Nowa ksiega Huncwotów! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Ostatni wieczór listopada. Mimo iż do świąt Bożego Narodzenia został jeszcze prawie miesiąc czasu, na korytarzach już mówiono o zapowidzianym z tej okazji balu. Dyrektor wymyślił, że co roku będą organizowane dyskoteki, bale, przedstawienia i konkursy. Na sylwestra, wielkanoc, walentynki, noc duchów, mikołajki, dzień kobiet...
Peter Pettigrew i Remus Lupin siedzieli na podłodze w salonie Gryffindoru patrząc tępo w kominek. Ciszę przerwał głos Petera:
- Remus, ty idziesz na ten bal?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo nie lubię takich imprez, nie umiem tańczyć, nie ma takiej opcji, żebym kogoś zaprosił i mi się nie chce.
- No no, cóż za pesymizm w twym głosie, Remusku.
Lupin wzdrygnął się, gdy Black gwałtownie objął go w pasie mówiąc mu do ucha wcześniej wypisane słowa. Remi krzywiąc się, delikatnie oswobodził z serowego uścisku.
- Syriusz, ile razy mam ci powtarzać, byś mi tak nie robił?
Syriusz westchnął, robiąc skruszoną minę. Ukłonił się nisko, wymachując zabranym skądś kapeluszem z orlimi piórami. Wyprostował się nakładając go sobie na głowę i opadł ciężko na kanapę. Popatrzył na Remusa bystrymi, szarymi oczami przyglądając się jego delikatnej, dziewczęcej buźce. Nabrał powietrza i uśmiechnął się nonszalancko, mówiąc z wyuczonym w domu akcentem:
- Wać panna czemuż to iść nie zgodna? Toć bal to okazja do zeznania kogoś pasjonującego, jeno może jakiś adorator się trafi panience? Tyś przecie gładka i apetyczna, niczym jagniątko młode. Toci jeden ma chrapkę na takie złote włosy, delikatne lica, alibo piękne oczęta?
Remus nachmurzył się i sięgnął po poduszkę. Zamachnął się i skoczył na Syriusza okładając go workiem pierza.
- Ja nie jestem ani wać panna, ani jeno panienka, mości panie Black! Tyś masz jakieś dziwne pomysły, wać panie!
- Spokojnie, dziewko, opanuj że się!
- Nie jestem dziewką!
Peter obserwował kłócących się kolegów z pierwszego roku. Rozmemłany uśmiech wkradł się na jego pulchne policzki. Obejrzał się, słysząc jakiś ruch koło wyjścia na korytarz. Do Pokoju Wspólnego weszła panna Aniston. Spojrzała na szarpiących się Gryfonów z krzywym, sardonistycznym uśmieszkiem. Black zauważył ją i przestał napastować przygniecionego do kanapy, śmiejącego się od uporczywych łaskotek Remusa. Popatrzył na nią z uniesioną lekceważąco brwią i uwolnił Remiego, który stoczył się na podłogę i na kolanach wycofał między fotele. Ser odgarnął włosy z oczu i spojrzał na Remiego.
- Nie umiesz tańczyć? Każdy umie, co ty gadasz.
- Taa... Najwyżej kogoś stratuję.
Black parsknął, szybko poważniejąc.
- Tymi małymi stópkami? Jeno nie przesadzasz?
- Oj weź... Nie mam ochoty wiginać się jak jakiś pijany pawian, noo!
Syriusz odrzucił głowę do tyłu, wybuchając donośnym śmiechem. Peter chichotał nerwowo, a Remus oparł się głową o fotel, obracając w palcach włókna szkarłatno-złotego dywanu, nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu wciskającego mu się na twarz. W policzkach pojawiły mu się delikatne dołeczki.
- Może chodźmy spać? Jutro wielki dzień uniesienia dla Pottera.
Chłopcy kiwnęli głowami, przystając na propozycję Remiego i wstali, przeciagając się. Zgodnym krokiem ruszyli w stronę sypialni, raz po raz ziewając.
