Beznadziejny dzień.
Wszyscy chodzą jacyś nabzdyczeni. Marietta tylko chodzi i lamentuje o złej pogodzie, a Natalie (jako pani prefekt) wyżywa się na jakimś pierwszoklasiście. Ja, czując przy tym nieznośną nostalgię siedzę na kanapie, ubrana w ciepły golf i gapię się w kominek.
Nie tak dawno był początek roku, a pogoda już jest taka paskudna, że szkoda gadać. Od samego rana leje (choć w Proroku pisali, że będzie upalnie) i wieje wiatr, że omal nie wyrwie Bijącej Wierzby.
To wszystko chyba zostało spowodowane przez tę lekcję OPCM. Pierwszą zresztą. I pewnie nie zaskoczę was, jeśli powiem, że z nowym nauczycielem. Chyba zacznę wierzyć w tę klątwę . Nie wiedzieć czemu odszedł prof. Lupin... Powiadają, że ze względów zdrowotnych... No, cóż. Szkoda, bo był w porządku. Za to prof. Moody... On jest... Ekhem... Szalony. I to bardzo. Żeby od tak pokazywać uczniom zaklęcia niewybaczalne? Okropne... Jeszcze nigdy (no, może poza Mistrzostwami Świata w Qudditchu) nie miała takiego bliskiego kontaktu z tymi zaklęciami. I wcale mnie to nie satysfakcjonuje. Trzeba drżeć dniami i nocami przed Ciemną Stroną (choć ja osobiście zamierzam korzystać z każdego dnia).
Już szczerze nie mogę się doczekać przyjazdu uczniów z Beuxbatons oraz Durmstrangu. Nie, to nie to co myślicie, po prostu mam już dość tych wszystkich plotek. Zaczynam się poważnie obawiać czy Hogwart w końcu nie wybuchnie. Pozostaje nam mieć tylko nadzieję .
A co tu mamy? A, część Hogwartu narysowanego przez Talkę. Prawda, że ładnie?