Kiedy nareszcie dotarło do nas, że za kilka (5-6) godzin rozpoczyna się bal, z okazji Nocy Duchów, nie posiadałyśmy się z radości. Byłyśmy właśnie na transmutacji, a że była to ostatnia lekcja tego dnia, nie chciało nam się nawet słuchać McGonagall. Z tyłu dochodziły do mnie podniecone szepty chłopaków. Odwróciłam się i zobaczyłam, że to moi „opiekuni” odwzajemnili mój uśmiech. Postanowiłam coś im napisać, z zeszytu wyrwałam mały skrawek papieru i pospiesznie napisałam:
„Co Wy tacy zadowoleni? Nowy obiekt westchnień płci przeciwnej? Oj, żebym ja miała takie wzięcie w miłości jak Ty czy Syriusz. Nie mówiąc już o Jamesie. Odpisz prędko, bo za 20 minut dzwonek, a chce pogadać.”
Jo
Zgięłam papierek i rzuciłam im na blat, dokładniej do Remusa, bo to on miał być adresatem. Próbowałam częściowo skupić się na lekcji, ale zaraz potem wylądował koło mnie zwitek papieru.
”Jesteśmy zadowoleni, bo idziemy na bal z najbardziej szaloną dziewczyną pod słońcem, bynajmniej ja tak twierdzę (myślę, ze reszta moich kompanów sądzi podobnie). Oczywiście z Tobą, ale po prostu to, co przed chwilą omawialiśmy miało bardziej tajemniczy charakter, nieważne, jaki, ważne, że to nasza wybuchowa sprawa. Nie pytaj mnie nawet, co bo się nie dowiesz. Nie bój się, na pewno kogoś znajdziesz i pamiętaj: Syriusz jest wolny!”
Remus
Prędko odpisałam :
” Nie, nie mogłabym z nim być, gdyby nie był bratem Regulusa to – dlaczego nie?”
Jo
”A gdyby Cię kochał, to nie było by dla Ciebie obojętne, że jest bratem Rega? A słyszałam, że Ty mu nie jesteś obojętna.”
Remus
” Proszę, nie zmuszaj mnie do wyboru. Nie jestem jeszcze gotowa na taką miłość. Ja wciąż go kocham… Ale dlaczego ON był taki podły, dlaczego??? „
Jo
” Przykro mi, ale to jest wyłącznie Twoja, osobista sprawa. Poradzisz sobie, i wiem, że dokonasz właściwego wyboru”
Remus
’Tak łatwo mu mówić, nigdy się nie zakochał’ pomyślałam, ale w głębi duszy przyznawałam się do porad Rema. W końcu nie bez powodu był najbardziej inteligentny, od pozostałej trójki. Dziękuję, że chodzę do Hogwartu, mimo tych niepowodzeń! I niespodziewanie zadzwonił dzwonek. Nie słyszałam nawet, co mówiła pani profesor. Nie dochodziły do mnie nawet żadne słowa, myślami byłam gdzie indziej. Przy nim.
- Jo, to Ty nawet niewyszykowana? Siedziałam pół godziny w łazience, a Ty odkąd tu weszłyśmy leżysz na łóżku! Nie pomyślałaś nawet, żeby tu posprzątać. Leżysz i nic nie robić, a zaraz zacznie się bal! – wrzeszczała Julia. Och! Dlaczego musi być taka marudna!
- Nawet mi się nie chce iść – odparłam chłodno. Nałożyłam poduszkę na głowę i udawałam, że śpię.
- Nawet mnie nie denerwuj, marsz do łazienki.
- No dobra, dobra idę.
Wstałam z łóżka i spokojnym ruchem, wręcz ‘luzackim’ ruszyłam do łazienki. Zdarłam z siebie szybko ubranie. Weszłam pod prysznic i wypuściłam z kranu zimną, okrutnie lodowatą wodę. Nawet nie zauważyłam, że jest aż tak lodowata. Nagle ogarnęło mnie okropne uczucie, takie przytłaczające. Z policzków płynęły mi łzy. Czułam się oszukana i opuszczona. Julia na mnie wrzeszczy, moi nowo poznani kumple podnoszą mnie na duchu. Może myślą, że jestem jakąś wariatką, że nie umiem poradzić sobie sama. Udają przede mną, że jestem całkiem fajna. Ale przecież wszyscy wiedzą, że tak nie jest. Ej! Halo! Ziemia do Carter’ówny! Przecież wcale tak nie jest, uśmiechnij się jesteś w Hogwarcie, nie każdy ma tak wesoło! Gadanie ze sobą wcale nie ma sensu, jeszcze bardziej się pogrążam. Szybko się umyłam i obwinęłam ręcznikiem. Spojrzałam w lustro. Podobały mi się tylko moje oczy, włosy, jak każde, można umodelować. Mój nos był wystarczająco za duży, zniekształcał mi twarz, a usta? Zdecydowanie za duże! Och, nikt mnie nie zechce. Uda mam za grube, jedyne, co mam normalne to mój zdecydowanie duży biust. Tylko miseczka C. Tym się mogę zadowolić. Przecież w końcu na to lecę chłopacy. Wyszłam z łazienki. Julia już była przygotowana. Miała śliczną sukienkę. Jasna, kremowa w kwiatki, podkreślała jej zgrabną figurę. Była zwiewna i wygodna, och jak ona super wyglądała! Jej kruczoczarne włosy były upięte, trochę niedbale, ale taki był efekt. Każdy chłopak się za nią odwróci, i ma wcale nie mniejsze piersi ode mnie! Zaczęłam się przebierać we własny strój, robiłam to od niechcenia, bo wcale mi się nie chciało tam iść. Te bale, to wszystko takie żenujące, i na dodatek nie miałabym, z kim tańczyć. ( Nie będę wam opisywała tego jak wyglądała, zobaczycie na zdjęciach dołączonych na końcu notki.) Wyszłyśmy na bal, nie miałyśmy żadnych partnerów, bo –tak jak mówiła Julia – dopiero mamy zacząć ich zdobywać. Ach! Ten jej optymizm. Weszłyśmy do środka, wszystko było koszmarnie wystrojone, czaszki, dynie. Okropieństwo. A najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że nikt nie był ubrany pod dekoracje. Było dużo dziewcząt ubranych na różowo, żółto, niebiesko. Same „szczęśliwe” kolory. No to co. Ważne, że był bal, a nie! Zauważyłam moich „opiekunów” nawet do nich nie podeszłam, nie byłam na obiedzie, więc ruszyłam do stołu ze smakołykami. Nałożyłam na talerz trochę przysmaków i zabrałam się do jedzenia.
- Nie radziłbym Ci próbować Rachatłukum. – mruknął prof. Slughorn, podchodząc do mnie.
- A co to jest rachatłukum, panie profesorze?
- O, tamto świństwo – odparł, wskazując półmisek pełen pomarańczowych i fioletowych galaretek oblepionych cukrem – W książkach jedzą je tylko podli ludzie – zachichotał.
- Naprawdę? – uśmiechnęłam się złośliwie.
Nim profesor spostrzegł, wetknęłam do ust spory kawałek rachatłukum.
- Wypluj to! –pisnął prof.
Sama miałam ochotę to zrobić. Co za obrzydliwy smak! Korzenna słodycz parzyła mi język. Poszłam poszukać wody do przepłukania ust. Następnie poszłam do tej części stołu, gdzie podano owoce. Gwiaździsty owoc wyglądał kusząco, ale jeszcze bardziej ciekawił mnie smak pomarańczowych jagód w latarce. Zawahałam się – i wrzuciłam jedną jagodę do ust. Stojący przy mnie prof. Slughorn sapnął aż z wrażenia. Odwróciłam się do niego, przytrzymując jagodę zębami. Nauczyciel trzymał się za policzek, jakby go bolały zęby. Mrugnął do mnie.
- Spróbuj to ugryźć, ma smak szamponu – powiedział.
Rozgryzłam jagodę i skrzywiłam się. Owoc pękł jak balonik, a jego miąższ smakował najpierw słodko, po chwili kwaśno, a potem znów słodko, zostawiając na koniec lekką gorycz w ustach. Określenie „szampon” świetnie do niego pasowało. Ale doznanie było ciekawe i miałam ochotę je powtórzyć.
- To tak zwane zimowe czereśnie – objaśnił starszy pan niskim, dobrotliwym tonem. – Nazwa ta sugeruje apetyczną słodycz i w niczym nie zdradza paskudnego smaku. Powiadam ci: nigdy nie ufaj owocom o eufemistycznych nazwach.
- Mnie smakuje – odparłam, chociaż jedna połowa ust całkiem mi zdrętwiała. Profesor bez słowa przeszedł do pękatego skórzanego fotela w kącie Sali, z dala od wszystkich gości. Usiadłam obok i przyjrzałam się mu dokładniej. Jego toga była wystrzępiona po brzegach, a pod pachami dyndały luźne nitki, jak przyszarzałe pajęczyny. Pod spodem profesor nosił tweedową marynarkę z kraciastą koszulą i poplamionym krawatem. Gdyby nie potargane, białe włosy, sterczące niechlujnymi kępkami na głowie, wyglądałby jak przestarzały uczniak przebrany na wyrost.
Profesor przymknął oczy i milczał zamyślony przez dłuższą chwilę. Wiedziałam, że nie powinnam mu przeszkadzać, ale przyszło mi do głowy pilne pytanie, które samo cisnęło się na usta.
- Ekhem! Co to jest Johann Fust?
Co to jest Johann Fust? Profesor gwałtownie odwrócił się i wlepił zdumione oczy we mnie. Takiego pytania wyraźnie się nie spodziewał. Przez moment zdawało mi się, że na twarzy Slughorna dostrzega wyraz bolesnego pragnienia. Na szczęście, wrażenie to pierzchło błyskawicznie, bo profesor uśmiechnął się dobrodusznie.
- Raczej: KTO to jest Johann Fust – poprawił mnie profesor. Usta mu drżały. Przez czoło przebiegł bolesny skurcz.
Skinęłam głową.
Slughorn rozejrzał się czujnie po Sali.
- To nie czas i miejsce – szepnął wreszcie, splatając dłonie, a następnie wciskając je w fałdy togi. – Musimy o nim porozmawiać… później.
To rzekłszy, odszedł pospiesznie. Widać było, że jest zdenerwowany, bo przez chwilę szukał drogi do wyjścia.
A więc Johann Fust to osoba. Napis na okładce to nazwisko autora, a nie tytuł. Tylko jak można być autorem pustej książki. Istniał jeden sposób na uzyskanie odpowiedzi. Musze wrócić do biblioteki, odnaleźć księgę i rozszyfrować ukrytą w niej zagadkę. W nocy albo nigdy.
*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
To Joanne, przed balem. Wiem, animacja do dupy, ale chodzi mi o sam wygląd sukienki i włosów. Tak samo u Julii.