Witam wszystkich serdecznie! Notka dość późno, ponieważ nie miałam dostępu do komputera dłuższego niż na 10 minut i to tylko wtedy, kiedy rodzice nie patrzyli ;-P Mam nadzieję, że notka się spodoba.
Pozdrawiam wszystkich i gorąco dziękuję za wszystkie komentarze
Parvati:*
Zamarłem, słysząc jej słowa. Szyderczy uśmiech, który pojawił się na wzmiankę o problemach dziewczyn typu koloru szminki, zrzedł natychmiastowo, a zamiast niego zastygłem w zdziwieniu i osłupieniu, nie mogąc uwierzyć w to, co mi powiedziała Sonia. Nagle poczułem nagły żal, ogarniający mnie z każdą chwilą coraz mocniej. Nie mogłem przyjąć tej myśli do siebie, po prostu nie mogłem! Może zabrzmi to głupio, ale fakt, że Missel jest w pewnym sensie poszkodowana, nie pozwalał mi na naśmiewanie się z niej po kłótni. Wyrozumienie i litość zagłębiały się w moje serce coraz mocniej i mocniej, i wciąż spotykały zamknięte drzwi, niedopuszczające ich zupełnie do środka. Nie chciałem przyjąć tej myśli do siebie, bolała a zarazem sprawiała niemiłą, mściwą satysfakcję, nie wiedzieć, dlaczego. Sam nie byłem w stanie zrozumieć tej niemej walki, toczącej się we mnie w tej pełnej napięcia a zarazem wahania chwili. Czułem na sobie wyczekujące spojrzenie Sonii, już chciałem jej rzucić, że kłamie. Sądziłem, że pozwoli mi to oddalić się od problemu, wyprzeć się go, porzucić. Lecz kiedy po chwili uniosłem na ułamek sekundy głowę i zobaczyłem w oczach Sonii w pewnym sensie iskierkę współczucia i cichej prośby, zaniechałem tego czynu. Zdałem sobie sprawę, że jest to całkowicie bezsensowne. Krótkie i brutalnie szybko wypowiedziane słowa Sonii wbijały mi się z każdą chwilą mocniej niczym szpilki, raniące nie ciało, lecz myśli i uczucia. W głowie szumiał mi zamęt, zaś w sercu lodowatą barierkę, ostatkami sił broniącą się przed tymi wszystkimi słowami, które tak nagle i mocno uderzały we mnie bez mojej zgody czy pozwolenia. Bałem się spojrzeć głębiej na Sonię w obawie, że ujrzę w jej oczach wyrzut na te wszystkie niemiłe teksty w stronę i tak już w pewnym sensie skrzywdzonej przez los, samotnej i zamkniętej w sobie Missel. Ogarnęło mnie przez chwilę nagłe znużenie, głowa zaczynała boleć od nawału myśli i problemów. Po raz pierwszy w życiu poczułem, że niczego tak bardzo nie chciałem, jak jakiegoś przeniesienia się w inne miejsce, które pozwoliłoby mi na oddalenie się choćby na kilka minut od tej najbardziej męczącej części problemów. Dopiero potem przeklinałem własną głupotę. Sonia jakby czytała w moich myślach- ni stąd, ni zowąd wyczarowała wielki kocioł, pełen niebiesko-srebrnej substancji, bulgoczącej w niej niemiłosiernie. Podniosłem oszołomiony wzrok na Sonię, ona jednak uśmiechnęła się tylko lekko i gestem nakazała milczenie. Spuściłem więc wzrok z niej i z niepokojem i jakby obawą począłem przyglądać się jeszcze dokładniej dziwnej rzeczy, leżącej na stole obok mnie. W końcu, po kilkunastu minutach ciszy, spytałem:
-Jak to możliwie, że niepełnoletnia czarownica mieszka samotnie?
Sonia w odpowiedzi posłała mi zirytowane spojrzenie i, siląc się na cierpliwość, odrzekła:
-Widzisz, kiedyś, gdy mała Missel…A zresztą- zobaczysz!
