- Ach, Wiktor! - rozpromienił się na mój widok Karkarow. - Witaj, witaj, siadaj... Może się czegoś napijesz?
Pokręciłem tylko głową i usiadłem na fotelu podbitym futrem (wszystko w gabinecie Karkarowa było luksusowe) i patrzyłem w podłogę.
Karkarow usiadł za biurkiem i spojrzał na mnie poufale.
- Przede wszystkim, Wiktorze, chciałbym pogratulować ci znakomitego występu na Mistrzostwach Świata... Wprawdzie Bułgarii nie udało się wygrać, lecz ty byłeś niewątpliwie gwiazdą meczu. Gratuluję ci i sądzę, że nie raz jeszcze zachwycisz nas podobną grą.
- Dziękuję - bąknąłem i zaczerwieniłem się jak burak.
- Jak wiesz - mówił dalej Karkarow, jakby nie usłyszał mojej odpowiedzi - w tym roku nie będzie międzydomowych rozgrywek w quidditchu. Odbędzie się natomiast Turniej Trójmagiczny, w którym, rzecz jasna, weźmiesz udział. Jestem pewien, że Czara Ognia wybierze ciebie jako najbardziej godnego reprezentanta naszej szkoły - mówił to, cały czas uśmiechając się. - Znam tam paru sędziów... Albus Dumbledore... stary już, ale, zdaje się, wciąż niegłupi... Maxime... to dyrektorka Beuxbatons... No i Bartemiusz Crouch. Ważne jest, żeby Crouch cię polubił, wtedy dostaniesz wysokie noty.
- Panie profesorze, ja...
- Jestem pewny, że każdy z sędziów będzie najwyżej oceniał swojego ulubieńca. Oczywiście słyszałeś o ulubieńcu Dumbledore'a, Potterze?
- Słyszałem. On nie może brać jeszcze udziału w Turnieju.
- To oczywiste! Dlatego zaprzyjaźnij się z nim. Jeśli Potter cię polubi, będziesz miał Dumbledore'a. Jeszcze tylko... Nie, nic - Karkarow nagle urwał, jakby uznał, że za dużo mi powiedział.
- A więc jaka jest pańska propozycja, dyrektorze? - spytałem, chcąc jak najszybciej stąd wyjść.
- Ja... No, słowem, mógłbyś... na przykład zaprzyjaźnić się z Harrym. Mógłbyś nauczyć Pottera gry w quidditcha, bo słyszałem, że chłopak chętnie w niego gra. No cóż, Wiktorze, to wszystko, co chciałem ci powiedzieć.
- Do widzenia - rzekłem więc i szybko opuściłem gabinet.
Chłopaków znalazłem w bibliotece. Odrabiali prace domowe. Wyciągnąłem swoją i opowiedziałem im szeptem o rozmowie z Karkarowem (a właściwie o monologu Karkarowa).
- Hm... - Stan zmarszczył brwi. - Coś mi tu śmierdzi. Czemu Karkarow chce, żebyś zaprzyjaźnił się z Potterem?
- Może liczy na sławę? - podsunął Dimitr. - Wiesz, Chłopiec, Który Przeżył i Najlepszy Szukający Świata... Wybuchowa mieszanka!
- Mówił coś o tym, że Potter ma wpływ na Dumbledore'a i dzięki temu Dumbledore będzie mnie - o ile zostanę reprezentantem - faworyzować w Turnieju.
- Może... - Stan nie wydawał się przekonany. - Ale o ile znam Karkarowa, to miał w tym jakiś większy cel. Wiecie, że Karkarow to podejrzany typ. A pamiętacie zeszoroczne pogłoski? Karkarow - Śmierciożerca. Założę się, że są prawdziwe! Może Karkarow chce...
- Cicho! - syknął Dimitr, szturchając Stana.
- Może Karkarow chce poprzez ciebie wyciągnąć od Dumbledore'a jakieś informacje - gdzie ukrywa się Sam Wiesz Kto, lub coś w tym rodzaju...
- Zamknij się! - warknął Dimitr.
- Albo - zignorował go Stan, podekscytowany - albo chce, żeby Dumbledore załatwił mu jakąś ciepłą posadkę w angielskim Ministerstwie Magii? Tutaj nikt nie chce go przyjąć! Ha, ha, ha!
- Panie Lewski!
Nagle zrozumiałem, przed czym ostrzegał nas Dimitr. Od kilku chwil naszej rozmowie przysłuchiwała się bibliotekarka, Iwanowa. Na ogół nie bywała wredna, ale nie znosiła, kiedy ktoś wyrażał się w jej obecności źle o Karkarowie. Jej sympatia do niego nie raz bywała przedmiotem żartów wśród nas. Gdy zobaczyłem wyraz jej twarzy, wiedziałem, że Stan ma kłopoty.
Z żałosnymi minami patrzyliśmy, jak Stan wychodzi z biblioteki razem z Iwanową.