mi już wybrała inną przyszłość, że nie obchodzi jej nic moje miłosierdzie. Ojciec zbił mnie, wrzeszcząc, że jestem głupim plugawym dzieckiem, które nie wie, gdzie jest jego miejsce. Wróciłam do swojego pokoju płacząc, a tam zastałam moją matkę. Ze wściekłości się upiła i biła mnie głucho bełkocząc, aż w końcu uwolniła mnie, gdy poczuła, że musi się wyrzygać. Kiedy Narcyza przyjechała wystarczyło jej tylko jedno spojrzenie na moje siniaki, by wiedziała…Duża łza potoczyła się po moim policzku. To nie była najgorsza scena z mojego dzieciństwa…miałam je całe spaprane doszczętnie. Nie mogłam nic zrobić w dzieciństwie by temu zapobiec, zniszczyła mnie nienawiść, zbyt dużo przeszłam, by teraz być małą, cieszącą się, i kochającą bezgranicznie cały świat dziewczynką. Narcyza, starsza ode mnie też to przeżyła, Arwie nigdy za bardzo nie sprzeczała się z rodzicami, wolała pozostać z boku i patrzeć się na to wszystko znudzona.
Westchnęłam i energicznie otarłam łzy. Nie mogę się mazgaić, nie jestem już małym dzieckiem, by z byle czego robić sceny. Uderzono mnie, karano…NO i co z tego?! Przynajmniej nauczyłam się życia i poznałam jak daje w tyłek, gdy jest się milutkim, grzecznym, i nie broniącym się smarkaczem. Ja umiem się bronić i to wykorzystam!!
Nagle drzwi łazienki skrzypnęły, coś zachrobotało i uchyliły się!!! Kurczę zapomniałam je zabezpieczyć jakimś zaklęciem. Zza drzwi wysunęła się głowa jakiejś dziewczyny.
-Ssssłuchaj…o-on, czegoś ooood ciebie, c-c-c-chyba chce…-miała poważne problemy z oddychaniem.
-Jaki ON??- zdenerwowałam się.
Ze szpary w drzwiach wysunęła się twarz Rudolfusa.
Zaklęłam. Wystarczyła mi sekunda na pomyślenie. Chwyciłam różdżkę i rzuciłam silną drętwotę. Świnia nie będzie mi przeszkadzał na każdym kroku. Wyszłam z wody, trzęsąc się z furii, oplotłam się szlafrokiem i ruszyłam do dormitorium, mrucząc pod nosem obelżywe uwagi…
To ja: