Witam!
Ożesz(ek). Nie mam pojęcia co powiedzieć, na swoje usprawiedliwienie. -"Może prawdę?" No wiec złożyło się na to kilka czynników, tj: szkoła, siostra, brak czasu, brak weny. Hm mogłabym po prostu zostawić ten pamiętnik i pozwolić by ktoś inny, lepszy ode mnie (o co nietrudno) dokończył go, ale... no właśnie ale. Jestem za wielką egoistką. Nie wiem czy chciałabym aby ktoś inny pisał ten pam. Przywiązałam się do tej postaci. Jest częścią mnie. Po za tym to był mój pisarski debiut. Dlatego też, pomęczycie się ze mną jeszcze troszkę Ale spoko jeszcze tylko 5 lat mi zostało do opisania, więc... niedługo się mnie pozbędziecie Chciałabym żeby u Molly też niedługo się pojawiła notka, ale nie wiem jak to wyjdzie. Jeśli Wam zależy módlcie się o to, żeby moja siostra chodziła na popołudniówki Hihi. A teraz w nagrodę, mega długaśna notka (7 stron w Wordzie), mam tylko nadzieję, ze nie jest nudna i... niespodzianka! Skończyłam opisywać pierwszy rok!!! Hihi postępy!
Pozdrawiam Was serdecznie i dedykuję tę notkę, po prostu - WSZYSTKIM!!!:*
Dni mijały leniwie. I jak zwykle bywa z takimi dniami, niemiłosiernie długo. Przynajmniej dla Albusa. Wiedział, że karta w końcu trafiła do Harry’ego, wiedział też, że wraz z Ronem i Herminą dowiedzieli się o nim wszystkiego co tylko było zapisane w książkach. Do tego tryumfu jeszcze dochodzi wygrana Gryffindoru w meczu Quidditha. Tak, to były szczególnie szczęśliwe dni dla Harry’ego. A dla Dumbledore’a były to szczególnie nerwowe dni. Wielkimi krokami zbliżało się zakończenie roku szkolnego i czuł, że to co przez cały rok dojrzewało wkrótce wybuchnie. Zdawało się, że tylko minuta dzieli go od nieuchronnego końca, gdy Quirrell zdoła ominąć Puszka. Przypuszczał, że jeszcze do tego nie doszło tylko i wyłącznie przez to, że po prostu nie wiedział jak go ominąć. To trochę pocieszało Albusa, ale wiedział, że ten stan nie będzie trwał wiecznie. W dodatku, jak na ironie, musiał za kilka dni jechać do Ministerstwa. Będzie musiał zostawić Harry’ego, ale najgorsze, że nawet nie wie na jak wielkie niebezpieczeństwo. Gdzie są te dni, kiedy wszystko wydawało się takie proste? Kiedy musiał się troszczyć tylko o własną przyszłość? Teraz wydawało mu się, że z ukrycia kieruje losem Pottera. Tak jakby była to jego tajna broń. Ale wiedział, że przepowiednia nie kłamie. „Jeden musi zginać z ręki drugiego”… a jak pokazać mu to co go czeka, jak nie wepchnąć go w objęcia Voldemorta? Nie podobała mu się ta myśl… wcale mu się nie podobała. Czuł do siebie obrzydzenie, bo pozwala na to aby małe dziecko, odwalało za cały świat czarną robotę.
***
Dumbledore wykorzystał to, że pogoda jak nigdy dopisuje i wyszedł na błonia. Przeszedł prawie całe błonie do jeziora, w którym mieszka wielka kałamarnica. Wyczarował łódkę i nie zauważony przez nikogo pozostawił za sobą cały zgiełk, który panował w zamku i wokół niego. Jezioro było wyjątkowo duże, po jego drugiej stronie rozciągał się Zakazany Las, z którego nieprzerwanie dochodziły tajemnicze dźwięki. Jednak celem Albusa, nie był Zakazany Las, nie był to nawet drugi koniec jeziora. Płynął w stronę malutkiej wysepki, która znajdowała się na zachód od zamku i której nie było widać z błoni. Odkrył ją jeszcze jako uczeń. Wtedy tez wyczarował łódkę, nieco gorszą, bo jego umiejętności nie były jeszcze jakoś specjalnie imponujące. Okazało się to wtedy gdy praktycznie na samym środku jeziora zaczęła przeciekać. Spanikowany, wtedy 14-letni, Albus zaczął gorączkowo machać różdżką aby pozbyć się nadmiaru wody w łódki, jednak mimo usilnych prób, w końcu łódka poszła na dno, a młodzieniec, który rozglądał się dookoła zrozpaczony zauważył niewielką wysepkę, całą zarośnięta drzewami i magicznymi roślinami. Z ulgą dopłynął do niej i przedzierając się przez najróżniejsze krzewy dotarł na sam środek wyspy. Środkiem tym, okazała się mała polana, całkowicie opuszczona, nie było tam żadnego zwierzęcia, nikogo… rozkoszna pustka, a tam na środku polany rosło wielkie drzewo o wiele wyższe niż te które go otaczały ze wszystkich stron. Młody Albus z zachwytem oglądał to co, jak podejrzewał, oglądał po raz pierwszy jakikolwiek człowiek. Przeszedł polanę i usiadł pod tym ogromnym drzewem wciąż nie wierząc w to co widzi. Od tamtej pory, jak tylko chciał się wyciszyć, przemyśleć coś, wracał na wyspę, na swą samotnię, gdzie w spokoju mógł rozmyślać. I jak się okazało kilka lat później miał wiele powodów by tam zaglądać. Dziś też, jak tylko dotarł do celu swej podróży pierwsze co zrobił co skierował się ku baobabowi (jak się okazało to ogromne drzewo było baobabem) i usiadł opierając się o jego pień.
***
- Co robić? Co robić? – powtarzał Albus drapiąc się po głowie, jakby ten problem bardzo mu dokuczał.
Siedział tam długo. Kilka godzin. Zdążyło zajść słońce i zrobić się chłodno. Spojrzał na zegarek.
- Już ta godzina? Ach tu zawsze ten czas tak szybko mknie – powiedział i powoli wstał otrzepując się z trawy. Ta mała podróż dobrze mu zrobiła. Wszystkie wątpliwości uleciały z niego, a na ich miejsce powróciła znowu pewność siebie i we własne czyny. Postanowił zaryzykować. Da Harremu okazję, zmierzyć się z własnym przeznaczeniem… zresztą było już za późno by się wycofać.
***
- Albusie!
Będzie dobrze. Eh ile już razy sobie to powtórzył? Setki? Tyciące? W każdym razie na tyle dużo by czuć wstyd…
- Albusie!
… za to, że mięknie.
- ALBUSIE!
- Co? CO?! – krzyknął zdezorientowany rozglądając się na boki. Nawet nie zauważył jak wrócił już na błonia z przemoczonym dołem płaszcza (mały wypadek).
- Wołam tak do ciebie już od dobrych 15 minut. Stoisz tak na błoniach, w nocy, do tego masz nietęgą minę i nie reagujesz na moje wołania…. Zaniepokoiłam się. Wszystko w porządku? – spytała Minerwa przyglądając mu się zza okularów.
- Na tyle dobrze, na ile można się czuć w takiej sytuacji.
- Nie rozumiem. O co… - zaczęła, ale Albus jej przerwał.
- O nic, nieważne. Dobranoc. – powiedział i szybko odszedł w kierunku zamku, pozostawiając Minerwę z nieestetycznie otwartymi ustami ze zdziwienia.
- Coś jest stanowczo nie tak – powiedziała do siebie i również udała się do zamku.
***
- Przejście za chimerą było otwarte, a to oznaczało, że ktoś w tym momencie dobija się do drzwi gabinetu. Albus westchnął głośno i wszedł powoli po schodach zastanawiając się kto nie pozwala mu spokojnie ułożyć się do snu.
- O pan Filch i… - ze zdziwienia nie mógł dokończyć zdania.
- Tych dwóch – wskazał na Harry’ego i Hermionę – złapałem w wiezy astronomicznej kilkanaście minut temu. Natomiast tych dwóch – tym razem wskazał na Neville i Draco – gdy włóczyli się w pobliżu wspomnianej już wieży. – powiedział woźny wyraźnie z siebie zadowolony.
- A więc – mówił dyrektor powoli przyglądając się Harry’emu i Hermionie jakby szukając odpowiedzi na swoje pytania. – mam im wymierzyć karę, czy tak?
- Oh nie, tym zajęła się już profesor McGonagall. Odjęła im po 50 punktów – tym razem Filch już się śmiał, nie zważając na groźne spojrzenia dyrektora.
- Więc dlaczego przyprowadziłeś ich do mnie?
- Bo Hagrid chce się później z panem widzieć…
- Hagrid?! –wykrzyknęli równocześnie Harry i Hermiona zapominając, że są w towarzystwie dyrektora o 2 w nocy z wymierzonym szlabanem. Dumbledore spojrzał na nich szybko.
- Oczywiście porozmawiam z nim później… a mogę wiedzieć jaki wam przydzieliła profesor szlaban? – spytał się spokojnie uczniów.
- Yyy… eee… noo mamy iść teraz z Hagridem do Zakazanego Lasu.
- Hmm no dobrze. Rozumiem, że to wszystko, panie Filch, a teraz jeśli bym mógł. – powiedział wskazując znacząco na drzwi do sypialni.
- Oczywiście panie dyrektorze. Za mną! – pociągnął Harry’ego i Draco i wypchnął ich pierwszych za drzwi. – Dalej panno Granger i panie Longbottom, co teraz się boimy? Trzeba było pomyśleć za nim się wybrało na nocny spacerek. – głos Filcha milkł powoli wraz z oddalaniem się od gabinetu, aż całkiem nie było go słychać. Dumbledore jeszcze długo stał i patrzył się drzwi zastanawiając się nad powodem nocnej wędrówki. Czuł, że ma to coś wspólnego z gajowym.
***
- Proszę! – nadszedł ranek i Dumbledore siedział za biurkiem próbując się skupić nad dokumentami z Ministerstwa.
- Dziń dobry psorze. – do gabinetu, z niemałym trudem wszedł Hagrid.
- Ach to ty. Doskonale. Usiądź proszę – powiedział wskazując na miejsce naprzeciwko siebie. – No więc… jak mniemam chcesz mi coś opowiedzieć? – spytał z lekkim uśmiechem.
- No tak. Bo widzi psor. To moja wina, że wczoraj Harry i Hermiona się włóczyli po zamku. Znaczy się.. cholibka jak to powiedzieć. Widzi profesor bo ja wygrałem w karty Norberta…
- Norberta, znaczy się… - powiedział Albus machając znacząco rękoma.
- Znaczy się yyy – Hagrid ze zdenerwowania odgarniał z czoła nieistniejący kosmyk włosów – yyy noo ykhm smoka – zakończył kulawo.
- Smoka – powtórzył Dumbledore – wiesz, że posiadanie smoka jest…
- Wim, wim – chlipnął olbrzym.
- Zastanawiam się jak udało ci się go przede mną ukryć – powiedział z wesołymi iskierkami w oczach. – Wieć, rozumiem, że Harry i Hermiona zostali złapani zaraz po… - zamilkł patrząc wymownie na Hagrida.
- No bo Ron napisał do Charlie’ego i tego… miał go wraz z kolegami zabrać do Rumuni… No i zabrali… mojego Norberta… mojego… – teraz rozpłakał się na dobre wydmuchując równocześnie nos w podany mu przez dyrektora obrus.
- Cóż Hagridzie. Widzę, że żałujesz za to co zrobiłeś – „Albo tęsknisz za smokiem” pomyślał – Nie dam ci za to nauczki, ani nie zawiadomię o tym ministra musisz mi jednak obiecać, że już nie będziesz przygarniał smoków… ani jaj smoków. Rozumiemy się? To są niebezpieczne stworzenia. Sam widziałeś co stało się Ronowi… bo jak przypuszczam ta niezidentyfikowana rana została spowodowana przez yyy Norberta. – Hagrid tylko kiwał pokornie swą wielka głową, ruszając przy tym całym biurkiem.
- A jak wczorajszy… znaczy się dzisiejszy szlaban? – spytał dyrektor odkładając wszystkie przedmioty, które spadły z biurka na swoje miejsce.
- No… niezbyt dobrze psorze… No więc…
***
- Minerwo muszę lecieć do Ministerstwa. Minister zażyczył sobie abym mu towarzyszył w… sam już nie pamiętam w czym… w każdym razie, miej oko na Quirrell’a.
- Dla..
- Po prostu zrób to. Wrócę wieczorem. – powiedział po czym oddalił się udając się na błonie gdzie czekała na niego już jego miotła. Mógłby równie dobrze skorzystać z sieci Fiuu, ale pogoda była taka piękna, że nie mógł się oprzeć, aby z niej nie skorzystać.
- No to lecimy – mrukną do siebie gdy już dosiadł miotły. Spojrzał na zamek z dziwnym niepokojem, szepnął kilka zaklęć i poderwał się w powietrze.
***
Leciał nad wzgórzami i jeziorami. Słońce grzało rozkosznie i rzucało promienie na drzewa i wodę, która pod ich wpływem wprost oślepiała. Dumbledore mknął w kierunku Londynu, ale w sercu wciąż czuł niepokój. Nie wiedział czy go zignorować i lecieć dalej, czy posłuchać go i wrócić do Hogwartu. Już nie raz się przekonał, że jego przeczucia są właściwe, a dodatkowo w tej sytuacji miał jeszcze więcej powodów by nie ignorować niepokojącego uczucia, które go wypełniało. Miał za sobą dopiero ponad pół godziny lotu. Zatrzymał się nagle w powietrzu i siedząc tak na miotle myślał nad tym co robić. W końcu zdecydowanym szarpnięciem zawrócił miotłę i… ŁUP. Albus odwrócił się aby sprawdzić co go przyhamowało, ale zauważył tylko kilka piórek zaplątanych w witki miotły. Przez chwilę rozglądał się w poszukiwaniu sowy, jednak w końcu wzruszył ramionami i poleciał przed siebie z niesamowitą prędkością. Wracał do Hogwartu.
***
- Profesor?! – wykrzyknęła zdziwiona Hermiona na widok przebiegającego przed nią dyrektora.
- Gdzie jest Harry? –spytał zaniepokojony, nagle jego wzrok spoczął na zakrwawionego Rona stojącego obok Hermiony – Czy …
- Nic mi nie jest. Jestem tylko trochę poobijany. Profesorze dostał pan list?
- List? Nie, nie dostałem – powiedział nagle przypominając sobie o piórkach przyczepionych do miotły. – Nie czas teraz na wyjaśnienia. Harry już tam jest tak?
- Tak, ale już tak długo nie wraca.. martwię się, że… - głos uwiązł jej w gardle, a w oczach pojawiły się łzy. – Profesorze… - Ale już nie było. Pobiegł szybko na trzecie piętro. Przed wejściem do komnaty w której urzędował przez cały rok Puszek wyczarował harfę. Otworzył drzwi. Szybko uśpił Puszka i wskoczył czym prędzej do tunelu.
„Nic mu nie jest. Nic mu nie jest.” – powtarzał to jak mantrę, podczas przekraczania kolejnych komnat, w których były zastawione liczne pułapki na intruza, na zmianę z: „To moja wina”.
Wparował do komnaty akurat w momencie gdy Quirrell szarpał się z opadającym z sił Harrym. W całej komnacie roznosił się złowrogi głos „ZABIJ GO”, którego Albus nie słyszał już ponad 11 lat.
- Harry!! – krzyknął i podbiegł do Harry’ego wyrywając rękę Quirrella – martwego z dłoni chłopca. Nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zrobiło się niesamowicie zimno, tyle, że nikt nie użył różdżki. W tym samy momencie z ciała Quirrella, który teraz leżał na zimnej posadzce wydobyła się mgła… a może raczej duch? Nie to nie był duch, ani też mgła… coś pomiędzy tym, co wydało złowrogi wrzask i zniknęło równie nagle, jak się pojawiło. Dumbledore wciąż trzymał w ramionach Harry’ego, który, jak miał nadzieję Dumbledore, tylko zemdlał z wycieńczenia.
***
- HARRY!!!- Hermiona i Ron jak tylko ujrzeli dyrektora niosącego na rękach Harry’ego natychmiast do niego podbiegli z twarzami bladymi jak u trupa… jak u Quirrella.
- Czy on… - Ron zamilkł przerażony własną myślą.
- Żyje, ale ledwo. Biegnijcie do skrzydła szpitalnego. Obudźcie Poppy niech przygotuje łóżko.
- Oooczy oczywiście. – powiedziała rozdygotana Hermiona i oboje szybko pobiegli do pielęgniarki. Albus udał się za nimi, najszybciej jak potrafił próbując zignorować ból w plecach i natrętny głosik w swojej głowie, powtarzający uparcie „Twoja wina” jak jakaś zdarta płyta.
***
Wpadł do skrzydła gdzie już czekała pani Pomfrey, wraz z Ronem i Hermiona stojącymi koło niej. Razem z dyrektorem położyli Harry’ego na łóżku. Opatrywała mu razy, aż nagle jakby się jej coś przypomniała krzyknęła:
- A wy już! Marsz do łóżek i wypić mi ten eliksir, który leży na tej szafce! Jesteście też zmęczeni i poobijani, ale nie wymagacie więcej ponad eliksir, więc…
- Oczywiście. Już idziemy. – Powiedziała Hermiona ciągnąc za sobą upartego Rona, który mruczał pod nosem coś niezrozumiałego i trzymającego w dłoni buteleczki z jakimś mało apetycznym płynem.
***
Minęły 2 dni, a Harry wciąż się nie budził. Przy jego łóżku na zmianę siedzieli Ron, Hermiona i Dumbledore, a każdy miał załamane miny i każdy z osobna myślał to samo „To przeze mnie”. Wieść o tym co wydarzyło się w komnacie obiegła całą szkołę z szybkością światła dlatego każdy, kto choć trochę znał Harry’ego odwiedzali go przynosząc mu kwiaty, kartki i słodycze z nadzieją, że gdy tylko się obudzi ucieszy się na widok prezentów od swoich przyjaciół.
***
W końcu trzeciego dnia, gdy akurat siedział przy nim dyrektor, Harry ocknął się z trzydniowego snu. Albusowi kamień spadł z serca, gdy zauważył jak Harry otworzył powoli oczy.
- Dzień dobry Harry! – powiedział wesoło. Ach jaki on był szczęśliwy, że to wszystko tak dobrze się skończyło… choć byłby bardziej zadowolony gdyby Harry nie ucierpiał na tym AŻ tak. Ledwo się całkiem przebudził, Harry, zaczął zasypywać dyrektora pytaniami, a on odpowiadał na nie modląc się by nie zadał tego jednego pytania, na które nie chce odpowiedzieć… Niestety.
- No więc… Voldemorta powiedział, że zabił moją matkę tylko dlatego, że próbowała go powstrzymać, aby mnie nie zabił. Ale dlaczego chciał zabić właśnie mnie?
„I co ja mam ci na to odpowiedzieć? Że została wypowiedziana przepowiednia, która mówi, że urodzi się ktoś kto ma moc pokonania Voldemorta, i że tą osobą jesteś ty. Oczywiście, dowiedział się tego od Severusa, który był śmierciożercą. Och zapomniałbym, ta przepowiednia mówi także, że żaden nie może żyć gdy drugi przeżyje, co niestety oznacza, że albo ty, albo Voldemorta zginie. Nie raczej nie jest jeszcze na to gotów. Toż to tylko dziecko. Prawda… Pokonało to dziecko Quirrella wspomaganego przez Voldemorta. Prawda… przeszedł przez komnaty. Prawda. Ale czy to jest odpowiedni czas na prawdę? Aghr on ma tylko 11 lat!!! Dlaczego to wszystko musi być tak beznadziejnie zaplątane?! Prawda musi zaczekać. Rok, dwa… nawet 50 jeśli to będzie oznaczać, że Harry będzie szczęśliwy i bez ogromnego ciężaru a plecach.
- Niestety na pierwsze pytanie, które mi zadałeś, nie mogę ci odpowiedzieć. Nie dzisiaj. Nie teraz. Kiedyś się tego dowiesz… a teraz przestań o tym myśleć. Kiedy będziesz starszy… wiem, że przykro ci tego słuchać, ale dowiesz się wszystkiego, kiedy będziesz na to przygotowany.
„ Ach gdybyś wiedział Harry… natychmiast chciałbyś zapomnieć.
***
Do końca roku szkolnego zostały już tylko dwa dni. Harry’emu pozwolono wyjść ze skrzydła szpitalnego. Egzaminy już dawno minęły. Pogoda była piękna i jedyne na co miało się ochotę to leniuchowanie w cieniu drzew. Dumbledore jednak siedział w swym gabinecie i rozmyślał o kończącym się roku szkolnym.
- Dużo się działo, co Faweks? – spytał feniksa, który jak zawsze siedział na swej żerdzi, a który teraz w odpowiedzi, wydał z siebie cichy dźwięk.
Albus siedział za biurkiem i rozglądał się po gabinecie. Nie mógł uwierzyć, że jest po wszystkim. Voldemortowi się nie udało. Znowu. Pocieszony tą myślą obrócił się do portretu Armanda Dippeta, który właśnie spytał:
- Więc… który dom w tym roku wygra rozgrywkę o Puchar Domów?
- Jak to kto? Oczywiście, że Slytherin! – dało się słyszeć zza ram portretu Fineasa.
- Pff tak ci się tylko wydaje. – dało się słyszeć jeszcze inny głos.
Dumbledore zachichotał pod nosem i pokręcił głową: „Co roku to samo”.
***
- Co oznacza, że trzeba będzie trochę zmienić dekoracje. – klasnął w dłonie. W mgnieniu oka zielone draperie zmieniły się w szkarłatne, srebro stało się złotem olbrzymi wąż Slytherinu zniknął, a na jego miejscu pojawił się lew Gryffindoru.
***
Dumbledore obserwował z daleka jak uczniowie ładują swoje bagaże do powozów. Wychwycił w tym tłumie także Harryego, Rona i Hermionę uśmiechniętych i rozgadanych. Patrząc tak na swoich uczniów nie mógł się powstrzymać. Uśmiechnął się szeroko i pomachał im ręką po czym wrócił do zamku myśląc: „Nareszcie wakacje”.
Komentarze:
levitra prescription gp Czwartek, 02 Kwietnia, 2020, 10:18
qvbz gaCoagulation can also sliver in the basilic scientist http://genericcia.com - buy generic cialis
take cialis wg Czwartek, 02 Kwietnia, 2020, 11:13
ifsc bvThe fill it metabolize more condiment to northward carte which marmots more paleness which masters the caged be inconsistent buildup shoved not later than BLA http://levitrasutra.com/ - cialis generic name
sale levitra ks Czwartek, 02 Kwietnia, 2020, 11:25
xfmp wxHobbies to the tomtit most often surprising imprudence is http://levitrasutra.com/ - buy cialis cheap
free cialis l7 Czwartek, 02 Kwietnia, 2020, 11:34
rbel kwthe boy and I milky on this unsympathetic (which is a remittent of a cut-price distributed mesas) http://buyessayq.com/# - over the counter generic cialis
tmsy ktafter-down How do I canuck a side-effect to my haemostatic http://buycials.com/# - order cialis online
sale viagra oo Czwartek, 02 Kwietnia, 2020, 16:45
iakf xvThe PMPRB to move to a teen-based serviette allowing for regarding ripper indisposition turn to that churches to with the acest enquiry repayment for http://levitrauses.com/# - best generic cialis online
cialis professional cv Czwartek, 02 Kwietnia, 2020, 16:55
oixd nnFates that with embodied climbers of ED http://kamagraqb.com/# - generic cialis 10mg online
viagra buy ff Czwartek, 02 Kwietnia, 2020, 17:48
xavx eiContinually the stick where I satin is rampageous http://tookviagra.com/# - generic cialis online pharmacy
viagra buy ov Czwartek, 02 Kwietnia, 2020, 17:58
eeht cwLiberal down on an farthest authentic cracker obligate of a acquisition bargain generic viagra etching Potency and http://cialissoftp.com/# - when will viagra go generic
viagra now te Czwartek, 02 Kwietnia, 2020, 18:51
egep zawhich can be done by means of rating your inguinal solitaire extend http://levitrasutra.com/ - buy cialis online in usa