Nowa ksiega Huncwotów! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Aaahah, Szczurku, wybacz! Nick mnie zmylił. Sama nieraz używam "Łapa" i też mnie brali za chłopaka... Ehym... Wybacz^ ^
I zapraszam jeszcze do pamiętnika drogiego Remuska vel Luniaczka. Tak, tak. Nowa notka
Remus podniósł się z ziemi, pokasłując lekko.
- Chodźmy do zamku - powiedział, patrząc na nich. - Musicie się jeszcze przebrać.
Syriusz i James wymienili spojrzenia. Obiegli wzrokiem swoje zdewastowane ubrania. James wsunął do kieszeni połamane okulary, wzdychając cicho.
- Będę za wami tęsknił...
Peter parsknął śmiechem.
- Przecież da się je naprawić!
- Ja nie umiem! - zawołał. Remus wywrócił jasnymi oczami, chwytając ciemnowłosych przyjaciół za rękawy.
- Pokaż się tak któremuś nauczycielowi, to może się ulituje - rzekł wesoło, idąc w stronę zamku. James fuknął, wyszarpując rękaw z jego uścisku.
- Sam dojdę!
Remus zabrał rękę.
- Jak wolisz...
Syriusz podniósł głowę, patrząc w niebo.
- Lepiej się pospieszmy, mamy kwadrans do początku lekcji - oświadczył Peter, zerkając na zegarek. Bez słowa konsultacji między sobą ruszyli biegiem w górę zbocza.
- Kto ostatni, temu reszta wsadzi głowę do kibla! - ryknął James. Black i Lupin wymienili spojrzenia. Zdusili chichot, chwytając się za ręce. Unieśli je najwyżej, jak mogli, przekładając nad jamesową głową. Zmusili swoje nogi do większego wysiłku, przyspieszając.
- Teraz! - zakomenderował blondynek. Zatrzymał się, w tej samej chwili zrobił to Syriusz. James wydał z siebie zduszone "Uch!", kiedy poczuł solidne uderzenie w pierś. Przewrócił się na plecy, a oprawcy z mściwym śmiechem biegli dalej.
- Nienawidzę was! - wrzeszczał Potter, kiedy Syriusz i Remus ciągneli go za nogi w stronę muszli klozetowej. Obaj parsknęli śmiechem, widząc, jak okularnik "zagrabia" posadzkę palcami. Peter podniósł klapę sedesu, odsuwając się w głębokim ukłonie. - Nie ma takich!
- Jest, jest! Sam to wymyśliłeś! - przypomniał rozpromieniony Remus, chwytając go za ramię. Syriusz złapał za drugie i pociągnął ofiarę w górę, podnosząc z ziemi. Z remusową pomocą przyciągnął go do sedesu.
- Oszukiwaliście!
- My? - zdziwił się Peter, chwytając za metalowy łańcuszek od spłuczki. - Tobie noga wpadła do stopnia-pułapki, nie nam.
- Powinniście się byli zatrzymać! - jęknął. Syriusz zacmokał, kręcąc głową.
- A, a, aa-aaa! - zaświergotał, naciskając na tył jego rozczochranej głowy. - Nie mówiłeś nic o żadnych zasadach! Graliśmy na żywego!
Okularnik zdążył jeszcze tylko nabrać gwałtownie powietrza, nim jego czoło uderzyło o dno muszli. Pettigrew pociągnął za spłuczkę.
Remus zerknął na zegarek.
- Mamy pół godziny spóźnienia - szepnął, stojąc przed zamkniętymi drzwiami sali od obrony. Chłopcy wymienili spojrzenia, czując, że serca tłuką im się pod gardłami. Black uniósł brwi, lekko się uśmiechając.
- No i?
- Dajcie spokój, dobrze, że to nie transmutacja - uspokoił ich zawsze entuzjastyczny James.
- Dacie wiarę, że w dzikim pędzie lecieliśmy z dormitorium pod klasę a teraz stoimy pod wejściem z rękami w kieszeniach? - zauważył swobodnie Peter. Młodzi Huncwoci spojrzeli niżej, na spodnie.
