Nareszcie Boże Narodzenie...Nie paliło mi się wracać do domu, bo bolało mnie na myśl o tym, co mnie tam czeka. Jeszcze przed wyjazdem postanowiłem wysłać smoka do Hermiony z adresem mojego domu. Do domu wracaliśmy 20 grudnia. Niewiele osób zostawało-wszyscy mieli już dość szkoły.
Profesor Hogwal zorganizowała nam pojazdy-ogromne smoki, aczkolwiek łagodne.
Nie miałem ochoty rozmawiać, nie chciało mi się już nic-ani wracać , ani zostać w szkole. Dowiedziałem się od matki, że ojciec jest w ciężkiej chorobie. Tylko dlatego chciałem wracać do domu, który teraz zapewne. tonie w smutku. Tylko ze względu na rodziców, by mamę pocieszyć, a tatę zobaczyć chociaż ostatni raz... Nie pomagały mi pocieszenia kolegów -wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej się zasępiałem. Czułem straszną pustkę, ponurość i nie mogłem przestać myśleć o chorobie taty...
W podróży siedziałem z twarzą skierowaną w stronę okna-na nic nie pomagały mi zachęty kolegów do rozmowy. Przyglądałem się śniegowi, delikatnie leżącemu na koronach drzew, zamarzniętemu i jakby tajemniczemu jeziorze i domom, w których wesoło i ciepło paliło się światło...Od całego świata biła nadzieja, nadzieja, bez której nie da się żyć...Patrząc na te śliczne krajobrazy, zastanawiałem się, czy mój ojciec kiedykolwiek jeszcze zobaczy to, co ja widziałem w czasie podróży...
W końcu zobaczyliśmy stację lotniczo- smokową, na której lądowały wszystkie smoki z całej Bułgarii. Obojętnie odebrałem bagaż, wysiadłem i smętnie ruszyłem w kierunku domu. Koledzy wiedzieli o ojcu, zresztą profesorowie też, tak więc nikt mnie nie zatrzymywał. Do domu daleko nie miałem-zaledwie kilometr od stacji. Już widziałem dom, w którym jednak nie paliły się kolorowe lampki i ciepłe światło...Dom był strasznie ponury...Stanąłem przed drzwiami, głośno przełknąłem ślinę i delikatnie pchnąłem drzwi...Te cicho skrzypnęły, ale otworzyły się i wszedłem do środka.
Rzuciłem walizkę w kąt i starając się cicho chodzić, ruszyłem w kierunku schodów, które prowadziły do pokoju ojca...
-Wiktor!- krzyknęła mama, rzucając mi się na szyję.
Choć teraz uśmiechała się przez łzy, widać po niej było, że uśmiech nie gościł na jej twarzy przez wiele, zapewne, bezsennych nocy..
Spojrzałem na ojca i poczułem się słabo, bo ojciec naprawdę nie wyglądał dobrze. Twarz miał białą, prawie przeźroczystą, choć policzki pokrywały niezdrowe rumieńce. Leżał bez ruchu, wpatrując się we mnie i wyraźnie próbował coś powiedzieć czy uśmiechnąć. Niestety, zarówno pierwsze, jak i drugie przyszło mu z trudem.
-Witaj, mój drogi chłopcze-wychrypiał z trudem i próbował się podnieść, ale mama go przytrzymała, płacząc.
-Może mam pójść wam coś przynieść?- spytałem cicho i niepewnie.
Mama wyraźnie nie chciała, bym patrzył na mękę ojca.
-Tak, synku, czy mógłbyś przynieść trochę zimnej wody...?
Kiwnąłem głową i zszedłem na dół do kuchni. Choć droga mogła trwać góra kilkanaście sekund, to jednak mi wydawało się, że upłynęło pełno godzin, przepełnionych smutkiem i rozpaczą...
W kuchni niezdarnie chwyciłem szklankę, drżały mi ręce, więc spadła na ziemię z głośnym trzaskiem.
Wściekły na siebie, wziąłem drugą szklankę i tym razem udało mi się, zaledwie trochę wylewając, nalać do niej zimnej wody. Nagle ktoś zapukał do drzwi...
Otworzyłem je i ujrzałem naszą sąsiadkę, dobrotliwą staruszkę o pogodnej twarzy. Teraz jednakże nie wskazywała radości, wręcz odwrotnie-przygnębienie malowało się na jej twarzy.
-Dzień dobry, Wiktorze, o, już w domu jesteś...Ja chciałam wymienić kilka zdań z twoją mamą, czy jest to możliwe?
Mama wszystko słyszała i zeszła powoli na dół. Zauważyłem, że jej także trzęsły się nogi.
-Mamo-zapytałem prawie szeptem-może pójdę teraz do taty?
Niechętnie się zgodziła. Gdy tylko znalazłem się na górze, ukląkłem koło taty.
Spojrzał na mnie z miłością, aczkolwiek jego oczy wskazywały, że bardzo cierpi.
-Wiktorze-wychrypiał powoli- ja...Też chodziłem...Kiedyś do...Dumstrangu. W nim jest skrytka...Karkarow...Moje rzeczy....W skrytce...w gabinecie dyrektora...Skonfiskował je....Należą się teraz tobie...Weź je...Zostawiłem je... Zachowaj po ojcu...-ledwo powiedział...
Kiwnąłem głową. Ojciec przymykał oczy...
-Nie...Ojcze...Nie!- krzyknąłem.
-Kocham cię, Wiktorze- powiedział, już prawie szeptem...
-Ja ciebie też, tato-odrzekłem cicho...
I w tym momencie stało się coś, czego nie zapomnę do końca życia.
Wiem tylko, że krzyknąłem z bólem i rozpaczą w głosie, gdy zobaczyłem to...
Ojciec przymknął oczy...
```````````````````````````````````````````````````````````
Przepraszam, Marto, że ściągnęłam temat...
mam nadzieję, że notka się wszystkim spodoba
buziaki-Parvati
Komentarze:
Galen Środa, 25 Lutego, 2015, 09:24
How do you do? <a href=" http://www.streamsweden.com/foretaget/#smallest ">40 mg propranolol pregnancy</a> Alben spoke to reporters today at the city's clandestine Uniform Command Center, which is tuned into the city's sophisticated system of security cameras and police officers that will monitor the entire event from the room.
Galen Środa, 25 Lutego, 2015, 09:24
How do you do? <a href=" http://www.streamsweden.com/foretaget/#smallest ">40 mg propranolol pregnancy</a> Alben spoke to reporters today at the city's clandestine Uniform Command Center, which is tuned into the city's sophisticated system of security cameras and police officers that will monitor the entire event from the room.