Obudziły mnie jakieś wrzaski i głośny tupot stóp. Byłem strasznie zły, bo się wcale nie wyspałem. Leniwie wstałem z łóżka i powlokłem się w kierunku drzwi. Głosem gderliwego człowieka warknąłem:
- Ej, czego budzicie biednego i niewinnego człowieka jeszcze przed śniadaniem?!
Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariata.
-Przecież jutro, o 16:00, jest wycieczka do Hogsmeade, tego angielskiego miasteczka, panie Krum -wybąkał niepewnie jakiś pierwszoroczniak i zaraz wypalił z nadzieją:
-Mogę dostać autograf?
Złożyłem niestaranny podpis na posuniętej mi pod nos kartce i szybko prześlizgnąłem się przez tłum, ledwo dostając się do mojego pokoju.
Rzuciłem się na łóżko, biorąc do ręki pióro i pergamin. Przez chwilę zastanawiałem się nad treścią listu, ale nie miałem zbyt dużo czasu, więc nabazgrałem tylko kilka słów o wypadzie do Hogsmeade.
Nagle zza drzwi wysunęła się głowa Digela, mojego kumpla z pokoju.
-Wiktor, przecież dzisiaj są naleśniki na śniadanie!- spojrzał na mnie, jakby sam fakt, że nie jestem na śniadaniu, gdy są naleśniki, sprawiał, że jestem jakimś mutantem.
-Już idę, idę- powiedziałem na obchodnego, a ten, nie czekając już na mnie, wybiegł z pokoju. Biedak nie widzi nic poza jedzeniem. Ja jestem inny- dbam o linię.
Spojrzałem na zegarek i zrobiło mi się gorąco- za 10 minut zaczynają się lekcje.
Rzuciłem wszystkie rzeczy, biorąc w rękę tylko list i parę książek.
Po drodze wstąpiłem do smokarni, czyli miejsca, z którego wysyłamy listy. Wzięłam mojego smoka i w biegu dałem mu list, krzycząc polecenie. Wreszcie zdyszany dobiegłem do klasy.
-Spóźnił się pan, panie Krum-powiedziała melodyjnym i sennym głosem pani od historii magii.
-Tak, przepraszam-odrzekłem i głośno usiadłem na krześle.
Następnego dnia
Jeśli wczorajszy ranek nazywałem głośnym, to bardzo się myliłem. Porównując do tego ranka, wtedy było cisza jak makiem zasiał. Jeszcze przed śniadaniem pobiegłem do smokarni, chcąc sprawdzić, czy Hermiona mi odpisała. Zobaczyłem list leżący na stole, z napisem „Pan Wiktor Krum”. Drżącymi rękoma otworzyłem go i zobaczyłem odpowiedź Hermiony- zgodziła się! Napisała, że oni również mają dziś wolny dzień od nauki. Przez chwilę nie mogłem uwierzyć w moje szczęści...Nagle usłyszałem gwizd i głos woźnego:
-Ustawiamy się w kolejeczce, no dalej, w kolejeczce!
Pobiegłem w kierunku holu i zobaczyłem wszystkich ustawionych we wzorowym szeregu
do sprawdzania obecności. Ustawiłem się również i z niecierpliwością czekałem, aż mnie wywołają, bo chciałem jak najszybciej być w tym miasteczku.
-Pan Krum...Hmmm...No tak, jest pan na liście-mruknął woźny i nawet nie skończył do mnie mówić, bo już» pobiegłem w stronę...smoków?!
Nie wiedziałem, że będziemy lecieć na smokach, ale no cóż...Wsiadłem na niego razem z Digelem i szepnęliśmy mu do jego ogromnego ucha:
-Do Hogsmeade...
Smok posłusznie wzbił się w powietrze i leciał długie, długie godziny.
Mijaliśmy wiele lodowców niedaleko Dumstrangu, potem jednak, gdy byliśmy bliżej Hogwartu, zamiast mroźnych krajobrazów, zobaczyliśmy zieleniące się powoli pola, słońce grzało, w porównaniu do Dumstrangu, niemiłosiernie.
Wreszcie ujrzeliśmy stare, brukowane uliczki i domyśleliśmy się, że to Hogsmeade.
Mieliśmy rację-smok zaczął lądować. Po pięciu minutach postawiliśmy nogi na ziemi.
Było to bardzo piękne miasteczko. Roiło się tu od kolorowych sklepów, starych budowli i, co tu ukrywać, dużego tłumu, w którym, choć się rozglądałem, nie mogłem dostrzec Hermiony. W końcu jednak ją zobaczyłem i pokiwałem jej ręką. Podbiegła do mnie i pocałowała w policzek. Przez pierwszą chwilę byłem bardzo rozmarzony...
W końcu zaproponowała:
-To co, idziemy do Miodowego Królestwa?
-Eee...A co to jest?- zapytałem niepewnie.
-Zobaczysz!- odpowiedziała Hermiona i razem ruszyliśmy w tym kierunku.
Już byliśmy przy sklepie, gdy nagle...
Zza rogu sklepu wyszedł nie kto inny niż....Ron Weasley!
Na nasz widok poczerwieniały mu uszy i wycedził:
-Och, cześć, Wiki-zadrwił. -Jak tam twoja randka?
Byłem z lekka zbity z tropu, ale po chwili odzyskałem przytomność umysłu i warknąłem:
-A z kim TY jesteś, Ronuś?
Na jego twarzy wymalowana była wściekłość.
-Skoro tak, to może..
-Dość!- wrzasnęła Hermiona.
Obydwaj spojrzeliśmy na nią osłupieni. Nigdy nie była taka nerwowa.
-Natychmiast przestańcie!- powtórzyła, krzycząc.
-Nie dam temu nadętemu balonowi chodzić z tobą-warknął Ron, wyciągając różdżkę.
-No nie, teraz to już PRZESADZILIŚCIE!- Hermiona straciła cierpliwość. -Obydwoje uspokoić się i podać sobie ręce!
Podeszliśmy do siebie i przez ułamek sekundy uścisnęliśmy sobie dłonie. Na więcej nie pozwalała nam nasza godność.
-Wracam do domu!- powiedziała jak rozjuszona kotka i śmiałym krokiem ruszyła do Hogwartu.
My z Ronem jeszcze raz rzuciliśmy sobie spode łba spojrzenia i też ruszyliśmy każdy w swoją stronę-on do Hogwartu, ja posępnie w kierunku smoka.
Komentarze:
Parvati Patil Wtorek, 11 Marca, 2008, 19:38
przepraszam, nie w kierunku pojazdu, ale smoka
przepraszam i pozdrawiam
Aurora Środa, 12 Marca, 2008, 00:09
no to ługo był w tej wiosce...
a co do błedu, który sama zauważyłaś w panelu admina moesz edutować notkę
pozdrawiam.
A i jeszc jedno troche dziwne że lecieli az do Angli, ale nie czepiam się więm chyba o co chodiło
Marta G/Lochy Środa, 12 Marca, 2008, 08:45
Notka była interesująca, ale za mało emocji przedstawiłaś w spotkaniu Rona z Wiktorem i Hermioną. Same słowa "rozjuszona kotka", duże litery itd. nie wystarczą, pobaw się śmielej emocjami, granica jeszcze była daleko! Poza tym to, co zauważyłaś- smok. Po drugie, też się zdziwiłam, że lecieli taki kawał drogi, ale jak dla mnie, to może być, pomysł bynajmniej oryginalny. Uważam, że Wiktor powinien wyjąć <b><i>różdżkę i powinni z Ronem mierzyć do siebie, dopiero wtedy słowa Hermiony byłyby na swoim perfekcyjnym miejscu. Mógłby też nie iść posępnie w stronę smoka, tylko próbować zatrzymać Hermionę... to tylko moje sugestie Dziś daję Ci Z i liczę na kolejną notkę równie szybko Pozdrawiam!</b></i>