Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Daria

[ Powrót ]

Sobota, 25 Września, 2010, 22:45

Rozdział 11

Powracam do żywych. Wena przestała się buntować i spowrotem zamieszkała w mojej główce. W szkole coraz lepiej, więc już drugi plus. Świetne komentarze pod notką, do której się nie przyłożyłam - następny.
Kończąc, byście mogli zacząć czytać, dedyk dla: Doo, Iguś, a także Sam -wielkie dzięki!
Jestem też prawie pewna, że za tydzień będzie coś nowego.

Plotki o Optimusie Prime pojawiały się coraz rzadziej. Liz nie słyszała już tak dużo wzmianek o nim idąc korytarzem, w łazience, przy posiłkach czy w Pokoju Wspólnym. Temat zszedł na drugie miejsce, ustępując wiadomości, o czwórce Gryfonów, którzy całą noc spędzili na Wieży Astronomicznej, oczywiście bez pozwolenia. Wściekłej McGonagall powiedzieli, że przeprowadzali badania. Chcieli sprawdzić czy światło gwiazd i księżyca może spalić jak słońce. Skutkiem było tylko mocne przeziębienie. No i tygodniowy szlaban.
Kiedy trzy tygodnie po powrocie na lekcje, Liz szła korytarzem prawie nikt nie zwracał na nią uwagi. Była to dla niej wielka ulga. Kiedy wszyscy się na nią gapili szepcząc do siebie, nie umiała się na niczym skoncentrować. Potykała się o własne nogi, upuszczała książki, a raz weszła do męskiej łazienki. Wybiegła z niej czerwona jak burak.
Po niezbyt przyjemnej przygodzie Liz przestała włóczyć się po szkole nocą. Brakowało jej tego, ale siedząc w sowiarni i tak zmarzłaby na kość. Grudzień nieźle dawał o sobie znać. Kilka dni wcześniej spadł pierwszy tegoroczny śnieg. Na zewnątrz było 5 stopni mrozu, a na korytarzach niewiele cieplej. Na lekcjach każdy chciał zając ławkę jak najbliżej kominka, a w PW też trwały walki o kanapę i fotele przed źródłem ciepła. Chociaż na co dzień nawet Gryfoni z najstarszych klas byli tolerancyjni dla młodszych, to ostatnio przypomnieli sobie, ze to oni rządzą i zaczęli przeganiać młodszych z najlepszych miejsc.
Liz dość mocno zaczęła odczuwać zimę. Jak każdy wychowanek sierocińca miała trzy swetry. Jeden, prosty w zgnito zielonym kolorze, drugi, ciemno granatowy z golfem, i trzeci, czerwony, cienki . Na szczęście miała też bluzę Franka, z której on już wyrósł. Bardzo przydatny był też czarny płaszcz, który figurował na liście umundurowania.
Chociaż na szkolnych korytarzach było zimno to atmosfera stawała się coraz cieplejsza. Do świąt został już tylko tydzień. Chyba każdy myślał o świętach i tygodniu bez jakichkolwiek sprawdzianów i prac domowych.
Liz nie do końca podzielała wesoły nastrój innych. Święta w sierocińcu nie były może najwspanialsze, ale dziewczyna chciałaby spędzić je w Londynie. Już wyobrażała sobie śnieżną bitwę z Frankiem. Wesołe buzie Susy i Tomiego, po rozpakowaniu prezentów, nawet jeśli były to po prostu kredki czy nowa para skarpet. Kiedyś Liz zawsze wymyślała dla nich jakieś prezenty. Czasami nie było to nawet nic materialnego.

-Widzicie ją? To ta najjaśniejsza! Nie, bardziej po prawej. Tak, Susy ta. Widzisz ją Tomy?
- Tak! Tak! Jest piękna!
- To prezent ode mnie. Musicie dokładnie zapamiętać, która to gwiazda. Jeśli uda wam się ją znaleźć będziecie mogli pomyśleć życzenie, a ono na pewno się spełni. Nie wiadomo kiedy, ale na pewno się spełni. Musicie być cierpliwi. I nie możecie nikomu zdradzić swojego życzenia. Wtedy nie będzie już ważne. Rozumiecie?
Dwoje dzieci pokiwało z powagą głowami. Siedziały na parapecie i wpatrywały się w niebo, które w ten wigilijny wieczór było bezchmurne.

