Nowa ksiega Huncwotów! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Notka z dedykacją dla Doo, a jakże. Oraz dla Niki, która skomentowała poprzedni wpis.
Zapraszam również do pamiętnika Remuska. Tam nie ma żadnych komentarzy, a fe!
Głuche łomoty o wschodzie słońca poderwały Pettigrew. Usiadł szybko, rozsuwając zasłony. Wrzasnął ze strachu, widząc, że coś wyraźnie usiłuje wydostać się z szafy. Wyskoczył z łóżka, doklejając się plecami do ściany.
- Co jest?... - zapytał sennie James, macając na oślep ręką po szafce nocnej. Palce trafiły na okulary. Chwycił je, szybko zakładając. Spojrzał na wyraźnie przerażonego Petera. - Tobie co? - zdziwił się.
Chłopak o włosach delikatnie wpadających w rudy wskazał ręką na szafę.
Syriusz wygramolił się ze swojego łóżka, podchodząc do mebla.
- Remus, uspokój się! Szafa się zacięła, nie wariuj bo ci powietrza braknie! - zawołał, patrząc z nietęgą miną na wystający spod drzwiczek rąbek szalika.
Remus nie odpowiedział. Przekręcił się, podkulając nogi. Teraz było mu jeszcze bardziej niewygodnie i ciężej było mu złapać oddech. Nabrał powietrza przez rozchylone usta, opierając stopy na jednej z szerszych ścianek. Uprzednio wymacał dłonią przerwę w desce, chcąc znaleźć miejsce, w które ma kopać. Zacisnął dłonie w pięści, starając się wyobrazić sobie, że nie jest tym drobnym blondynkiem zamkniętym w ciasnej szafie, tylko o wiele większą istotą. Taką z ostrymi pazurami, silnymi kończynami i wielkimi zębami...
Otworzył oczy, jarzące się w ciemnościach złotem tęczówek. Zaparł się, po czym szybko jeszcze mocniej przyciągnął nogi do piersi. Rozprostował je, uderzając w blokadę jego ruchów najmocniej jak mógł. Nagle ogarnęła go niepomierna wściekłość. Jakim prawem coś pozwala sobie mu go zatrzymywać wbrew jego woli?! Ponowił ruch.
Syriusz wytrzeszczył oczy, widząc jak cały mebel dygoce. Pokręcił głową.
- Nie, nie kop! - wrzasnął, domyślając się, cóż to Remusek wyrabia. - Luniaczku, nie! - jęknął. Rzucił się "na szczupaka" do swojego łóżka, wyciągając ręce przed siebie. Padł płasko na łóżko, sięgając do szafki nocnej.
TRZASK!
Posypały się drewienka, zawiasy stęknęły żałośnie. Remus wytoczył się z wnętrza mebla, dysząc ciężko.
- O... kurdę... Ufff, uff!
Skulił się, przykładając czoło do podłogi.
- Jak ty to zrobiłeś?... - zapytał cicho James, przyklękając obok. Nie sądził, że owa kruszyna mogłaby rozłupać grube dębowe drzwi. Remus podniósł wzrok. Potter wzdrygnął się, widząc świecące oczy przyjaciela. Cofnął się. - Oooo...
- Już nigdy - mruknął blondynek, wstając. Potrząsnął głową, zakrywając twarz dłońmi. Opuścił ręce, wyglądając już normalnie. - Naprawdę, już nigdy nie będę narzekał na to, że jestem wilkołakiem! - powiedział, wstając.
Peter uniósł brwi.
- Zaraz... To ty...
- Nie, sąsiad z bloku. Nie wiedziałeś, że każdy mieszaniec może wykorzystywać swoje zdolności kiedy tylko chce?
Syriusz uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- No tak. Wielka siła. Rozumiem... Nie bolą cię nogi?
Lupin pokręcił głową.
- Remus - zaczął podniesionym głosem James. - Jedenastoletni wilkołak, który potrafi wymusić na sobie używanie swych futrzastych zdolności!
- Nie próbuj mnie pocieszać, Jamie. Muszę napisać wypracowanie z eliksirów. Dzisiaj. Do tego moje "zdolności" mi się nie przydadzą - mruknął Lupin, podchodząc do swojego kufra. Wyjął z niego ciemnobrązowe sztruksowe spodnie i koszulę.
