Pewnego ponurego, deszczowego dnia wstałem zdecydowanie lewą nogą. Obudziłem się w skutek zgoła niemiły- mianowicie, zostałem oblany wiadrem pełnym niemiłosiernie lodowatej wody. Kiedy wstrząs, który przeżyłem, w brutalny sposób zostając wyrwanym ze snu, lekko osłabł, choć wściekłość na winowajcę ani trochę, ze złością rozejrzałem się po pokoju. Brian chichotał pod nosem, zakrywając twarz przydługim rękawem od swojej piżamy w misie, Tom stał kącie, tłumiąc śmiech, a Digel bez najmniejszych skrupułów ryczał ze śmiechu, tarzając się po dywanie. Obrzuciłem ich poirytowanym i pełnym złości spojrzeniem po raz kolejny, choć znowu to nie poskutkowało, choć swojego rodzaju efekt był- przynajmniej Tom spróbował posłać mi swoistego rodzaju skruszone spojrzenie, choć całkowicie mu to nie wyszło. Zresztą i tak nie musiał się trudzić, bo potem wybuchnął jeszcze głośniejszym od Digela śmiechem. W końcu nie wytrzymałem i ryknąłem, tracąc bezpowrotnie cierpliwość:
-Dlaczego to, do jasnej cholery, zrobiliście?!- zakląłem mimowolnie.
Chłopacy na chwilę przestali się śmiać, aż w końcu Digel poczuł się być zobowiązanym do wyjaśnienia:
-Czego się tak złościsz, hę? Przecież to nie nasza wina, że masz łóżko położone obok mojego kwiatka...A że troszeczkę nie trafiłem do doniczki...
-Taa...Troszeczkę...- zakpiłem z ironią.
-Zgadza się...Czy możesz za to winić biednego, małego, skromnego i niewinnego Digelusia...?- spytał z miną anioła i słodkimi oczkami.
-Tak! - wrzasnąłem, bo miałem zbyt zły humor, by rozśmieszyły mnie zabawne wytłumaczenia Digela.- Jesteście nie do wytrzymania, naprawdę! Co ja wam takiego zrobiłem, że od razu musieliście...A zresztą! –żachnąłem się, oburzony- zresztą co ja mam się tłumaczyć przed bandą zarozumiałych bałwanów!
-Sorry, ale teraz to już, stary, przesadziłeś! To naprawdę było niechcący!- obraził się Digel. Nie odpowiedziałem na jego pretensje. Ze złością zgarnąłem przygotowane już ciuchy i z irytacją podniosłem je do góry, pokazując, że są całe przemoczone od „głupiego kwiatka Digela”. Oni spojrzeli na nie z podniesionymi brwiami.
-Czemu pokazujesz nam swoje majtki?- spytał z sarkazmem Digel.
Zaczerwieniłem się ze złości i, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem, zatrzasnąłem z hukiem drzwi od łazienki. Przebrałem się błyskawicznie, umyłem zęby, a raczej nos, bo ze złości nawet nie zwróciłem uwagi na takie „szczegóły”. Gdy już wyszedłem z łazienki, a było to po około 5 minutach, chłopaków nie zastałem. Chyba się obrazili, pomyślałem najpierw z żalem, a potem z dziwną satysfakcją.
Z kolei gdy przyszedłem, zauważyłem chłopaków, siedzących w grupce i z zapałem o czymś rozmawiających. Wyraz ich twarzy wskazywał na to, że nie jest to zbyt wesoły temat. Kiedy stanąłem w drzwiach, chłopacy przestali rozmawiać. Spojrzeli po sobie dziwnymi spojrzeniami, po czym udali, że są niesamowicie mocno zajęci swoją owsianką. Przysiadłem się więc do stołu z możliwie najdalszej odległości od nich i zacząłem powoli przeżuwać tost z dżemem. Jakoś mi nie smakował. Miał dziwnie gorzki smak, jak nigdy dotąd. Smak kłótni, pomyślałem z ukłuciem w sercu. Lecz kiedy przypomniałem sobie zachowanie chłopaków, od razu przestałem żałować tego, co zrobiłem.
Zasłużyli na to, stwierdziłem z dziwną pewnością siebie. Kiedy przeżułem do końca moje jedzenie, prawie nietknięte, poszedłem do dormitorium, w którym już byli moi koledzy. Nastała krępująca cisza, którą niespodziewanie przerwałem, wychodząc z dormitorium z trzymanym pod pachą stosem książek, potrzebnych na lekcje.
Kiedy zabrzmiał dzwonek, który akurat w moim przypadku oznaczał początek lekcji eliksirów, poczułem się fatalnie. Nadal kipiałem złością i wciąż nie miałem najmniejszego zamiaru pogodzić się z chłopakami. Po prostu godność nie pozwalała mi na to. A raczej duma.
Nawet eliksiry, z tak mało wymagającym nauczycielem jak profesor Nederman, sprawiały mi tego dnia trudność. Z trudem skupiałem się, bo myśli wciąż miałem zajęte kłótnią z chłopakami. W końcu, po godzinnej męczarni, podszedł do mnie i mojego eliksiru profesor Nederman. Nawet on podniósł brwi na mój ohydnie pachnący zgniłymi jajkami eliksir i odszedł bez słowa, po długim przypatrywaniu się mojej miksturze z politowaniem. Kiedy usłyszałem dzwonek na przerwę, z ulgą pozbierałem moje rzeczy i wyszedłem z klasy. Już miałem iść do dormitorium na półgodzinną przerwę między tą a kolejną lekcją, gdy na korytarzu zaczepił mnie przy wszystkich prócz nauczyciela Jordan, mój największy a zarazem jedyny wróg szkolny. Patrzył na mnie z szyderczym uśmiechem, po czym zaczepił z drwiącym spojrzeniem:
-Hej, Wiktor, no nie mów, że ze słynnym, wielkim i zawsze niepokonanym Krumem ktoś się pokłócił?!
Nie wytrzymałem. Po prostu puściły mi nerwy. Byłem wściekły, a złośliwa zaczepka Jordana po prostu przebrała miarkę. Ze wzrokiem bazyliszka rzuciłem się na Jordana, krzycząc:
-Expelliarmus!
Jordana odrzuciło w tył, a mina mu zrzedła. W tym momencie z klasy eliksirów wyszedł profesor Nederman. Widział dostatecznie dużo, by wiedzieć, kto jest winien rzuconego zaklęcia. Nie widział jednak jego zaczepki. Obrzucił mnie lodowatym spojrzeniem, po czym rzekł krótko:
-Ze mną do gabinetu. Obydwaj.
Z dumnie podniesioną głową ruszyłem za nim, a obok mnie kroczył równie wyniośle Jordan, choć na jego twarzy widniał kpiący uśmieszek. Widocznie sądził, że już wygrał tę bitwę.
I tu się mylisz, pomyślałem z mściwą satysfakcją, i tu się mylisz.
Kiedy doszliśmy do gabinetu profesora, poczułem lekkie zdenerwowanie, więc, starając się to ukryć, jeszcze wyżej podniosłem głowę. Zdziwiłem się, bo kiedy obróciłem się, zobaczyłem Briana, Digela i Toma.
Profesor Nederman wyraźnie też to zauważył, bo rzekł do nich z lekkim zdziwieniem:
-Przecież was nie wzywałem...
Na to Digel swobodnie odparł:
-Wiemy, panie profesorze, ale my, jako świadkowie, chcieliśmy panu pomóc...
Nederman dał się na to nabrać, ponieważ Digel od pierwszej klasy jest jego pupilkiem. Faworyzuje go w tak dużym stopniu, że teraz uśmiechnął się tylko pobłażliwie i z aprobatą kiwnął głową.
-A więc, panie Wehen- zaczął, uważnie patrząc na Jordana- co takiego się stało?
Jordan oczywiście od razu zaczął kłamać, że zaatakowałem go z zaskoczenia i tak dalej. Digel przerwał mu jednakże niecierpliwie, broniąc mnie i opowiadając prawdziwą wersję wydarzenia, odrobinę jedynie dodając zaczepce Jordana trochę więcej złośliwości Brian i Tom przytakiwali mu z zapałem.
