Kochani! Dzięki za wszystkie komentarze, za krytykę i słowa uznania. Jesteście cudowni.
Notkę dedykuję dla Marty z Lochów.
Pozdrawiam wszystkich-Parvati
`````````````````````````````````````````````````````````
Przez kilka dni od tamtego okropnego dnia wciąż wymyślałem zemstę na tym okropnym egoistą, lalusiem Ronem Weasley’em. W chwilach, kiedy wspomnienie upokarzającej chwili w lodziarni uderzało mi ze złością do głowy, zastanawiałem się nawet nad trucizną…
„Mam swoją godność. Niech spodziewa się zemsty, bo ona na pewno nastąpi, choćbym miał go ścigać aż do końca moich dni”- pomyślałem sobie, dumnie wznosząc czoło. Po tym odważnym postanowieniu ruszyłem w kierunku domu mojego kumpla, do którego przyjechałem na tydzień na wakacje, do mojego pokoju, gdzie czekał na mnie jeszcze nieotwarty list od Hermiony. Kiedy dotarłem do owego pomieszczenia, niemal z uśmiechem na twarzy wszedłem do niego. Prawie nie patrząc przed siebie, doszedłem do łóżka. Nagle w kogoś uderzyłem. Okazało się, że to moi kumple siedzieli na moim „legowisku”, trzymając coś w rękach. Gdy tylko mnie ujrzeli, schowali to c o ś za plecami i patrzyli na mnie z wymuszonymi uśmiechami. Popatrzyłem na nich, osłupiały.
-Co tu robicie?!- zapytałem, zirytowany. Co jak co, ale nie dość, że moje łóżko było szare z brudu, bo trzymali nogi na nim, to jeszcze wszystkie rzeczy zostały zrzucone na podłogę, jakby czegoś zawzięcie szukali…
A oni na moje pytanie tylko wymienili pogardliwe uśmieszki, po czym parsknęli śmiechem, patrząc na mnie z politowaniem. To mnie trochę zaniepokoiło, a do tego też mocno wkurzyło.
W końcu nie jest to zbyt miło, jak ktoś wtranżoli się komuś przed nos, na dodatek patrząc przy tym na takiego kogoś jak na całkowitego durnia.
-Wiesz, Wiktor, nie wiedziałem, że jesteś aż tak romantyczny-zakpił mój kolega, Peter, notabene ten, któremu pod koniec roku szkolnego dałem ściągę na Historii Magii!
- O CO WAM CHODZI?!- wrzasnąłem, tracąc nad sobą panowanie. –W KOŃCU MI MOŻE ODPOWIECIE ŁASKAWIE, CO?!
Zrzedły im miny. Ja, dysząc ciężko ze złości, patrzyłem na nich tak wrogim spojrzeniem, że aż schylili głowy, czerwieniąc się.
Byłem na nich po prostu wściekły. Wydawało mi chwilami, że mam ochotę im wszystkim po kolei przywalić. Domyśliłem się, co trzymali w tych swoich łapskach! Listy od Hermiony do mnie i odwrotnie!!! Opętała mnie złość. Byłem na nich potwornie zły, czułem się upokorzony, zły, byłem pełen żalu i po prostu było mi strasznie przykro. Jeszcze to uczucie zawodu i rozczarowania…Przecież byli to moi kumple, moi najlepsi przyjaciele…
Nigdy bym ich tak okropnie nie potraktował, jak oni mnie…Czułem się podle, myślałem, że za chwilę eksploduję. Jakbym naprawdę nie miał teraz zmartwień!
Oni zaś, widząc ogromny grymas złości na mojej twarzy, od razu stchórzyli.
Chyba zrozumieli, że ich właśnie przejrzałem. Najpierw spojrzeli na mnie z przerażeniem w oczach, a potem spuścili wzrok, widząc moje oczy, pełne rozczarowania i wściekłości. Myślałem, naprawdę myślałem, że są moimi kumplami. Postanowiłem, że zachowam się spokojnie, że pokażę im swoją godność. Tymczasem, przepełniony żalem, wylałem z siebie słowa, które chyba bym nie powiedział, gdybym z namysłem pomyślał chwilę:
- Naprawdę, sądziłem, że jesteście inni. Myślałem, że znam was, że jesteście ludźmi fajnymi i uczciwymi. A jednak myliłem się co do was. Przykro mi. Miałem nadzieję, że jesteśmy przyjaciółmi. Byłem też pewny, że można na was polegać i że jesteście godni miana przyjaciółmi czy też najlepszymi kumplami. Chyba się myliłem. Przykro mi.