- Biedny Remi - szepnął współczująco Peter. Syriusz pociągnął nosem, kręcąc głową.
- Tak... Z każdą kolejną stawianą literką w eseju ma coraz brutalniejsze myśli samobójcze...
- Och tak, tak! - zawołał Remus, wskakując na swoje łóżko. Zamachał nad głową trzymanymi ręku ubraniami. - Najpierw utopienie w misce płatków. Później w sedesie! Następnie skok z krawężnika na główkę. Chwila później przedawkowanie witaminy ce!. Aż w końcu dochodzę do kulminacyjnego momentu, do najbardziej przerażającej wizji! - krzyczał, miotając się po łóżku i żywo gestykulując. Odzież spadła gdzieś na parapet. Remi wzniósł oczy i dłonie do sufitu. - Poślizgnięcie się na skórce od banana...
Syriusz, James i Peter zachichotali.
Remus opuścił ręce, zamykając oczy. Oparł podbródek na piersi, powoli przyklękając.
- I wtedy widzę ich wszystkich. Moją matkę, ojca... Nawet kosmitów. Jak stoją nad moim grobem z pudełka po domino i wytykają mi wszystkie moje błędy... Jak przedziurawiłem spodnie na tyłku. Jak nie chciałem jeść szpinaku, jak nie lubiłem mleka... Albo co celowo nie przewinąłem rodzeństwa, przez co porobiły im się odparzenia na małych tyłkach... Na żelki Haribo, jak się wtedy darły!
Remus westchnął ciężko, zaciskając powieki. Potrząsnął głową, udając, że ociera wyimaginowane łzy. Uchylił powieki i kontynuował łamiącym się głosem:
- Nigdy sobie tego nie wybaczę. Jak ja mogłem nie chcieć jeść tej zielonej kupy na talerzu?! - załkał, rzucając się na materac. - Przecież to jest.... Zdrowe. A przez wrzaski Jo i Jacoba prawie mi uszy pękły! Aż musiałem wziąć walkmana!
James nie wytrzymał. Zaczął się głośno śmiać. Syriusz i Peter również ryknęli śmiechem, kiedy Remus na podłogę i zaczął się na niej wycierać, wydając z siebie pełne żałości jęknięcie.
- Nie zniosę dłużej tej sromoty mego życia! Chłopcy, dobijcie mnie! Dobijcie mnie!
- Kto z nas ma to zrobić? - zapytał cicho Syriusz, przyklękając obok niego. Chwycił jego drobniutką dłoń. Remus wzniósł na niego swe złote oczy, przestając się wierzgać.
- Ty... Ty to zrób, Syri... Zabij mnie. Dobij... Ukróć me cierpienia... - Oparł czoło o jego kolano. - Zaśpiewaj coś!
James wygiął się w tył groteskowym łukiem, rozdziawiając usta w potężnym ryku. Peter zwinął się na podłodze, pokwikując cicho. Black fuknął, odrzucając rękę Lupina. Wstał, odchodząc na kilka kroków. Stanął pod oknem.
- Jak sobie życzysz! - oświadczył podniesionym głosem. - Może być Queen?
- Może - przytaknął Remus. Zakrył oczy ręką, czekając na swój koniec.
Syriusz nabrał powietrza, postanawiając nie zaczynać od początku piosenki.
Czy jest w tym jakaś magia
Jest w tym jakaś magia, to może być tylko jedno
To szaleństwo, które trwa tysiąc lat, wkrótce przeminie
Ten płomień palący me wnętrze
Słyszę tajemne harmonie
Lupin jęknął głośno, wyginając się pod dziwnymi kątami w udawanej agonii. James i Peter dzielnie tłumili śmiech, a Syriusz z mściwym uśmiechem zaczął wrednie fałszować, zmieniać głos w nieprzyjemne dla ucha skrzeki czy piski.
Jedno pasmo światła, które wskazuje drogę
Żaden śmiertelnik nie może zwyciężyć dzisiaj
Jest w tym jakaś magia
Dzwon dźwięczący w twej głowie
Wyzywa wrota czasu
Jest w tym jakaś magia
Oczekiwanie zdaje się wiecznością
Dzień zaświta trzeźwym wejrzeniem
- Dość! - wrzasnął nagle Remus, zrywając się. Przyciskał dłonie do uszu. - Zaraz naprawdę nie wytrzymam!
Syriusz zarechotał złym śmiechem czarnoksiężnika, zaczynającego się od mrożącego krew w żyłach: "Buahahahaa!". James parsknął, poprawiając okulary. Remus naprawił mu je poprzedniego wieczora.
- Dobra, dobra. Wiemy, że jesteś zły i niedobry, że masz to we krwi, ale... Odpuść sobie.
Syriusz udał obrażonego. Głośno tupiąc poszedł do łazianki, zatrzaskując za sobą drzwi.
- A ja chciałem iść na siku, no - powiedział smutnym głosem blondynek. Wiercił stopą dziurę w betonowej posadzce. Peter parsknął.
- Będziesz musiał poczekać.
- Ale ja chcę teraz! - jęknął. Dopadł do drzwi, zaczynając w nie wściekle łomotać. - Syri! Otwórz!
- Nie! - odpowiedział głos Syriusza. - Zostałem znieważony! Muszę wycierpieć swoje w samotności!
- Ale ja muszę do łazienki! - zaszlochał na niby wilkołak. Osunął się na podłogę, uderzając delikatnie głową w drzwi. I znowu. I jeszcze raz.
- A ja muszę zrobić coś niezwykle intymnego! - odparsknął Syriusz.
- Kupkę?! - zakrzyknął James z parapetu. Peter złożył usta w dzióbek, wychodząc niepostrzeżenie z sypialni.
- Ty świnio! Jak możesz mi zarzucać robienie tak paskudnych rzeczy?! - ryknął Syriusz, wyskakując z łazienki. Otworzył gwałtownie drzwi, uderzając nimi Remusa. Owe "wrota" otwierały się do zewnątrz.
Remus przetoczył się dwa razy, nie próbując stawiać oporu.
- Umarłem - stwierdził w chwili grobowej ciszy, która zapadła w dormitorium.
Black doskoczył do Pottera.
- Jak mogłeś? - zapytał, całkowicie ignorując martwego Remusa. James wzruszył ramionami.
- Normalnie. To wcale nie było trudne.
Skierował orzechowe oczy na wilkołaka leżącego obok butów Petera. Blondynek westchnął ciężko, krzywiąc się.
- I tak oto, Remus wydał z siebie swój ostatni dech - skomentował Syriusz, wyciągając z kufra skarpetki.
Lupin parsknął, podnosząc się. Skrzywił się wymownie.
- Co tak śmierdzi? - jęknął, zatykając nos. Rozejrzał się, a jego wzrok padł na peterowe kapcie. Uniósł brew, opuszczając rękę. - No tak - mruknął. Pociągnął nosem. - I tak oto, wszystko stało się jasne.
W dormitorium ponownie zapadła chwila ciszy.
- O nie - szepnął James.
- Hmm? - wydał z siebie Remus, drepcząc w miejscu i zaciskając uda.
- Co ty robisz? - zapytał Black, wiążąc sznurówki trampek.
- Muszę siku - mruknął Remus, zaczynając podskakiwać w miejscu. - James, co "o nie?".
- Już nic.
- A co było? - dociekał Remus, zaczynając wykonywać dziwne akrobacje.
- W naszej przyjaźni zaczyna zapadać cisza - powiedział dramatycznym tonem. - Znamy się nieco ponad rok a już kończą się nam tematy do rozmów...
- Luniek, ty lepiej idź do tej łazienki, bo się nam zaraz zmoczysz.
- Nie chce mi się! - jęknął. Zamarł nagle, patrząc na nogę jednego z łóżek. - Luniek?
- No, od "Lunatyka".
Widząc wlepione w siebie duże, złote oczy przyjaciela, wywrócił swoimi stalowoszarymi.
- Bo lunatykujesz.
- Że jak? - parsknął Remus, robiąc żałosną minę. Potrząsnął głową, na jednej nodze udając się do łazienki. Nie racząc zamknąć za sobą drzwi, dopadł do muszli klozetowej.
- Co za brak skromności! - stwierdził ze złością James.
- Odczep się, i tak stoję tyłem do was! - zawołał Remus, potrząsając jasnowłosą głową. Pióra zatańczyły wesoło w powietrzu.
- A swoją odrębną, polną drogą z wybojami, to ten pseudonim i tak dobrze do ciebie pasuje - stwierdził Black, wchodząc do łazienki. Remus wykrzywił usta.
- Syri, to, że nie zamknąłem drzwi, nie znaczy, że czyjaś obecność mi nie przeszkadza. - Spuścił wodę, drugą ręką poprawiając ubranie, a Black doskoczył do niego w dwóch susach.
- Ej! - wrzasnął ze złością blondyn, kiedy poczuł oddech Blacka na karku. Syriusz parsknął, odwracając się.
- I tak nic nie widziałem.
- I twoje szczęście - burknął wilkołak. Syriusz zachichotał, wychodząc z łazienki.
- Nie wiem, jak wy, ale ja mam dziką ochotę trochę poświrować - mruknął James na śniadaniu. Remus wzruszył ramionami, sięgając po koszyk z bułkami.
- To świruj, broni ci ktoś?
- To dawaj, kuzynie! - ucieszył się Black. - Obaj uwolnimy swojego zwierza!
Remus posłał mu zgorszone spojrzenie.
- No co?
- Nic - powiedział zmęczonym tonem Remus. - I tak nie zrozumiesz.
- Masz mnie za idiotę? - zapytał Syriusz, jeżąc się. Lupin zrobił wielkie oczy, kładąc sobie dłoń na piersi.
- Ja? Skąd! Za kogo ty mnie masz?
Syriusz przybrał zadowoloną minę. Rozejrzał się po sali, myśląc nad jakimś sensownym zajęciem. Remus westchnął, mrucząc pod nosem coś, jak brzmiało: "Idiota...".
- Hej! - wrzasnął Black na pół sali. Zaskoczony Remus upuścił kanapkę, która spadła mu wierzchem do dołu. Podniósł bułkę, z niezadowoloną miną podziwiając piękne plamy dżemu na brązowym materiale. - Słyszałem to!
- Co? - zdziwił się James, wyrywając z zamyślenia. Black wskazał na Remusa widelcem, prawie wsadzając mu jego ząbki między oczy. - Nazwał mnie idiotą!
- Weź mi to sprzed twarzy! - sapnął, opędzając się. - Że ja?! - wrzasnął z nagłą irytacją. Wstał, odsuwając ze zgrzytem ławkę. - Ja nazwałem cię idiotą?! JA?!
- A nie?!
- Słyszysz głosy! - oskarżył go wilkołak. Black również się zerwał, uderzając rękami w blat. Trafiona rozpędzoną dłonią łyżka w wazie z sosem wyleciała w powietrze, ochlapując zawartością naczynia Pottera i siedzącego obok Prewett'a z trzeciego roku.
- Ty naprawdę masz mnie za idiotę! - zawołał ze złością Black.
- Idiota, idiota! - powtórzył jak nakręcana zabawka Lupin, wykonując przy tym dziwne wygibasy. Syriusza zatelepało ze złości. James nagłym pomysłem zanurkował pod stół, opadając na kolana i ręce. Wsłuchując się w kłótnię Syriego i Rema, która w całej sali była doskonale słyszalna. Po części dlatego, że rozmawiali ze sobą naprawdę głośno, a po części, że poza nimi nikt się nie odzywał.
Na czworaka dotarł do nóg Syriusza. Przysunął się na tyle blisko, że bez trudu mógł dosięgnąć ją zębami. Rozwarł szczęki i mocno wbił je w łydkę kuzyna.
Syriusz zawył jak zraniony pies, obronnym gestem odskakując w tył. Upadł na ziemię jak przewracana woskowa rzeźba, obijając sobie boleśnie łokcie i pośladki.
- Czy wyście do reszty zdurnieli?! - ryknął O'Blansky, pojawiając się book nich jak duch. James przestał warczeć i szarpać nogawkę czarnowłosego współlokatora z dormitorium. Wypluł materiał jego spodni, podnosząc na profesora zdumione spojrzenie. Syriusz przestał się wydzierać jak zarzynane prosię, a Remus jak na komendę przestał się zwijać ze śmiechu na posadzce. Podniósł się, przydeptując skraj peleryny od mundurka.
