Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Nowa ksiega Huncwotów!
Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia
Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin

[ Powrót ]

Poniedziałek, 01 Czerwca, 2009, 15:20

18. Cholera. Remus, co ty gadasz?!

Uhg... Myślałam, że się już niedoczekam... No nic, zapraszam do czytania i pamiętnika Remuska. Tam też już jest nowa notka. :D
I z okazji Dnia Dziecka, życzę sobie mnóóóstwa komentów...



Rok 1971 ogólnie był udany dla naszych bohaterów. Nawiązali nowe przyjaźnie między sobą, innymi uczniami. Dostali się do najlepszego domu w Hogwarcie, jak twierdzi zdanie wielu. Uczą się w tym wielkim zamczysku. Mają siebie, mogą na swą paczkę liczyć. Ogólnie już wiadomo, że są jedną z najbardziej nierozłącznych grup w szkole. Ich rodziny ulegną powiększeniu, poprawia się los ich rodziców. Dowiedzieli się też niezbyt przyjemnej rzeczy...
Syriusz, Peter i James szli wolnym krokiem, po zasypanych grubą warstwą śniegu, szkolnych włościach. Ciężki, mokry puch sięgał im prawie do pasa.
- Nie możemy przed nim dłużej tego ukrywać!
- Syriuszu, możesz przewidzieć, jak się zachowa?
- Na pewno się przestraszy... Ze mną byłoby tak na jego miejscu. Bałbym się, że się ode mnie odwrócicie. Myślicie, że z nim będzie tak samo?
- Stawiam galeona, że tak będzie.
- Przyjmuję.
Black i Potter podali sobie ręce, Peter przybił zakład. Wszyscy powpychali dłonie do kieszeni. Sapiąc w szaliki, które owinęli wokół połowy swych twarzy, zawzięcie brnęli przez śnieg, w stronę chatki Hagrida. Dawno u niego nie byli, wypadało więc, by go odwiedzić. Na szkarłatno-złotych materiałach, pojawiły się zamarznięte kryształki wydychanej, skroplonej pary wodnej, lodowaty wiatr zacinał im w twarze, rozwiewał włosy, spowalniał chód.
- Kiedy go uświadomimy?
- Najlepiej jeszcze dziś. - odpowiedział Black na pytanie Petera. Chłopcy szczękali zębami z zimna, ich ubrania przesiąkły im do poziomu pępka. James westchnął, zwiększając lodową warstwę na szaliku.
- A co mu powiemy? "Cześć, Remi. Jak ci minął dzień? Ah, zapomniałem. Przecież praktycznie ciągle byliśmy razem... No nic. O, a wiesz co? Wiemy już o twoim problemie..." - zaskrzeczał, udając ton Blacka. Nasz arystokrata żachnął się gwałtownie.
- Ej, ja nie mam takiego głosu! To po pierwsze. Po drugie: na pewno nie w ten sposób, chociaż odrobinę delikatniej, żesz w kopyto testrala no!
Zamilkli. Domek gajowego powiększał się z każdym krokiem, przypominał powoli pompowany, lodowy torcik. Dwadzieścia minut później, James wyciągnął zakrytą rękawiczką dłoń, i załomotał pięścią trzykrotnie w drzwi. Przez huczący wiatr, przebił się krzyk Hagrida:
- Już, już cholibka, chwileczkę!
Okutali się szczelniej płaszczami, gdy wiart natrętniej zawył im w uszach. Drzwi otworzyły się z łatwością, odgarniając wielką zaspę, która zwaliła Syriusza z nóg. Chłopak zawył wpadając w śnieg, z którego następnie nie mógł się wygrzebać. Zakłopotany Hagrid, podniósł go, po czym nadal trzymając za szkolny płaszcz na plecach wniósł do pomieszczenia. Gdy tylko przemoczony rąbek ubrania Petera zniknął za progiem, gajowy zamknął drzwi, ryk pędzącego powietrza ucichł, do pomieszczenia przestały wpadać tumany śniegu. Chłopcy rozejrzeli się wokół siebie, drgające konwulsywnie szczęki wygrywały im zmarznięty koncert.
- Siadajcie, chłopcy, siadajcie... Zdejmijcie te mokre ciuchy, bo się zaziębicie, cholibka.
Black, Potter i Pettigrew posłusznie usiedli, ściągając płaszcze. Hagrid dorzucił do paleniska, płomień zwiększył się, w izbie zrobiło się jaśniej. Syriusz objął się ramionami, po czym zaczął energicznie pocierać je zmarzniętymi rękoma. James dmuchał w skostniałe dłonie, Peter przysunął się możliwie blisko do kominka.
- Chcecie herbatki? Rozgrzeje was troszkę.
Pokiwali głowami, gajowy powiesił nad paleniskiem sporej wielkości imbryk, który po trzech minutach zaczął głośno gwizdać.