-Co?- krzyknąłem, widząc że Sonia chwyta mnie za rękę i ciągnie do dziwnego kotła..- W życiu się nie zgodzę!- zaprzeczyłem głośno, lecz ona tylko mocniej popchnęła mnie. Na swoje wyjaśnienie rzuciła tylko zwięzło i sucho:
-Zaufaj mi, to ci wszystko pomoże zrozumieć!
Nie zdążyłem jej odpowiedzieć, bo już dziwna substancja przeniosła mnie do jakiegoś ponurego miejsca. Rozglądając się po pustej, zwykłej i szarej uliczce warknąłem do siebie samego:
-Nigdy nie ufać dziewczynom! To zdradliwie potworki!
Siląc się na spokój, postanowiłem dokładniej przyjrzeć się temu dziwnemu miejscu. Było to mała, zaniedbana i brudna uliczka, które najwyraźniej swoją obskurnością zrażało wszystkich ludzi do tego stopnia, że nie chcieli tu przychodzić. To by wyjaśniało fakt, iż stałem w tym miejscu zupełnie sam. Po chwilowym zaciekawieniu tym miasteczkiem przyszła nagła obawa. Bo rzeczywiście nie jest na najbezpieczniejszy sposób spędzania czasu- samotne włóczenie się bez śladu orientacji po podejrzanym miejscu. Przeklinając w duchu własną głupotę, że zaufałem Sonii, ruszyłem w nieznane, czyli prosto przed siebie. Stwierdziłem, że już nie może być gorzej i nic się nie stanie, jak rozejrzę się po okolicy. Już miałem zrobić pierwszy krok, gdy usłyszałem głośny tupot stóp. Zamarłem, wyczekując najgorszego. Lecz nic się nie stało- obok mnie przechodził jakiś starszy pan, z długą białą brodą, a obok niego dreptała wyniosła i z dumnie uniesioną głową kobieta. Wyraźnie dyskutowali na jakiś temat. Ponieważ nie wyglądali na podejrzane osoby, chciałem do nich podejść. Spytać się o drogę czy chociażby poprosić o pomoc. Podszedłem więc do nich i spytałem nieśmiało:
-Przepraszam, czy moglibyście mi państwo pomóc? Zgubiłem drogę...
Oni jednakże albo mnie nie usłyszeli, albo zwyczajnie zignorowali. Postanowiłem spróbować jeszcze raz i nie zrażony pierwszą próbą, powtórzyłem pytanie, tyle że głośniej i bardziej stanowczo. Wreszcie zniecierpliwiłem się i pełen gniewu na ludzką arogancję, krzyknąłem:
-Przepraszam, bardzo proszę o pomoc!
Kiedy zobaczyłem, że wciąż nie odpowiadają, zdenerwowałem się i dla całkowitego upewnienia się pociągnąłem staruszka za długą brodę. Nawet nie zareagował! Nie wiem, dlaczego, ale coś głęboko we mnie nakazało mi iść za nimi. Nie opierając się przeczuciu, ruszyłem za nimi. Szeptali coś bardzo cicho, ta wyniosła, wyprostowana kobieta nerwowo rozglądała się dookoła. Zdziwienie we mnie rosło, niepokój również, a mężczyźni wciąż niezmordowanie szli przed siebie. Sądziłem, że idziemy godzinę. Kiedy wreszcie staruszkowie się zatrzymali, zobaczyłem przed sobą jakiś wielki budynek, równie stary i zaniedbany, jak inne, tylko o wiele większy. Po krótkim wahaniu udali się wewnątrz niego, a ja wślizgnąłem się tuż za nimi. Już nawet nie próbowałem być cicho- zrozumiałem, że i tak mnie nie słyszą, albo naprawdę są strasznymi ignorantami. Urządzenie budynku było bardzo skromne. Wszędzie widniały szare i ledwie trzymające się ze starości meble, nie było żadnych obrazów, dywanów czy choćby firanek. Nic, tylko zakurzona szafa, komoda, prawie gasnąca świeca i biurko, za którym siedziała znużona kobieta. Lewą ręką podbierała wciąż opuszczającą się głowę, zaś prawą próbowała coś pisać. Kiedy zobaczyła staruszka i tę kobietę, pojawił się na jej twarzy lekki uśmiech i wstała. Przywitała się z nimi i rzekła:
-Państwo pewnie do Missel, prawda?