Po tych słowach poczułem się trochę lepiej. Dziwnie to brzmi, ale po ich, przepełnionych łzami i udręką twarzach poczułem jakąś niemiłą satysfakcję. Jakby mi sprawiło przyjemność, że to teraz ich boli, że wreszcie ja mam odrobinę mniej bólu. Miałem wtedy chyba nadzieję, że zrozumieją. Co wcale nie znaczyło, że chciałem się z nimi pogodzić! Nigdy w życiu! Pozwoliłem sobie na jeszcze jedno drwiące spojrzenie na nich, które chyba ich dobiło. Nagle wyrwał mi się dotkliwy komentarz:
-Co, może wreszcie wam nie będzie miło?
Oni spojrzeli na mnie z żalem we wzroku. Poczułem się głupio i jakbym był winien. W końcu teraz ja również nie zachowałem się fair. Byłem złośliwy, chwilami niesłusznie…
Mimo to wyszedłem z pokoju, zatrzaskując z hukiem drzwi. Co było dalej z chłopakami, nie wiem. Wiem tylko, że ja, przepełniony goryczą i wściekły na cały świat, pobiegłem w kierunku przepięknej łąki, przy której leżał dom Petera. Siadłem na niej i siedziałem, milcząc. Starałem się myśleć o czymś innym niż o kłótni z chłopakami, ale niezbyt mi się to udawało. Każda myśl o nich dopełniała kielicha rozpaczy. Jak oni mogli! Jak śmieli! Po około pół godzinie ( siedząc, wpatrywałem się tępo we wskazówki od zegarka) na polanę nieśmiało weszli moi BYLI kumple. Już wstawałem, by sobie pójść daleko od nich, gdy nagle podbiegli do mnie i Digel położył mi rękę na ramieniu. Zepchnąłem ją momentalnie, patrząc mu wyzywająco w oczy. Następnie już ruszałem, gdy nagle Darek się odezwał:
-Wiktor…Poczekaj…Proszę…
Odwróciłem się, nawet nie wiem, czemu. Może instynkt mi podpowiadał? Mimo tego dość pojednawczego gestu nie zamierzałem im odpuścić. Wszyscy dostali ode mnie w prezencie tak ostre spojrzenie, że aż ich odchyliło w tył.
-Czego chcecie?- warknąłem, patrząc na nich spode łba.
-My…Chcieliśmy…No…Tego…-jąkali się na przemian.
-No? -przewróciłem oczami, co zaowocowało tym, że ich twarze stały się gwałtownie purpurowe.
-Chcieliśmy cię przeprosić- przełamał pierwsze lody Peter. Oblał się przy tym rumieńcem.
-Zachowaliśmy się jak świnie, czytając twoje listy-ciągnął dalej Digel.
-To fakt-powiedziałem twardo, pełnym hardości głosem.
-Byliśmy wrednym dupkami i nie zasłużyliśmy na twoją przyjaźń. Nie zachowywaliśmy się jak prawdziwi kumple.
Spojrzałem na nich pierwszy raz bez całkowitej pogardy. Mieli udręczone tarze, smutne oczy. Patrzyli na mnie bardzo wyczekująco, z nadzieją, która gasła z każdą sekundą, a jednocześnie z jednoznacznym wyrazem twarzy, mówiącym tylko jedno: „przepraszam”…
Po tym coś we mnie zmiękło. W końcu im też teraz nie było łatwo…Każdemu w końcu zdarza się zachować się jak świnia, a oni chyba teraz naprawdę żałowali tego, co zrobili.
Powiedziałem do nich spokojnie, próbując się uśmiechnąć:
-Dobra…Zapomnijmy o tym, co?
I wtedy ich twarze rozjaśnił jeden wielki uśmiech, taki, że naprawdę nie żałowałem wyciągnięcia ręki. Jednego byłem pewien- więcej już tego na pewno nie zrobią.
-
Komentarze:
hermiona18 Wtorek, 10 Czerwca, 2008, 16:47
moge się przyczepic tylko do tego,ze nie mogę się do niczego przyczepić.;)
Lara (Roxanne) Piątek, 13 Czerwca, 2008, 22:47
Super notka! Fajna, ciekawa, intrygująca. Prawdziwe uczucia Wiktora Kruma!
Pozdrawiam i zapraszam do pam. Roxanne!
Lara
Marta G Poniedziałek, 16 Czerwca, 2008, 09:40
Bardzo fajnie napisane, interesujące, tylko uważaj na powtórzenia. Bardzo podobało mi się to, że ukazałaś tu tyle uczuć Wiktora, naprawdę wyszło Ci bardzo dobrze. Szkoda, że nie napisałaś, co było w tym nieotwartym liście od Hermiony... Notka napisana bardzo uczuciowo, stawiam dzisiaj P z szansą na W, bo naprawdę widzę, że się postarałaś, przyłożyłaś i wczułaś w rolę, jak nigdy! Bardzo Ci dziękuję za komentarze u mnie i zapraszam ponownie, bo dodałam dziś nowe wpisy Pozdrawiam!