Uśmiechnąłem się delikatnie. Ogień z kominka był jak gorąca woda w wannie. Patrzyłem, jak Hagrid stawia na stole cztery kubki wielkości małych wiaderek, wrzuca torebki z herbatą, a następnie zalewa to wszystko wrzącym płynem. Przygarnąłem swoją szklankę, obejmując ją dłońmi. Przez zmarzniętą skórę prawie nie odczułem temperatury naczynia. Spojrzałem w jeszcze niedokońca zaparzony płyn. Teraz, kolor napoju trochę przypominał mi oczy Lupina. Ale tylko przez jedną chwileczkę, bo już za sekundę był stanowczo za ciemny.
No właśnie. Lupin.
Wtedy w pociągu pokazałem, jakim to jestem chojrakiem w tej sprawie. No tak, przecież to był świeży pomysł, chciałem wykuć tę myśl, póki żelazo było gorące. I nadal chcę, chociaż... Kiedy od ostatnich trzech dni ciągle o tym myślę, to w mej głowie zasadziło się ziarnko niepewności. Słyszałem o tym, że animagia jest bardzo niebezpieczna. Że do tej sztuki nalezy używać zaklęć bez pomocy różdżek. Zaklęcia niewerbalne, lub inne, wykraczjące poza normalny poziom nauczania szkolnego. I do tego potrzeba najmniej wybitnego z transmutacji ludzkiej. A to przerabia się w szóstej klasie...
Nie chodzi o to, że mam zamiar zrezygnować, czy że strach mnie obleciał. Troszkę się boję, chociaż wtedy przysłoniło mi to nagłe podniecenie, no bo przecież mamy plan, wiemy, jak mu pomóc. Nie zwróciłem uwagi na to oczywiste ryzyko... Ale czego się nie robi dla przyjaciół? Wiem, że to będzie trudne. Cholernie trudne i niebezpieczne. Zrobię to. Mimo wszystko - zrobię to. Strach... To ludzkie uczucie. A ja przecież jestem tylko człowiekiem. I mam zaledwie jedenaście lat.
Niejeden by pewnie powiedział: "Porywasz się bez różdżki na smoka, chłopcze!". Ale nie powie. Nikomu nie pisnę słówka o swych planach. Tylko James i Peter, nikt więcej. No, w ostateczności wuj Alphard....



