Chciałam Wam bardzo podziękować za wszystkie ciepłe komentarze. Nawet nie wiecie jak mi jest miło gdy widzę, że podoba Wam się to co napiszę. To strasznie budujące i zachęcające do dalszej "pracy". Jesteście cudowni!!! Pozdrawiam gorąco!!!
PS. A teraz trochę reklamy Notka na pamiętniku Molly Weasley pojawi się prawdopodobnie jutro Zapraszam także na mój blog www.rozkoszne-sam-na-sam.mylog.pl, czyli o wszystkim i o niczym.
***********************************************
1 wrzesień, niedziela, 1991 rok
Brak snu w ciągu ostatnich kilkunastu dni daje o sobie znać, a muszę mieć jeszcze siłę by opisać początek roku szkolnego.
Od samego rana było nie małe zamieszanie. Po korytarzach wciąż biegali nauczyciele, pielęgniarka (Filius poślizgnął się na wypucowanej podłodze, skręcony obojczyk), woźny, czyszcząc wszystko co nawinęło mu się pod ręce, a raczej szmatę i Irytek, który usiłował wszcząć zamieszanie, do którego i tak doszło bez jego pomocy. Kuchnię doprowadziliśmy do ładu, a Bobby został ukarany za niewykonanie swoich obowiązków (odkleili go po 24 godzinach – kilka naskórków pozostało na ścianie). Nie chciałem tego robić, mam szacunek do skrzatów i szczerze mówiąc nie popieram by traktować je jak jakieś insekty, ale musiał zrozumieć, że nie będę tolerować takiego zachowania. Za karę zabroniłem mu sprzątać przez tydzień. To go czegoś nauczy. Tym samym uszczęśliwiłem pozostałe skrzaty odpowiedzialne za porządek w szkole – będą miały więcej roboty (skrzacie powołanie nie zna granic).
Punktualnie o godzinie 19:00 przybyli uczniowie odprowadzeni przez Hagrida. Jak się dowiedziałem, Irytek zdążył się już z nimi po „swojemu” przywitać. Mam nadzieję, że pierwszoroczni przywykną do jego zachowania, bez trwałych urazów.
Jak mówiłem, Minerva zapoznała ich z planem przydzielenia do poszczególnych domów. Napięcie przy stole prezydentialnym rosło z sekundy na sekundę, każdy jednak starał się to ukryć. W końcu drzwi się otwarły i wkroczyli pierwszoroczni. Nie zwracałem zbytniej uwagi na ich przerażone miny, wzrokiem szukałem Harry’ego. Gdy tylko go spostrzegłem pierwsze słowo, które mi się nasunęło to „James”. Młody Potter jest niesamowicie do niego podobny, jakby skórę zedrzeć z Jamesa. Te jego rozczochrane włosy... kruczoczarne, szczupła sylwetka, łobuzerskie iskierki w oczach, wykapany James. Och gdyby on widział swojego syna. Byłby z niego z pewnością niesamowicie dumny... JA też jestem z niego dumny. Widząc te wesołe iskierki nie mogłem nie zauważyć koloru oczu, wyraziście zielonych. Oczu Lilly. To takie niewiarygodne, przypomnieli mi się jego rodzice. Dzielni, kochający i nie zasługujący na tak wczesną śmierć. Teraz widząc jedyną latorośl Potterów jestem zdruzgotany tym, że odebrano im możliwość obserwowania jego dorastania, smutków, żalów... rzadkich chwil radości i beztroski.
Wracając do tematu (trochę zboczyłem z drogi), po odśpiewaniu piosenki powitalnej przez Tiarę Przydziału, uczniowie pełni najgorszych przeczuć po kolei zakładali na głowę tiarę wysłuchując jej słów, by następnie donośnym głosem oświadczyć do jakiego domu należą. Gdy Minerva doszła do „P” wyprostowałem się w krześle uważnie nasłuchując. Na słowa „Potter Harry” w Wielkiej Sali zaległa cisza, tak nagle, że aż sam się zdziwiłem, że nasi uczniowie są zdolni do tak nagłego zamilknięcia. Nie trwało to jednak długo, już po chwili dały się słyszeć pojedyncze szepty, po kolejnych kilkudziesięciu sekundach szepty jeszcze bardziej się nasiliły. Harry dotarł do taboretu z szumem podekscytowanych głosów w tle. Na szczęście nie wiedział jak pokazywali go sobie palcami, mogłoby go to trochę rozproszyć i przestraszyć. Wszyscy wyczekiwali werdyktu Tiary. Muszę przyznać, że wyjątkowo długo z tym zwlekała, zacząłem się nieco niepokoić gdy nagle „GRYFFINDOR!!!”. Efekt był natychmiastowy. Natężenie dźwięku było tak wielkie, że zacząłem się bać stanem swojego słuchu. Oklaski, krzyki, skakanie, „Mamy Pottera” – Fred i George Weasley (stoły Gryffindoru, Revenclawu i Hufflepuffu) oraz buczenie, gwizdy (stół Slytherina). Nieco niepewnie, na chwiejnych nogach dotarł wreszcie do swojego stołu cały w skowronkach. Jeszcze przez 5 min. od stołu Gryfonów dobiegały gratulacje i podekscytowane rozmowy. W końcu pod spojrzeniem Minerwy ostatnie głosy ucichły i dalej kontynuowano przydzielanie do domów. Spojrzałem na Harry’ego, był taki szczęśliwy, trochę podenerwowany ale uspokoiłem go jednym z moich pokrzepiających uśmiechów.
Na stół podano potrawy z menu nr 45. Wyjątkowo smaczne. Trzeba przyznać, że kunszt kucharski skrzaty domowe opanowały do perfekcji.
W tym roku do szkoły przybyli także pan Ronald Weasley, przed ostatni z rodziny Artura i Molly (woźny Filch był załamany, nie dziwię mu się, jeśli Ron ma taki sam charakter jak jego bracia bliźniacy to szkoła długo się w jednym kawałku nie utrzyma). Jak zdążyłem zaobserwować Ron zaprzyjaźnił się z Harrym, cieszę się z tego bo wiem, że Ron wprowadzi w jego życie należytego uśmiechu. Zawitał też do nas pan Draco Malfoy, syn Lucjusza Malfoy’a. Coś mi się zdaje, że wspomniany pan Malfoy i Harry będą zawziętymi wrogami ( wnioskuję to z tego, że gdy wychodzili z WS dało się słyszeć bogatą wiązankę pod adresem Harry’ego). Cóż, nawet się tego spodziewałem. Syn śmierciożercy i chłopak, który pokonał Voldemorta to nie najlepsze połączenie. Mogę się założyć, że zarówno pan Malfoy jak i Harry dostarczą nam jeszcze powodów do interwencji ciała pedagogicznego.
A to nasz szanowny arystokrata "czystej krwi" pan Malfoy.
Komentarze:
Szalonooki Piątek, 09 Marca, 2007, 22:33
Przyznam, że na początku niezbyt podobało mi się twoje pisanie, ale zmianiłem zdanie. Notka na P+++!
marylcia Sobota, 10 Marca, 2007, 09:01
Dosyć ciekawa była ta notka ale zdjęcie pod spodem najciekawsze:P supeeerrrrr!!!!!!!!
Mamy Pottera !!! OOO Mamy Pottera !!! Jeden z pokrzepiających uśmieechów ?? Notka jest godda Dumblkedore'a ,największego Maga Wizengamotu
Pe esem : to był wielki komplement