Dla Mirandy, Sweet Lady, Joanny d'Arc i Laurelin czyli wszystkich moich czytelniczek. Może dzięki tej notce to wąskie grono czytelników się powiększy? Zapraszam do czytania.
24 stycznia
-Elizabeth.
Złotowłosa Mary podeszła do mnie siadając na łóżku obok. Jej twarz była blada a oczy podkrążone, ale po chwili zastanowienia uznałam, że mogła sobie je wyczarować.
-Mam problem.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz mi to mówiła. Była najrozsądniejszą osoba jaką znałam i zwykle wszystkie swoje problemy rozwiązywała sama.
-Wiesz o tym, że chodzę z Vaxley’em, wiesz też o tym, że jest mi bardzo bliski, zbyt…- zacisnęła z całej siły pięści i nie patrząc mi w oczy ciągnęła dalej.-Tego wieczoru postanowiłam zrobić mu niespodziankę, wystroiłam się i ruszyłam do jego dormitorium, pewna, że właśnie się będzie wybierał do mnie z prezentem, bo tego właśnie dnia była nasza mała rocznica. Otworzyłam cichutko drzwi nie chcąc aby mnie usłyszał i otworzyłam je.-trzęsła się już tak jakby dostała jakiegoś ataku. Położyłam dłoń na jej plecach głaszcząc ją delikatnie, chyba już wiedziałam co zamierza mi powiedzieć.- Zobaczyłam jak przytula jakąś brązowowłosą panienkę, czule ja całuje mówi coś o jędzy Mary, i mówi jej też, że ją kocha. Brunetka odwróciła się on również. Była to Victoria, jedna z tych głupich wiecznie śmiejących się puchonek.
-Do pięt ci nie sięga!- zawołałam cicho.
-Dalej go kocham Elizo. I nie umiem go zabić. Nie umiem wyrzucić ze wspomnień i mimo wszystko nie chcę by ktokolwiek go wyrzucił z mojej głowy za pomocą „Oblivate”.
-Mhm…-zamyśliłam się nie bardzo wiedząc na czym polega jej problem. Facet zdradził, kochała go trzeba więc było go zabić i usunąć sobie go z pamięci.-Więc o co chodzi?
-Do jasnej cholery, Elizabeth!! To dla niego stałam się śmierciożercą!!
Nie czekając na moja odpowiedź rozeźlona wymknęła się z dormitorium. Parę sekund później udałam się do Roxy i Anabell opowiadając im całą historię- i wspólnie stwierdziłyśmy, że jedyna rzeczą, która może odgonić Mary od ponurych myśli jest babski wieczór.
Wracając do swojego pokoju, przebierając się w garderobie i czesząc myślałam nad ostatnim zdaniem, które padło z ust mojej przyjaciółki. Więc Mary tak naprawdę nie chciała być śmierciożercą? Zrobiła to tylko i wyłącznie dlatego by być blisko niego bo… bardzo go kochała? Myślałam, ze przyłączyła się do nas bo tak uznała za słuszne, bo tak chciała a nie po to by dogodzić jakiemuś chłopakowi.
-Elizo?
Zorientowałam się, że już od paru minut stoję bez ruchu w drzwiach pokoju wspólnego.
-Cześć skarbie.-pocałowałam go w policzek.
-Cześć.-chyba był zaskoczony moim cichym i uprzejmym zachowaniem.-Ślicznie wyglądasz.
Co za banał. I pomyśleć, że każda dziewczyna na tym durnym świecie (czytaj oprócz mnie) rumieni się gdy się jej to powie. Choć mówiąc szczerze miał rację. W czarnej sukience na ramiączkach z żółtym paskiem musiałam wyglądać oszałamiająco.
-Draco same głupoty gadasz więc zamknij jadaczkę i zaprowadź mnie do miejsca w którym przyszykowałeś naszą kolację. –rozkazałam.
-Widzę, że humor jednak ci dopisuje.