Chłopcy u Hagrida przesiedzieli do osiemnastej, kiedy na błoniach panowała już aksamitna ciemność. Burza się skończyła, wszystko było ciche, uśpione. Takie... spokojne. Szkolne tereny pokrywała gruba na prawie półtora metra warstwa świeżego, sypkiego śniegu. Niebo było idealnie czarne, bez trudu można było się na nim doszukać nawet najdrobniejszej gwiazdy. Nad tym wszystkim oczywiście górował księżyc, swym ostrym sierpem. Rzucał słabe, srebrzyste światło na świat pod nim, dzięki jego jasności, śnieg lśnił kolorowymi refleksami. Pięknym dopełnieniem tego cudownego widoku, była wielka szkoła magii i czarodziejstwa. Jej masywna sylwetka stała twardo, niewzruszona, pokryta cieniutką warstwą lodu. Na szybach mróz namalował swe finezyjne obrazy, dodając uroku temu wspaniałemu zamczysku. Gdzieś w dali huknęła sowa, wiatr delikatnie zaszumiał w koronach drzew Zakazanego Lasu.
Black, Potter i Pettigrew wpatrywali się w ten obrazek jak urzeczeni. Czy ktoś im się dziwi? Bo ja na pewno nie. Sapanie Hagrida wyrwało ich ze słodkiego transu. Obejrzeli się za gajowym, ściągając lekko brwi. Ubrana w płaszcz z krecich futerek postać Rubeusa przewyższała ich czterokrotnie. Strażnik Kluczy wyminął ich i robiąc szeroki na trzech mężczyzn korytarz w tej białej masie, ruszył w stronę drzwi wejściowych zamczyska. Przyszli Huncwoci, posłusznie ruszyli za nim.
Po trzydziestu minutach marszu, po trzeszczącym pod stopami śniegu, dotarli do wrót zamku. Hagrid otworzył je, wpuszczając chłopców do środka. Podziękowali mu grzecznie, i skierowali kroki ku wieży Gryfonów.
- Chłopaki, myślicie, że Remus jest w dormie?
- Pewnie tak. A jeśli go tam nie zastaniemy, to najprawdopodobniej będzie w bibliotece.
Zapadła cisza, przerywana jedynie stukaniem podeszw butów naszych bohaterów. Przez dłuższą chwilę przemierzali korytarze w milczeniu, jednak każdy z nich myślał o tym samym: jak powiedzieć Remusowi, że oni o TYM wiedzą? Syriusz chrząknął lekko, kiedy znaleźli się na czwartym piętrze.
- Wiecie jak go uświadomić?
- Nie.
- Bajecznie... - panicz Black zasępił się, wsłuchując w kroki swoje i swych przyjaciół. - Może nie palniemy mu tego w prost, tylko... Nawiążemy do tematu?
- Niby jak?
- A co nam ostatnio powiedział? "Jadę na badania, nie będzie mnie kilka dni...". Więc po prostu zapytamy, jak tam po szpitalu.
- A jak ma być?
- Nie mam zielonego pojęcia, wiesz? - rzucił sarkastycznie Black na pytanie Petera, uderzając czubem buta w marmurową płytę, tworzącą jeden z elementów układanki podłogi zamku. - Jak masz inny pomysł, to słucham!
Odpowiedziała mu zmieszana mina Pettigrew. Syriusz prychnął, wpychając ręce do kieszeni i wznowił wędrówkę ze zdwojonym tempem.
"Cholera! W życiu nie byłem w tak beznadziejnej sytuacji! Wiemy co mu jest, wiemy, jak mu pomóc, a nie potrafimy... Nie mamy odwagi powiedzieć, że mimo iż znamy jego sytuację, to nadal chcemy się z nim przyjaźnić.... Żenujące! Jak cholera żenujące!"
James dogonił Syriusza dopiero na następnym korytarzu. Położył mu dłoń na ramieniu, zmuszając go, by się zatrzymał.
- Nie denerwuj się. Jakoś to będzie. Musimy tylko pamiętać o tym, by podkreślić, że jego.... futerkowy problem, nie ma dla nas żadnego znaczenia.
Black skinął głową, delikatnie uwalniając się z uścisku Pottera. Poprawił koszulę, pogrążając się w swych myślach.
Z jego własnego świata wyrwał go głos Jima, podającego hasło Grubej Damie. Potrząsnął lekko głową, wracając na ziemię.
- Karnawałowe figle.
Chłopcy z ciężkim westchnieniem i duszami na lewych ramionach, przeszli przez dziurę pod portretem. Z głupimi minami stwierdzili, że Peter odłączył się od nich gdzieś w drodze. Nawet nie zauważyli kiedy... Gdy przejście się za nimi zatrzasnęło, rozejrzeli się niepewnie, w poszukiwaniu drobnego, jasnowłosego Gryfona. Drgnęli lekko, gdy dostrzegli go przed kominkiem. James ścisnął Syriusza za nadgarstek.
- Tylko pamiętaj, spokojnie... Nie możemy go przestraszyć... - mruknął półgębkiem do Blacka, który kiwnął głową. Wymienili spojrzenia i zgodnym krokiem ruszyli w jego kierunku. Stanęli nad Lupinem, który z cyrklem w ręku pochylał się nad mapą nieba. Gdy cień ich ciał padł na pergamin, który aktualnie zapełniał rysunkami astronomicznymi, Remi uniósł głowę, patrząc na nich. Zmieszał się, widząc ich grobowe miny.
- Em... coś się stało?
- Musimy z tobą porozmawiać. Na osobności.
Lupin zbladł, co szybko ukrył, gdy spuścił głowę, by zwinąć swą pracę. Serce podjechało mu do gardła - wyrazy ich twarzy wcale nie przypadły mu do gustu.
"Cholera... oni chyba wiedzą..."
Wyprostował się i wstał. Posłusznie ruszył za nimi, kierując się w stronę sypialni chłopców. Zacisnął dłonie w pięści i wepchnął je do kieszeni, starając się opanować ich drżenie. Wszedł do dormitorium pod numerem piętnastym, gdzie na złotej tabliczce były wygrawerowane ich nazwiska. Syriusz zamknął za nimi drzwi, Remus opadł na swoje idealnie zaściełane łóżko. Utkwił w nich na pozór spokojne spojrzenie, mając kamienną twarz. W środku jednak wszystko się w nim gotowało.
- Tooo.... o czym chcieliście pogadać?
- O tobie.
Syriusz nie wiedział, skąd to zdecydowanie w jego głosie, choć pod skórą czuł się tak, jakby duży ogień topił mu wnętrzności. Bał się wykonać jakiś fałszywy krok, nie chciał, by Remus źle zinterpretował to, co on powie.
- Więc?... - Lupin zwiesił głos, oczekując na zarzucenie tematu. James usiadł na oknie postanawiając, że pozwoli najpierw Blackowi wyrzucić na stół to, co dławi ich od kilku tygodni.
- Dlaczego kłamałeś? - szczeknął Syriusz, niespodziewanie agresywnym tonem. Wbrew sobie, ciągnął dalej. - Myślałeś, że się nie dowiemy? Ile czasu chciałeś nas jeszcze zwodzić swoimi kłamstwami udając, że jeździsz do domu, do matki, na badania do szpitala, tudzież inne przyczyny, których teraz nie pamiętam? Myślałeś że jesteśmy tacy głupi, że niczego się nie domyślimy?!
Remus zamrugał gwałtownie, czując, że grunt usuwa mu się spod nóg. Wiedzieli. Wiedzieli, czym jest. Teraz nie ma już ratunku, musi im wszystko powiedzieć. Chyba, że uda mu się tak zakręcić sytuacją, że przestaną chcieć mieć z nim cokolwiek wspólnego. I tak mają już do niego żal, za te wszystkie przekręty, za ten brak zaufania, za tę naiwność. Chrząknął w dłoń, na prędce postanawiając, że dopóki będzie mógł, będzie zgrywać idiotę. By odwlec ten moment, kiedy powiedzą mu, że to już koniec ich przyjaźni...
- O czym ty mówisz?
Syriusz prychnął, zaczynając chodzić w kółko pod czujnym okiem Jamesa. Lupin wsunął dłonie pod uda, nie chcąc pozwolić, by zobaczyli, jak dygocą. Tak, ręce często go zdradzały, gdy był zły lub się bał.
- Nie udawaj głupka, Remi. Mówię o twoich zniknięciach. Dokąd łaziłeś, jak cię nie było?
- Jak to: dokąd? Mówiłem, do dom...
- Nie chrzań! - ryknął Syriusz, tracąc cierpliwość. - Widzieliśmy cię, jak szedłeś z Pomfrey przez błonia do Bijącej Wierzby, jak znikałeś w pniu! Po co?! Po co tam łaziłeś, skoro tak uparcie twierdziłeś, że twoja matka jest chora i musisz do niej jechać?! Może to jakiś tunel, by szybciej się do niej dostać, hę?! Albo miałeś inny powód?!
- Syriusz, spokojnie.
Black łypnął ze złością na Jamesa, po czym wziął głębszy oddech. Przymnął oczy, starając się opanować złość.
"Cholera... Cholera, po kiego tak wybuchłem?!"
Ponownie spojrzał na Lupina, który siedział sztywno jak kołek, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami. Wargi lekko mu drżały, prawa brew drgała nerwowo.


