Przykro mi, że znów musieliście czekać. Niestety nie mogę odpowiadać za wenę mojej współautorki. Za swoją również. A lepsze są notki z Wenem.
Owa powstała w wyniku przypływu weny połączonej z nudą na lekcji chemii. Mojej^^ Tak, tak Dag znów zaczęła chodzić do szkoły więc będzie miała czas na pisanie xD
Miejmy nadzieję, że Wen wróci w skromne progi Emmy i niebawem uraczy nas notką.
Żeby nie przedłużać. Zapraszam do czytania. A dedykacja? Dla użytkowników www.hogwart.pl Zwłaszcza tym którym zawdzięczam kwikonośne posty xD Kfyk^^
Dagula alias Dag alias Alapadma Shava Sanchez^^
___________________________________________________________
(Pisze Fred)
George podbiegł do okna tarasując wszystko wkoło. Otworzył lekko okno przez które, z wielką gracja, wleciał puchacz Billa po czym zajął miejsce na kufrze Lee i wyciągnął nogę. George odwiązał list.
-Ej!- oburzył się Lee- czy to ptaszysko musi siedzieć na moich rzeczach?
Fred, ignorując kolegę, zaczął się przyglądać bratu zrywającego (desperacja desperacją ale mógł użyć różdżki) pieczęć z koperty na której widniał napis: "Fred i George Weasley, Express Hogwart"
Pismo było chaotyczne, jakby koperta była adresowana w pośpiechu.
George zaczął błądzić wzrokiem po karce odczytując treść listu. Z każdym wersem bladł trochę. Skończywszy czytać zmarszczył brwi w geście zamyślenia. A rzadko mu się to zdarza. Powstrzymując się od kąśliwych uwag Fred zwrócił się do bliźniaka.
-Mógłbyś się z nami podzielić listem?- Fred przybrał wojowniczy wyraz twarzy.
Gorge kiwnął głową rzucając kartkę w stronę brata. Lenistwo...
Fred odchrząknął lekko i zaczął czytać.
"Fred, George,
jesteśmy w stanie gotowości. Wiecie jak wygląda sytuacja. Wiecie o powrocie Sami-Wiecie-Kogo (Dumbledore ufa Harry'emu więc nie widzę powodów dla których my mielibyśmy mu nie wierzyć). Nie jest już bezpiecznie. Nie możecie wrócić do Nory.
W związku z ostatnimi wydarzeniami Dumbledore podjął decyzję o wskrzeszeniu wygasłej czternaście lat temu tajnej organizacji. Nie mogę podać Wam na razie żadnych konkretów. Listy mogą być przechwytywane.
Na dworcu będzie czekał na Was ktoś z aurorów. Znajdzie Was.
Pamiętajcie jednak o ostrożności! Znacie podstawowe zasady.
Nie pytajcie o nic. Wszystkiego dowiecie się na miejscu.
Zaufajcie jej. Niebawem się zobaczymy. Czekamy na Was,
Bill
PS. Poinformujcie Rona i Ginny. Powiedzcie Hermionie żeby w każdej chwili była przygotowana na wyjazd. I, na Merlina, nic nie mówcie Harry' emu. Musi wrócić na wakacje do mugoli (albo przynajmniej sprawiać takie wrażenie), a im mniej wie tym lepiej."
Zapadła cisza.
-Yhm- przerwał milczenie Fred- więc musimy w jakiś podstępny sposób odciągnąć Harry' ego od Rona i Hermiony...
Zmarszczył nos.Wcale nie podobała mu się ta perspektywa.
- Chyba mam pewien pomysł...- westchnęła cicho Ginny.
***
Gdy pociąg wjechał na peron wyszli czym prędzej na zewnątrz i przedarli się w okolicę przejścia taszcząc za sobą kufry. Puchacz Billa zajmował honorowe miejsce na szczycie przybytku George'a. Pożegnawszy się krótko z Lee zaczęli uważnie przyglądać się tłumowi który zaczął wypływać z pociągu. Czekali na trzy znajome postacie które raz po raz pojawiały się w tłumie.
-Hej!- krzyknął Fred machając zachęcająco do trójki która pojawiła sie na horyzoncie- No ruszczcie się, na gacie Merlina.
-Harry- zaczął ponownie Fred gdy zbliżyli się do filaru- eee... możemy pogadać?
Kiwnął głową. Fred rzucił porozumiewawcze spojrzenie bratu który próbował wytłumaczyć Ronowi na migi, że ma coś poufnego do powiedzenia.
Uśmiechając się kpiąco pod nosem Fred odciągnął Harry' ego na stronę. Pod pretekstem ukrycia przed wścibskimi spojrzeniami.
- Bo- zaczął zastanawiając się nad dalszym doborem słów- Nie pogratulowałem ci walki w Turnieju. I tego co było potem- dokończył cicho. Nie lubił zwodzić. Zwłaszcza osób które lubił i szanował. Uf, jaka ulga, dobrze że mam to już za sobą.
-Daj spokój- urwał. Widocznie nie chciał o tym rozmawiać- Jeśli chodzi o finał to...- wyjął z kieszeni woreczek- Weź to. Nie chcę tego.- wyciągnął rękę.
Fred wziął woreczek. Zajrzał do środka. To co zobaczył przekraczało jego najśmielsze oczekiwania.
-Harry- powiedział nie mogąc oderwać wzroku od złota. Prawdziwe galeony...- Nie mogę tego przyjąć- wyciągnął rękę w której trzymał woreczek w stronę Harry' ego. Rzadko brakowało mu słów.
- Weź. Nie chcę tego. Potraktuj to jako zapomogę na rozkręcenie biznesu- wyszczerzył zęby.
Fred czuł się jak świnia. Zwodzi, kręci żeby później dostać worek złota. I bądź uczciwy. Spojrzał na Harry' ego wzrokiem "Czy-Oby-Na-Pewno-Wiesz-Co-Mowisz?"
- Harry, Fred- usłyszał głos George'a- Chodźcie!
Potter mrugnął do niego porozumiewawczo. Świnia jesteś Fred, prawdziwa świnia.
- Fredzik, oddalmy się- powiedział George.
Wyszli z peronu numer 9 i 3/4 przeciskając się przez tłum uczniów. Ledwo przekroczyli barierkę gdy usłyszeli.
-Fred, Geroge!- rozległ się żwawy kobiecy głos- Cześć, jestem Tonks.
Odwrócili się szybko. Za szybko. Czego wynikiem było zderzenie głowami.
Obok przejścia stała niska, siwowłosa, staruszka. Stanowczo za stara na swój głos. Przyglądali się jej w osłupieniu masując obolałe czoła. To zadziwiające ile razy dziennie może odebrać człowiekowi głos...
-Zwyczajnie tak nie wyglądam- zaśmiała się widząc ich osłupienie- Długo będziecie tak stać?
Wyrwali się z transu i ruszyli w stronę staruszki.
- Nie sprawdzicie mnie? Gdzie Wasze różdżki?- cmoknęła cicho- Nie jest to najrozsądniejsze posunięcie biorąc pod uwagę powstałe okoliczności.
- Eee...- zaczął inteligentnie Fred- Przysmak Dumbledorea?
George wytrzeszczył oczy i spojrzał na brata jak na skrajnego idiotę. Tonks zacto wybuchnęła głośnym, perlistym śmiechem.
- Dropsy- powiedziała nie mogąc przestać chichotać- Gdzie pozostali?- Zapytała gdy już sie opanowała.
- Żegnają się z Harry' m- odpowiedział George marszcząc czoło- To nie fair, że on o niczym nie wie. Możesz nam powiedzieć o co tu właściwie chodzi?
- Na miejscu- odpowiedziała tonem nie zachęcającym do dalszych pytań- Może lepiej poczekamy na Rona i Ginny w jakimś spokojniejszym miejscu?
Bracia spojrzeli na siebie. Wzruszywszy ramionami ruszyli za nieznajomą ciągnąc duże kufry z herbem Griffindoru. Na szczycie jednego z nich kołysał się ciemny puchacz pohukujący z wyrzutem.
Fred korzystając z chwili czasu zaczął opowiadać półszeptem o "zapomodze" Harry' ego