-Jak zawsze.-strzeliłam oszałamiaczem w znajdującą się za sekretnymi drzwiami do pokoju wspólnego Slytherina gryfonkę.
-Mamy razem akcję w tą sobotę.-rzucił.
-Będzie gorąco.-odpowiedziałam przypominając sobie nasze wcześniejsze wspólne wypady na mugoli. Draco prowadził mnie bardzo długo, aż doszliśmy do Zakazanego lasu. Gdy zapytałam gdzie mnie prowadzi rzucił mi jedynie szybkie spojrzenie w którym błyszczało szaleństwo, nierozwaga i pożądanie. Chwycił mnie mocno za dłoń nieomal robiąc mi siniaki i pociągnął mnie za sobą w mrok ciemnej puszczy.
„Gdzieś obok nich przemykały zwierzęta, w powietrzu czuło się napięcie, ale też wolność. Dziewczynie zdawało się przez chwilę, że zobaczyła na jednym z identycznych drzew wielką plamę krwi, ale nie przejęła się tym zbytnio tylko ruszyła naprzód z jeszcze większym entuzjazmem niż poprzednio. Uwielbiała adrenalinę.
-Jesteśmy już na miejscu.
Między wysokimi sosnami stał sobie oświetlony światłem księżyca i świec stolik, przykryty czerwonym jedwabnym obrusem, który spływał aż do ziemi. Na stoliku stały jedynie trzy rzeczy: dwa kryształowe kielichy i butelka najlepszego francuskiego wina.
-Nadal nie czuję strachu.
-Ale czujesz cos innego prawda.
Nie chciała się przyznać nawet sama przed sobą, że miała ochotę zacząć się z nim namiętnie całować, jakoś podziękować mu za kolację. Wiedział dokładnie przecież co ją kręci, pociąga, wprawia w euforię.
On pierwszy zaczął. Na początku ich usta ledwo co się zetknęły, ale późnej tonęli już w prawdziwie namiętnym pocałunku.
-Kocham cię.
Nie wiedziała co odpowiedzieć, zwłaszcza po usłyszanej tego dnia historii. Nie ufała mężczyznom, ale z drugiej strony Draco Amadeusz Malfoy był jedynym jak do tej pory, który przyprawiał ja o szybsze bicie serca, całkowicie ją znał i bezgranicznie jej ufał.
-To nie są oświadczyny, prawda?- zerknęła na niego niespokojnie.
-Nie! Wiązać się z tobą? Lizzy, coś ci na mózg padło?
Naburmuszyła się- wydęła złośliwie wargi i już miała powiedzieć mu celną ripostę, gdy jego usta znalazły się z centymetr przed jej ustami.
-Żartowałem.
Cały świat rozpłynął się. Został tylko jego szept.”
**** ****
Koło północy wciąż siedziałam przy jednym ze stolików w pokoju wspólnym odrabiając zdania domowe. Obok mnie leżało dwustopowe wypracowanie z transmutacji lśniąc jeszcze świeżym atramentem, a ja zapisywałam drobnym maczkiem już drugi zwój pergaminu na eliksiry. Oprócz mnie w komnacie znajdowała się tylko jedna osoba, młodsza ode mnie o rok Johana o prawie białych włosach ciągnących się po plecach. Wybiła północ. Gdy po paru sekundach ponownie uniosłam głowę znad stosu podręczników zauważyłam, że dziewczyna dygocze, a oczy wychodzą jej z orbit. Wrzeszczała z bólu wijąc się na fotelu, Az wreszcie spadła na podłogę. Wstałam z drewnianego krzesła i wykonałam w jej strone pare kroków, gdy nagle bardzo szybko zaczęła się zmieniać. Oświetlony blaskiem świec srebrnowłosy wilkołak zbliżał się ku mnie szczerząc kły.
-Cruciatus!- krzyknęła piskliwie, ale nic się nie stało. Wyciągnęłam przed siebie trzęsącą się rękę, w kierunku wilkołaka.- Avada Kedavra.
Nic się nie stało. Na śmierć zapomniałam, że wilkołaki są odporne na wszelakie zaklęcia. Wsunęłam różdżkę do kieszeni spodni cofając się, aż moje plecy natrafiły na naga ścianę. Miała dwie możliwości do wyboru: zabić mnie lub ugryźć. Śmierć była tak blisko, że niemalże ją czułam. Nie wiedziałam co będzie gorsze: już na zawsze odejść z tego świata, czy żyć ale jako człowiek, który przy pełni zmienia się w nie kontrolujące się, niebezpieczne zwierze. Johana naprężyła się jak do skoku a wszystkie moje myśli odpłynęły. Osunęłam się w ramiona bezpiecznego snu.
Obudziłam się w skrzydle szpitalnym w łóżku zasuniętym parawanem.
Powoli wróciły do mnie wszystkie wspomnienia z wieczoru i w panice wyskoczyłam z łóżka odsuwając gwałtownie parawan na co pani Pomfrey zareagowała głośnym oburzeniem.
-Ugryzła mnie?!- drżąc chwyciłam lusterko leżące na mojej toaletce i wrzasnęła. Nie miałam swoich ślicznych, zalokowanych włosów. No nie dosłownie, miałam obcięte na chłopaka króciutkie włosy zasłaniające mi czoło. Prawie każdy fragment mojego ciała zapełniony był siniakami, ranami i zadrapaniami. Wyglądałam jakbym rozlatywała się na części a ktoś mocno, choć niedyskretnie mnie zszył.
-Spokojnie.-pielęgniarka objęła mnie ramieniem usiłując doprowadzić do łóżka, prawie natychmiast się wyrwałam i spojrzałam z wściekłością w jej małe brązowe oczka.
-Czy Johana Claweter mnie UGRYZŁA?!
-Nie.
-Więc skąd te zadrapania?! Dlaczego nie mam już włosów?! I jakim cudem przeżyłam?!- wrzasnęłam.
-Powiem ci jak wejdziesz do łóżka.
Natychmiast weszłam podciągając kołdrę do kolan.
-Ktoś cię uratował, udało mu się uchronić cię przed śmiercią, lub ugryzieniem, ale nie przed jej pazurami.-powiedziała bardzo powoli jednocześnie przygotowując mi jakiś napar.
-Kto?- ciekawość zwyciężyła wściekłość i strach.
-Nie mogę powiedzieć nie pozwolił mi.
W odpowiedzi uniosłam brwi. W progu drzwi do skrzydła szpitalnego stał poważny i zaniepokojony czymś Arthur Diggory.
Komentarze:
Miranda Środa, 29 Kwietnia, 2009, 15:51
Notka naprawdę super! Strasznie się cieszę, że pamiętnik Elizabeth Lastrange wreszcie wyszedł z inkubatora!
Arya Środa, 29 Kwietnia, 2009, 17:12
Dzięki wielkie
Sweet_Lady_xB Środa, 29 Kwietnia, 2009, 21:02
Oj nie...biedna Eliza, obcięta na krótko? Posiniaczona? Robi się ciekawie... Hm...kto ją uratował? Nie mogę się doczekać następnej notki.;D
Szczerze to notka tak mnie wciągnęła, że nie zauważyłam błędów...;) A może wcale ich tam nie było? Nie wiem.
Te ich namiętne pocałunki.xD
Hmm, notka nie powiem, niczego sobie.
Tylko jedno co mnie uderzyło to niekontrolowany wilkołak w pełnię w Hogwarcie.
Troszkę naciągane mi się to wydawało. Pomysł był dobry, po prostu pasuje mi do innej scenerii.
Eliza odkrywa dotychczas nieznane powody bycia śmierciożercami.
I z Draco jest coraz to ciekawiej.
Biedna, tyle kontuzji odniosła.
A ta Johana kojarzy mi się ze Sweeney Toddem.
Co do tego kto uratował Elizę mam pewne przypuszczenia.
Heh, zobaczymy.
Pozdrowionka serdeczne,
Laurelin