Niech to! Wiedziałem, że prędzej czy później, tak będzie! Ja sobie durny robiłem nadzieję... Nie no, jak można być takim idiotą?! "Nie dowiedzą się, nie domyślą..." Banialuki!!!
Wpatrywałem się z przerażniem we wściekłego Syriusza. Nie przypominał w tym momencie siebie, przywodził mi na myśl... Rozjuszonego psa. Normalnie pewnie zacząłbym się zwijać ze śmiechu, widząc, że gapi się na mnie tak, jakby chciał mnie pożreć razem z kośćmi, ale sytuacja mi na to nie pozwalała. Syriusz wskazał na mnie ręką wykonując zamaszysty gest. Wbrew sobie wzdrygnąłem się, cofając w głąb łóżka - ten gest wyglądał tak, jakby Black chciał rzucić na mnie jakiś urok, bez użycia różdżki. Tak, jak normandzcy nekromanci z XVI wieku.... Patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami.
- Dlaczego?! Dlaczego kłamałeś?!
- Ale....
- Nie aluj mi tu teraz! Wiemy, rozumiesz? Nie musisz nam już wciskać kitów!
Cóż... Gdy widziałem wyrazy ich twarzy, tę złość, żal i zniecierpliwienie w oczach... To coś we mnie pękło. Zerwałem się tak szybko, że upadłem na podłogę. Szybko wstałem patrząc na nich z dzikim wyrazem twarzy.
- Dlaczego? DLACZEGO?! Wy się głupio pytacie, DlACZEGO?! - wybuchłem piskliwym, nienaturalnym śmiechem, odginając się do tyłu. Pewnie wyglądałem jak obłąkaniec... Uśmiech zniknł mi z twarzy, ustępując gotującej się we mnie wściekłości. - Powiem wam, dlaczego. Choć mnie się zdaje, że odpowiedź jest oczywista. BAŁEM SIĘ!!! Dalej nie wierzycie?! - ryknąłem, widząc ich sceptyczne wyrazy twarzy. Wziąłem głębszy wdech, zamykając oczy. Żeby do reszty nie stracić nad sobą kontroli...
- Bałeś się? Niby czego?!
Jęknąłem chwytając włosy w garście.
- Jak to: czego? Że mnie znienawidzicie, odwrócicie się ode mnie, a tego nie chciałem, bo zbyt wiele dla mnie znaczyli jedyni przyjaciele, jakich miałem! Wy nie wiecie jak to jest, kiedy traktują się normalnie, nie wiedząc, CZYM jesteście... A gdy dowie się o twej przypadłości, to co? Traktuje cię zaraz jak śmiecia, jak jakiegoś odmieńca z Merlin jeden wie, jakim syfem! Straciłem w ten sposób wiele mi bliskich osób!
- Tak?! Na przykład kogo?