- Banda idiotów! - zawołał rozzłoszczony nauczyciel.
- A nie mówiłem? - zapytał cicho Remus, patrząc na Syriusza z pełnym satysfakcji uśmiechem. James parsknął.
- Śmieszne - warknął Syriusz, krzywiąc się od bólu nogi. - Debilu! - zawołał, uderzając Jamesa w tył głowy.
- SPOKÓJ!!! - huknął profesor. Chłopcy zamilkli. - Macie w tej chwili opuścić salę, albo dostaniecie miesięczny szlaban! - wrzasnął.
James, Remus i Syriusz wymienili spojrzenia. Odwrócili się, kierując w stronę wyjścia.
- Nerwowy jakiś - stwierdził pogodnie James, jakby profesora w ogóle nie było w sali.
- Za mało rozrywek, ot co - burknął Syriusz. Remus tylko pokiwał głową, wsuwając ręce do kieszeni.
- JAZDA! - zagrzmiał dymitr.
Chłopcy puścili się biegiem, wyrzucając ręce nad głowy. Wymachując nimi dziko, wysoko unosząc kolana, wybiegli z sali, wydając z siebie donośne: "Łaaaa!!".
Alan O'Blansky zmrużył oczy.
- Co za huncwoci! - stwierdził tonem przebrzmiałym irytacją.
Trójka chłopców, która przed pięcioma minutami została nazwana huncwotami, wpadła z hukiem do pierwszej lepszej sali, dysząc ciężko od biegu i dusząc od śmiechu.
- A to dobre! - wykrztusił James.
- Zgubiliśmy Petera - zauważył Remus, próbując złapać oddech.
- Że jak on nas nazwał? - zapytał Syriusz, pokasłując.
Wymienione trzy zdania zostały wypowiedziane w tym samym czasie, co jeszcze bardziej rozbawiło zziajanych dwunastoletnich Gryfonów.
- Jak on nas nazwał? - powtórzył Syriusz. Lupin zmarszczył czoło, wdrapując się na katedrę. james uniósł brwi.
- Ale kto?
- No, pan sor O'Blansky!
- Sor?... - powtórzył Remus. Syriusz skinął głową.
- Zamiast "psor". "Sor" brzmi ładniej.
James zachichotał, podchodząc do okna.
- Coś na "ha" chyba. Jak sądzisz, Remi?
- Nie słyszałem, byłem zajęty darciem się - stwierdził beznamiętnie. Milczał przez chwilę. - A nie, wiem! "Huwoci"... Dobrze, że wiem, co to jest.
- Nie ma czegoś takiego!
- Nie, nie, nie... - powiedział cicho James. Remus wzruszył ramionami.
- Nie krzycz na mnie, mogłem źle usłyszeć.
- Nie przestanę!
- Wasze zdolności zaczynania zdań powalają! - zawołał wesoło Potter.
- Nie komentuj! - zawołali zgodnie Black i Lupin. Okularnik pokręcił głową, chichocząc.
- Chłopaki, zlitujcie się. Ciągle zaczynacie od "nie".
- Nie prawda - bąknął Remus.
- Nie kłam, Luniaczku - powiedział cicho Syriusz.
Potter ponownie zaniósł się śmiechem.
- Znowu to samo!
- Nie nasza wina - stwierdził beznamiętnie szarooki.
W sali zapadła cisza. Remus potrząsnął głową.
- Nie ma czegoś takiego, jak "huwoci".
- Nie zawracaj sobie tym głowy, Remi. Źle usłyszałeś i tyle - powiedział pocieszająco Syriusz.
- Chodźmy do wieży, może Peter już tam jest.
Blondynek zeskoczył z katedry, a Syriusz zebrał swe obolałe pośladki z blatu ławki. James dopadł do drzwi.
Artur Weasley roześmiał się głośno, puszczając trójkę drugorocznych Gryfonów przodem. Wszedł za nimi, zamykając za sobą przejście.
- Peter! - zawołał James, dopadając do przyjaciela. Zarzucił mu ręce na szyję. - Jak my tęskniliśmy!
