Nowa ksiega Huncwotów! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Pewne porównanie z notki zaczerpnięte z komentarza Doo. Lepszego nie mogłam znaleźć. Pozdrowienia dla niej!
Tym razem, to Syri powtórzył mój wyczyn, oj tak... Huncwoci codziennie mi to wypominają. Zresztą, nie tylko oni...
Ach... I nigdzie nie będzie nowej, póki u Lunia nikt nie skomentuje. No pardon, ja się wysilam a wy to macie w ..... . To trochę nie fair, mi się wydaje.
Remus wydął wargi, patrząc, jak mężczyzna znika we wnętrzu swego domu. W uszach blondynka brzmiał śmiech Jamesa i Syriusza, którzy zataczali się za jego plecami. Lupin westchnął, zerkając na znak.
- To wszystko twoja wina jest! - zawołał, wymierzając mu kopniaka. Po chwili podskakiwał w miejscu, pojękując i trzymając się za obolałą stopę. Black zarechotał głośniej.
- Teraz ja zatańczę! - zarządził, biorąc lekki rozbieg. James odsunął się i podrygując w miejscu, wydawał z siebie niskim głosem: "Hu... Hu... Hu... Hu...!", nadając całości sytuacji grozy i napięcia. Black przymrużył oczy od dołu, pochylając się lekko. Rzucił się na przód z wyciągniętymi rękami. Odbił się od ziemi, w komicznej pozycji z rozpędu uderzając prawym udem o słup. Wydając z siebie wariacki śmiech, okręcił się na słupie jeden raz, czemu towarzyszył donośny trzask. Następnie poczuł, że przechyla się bezwiednie w tył, lecąc na plecy. Śmiech zamarł mu w gardle, kiedy upadł na ulicę, przygnieciony znakiem do jezdni. Podniósł głowę, podpierając się na łokciu. Rozejrzał się wokół siebie ze zdziwioną miną.
Widok ten, podziałał na Pottera i Lupina jak kosa na trawę - oboje leżeli na chodniku, śmiejąc się do rozpuku. Remus tarzał się po podłożu, przebierając nogami i trzymając się za brzuch. James leżał na wznak, tupiąc i tłukąc pięściami w beton. W pewnym momencie, Remuskowi łzy popłynęły z oczu, ześlizgując się po policzkach w jasne, potargane włosy.
- Brawo, Syri! - wystękał, by natychmiast znów zacząć się śmiać.
Black przybrał nadąsaną minę, ale nie skomentował. Nie bez trudu, zepchnął z siebie przewrócony znak drogowy, chwiejnie stając na nogach. Spojrzał krótko na pękających z radości przyjaciół, czując, że zmarszczone dotąd czoło bezwiednie mu się wygładza, a na usta wkrada się lekki uśmiech. Chichocząc cicho, podniósł zniszczoną własność publiczną, stwierdzając, że chyba się jeszcze trzyma. Jęknął cicho, stawiając słup do pionu. Przytrzymał go chwilę dłońmi. Zabrał ręce. Z dumą stwierdził, że znak stał tak, jak powinien. Przez chwilę... Ups...!
Złapał go szybko, nie chcąc dopuścić do tego, by gruchnął w beton. Uginając się pod jego ciężarem, ponownie popatrzył na przyjaciół.
- Ze... Zesikam się! - wykrztusił Potter, siedząc po turecku. Blondynek, pokasłując z szerokim uśmiechem, otarł rękawem mokre policzki. Syriusz ponownie się uśmiechnął. Podniósł znak nad ziemię. Z trudem unikając upuszczenia, przekręcił go do poziomu. Trzymając go oburącz, rozejrzał się bezradnie, oczekując wskazówki, co z nim zrobić. Nie otrzymując takowej, wzruszył ramionami, zbliżając się do czyjegoś ogrodzenia. Oparł o nie znak, siatka zgrzytnęła ostrzegawczo. Westchnął ciężko, ze złością ciskając słupem o ziemię.
- Idziemy! - zarządził, pochylając się po swoją torbę. Zignorował tępy ból nogi i pleców. Remus, czkając głośno, sięgnął po swoją. Podniósł się, po czym wyciągnął rękę do Jamesa, mając na celu bezinteresowną pomoc we wstaniu. James chwycił jego wyciągniętą rękę, jakby od tego zależało jego dwunastoletnie życie. Uwiesił się na niej bezwładnie, przyginając cherlawego Lupinka do ziemi. Syriusz wywrócił oczami, stając za Remusem. Nie mając w tym większego cel, objął go w pasie i pociągnął mocno do tyłu. Blondynek wydał z siebie zduszone stęknięcie. James westchnął, podnosząc się bez niczyjej pomocy. Zataczając się, doszedł do swojego kufra. Chwycił go za rączkę. Black i Lupin wymienili spojrzenia, ale nie skomentowali, wzruszając jedynie ramionami.
- A Peter czemu nie szedł z nami? - zatroszczył się nagle James.
- Mama mu zabroniła - odrzekł blondynek, poprawiając sobie torbę na ramieniu. - Chyba chciała się z nim pożegnać na stacji... Z tym Marco, czy jak on tam miał.
- Pet się ucieszy - mruknął Syriusz, wsuwając ręce do kieszeni. Potknął się na równej powierzchni, ponownie prawie witając się z chodnikiem. Odzyskał równowagę, opierając się barkiem o latarnię.
Remus pruł przez tłum niczym lodołamacz, ciągnąc za sobą obijających się o siebie Jamesa i Syriusza. Starał się ich jak najszybciej "przemycić" do stojącego na szynach pociągu, bo wtedy to będzie już z górki. Mniejsze ryzyko, że ktoś się zorientuje co do ich stanu. Nie zauważył, że Black lekko utykał na prawą nogę. Słyszał, że James chichocze sam do siebie.
Dopadł do pociągu, otwierając szybko drzwi. Wskoczył do środka, odwracając się przodem do przyjaciół. Rozejrzał się nerwowo na lewo i prawo, wyciągając drobne dłonie do Jamesa.
- Jamie! - syknął. Potter spojrzał na niego zdumiony. Widząc, że Remus chce złapać go za ręce, posłusznie podał mu swoje. Następnie został wciągnięty na pociągowy mostek i lekko popchnięty na ścianę. - Bądź grzeczny - powiedział Remus, odwracając się przodem do Blacka, który gapił się na coś ze zmarszczonym czołem.
- Syri... Syri! - warknął Remi, wychylając się. Stuknął go pięścią w ramię. Brunet potrząsnął głową, kierując na niego spojrzenie. Lupin wykonał zapraszający gest w swoją stronę. Black rozciągnął w usta w lekko nieprzytomnym uśmiechu, samemu wchodząc do pociągu. - Poczekajcie - nakazał im Remus. Wyskoczył na peron, podejmując się próbom załadowania jamesowego kufra. Sapiąc i postękując, podniósł go na tyle, by móc postawić go na schodkach.
- James! - jęknął, kiedy kufer spadł mu na stopę. - Coś ty tam napchał?!
Odpowiedział mu potterowy śmiech i bełkotliwe: "Niezbędności!". Prychnął cicho.
- Pomóc ci? - zapytał jakiś miły, męski głos. Zerknął na właściciela owego głosu przez ramię.
- Noo... Byłoby fajnie - przyznał, prostując się. Otarł czoło rękawem.
Chłopak był wysoki i szczupły, nieco przydługie, rude włosy wpadały mu do oczu. Nos i policzki wysypane miał ledwo widocznymi piegami. Miał już na sobie hogwarcką szatę, kolor naszywek powiedział Lupinowi, że należał do Gryffindoru. Na piersi lśniła odznaka prefekta. Bez trudu władował nieszczęsny kufer do środka.
- Dzięki - mruknął blondynek, wchodząc do środka. Odwrócił się do rudzielca. - Remus Lupin - przedstawił się, wyciągając rękę. Drugą odgarnął grzywkę z oczu.
- Artur Weasley.
Uścisnęli sobie dłonie, uśmiechając się do siebie lekko.
- Arturze! - zapiał donośny, kobiecy głos. Weasley przybrał nieco strapioną minę.
- Mama... - mruknął. Remus parsknął śmiechem. Rudzielec rozpogodził się. - No, to do zobaczenia w Hogwarcie!
- Cześć! - Lupin pomachał mu krótko na pożegnanie.
Pociąg pędził po szynach od godziny, kołysząc miarowo swymi pasażerami. Pogoda zmieniła się diametralnie i już nie była zbyt zachęcająca - padał gęsty deszcz, granatowe chmury zakrywały błękit nieba. Raz po raz dało się słyszeć grzmot, panujący półmrok rozdzierały błyskawice. W przedziałach paliły się światła.
James i Syriusz pokładali się ze śmiechu na jednym siedzeniu, Remus i Peter siedzieli na drugim.
- Żałuj, że cię z nami nie było, Pet! - powiedział Lupin, odgarniając włosy za ucho. - Wtedy, w wakacje u mnie i dziś, jak szliśmy na peron. Takie jazdy były! - mówił szybko, gestykulując żywo. - James i Syriusz, jak czuć zresztą, dorwali się do barku ojca Jamiego. Narąbali się i oświadczyli, że idziemy na peron, bo spóźnimy się do szkoły. Zebraliśmy rzeczy i idziemy. Po drodze kilka razy prawie wpadli pod samochód, Syriusz rzucił się na jakiegoś kota... Miny tej staruszki w życiu nie zapomnę! - zawołał, po czym zaniósł się śmiechem. Peter również dał ponieść się radości. Potter strzelił Blacka z otwartej w plecy, kiedy Syriusz zaczął udawać słodkie niewiniątko - złożył ręce na podołku, ściągnął usta w dzióbek i zatrzepotał rzęsami.
- Jakiś czas później szliśmy taką mniej uczęszczaną uliczką. James zaczął umierać, a Syriusz darł się, że ten słup to lizak - opowiadał dalej Remus, podnosząc się ze swojego miejsca. Usiadł na półeczce wiszącej pod oknem.
- Nas nie pobijesz, zacząłeś przy nim tańczyć jak na rurze! - wydarł się Syriusz, wskazując na niego oskarżycielsko palcem. Remus prychnął, krzyżując ręce na piersi. W kącikach jego pełnych ust krył się jednak delikatny uśmiech.
- A ty go złamałeś, baranie! Minę miałeś po prostu... Bajeczną - rozmarzył się Lupin. Zgiął się w pół, śmiejąc na całe gardło. Spadł z półeczki, zwijając się na podłodze.
- Jak to: złamałeś? - zdziwił się Peter. Uniósł brwi, spojrzeniem wędrując od jednego, do drugiego. James poprawił okulary, wyrywając się z odpowiedzią:
- Normalnie! Wskoczył na niego z rozpędu, trzasnęło i Black leciiiii!!! - zawył, stojąc na ławeczce i rozkładając ramiona. Zupełnie, jakby chciał wzbić się do lotu - niczym pisklę, dopiero trenujące tę niezaprzeczalnie piękną sztukę. Cała czwórka wybuchła donośnym śmiechem, podrygując wesoło.
- A u ciebie, Remusie, co było? - zawołał Pettigrew, przekrzykując śmiechy.
- Byliśmy niańkami! - powiedział Black, z udawaną dumą wypinając pierś.
- Ty wyraźnie masz już wprawę w zajmowaniu się niemowlakami... Czy my o czymś nie wiemy, Serku? - zachichotał Remus, po czym rzucił się do ucieczki na półkę z bagażami. Uniknął w ten sposób ciosu od Blacka. Wytknął mu język, świętując tym samym swe zwycięstwo w maleńkiej gonitwie. Syriusz prychnął, siadając na miejscu.
- Tak jakby mam - powiedział. - Znajoma mojej matki niedawno urodziła syna. Musiałem się z Regulusem nim zajmować. Ten dzieciak umiał tylko jeść, walić i się drzeć!
- Skądś to znam... Chcę bohatera! - zawył nagle Remus ze swej półki.
- Ty tam milcz! - obfuknął go James. Lupin wydał z siebie dźwięk wyrażający głębokie oburzenie. Peter roześmiał się głośno. Znów był z nimi, ze swoim przyjaciółmi...
Oni to są dobrzy... Upić się na kilka godzin przed wyjazdem do Hogwatu! Albo ten słup... Szkoda, że mnie nie było, ominęła mnie zabawa. Kurczę! Że też przez tego głupiego Marca nie mogę widywać się z chłopakami w wakacje! Frajer...
W dodatku mugol! Nie wierzę, że za ojczyma będę miał mugola... Ślub za kilka miesięcy. Nie chcę tego!!!
Ale, na szczęście, za kilka godzin będę już w Hogwarcie. Czekałem na to całe wakacje!
Komentarze:
Doo Niedziela, 20 Grudnia, 2009, 10:55
Matko, oni naprawdę zachowują się nadpobudliwie. Ta konwersacja, którą opisałaś w pociągu... Z Huncwotami chyba nie da się nudzić.
Bardzo dobrze, że wtrąciłaś na koniec myśli Peta, to zrównoważyło jego brak w całej notce. Swoją drogą, to nie lubię tego Marco. Coś mi w nim nie pasi xD.
Ale, mam pytanie: czy Artur Weasley rzeczywiście był wtedy w Hogwarcie? Chyba już nie... Ale to twoje opowiadanie, nie będę się czepiać (mój Remus też nie urodził się wtedy, gdy książkowy, na przykład). Być może jest Ci to potrzebne.
Pijany Syriusz jest chyba bardziej ekstrawertyczny, niż ten trzeźwy XD.
Naprawdę, Syrciu, świetnie Ci idzie pisanie o Huncach. Ty ich po prostu czujesz.
Mam nadzieję, że niedługo dodasz dalsze ich przygody i u Lunia też.
I przepraszam, że tak długo nie dodawałam komentów, ale ten tydzień był straszny. Nawet nie miałam czasu na sen, a co dopiero na neta.
Pozdrawiam ciepło ;). I, tak w ogóle, wesołych, rozgardiaszowatych Świąt ;*
B. Niedziela, 20 Grudnia, 2009, 16:47
Co się stało z tą stroną? Pamiętam, jak były tu setki odwiedzin dziennie, autorzy naprawdę przejmowali się swoją rolą, jaką było prowadzenie pamiętnika, jak Ty, Syrciu.
Pisanie wychodzi Ci fantastycznie. Szkoda, że tak niewiele osób to docenia.
Czy oprócz Twojego są jeszcze jakieś aktywne pamiętniki, uzupełnianie regularnie...?
Parvati Poniedziałek, 21 Grudnia, 2009, 18:39
Jeszcze Mary Ann i W. Kruma
Biedny Peter. Kiepsko ma. Za to Huncwoci przekomiczni, ich walka dokładnie zarysowała ich charaktery, super, choć sama sytuacja była na mój gust opisana zbyt szczegółowo, co sprawiło, że akcja wydała mi się mniej dynamiczna, ale to już kwestia gustu, nie błąd.
Dialogi, humor i ogólnie stylistyczna części notki super, akcja jest tak barwna i wciągająca, że trudno się oderwać, serio. A w bohaterów wczuwasz się tak genialnie, że mam wrażenie, jakbyś opisywałan własne uczucia i własne przygody, chyba że o czymś nie wiemy ; D
Rewelacja, naprawdę, masz niezwykłe poczucie humoru, świetny styl pisania i taką jedyne w swoim rodzaju wyobraźnię i talebt : ) Wybitny,a co : )
Pozdrawiam i również przepraszam za późnego komenta, leżałam chora tydzień i nawet nie byłam w stanie zabrać się do pisania Wiktora czy czytania notek : )
Uściski i zapraszam na nową notkę do Wiktora! : )
martha Środa, 30 Grudnia, 2009, 14:25
Świetna notka.
Ten james i syriusz hahaha
Szkoda mi Petera .
Pozdrowienia
Alice Poniedziałek, 18 Stycznia;, 2010, 18:22
No to oczywiście W
Talent masz, co przejawia się w obydwu twoich pamiętnikach. Nie moge się doczekac kolejnej notki