"Pamiętnik Elizabeth Lestrange" Pamiętnikiem opiekuje się Arya
[ Powrót ] Sobota, 09 Maja, 2009, 18:00
10. "Mistrzyni transmutacji"
24 stycznia
Dla wszystkich moich czytelniczek.
„-Ach, więc to ty?- wysyczała przeciągając każdą głoskę i ze złością podnosząc się na poduszkach.
-To ja zostawię was samych.-odezwała się cicho pani Pomfrey przemykając do swojego gabinetu.
Chłopak dalej stał w drzwiach z niechęcią, czy też z wściekłością wbijąc wzrok w ziemię.
-Pamiętasz coś?
-Zemdlałam kretynie.-warknęła.
-Widzę, że nie przestrzegasz zasad dobrego wychowania.- uniósł drwiąco jeden kącik ust i ruszył w kierunku drzwi. Przez zęby zaklęła po francusku.
-Dziękuję. Czy…-głos uwiązł jej krtani.- Czy wiesz coś o szkolnych wilkach?
-Tylko tyle, że planują cię zabić.- parsknął dziwnym śmiechem i odszedł szybkim krokiem.
-Zaczekaj!- krzyknęła dobiegła do niego i przyłożyła mu swoją długą różdżkę do gardła.-Albo mi powiesz o co chodzi Diggory, albo pożegnasz się z życiem.
Podprowadziła go do swojego łóżka, kazała mu usiąść na nim a sama usiadła na krześle obok.
-Więc?- widząc brak jego reakcji wysyczała:- Radzę ci się pośpieszyć, bo nie należę do osób szczególnie cierpliwych!
-Fenir Greyback.- wyszeptał patrząc się w swoje zaciśnięte pięści.-Fenir atakował najczęściej młode osoby, wybierał sobie dzieci, które na chwilę odeszły od rodziców i gryzł je. W taki sposób powstały wszystkie uczące się w Hogwarcie wilkołaki. Johana jest tylko jednym z nich. Poznając ich sekret naraziłaś i ich i siebie. Z racji na to, że jesteś zwolenniczką Czarnego Pana i pochodzisz z szlacheckiej rodziny czarodziejów czystej krwi wielu z nich niema o tobie dobrego zdania. I dlatego chcą cię zabić.”
Milczałam przez chwilę zbyt zdumiona by cokolwiek powiedzieć.
-Jak mogę się chronić?- choć zwrócenie się o pomoc do Diggor’ego wydawało mi się największym głupstwem, było tez jedyna rzeczą, którą mogłam teraz zrobić.
-Albo staniesz się jednym z nich, albo zostaniesz animagiem. Gdy będą cię atakować przemienisz się w zwierzę i już zamieniona będziesz mogła im wszystko wyjaśnić.-zanim zdążyłam ponownie otworzyć usta bardzo szybko wyszedł.
-Cześć Elizabeth!- w drzwiach pojawiła się głowa Dracona Amadeusza Malfoy’a.
-Cześć.- mruknęłam półprzytomnie.
* * *
Oparłam głowę o ramię blondyna, siedząc okryta grubym pledem przed kominkiem w naszym salonie. Miałam teraz tyle do myślenia. Każdą decyzję związaną z wilkołakami trzeba było samotnie rozważyć, bo gdybym komuś powiedziała tylko pogorszyłabym swój stan. Nie umiałam pokonać wilkołaków, ale gdybym wiedziała jak się nazywają wszyscy mogłabym ich spokojnie zabić, gdyby tylko byli w postaci ludzkiej. Zamordowanie samej Johany nie miało zupełnego sensu. Na dodatek dostałam wczoraj długi list od Bellatriks w którym opisała mi wizytę funkcjonariuszy ministerstwa magii w naszym dworze. Szukali Rabastana. Bella zmodyfikowała im pamięć, ale już sama świadomość, że go szukali i że mogą mu coś zrobić spowodowała ssące uczucie w żołądku. Mary jeszcze nie poskładała się do kupy, choć razem z Anabell i Roxy robiłyśmy wszystko. Ona chyba nie chce zapomnieć.
-Elizo?
-Mhm?- już sama świadomość, że Draco nigdy nie zachowałby się tak jak Vaxley spowodowała, że zrobiłam coś czego normalnie bym nie zrobiła, gdybym nie miała tyle zmartwień. Pocałowałam go w policzek.
-Coś się stało? Już od pół godziny milczysz.
-Nie, nie.-powiedziałam pośpiesznie przytulając się do niego.-Co mi chciałeś powiedzieć?
-Już nic.-przez jego twarz przebiegł ledwo dostrzegalny cień. Zauważył moje ziewnięcie i wziął mnie na ramiona.-Dobranoc.- usłyszałam tylko, a czyjeś ręce otuliły mnie kołdrą nim zasnęłam.
Nazajutrz obudziłam się w o wiele lepszym nastroju. Może to dlatego, że na stoliku leżał bukiet czarnych róż? A może dlatego, że pierwsza lekcją dzisiejszego dnia była transmutacja? Pośpiesznie umyłam się, wpięłam do włosów diamentową spinkę i wciągnęłam na swój chudy grzbiet czarna tunikę i dżinsy. Wrzuciłam jeszcze tylko do torby pergamin, kałamarz i pióro, których używałam wczorajszego popołudnia i popędziłam po spiralnych schodkach na dół.
-Cześć!- pocałowałam go mocno w usta na powitanie. Zmarszczył czoło zastanawiając się pewnie nad moją dziwna czułością, ale nie dałam mu na to czasu bo pociągnęłam go za rękę w kierunku Wielkiej Sali. Gdy tylko znaleźliśmy się w środku dostrzegłam, że cos jest nie tak- wszyscy mieszkańcy mojego domu mieli ponure miny. Wszystko wyjaśniło się, gdy zerknęłam na nasze klepsydry, ku mojemu przerażeniu okazało się, że Gryffindor miał więcej punktów.
-A wiesz co jest najgorsze?- szepnęła do mnie konspiracyjnie moja sąsiadka.-To Lily Evans zdobyła te punkty.
Zakrztusiłam się sokiem z czarnej porzeczki, także Anabell musiała walnąć mnie mocno pięścią miedzy łopatki, żebym doszła do siebie.
-Szlama?!- wykrztusiłam tylko zerkając na stół Gryffindoru. Rzeczywiście to brzydkie rude dziecko siedziało zarumienione z radości i co jakiś czas całowało siedzącego przy niej Jamesa Pottera. Udałam, że wymiotuję w swoje płatki.
-Dokładnie Elizo, dokładnie.-syknęła jednocześnie przypatrując się wrogo siedzącej całkiem niedaleko od nas Ricie. Panna Skeeter była jej wrogiem numer jedne.
Pomachałam jej jeszcze ręką, ale z groźną miną podchodziła do blondynki więc pewnie nie zauważyła. Dotarłam do klasy transmutacji i usiadłam tam z Mary, której włosy były szare, a twarz blada i pełna rozpaczy. Do klasy weszli gryfoni: na mój widok Evans ta idiotka o piegowatej twarz parsknęła śmiechem. Były dwie rzeczy za które nienawidziłam McGonagall mimo, że była nauczycielką mojego ulubionego przedmiotu:
Pierwsza to, to, że była wstrętną babą i opiekunką gryfonów
Druga to, to, że kazała usiąść Evans obok mnie.
-Nie dotykaj mnie Evans-syknęłam kiedy przysunęła się niebezpiecznie blisko mnie-Jeszcze zarażę się jakimś syfem.
Mary nagle jakby odżyła parskając śmiechem. Tymczasem Potter i Black jednocześnie wyciągnęli różdżki.
-Uspokójcie się, nie warto.-powiedziała spokojnie Szlama i nucąc coś sobie wyjęła z torby pergamin, kałamarz i pióro. Do klasy weszła profesor McGonagall.
-Na dzisiejszej lekcji zajmiemy się transmutowaniem twarzy kolegi.- na te słowa uśmiechnęłam się szyderczo do Evans.- Proszę dobrać się w pary.
Dałam znać Mary, że chcę być w parze z gryfonką, na co poszła do Avere’go.
-Tollibas.- powiedziałam, gdy tylko McGonagall pozwoliła zaczynać. Szlamie wyrosły trolle uszy,jej twarz nagle stała się zielona i pokryta żółtymi bomblami. Nie spodziewałam się nawet w połowie takiego efektu, który sprawił, że zawyłam ze śmiechu upadając na krzesło. Reszta ślizgonów ryknęła śmiechem, tak ,że niektórzy musieli podtrzymać się krzeseł by nie zlecieć na podłogę.
Gdy profesor MacGonagall zabierała Evans do skrzydła szpitalnego ryczałam już ze śmiechu.
-No cóż…-mruknęła McGonagall po uprzednim uspokojeniu ślizgonów.-Elizabeth po prostu zbyt oczywiście przejęła to co jej powiedziałam a ,że nie ma z tym problemów w przeciwieństwie do was…
-Brawo.-szepnęła Mary przychodząc powrotem do ławki.
-Tak się kończy zadzieranie ze mną. W końcu kto pokona mistrzynię transmutacji?
Laurelin (J.P.Jr) Piątek, 15 Maja, 2009, 23:52
| Script by Alex
|