- My? - zdziwił się Remus. - Ja jeszcze nie zdążyłem, mów za siebie.
Syriusz parsknął, doskakując do jednej z kanap. Rzucił się na nią, niebywale wdzięcznie okręcając w powietrzu. Opadł na nią ciężko plecami i podłożył ręce pod głowę.
- Kelner, lemoniada - mruknął jeszcze, przymykając oczy.
- No nie przesadzaj - powiedział Remus, po czym bezceremonialnie i niezbyt delikatnie klapnął tyłkiem na blackowy brzuch. Syriusz stęknął, krzywiąc buźkę.
- Oszalałeś?!
- Ty zająłeś całą kanapę, nie ja. Nie marudź, przecież muszę gdzieś usiąść!
- Obaj jesteście bardzo skromni - stwierdził prefekt. Syriusz uśmiechnął się szeroko.
- A jak, skromność to moje drugie imię!
- Skromność? Myślałem, że Alphard, po ojcu chrzestnym - powiedział święcie zdumiony James. Remus plasnął się otwartą dłonią w czoło, a Syriusz zamknął oczy, z trudem hamując drganie kącików ust. - No co?
- Nieważne. Zmieńmy temat - powiedział szybko Peter, nie przestając bawić się recepturkami, rozciągniętymi między palcami jego dłoni.
- No dobra! - zawołał Remus. - Arturze, nie wiesz może, co to ten "huwot"?
- Huwot? - powtórzył jak echo Wealsy.
- No, tak nas nazwał profesor - oświecił go Potter.
Rudzielec wybuchł śmiechem, odchylając głowę do tyłu.
- Nie, nie nazwał was tak! - zawołał przez śmiech. - Źle musieliście usłyszeć. Użył określenia: Huncwoci.
- Huncwoci? - zdziwił się Peter.
- Same zdarte płyty, no - mruknął Black. Remus zachichotał, w lot chwytając ową metaforę. Spojrzał na Syriusza "wesołym" spojrzeniem, na co ten wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- A co to ten huncwot? - zapytał James, stwierdzając, że jest nie poinformowany w tej kwestii.
- Huncwot to jest raczej niezbyt popularne określenia na osobę, która często broi, robi sobie różne żarty i niemal ciągle łamie regulamin.
- Niemal ciągle? - mruknął Remus. - Czuję się urażony...
Peter parsknął.
- A co ja mam powiedzieć?
- Oświecę cię - odparł natychmiast Black, unosząc się na łokciu. - Patrz mi na usta, bo to bardzo ważne i trudne do powtórzenia: obsmarkałem się.
Pettigrew szybko zakrył twarz, a wilkołak wybuchł śmiechem. Artur podał Peterowi chusteczkę. Chłopiec wymamrotał podziękowanie, odwracając się do rozmówców tyłem.
James wskoczył na drewniany stolik.
- Nie radzę - powiedział pogodnie prefekt. Okularnik machnął ręką.
- Chłopcy... To początek naszej rozróbczej pracy!
- Rozróbczej pracy? - powtórzył Peter. Syriusz i Remus zdławili śmiech.
- Tak! Nie możemy tak po prostu zignorować nazwania nas huncwotami!
- No, skoro pan profesor tak ładnie poprosił - powiedział cicho Syriusz.
- Panowie - powiedział podniesionym głosem Remus. - Idziemy na górę. Szybko! - zawołał. James podskoczył wesoło, na co stolik trzasnął głośno, załamując się pod dwunastolatkiem.
- Nie żebym cię za to winił, James, ale to twoja wina - stwierdził beznamiętnie Syriusz.
- My idziemy, Arturze - powiedział Potter, ignorując owe oskarżenie. Weasley skinął głową.
Chłopcy potruchtali do swojej sypialni, zostawiając popsuty stolik samemu sobie.
- No dobra - powiedział Remus, kiedy już byli sami w sypialni i stali w kółeczku, bardziej jednak przypominającym kwadrat. - Jak zauważył Syriusz, profesor tak ładnie nas poprosił, używając pięknej metafory. Jak słusznie stwierdził James, nie możemy tego tak po prostu zignorować.
- Więc? - zapytał Peter, zwieszając głos.
- Jak to, co? - zapytał Syriusz. - Od tej chwili jesteśmy Huncwotami!
- A Huncwoci zawsze razem, choćby nie wiem, co! Po śmierć i dłużej! - zawołał w euforii James. Wyciągnął lewą dłoń. -Dajcie lewe ręce. Koniecznie lewe! Wiecie, od serca - dodał, falując brwiami.
Położyli swe lewe na dłonie, jedną na drugiej. James, Syriusz, Remus i Peter.
- Przysięgacie czy w dzień, czy to w noc dzielnie łamać szkolny regulamin? - zapytał okularnik. Chłopcy skinęli głowami.
- Przysięgamy - powiedzieli jednocześnie. Żaden nawet się nie uśmiechnął.
- Czy przysięgacie z dumą przyjmować kolejne szlabany i odjęte punkty?
- Przysięgamy!
- A czy przysięgacie wymyślać coraz to lepsze sposoby umilania uczniom życia?
- Przysięgamy.
- A czy już zawsze, zawsze będziemy razem?
- Zawsze!
- Kim jesteśmy? - zapytał, patrząc na nich roziskrzonymi oczami.
- Huncwotami! - odkrzyknęli Syriusz, Remus i Peter.
- Teraz i zawsze?
- Teraz i zawsze!
- Zgadzam się, ot co - powiedział Potter. Zamyślił się. - Musimy jakoś zaznaczyć, że my, to my! Z wielkiej litery!
- Może jakieś znamię, czy coś? - podsunął Remus. Peter zagryzł wargę.
- Takie widoczne - dodał nieco ciszej blondynek. Potter klasnął w ręce.
- No jasne! Wytniemy sobie na dłoniach duże ha! Najlepiej na lewej dłoni, tak między kciukiem a palcem wskazującym. Ma ktoś jakiś nożyk?
Syriusz sięgnął do kieszeni, wyciągając z niej scyzoryk. Zawsze nosił go przy sobie, odkąd dostał go od ojca chrzestnego. Zostawiał trwałe ślady we wszystkim, co przeciął. Nie było też zamka, którego nie dałby rady otworzyć.
- Daj rękę, Jamie - powiedział nieco rozkazującym tonem. Potter posłusznie wyciągnął ku niemu dłoń, a Black wyjął ostrze. Zagryzając wargę w skupieniu, naciął skórę kuzyna, wycinając wyraźny znaczek.
Po kilku minutach, w czasie trwania których słychać było tylko posykiwania czy przyspieszone oddechy, cała czwórka miała "wyrżnięte" w skórze doskonale widoczne znaczki. Wielką literę "H".
- Uła... - mruknął Remi, patrząc na krew płynącą mu po nadgarstku.
- Ha, ha, bracia krwi! - parsknął Syriusz. Peter uniósł brew.
- Czemu nie?
Chwila ciszy.
- Jesteśmy braćmi z wyboru, moi drodzy - powiedział uroczystym głosem James. Złapał Petera za nadgarstek. Potarli o siebie krwawiącymi rozcięciami na ich rękach, krzywiąc się lekko. Remus i Syriusz powtórzyli ten gest. Zrobili tak we czwórkę, każdy z każdym.
- Połączeni wolą, krwią i szczerą chęcią - zaczął James. - Tak narodziliśmy się my, Huncwoci.
Syriusz uśmiechnął się chytrze.
- Hogwart będzie nasz...
Giveaway officiel RulesNo achat n?cessaire. Sponsor: Citrix Online LLC, 7414 Hollister Ave, Goleta, CA 93117. Nul l? o? interdit par la loi. mcm girl bags
nike free run Czwartek, 20 Listopada, 2014, 02:47
In the figures above, the blue line represents the path of the serve; the yellow lines represent the path of the returns; and the red represent the path of the server's follow up shot.. Now that you have deleted the unneeded files and directories you will have to give yourself an operating system to reload all of your software into.The Lancers get Ventura, which was ranked No. We're also pretty bad at judging how well we're working within a group studies found that people were worse at solving problems in groups with those that they felt most comfortable. My group spent about 4 hours playing, and we did not feel very rushed at all; especially on the back nine. nike free run
Order Chicago 10s Wtorek, 25 Listopada, 2014, 04:37