Przepraszam, moi drodzy, że tak długo musieliście czekać na notkę. Ten wpis to taki trochę rozdział przejściowy, ale mam nadzieję, iż się spodoba. Życzę miłego czytania.
***
Odprowadziłam Pâquerette do stajni, po czym biegiem pognałam do zamku. Mimo tego, iż w Sali Balowej wszyscy się już zgromadzili miałam zamiar iść marmurowymi schodami do sypialni, by przebrać się w szatę wyjściową. Zdążyłam postawić stopę na pierwszym schodku, kiedy usłyszałam za sobą znajomy głos, a raczej pisk.
-IIiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii! Fleur wróciłaaaaaaś! – biegła ku mnie rozchachana Nadine- moja druga naj przyjaciółka z Beuxbatons.
Za jej plecami stał, szczerząc zęby Sawyer. Od zawsze byliśmy czwórką najlepszych przyjaciół. Co prawda przed Beuxbatons znałam się tylko z Sophią, jednak podczas pierwszego roku „przybłąkał się” do nas Sawyer, a na drugim roku doszła nowa dziewczynka z Durmstrangu, właśnie Nadine. Pewnie myślicie –Durmstrang?! Zwariowałaś , że się przyjaźnisz z dziewczyną z Durmstrangu! Ale tu was zaskoczę. Nadine jej świetną przyjaciółką, a jej wiedza o czarnej magii czasem się przydaje. Z moją kochaną trójeczką przyjaciół zawsze fantastycznie się czułam i bajecznie bawiłam, mimo tego, że każdy z nas jest zupełnie inny. Sophia to gadatliwa istotka o wiecznie rozmarzonych oczach i burzy brązowych loków. Po prostu miła romantyczka. Ach! No i jest fantastyczna w eliksirach. Nadine, można by rzec- dokładne przeciwieństwo Sophii. Ma krótkie, czarne włosy i ładną brzoskwiniową cerę. Jej mocną stroną, jeśli chodzi o przedmioty w Beuxbatons jest oczywiście obrona przed czarną magią. Jednak mimo wizerunku „czarnej księżniczki” można się w jej towarzystwie świetne bawić. Jest dowcipna i muszę przyznać, czasem wredna dla otoczenia. A Sawyer… Inni mówią, że Sawyer to jest taki nasz rodzynek. No, bo w sumie trzy dziewczyny I jeden chłopak. Ale my wiemy, i on wie, iż jesteśmy wszyscy dla siebie stworzeni. Sawyer jest szczery i otwarty, choć musze powiedzieć, że w stosunku do innych dziewcząt nieco uwodzicielski. Lecz chyba nie zdaje sobie sprawy, jak na inne dziewczęta działają jego mięśnie wyrobione podczas gry w quidditcha , szeroki uśmiech i brązowe połyskujące włosy. Nie myślcie tylko,że się w nim kocham. Nic z tych rzeczy. Żadna z nas nie jest zainteresowana Sawyerem, ale to jeszcze nie znaczy, iż nie potrafię wydać obiektywnej opinii. Jego konik to transmutacja. Zapomniałam jeszcze dodać, że Sophia również lata na miotle. Co prawda w Beuxbatons nie ma domów, ale są drużyny quidditcha: Lawrence, Somualian i Destany. Zawodnicy są wybierani do tych drużyn, ze względu na swoje predyspozycje psychiczne, nie fizyczne, tzn. mają jakieś testy charakteru. Nie wiem dokładnie, bo nigdy aż tak bardzo się quidditchem nie interesowałam. W każdym razie to jest trochę podobne do domów w Hogwarcie, jeśli miałabym porównać.
Czas wrócić do tematu wcześniej rozpoczętego. Mimo, że każdy z nas jest zupełnie inny, to nawzajem świetnie się uzupełniamy. Tworzymy zgraną paczkę przyjaciół. Jednak teraz, gdy spojrzałam na uśmiechniętych przyjaciół, tak bardzo zabrakło mi Sophii. Mało, kiedy jesteśmy tylko w trójkę. Z moich oczu poleciały łzy frustracji i wzruszenia. Pomoczyłam Nadine całą szatę, jednak ona tylko mocniej mnie przytuliła. Wiedziała, o co chodzi, sama pewnie tez odczuła nieobecność Soph. Za to Sawyer miał wyjątkowo głupi i zdezorientowany wyraz twarzy. Wyglądał tak śmiesznie, że odkleiłam się od ramienia Nad i zachichotałam pomimo łez. -Dziewczyny, chyba najwyższa pora żebyśmy poszli do Sali Balowej, bo Uczta się kończy, zaraz nastąpi Uroczyste rozdanie dyplomów, jak na tą szopkę mówi Maxime- uśmiechnął się Sawyer.
-Jestem nieubrana- mruknęłam.
-Coś tam, na sobie masz- mrugnęła do mnie Nadine, po czym wszyscy w trojkę cichaczem wemknęliśmy się do Sali.