Black podjął się wyzwania, wrzeszczał na siebie razem z Lupinem. Swoimi krzykami nie pozwalali dojść Potterowi do głosu.
- Ojca! Ty nie widziałeś, jak się na mnie patrzył, gdy uzdrowiciele powiedzieli, że jestem już skazany na bycie tym, czym jestem teraz! Że już do końca życia będę nosił w sobie tego krwiożerczego potwora! Staram się, próbuję to ukryć, lecz to nie jest łatwe! TERAZ się wydostał!
- Jak to?....
- Tak to! Kiedy jestem zły, wściekły! W mojej ludzkiej naturze nie leżą wybuchy złości, utrata nad sobą kontroli!
Remus wyglądał, jakby dostał obłędu. Oczy błyszczały mu szaleńczym blaskiem, przez bursztynowe tęczówki przebijały się czerwone iskry. Brwi miał ściągnięte, między nimi pojawiła się mała zmarszczka, prawa brew drgała mu nerwowo. Włosy miał rozwiane, co chwila szarpał je, by zaraz je przygładzić, a zaraz znów potargać. Nie zdając sobie sprawy z tego co robi, konwulsywnie zaciskał palce na kształt olbrzymich pazurów. Mimowolnie unosiła mu się górna warga, odsłaniając raptem dziwnie ostre zęby. Stał w pozie gotowości do walki, piorunując Blacka wzrokiem, głowę miał lekko opuszczoną, jak zwierze szykujące się do ataku....
Syriusz przyglądał mu się z mieszaniną strachu i złości. Był na niego wściekły, że kłamał. Bał się widząc, co się z nim dzieje. Nie był jednak w stanie samemu się uspokoić - miał zbyt wybuchowy charakter.
- Tak, rzeczywiście mądry powód, by kłamać jedynym przyjaciołom, jak sam podkreśliłeś!
- A co, miałem wam na wstępie palnąć, że jestem niebezpiecznym mieszańcem?!
- BREDNIE! - huknął Black. - Wcale nie jesteś niebezpieczny, wmawiasz to sobie!
- Być może! - Remusowi głos się podłamał. Niecierpliwym ruchem ręki otarł wilgotniejące oczy. - Zaraz wrócę, poczekajcie. Muszę założyć kaftanik!
Odkręcił się, chcąc wyjść, lecz Syriusz doskoczył do niego, chwytając go za ramiona. Odkręcił do siebie Lupina w brutalny sposób, za co dostał od Remiego w twarz. Potrząsnął blondynkiem.
- Nigdy nie podnoś na mnie ręki!!!
- Chłopaki, spokój! Za daleko to zacho.... - próbował uspokoić przyjaciół James. Był szczerze przerażony. Wyprowadzony z równowagi wilkołak i chłopak, który od pokoleń ma we krwi agresywność, nie są dobrym połączeniem... Biorąc pod uwagę fakt, że oboje mają chęć się pozabijać... Obaj zwrócili ku niemu zniekształcowe grymasem złości twarze.
- ZAMKNIJ SIĘ!!!
- Przynajmniej w tym się zgadzacie.... - mruknął zrezygnowany Potter. Ser i Rem ponownie poparzyli sobie w oczy. Lupin chwycił Syriusza za włosy, warcząc przez zaciśnięte zęby:
- A ty na mnie paniczu nie wrzeszcz, ani tym bardziej mną nie szarp!
Odskoczyli od siebie, ciężko dysząc.
- Przeginasz, Lupin! Rozumiem, że mogłeś się bać! Ale nie musiałeś kłamać!
- To JAK miałem wam powiedzieć, że MUSZĘ zniknąć na jakiś czas?!
- Mogłeś powiedzieć, że masz problem, o którym nie chcesz rozmawiać!!! To byłoby chyba zdecydowanie lepsze rozwiązanie, jak naciąganie naszego zaufania!
Remus znów wybuchnął chisterycznym śmiechem.
- Tak, cudowna perspektywa! "Wybaczcie, mam pewien problem... Nie chcę was martwić, moi drodzy przyjaciele, nie chcę wam mówić czemu, lecz muszę zniknąć na kilka dni.... Najpewniej wrócę poobijany...! Nie przejmujcie się mną!"
- Wiesz jak my się martwiliśmy przed każdą pełnią?!Jak musieliśmy patrzeć, jak ty się szarpiesz, ledwo chodzisz, jak ta pieprzona gorączka rozpala cię wręcz do czerwoności?!
- Nie wiem, jak wy się martwiliście, nie siedziałem wam w głowie! A teraz wybaczycie, ale chcę zostać sam!
- Nigdzie nie pójdziesz!
- Bo co? Bo rozgadasz całej szkole o moim największym sekrecie? No proszę bardzo, no leć! Niech wszyscy wiedzą, CO Dumbeldore trzyma w szkole!
- Remus, co ty gadasz?! - jęknął załamany James.
Czując łzy zbierające się pod powiekami, Remus odręcił się na pięcie i wybiegł z dormitorium. Black i Potter bez zastanowienia ruszyli za nim. Słyszeli jego szybkie kroki po schodach, jego zduszony szloch. Wypadli za Lupinem do Pokoju Wspólnego. Black dopadł go dopiero przy wyjściu na korytarz. Nie miał zielonego pojęcia, że można tak szybko chodzić.
- Zostaniesz z nami, musimy sobie coś wyjaśnić!
Cały Gryffindor, który był w salonie, wytrzeszczył na nich oczy. Remus starając się pohamować płynące potokiem łzy, zaczął się z nim szarpać. James doskoczył do nich i nie bez trudu ich rozdzielił. Chwycił ich za koszule na piersi, utrzymując na wyciągnięcie swych ramion.
- Uspokójcie się, do cholery!
- Sam się uspokój, gnieciesz mi koszulę! - wrzasnął Lupin, sam nie wiedząc czemu raptem przejął się swym ubraniem. Piorunował się z Blackiem wzrokiem, jednocześnie wyszarpnęli różdżki.
- Nie! Spokój, obydwaj zachowujecie się jak dzieci!
- Wiadomość z ostatniej chwili, panie Potter - ryknął blondyn, celując wzajemnie z Syriuszem w siebie różdżkami. - My JESTEŚMY DZIEĆMI!!!
Nie zwracając uwagi na nic, co działo się wokół niego, Black miotnął w Lupina pierwszym zaklęciem, jakie przyszło mu do głowy. Remus poczuł, że cały dygoce od próy powstrzymania spazmatycznego szlochu, szarpiącej mu wnętrzności złości i panicznego strachu przed tym, czy powiedzą to, czego tak bardzo się obawia. Odparował jego zaklęcie, po czym wymierzył mu różdżkę między oczy. Nagle zaskakująco spokojny, powiedział wyraźnym, lodowatym tonem:
- Nie życzę sobie, byś strzelał we mnie jakimi kolwiek urokami. ZAPAMIĘTAJ. - syknął jadowicie, a z końca jego broni wystrzeliły iskry. - A teraz, pozwolicie mi zostać samemu. SAMEMU.- dodał z naciskiem, po czym ukrył swoją magiczną pomoc do kieszeni, i odkręcił się tyłem do Syriusza. Brunet chciał go zatrzymać, więc niewiele myśląc otworzył usta, by wymówić zaklęcie zwązujące nogi. Wydał z siebie zduszony zdziwieniem okrzyk, gdy różdżka wyrwała mu się z ręki, za czym stał Lupin, do połowy niknący już na korytarzu.
- TY JESTEŚ JAKIŚ PSYCHICZNY!
- Też cię lubię.
Portret zatrzasnął się, zapadła głucha cisza, którą przerywało jedynie trzaskanie ognia w kominku. Syriusz i James wymienili spojrzenia.