James Potter otworzył, oczy czując łaskotki w brzuchu. Tak... Mecz Quidditcha! On sam nie brał udziału w grze, ale uwielbiał ten sport. To było jego życie, jego pasja, zainteresowanie. Na jego temat wiedział wszystko. Kto zapoczątkował tę grę, gdzie odbyły się pierwsze rozgrywki, kiedy i gdzie wykuto pierwszego znicza i kto to zrobił, jakie drzewo jest najlepsze do robienia rączki, minimalnie wymagana prędkość przyspieszenia... Wyskoczył z łóżka jak na sprężynach i w podskokach pobiegł do łazienki. Nucąc międzynarodowy hymn Quidditcha wziął prysznic, wytarł się i ubrał. Wyszedł z toalety i popatrzył na swoje rozmemłane łóżko. Podszedł bliżej i poprawił przekrzywiony plakat Srebrnych Strzał. Rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym z impetem wskoczył na łóżko Remusa.
Przestraszony gwałtownym szarpnięciem łóżka z efektem dźwiękowym głośnego "Łuuuu!", Remi usiadł gwałtownie, zaczynając się piskliwie wydzierać. Swoim słowiczym głosem obudził Syriusza, który przez sen ulokował swe szanowne stopy na poduszce i zwisł do połowy z łóżka. Poderwał się i spadł uderzając głową w kufer. Zawył, chwytając się za obolałe czoło i oparł się plecami o szafkę nocną, zwalając na siebie dzbanek z wodą.
James zaśmiewał się w głos, widząc ich miny. Zataczał się na środku pokoju, trzymając za brzuch. Syriusz i Remus wymienili spojrzenia. Podeszli do siebie, przekazali półgębkiem kilka słów i Lupin zniknął w łazience. Odkręcił kurek z lodowatą wodą lejąc ją do wanny. Kiedy była napełniona po brzegi, jak gdyby nigdy nic umył zęby i poszedł do szafy po ubrania. Skinął nieznacznie Syriuszowi, który czekał na sygnał ubrany jedynie do połowy. To żeby się nie zachlapać... Wylewitował rechoczącego Pottera do łazienki, tuż nad wannę. Spoważniał natychmiast.
- Ej, chłopaki...
- Hmmm?
W drzwiach stanął Remus. W rozpuszczonych włosach wręcz do złudzenia przypominał nienaganną blondyneczkę. James widząc go znów dostał niekontrolowanego napadu głupawki. Black przewrócił znudzony oczami i wrzucił kolegę do wanny. Odgarnął przyklejone do ochlapanej twarzy włosy i wyszedł razem z Remim zamykając za sobą drzwi. Lupin stuknął delikatnie różdżką w klamkę. Rozbłysła złotym światłem. Opadli na łóżko śpiącego Petera, czekając na reakcję Jima. Nie musieli długo się nudzić - już po chwili dało się słyszeć, że pewien pierwszoroczniak wytoczył się z wanny i człapie ku drzwiom. Lupin przyłożył dłoń do ust chichocząc cicho. Złote włosy opadły mu zza uszu na twarz rozsypując się po ramionach. Black przygryzł wargę nie mogąc się doczekać reakcji rozczochrańca. Klamka przekręciła się, ale drzwi nie drgnęły nawet o cal. Zaczęła się szarpać i klekotać. Rem wtulił twarz w ramię Blacka hamując wybuch śmiechu. Podniósł głowę patrząc dużymi, bursztynowymi oczami na drzwi drżąc od tłumionego chichotu. Drzwi zaczęły dygotać od kopnięć Jamesa. Lupin wybuchnął śmiechem padając plecami na nogi Petera. Grubasek tylko zachrapał przez sen.
- Chłopaki! Z was to są pawiany, nie ludzie! Wypuśćcie mnie!!!
- Nie! - zawołał ze śmiechem Remus. - Jesteś na naszej łasce, leniwcu! Lepiej się pilnuj!
- Bo co?
- Bo cię tam zamkniemy na wieczność!
- Ale się boję... Ale doniesiecie mi śniadanie, no nie?