Z zamyślenia wyrwał ją Rudi, który właśnie dotarł do biblioteki.
- Hej, sorry , że musiałaś czekać, ale rano dostałem list z domu i chciałem jak najszybciej odpisać. Deidre się rozchorowała. Ma zapalenie płuc. Miała leżeć w łóżku, ale oczywiście ona nie umie usiedzieć w miejscu i dostała jeszcze gorszą gorączkę. - Chłopak z roztargnieniem usiadł na krześle i wbił nieobecny wzrok w ścianę. Chciałbym być już w domu. Mama przygotowuje dom na święta i nie ma dla niej zbyt dużo czasu. Kiedy wrócę będę czytał jej bajki. Ona może przez cały dzień słuchać o księżniczkach, rycerzach i smokach. Lubi też wróżki, ale nie cierpi jednorożców. Nie wiem czemu. Ohh… Niech ten tydzień szybko zleci…
- Też chciałabym wrócić do domu – powiedziała Liz, kiedy Rudi skończył. – Strasznie się stęskniłam za Frankiem i bliźniakami. Są dla mnie jak rodzeństwo. Naprawdę szkoda, że muszę zostać w Hogwarcie. Zobaczę ich dopiero w czerwcu.
- Szczerze mówiąc nie do końca cię rozumiem. Masz tam przyjaciela i te bliźniaki, ale przecież masz też okropną współlokatorkę i opiekunkę, z którą musisz się cały czas użerać.
- Niby tak, ale.. Czy ty nie tęsknisz za swoim bratem, chociaż uważasz, że go nienawidzisz? Nie chcę zaraz mówić, że kocham panią Mose, ale nie można mieć wszystkiego.
-Rzeczywiście… Wiesz, szkoda, że nie mam trochę większego domu. Mama nie miałaby pewnie nic przeciwko temu, byś spędziła z nami święta. Szczerze mówiąc wolałbym być blisko ciebie… Tak w razie czego… No wiesz…
Liz doskonale wiedziała o co mu chodzi. Kiedy wróciła do szkoły opowiedziała mu o tym co stało się w gabinecie Optimusa Prime’a. Kiedy wszystko z siebie wyrzuciła poczuła… Poczuła się słaba. Zrozumiała, że przez cały czas tłumiła w sobie strach. Bała się gdy była w gabinecie profesora. Czuła strach kiedy wszystko sobie przypomniała. Bała się nocy i tego co czeka ją po zaśnięciu.