Nie wierzyłem własnym uszom. Digel, któremu dzisiaj tak dopiekłem, dla którego byłem tak niemiły, to samo zresztą z Brianem i Tomem, broni mnie? Poczułem wielką falę wdzięczności, która mnie ogarnęła. Kiedy profesor Nederman wypuścił nas obu, nie karząc żadnego, a jedynie nakazując nie powtórzyć tego już nigdy, spojrzałem na chłopaków z tak dużą wdzięcznością, że uśmiechnęli się lekko. Potem chciałem wybąkać jakieś przeprosiny i podziękowanie, ale oni machnęli tylko ręką, mówiąc:
-Ok, nic się nie stało...Już się nie gniewamy...
Ja szeroko uśmiechnąłem się w odpowiedzi i ze szczęściem w głosie spytałem:
-Przyjaciele?
-Na zawsze!- odparli ze śmiechem.
Notka fajna, dużo uczuć, ale nie podobało mi się, że dużo stosujesz powtórzeń i to zakończenie takie trochę... pompatyczne. Nie no, poza tym, całkiem niezła akcja z kwiatkiemn, zabiłabym, gdybym miała współlokatora tak udatnie podlewającego roślinki, jak Digel ;) Buziaki!
P.S. Wstawiam ... P;)
Fajnie piszesz Ta akcja z Digelelem jest superxD "A że troszeczkę nie trafiłem do doniczki..."- To mnie powaliło z nóg^^ Jesteś świetnym Wiktorem=)
Rovii ;** Czwartek, 09 Października, 2008, 00:25
Fajna notka, chociaż te powtórzenia...brrr ... proszę mi tu je zaraz zedytować! ;))
Świetna akcja z tym kwiatkiem ;) pozabijałabym delikwentów xD
Zastanawiam się jednak nad:
,,Kiedy usłyszałem dzwonek na przerwę, z ulgą pozbierałem moje rzeczy i wyszedłem z klasy."
Popawniej jest chyba ,,swoje" ale nie jestem pewna ;p xD
Wstawiam P ;)) i zapraszam do Voldiegoo ;)
Ha,ha,ha! Normalnie śmiech mnie ogarnia, jak czytam o Digelu, co za pozytywny człowiek Nie zmienia to faktu, że zabiłabym go na miejscu Kruma Notka fantastiko, pełna uczuć, napięcia i humoru pierwszej klasy. Wybitny! Buziaki i zapraszam do Martusi,nowa nocia :P
Notka pełna pozytywnej energii.
Naprawdę!
Aż mi się śmiać chciało, jak opisywałaś tą całą sytuację!
Podobało mi się strasznie, co nie zmienia faktu, że podobałoby mi się bardziej gdyby wpis był dłuższy.
Czekam na następną nocię!
Pozdrowienia!;*
Madeleine Sobota, 11 Października, 2008, 09:22
notka normalnie jest świetna. ten początek normalnie zwalił mnie z nóg - dosłownie - ta akcja z doniczką... ja nie mogę...
u mnie notka pojawi się dzisiaj wieczorem lub z rana jutro. ale postaram sie dodać ją jak najszybciej.
pozdrawiam. i zgadzam się z Madziarą że jesteś świetnym Wiktorem.
Alyssa Niedziela, 12 Października, 2008, 19:17
Czytam po raz pierwszy twój pamiętnik i muszę przyznac, że jest naprawdę wspaniały.
Opisałaś całą sytuację na Zadawalający, nie na Wybitny, ponieważ czegoś mi brakowało...
Tylko nie wiem co?
Ale cóż nie pozostaje mi nic innego jak czekac na następną nocię, a żeby sobie umilic ten czas przeczytam cały pamiętnik od początku ;)
Życzę weny i pozdrawiam
Alyssa
P.S. Zapraszam do Ali nowa notka ;)
Eveline Wtorek, 14 Października, 2008, 12:47
Zdecydowanie zły dzień, to miałabym, gdybym tej notki nie przeczytała Sorki, że tak późno komentuję, ale ledwo mi starcza czasu a i o noty się muszę postarać xD No, ale wracając do notki.
Paravati! Twoja dawka uczucuć i opisów może być śmiertelna, dlaczego? Bo są one tak wspaniałe, że ktoś z wrażenia może kopnąc w kalendarz.
No i ta twoja akcja... Masz genialne pomysły. Zanim zaczęłam czytać twój pam. uważałam Wiktora za postać bezbarwną, ale twojego Wiktora, wprost kocham! zdaję sobie sprawę, że trudno jest pisać w innej szkole, niż Hogwart (pisząc u Fleur, wiem co mówię) dlatego wielkie W i brawa!