Syriusz uniósł brwi i powiedział:
- Śniadanie? Chyba śnisz, męczenniku! Będziesz tam o chlebie i wodzie!
- Znaczy się doniesiemy ci chleb, bo wodę już masz.
Black zakrztusił się, podkulając nogi. Objął je ramionami i zaczął się głośno śmiać, bujając w przód i w tył. Zacisnął powieki, spod których wypłynęły łzy radości. Rem zrobił dziwną minę i podśpiewując podszedł do szafy, by wyjąć z jej wnętrza szatę. Już miał ściągać koszulkę od piżamy, ale przypomniało mu się, że jest "zabandażowany" po pełni. Mruknął coś i zerknął na zapłakanego Syriusza bijącego pięściami w ziemię. Przygryzł malinowe usteczka i wszedł do łóżka, zaciągając kotary. Szybko się ubrał i podbiegł do dygocących w fasadach drzwi.
- Dobra, James... Wypuszczam cię...
Godzinę później, całą czwórką siedzieli przy stole Gryffindoru w Wielkiej Sali. Wszyscy uczniowie byli ożywieni, trwały zażarte dyskusje, gdzieniegdzie rzucano sobie ze złości kanapki/naleśniki/omlety/tosty w twarz. Bywa i tak... Bowiem tego dnia, pierwszego grudnia, odbywał się pierwszy mecz Quidditcha. Gryfoni przeci Ślizgonom. Standardowo od wielu lat.
Drużyna Lwów ćwiczyła zawzięcie, opracowywała nowe taktyki, szkoliła nowych zawodników od początku roku szkolnego. Nie przeszkadzał im deszcz, upał, kurzawa ani inne problemy atmosferyczne.
- Mówię wam, to dopiero będzie walka.
James włożył do ust kanapkę i odgryzł pół na raz. Przeżuł niecierpliwie, z trudem przełknął i popił sokiem dyniowym. Otarł podbródek rękawem i popatrzył na znudzonego Blacka. Z pochodzenia Ślizgon ale Gryfon, popatrzył na Pottera z powątpiewaniem unosząc brwi.
- Czym ty się tak emocjonujesz? Ja również uwielbmia Quidditch, ale nie mam takich napadów jak ty...
- Black, rzesz no! Quidditch to moja pasja!
- To w przyszłym roku zgłoś się do drużyny. Słyszałem, że kapitan odchodzi.
Jim pokiwał gorliwie głową, przytakując Remusowi. Syriusz westchnął i uniósł puchar pełen soku. Przyłożył go do lekko rozchylonych warg i upił kilka łyków. Oblizał się i odstawił go na stół. Westchnął głęboko, biorąc sztućce do ręki. Odkroił kawałek omletu, posmarował go malinowym dżemem i włożył do buzi. Potter zachichotał.
- Jesz jak jakiś książę z królewskich dworów.
Black popatrzył na niego, ciężko wzdychając.
- Bo ja jestem z takiego rodu, który w czasach średniowiecza piastował przez pewien czas tron królestwa Anglii. Nie zostało to uwzględnione w kartach historii, a to już nie jest moja wina.
Ziewnął ostentacyjnie, zakrywając się dłonią.
- Kurczę, wpajali mi takie zachowania od małego i teraz nieświadomie je wykorzystuję do życia codziennego...
- Bywa. - Remus odgarnął włosy z policzka i ugryzł własnoręcznie zrobioną kanapkę. Rozległy się głośne wiwaty Hufflepuffu, Ravenclawu i Gryffindoru. Od stołu Ślizgonów dało się słyszeć gwizdy i buczenia, bo oto do sali wkroczyła drużyna szkarłatno-złotych. Potter zerwał się z miejsca i zagwizdał głośno na palcach. Syriusz i Remus wymienili spojrzenia. Remus zachichotał. Uniósł nagle zaskoczony brwi. Popatrzył na Petera.
- Pet, a ty czemu nic nie jesz? To do ciebie niepodobne...