***

Stała w gabinecie profesora. Mężczyzna był rozwścieczony. Krzyczał na nią. Chciała się gdzieś ukryć. Uciec. Ale nie mogła. Drzwi pozostawały zamknięte. Odwracała się z powrotem w stronę nauczyciela. Uderzenie w twarz wydawało się jej bardzo realne.
Sen był dużo gorszy od rzeczywistości. Liz obudziła się krzycząc. Wtuliła twarz w poduszkę i starała się myśleć pozytywnie, ale przed oczami cały czas przelatywały jej pojedyncze sceny ze snu.
- To ty Shaunee?
- Nie… Myślałam, że to ty krzyczałaś… Liz? – Dziewczyny podeszły do łóżka koleżanki lekko przestraszone.
- Co się stało?
- Ja… - Liz próbowała zebrać się do powiedzenia czegokolwiek. – Miałam koszmar. Przepraszam, że was obudziłam.
- Nie szkodzi. Dobranoc.
Shaunee i Carmen zasnęły ponownie, ale Liz zamknęła oczy dopiero o świcie.
Przez kilka następnych nocy dziewczyna budziła się krzycząc. Nie chciała mówić nic nikomu mówić, ale nie mogła całkiem kontrolować koleżanek. Powiedziały o wszystkim Rudiemu.
- Co to za koszmary? Wydawało mi się, że ty nie miewasz złych snów. Zawsze jesteś taka… No wiesz. O co chodzi? Czy… Czy to ma związek z Prime’em? Powiedz coś Liz… Proszę…
Siedzieli razem w jakiejś pustej klasie. Dziewczyna nie miała ochot rozmawiać. Nie chciała przyznać się do słabości. Nie chciała, ale nie umiała już wytrzymać. Zawiodła samą siebie. Powiedziała Rudiemu o wszystkim co się wydarzyło. A potem opowiedziała mu swój sen. Powtarzał się co noc i zawsze był taki sam.
- Liz… To musiało być okropne… Ja… Nie wiem co powiedzieć… Może powinnaś iść do Pomfrey? Da ci coś na sen.
- Muszę iść – powiedziała Liz po czym nagle wybiegła z pokoju. Znalazła najbliższą łazienkę i zamknęła się w jednej z kabin. Po je policzkach spłynęły łzy. Zawsze była twarda i umiała sobie poradzić, a teraz? Nie może się złamać. Jeśli nie będzie twarda to nigdy nie odnajdzie taty i nie wyrwie się z sierocińca. Otarła rękawem twarz. Nie będzie już płakać. Weźmie się w garść. W końcu to tylko głupie sny. Nie musi się ich bać. Nie musi.

