Kochani! Ani się obejrzałam ,a tu już luty. Za dokładnie 12 dni będę obchodzić ważną dla mnie datę jubileuszową- pierwszy rok z pamiętnikiem Wiktora Kruma Ale o tym więcej we wstępie kolejnej, jubileuszowej notki, na którą zapraszam już 17 lutego Ten wpis jest dość krótki, lecz w kolejna notka będzie dłuższa i odpowie na większość pytań po tej
Tymczasem życzę Wam miłej lektury i liczę, że notka się spodoba
Pozdrawiam Was serdecznie,
Parvati:*
Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem przed nimi jakieś rozmazane, kolorowe obrazy. Spróbowałem ruszyć ręką, by sięgnąć po wodę. Chciałem zwilżyć suche wargi, lecz gdy tylko poruszyłem dłonią, syknąłem z bólu. Okazało się, że każdy ruch ciała sprawia mi wielkie cierpienie- nie wiedzieć, dlaczego. Mój ból był podobny do wbijania mi ostrych drzazg w każdy fragment obolałego ciała. Próbowałem przypomnieć sobie chwile przed tym, jak straciłem przytomność, jednakże nic nie pamiętałem. Mrużąc oczy, postarałem się wyostrzyć obraz. Po krótkiej chwili oszołomienia bólem wrócił i zmysł słuchu- dookoła mnie słyszałem podekscytowane a zarazem przepełnione współczuciem głosy. Nie miałem jednak ani siły, ani ochoty na to, by skoncentrować się i próbować zrozumieć choć kilka wypowiedzianych przez nie słów, a co dopiero na nie odpowiedzieć. Umysł miałem zmęczony, znużony, jakby dotychczasowy ból odebrał mi całkowicie siłę. Długo zmagałem się z ciemnością przed oczami, długo starałem się zachować przytomność. W końcu jednak, po kolejnej fali bólu, poddałem się i powędrowałem daleko, daleko od Durmstrangu, w piękną krainę odpoczynku i snu.
Nie były to jednak przyjemne sny- ciemne, bezkształtne plamy na tle szarości, kształty o nieokreślonej konstrukcji, przypominające sępy, czyhające na każdy mój ruch. Wiłem się przez sen, podobno nawet krzyczałem, by choć spróbować odgonić koszmary. Niestety, bez skutku Ciemne, mroczne i posępne plamy nie chciały odejść i męczyły mnie tak długo, aż w końcu, przemęczony psychicznym cierpieniem, otworzyłem sine powieki.
Wciąż znajdowałem się w czystej, lśniącej bielą sali skrzydła szpitalnego. Tym razem nie słyszałem głośnych rozmów. Wszyscy milczeli, z niecierpliwością wpatrując się we mnie. Ciszę tę przepełniało napięcie, czułem na sobie masę spojrzeń. Z trudem skupiłem się na twarzach osób, które skierowane były ku mnie. Wreszcie moje oczy potrafiły dokładnie widzieć. Nie wiem, dlaczego, ale gdy ujrzałem przed sobą przejętą twarz Digela, a także przerażone oblicze Petera i innych przyjaciół, zmartwione spojrzenia nauczycieli i pełną wątpliwości minę pielęgniarki, poczułem niesamowitą ulgę. Jakby coś dużego i ciężkiego, leżącego na moim sercu, spadło z niego z dużym hukiem. Długą chwilę zajęło mi zorientowanie się w ogóle tego zamieszania. Dopiero po dobrych pięciu minutach udało mi się sformułować jakiekolwiek zdanie.
-Jak....Jak to się stało?- wyjąkałem, z trudem nie krzywiąc się z bólu, kiedy przy mówieniu poruszyłem lekko głową. Koledzy rzucili mi współczujące spojrzenia, przez które poczułem się bardzo skrępowany. Minęło sporo czasu, zanim odezwał się Digel.
-Widzisz...To było coś strasznego...- Wyraźnie bawił się moją niecierpliwością, drocząc się ze mną. Dobrze wiedział, że zależy mi na szybkiej odpowiedzi, bo z niecierpliwością czekałem na to, aż dowiem się prawdy, więc specjalnie przedłużał swoja wypowiedź.
-Nie nadwyrężaj mojej cierpliwości, Digel- warknąłem ostrzegawczo.
Tylko zaśmiał się gardłowo. W końcu jednak, widząc moje piorunujące i zarazem mordercze spojrzenie oraz pełne politowania dla jego popisu spojrzenia dziewczyn, ciągnął lekko zażenowany dalej:
-Widzisz...Kiedy prawie dotykałeś już znicza, ba, kiedy miałeś go już prawie w ręku, nagle, bez żadnego powodu, straciłeś przytomność i spałeś z wysokości dobrych sześćdziesięciu stóp...-Digel pokręcił z niedowierzaniem głową. – Aż cud, że wciąż żyjesz. Na szczęście, upadłeś nie na głowę, lecz na plecy. Masz jedynie złamany kręgosłup i kilka żeber, no i jeszcze ta prawa ręka...
-Taaak, rzeczywiście, jedynie...-mruknąłem z sarkazmem. Chłopacy parsknęli śmiechem, lecz po chwili Digel rzekł z rezygnacją:
-Najgorsze jest to, że choć zbadali cię lekarze z Gonnara*, wciąż wygląda na to, że nie straciłeś przytomności ani z bólu, ani z ot tak. Prawdopodobnie...-Urwał, widząc moją blednącą twarz. –Wszystko ok?- zapytał grzecznie.
Machnąłem ręką na znak, że nic mi nie jest oraz gestem ponagliłem go.
-A więc prawdopodobnie rzucono na ciebie zaklęcie powodujące nagłą utratę świadomości. Jest to dość skomplikowane zaklęcie, choć każdy przeciętny uczeń z odrobiną ambicji da sobie z nim radę, co bardzo utrudnia sytuację- nie możemy wykluczyć uczniów. Każdy mógł to zrobić...Pytanie tylko- dlaczego? Czy chodziło mu tylko o wygraną drużyny Jordana, czy kryje się za tym coś więcej?
*Gonnar- znana czarodziejska lecznica dla czarodziejów i czarownic, znajdująca się w centralnej Bułgarii. Jedna z najlepszych, jeśli chodzi o uzdrowicieli i sprzęty.
Droga Parvati, faktycznie widać, że to wpis wprowadzający do wpisu jubileuszowego i tylko dlatego Ci wybaczę to dziwne, nierozładowane napięcie. Dobry pomysł z zaklęciem i upadkiem, tylko nie zrób z Wika drugiego HP mordowanego podczas meczu przez Quirrela pozdrawiam i invite to me!
gorgie Sobota, 07 Lutego, 2009, 17:42
notka ciekawa, ale stanowczo za krótka, wiec czekam jubileuszowy wpis z niecierpliwośćią
Oj biedny Krumuś. Musi biedaczysko cierpieć. Notka bardzo bardzo dobra, tylko również (jak wyżej Marcie) czytając ją, przyszedł mi na myśl HP. Fajnie byłoby gdyby Wiktor zakochał się w końcu bez opamiętania i co ważniejsze z wzajemnością. Nie mogę doczekać się 17 lutego. Hehe, ciekawe co wymyślisz;]