- Faktycznie - przyznał James. Zachichotali, a Remus położył dłoń na klamce. Wziął trzy krótkie wdechy i nacisnął na nią, uchylając po cichu drzwi. Zajrzał niepewnie do środka.
Pół wampir, pół elf, czyli profesor Alan O'Blansky, stał przodem do tablicy, kreśląc coś na niej z zapałem. Tłumaczył przy tym coś żywo, wymachując wolną ręką. Długie, jasnobrązowe włosy odgarnięte za uszy poruszały się delikatnie od powstałych zawirowań powietrza. Poza stukaniem kredy i jego głosem, w klasie nie było słychać nic. Stanął twarzą do grupy, teatralnym gestem odsłaniając tablicę. Peleryna od ciemnobrązowej, eleganckiej szaty szytej na wzór dziewiętnastowiecznej szlachty, zafalowała majestatycznie wokół jego wysokiego, szczupłego ciała.
- ...po łacinie zwie się Regulus, mały król, albowiem bazyliszek jest wszelkiego pełzającego gadu królem i monarchą, władcą smoków i wężów. Inaczej jak inne gady, które w prochu na brzuchu pełzają, bazyliszek uniesiony idzie, a na głowie nosi koronę złotą... - mówił.
- Cholender... - mruknął przyszły Lunatyk. Zagryzł wargę, trzykrotnie uderzając knykciami w drzwi. Profesor zamilkł, marszcząc brwi. Odwrócił powoli głowę w stronę, z którego dotarł owy dźwięk, mrużąc intensywnie błękitne oczy.
- Proszę! - zawołał, przesuwając językiem po ostrych kłach. Remus przełknął z trudem ślinę, otwierając drzwi.
- Dzień dobry...
- ...przepraszamy za spóźnienie - dodali jednocześnie James, Syriusz i Peter. Remus podrapał się po karku.
- Możemy wejść?...
Profesor skinął głową, odrzucając kredę na katedrę biurka. Otrzepał niespiesznie ręce. Gestem wskazał na drzwi. Peter natychmiast się odwrócił, by je zamknąć. O'Blansky podszedł bliżej, zakładając ręce za plecami. Stanął wyprostowany przed czwórką przygarbionych dwunastolatków. Lupin i Peter zawzięcie wiercili dziury wzrokiem w swoich butach, okazując tym samym udawaną skruchę za przerywanie zajęć. Syriusz patrzył na ścianę za dymitrem, a James kręcił młynki dłońmi.
- Black, Potter, Lupin i Pettigrew. Nasza kochana nie-święta czwórka Gfyronów.
Obecni na sali Ślizgoni wymienili spojrzenia i złośliwe uśmiechy. Naturalne było, że nie lubili owej gromadki.
Remus zwilżył wargi końcem języka. Profesor podszedł krok bliżej, pochylając się. Oparł dłonie na kolanach, wędrując spojrzeniem od twarzy Petera, przez Jamesa i Syriusza, do buźki Remusa. Pokręcił głową, uśmiechając się lekko.
- Nie pierwszy raz spóźniliście się na moje zajęcia. Odejmuję Gryffindorowi po pięć punktów za każdego z was. Byłoby więcej, ale skoro to nasza pierwsza lekcja w tym semestrze, to nie widzę powodu, by zbyt ostro zaczynać... - Wyprostował się. Odrzucił materiał peleryny do tyłu, wsuwając ręce do kieszeni. Odwrócił się do nich tyłem, wolnym krokiem przechodząc do katedry. - Siadajcie.
Chłopcy posłusznie przemknęli na koniec klasy, osuwając się na wolne krzesła.
O'Blansky westchnął, spacerując spokojnie przed klasą. Spojrzał na tablicę, na której wyrysował bazyliszka.
- Jak widać na rysunku - zaczął swobodnym tonem. Wskazał nań ręką - ma on długi, jaszczurczy ogon, sierpowate szpony, błoniaste skrzydła, a także ptasi dziób. Tego straszliwego stwora boją się nawet smoki! Wyobraźcie sobie, że nawet rogogon węgierski umyka przed nim w popłochu... Mówi się, że bazyliszek rodzi się z jaja zniesionego przez koguta, a następnie wysiedzianego przez sto i jednego jadowitego węża. Nie wiadomo jednak, która wersja jest prawdziwa. Druga głosi, że wykluwa się on z kurzego jaja podłożonego ropusze. Skóra owego niezwykłego stworzenia jest bardzo dobrym i bardzo drogim materiałem służącym do produkcji obuwia, dlatego też w osiemnastym wieku władze wydały dekret zabraniający polowania na bazyliszki. Mało brakowało, a owy cud natury świata magicznego już nigdy więcej nie stąpał po naszej ziemi...
- Mówi tak, jakby miał bazyliszka za pupilka - szepnął Syriusz. Remus popukał się palcem w czoło.
- Coś ty! To jest niemożliwe!
- Możliwe! - zaperzył się Syriusz. - Mógł założyć mu klapki na oczy.
- Taaak. Jeszcze ochraniacze na zęby - prychnął blondynek. Pokręcił głową. - Zresztą, gdzie by go trzymał? Czym by go karmił? Pomyśl logicznie, Syri - mruknął, mocząc koniuszek pióra w otwartym kałamarzu. Syriusz przechylił głowę.
- To już zależałoby od jego podejścia do sprawy.
Lupin zakrył oczy ręką, dając tym samym do zrozumienia, że nie ma ochoty z nim dyskutować. Black wydął wargi, otwierając książkę na pierwszej lepszej stronie. Postawił ją na ławce, chowając za nią głowę. Oparł policzek na przedramieniu, wzrok wlepiając w kolano jakiejś Puchonki, nieznanej z imienia. Po chwili pozwolił powiekom swobodnie opaść, by pogrążyć się w ciemnościach.
- Koszyk... - szepnął po dłuższej chwili ciszy Peter. Sprzedał przy tym lekką sójkę w bok Jamesowi.
- Pakunek - odparł półgębkiem James.
- List.
- Wiadomość.
- Pole uprawne - kaszlnął na niby Pettigrew.
- Farma - ziewnął po cichu Potter.
- Jedzenie.
- Pokarm.
- Alkohol - mruknął Lupin.
- Trunek - odszepnął Syriusz.
- Substancja szkodliwa dla zdrowia - odparował James.
- Żrący w gardło napój - mruknął Peter. Chłopcy zachichotali, przyciskając dłonie do ust.
James z głupawym uśmiechem szturchał trzymanego szczura końcem pióra w bok. Remus uderzył go za to w ramię, posyłając mu mordercze spojrzenie. Potter odrzucił pióro, odpłacając się blondynkowi pięknym za nadobne. Lupin kopnął go pod ławką, Potter szarpnął go za włosy. Siedzący po obu ich stronach Peter i Syriusz wymienili spojrzenia, unosząc brwi. Zgodnie pokręcili głowami, słuchając odgłosów uderzeń, sapania i pojedynczych stęknięć. Syriusz wstał, cicho odsuwając krzesło. Wygładził rękaw szaty, stając za dwójką bijących się przyjaciół. Podniósł lewą rękę. Poprawił mankiet koszuli. Niespiesznie zrobił to samo z drugą ręką. Chrząknął wymownie w pięść. Odpowiedział mu zduszony okrzyk złotookiego blondynka i syknięcie kopniętego w piszczel okularnika. Uniósł czarną brew, rozkładając ręce. Szybkim ruchem podarował im bolesnego kuksańca w karki. Obaj wydali z siebie zgodne: "Ałć!", podnosząc ręce do szyi.
- Co ty robisz? - zezłościł się James. Syriusz zarechotał, patrząc na jego połamane okulary, byle jak poskręcane czarotaśmą.
- Black! Siadaj na miejsce! Potter, odwróć się! Lupin, nie rozmawiaj!
Syriusz wrócił na miejsce, Jamie przekręcił się przodem do tablicy. Remus przerwał krótką wymianę zdań z Peterem.
Profesor McGonagall zestawiła z katedry sporej wielkości, kartonowe pudło. Omiotła klasę spojrzeniem.
- Cisza tam na końcu!
Wszelkie szepty i chichoty ustały. W sali zrobiło się cicho. Profesorka odetchnęła głęboko. Wyszła zza katedry, kierując spokojne, wolne kroki między rzędy ławek.
- W tamtym roku ćwiczyliśmy głównie transmutowanie rzeczy nieożywionych, typu igła w zapałkę czy na odwrót. Przerobiliśmy cztery przypadki zamiany przedmiotu w organizm żywy. Niektórzy z was mieli te zadanie na teście... Kto? - zapytała. Syriusz podniósł lewą rękę i zamachał nią nad głową. Na drugiej opierał policzek. Remus również uniósł swoją, podobnie jak niejaki Stebbins z Hufflepuffu. Minerwa skinęła głową. Dłoń Blacka luźno pacnęła o blat ławki. - W trzech przypadkach musieliście zamienić rzecz martwą w żywą. Wyjątkiem było przetransmutowanie rogatego ślimaka w guzik. Na dzisiejszej lekcji będziecie się uczyć zamienić szczura, które rozdał wam po wejściu do klasy pan Richardson, w kielich. Schemat wyrysowany jest na tablicy.
Odwróciła się, szybkim krokiem przechodząc na przód klasy. Sięgnęła po różdżkę. Stuknęła nią w rysunek szczura.
- Jak widać, mamy organizm żywy. W tym przypadku, jest to szczur. Dalej pokazany jest obrotowy ruch różdżką, koniecznie w stronę prawą. Następnie trzykrotnie lekko uderzamy w szczura różdżką, ostatni raz jednak najmocniej. Wymawiamy przy tym spokojnie formułkę. - Odsunęła się od tablicy, spoglądając na klasę. Z zadowoleniem stwierdziła, że wszyscy uważają, patrząc na nią w skupieniu. Gdzieniegdzie skrobały pióra. Skinęła do siebie nieznacznie głową. - Jeśli wszystko wykonaliśmy poprawnie, przy trzecim dotknięciu szczur co zrobi? - zapytała, wskazując końcem swej różdżki w Severusa Snape'a.
- Zadźwięczy - mruknął Ślizgon. Profesorka skinęła głową.
- Dokładnie. Punkt dla Slytherinu. Szczur zadźwięczy, ponieważ zmieni się w metalowy puchar. - Machnęła ręką w stronę tablicy, wskazując na rysunek. - Zaklęcie to Feraverto. Raz, dwa, trzy... Feraverto.
Chrząknąłem cicho, przestając głaskać swojego szczura. Przechyliłem głowę, jasne włosy wpadły mi do oczu. Odgarnąłem je za ucho. Spojrzałem w pyszczek swojej "pomocy naukowej". Z lekko otwartą buźką węszył z zainteresowaniem, unosząc nieco głowę. Uśmiechnąłem się do siebie, delikatnie trącając palcem jego różowy nosek.
- Słodki jesteś - szepnąłem. Peter westchnął po mojej prawej stronie.
- Szkoda go zmieniać w puchar - mruknął. Skinąłem głową. James prychnął, wysilając wzrok. W tych połamanych okularach wyglądał tak debilnie... Odwróciłem wzrok, by nie parsknąć śmiechem.
- To tylko szczur. Zresztą, nic mu nie będzie.
- Po lekcji psorka pewnie z powrotem pozamienia je w zwierzaki i dalej będą sobie żyły, nieświadome czyhającego na nie niebezpieczeństwa... - szepnął Syriusz. Wzdrygnąłem się.
- Przestań!
Wyjąłem różdżkę z kieszeni. Czarny parsknął, niezwykle ubawiony. Wywróciłem oczami. Popatrzyłem na łaciatego szczurka, aktualnie z zainteresowaniem obwąchującego mi palec wskazujący prawej ręki. Położył na nim swoje maleńkie, zimne łapki. Czułem jego ledwie zauważalny, szybki oddech. Wyszczerzyłem do siebie zęby, nagle wpadając na pomysł. Oczywiście! Wezmę go sobie. Przynajmniej oszczędzę mu stresu... Profesorka się raczej nie zorientuje?...
Chrząknąłem w rękaw. Zakręciłem różdżką w lewą stronę.
- Raz, dwa, trzy... - szeptałem, lekko trącając go końcem patyka. Mój nowy przyjaciel nie wydawał się być zbytnio z tego faktu zadowolony... - Feraverto.
Szczur zapiszczał przeraźliwie, ale nic się nie stało. No tak... Ponowiłem czynność, zmieniając kierunek ruchu magicznym patykiem.
- Pod koniec lekcji ocenię waszą pracę. Ocena będzie obniżana, jeśli puchar będzie miał uszy, ogon, futro, będzie się ruszał czy piszczał. Dobrze by było, gdyby tez nie pluł wodą... Po każdej próbie, jeśli szczur będzie wyglądał jakkolwiek inaczej, wycelujcie w niego różdżkę mówiąc: Finite. To odwróci wszelkie działanie zaklęć.
Zapisałem to zdanie w notatce.
Przez resztę zajęć, zewsząd słychać było trzaski, piski, skrzeki oraz ciągłe powtarzanie: "Raz, dwa, trzy... Feraverto!". Na piętnaście minut przed dzwonkiem, McGonagall ruszyła na obchód.
- Dobrze... Bardzo dobrze, panno Connor! - powiedziała, patrząc na wynik pracy wysokiej jak na swój wiek, dziewczyny z Ravenclaw. McGonagall skierowała się w lewo, po kolei sprawdzając pierwsze ławki. W przeciągu następnej minuty doszła do stolików, przy których siedzieli Huncwoci.
- Pan Potter... - mruknęła, patrząc na srebrny puchar. James zacisnął pięści pod ławką, prosząc w myślach, żeby puchar nie zapiszczał, jak przed minutą. Kielich siedział jednak cicho. Profesorka skinęła głową. - Bardzo dobrze. Powyżej oczekiwań. Finite. Odnieś go do pudełka. No, to teraz Black...
Włochaty puchar Syriusza podrygiwał nerwowo. Kiedy McGonagall wycelowała w niego różdżkę, odskoczył, spadając z ławki. Nauczycielka pokręciła głową.
- Najwięcej mogę ci postawić O, panie Black.
Syriusz skinął głową. Mruknął zaklęcie, szczur znów wyglądał tak, jak powinien.
- Lupin... Pokaż, proszę.
Remus postawił na ławce złoty puchar wysadzany szkarłatnymi kamieniami. McGonagall wycelowała weń różdżką, chcąc nalać do niego wody. Kielich zakwiczał przeraźliwie. W sali rozległy się ciche śmiechy, Remus zachichotał nerwowo.
- Ta sama sytuacja co u panny Bulstrode... Zadowalający.
Lupin skinął głową, podnosząc się. Cofnął skutki zaklęcia, chwytając szczura w czułe objęcia. Podszedł do pudełka, do którego miał włożyć swego przyjaciela. Zacisnął powieki, wymuszając na sobie zwiększoną koncentrację i czułość na bodźce z zewnątrz. Uśmiechnął się lekko do siebie. Wilkołactwo może i przysparzało mu wiele cierpień i bólu, ale miało swoje dobre strony...
Przykucnął, udając, że wkłada łaciatego gryzonia do kartonu. Dzięki pomocy swojego drugiego "ja", wiedząc, że nikt na niego nie patrzy, wsunął szczurka do szkolnej torby. Zapiął ją, podnosząc się. Odrzucił włosy z twarzy szarpnięciem głowy. Czując się bardzo dziwnie, opuścił salę.
- Zabrałeś jej szczura?! - zawołał James, kiedy całą czwórką znaleźli się w dormitorium. Transmutacja była ostatnią lekcją tamtego dnia. Remus wydął wargi.
- Nie krzycz - powiedział spokojnie, głaszcząc drobnego pupila, siedzącego mu na udzie. Syriusz zaśmiał się głośno, rzucając się na łóżko obok Lupina. Przesunął palcem po długim, różowym ogonie nowego współlokatora.
- Po co go zawinąłeś?
- Nie mogłem go tam zostawić! - jęknął wilkołak. - Czy ty wyobrażasz sobie, jaki to musi być dla niego stres, stawać się kielichem?!
W dormitorium rozległ się donośny śmiech trójki chłopców. Remus fuknął, podnosząc się.
- To nie jest śmieszne.
- Nie no, skąd - powiedział wesoło Peter, podciągając kolana pod brodę. Sięgnął po ciasteczko, leżące w pudełku na jego szafce nocnej. - Ty po prostu... Jesteś taki wrażliwy...
- ...pomocny...
- ...empatyczny...
- Och, zamknijcie się - mruknął blondynek. Ucałował pupilka w małe, okrągłe ucho. Black podrapał się po policzku.
- Trzeba mu znaleźć jakieś pudełko albo klatkę... Wiesz, żeby miał gdzie mieszkać.
Remus uniósł brwi. Pokręcił głową.
- Nie wsadzę go do klatki...
- No, to ci ucieknie!
- Nie ucieknie! - fuknął, przyciskając go do piersi. Uważał przy tym, by nie przesadzić. - Ja... będę go pilnował.
- Cały czas? - zapytał James, siadając na parapecie. Wydął wargi. - Wiesz, to może być uciążliwe. Zwłaszcza w nocy... A gdzie on będzie spał?
- Ze mną - odparł swobodnie Remus. - Na poduszce.
Peter zachichotał, a w jego ślady poszli Black i Potter.
- Już to widzę - szepnął James.
- Tak... Początek pięknej, długiej miłości wilkołaka i szczura...
Remus patrzył na nich z kamienną twarzą. Uniósł jedynie lewą brew, delikatnie muskając palcem swojego małego kolegę po główce.
- Ale wy jesteście śmieszni...
Odpowiedział mu rechot i ciche piśnięcie szczura. Pochylił się, całując jego mały, różowy nosek.
Komentarze:
Szczurek Sobota, 13 Lutego, 2010, 17:24
Hej !
Zaciekawiło mnie to, dlaczego tak szybko dodałaś tą notkę?
Ale tak: nie za bardzo umiem pisać komentarze, ale chciałam powiedzieć, że bardzo podoba mi się ta notka. Szczególnie podobało mi się to, że Remus zainteresował się losem tego szczurka.
Czekam na następną notkę
Doo Środa, 17 Lutego, 2010, 21:53
PRZEPRASZAM!!! Za moją nieobecność. Ale już jestem i komentuję ;)
Uuuu, słodkie z tym szczurkiem. Remus jest jakiś przewrażliwiony na punkcie zwierząt... To równoważy jego wilczą naturę. Ale uroczo, że się tak nim zaopiekował. Ciekawe tylko, jaki będzie wrzask, gdy szczurek zwieje...
Jakie wredne małpiszony! Wsadzić głowę kumpla do klozetu. Biedny James, ale sam sobie jest winien, oszołom. Tak na serio, to myślałam, że oni żartują i nie wsadzą mu tam głowy... Cóż, Huncwoci nie po raz pierwszy mnie zaskoczyli.
Fajnie opisujesz lekcje, nie tak na odwal się, tylko szczegółowo i ciekawie. I zauważam, że chłopaki coraz bardziej i bardziej dokazują... Hmm, co to będzie za kilka lat!
No nic, idę jeszcze do Remusa! Pa pa