***

Kto powiedział, że eliksir zmieniający barwę włosów jest łatwy? Profesor Slughorn zaproponował by na ostatnich zajęciach w semestrze zajęli się czymś prostym, przyjemnym i zabawnym. Liz nie określiłaby tego wywaru, żadnym z tych słów.
Może nie dodałaby o jedną śledzionę szczura za dużo. Może przestałaby mieszać widząc, że wywar, który miał być turkusowy był granatowy. Może wlałaby kilka kropel, a nie ćwierć buteleczki żółci pancernika. Może nawet eliksir byłby całkiem udany.
Może gdyby nie głupie komentarze Blacka. Dwaj Ślizgoni, z którymi dzieliła stolik, przez całą lekcję prowadzili rozmowę na temat każdego Gryfona w sali. Nieprzyjemne epitety wytrącały Liz z równowagi psychicznej. Na dodatek nie mogła nawet posłać jakiegoś złośliwego komentarza na temat Ślizgonów, ponieważ profesor co chwila podchodził do ich stolika, sprawdzając czemu z kociołka Liz unosi się tak dużo dymu. Ta lekcja była prawdziwą męczarnią.
Najgorsze wydarzyło się jednak na koniec. Liz chciała wyczyścić swój kociołek, ale nie zdążyła. Regulus złapał ją za nadgarstek z złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Dziewczyna zauważyła, że drugi Ślizgon nabiera na chochlę trochę gorącego wywaru. Próbowała wyrwać rękę, ale była ściśnięta w mocnym uścisku. Na jej rękę kapnęła pierwsza kropla, a ona syknęła z bólu i poczuła, że uścisk słabnie. Na jej rękę zaraz miał spłynąć gorący wywar. Nie do końca rozumiała dlaczego zaciska rękę na rękawie Blacka, ale chwilę później pisnęła z bólu i jednocześnie usłyszała okrzyk Ślizgona. Próbował się jej wyrwać, przy czym potrącił swojego znajomego i wszyscy troje wylądowali na podłodze. Stolik i trzy kociołki zachwiały się niebezpiecznie. Liz czuła okropny, piekący ból całej dłoni. Te kociołki nie mogą się przewrócić. Profesor Slughorn zadziałał w samą porę. Wylewitował stół pod sufit i zamaszystymi krokami podszedł do trójki uczniów zbierających się z podłogi. Liz i Regulus syczeli z bólu. Profesor nie wydawał się zadowolony.
- Co wy wyprawiacie?! Chcecie się pozabijać?! Takie oparzenia byłyby bardzo niebezpieczne! Dobrze, że nic się nie stało!- powiedziała i chyba dopiero wtedy zobaczył dłonie Liz i Regulusa. Czerwone, całe w pęcherzach. – Do skrzydła szpitalnego! Migiem!
Liz zaciskała zdrową rękę na nadgarstku drugiej, dawało jej to złudzenie iż zmniejsza ból. Regulus znalazł inny sposób. Klął pod nosem i wyzywał na dziewczynę. Ona nie pozostałą mu dłużna. Gdy dotarli do skrzydła szpitalnego rzucali sobie wściekłe spojrzenia, a to, że czuli jakby dłonie miały im odpaść zeszło na drugi plan.
- Na hipogryfa! –przywitała ich pielęgniarka – Chodźcie tu szybko. Eliksiry? – odpowiedzią na jej pytanie było tylko kiwnięcie głów. Bez wściekłości w krwi ból powrócił jeszcze większy. – Dwoje naraz! Och… Usiądźcie – rzuciła do nich i pobiegła do swojego gabinetu. Zajęli łóżka obok siebie. Regulus syczał z bólu, a Liz odczuwała mściwą satysfakcję. Przy najmniej nie cierpiała sama. Pielęgniarka wróciła szybko i zajęła się dziewczyną. Nasmarowała jej dłoń jakąś zielonkawą maścią, po czym to samo zrobiła z Regulusem.
- Musi wsiąknąć. Poczekajcie trochę, za chwilę ból zacznie ustępować. Co to właściwie za eliksir? Odpowiecie mi?
- To wywar na zmianę koloru włosów – powiedziała Liz z wzrokiem wbity w podłogę. Wydawało jej się, że kobieta kiwa głową.
- Będzie się goiło kilka dni. W przygotowaniach do świąt zbytnio rodzicom nie pomożecie.
- Pfff… - Black odezwał się po raz pierwszy. Widząc minę pielęgniarki wyjaśnił z wyższością swoje zachowanie – Mamy domowego skrzata. Nie muszę zajmować się takimi rzeczami. Poświęcam czas na studiowanie mojego drzewa genealogicznego, które jest niezwykłe. A dokładniej mówiąc niezwykle czyste. – rzucił drwiące spojrzenia w stronę Liz.
- Na pierwszy rzut oka widać, że pracowitością nie grzeszysz. A dokładniej mówiąc jesteś niezwykle leniwy. Może masz w rodzinie jakiegoś leniwca? Przestudiowałeś już dobrze to swoje drzewo genealogiczne?
- Zastanawiałbym się raczej czy w twojej rodzinie nie było jakiejś tchórzofretki. Wiesz chociaż co to?
- Masz kompleksy? Jesteś synkiem mamusi, ale boisz się do tego przyznać?
- Ty... – Ślizgon zaczął się podnosić, a na jego ustach zawisło przekleństwo.
- Hej! Spokojnie! – powiedziała pielęgniarka i lekko popchnęła go by z powiatem usiadł. – Chyba maść dość już wsiąkła.
Kobieta nasmarowała dłoń inną maścią, ta była lekko fioletowa, i zawinęła ją w bandaż. Nad jej ramieniem Liz widziała Regulusa. Posłał jej uśmiech, w którym nie było ani krztyny wesołości, po czym powiedział bezgłośnie niecenzuralne słowa skierowane w jej kierunku. Tymczasem pielęgniarka skończyła już bandażować jej rękę i przeszła do Ślizgona. Liz uśmiechnęła się do niego ponad jej ramieniem. Posłała mu buziaka i odpowiedziała na wyzwanie. Wstała, ale pielęgniarka ją zatrzymała.
- Chyba nie muszę zostać na noc?
- Nie, ale poczekaj jeszcze chwilę.
Gryfonka usiadła, a kobieta powoli skończyła opatrywać chłopaka.
- Musicie przyjść jutro rano, na zmianę opatrunku. Skoro wracacie na święta do domów dam wam trochę maści na kilka następnych dni. Za cztery, góra pięć dni obejdziecie się już bez niej, a za tydzień wszystko powinno być w najlepszym porządku.
Uczniowie szli już w stronę wyjścia, kiedy drzwi otworzyły się i do środka wpadł Slughorn. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Co wyście sobie wyobrażali! Jak mogliście zachować się tak nieodpowiedzialnie? Naprawdę wolałbym tego uniknąć. Dwa dni do świąt a tu takie coś. Ale niestety. Zasłużyliście. Czeka was tygodniowy szlaban. Zgłoście się do mnie na pierwszej lekcji po feriach. I nawet nie myślcie, że o tym zapomnę.
- Ale profesorze! – powiedziała Liz.
- Przecież to tylko jej wina! – z oburzeniem krzyknął Regulus w tej samej chwili, po czym rzucił jej wściekłe spojrzenie, a ona odpłaciła mu tym samym. Profesorowi nie spodobała się ta niema wymiana poglądów.
- Jak wy się zachowujecie? Szlaban nie jest wystarczającą karą? Dobrze. Jutro przed śniadaniem macie przynieść mi wypracowania na temat eliksiru wieloskokowego. Półtora rolki pergaminu. Nawet nie próbujcie się wywinąć, bo odejmę waszym domom po sto punktów! Idźcie lepiej do biblioteki! I to już!