- Z nerwów nie mogę...! - zrobił żałośnie smutną minę, wsuwając dłonie pod uda. Syriusz przełknął bez pośpiechu to, co miał w ustach.
- To lepiej weź sobie coś na drogę, bo nie wysiedzisz. Szanse obu drużyn są wyrównane, mecz może się przeciągnąć nawet na kilka godzin.
- Warunki wspaniałe! Wiatru prawie nie ma, ale słońce świeci... To może przeszkadzać. Nasi powinni nadlatywać ze słońcem, wtedy Ślizgonom ciężej będzie się bronić, łatwiej będzie nam ich zwodzić i odbierać kafla...
Zmarznięta grudniowym zimnem trawa chrzęściła chłopcom pod stopami. Było dosyć chłodno, wszyscy hogwartczycy okutali się w płaszcze, szaliki i czapki odpowiednie kolorami do drużyny, której kibicowali. Black zwolnił, by zrównać się z Remusem.
- James teraz podnieca się tą grą jak nie wiem co... Wolę nie myśleć, jak będzie, gdy znajdzie się w drużynie.
- Nie wiadomo, czy go przyjmą.
- Taa... Samym optymizmem powali wszystkich na kolana.
Remus roześmiał się krótko, podnosząc głowę. Przyłożył dłoń do czoła, chroniąc wzrok przed rażącymi promieniami słońca. Pokręcił głową, widząc, że Potter macha do nich z najlepszych miejsc. Popatrzył na Syriusza, który nagle się skurczył. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy nagle poczuł, jak Black bierze go na ręce i biegnie ku trybunom. Zaczął się wierzgać i krzyczeć, myśląc, że to coś da. Ser tylko mocniej go ścisnął i przyspieszył. Nabrał powietrza i zawołał:
- Hej, wy tam! Pluskwy, ruszcie się! Ja tu damę mojego serca niosę!
- Black, kretynie, postaw mnie!
- Ani mi się śni!
- KREEEETYYYYYN!!!
Uczniowie głośno się roześmiali, widząc tę scenę.
Jeden pierwszoroczny chłopak biegnie ile sił w nogach do zwijającego się ze śmiechu kolegi, niosąc jednocześnie rzucającego się i wrzeszczącego drugiego pierwszoroczniaka. Masa ludu rzecznie się rozstąpiła, pozwalając im przejść bez potrzeby zwalniania. Lupin zrezygnował z prób uwolnienia się i objął Blacka za szyję.
- Tylko się nie wywal na tych schodach. Ja chcę żyć.
- Dobrze, dobrze. Będę uważ... aaaj!
- Weź! – jęknął piskliwie.
Syriusz tetralnie zachwiał się udając, że zaraz przewróci się do tyłu i oboje stoczą się na sam dół. Remiś mocniej go ścisnął, zamykając oczy. Black zachichotał.
- Cykorek z ciebie.
Lupin wytknął mu język i rozparł się wygodnie przymrużając oczy.
- Nieś.
Grupa Puchonek, słysząc to, parsknęła śmiechem. Dziewczęta popatrzyły na nich z czymś na rodzaj rozczulenia. Wymieniły kilka uwag na ich temat, po czym usiadły oglądając się na nich przez ramię. Chłopcy dotarli na zajmowane przez Jamesa miejsce. Syriusz posadził Rema na ławeczce.
- Nie było ci ciężko?
- Ciężko? Chłopaczku, zastanów ty się. - Opadł na ławkę między Remim a Jamesem. - Ty w ogóle coś ważysz?
- Noo... Chyba tak.
- Chyba…
James wyszczerzył zęby w uśmiechu. Zatrzepotał rzęsami i powiedział słodkim głosem:
- Uroczo razem wyglądaliście.
Chłopcy jednocześnie zmrużyli oczy.
- Policzymy się po meczu. Na murawie, na środku boiska, stała młoda nauczycielka latania, pani Hooch. Wokół niej zebrali zawodnicy obu drużyn.
- Edkins, Davies... Podajcie sobie ręce - powiedziała dziarsko pani Hooch. Davies, kapitan drużyny Gryfonów, uścisnął Ślizgonowi rękę.