Kiedy to usłyszałem, zakrztusiłem się. Wtedy wdarła się we mnie przeraźliwa prawda- Missel już od małego mieszkała w tym obskurnym domu!
Tajemnicze osoby zdjęły kaptury i wtedy ich rozpoznałem- to Dumbledore i ta kobieta z Hogwartu, chyba McGonnagal!
-Tak, zgadza się- odrzekła surowym głosem McGonnagal, choć jedna nutka w jej głosie zdradziła, że jest bardzo zdenerwowana.
Wtedy kobieta zza biurka wstała i gestem wskazała na kręte schody. Ruszyliśmy za nią i po chwili dotarliśmy do drzwi jakiegoś pokoju. Pani zapukała i na smutne „proszę!” weszliśmy do niego. Wewnątrz na starym krześle siedziała chyba 11 letnia dziewczynka o smutnej twarzyczce i delikatnych rysach. Nawet bez poprzednio wymienionego imienia poznałbym, że jest to Missel.
Kiedy zobaczyła Dumbledore'a i McGonnagal wpierw się przeraziła, poczym ożywiła się i wskazała na prawie połamane łóżko, pokryte brudną kapą. Czarodzieje usiedli i pierwszy przemówił Dumbledore:
-Jesteś Missel, prawda?- spytał, a kiedy zobaczył nieśmiałe kiwnięcie głową, ciągnął dalej.- Zapewne nie wiesz, że jesteś czarodziejką.
Na twarzy dziewczynki pojawiło się niedowierzanie. Wstała i pomachała przecząco głową, ale Dumbledore potwierdził to, mówiąc:
-To jest prawda. Uwierz mi. Powiedz mi szczerze, Missel…-urwał i niemym spojrzeniem poprosił panią o wyjście, a ona natychmiast pojęła to i wyszła- czy podoba ci się w tym miejscu?
-Oczywiście, że nie, ale co mam zrobić?- szepnęła Missel z rozpaczą w głosie.
-Otóż widzisz, każdy czarodziej idzie do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, Beaxbatoms lub Durmstrangu. Są to trzy szkoły uczące magii. Ty również do niej pójdziesz, jeśli zechcesz, oczywiście. Jest to szkoła z internatem.
Twarz Missel po raz pierwszy rozjaśnił uśmiech i z radością krzyknęła:
-Oczywiście, że chcę! Proszę, mogę?
Dumbledore uśmiechnął się, nawet surową twarz profesorki pokryło wzruszenie.
-Ależ oczywiście- odparł.- Ale są też wakacje.
Missel natychmiast zrzedła mina. Spytała z nadzieją, czy można w niej zostać nawet podczas lata.
-Niestety nie…- Pokręcił głową ze smutkiem Dumbledore.
-A czy mogłabym…-urwała, patrząc ze strachem na nauczycieli, lecz gdy zobaczyła ich zachęcające spojrzenia, dokończyła:- Czy mogłabym... zamieszkać sama?
Zapadło długie milczenie, profesor wyglądał na zakłopotanego. McGonnagal przyglądała się badawczo Missel, jakby chciała ją ocenić.
-To zależy od decyzji pani opiekunki, lecz jeśli potrafiłabyś i byłabyś rozsądna…
Twarz Missel wydłużyła się w napięciu…
-Mogłabyś. Obiecaj mi tylko, że nie wyjdzie to poza mnie, ciebie i twoją ciocię z sierocińca. Pójdziesz do Durmstrangu, czuję, że będzie ci dobrze. Hogwart jest już przepełniony, Beaxbatoms również.