Głupio było mi stać tam w zwykłej szacie szkolnej, ale nie miałam wyjścia. Samo gadanie Maxime trwało w nieskończoność. Po tym, nastąpiła chwila przerwy i gratulacje dla uczestniczki Turnieju Trójmagicznego.
-…zdobywając trzecie miejsce dla Beuxbatons – doszły do moich uszu słowa Madame Maxime. –Zapraszamy na środek. Brawa. Ach! Kurcze przecież to ja chyba? Otrząsnęłam się z myśli wyszłam na środek. Nauczyciele patrzyli się nie przychylnie na mój mało galowy strój, jednak pominęli to bez zbędnych słów krytyki. Zaraz potem rozdali nam tegoroczne dyplomy i ogłosili, że za tydzień, w niedzielę rok szkolny się kończy.
Uczniowie powoli rozchodzili się do sypialni. Wzięłam za rękaw Nadine, kiwnęłam głową na Sawyera i zaciągnęłam oboje do swojej sypialni. Sypialnie w Beuxbatons znajdują się na poddaszu, może nie są ogromne, ale za to bardzo przytulne i ładne. Nerwowo spojrzałam na zegar w holu głównym. Była dwudziesta pierwsza trzydzieści. Uczniowie na korytarzach i mogą przebywać do dwudziestej drugiej. Oraz w nie swoich sypialniach. Więc musieliśmy się spieszyć, żeby szczególnie Sawyera nie przyłapali u mnie po owej godzinie. Pognaliśmy marmurowymi schodami w górę, aż wreszcie otworzyłam wyczarowanym kluczem drzwi do swojej sypialni ( każdy ma indywidualne zaklęcie niewerbalne, aby wyczarować klucz do swojego pokoju, w sumie to bardzo sprytne, nie sądzicie?) i wpadliśmy do środka. Mój kufer stał przy łóżku zasłanym moja ulubioną narzutą w kolorze lawendowym.
-Siadajcie-wysapałam.-Więc- spojrzałam po przyjaciołach z zapytaniem.
-Więc co?- Nadine wyglądała na trochę zdezorientowaną.
-Jak to co? No…-zawahałam się- Chodzi mi o Sophię!- Co z nią? Macie jakieś wiadomości?
Sawyer spojrzał na mnie z miną zbitego psa –Fleur, ee…spokojnie. Wiemy tyle co ty. Czyli, że… to podobno nie będzie nic poważnego, tak? Po co te całe nerwy.
-Wysłałam do niej sowę- odparłam.- Ale jak na razie żadnej odpowiedzi, nic.
-Na pewno wszystko jest totalnie w porządku, ja wam to mówię- Nadine, widać nie traciła humoru.-Proponuję jakąś imprezę, co wy na to? Zaklęcie wyciszające może zdziałać cuda.
-Słuchajcie-zaczęłam –jest jeszcze coś. Sama nie byłam pewna, czy im to powiedzieć, ale zaryzykowałam. No, chodzi mi o ten list. Powiedziałam im wszystko, tak jak Sophii. Wspomniałam również, o tym, że Soph miała na ten temat jakieś informacje. Ale oni, ku mojemu zdumieniu wcale się tym nie przejęli. A przynajmniej nie tak bardzo jak tego oczekiwałam. Rzekłabym wręcz, iż zbagatelizowali sprawę.
-Ależ Delacour, chyba nie myślisz, że- wtrącił Sawyer- Że to miało coś wspólnego z Soph. No wiesz, że dlatego ją ktoś zaatakował.
-Słuchajcie, tak właśnie myślę!- wybuchnęłam-Sądzę, żer to mogło mieć wiele wspólnego. Sophia nigdy w ten sposób się nie zachowywała. Nie kłócimy się o chłopaków-dodałam po namyśle.
Ktoś puka do drzwi-mruknęła Nadine.
Z cichym westchnięciem poszłam otworzyć. Ku mojemu zdumieniu, za drzwiami stała Madame Bathyssa, nauczycielka opieki nad magicznymi stworzeniami.
-Fleur Delacour, zgadza się? –zapytała melancholijnym, głosem
Pokiwałam milcząco głową, nadal zdumiona widokiem nauczyciela w progu mojej sypialni.
-Moja droga, jeden z uczniów znalazł twoją sowę w lesie. Ma niewielkie zranienia i powyrywane pióra. Opatrzyłam ją i odniosłam do sowiarni, jednak sądziłam, że powinnaś wiedzieć.
-Ja..och!- bez słowa usprawiedliwienia wybiegłam z pokoju, gnając do sowiarni .-Dziękuję Pani-krzyknęłam, kiedy mój mózg zaczął ponownie pracować, dając mi znać, że podziękowanie będzie w tym momencie na miejscu. Znikając za rogiem usłyszałam jeszcze
-Przepraszam, ale to chyba nie jest wasza sypialnia? Wiecie, która godzina? Siedem minut po dwudziestej drugiej! Natychmiast do swoich łóżek, drodzy uczniowie, żebym więcej was….
Nie usłyszałam dalszej części zdania.
*** Joanna
Komentarze:
levitra visa x5 109.248.205.157 Czwartek, 02 Kwietnia, 2020, 17:12