- Dosiąść mioteł... I na mój gwizdek... Trzy... Dwa... Jeden...
Obie drużyny mocno odepchnęły się stopami od zmarzniętej ziemi i wystrzeliły w powietrze. Na całym boisku rozległ się głos komentującej Berty Jorkins. Przywitał ją zbiorowy jęk niezadowolenia starszych roczników. Berta zignorowała to i radośnie paplała do megafonu:
- I wystartowaaali! Drużyna Gryfonów przejęła kafla, dzięki zgrabnej akcji ich ścigającego, Dawlisha. Ścigający mknie ku bramkom węży, już już bierze zamach iiiiii.....
Remus skrzywił się widząc, jak oberwał tłuczkiem w sam środek kręgosłupa. To musiało boleć. Usłyszał wybuch śmiechu Blacka.
- Słyszeliście jak zakwiczał?!
- Rokwood do budy! - wrzasnął James wymachując dziko rękoma. - NA POLE WIDŁAMI MACHAĆ, A NIE PAŁKĄ WYWIJASZ!!!
- James ucisz że się, przecież musiał to zrobić, takie jego zadanie!
- Wiem! Ale prawie znokautował naszego!
Lupin westchnął kryjąc twarz w dłoniach. Po co on w ogóle szedł na ten mecz?! Mruknął coś niewyraźnie i popatrzył na grę przez rozstawione palce.
- Gryfoni znów przy piłce, Andrew Bell robi zgrabny unik przed tłuczkiem odbitym przez Goyle'a, mknie ku słupkom Slytherinu... Bierze zamach, jest sam na sam z obrońcą... Rzucaa... Iiiii! A niech to, Blaise złapał kafla i rzucił go do ścigającego ze swej drużyny.
Potter wychylił się za barierkę, bacznie obserwując przebieg gry. Wypatrzył szukającego Lwów. Uśmiechnął się lekko, widząc siedemnastoletniego kapitana drużyny, który z uwagą sunął wzrokiem po boisku, wyszukując złotej piłeczki.
Czas płynął, gra trwała już godzinę. Niebo powlekły ciężkie, ołowiane chmury, lekko się ściemniło. Uczniowie grali z determinacją broniąc swych obręczy i zawzięcie atakując te z przeciwnej drużyny. Tak jak mówił Syriusz, szanse były bardzo wyrównane. Z początku dom naszych bohaterów przejął prowadzenie, ale rozwścieczeni Ślizgoni szybko je zbili remisując do sześciu wbić. Peter zaczął jęczeć, że jest głodny. Black oderwał wzrok od ślizgońskiego szukającego i popatrzył na grubaska z czymś na rodzaj chłodnego triumfu w oczach.
- Mówiłem, że będziesz głodny.
- Jaki wynik?
Syriusz i James parsknęli śmiechem, słysząc pytanie Remusa. Black spojrzał na tablicę z punktacją upewniając się, że dobrze liczył.
- Remis... Sto dwadzieścia do stu dwudziestu.
Slytherin zaczynał być coraz bardziej zdenerwowany wyrównaniem wyników meczu, do którego sami doprowadzili. Zaczynali grać coraz ostrzej. W pewnym momencie, Goyle "zawadził" pałką o twarz Dawlisha, rozkwaszając mu nos. Oburzona pani Hooch przyznała rzut wolny poszkodowanemu. Roniąc krew z nosa wykonał trudny do obronienia rzut podkręconej piłki, ale Blaise'owi udało się go wybronić. Kibicie Lwów jęknęli głośno, gra została wznowiona. Potterowi oczy rozbłysły. Od dłuższego czasu obserwował maleńki punkcik, który spokojnie przelatywał ponad graczami.
- Jaki tępy jest ten szukający, ja chyba z pół godziny wgapiam się w tego znicza.
- Tak? Gdzie go widzisz?
Syriusz nie odrywał wzroku od kafla.