Po długiej namowie pani od sierocińca, Missel wyszła z sierocińca z profesorami i swoimi rzeczami- czyli prawie pustą siatką. Ja natomiast z niesamowitą prędkością znalazłem się, oszołomiony, w teraźniejszości z jeszcze większym zamętem w głowie niż poprzednio.
Powiem Ci szczerze, że ten wpis nie jest szczytem Twoich możliwości. Nie mówię, że jest źle. Bo naprawdę jest to notka na dość wysokim poziomie. Tylko jak dla mnie trochę absurdalne jest to by jedenastoletnia dziewczynka zamieszkała sama, zaakceptowałabym, jeśli miałaby trochę więcej lat.
Małą drobnostką, która rzuciła mi się w oczy podczas czytania, było to, jak nazwałaś dyrcia i profesorkę mężczyznami.xD
Kilka literówek również było, ale rzadko kto ich nie robi. Ja wręcz mogę ochrzcić się mianem ,,Fabryki pozjadanych literek".
To tyle, pozdrawiam i nie gniewaj się;].
Droga Parvati, wielce dziękuję Ci za wspaniały komentarz u Marty. Jestem naprawdę przeszczęśliwa, że tak dobre zdanie masz o mojej twórczości. Twój wpis natomiast był dla mnie bardzo szokujący: napisany idealnie literackim językiem, pięknie ukazane uczucia i dramatyzm sytuacji... fascynujący, robiący kolosalne wrażenie wpis. Mam tylko nadzieję, że z Mis nie będzie takie ziółko, jak z Tomcia Ridla Buziaki, P:*
Parvati, notka była dobra, chociaż szczerze Ci powiem, że nie przekonałaś mnie w 100%. Przecież nikt nie pozwoliłby Missel mieszkać samej!
Ale rozumiem, że jakoś musiałaś przekazać to, co chciałaś. Nie do końca tylko zrozumiałam chyba, ale to prawdopodobnie z powodu przewlekłego zmęczenia. Z własnej głupoty zbyt późno chodzę spać...
Poza tym, notka na dobrym poziomie, stylistycznych błędów tam nie zauważyłam.
Pozdrowienia!;*
Madeleine Czwartek, 04 Grudnia, 2008, 19:20
bardzo, bardzo, normalnie i nienormalnie rewelacja. naprawdę notka bardzo realistyczna. chciałabym poczuć to COŚ co czujesz pisząc. te uczucia, emocję, mysli...
u mnie nowa.
pozdrawiam.
Lara (Roxanne) Czwartek, 04 Grudnia, 2008, 22:10
Parvati, cudowna notka! Jak zwykle, zresztą. xD Bardzo mi się podoba pomysł z Durmstrangiem, bo nie jest tak jak zazwyczaj, że ktoś idzie od razu do Hogwartu. Notka bardzo przemyślana.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
Lara
Rovena/ZKP Sobota, 06 Grudnia, 2008, 20:50
Bardzo ładna notka Troszkę smutna, zleksza intrygująca... realistyczna i ... i ogółem to żal mi Missel. Biedaczka. Przyłączam się do pytania Nutrii i Ann. Jak 11 letnia dziewczyna może mieszkać sama? Mam nadzieję, że wyjaśnisz to w kolejnej notce
Zapraszam do Voldiego na nowy wpis
Rovena/ZKP Sobota, 06 Grudnia, 2008, 20:53
Szkoda, że Missel nie jest starsza Można by ją związać z moim kochanym LoVuaa. Ten sam sierociniec, znajomość, jakieś wspomnienia xD
Madeleine Niedziela, 07 Grudnia, 2008, 08:19
a oni nie są w szóstej klasie? cały czas zdawało mi się, że są starsi..
pozdrawiam.
Rovena/ZKP Niedziela, 07 Grudnia, 2008, 22:30
,,...coś głęboko we mnie nakazało mi iść za nimi. Nie opierając się przeczuciu, ruszyłem za nimi." Tu jest powtórzenie kochana ;*