- Mówiłem: "spokojnie"?! - warknąłem na Syriusza. Łypnął na mnie spode łba, po czym popatrzył na gapiący się na nas cały Gryffindor.
- I czego taką sowę walicie?! Kłócących się ludzi nie widzieliście?!
Chwycił mnie za koszulkę, ciągnąc na korytarz. Wypadliśmy w kłębowisku przez dziurę pod portretem. Rozejrzeliśmy się bezradnie.
- Myślisz, że w którą stronę mógł się udać?
- Eeyyyyuuumm.... - inteligentnie odpowiedziałem na pytanie Sera. Przewrócił oczami, podchodząc do pierwszego lepszego obrazu. Popatrzył w twarz jednemu z kilku mnichów z butlami wina, po czym otworzył paszczękę i udając uprzejmość, zapytał po głębokim pół-ukłonie:
- Witam szanownego mnicha. Nie widział pan może przebiegającego drobnego Gryfona o złotych włosach i zarumienionych, mokrych od łez licach?
- Ano widziałem. - pociągnął pięćsetletniego wina. Syriusz uniósł brwi.
- A zdradzi nam szanowny, w którą stronę zbył?
- Tam.
Wskazał korytarz po prawej stronie. Black znowu ugiął się w pas i skinął na mnie, po czym ruszył w odpowiednim kierunku, a ja posłusznie dreptałem za nim. Yh.... Przegrałem zakład.... On się wściekł, nie przestraszył...!