***

Liz wpadła do Wieży Gryffindoru kipiąc wściekłością. Pomieszczenie było prawie puste. No tak, przez to wszystko zapomniała o obiedzie. Padła na sofę w rogu mrucząc pod nosem.
- Co za tępak rąbnięty. Cholerny dureń. Dupek do kwadratu.
- Kto tak cię rozzłościł? – Liz zaniemówiła gdy zza jej pleców doleciał głos i chichoty. Odwróciła się i zobaczyła, że w małej przestrzeni za sofą siedzi czterech chłopaków. Znana w całej szkole paczka.
- Co tam robicie? -spytała z zaciekawieniem. Odpowiedzią były tylko nazywane „dziwnymi” uśmieszki i chóralne „Nic…”.
- A więc kto tak cię rozsierdził, że bez krępacji zwymyślałaś go tymi słodkimi epitetami? – James patrzył na nią z zainteresowaniem i rozbawianiem.
- Ten chory na umyśle Black.
- Co? – ich miny z rozbawionych zmieniły się na szczerze zdziwione.
- Czym Syriusz ci zawinił?
- Syriusz? Jaki Syriusz? Nie chodzi mi o żadnego Syriusza.
- Ej ej! Uważaj! Nie możesz mówić „żaden Syriusz”, bo ja jestem zupełnie niepowtarzalny.
- Nie miałam na myśli ciebie, tylko Regulusa Blacka z mojej klasy.
- Aaa… W takim razie możesz kontynuować swoje wyżywanie się na nim. Nie mam nic przeciwko. Ale… - przez jego na powrót rozbawioną twarz przemknął dziwny cień. Zlustrował ją szybkim spojrzeniem i przyjrzał ręce zawiniętej w bandaż. – Co stało się z twoją ręką? Reg coś ci zrobił?
- No… tak… ale właściwie za to już mu odpłaciłam. Jego dłoń też nie wygląda lepiej, ale przez niego oprócz szlabanu u Slughorna na jutro musimy przynieść mu wypracowania o eliksirze wieloskokowym. Półtora rolki pergaminu. Albo odbierze każdemu po sto punktów.
- Reg też musi napisać to wypracowanie?
- Tak… Jest to małe pocieszenie. Nie będę jedyną osobą, która zakuwa w ostatni dzień przed feriami.
- Nie martw się, za twoją dzielną walkę z wrogiem możemy pomoc ci z tym wypracowaniem. Musimy załatwić pewną sprawę, ale spotkajmy się w bibliotece o piątej.
Po zaoferowaniu pomocy Syriusz wstał z podłogi, zasalutował jej, przeskoczył oparcie sofy i odmaszerował wojskowym krokiem. Pozostali uczynili to samo.

***

Liz siedziała w bibliotece już dobre pół godziny. Sama. Czemu myślała, że przyjdą? Dlaczego mieliby jej pomagać? Zażartowali sobie z niej i tyle. Starała się nie myśleć o tym i pisać wypracowanie, ale nie umiała. Myślała, że są fajni, że chcą jej pomóc. A oni co?
- Sorry za ten poślizg czasowy, ale sprawa okazała się bardziej skomplikowana niż sądziliśmy – spomiędzy półek wyrosło trzech chłopaków. Przodem szedł Syriusz, a za nim Peter i Remus.
- Mam nadzieję, że w nas nie zwątpiłaś, co? – czarnowłosy puścił do niej oko i rozsiadł na krześle obok. Daj pozostali Gryfoni usiedli po drugiej stronie stołu.
Powinnam bardziej ufać ludziom – pomyślała Liz. Nie była jednak pewna jak ma to robić, skoro tyle razy życie ją zawiodło.
- Gdzie wasza ostatnia ćwiartka? Zaginęła w akcji?
- Wręcz przeciwnie. Ćwiartka o którą pytasz poszła organizować małą pomoc. Bo tak szczerze mówiąc to nikt z nas nie przepada za eliksirami. Jeśli nasz szlachetny przyjaciel wróci z bitwy pokonany to coś ci podpowiemy, ale jeśli wygra będziesz naprawdę zadowolona. Albo raczej Slughorn będzie. Tak przy okazji, jestem Syriusz. A dla ścisłości ten mądrzejszy z Blacków. To Peter Pettigrew i Remus Lupin. A ostatnia ćwiartka to James Potter.
- Hm.. fajnie… Ja jestem Liz.
- A więc Lizzy… Pyknęłaś już jakiś wstęp? – Dziewczyna skinęła bez przekonania głową, lekko skonfundowana zdrobnieniem imienia. Chłopak wyciągnął spod jej ręki pergamin i zaczął czytać, a zmarszczka między jego brwiami trochę się pogłębiła. Tymczasem Remus zaczął czytać jakąś książkę wyjętą z torby, a Peter przegryzać fasolki Bertiego Botta wyjmowane z kieszeni.
- Dam ci radę. Ślimak lubi ładny język, kwiecistą wymowę i takie tam… Rozumiesz, nie? Trzeba dorzucić tu parę ładnych epitetów. Ale niekoniecznie te, które używałaś po południu. Pomyślmy… - wyjął z jej ręki pióro i umaczał w atramencie. Skreślił coś, coś dopisał. W chwili zamyślenia dorysował na marginesie buźkę.
- Dzień dobry pani Pince! Pięknie pani dziś wygląda! – doleciał ich rozochocony głos. Chłopacy uśmiechnęli się do siebie, a po chwili do stolika podszedł James. Trzymał rękaw zielonego swetra, w który ubrana była Lily Evans.
- Witaj ćwiartko, i ty zielonooka damo, ważąca wspaniałe eliksiry, potocznie nazywana Lily.
- To dobrze, zę mówiłeś prawdę Potter, bo inaczej zawisł byś jako bombka na jednej z choinek w Wielkiej Sali. – Cześć Liz! Nie wierzyłam, kiedy mi o tobie powiedział. Jak ręka? – uśmiechnęła się serdecznie. Zabrała Blackowi pergamin i pióro i zaczęła przesuwać wzrokiem po tekście.
- Co to za bzdury?- powiedziała po chwili – Możesz wymyślać jakieś głupoty Black, nikomu to nie szkodzi, ale nie zapisuj ich, a już na pewno nie w pracy do sprawdzenia.
- Dobrze, dobrze… Chociaż jestem zasmucony, że nie podeszły ci moje porównania i epitety… Ale nie przejmuj się, że ranisz moje uczucia… Rób swoje… - z histerią zsunął się z krzesła pod stół, a James wczołgał się do niego by pomóc mu wydostać się z depresji, jak to wyraził.
- Ignoruj ich Liz, może przestaną – mruknęła Lily pod nosem. – Potrzebuję około dwóch godzin i będzie świetnie. Wtedy tylko przepiszesz to swoim pismem i masz problem z głowy.
- Wielkie dzięki. Wiesz… to nie musi być świetne… Byle by tylko było mniej więcej na temat.
- Jak coś robię to porządnie, nie umiem inaczej… - wzruszyła ramionami nawet nie odwracając wzroku od książki leżącej na stole.

O dziesiątej wieczorem Liz padła na łóżko wycieńczona. Prawie półtora godziny zajęło jej przepisanie całego wypracowania. Nie mogła uwierzyć, że ktoś siedział dla niej przez ponad dwie godziny w bibliotece, w ostatni dzień semestru pisząc pracę z eliksirów. Czuła, że tego popołudnia odnalazła w zakamarkach swojej duszy nowe pokłady nadzieji. Śnieg za oknem nie był już szary tylko mleczno biały. Świat nie był smutny. Wszyscy cieszyli się nadchodzącymi świętami i dniami wolnymi od szkoły. Liz też.

Proszę o komentarze :P

Komentarze:


Keyanna
Wtorek, 04 Listopada, 2014, 17:56

term life insurance liability insurance counselor vehicle insurance commercial life insurance rates

 


Christiana
Wtorek, 04 Listopada, 2014, 18:37

cheep cealis levitra free consultation resserection buy viagra online

 


Kayli
Środa, 05 Listopada, 2014, 08:27

cheapest car insurance mail order viagra cheap generic cialis allergies impotence

 


Pebbles
Środa, 05 Listopada, 2014, 13:21

car insurance estimate car insurance quotes quote auto insurance life insurance rates life insurance policy

 


Luckie
Środa, 05 Listopada, 2014, 22:07

auto discount insurance cheapest car insurance companies quote family health insurance cheap auto insurance classes online colleges

 


Gracelynn
Czwartek, 06 Listopada, 2014, 04:02

earn an online degree car insurance quotes free buy brand viagra online cars insurance health insurance business

 


Jerry
Piątek, 07 Listopada, 2014, 02:31

florida business insurance carolina insurance online auto insurance buy accutane online mail order viagra

 


Patch
Piątek, 07 Listopada, 2014, 18:22

auto insurance cheap car insurance company car insurance cheap cheapest insurance for car Deltasone online

 


Janae
Sobota, 08 Listopada, 2014, 15:07

quotes life insurance vehicle insurance cheap auto insurance quotes levitra vardenafil buy online Cialis

 


Diandra
Sobota, 08 Listopada, 2014, 23:00

insurance auto insurance td auto buy viagra on line get car insurance online

 


Hallie
Niedziela, 09 Listopada, 2014, 04:57

viagra commercial insurance auto cheap car insurance free life insurance quotes

 


Cathy
Niedziela, 09 Listopada, 2014, 09:55

auto insurance home insurance auto and cheap insurance contents auto insurance quote best life insurance

 


Darrence
Niedziela, 09 Listopada, 2014, 20:52

car insurance grey import get viagra online cheap cheap car insurance quotes online inexpensive life insurance

 


Viney
Poniedziałek, 10 Listopada, 2014, 00:47

sildenafil best term life insurance rates levitra online low car insurance car insurance free quotes

 


Jetsin
Poniedziałek, 10 Listopada, 2014, 07:04

nj car insurance quotes degree online arts get business insurance quotes viagra sales order accutan

 


Bettie
Poniedziałek, 10 Listopada, 2014, 17:00

american life insurance united cheap ca insurance liability insurance rn cheap car auto insurance quote

 


Coralee
Poniedziałek, 10 Listopada, 2014, 20:25

impotence drug cheap car insurance quotes car insurance quote buy prednisone online without rx

 


Coralee
Poniedziałek, 10 Listopada, 2014, 20:25

impotence drug cheap car insurance quotes car insurance quote buy prednisone online without rx

 


Eel
Wtorek, 11 Listopada, 2014, 22:50

erectile good insurance car all car insurance predisone where to order

 


Storm
Środa, 12 Listopada, 2014, 06:22

Prednisone no prescription propecia non-prescribtion auto cheap insurance texas viagra prices

« 1 14 15 16 17 18 19 20 »

Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki