Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Daria

[ Powrót ]

Wtorek, 03 Maja, 2011, 16:33

Rozdział 17

Witam po dłuuuugiej przerwie i przepraszam za nieobecność. Mam wielką nadzieję, że ktoś jeszcze tu zajrzy i zapraszam do czytania;-) :



Drobny cień przemykał korytarzami zamku mijając kolejne zakręty. Niezauważona przez nikogo kierowała się z powrotem do Wieży Gryffindoru. Przez chwilę na korytarzu dało się słyszeć ziewnięcie zanim dziewczyna zakryła usta ręką.
- Jutro muszę się wyspać – mruknęła do siebie i włożyła rękę z powrotem do kieszeni by buteleczki które w niej miała nie hałasowały obijając się o siebie.
Była już blisko portretu Grubej Damy gdy nagle usłyszała ciche chrząknięcie. Zatrzymała się jak wryta, i odwróciła wystraszona. Kto ją przyłapał? McGonagall? Inny nauczyciel? Jednak to kogo zobaczyła zupełnie ją zdziwiło. Nie wiedziała czy ma się cieszyć czy może jest w jeszcze gorszej sytuacji niż gdyby był to ktokolwiek inny.
- Em… Dzień dobry profesorze Dumbledore –powiedziała spuszczając wzrok i krzyżując ręce za plecami.
- Dzień dobry panno Rosemond – powiedział tylko i zamilkł na chwilę, która wydawała się Liz bardzo długa.
- Możesz mi powiedzieć czemu w środku nocy, zamiast spać albo przynajmniej być w Wieży Gryffindoru chodzisz po zamku? – powiedział spokojnym głosem.
- Ja… No bo…- zapadła niezręczna chwila ciszy.
- Rozumiem. Wyjmij to co masz w kieszeni, Liz. Profesor Slughorn chciałby odzyskać swoje barwniki. – dziewczyna wyjęła buteleczki czując, że dyrektor wie wszystko.
- Przepraszam ale… Ślizgoni są zbyt pewni siebie, nie mogłam już tego wytrzymać.
- Rozumiem to ale nie chciałbym żeby komuś coś się stało. Nie wiedzą kto wypisuje te hasła na ścianach więc mogą się zemścić na którymkolwiek uczniu a zwłaszcza Gryfonie. Chciałabyś tego? Niektórzy podejrzewają Ciebie. Sama o tym wiesz ale nic sobie z tego nie robisz. Przecież Lukas nie zawsze jest blisko. Gdyby wczoraj nie był z Tobą w bibliotece możliwe że znalazłabyś się w Skrzydle Szpitalnym.
- Skąd pan wie…
- Wiem o wszystkim co dzieje się w tym zamku. Nie powinnaś przesadzać Liz. Wystarczy już tych napisów na ścianach.
- Oczywiście panie profesorze.
- Chcesz odnaleźć ojca, prawda? – dziewczyna drgnęła na poruszenie tego tematu.
- Oczywiście.
- Jak zrobisz to jeśli coś ci się stanie? Zastanów się nad ty zanim będzie za późno.
- Czy… miał pan jakąś wiadomość od tego kogoś, profesorze?
- Może miałem. A może nie. Nie chodź nocami po zamku , Liz. A jutro po lekcjach przyjdź do mojego gabinetu. Zgłosisz się do profesor McGonagall, przyprowadzi cię do mnie.
- Wie pan coś o moim ojcu? Profesorze…
- Teraz idź już spać, Liz – chciała zaprotestować i wypytać dyrektora o wszystko ale widząc jego wzrok odpuściła.
- Dobranoc profesorze – westchnęła i odeszła.

Chociaż piasek pod powiekami był denerwujący a oczy często samowolnie się zamykały dziewczyna nie chciała zasypiać. Siedziała na parapecie otwartego okna patrząc na niebo i myśląc o ojcu. Czyżby już niedługo miała go spotkać? Czy w końcu dowie się kim właściwie jest?

***

Następny dzień ciągnął się w nieskończoność. Liz ciągle myślała o słowach dyrektora i o tym czego może od niej chcieć. Nie potrafiła skupić się na lekcjach przez co niestety kilka razy podpadała nauczycielom. Głównym tematem rozmów tego dnia były kolejne napisy obrażające Ślizgonów, które od kilku dni pojawiały się w toaletach. Tego jednak dnia Liz nie zwracała na nie większej uwagi, tak samo jak na wyzywające spojrzenia Ślizgonów rzucane w jej stronę. Nie mogła jednak zignorować Lucasa który znalazł ją na przerwie i wyglądał na dość zdenerwowanego.
- E…liza…beth… Co Ty sobie myślisz? Długo jeszcze zamierzasz to robić? Myślałem, że po wczorajszym wydarzeniu coś zrozumiałaś. Czy naprawdę nie mogę na chwilę spuścić cię z oka? Koniecznie chcesz się doigrać? – chłopak zaciskał dłonie na krawędzi parapetu na którym siedziała Liz, a ona nie miała najmniejszej ochoty go słuchać.
- Już nie będę. To było ostatni raz – powiedziała spokojnie, a potem zeskoczyła na ziemię i szybkim krokiem zaczęła oddalać się w stronę toalety dla dziewczyn. W pierwszej chwili Luke był bardzo zaskoczony. Jeszcze dzień wcześniej mówiła, że nie przestanie dopóki Ślizgoni nie przestaną się puszyć, a teraz… Doszedł do wniosku, że coś musiało się stać. Co aż tak na nią wpłynęło?
Kiedy chciała już otworzyć drzwi do toalety poczuła jak ktoś łapie ją za ramię.
- Co się stało, Liz? Coś ci zrobili? Powiedz mi a zaraz się tym zajmę!
- Co? O czym ty mówisz, Luke?
- Nie wierzę, że sama z siebie uznałaś, że nie powinnaś tego robić. Coś musiało na ciebie wpłynąć. Czy ktoś coś ci zrobił?
- Uspokój się, nic takiego się nie stało.
- Liz… Proszę cię, powiedz mi prawdę. Jeśli cię skrzywdzili…
- Lucas! Uspokój się! I puść mnie. Przestań robić sceny i daj mi spokój. Nic takiego się nie stało. Dobra… Coś na mnie wpłynęło ale nie był to żaden Ślizgon i nikt mnie nie skrzywdził. Czy mogę teraz spokojnie pójść do toalety? – wyrwała ramię z jego uścisku i weszła do toalety , szybko zamykając za sobą drzwi.
Podeszła do rzędu umywalek i oparła się o jedną rękoma. Poczuła na karku powiew chłodnego powietrza i wywołane nim ciarki. Przemyła twarz wodą i wzięła kilka spokojnych oddechów. Miała ochotę się rozpłakać. Usiąść w kącie i ryczeć jak dziecko. Pierwsza łza miała już wypłynąć z jej oka gdy od strony kabin doszedł ją jakiś odgłos.
Szybko przetarła oczy dłonią po czym uniosła wzrok. Tym razem ciarki biegnące przez jej plecy nie były wywołane zimnem. W lustrze odbijała się dziewczyna z burzą czarnych loków. Oparła się o drzwi jednej z kabin po prawej i pewna siebie patrzyła Liz w oczy.
Gryfonka odwróciła się i spojrzała śmiało na Bellatrix Lestrange.
- Cóż za zbieg okoliczności! Kogo ja widzę? Czyżby to była to mała Gryfonka, która nie wie, że Ślizgonów nie obraża się bez konsekwencji? – Ślizgonka powoli robiła kolejne kroki w stronę Liz jednocześnie odcinając jej drogę do drzwi – Ym… Czyżbym właśnie miała okazję nauczyć ją szacunku dla lepszych od siebie?
- W tym celu musiałabyś raczej wziąć lekcje ode mnie – odcięła się spokojnie Liz jednocześnie próbując znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji.
- Dalej pyskujesz? Ty mała…
- No co? Co mi zrobisz, hę? – nie miała najmniejszej ochoty okazać tego, że tak naprawdę się boi. Pamiętała ostatnie bliższe spotkanie z tą dziewczyną i nie miała najmniejszej ochoty na powtórkę. Włożyła do kieszeni ręce, które do tej pory trzymała kurczowo na brzegu umywalki. Starała się wyglądać na wyluzowaną i jednocześnie wzięła do ręki różdżkę. Zacisnęła na niej mocno dłoń czując się silniejsza.
Bellatrix stała kilka metrów od niej wbijając w nią przeszywające spojrzenie. Liz chciała wyglądać na równie pewną siebie i myślała o tym jak uciec ale jednocześnie nie okazać strachu. Czy da się to pogodzić? Przez chwilę miała nadzieję, że może ktoś jeszcze przyjdzie do łazienki ale właśnie wtedy rozbrzmiał dzwonek na lekcje.
- Nie łudź się, dziś nie nadejdzie żadna pomoc. Jesteśmy tu same. Jesteś zdana tylko na siebie i na moją… Nie, nie dostaniesz nawet mojej litości – Lestrange uśmiechnęła się ponuro a w następnej chwili jej różdżka była już wycelowana a usta wypowiadały zaklęcie. Liz w ostatniej chwili rzuciła się na prawo boleśnie upadając na kafelki. W tym samym momencie lustro przed którym stała rozprysło się na kawałeczki, które doleciały również do niej. Na szczęście jedyną odsłoniętą częścią ciała Liz była twarz, którą w porę ukryła w ramionach. Nie czekała na kolejne zaklęcie. Szybko podniosła się i pobiegła w stronę kabin po lewej. Kolejne zaklęcie uderzyło w ścianę kiedy Liz zniknęła w jednej z kabin. Trzymała w ręku różdżkę jednak nie umiała posługiwać się nią tak dobrze jak Ślizgonka. Nie znała nawet tylu zaklęć. I co teraz zrobić? Myśl, spokojnie. Musisz pozbawić ją tego w czym cię przewyższa. Musisz odebrać jej różdżkę.
Spokojne kroki zbliżały się do drzwi, za którymi się chowała, towarzyszył im głos Ślizgonki, która wypowiadała niepochlebne słowa o Liz ale ona tego nie słyszała. Wsłuchiwała się w kroki by określić w jakiej odległości od niej znajduje się dziewczyna.
Chodź tu, chodź… Trzeba tylko wyczuć ten moment i…
Nagle, z całej siły i pewnie otworzyła drzwi napierając na nie całym ciałem. Poczuła, że wpada na coś, usłyszała cichy, pełen zaskoczenia jęk i wiedziała już, że jej się udało.
Bellatrix staranowana drzwiami zachwiała się i już by upadła ale udało jej się złapać równowagę. Od razu też wypowiedziała kilka niecenzuralnych epitetów ale Liz nie zwróciła na to uwagi. Musiała działać dalej póki jej przeciwniczka jest jeszcze w lekkim szoku. Doskoczyła do niej szybko, kopnęła w piszczel i jednocześnie mocno pociągnęła za długie włosy. Ślizgonka chciała ją złapać, więc jednocześnie wypuściła różdżkę. Liz szybko kopnęła ją daleko w kąt i starała się odsunąć kiedy poczuła jak ktoś mocno chwyta jej włosy tuż przy głowie i ciągnie mocno. W jej oczach pojawiły się łzy jednak nie dała się otumanić bólowi. Szybko i mocno nadepnęła na stopę przeciwniczki po czym uderzyła ją łokciem w brzuch a drugą ręką ciągle ciągnęła za jej włosy. Niestety jednocześnie, Bellatrix nie wypuszczała z uścisku jej włosów, a drugą ręką zamachnęła się i uderzyła ją w twarz. Jej długie paznokcie rozcięły skórę Gryfonki zostawiając na policzku cztery długie ślady, które od razu zaczęły lekko krwawić. Liz szybko się otrząsnęła i nie zwracając uwagi na pieczący ból policzka zaczęła gorączkowo myśleć.
Musiała wykorzystać to, że ma jeszcze różdżkę. Nie znała wielu zaklęć, które mogłyby przydać się w pojedynku ale jedno przypomniała sobie od razu. Niestety ćwiczyli je dopiero od dwóch lekcji i na razie uzyskała pożądany efekt tylko raz ale… Teraz po prostu musi jej się udać. Przecież nie może przegrać w takiej chwili. Nie przestawała kopać, by Bellatrix nie zorientowała się co zamierza i nie przeszkodziła jej, i jednocześnie wyjęła różdżkę i skierowała ją w stronę dziewczyny.
Musi się udać. Po prostu musi. Uda ci się, Liz – mówiła sobie w myślach jednocześnie starając się skupić.
- Expelliarmus!!! – wykrzyknęła Liz pewnym głosem w chwili kiedy Ślizgonka przymierzała się do zadania następnego ciosu w twarz. Bellatrix odleciała w tył ale jej dłoń zdążyła jednak uderzyć w Liz a paznokcie pozostawiły jeszcze kilka mocnych zadrapań, a drugą ręką wyrwała jej trochę włosów, które ciągle kurczowo trzymała. Liz zacisnęła oczy, ból przez chwilę ją przyćmił, do oczu napłynęły łzy. Postarała szybko się otrząsnąć. Spojrzała na Bellatrix. Lekko oszołomiona leżała na ziemi, ale Liz nie zamierzała czekać aż się pozbiera. W pośpiechu wyszła z łazienki, zabrała swoją torebkę, którą zostawiła na parapecie i chciała pójść na lekcje i przeprosić za spóźnienie ale czując pieczenie policzka i ból w kilku miejscach głowy zrezygnowała. Ruszyła przed siebie by oddalić się od Bellatrix i znaleźć miejsce, w którym mogłaby doprowadzić swoje włosy do porządku. Po chwili skierowała się do Wieży Gryffindoru.
- Tam przynajmniej po mnie nie przyjdzie – stwierdziła i przyśpieszyła kroku oglądając się przez ramię, a potem wzdrygając lekko.
Kiedy zobaczyła się w lustrze uznała, że naprawdę dobrze postąpiła nie idąc na lekcje, miała też szczęście, że nikogo nie minęła po drodze. Jej włosy były, delikatnie mówiąc, rozczochrane. Swój prawy policzek przemyła wodą i starła z niego krew, która powoli ciekła kilkoma wąskimi strużkami. Niestety ciągle pozostały na nim zadrapania. Cztery długie, równoległe do siebie i cztery krótsze, pod innym kątem. Nie wyglądało to ciekawie. Liz bardzo się to nie podobało chociaż nie chodziło jej o sam wygląd a o to, że zadrapania na pewno zostaną zauważone. Już widziała jak Luke, jak zwykle lekko nadopiekuńczy, wypytuje ją co się stało i nie chce uwierzyć w jej pokrętne wymówki.
Dopiero teraz uprzytomniła sobie, że powinna przejmować się raczej reakcją innej osoby. Przecież niedługo skończy się jej ostatnia tego dnia lekcja a wtedy zobaczy się dyrektorem. A co on powie na te podejrzanie wyglądające ślady? Przekona się już niedługo.

***

Czekając pod drzwiami Liz nerwowo skubała rękaw swojej szaty. Kiedy nie miała już na głowie Bellatrix znowu zaczęła myśleć o tym czego dowie się od dyrektora. Usłyszała coś po drugiej stronie drzwi i chwilę później stała już przed McGonagall.
- Dzień dobry, pani profesor – przywitała się jednocześnie nerwowo dotykając prawego policzka i zaraz karząc się za to w myślach.
- Dzień dobry, Rosemond. Spodziewałam się ciebie trochę później. Myślałam, że pójdziesz najpierw na obiad.
- Prof. Dumbledore mówił, że mam się zgłosić zaraz po lekcjach, więc przyszłam od razu.
- Dobrze, chwileczkę – zniknęła w swoim gabinecie a po krótkiej chwili wróciła z teczką pod ramieniem – A więc chodźmy.
Liz specjalnie szła po prawej stronie nauczycielki i lekko za nią, by nie mogła ona zobaczyć jej prawego policzka. Na szczęście, jako że większość uczniów była teraz na obiedzie, nie minęły nikogo kto zainteresował się policzkiem Liz.
Kiedy doszły do gargulca, kobieta cicho podała mu hasło, po czym weszła na schody, a Liz za nią. Potem już tylko pukanie do drzwi, zaproszenie mężczyzny i wejście do środka. McGonagall przekazała teczkę Dumbledore’owi, wymienili jeszcze kilka zdań i kobieta opuściła pomieszczenie żegnając się z nimi. Wtedy dyrektor uśmiechnął się do Liz i wskazał jej fotel naprzeciwko biurka. Dziewczyna trochę nerwowo usiadła w nim i spojrzała na mężczyznę. Nie mogła już wytrzymać. Nie obchodził jej podrapany policzek ani nic innego. Chciała tylko dowiedzieć się o co chodzi.
- Czy dostał pan jakąś wiadomość od tej osoby? Profesorze? - spytała nim zdarzyła się powstrzymać. On tylko spojrzał na nią z uśmiechem ze swojego fotela po drugiej stronie biurka i powiedział:
- Jesteś bardzo niecierpliwa.
- Niech profesor uwierzy, że wielkiej cierpliwości wymagało doczekanie tej chwili w spokoju –odważnie się uśmiechnęła.
- Dobrze, nie będę cię już trzymał w niepewności. Rzeczywiście dostałem kolejny list od owego anonimowego kogoś. Twój informator ma bardzo ciekawy charakter. Nie zamierza po prostu powiedzieć ci kim jest Twój ojciec.
-Ale przecież… W pierwszym liście było napisane, że się tego od niego dowiem! Czemu teraz… - Liz lekko załamana opadła głębiej w fotel. Przecież miało być tak pięknie. Miała się dowiedzieć kim on jest. A teraz? Musi znaleźć inny sposób.
- Elizabeth… - zaczął Dumbledore.
- Liz, profesorze.
- A więc Liz. Nie załamuj się, bo nie powiedziałem, że ten ktoś zamierza zostawić cię bez jakichkolwiek informacji – dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na niego z nadzieją.
- To znaczy?
- Sama przeczytaj – wyciągnął z szuflady kawałek pergaminu, obszedł biurko i podał go dziewczynie. Była ona tak skupiona, że nie zwróciła uwagi na to, że dyrektor podszedł do niej od prawej strony i nie zauważyła jak zmarszczył brwi kiedy spojrzał dokładniej na jej twarz.
- Dolina Gryffindora? To znaczy… Godryka Gryffindora? Założyciela Hogwartu?
- Tak, jednego z założycieli Hogwartu. Jest to miejscowość, w której mieszka wielu czarodziejów.
- Moi rodzice wzięli tam ślub…
- Tam też mieszkali twoi dziadkowie z mamą zanim się wyprowadziła – Liz zaskoczona spojrzała na dyrektora.
- Nie powiedział pan tego wcześniej – w jej głosie dało się dosłyszeć nutkę wyrzutu.
- Nie powiedziałem. Nie chciałem, żebyś tam pojechała i odnalazła ich dom.
- Ale… Czemu?
- Bo nie powiedziałem ci też nigdy jak umarli – spojrzał na nią z powagą – Zginęli w pożarze. Ich dom spalił się gdy spali. Pozostały tam tylko zgliszcza. Nie był to przyjemny widok.
Liz w zamyśleniu pokiwała głową, oparła łakocie na kolanach i schowała twarz w dłoniach.
- Kiedy to się stało, profesorze?
- W 1958. We wrześniu. Przepraszam, ale dokładnego dnia nie pamiętam.
- Dziękuję… Czy w szkolnej bibliotece są przechowywane gazety z tamtych lat?
- Tak, poproś panią Pince a na pewno pomoże ci to odnaleźć.
- Dziękuję profesorze – wstała, by wyjść, jednak dyrektor, który przysiadł na biurku, zatrzymał ją:
- Nie masz mi nic do powiedzenia? – dziewczyna zastanowiła się szybko, ale nie zrozumiała o co pyta, więc tylko spojrzała na niego trochę niegrzecznie wzruszając ramionami – Może wytłumaczyłabyś mi skąd wzięły się te zadrapania na twojej twarzy? Wydaję mi się, że kiedy ostatnio rozmawialiśmy jeszcze ich nie było.
Liz odruchowo podniosła rękę i dotknęła swojego policzka. I co ma mu powiedzieć? Nie chciała kłamać, ale nie chciała też powiedzieć prawdy.
- Wygoniłam kota z łóżka. Niezbyt mu się to spodobało – wymyśliła to już wcześniej, ale naprawdę źle się czuła kłamiąc temu szczeremu zawsze człowiekowi. Nie umiała spojrzeć mu w oczy.
- Panno Rosemond… Uznajmy, że nie próbowała pani właśnie oszukać dyrektora szkoły, do której pani uczęszcza i z której mógłby on panią wyrzucić – spojrzał na nią z udawaną powagą – Poza tym… ślady po pazurach kota byłyby bliżej siebie – mrugnął do niej uśmiechnięty, ale jednocześnie zastanawiał się w co jeszcze wpakuje się ta mała i tak niepozorna osóbka – A więc proszę teraz o prawdziwą wersję wydarzeń.
Dziewczyna niepewnie przestępowała z nogi na nogę i patrzyła na podłogę.
- Naprawdę wierzę, że wzorek na moim dywanie jest iście zajmujący ale prosiłbym o skupienie. Może spróbujmy inaczej. Wiesz gdzie twoi rodzice się pobrali ale… nie wiesz kiedy to było. Zamierzasz przeszukać dokumenty z ilu lat? 5? 10?
Teraz Liz spojrzała na niego. Miał rację. Przecież nie ma pojęcia kiedy to było.
- To przekupstwo ale… Powiedz mi co się stało i kto w tym uczestniczył. A ja powiem ci, w którym roku pobrali się twoi rodzice – dziewczyna spojrzała na dyrektora uważnie. Chyba musi na to przystać.
- Wysoka, czarnowłosa Ślizgonka. Chyba ma na imię Bellatrix. Spotkałam się z nią w łazience przed ostatnią lekcją. Uważa, że to ja jestem autorem tych napisów, więc chciała… jak to powiedziała, nauczyć mnie szacunku dla lepszych. No i… tak jakoś wyszło – nieokreślonym ruchem wskazała na swoją twarz. Dyrektor pokiwał powoli głową a potem sam się odezwał:
- 1957. Rok przed śmiercią twoich dziadków. Wiem, że było to wiosną albo wczesnym latem ale niestety nic dokładniejszego nie pamiętam – tym razem to Liz kiwnęła głową. I tak było to dużo informacji jak na jeden dzień. Pomyślała jeszcze o jednej sprawie.
- Profesorze… Przez to zajście nie było mnie na ostatniej lekcji.
- Co to była za lekcja?
- Zaklęcia z prof. Flitwickiem.
- Dobrze, porozmawiam z nim. Tylko… Postaraj się więcej nie uczestniczyć w takich zajściach.
- Oczywiście. Dziękuję.

***

Zaraz po wyjściu z gabinetu chciała udać się do biblioteki, ale słysząc burczenie w brzuchu zaszła do Wielkiej Sali, gdzie, chociaż uczniów nie było już wielu, na stołach wciąż stało jedzenie. Jedząc miała nadzieję, że idziesz przy stole Slytherinu, do którego siedziała tyłem, nie siedzi Bellatrix i nie wpatruje się mściwie w jej plecy.
Gdy już wychodziła usłyszała swoje imię. Zauważyła Lukasa przy bardziej odległym końcu stołu, machał do niej jednocześnie idąc w jej stronę. Nie chciała z nim teraz rozmawiać. Pomachała mu próbując przekazać, że się śpieszy i szybkim krokiem ruszyła do biblioteki. Co prawda powinna pouczyć się z zielarstwa, ale… Poszuka dziś tylko informacji o śmierci dziadków.
Niestety nie było to ‘tylko’. Gazety z września 1958 stanowiły porządny stosik, a na dodatek nie można było wynosić ich poza teren biblioteki. Usiadła więc na jednym z twardych, drewnianych, niewygodnych krzeseł i zaczęła przeglądać po kolei każdą gazetę. Każdą stronę. Każdą rubryczkę. Każdą fotografię. Czasem ruchome postacie odciągały jej uwagę, ale szybko opamiętywała się i czytała dalej.
Bibliotekarka wyrzuciła ją kiedy była w połowie Proroka z 17 września. Niezadowolona z braku znalezienia jakichkolwiek informacji i zmęczona monotonnym zajęciem powlokła się do Wieży Gryffindoru. Kiedy znalazła się w Pokoju Wspólnym był kwadrans po dziewiątej a ją czekała nauka zielarstwa. Okazało się jednak, że jest też coś innego. A dokładniej mówiąc ktoś.
Luke zobaczyła ją jak tylko przeszła przez dziurę za portretem. Wyprostowała się, przeczesała palcami włosy i wolnym, zmęczonym krokiem poszła prosto na klatkę schodową z dormitoriami dziewcząt. Na szczęście przewidział to i siedział w fotelu tuż obok prowadzących na schody drzwi. Teraz na pewno z nią pogada. Zresztą ciekawe gdzie była przez całe popołudnie
- Możemy pogadać? – spytał gdy się zbliżyła, nie zauważyła go wcześniej. Przystanęła patrząc na niego w półmroku. O co mu chodzi?
- O co chodzi?
- Nie było cię na ostatniej lekcji.
- Skąd wiesz?
- Twoje koleżanki pytały czy nie wiem czemu nie przyszłaś. Sam byłem ciekawy, bo przecież na jeszcze przerwie rozmawialiśmy. A więc? Co tak pilnego ci wyskoczyło?
- Czy to takie ważne? To tylko jedna lekcja.
- Przez tą jedną lekcję dużo mogło się wydarzyć.
- Mogło ale nie musiało. Właściwie nie stałoby się gdyby nie ty.
- Ja?
- Tak. Gdyby nie ty, nie zdenerwowałabym się. Jakbym się nie zdenerwowała to nie… – poszłabym do łazienki, gdzie spotkałam Bellatrix – opuściłabym lekcji.
- Aż tak się na mnie zdenerwowałaś? Wybacz, ale nie wierzę. Jesteś słabą kłamczuchą.
- Myśl sobie co chcesz. Ja muszę się uczyć…
- A gdzie byłaś całe popołudnie?
- W bibliotece.
- Aha… Jasne.
- A co twoim zdaniem robiłam?
- Moim zdaniem coś się stało. A ty znowu nie chcesz nic powiedzieć.
Liz cieszyła się, że światło pada na nią od tyłu i jej twarz pogrążona jest w cieniu. Przynajmniej nie musi się na razie tłumaczyć z zadrapań.
- Przesadzasz, Luke. I to mocno. Odpocznij, wyśpij się, zrelaksuj. Może powrócisz do normalności. Muszę się uczyć. Na razie – pożegnała się i zniknęła za drzwiami. Wszystko zdawało się być dobrze ale coś mu jednak nie pasowało. Hej! A co zobaczył na jej policzku gdy szła przez pomieszczenie? Potem niczego nie widział, ale to dlatego że miała twarz w cieniu. A więc jednak coś… Dziwna dziewczyna. Całkowicie dziwna.

...i proszę o komentarze.

Komentarze:


Hines
Wtorek, 11 Listopada, 2014, 11:51

viagra generics online degree programs car insurance car insurance french levitra cheap

 


Aileen
Środa, 12 Listopada, 2014, 01:48

purchase viagara cialis generic buy cialis cheap online sales of levitra

 


Bunny
Środa, 12 Listopada, 2014, 10:10

administration degree online generic viagra buyting propecia online impotence vitamin

 


Olivia
Środa, 12 Listopada, 2014, 12:52

cheap cialis generic online prednisone buy online cheap generic cialis online where can i buy cialis impotence drug for

 


Kaylea
Środa, 12 Listopada, 2014, 17:42

where to buy cialis quote car insurance new generic cialis online generic cialis online

 


Janaya
Czwartek, 13 Listopada, 2014, 01:29

discount levitra buy cheap propecia online online cialis buy levitra cheap cheap car insurance in

 


Avari
Czwartek, 13 Listopada, 2014, 13:03

cialis online auto Insurance ca levirta car insurance in cheap insurance australia

 


Sherlyn
Czwartek, 13 Listopada, 2014, 18:44

online college cheap viagra without prescription car insurance quotes insurance car

 


Heaven
Piątek, 14 Listopada, 2014, 04:23

auto insurance quotes online buy viagra online cialis auto insurance quote pfizer viagra for sale

 


Dortha
Piątek, 14 Listopada, 2014, 10:41

propecia cheap auto insurance where to buy levitra low car insurance rates degrees online

 


Bert
Piątek, 14 Listopada, 2014, 20:04

online cialis cialis price list cheap auto insurance car insurance rates

 


Della
Sobota, 15 Listopada, 2014, 02:54

generic levitra online cheap generic levitra insurance cheapest auto insurance online cialis

 


Jazlyn
Sobota, 15 Listopada, 2014, 15:52

car insurance alpha degrees online online cialis cheap auto insurance cheap auto insurance online

 


Honeysuckle
Niedziela, 16 Listopada, 2014, 06:20

cialis online sales BUY PREDNISONE ONLINE buy cheap car insurance online exercise impotence car insurance rates

 


Blondy
Niedziela, 16 Listopada, 2014, 07:27

cheapest insurance home non generic viagra online courses spanish online cheapest cialis generic cheapest car insurance

 


Geri
Niedziela, 16 Listopada, 2014, 18:20

reserection general car insurance low prices on viagra withought a prescription cialis overseas sales

 


Burchard
Niedziela, 16 Listopada, 2014, 23:46

cilias auto insurance quote best viagra online Cheap Car Insurance Quote

 


Burchard
Niedziela, 16 Listopada, 2014, 23:46

cilias auto insurance quote best viagra online Cheap Car Insurance Quote

 


Lena
Poniedziałek, 17 Listopada, 2014, 16:54

online propecia prescription prednisone levita pharmacy cials generic viagra

 


Maliyah
Wtorek, 18 Listopada, 2014, 00:47

car insurance quotes auto insurance quote cheap insurance ca levitra order cheap propecia

« 1 13 14 15 16 17 18 19 »

Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki