Bardzo dziękuję wszystkim za ciepłe przyjęcie. Ostatnio przechodzę lekką fazę fascynację Bollywoodem, więc można znaleźć podobieństwa do filmów tego typu. Czasami będą się pojawiać wpisy widziane oczami innej osoby – tak, aby wprowadzić jakieś urozmaicenie . Mam nadzieję, że nadal będzie się wam podobać to, co piszę.
Tak jak to było ustalone 28 sierpnia z cichym pyknięciem w pozorowanej teleportacji łącznej razem z matką deportowałyśmy się na ulicę Pokątną w Londynie. Chyba tak jak zdecydowana większość osób, które tu przybywają swoje pierwsze kroki skierowałyśmy do banku Gringotta. W końcu trzeba mieć kasę żeby coś kupić, nie?
Ale, ale. Chyba jeszcze nie powiedziałam wam, czym się zajmuje moja rodzina. Otóż krótko po ślubie moi rodzice założyli małą firmę produkującą eliksiry, które potem były sprzedawane w aptekach. Wysoka jakość, dobra cena i żyłka do interesów moich rodziców spowodowała, że już od jakiś 200 lat eliksiry i wywary sygnowane „Raichand-Negra” są znane i cenione. Kolejni konkurenci upadali, a my się bogaciliśmy, od 1850 r. nasze wyroby można kupić w całej Europie i Azji oraz w północnej Afryce. Cała nasza 5 kocha przyrządzanie eliksirów, więc warzymy je sami i tylko butelkujemy przy pomocy zaklęcia.
Dobra tyle reklamy powiem jeszcze tylko, że złoto trzymamy właśnie u Gringotta i w Hingu-ma (japońskim banku czarodziejów). Osobiście wolałam Hingu-ma, bo nie pracowały tam gobliny, ale przecież nie będziemy nosić złota na drugi koniec świata! Gobliny umieją poznać człowieka i nie-człowieka. A przynajmniej ich zabezpieczenia antywłamaniowe.
Szybkim krokiem weszłyśmy do banku i zdecydowanie i władczym krokiem podeszłyśmy do kontuaru, za którym siedział jakiś goblin (jeżeli wiesz, że gobliny znają jakiś twój sekret musisz sprawiać wrażenie, że one BARDZO nie chcą dowiedzieć się co z nimi zrobisz kiedy one go wydadzą, to działa).
- My do skrytki 7. Ma nas poprowadzić Graft. – Moja matka i jej władczy ton… Broń bardzo rzadko używana, ale sądzę że zmusiłby do posłuszeństwa nawet Szatana i Boga aby podali sobie ręce i zaczęli się razem bawić.
- Skrytka numer 7? Oczywiście, oczywiście. Graft!! – Powiedział oniemiały goblin zapominając, że teoretycznie nie można prosić o konkretnego goblina. Większość skrytek poniżej 10 należy do wymarłych już rodów, które nikomu nie zapisała majątku, więc teoretycznie do nich.
- Pani Raichand-Negra! Jakże miło panią widzieć. I to z córką! – powiedział Graft – stary goblin obsługujący naszą rodzinę. Za nim biegł jakiś młody goblin taszczący worek z Brzękadłami – Proszę tędy.
Prawie godzinę później wyszłyśmy z Gringotta z o wiele cięższymi sakiewkami.
- Dobra. Chyba najpierw kupimy szatę ucznia? Chyba, że ja pójdę do krawca, a ty do księgarni. – Powiedziałam po raz pierwszy wyjmując list z kieszeni list z Hogwartu. – Eliksiry, zielarstwo, obrona przed czarną magią, zaklęcia, transmutacja, starożytne runy, astronomia i historia magii. Nieźle.
- Pójdziemy najpierw do madame Malkin po szaty, wole cię nie spuszczać z oka po tym co się stało ostatnio.
- Nadal mi nie ufasz?? Ranisz moje serce. Przynajmniej kupowanie różdżki nas opuszcza. – Powiedziałam kiedy minęła nas jakaś rodzina z dwójką dzieciaków, które w jednej ręce trzymały pudełko po różdżce, a drugą nią wymachiwały.
- Tak. Pamiętaj tylko….
- Tak wiem, mam różdżkę po prapraprapraprababci ze strony ojca i tak naprawdę nikt nie wie, co lekko zwariowana staruszka kazała włożyć do środka.
- Dokładnie. Tylko nie mów przy ojcu o „lekko zwariowanej staruszce”, bo się lekko zdenerwuje.
W końcu szatę kupiłam sama, a książki kupiła mama, ale kiedy czekałam na szatę usłyszałam dość wyraźnie od jakiś dziewczyn „wróżbiarstwo” i „tiara przydziału”(czy jakoś tak). Wiedziałam, że na wróżbiarstwo nie będę chodzić bo jest ono „niezgodne z moją religią”, ale słowa o tej tiarze mnie zaniepokoiły. Jakoś muszą mnie przydzielić do któregoś domu, ale jak?
- Wypijesz po prostu krjewyżo i po sprawie – powiedziała matka przy kolacji w Dziurawym Kotle.
- Co? To świństwo? Nie ma innego sposobu? - zapytałam z nadzieją w głosi znając z góry odpowiedź. Musicie wiedzieć, że „krjewyżo” to po prostu „krew jednorożca z wyciągiem z żonkila”
- Nie i dobrze o tym wiesz. Trafisz 1 września na pociąg czy mam cię odprowadzić? Chciałabym pojechać jutro do Hiszpanii na grób rodziców.
- Nie pomachasz mi?? Czemu rodzice mnie nie kochają?? – droczyłam się z nią. – ale pójdziesz ze mną kupić kociołek? Tak pięknie wprawiasz w osłupienie sprzedawców.
- Zgoda. Ale pierwszego masz się znaleźć w pociągu. Jasne?
- W porządku.
***
- Witam panie. Chcą panie kupić kociołek do szkoły? Polecam cynowy o pojemności 10 litrów. Bardzo poręczny i użyteczny. W promocji tylko.. – potokiem zbędnych informacji zalał nas sprzedawca w sklepie
- Nie chcemy takiej tandety. Poprosimy żeliwny kociołek z perforowanym dnem, termicznymi nakładkami na rączki, o pojemności 12,5 litra i wypukłymi liniami podziału pojemności co 5 litrów. Co się tak gapisz? Mam ci to wszystko zapisać- powiedział moja wspaniała matka do oniemiałego sprzedawcy. Powiem krótko. Widok słyszących tą tyradę z ust kobiety oniemiałych sprzedawców: bezcenne.
- Oczywiście, ale wszyscy uczniowie mają posiadać kociołek cynowy numer 3
- Kupię tylko taki kociołek, jaki opisałam. Jak nie chcecie mi go sprzedać to trudno. Kupię gdzie indziej
- Ależ nie. Proszę sekundę poczekać
Po odesłaniu ostatnich zakupów do pokoju usiadłyśmy w lodziarni
- Będę się deportować po obiedzie. Jakieś ostatnie życzenia?
- Chyba nie. Pozdrów babcie i dziadka ode mnie. Jak wrócisz do domu upewnij się, że Raj wysłał do mnie Pawana ze skrzynką.
- Dobrze. Uważaj na siebie w szkole i ucz się pilnie wszystkiego, co nowe – powiedziała mama. - W papierach jest twoje pozwolenie na odwiedzanie Hogsmade.
Kiedy się deportowała do Hiszpanii nie czułam smutku. Za stara na to po prostu jestem. Więc mam 2 dni na pozwiedzanie Londynu. Super!
********
- Dobra Lunatyku! Siedzisz cały osowiały, od kiedy się spotkaliśmy. – Powiedział Syriusz popijając chłodny napój.
- Właśnie! Niemiłe ci nasze towarzystwo? – Zawtórował mu James
- Dobra skoro musicie wiedzieć to zostałem prefektem – powiedział zdenerwowany Remus.
- Stary nie żartuj tak kiedy Łapa pije. Jeszcze zabijesz chłopaka – powiedział James waląc w plecy krztuszącego się Syriusza
Ty chyba nie mówisz tego serio. Powiedz, że to jakiś głupi żart bo nie wytrzymam – wykrztusił Syriusz
- On chyba na poważnie – odezwał się w końcu Peter
- Ale jazda nasz Lunaś został prefektem! Chyba nie będziesz nam wlepiał szlabanów co?
- Zamknij się Roguś, bo wylądujesz na mojej krótkiej czarnej liście – odpowiedział chłopak z krzywym uśmiechem.