Lupina szukali trzy godziny, sprawdzając wszystkie miejsca, w które najpewniej mógł się udać. Mimo najszczerszych starań i odpytywania obrazów, nie mogli go znaleźć. O pomoc poprosili nawet samego Irytka!
Zrezygnowani, zmęczeni i głodni, wrócili do dormitorium. Byli źli na siebie, że pozwolili mu uciec, a Syriusz dodatkowo pluł sobie w brodę, że tak impulsywnie zareagował. W drzwiach sypialni zatrzymali się jak wryci, gdy ujrzeli Lupina. Nie mieli nic do tego, by tam był, nawet wręcz przeciwnie... Tylko że wyglądał dosyć... Ciekawie, w niebieskiej piżanie w krówki, rozpuszczonych włosach, słuchawkach na uszach i czekoladą w ręku, na dokładkę skacząc po swym łóżku. Nagle nabrał powietrza i zawył refren słuchanej piosenki:
-Idąc, idąc ulicą ludzie patrzą jakby mnie już znali.
Pewnie wszyscy chętnie w mordę by mi dali!
Ale za co? Czy przeszkadza komuś, że ja żyję,
Ile stracą jak przeżyję jeszcze kilka lat.
Kiedyś skończą się te męki, kiedyś powiem szach mat,
I pokonam moje lęki zachowując się jak kat.
Będę bił, oczy podbijał, będę gwałcił i zabijał ,
Ale za to będę na spokojnie ludzi mijał!

Okręcił się w powietrzu, a następnie runął jak kłoda na łóżko z całym impetem. Rozległ się donośny trzask, Rem zapadł się o kilka cali i zawył w akcie skrajnej rozpaczy. Gdy dostrzegł Syriusza i Jamesa, wytrzeszczył na nich swe jasne oczki, czemu oni nie pozostawali mu dłużni. Remi wyjął słuchawki z uszu, patrząc na nich z nietęgą minką. Syriusz chrząknął, po czym wykrztusił:
- Cso... Ssco to było?...
Remi zagryzł wargę.
- Piosenka?... "Dlaczego" w wykonaniu Anifty...
- Ty ich słuchasz?!
- Nie... To znaczy tak.... Ta piosenka mi się nawet...Em... Podoba...
Zapadła pełna zakłopotania cisza. Po kilku ciezwykle dłużących się minutach, chłopcy podeszli do Remusa. Popatrzył na nich niepewnie, nerwowym ruchem odgarniając włosy z oczu. Zakłopotany spuścił wzrok na swoje gołe stopy.
- Przepraszam. - bąknął, przyglądając się paznokciom. - Nie powinienem był na was krzyczeć.
Potter potrząsnął głową.
- Miałeś prawo tak zareagować.
Remus westchnął, podnosząc na nich wzrok. Uśmiechnęli się nieśmiało w przepraszający sposób.
- My tylko chcieliśmy ci powiedzieć, że o tym wiemy...
- ...i że nie ma to dla nas żadnego znaczenia.
Lupinek wykrzywił usteczka w pełnym wdzięczności uśmiechu, po czym przytulili się całą trójką, z tym że Remiś leżał na plecach, a pozostali chłopcy po obu jego bokach. Drzwi otworzyły się gwałtownie.
- Chłopaki, gdzie wy byliś...
Pettigrew zamilkł widząc, w jakiej są pozycji.
- Too ja nie przeszkadzam...
Cofnął się na schody, zatrzaskując za sobą portal. Bruneci i blondynek wymienili spojrzenia, po czym wybuchli donośnym, niepohamowanym śmiechem.
"Cholera... Chyba jednak niepotrzebnie tak się bałem...", westchnął w duchu Remus.

Komentarze:


Aleksa
Wtorek, 02 Czerwca, 2009, 10:59

Oh! Narszcie!
Swietna notka!
Nie wiedzialam ze Remus az tak zareaguje, chociaz w sumie to mu sie nie dziwie...
Dodaj cos szybko, a ja spadam do pam. Remusa ;)

 


Selena
Środa, 03 Czerwca, 2009, 14:53

Jak zawsze świetna notka. Reakcja Remusa zupełnie nieoczekiwana, miodzio. Pzdr, zapraszam do Neville' a i Hermiony.:)

 


Aga
Czwartek, 04 Czerwca, 2009, 08:41

bardzo fajna notka ;)
mam tylko małe pytanko
czy usunęłaś swoje blogi o Syriuszu?
chciałam tam coś poczytać ;p

 


Syrcia
Czwartek, 04 Czerwca, 2009, 16:55

Hmmm.... Nie, Aga. Tylko jeden, ale tam właściwie już nie pisałam. Pamiętnik Serka nadal prowadzę. :D

 


Lili
Piątek, 05 Czerwca, 2009, 13:42

świetna nocia

 


Daria
Sobota, 06 Czerwca, 2009, 11:52

Bardzo fajna notka :D
Zapraszam do Lily P i Jamesa

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki