Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Nowa ksiega Huncwotów!
Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia
Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin

[ Powrót ]

Niedziela, 18 Października, 2009, 15:22

23. Wakacje

Nowa notka! Szatanie, jak ja dawno nie pisałam! Trzy miesiące blisko! Ale już jest wpis, zapraszam do czytania i na mojego bloga:
www.pamietnik-syriusza.blog.onet.pl
Pozdrawiam.
A nową notkę postaram się dodać jak najszybciej. Dla was. :D
Tę dedykuję czytającym!



Od narodzin Joanne i Jacoba minęły dwa tygodnie. Reja z dziećmi wróciła do domu.
Dalej zajmowała się kuchnią, ogrodem, gotowała i sprzątała. John, tak jak zawsze, wychodził o ósmej do pracy, by wrócić o dziewiętnastej.
Niby wszystko wróciło do normy, a jednak wszystko było inaczej.
Remus nie grywał już z ojcem w planszówki, gdy wracał wieczorem. John nie miał na to czasu. Witał się z żoną, niedbale czochrał synowi miodową czuprynę i natychmiast zajmował się swoimi najmłodszymi dziećmi, na co Remi tylko się odwracał, by skupić uwagę czymkolwiek innym, niż tym obrazku.
Z matką było podobnie. Może i rozmawiała z Remusem, nadal gotowała specjalnie to, co on lubił, dyskutowali o różnych rzeczach, o kwiatach i innych przyziemnych sprawach, lecz zawsze, gdy to robili, Reja zerkała nieustannie w stronę noworodków. Zupełnie jakby nie mogła się doczekać, aż dadzą znak, że żyją, by oderwać się od tego, co robi i biec do swych maleństw.
Remus nie był z tego zadowolony. Czuł się zepchnięty na dalszy plan, jakby niechciany. Wiedział i to bardzo dobrze, że małe dzieci potrzebują nieustannej troski i uwagi, że są całkowicie zależne od rodziców. Ale przecież to nie powód, by traktować go jak powietrze! Ile przez te dwa tygodnie było sytuacji, że przychodził do matki czy ojca z jakąś sprawą, nawet najbardziej błahą, to co słyszał? „Za chwilkę”, „Teraz nie mogę, poczekaj.”, lub w ogóle zero reakcji.
Wilkołak westchnął ciężko, widząc, jak matka siedzi na kanapie w salonie i karmi tych małych, rozwrzeszczanych kosmitów. Nieświadomie wygiął usta w smutną podkówkę, zakładając buty. Kiedy były już porządnie zasznurowane, popatrzył ponownie na swoją rodzinę.
- Wychodzę.
Matka nawet nie zareagowała, jakby tylko lekko kiwnęła głową. Remus lekko spuścił wzrok, otwierając drzwi i wychodząc na podwórze.
- Bachory... Głupie gnoje... – mamrotał do siebie, idąc ulicą. Nienawidził tych dzieci, nienawidził ich z całego serca. Zatrzymał się gwałtownie.
Zaraz, skąd w nim tyle agresji, złości i innych negatywnych uczuć? Przecież nigdy wcześniej tak nie było, nawet lubił dzieciaki, więc co teraz się z nim dzieje?
Eh... Zazdrość... – Kopnął kamień, który nawinął mu się pod nogi. Prychnął cicho pod nosem, patrząc na kobietę prowadzącą wózek. Nie widział całej jej pociechy, jedynie pulchne rączki, którymi wymachiwała. Skubnął zębami dolną wargę, lekko kręcąc głową.


Syriusz patrzył z rozczuleniem wylewających mu się z oczu na Zahuna. Black miał dziwne wrażenie, że żyje tylko dla tego psiaka, bo nic innego ostatnio się dla niego nie liczyło. Nieustannie go obserwował, śledził każdy jego ruch, robił to jakby automatycznie, mimowolnie. Nie mógł się na niczym skupić, bo jego myśli wciąż zaprzątał ten pies. Nie przeszkadzało mu to, przecież ta słodka, mała, czarna kulka była od niego zależna, on ją karmi, bawi się z nią i próbuje wpoić nawyk, że po przebudzeniu idzie się na spacer, tak jak i po jedzeniu. Nie miał go długo, bo ile jest raptem czternaście dni? Dla niektórych wiele, dla niektórych nic. Syriusz, który rzadko zwracał uwagę na upływający czas, miał wrażenie, że ma tę psinę raptem od godziny. Nie mógł się nią nacieszyć, ciągle śmieszyły go sytuacje dla Zahuna codzienne – o coś się potknie, łapka mu się podwinie i się wywróci, w zabawie przewali się na grzbiet czy już po prostu poślizgnie się na wypolerowanej na wysoki połysk podłodze w willi przy Grimmuald Place. Serek czuł to pierwszy raz w życiu i nie wiedział, jak to nazwać.
Bo jak określić tę wypełniającą go czułość, gdy patrzył na swojego ulubieńca? Gdy się bawił, merdał radośnie ogonkiem, czuł lekkie ciepło na sercu, bo przecież Zahun jest taki wesolutki, szczęśliwy. Gdy spał na syriuszowych kolanach czy na swoim posłaniu, Blacka ogarniało słodkie poczucie spokoju. Gdy widział, że pies ma podkulony ogon, zapominał o wszystkim, nawet o tym, że jest w trakcie jedzenia posiłku – wstawał bez pytania od stołu, podchodząc do swojego słoneczka. Raz podczas zabawy, Zahun przewrócił się i uderzył łebkiem o futrynę i zaskoczony zapiszczał. Syriusz poderwał się z miejsca, biorąc psinę na ręce i oczywiście ucałował go w głowę. Nie miał pojęcia, co by zrobił, gdyby temu kudłatemu słońcu coś się stało.
Zamknął za sobą drzwi frontowe, Zahun zaczął się gwałtownie otrzepywać z deszczu.
- Nie, nie! Nie rób tak! – Chwycił go po obu stronach mniej więcej w połowie jego długości, zabraniając mu się po swojemu suszyć w hallu. – Zachlapiesz ściany, skarbie! Chodź, musimy iść do łazienki umyć łapki, bo pozostawiasz błotniste ślady. Takie małe, psie łapki... – Nie zwracając uwagi na to, że jego pupil wręcz ocieka błotem, chwycił go w objęcia brudząc sobie ubranie, i przeniósł swój skarb do wanny. Pies zaczął obwąchiwać czarny granit, z której została zrobiona. Syriusz roześmiał się głośno.
– Mógłbyś się w to wtopić, kochanie... – Ucałował go w mokry, ubrudzony pyszczek, Zahun odwzajemnił gest, przez co Syriusz z uśmiechem wytarł psią ślinę z policzka.
Kiedy Zahun był już czysty i wysuszony, postawił go na ziemi, po czym chwycił go za uszy i zaczął go za nie bestialsko tarmosić. Lablador odpowiedział powarkiwaniem wymieszanym z radosnym, aczkolwiek niezadowolonym szczekaniem, próbując się jednocześnie opędzić łapkami. Black puścił go, prostując się, a Zahun złapał go za nogawkę i zaczął ją zapamiętale żuć. Przyszły Łapa roześmiał się, odchylając głowę w tył, gdy po którymś z kolei zbyt gwałtownym szarpnięciu łebkiem, wywrócił się, robiąc niezgrabny przewrót na plecy.


Znów był sam z babcią. Matka znowu wyszła z tym całym Marco. Peter przyrzekł sobie w myślach, że choćby ten mężczyzna stanie na głowie, nigdy w życiu nie zwróci się do niego słowem „tato”. Jego ojciec przecież nie żył, w jaki sposób miałby niby mówić tak do innego faceta, nawet jeśli matka go kocha?!
Westchnął ciężko, siedząc na huśtawce w parku. W tym parku, do którego chodził zawsze. A nuż spotka Syriusza? Niecałe pół roku wcześniej, gdy tu przyszedł, pojawił się również Black z młodszym bratem. Pettigrew uśmiechnął się lekko do siebie, na wspomnienie tego agresywnego krzyku Syriusza: „I co się tak gapisz?! Rób aniołki!”. Z niezadowoleniem również stwierdził, że rodzicielce w twarz mówi: „mamo”, a w myślach „matka”. Nie podobało mu się to ani trochę. Zupełnie, jakby się przeciw niej buntował, chciał sprawić przykrość...
Westchnął, schodząc z huśtawki. Ciężkim krokiem okrążył plac, myśląc naprawdę nie wiadomo o czym, by zdecydować, że wróci do domu. W końcu babcia będzie się niepokoić, a tego nie chciał.
Idąc, mijał mnóstwo ludzi. Przyglądał się im. Ich twarzom, włosom, ubraniom, minom... Jakby chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów z poszczególnych postaci. Sam nie wiedział czemu, ale starał się ustalić choć jedną cechę charakteru każdego z nich na podstawie samego ich wyglądu. Jego matka twierdzi, że tak się nie da, ponieważ pozory przecież mylą. Ale, tak na dobrą sprawę, czy ona kiedykolwiek próbowała to zrobić, tak naprawdę?
Skręcił w wejście do kamienicy, w której mieszkał. Rozejrzał się automatycznie, gdy wszedł na coś w rodzaju podwórza. Z westchnieniem pchnął drzwi frontowe, przez które wchodziło się do budynku. Potarł dłonią policzek, drugą rękę kładąc na poręczy schodów. Stopień po stopniu, wspiął się na trzecie piętro. Machinalnie odwrócił się w stronę drzwi z numerkiem dziesiątym i nacisnął klamkę, przejście ustąpiło. Od progu powitał go przyjemny zapach szarlotki, pieczonej właśnie przez babcię Petera. Uśmiechnął się lekko do siebie.


James fuknął ze zniecierpliwieniem, stojąc przed rodzicielką, aktualnie prawiącą mu jakże nudne kazania na temat dobrego zachowania.
- ...nie szalej za bardzo, Jimmy, przecież tam są małe dzieci, pamiętaj o tym. I przywitaj się ładnie, nie bekaj, nie wyrażaj się brzydko – wyliczała Dorea Potter, a Jamie tylko dla świętego spokoju kiwał jej głową, pozwalając, by znęcała się grzebieniem nad jego włosami. Zresztą, co go obchodzą ci mali Joanne i Jacob, on chciał się tylko zobaczyć z Remusem, na Merlina...
Rodzice Jamesa i Remusa znają się dzięki pracy ich rodzicielek – obie są uzdrowicielkami w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga, a dzięki temu, znajomość zawarli również John i Charlus. Ich dzieci nie poznały się jednak przed Hogwartem z powodu remusowej przypadłości – chłopak po prostu tak zamknął się w sobie, że nikt nie widział sensu narzucania mu nowych osób w życiu na siłę, kiedy on sobie wyraźnie tego nie życzył.
Kiedy Dorea uznała, że mogą już iść, Charlus tylko westchnął ciężko, wsypując do kominka garść proszku Fiuu, by wypowiedzieć adres domu państwa Lupinów. Chwilę później to samo zrobiła również Dorea i James.
- Witajcie! – zawołała z radością Reja, rozkładając szeroko ręce w powitalnym geście. Padły sobie z Doreą w ramiona, jak zresztą na przyjaciółki przystało. Odsunęły się od siebie na wyciągnięcie ramion, pani Potter zmierzyła matkę wilkołaka wzrokiem.
- Świetnie wyglądasz!
- Gdyby pominąć garście fałd na brzuchu czy rozstępy na udach, faktycznie mogłabym to sobie przyznać.
Kobiety roześmiały się głośno, na co Charlus tylko pokręcił z lekkim uśmiechem głową. Jim rozglądał się wokół siebie, od niechcenia rejestrując miło urządzony salonik, z lekkim niezadowoleniem stwierdzając, że nigdzie nie ma Remusa. Choć na chwilę postanawiając posłuchać matki, nie skomentował tego faktu.
Kiedy padło pytanie co do tego, czegóż to Potterowie chcą się napić, zza zamkniętych drzwi dało się słyszeć niemowlęcy płacz niezadowolonego dziecka, a później zirytowany, remusowy krzyk:
- Mamo! Pijawki cię wołają!
James, całkowicie wbrew sobie roześmiał się głośno, czemu zawtórował chichot jego ojca. Reja skrzywiła się.
- Remusie! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś tak o nich nie mówił?! – krzyknęła, a w pomieszczeniu pojawił się znużony Remi. Wzruszył ramionami.
- A ile razy ja wam mówiłem, że nie chcę rodzeństwa? Teraz musicie swoje wycierpieć – oświadczył bezlitośnie, po czym łaskawie zauważył Jamesa. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Cześć!
- I czołem – odparł pogodnie Jamie. Rem westchnął, słysząc szczebiotanie matki nad kołyską.
- Chodź do ogrodu, jeśli nie chcesz teraz wysłuchiwać kakofonii jęków zachwytu nad tymi syrenami – mruknął Lupin, a Potter posłusznie podniósł się z miejsca.


Syriusz zamknął za sobą drzwi od pokoju, posuwistym krokiem podchodząc do łóżka, pod którym ukryta była duża walizka obita czarną skórą. W prawym górnym rogu lśniła srebrna plakietka z wytłoczonym nazwiskiem Syriusza Alpharda Blacka. Uchylił jej wieko, zaglądając do środka.
- Czyste – mruknął do siebie. – Te stworkowe metody...
Pchnął lekko zamknięcie walizy, na co ta uderzyła o podłogę z cichym stuknięciem. Zacmokał, podnosząc się z klęczek, kierując kroki do wielkiej, ręcznie rzeźbionej w jesionie dwudrzwiowej szafy. Krótko zlustrował wzrokiem jej zawartość, po czym włożył w nią ręce, sięgając po wyjściową szatę, którą rodzice kazali mu spakować, bo a nóż trafi się jakaś okazja. Wyjął ją razem z wieszakiem, po czym rozłożył ją na łóżku.
Zbieranie w jedno miejsce potrzebnych mu rzeczy, zajęło pół godziny. Kiedy rzucił na kupkę poskładanych ubrań szczoteczkę do zębów, osunął się na kolana, sięgając po ręcznik.
- Francja... – mruknął do siebie, układając go na dnie walizki. Na to poszły pięć par ciemnych spodni i trzy bluzy. – Świetnie. Dwa tygodnie za granicą, bez znajomości języka, na pastwę Malfoy’ów, Lestrange’ów, reszty mojej rodziny, Rosier’ów... Wręcz bajecznie. – mamrotał z lekka zirytowany, podczas gdy w radiu stojącym na dębowym stoliczku do tego przeznaczonym, leciała piosenka „Hey baby”.
Starając się ich zbytnio nie pognieść, ułożył blisko osiem koszulek, samemu nie wiedząc po co tyle tego pakuje. Przecież to tylko czternaście dni, nie zdąży tego wszystkiego ubrudzić. Uśmiechnął się krzywo do siebie. Ależ oczywiście! Co by sobie kamerdyner troszkę podźwigał...


James i Remus wcisnęli się do budki telefonicznej, zamykając za sobą starannie drzwi. Popatrzyli po sobie z głupimi uśmiechami.
- To co robimy? – zapytał James, a Remik parsknął śmiechem, po czym odwrócił się tyłem do niego, a przodem do półeczki, na której spoczywała książka telefoniczna. Potter uniósł brwi.
- Masz mugolskie pieniądze?
Lupin spojrzał na niego przez ramię, robiąc pełną politowania minę.
- Zawsze noszę w kieszeni trochę mugolskiej kaski, nie wiem przecież, czy mi się przypadkiem nie przyda.
Wsunął dłoń do kieszeni, po czym poruszył palcami, a jej zawartość zabrzęczała srebrnymi monetami. Jamie przysunął się bliżej, zaglądając Lupinkowi przez ramię, bowiem musiał koniecznie zobaczyć, jak książka telefoniczna wygląda w środku. Remus westchnął.
– Jakiego szukamy nazwiska?
- Śmiesznego! – odparł James takim tonem, jakby to było oczywiste. – Wiesz, co by jakiegoś człowieka wkręcić...
Remi zaśmiał się cicho, przerzucając na oślep grubszą część książki. Wypadło na literkę „n”.
- ...Nabreck, Nackins... – mamrotał, sunąc palcem po liście. Zarechotał nagle. – Nalał! – jęknął, zginając się w pół. James zawtórował mu donośnym chichotem.
- Dawaj, dzwońmy do niego! – rozkazał, lekko uderzając Remuska w ramię. Poprawił okulary.
Blondynek wyprostował się, kiwając żarliwie głową. Sięgnął do kieszeni, by wyjąć z nich pięćdziesiąt centów. Po chwili oględzin aparatu telefonicznego, wsunął monetę do oznakowanego miejsca i z głupią miną podniósł słuchawkę.
- Swoją drogą, ciekawe ma facet nazwisko – zauważył zdawkowo Jamie, a Remi wydał z siebie na poły rozbawiony dźwięk, jednocześnie wystukując numer.
- 74...48... 31... 46 – mruknął, ostatni raz przesuwając tarczkę do cyfry „6”. Poczekał cierpliwie, aż wróci na swoje miejsce, po czym ułożył tak słuchawkę, by James również mógł słyszeć to, co ten, kto odbierze, będzie mówił. Potter przybliżył swoją głowę do czaszki Remiego. Słuchali rytmicznie się powtarzającego sygnału przez kilka sekund, gdy w słuchawce rozbrzmiał suchy, urzędowy głos jakiegoś mężczyzny. Lupin machnął ręką, dając Potterowi znak, żeby był cicho.
- Halo?
- Em... pan Nalał? – zapytał Remus, starając się przybrać niski ton głosu.
- Tak – odpowiedział mężczyzna.
Remus myślał krótką chwilę, po czym wypalił:
- To niech pan to teraz posprząta.
Szybko odłożył słuchawkę na widełki. Razem z Jamesem zgodnie ryknął śmiechem, zginając się w pół. Widząc dziwne spojrzenia przechodniów, chrząknęli wymownie, wychodząc z budki. Nienaturalnie szybkim krokiem ulotnili się w jakąś boczną uliczkę, by dać upust swym emocjom. Przybili piątki, głośno się śmiejąc.


Peter westchnął ciężko, osuwając się na krzesło kuchenne w mieszkaniu babci. Automatycznie wodził za nią wzrokiem. Obserwował każdy jej ruch, lekki uśmiech na oplecionej pajęczyną starości twarzy. Westchnął cicho, lekko się garbiąc.
Przeżywała właśnie swoje trzecie życie. Pierwsze przebalowała jako młoda dziewczyna. W drugim się ustatkowała, wychodząc za mąż i zostając matką. A teraz, w trzecim... Służyła radą, uśmiechem i niekończącym się ciepłem, wcielając się w rolę babci.
Pettigrew był bardzo ciekaw, czy jemu również uda się osiągnąć taki życiowy staż. Czy on również spotka kobietę, z którą zwiąże się na resztę życia, czy da mu ona dziecko? A później, czy doczeka się wnuków?
Chłopiec potrząsnął lekko głową, stwierdzając, że zbyt dużo ostatnio myśli. Zagryzł wargę, podnosząc wzrok znad swych splecionych, przed paroma minutami umytych dłoni.
- Pączusiu, chcesz troszkę budyniu?
Peter skinął głową, uśmiechając się do babci szeroko. Nie zwrócił uwagi na to, że przecież nie jest głodny, wszak budyniem i tak by się nie najadł.
Wstał i podszedł do szafek, by wziąć sobie łyżeczkę. Lekko wymachując dzierżącym w dłoni przedmiotem, ponownie opadł na krzesło, podpierając głowę ręką, której łokieć ulokował na blacie stołu. Ponownie zajął się obserwowaniem babcinych poczynań.
Kiedy salaterka z budyniem stanęła przed nim na stole, z lekka obojętnym wzrokiem popatrzył na brązową zawartość z kwiatem z bitej śmietany na wierzchu. Uśmiechnął się lekko do siebie.
- Dziękuję, babciu – rzekł uprzejmie, po czym ucałował ją w policzek.


Syriusz zarzucił Alphardowi ręce na szyję, mocno się w niego wtulając. Mężczyzna westchnął, odwzajemniając uścisk. Pogładził go po przydługich, idealnie przyczesanych włosach. Serek odsunął się od niego na wyciągnięcie ramion, patrząc ojcu chrzestnemu w twarz z szerokim, choć nieco smutnym uśmiechem.
- Dzięki, że zajmiesz się Zahunem.
Alphard skłonił lekko głowę.
- To będzie dla mnie czyta przyjemność – rzekł głębokim głosem, ignorując szarpanie nogawki jego spodni przez pewną średniej wielkości, czarną istotę.
Młody Black roześmiał się głośno.
- No mam nadzieję – odparł, siląc się na groźny ton. Alphard ponownie skłonił głowę.
- Życzę miłego wyjazdu i znośnej podróży.
Syriusz wyszczerzył zęby, ponownie się do wuja tuląc.
- Dzięki! – zawołał mu do ucha, po czym odsunął się, by pożegnać Zahuna. Chwycił go w objęcia, ściskając, głaszcząc, tarmosząc i całując przez następne pięć minut.
- Do zobaczenia za dwa tygodnie, kochanie. Bądź grzeczny... – mruknął w jego lśniącą, gęstą sierść. Podrapał go za uchem. Chichocząc patrzył, jak jego tylna łapa uderza niekontrolowanie w płytki tworzące chodnik. Syri wyprostował się z ciężkim westchnieniem. Zahun otrzepał się, pobrzękując zapięciami szelek i smyczy.
- Syriuszu, pospiesz się! – fuknęła Druella, a młody Black przybrał wymowny wyraz twarzy, odwracając się do niej przodem.
- Już lecę, pędzę – rzekł pokornie, choć z nutką kpiny w głosie. Posłusznie się z nimi zrównał, automatycznie sięgając do rączki walizki. Wyprostował się z niezadowoloną miną, kiedy poczuł trzepnięcie w ramię skórzaną rękawiczką.
- Zostaw to – syknęła Walburga.- Nie jesteś jakimś brudnym paziem, żeby targać swoje bagaże!
- Księciem z bajki też nie jestem, aby czekać, żeby mnie wszyscy wyręczali – mruknął do siebie.
- Mówiłeś coś? – zapytała jego rodzicielka, a Syriusz potrząsnął głową.
- Nie, nie, matko. Nic nie mówiłem – rzekł głośno. Przełknął ślinę, wsuwając ukryte pod białymi rękawiczkami dłonie do kieszeni. Zacisnął ręce w pięści, lekko kołysząc się na piętach.
Było mu strasznie niewygodnie, ten krawat go dusił, pantofle uciskały mu stopy, obcierały pięty. Westchnął ciężko, wzrok kierując na niebo. Nie miał pojęcia, co skłoniło go do tego, by zgodnie z życzeniem jego rodziny to założył. Podrapał się w głowę.
- No nareszcie! – warknął jego ojciec, gdy dobiegł do nich jakiś młody chłopak w czerwonym stroju i śmieszną czapką na głowie.
Syriusz uśmiechnął się lekko do siebie, unosząc przy tym brew. Westchnął wymownie, ale nic nie powiedział, biernie obserwując, jak chłopaczyna szarpie się z kilkoma ciężkimi walizami. Po chwili namysłu odłączył się od rodziny, zwalniając kroku, by móc się z nim zrównać. Spojrzał w jego zarumienioną twarz.
- Mówisz po angielsku? – zapytał, nie będąc pewien, czy nie jest on innej narodowości. Przecież na tym peronie nie było to rzadkością. Widząc, że podniósł na niego duże, chabrowe oczy, patrząc mu w twarz z czymś na rodzaj strachu, prychnął. – No odpowiedz! – zażądał, wyjmując dłonie z kieszeni i zaciskając je w pięści tak mocno, że zatrzeszczały mu palce.
- Nie dobrze – odparł po chwili, jakby z lekkim trudem. Black skinął głową.
- Pomógłbym ci, ale mnie za to zlinczują – rzekł, gestem wskazując na grupkę dostojnych ludzi, idącą przodem.
- Kto oni dla ciebie? – zapytał chłopak, przystając na chwilę. Syriusz oblizał wargi.
- To pytanie moim zdaniem zabrzmiało zdecydowanie zbyt wulgarnie! – stwierdził szarooki idąc w ślady zachowawcze matki, mierząc go spojrzeniem. Westchnął ciężko. – Rodzina, niestety... Zresztą, co mi tam. Posuń się trochę – burknął, stając obok. Machnął ręką, widząc, że nie rusza się z miejsca. – No weź się suń, chcę ci pomóc! – prychnął zirytowany.
Świetnie! – warknął w myślach, pchając ciężki wózek z bagażem. – Jeśli wszyscy we Francji są tacy kontaktowi i inteligentni, to ja dziękuję bardzo!

Komentarze:


Lunka xD
Niedziela, 18 Października, 2009, 20:36

Masz racje długo nie pisałaś, mam nadzieje że będziesz pisać częściej, bo na każdą notkę czekam z niecierpliwością .. :D A notka super bardzo mi się podoba, fajnie że James spotkał się z Remusem :) I czekam na następną notkę ;)

 


Doo (pam. Mary Ann)
Poniedziałek, 19 Października, 2009, 01:47

Cóż mogę powiedzieć...
Nie lubię psów (nawet bardzo, wolę koty ;), ale nawet mnie rozczulił psiak Syriusza. Kurde, ja też bym takiego chciała mieć XD. Śliczny.
James i Remi... Niepoprawne oszołomy. Ale doskonale ich rozumiem z tym telefonem XD! <jedna z ulubionych rozrywek, gdy nie ma co robić>.
Aż się uśmiechnęłam, jak przeczytałam fragment o Peterze i jego refleksjach na temat życia... Biedaczek, nie doczeka się wnucząt...
Wydaje mi się, że jesteś jedyną autorką na stronie, która opisuje małych, jedenastoletnich Huncwotków jak dzieci. Wszyscy zawsze robią z nich niewiadomo jak dojrzałych menów, mimo, iż ledwo poszli do szkoły, a u ciebie jest inaczej...Oczywiście, jestem z jak najbardziej za twoją wersją.
No cóz, nie pozostaje nic innego, jak życzyć weny.
Zapraszam do siebie ;).
Acha, i mam pytanko. Jak to się stało, że dodałaś notkę? Ja dodałam wczoraj i nie ma jej na stronce...
No cóż

 


Aleksa
Piątek, 30 Października, 2009, 16:14

No nareszcie udalo mi sie doczytac ;d
nie bede zachwycac sie nad tym jak cudownie piszesz, bo mowilam ci to ze sto razy xd
Chociaz notka i tak swietna ;]
oh... piesek Syriusza.
Ah, jak ja kocham pieski ;d;d
Rozbawil mnie Peter rozmyslajacy nad zyciem xd
A james i Remus.. jak juz ktos przede mna zauwazyl: Niepoprawne oszolomy ;d
Caluje cie mocno;*:*

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki