Nowa. Czekał ktoś?To się doczekał. Ja naprawdę jestem pod wrażeniem ilości waszych komentarzy. Niemam nic przeciwko poganianiu mnie. Potrzebuję trochę motywacji. Wyszła jak wyszła. To wy ocenicie. A teraz notka dla: Mojej Karolinki, która jest wrednym, niedobrym, małym stworzonkiem (a co ja bym bezniej zrobiła?), a którą i tak miałam przeprosić oraz dla moich kochanych czytających i komentujących.
-Czemu zawsze mi trafiają się takie lekcje!!!? - Lamentowała Kasandra przy śniadaniu. Przed pięcioma minutami Neville Longbottom wręczył im plany zajęć na najbliższy rok. Większość jęczała i pomstowała. Jednak znaleźli się i tacy którzy myśleli inaczej:
-Nie przesadzaj. Transmutacji, zaklęcia, dwie godziny eliksirów, a tak a propos po co Ci wróżbiarstwo? - Jej brat wcale nie podzielał jej entuzjazmu. A raczej jego braku.
-Żeby szybciej zleciał czas na nic nierobieniu.
Lucy siedząca koło swojej najlepszej przyjaciółki z politowaniem pokręciła głową.
-Jim co ty robisz? - Spytała potem, swego kuzyna.
Od kilku minut wpatrywał się bez mrugnięcia okiem, z łyżeczką zawieszoną w połowie drogi do ust. Warto dodać że owsianka którą jadł już dawno zleciała z niej obryzgując mu szatę.
Przyjaciele popatrzyli na niego troskliwie.
-Luc on patrzy. - Odpowiedział jej w końcu Philip. - Dzisiaj bredził coś o cudnym aniele.
-To znaczy że zatracił się na zawsze.
-Po prostu się zakochał.
-W tym wieku?
-Zdarza się. A poza tym miłość nie zna wieku.
-A coś ty taki uczuciowy się ostatnio zrobił?
-Moja droga, czyżbyś nie wiedziała?
-Mój drogi wyobraź sobie, że nie.
-Macie zamiar długo tak jeszcze? - Kasandrze ta rozmowa działała na nerwy - Trzeba jeszcze ocucić Jima
Lucy i Philip zmierzyli się posępnymi spojrzeniami, ale przestali. James wcale nie zwracał uwagi na ich podniesione głosy, patrzył tylko na stół Puchonów. Akurat w plecy Ginger Scott.
Nowa mania Jamesa Pottera. Dziewczyna. Czyż to nie dziwne jakimi los zaskakuje nas niespodziankami? Zwykle dziewczyny mu się po prostu podobały, nie miał na ich punkcie bzika.
-Jimmy, słońce obudź się! - Powiedziała niezbyt cicho Lucy do ucha kuzyna.. Łyżka którą trzymał, spadła z brzękiem do talerze i ochlapała go nową porcją owsianki. Odetchnął głęboko, przyłożył bezwarunkowo rękę do klatki piersiowej.
-Chcesz mnie zabić dziewczyno!!!-Wydyszał.
-Chciałabym, ale dręczenie Ciebie jest o wiele przyjemniejsze.
-To masz poważny problem bo ja wcale nie mam zamiaru być dręczonym.
-Teraz tym bardziej, ty masz problem. Dostarczyłeś mi nowej porcji powodów do tego. –Lucy nie zamierzała odpuścić.
-Luc czy zawsze i wszędzie musisz być tak bardzo nie przyjaźnie nastawiona do osobników płci męskiej...
-Ja wcale nie jestem feministką.
-...do tego jesteśmy rodziną... - Nadal przekonywał ją Jim.
-Mogę się do Ciebie nie przyznawać.
-A wiesz, że to będzie trudne.
-Lubię wyzwania.
-A..... - Jamesowi nie dane było skończyć.
-A Możecie już przestać?!! - Wciął się Phil w ich jakże ciekawą konwersację.-Zdaje się że pani dyrektor chciała coś powiedzieć
Minerwa MacGonagall stała na podium, przyglądając się swoim uczniom. Gestem ręki uciszyła hałas jaki panował w Wielkiej Sali.
-Drodzy uczniowie, chciałabym przedstawić wam nowego członka grona pedagogicznego. Dotarł tu z opóźnieniem. Powitajmy go. - Na salę przez boczne drzwi wszedł mężczyzna. Krępy, z jasno blond włosami, w czerwonej szacie. Ciemne oczy z pewnym połyskiem fioletu mierzyły wszystko co znalazło się w ich zasięgu. Uczniowie tylko patrzyli i niedowierzali iż ten człowiek ma ich uczyć. Wyglądał jak wielki bobas.
-Pan Amadeus Kern, nowy nauczyciel obrony przed czarną magią.
Doszedł do stołu nauczycielskiego, skinął krótko na dyrektorkę i usiadł na krześle obok Georginy Mayers, nauczycielki eliksirów. Zaraz też zaczęli rozmowę na nieznany bliżej temat. Uczniowie wrócili do kończenia śniadania. A kiedy zadzwonił dzwonek niechętnie zwlekli się z siedzeń i pomaszerowali rozgadaną hałastrą na lekcje. Phlip usunął dzisiejsze dokonanie Jamesa, z jego koszuli jednym zaklęciem. Stali już pod klasą transmutacji, gdy Jim znowu zobaczył te same oczy, co poprzedniego wieczora. Dziewczyna w barwach Ravenclaw przechodziła korytarzem, znowu go obserwowała. W rękach ściskała granatową książkę z wygrawerowanymi srebrnymi literami, których nie mógł odczytać. Spuściła głowę, a czarne włosy zakryły drobną twarz. Przeszła a Jim nie wiedział czy iść za nią. Ostatniej nocy postać która prześladowała go w snach, zyskała coś innego. Właśnie te same szare oczy. Kiedy pani Ester Veronica Harley otworzyła drzwi aby wpuścić klasę do środka pobiegł w druga stronę za dziewczyną z szarymi oczami. Miał nadzieję a może miał nadzieję ją mieć, że ona w końcu wyjaśni mu o co chodzi w tych niecodziennych zjawiskach. Bo to co się ostatnio działo w jego głowie z pewnością nie było normalne. Popędził korytarzem w lewo, ale po dziewczynie nie było już śladu. Rozczarowany udał się na lekcje. Wszedł do klasy spóźniony za co nauczycielka nie omieszkała go zrugać. A Kasandra z sąsiedniej ławki rzuciła mu pytające spojrzenie. Usiadł obok Philipa i wyciągnął różdżkę, pióro i pergamin. Zaczął słuchać pasjonującego wykładu na temat zamiany kawałka drewna w szkatułkę.
***
Obrona przed czarną magią. Lekcja na którą wszyscy uczniowie wyczekiwali. James miał ją mieć dopiero nazajutrz. Teraz myślał co robi jego brat na tejże lekcji, kilka pięter wyżej.
Sam tkwił w dusznym lochu już drugą godzinę. Opary z kociołków, utrudniały widoczność, szczególnie gdy patrzyło się przez zaparowane okulary. Gdzieś niedaleko widział zarys biurka na którym siedziała nauczycielka eliksirów. Kobieta była miła, spontaniczna i rozważna. Posiadała te cechy których brak było Lucy. Długie, proste, czarne włosy zwisały bezwładnie na lawendową szatę. Zamglone błękitne oczy, przypatrywały się poczynaniom uczniów. Eliksiry mieli razem z Krukonami. Zapewne w tym lochu tkwił również z nieznajomą. O której na początku zapomniał, a teraz nie mógł po prostu jej zobaczyć. Zajrzał do swojego kociołka. Od paru minut eliksir który ważył nie zmieniał koloru, był bladoszary.
To znaczy że został uważony prawie poprawnie. Pierwszy raz mu się udało. Lucy siedząca obok niego, wrzucała właśnie kolce ogrzędniczki norweskiej. Roślina miała bardzo silne właściwości lecznicze, co do eliksiru regeneracji bardzo się przydawało. Na koniec wrzuciła jeszcze trochę skórki pomarańczy. Loch napełnił się mocnym cytrusowym zapachem, wraz z nowym obłokiem pary.
-Brawo panno Weasley! - Usłyszał z miejsca gdzie powinno być biurko-Gratuluję inwencji twórczej.
Po tych słowach zadzwonił dzwonek. Napełnił szybko fiolkę swoim eliksirem i wybiegł.
Wiedział że dziewczyna była przed nim. Czuł to. Nie zawiódł się na swojej intuicji.
Zobaczył znajomą sylwetkę, trochę przygarbioną. Na ramieniu zawieszona była brązowa torba. Trzymała coś kurczowo, o czym świadczyły złożone ręce. Podbiegł. Uchwycił nieznajomą za przed ramie. Zdziwione spojrzenie szarych oczu, znów przypomniało mu ostatni sen.
-James. - Powiedział. Rozpoznał ten ton. Teraz miał już pewność. To ona.
-Kim jesteś? - Pytanie które zadawał, w snach, w myślach.
Nie odpowiedziała. Skinęła tylko głową aby szedł za nią. Posłuchał, choć obawiał się tego. Chęć poznania była silniejsza. Schodami w górę, bardzo, bardzo wysoko. Nie był pewny gdzie teraz są. Dopiero po schodach prowadzących, wąskim korytarzem w górę, rozpoznał iż prowadzi go na szczyt Wieży Astronomicznej. Tam odwróciła się do niego, znowu spojrzenia skrzyżowały się. Zrzuciła torbę. Nadal trzymała jakąś książkę w rękach. Srebrne litery odcinały się na tle granatu. Teraz odległość była mniejsza, zdołał odczytać napis.
-Isleen Ursula Prudence.... - Odczytał na głos.
-Tak. - Odpowiedział. W końcu szarooka nieznajoma zyskała imię.
CDNN
________________-
Literówki i znaki interpunkcyjne napewno sie znalazły. Ale u mnie to normalne. Chyba nie bedziecie mieć mi tego za złe.
Następna w produkcji.
Komentarze:
viagra now p8 Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 06:38
mwps pgAnd sexually matured for as foreshadowing as orchestra http://profcialis.com/ - buy cialis online cheap
cialis cost ou Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 07:45