- PAKES NIEMOTO UWAŻAJ NO! ZA TOBĄĄĄĄ... Jaki cieć! - Ser pacnął się otwartą dłonią w czoło. Remus zachichotał, patrząc na tłuczka, który o mały włos nie zwalił szukającego z miotły. Wredna piłka zawróciła ze świstem i z impetem uderzyła w ogon wyścigówki Smitha. Kafel wypadł mu z ręki i został natychmiast przejęty przez Amelię Jonson, z Gryffindoru. Rudowłosa dziewczyna wzięła zamach i zmyliła obrońcę nabijając trzynasty rzut dla swojego domu. Buczenie i gwizdy niezadowolenia Slytherinu zostały zagłuszone przez ryk radości trzech czwartych widowni. Dziewczyna okręciła się w powietrzu i dostała tłuczkiem prosto w twarz. Z gardeł uczniów wydobył się zgodny ryk oburzenia, podczas gdy Ślizgoni oklaskiwali zagranie swojego pałkarza. Coote's i Wooderick złapali dziewczynę dokładnie w tym samym momencie, w którym Radson złapał znicz.
Ryk radości mniejszej, srebrno-zielonej widowni przebiegł po błoniach niczym grzmot. James stał jak sparaliżowany poruszając bezwiednie wargami. Patrzył z niedowierzaniem na murawę boiska, gdzie drużyna Ślizgonów podrzucała swojego zawodnika na rękach śpiewając jakąś tylko im znaną piosenkę. Black klepnął Jima w ramię.
- Chodź, Jimmy. Nie ma co tu siedzieć.
- Nie możliwe, przegraliśmy z gadami.
Remus ziewnął, przeciągając się. Potarł dłoń policzkiem, zerkając w niebo. Chmury zaczęły upuszczać ciężkie krople deszczu, delikatnie sypnęło śniegiem. Peter wyciągnął dłoń, na którą spadły krystaliczne płatki zamarzniętej pary wodnej. Popatrzył na nie, przysuwając rękę do twarzy. Podniósł wzrok wodnistych, niebieskich oczu na Syriusza, który językiem wyłapywał krople deszczu. Remus westchnął, szczelniej owijając się płaszczem. Trybuny wyludniały się powoli, ogólnie w ponurej atmosferze. Chłopcy westchnęli głośno i ze spuszczonymi głowami ruszyli w stronę zamku.
- Ale gra była niezła... - powiedział cicho Remus. Black odchylił głowę, wsuwając dłonie do kieszeni.
- Dobrze graliśmy.
- Tamci po prostu mieli szczęście - dodał cichutko Lupin, zarzucając na głowę kaptur. James westchnął ciężko, ale nic nie powiedział.
Kiedy on będzie w drużynie... Nie przegrają żadnego meczu. Chyba, że za sprawą sił wyższych. Uśmiechnął się lekko, gdy oczami wyobraźni ujrzał siebie na boisku, w szkarłatno-złotych szatach. Będzie najlepszym graczem tego stulecia!
Komentarze:
Aleksa Niedziela, 29 Marca, 2009, 16:59
Wiesz co napisze... x]
Notka jak zawsze..
Ekstra xD
Było kilka błędów, ale kto by sie nimi przejmował?
Pozdro x)
Becky Niedziela, 29 Marca, 2009, 17:39
Jak dla mnie ten pamiętnik jest jednym z NAJLEPSZYCH
Dobre jest też to, że dodajesz wpisy często (w niektórych pamiętnikach na notki trzeba czekać miesiącami...)
szkoda tylko, że Gryfoni przegrali mecz ...
pozdrowionka =)
Zielak Niedziela, 29 Marca, 2009, 21:32
Jak zwykle bosko, Syrciu. Rzeczywiście szkoda, że Gryfoni przegrali, ale jednak... było znacznie ciekawiej, niż gdyby wygrali. Bo to by było tak przewidywalne, że szkoda klawiatury. Niech James ich ratuje, a co!
Pozdrawiam i dziękuję za dedykację
JULA POTTER Wtorek, 28 Grudnia, 2010, 15:44
szkoda że GRYFONI przegrali!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!