Nowa ksiega Huncwotów! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
No i nowa notka! Wreszcie. Prezent ode mnie dla was
U Lunatyka również jest, a co!
Odkąd chłopcy ochrzcili się na Huncwotów, minął miesiąc. Przez cały ten czas zachowywali się względnie dobrze, chcąc jakoś udobruchać profesora O'Blanskiego, który od pamiętnego śniadania bacznie ich obserwował. Sumiennie odrabiali wszystkie prace domowe, nie chcąc robić sobie zaległości. Ćwiczyli wszystkie zaklęcia, dochodząc we władaniu różdżką do coraz większej wprawy. Szukali w ciężkich woluminach nowych czarów, by wypróbować je na rzeczach martwych, tudzież Irytku. Remus szczególnie rozsmakował się w rzucaniu niejakiego "Waddiwiwashi!", które w księdze nie miało podpisu - było zalepione czymś brązowym.. Nazwał je więc niespodzianką. Wszak nigdy nie było wiadomo, co ci wstrzeli do nosa...
Pogoda powoli ulegała zmianie, zapowiadając kolejne rychłe nadejście zimy. Uczniowie korzystali z ostatnich wolnych chwil, wylegając na błonia, by cieszyć się słabnącymi promieniami słońca. Stopniowo przestawały tak mocno grzać. Błękitne niebo traciło swą soczystą barwę, przybierając ciężkie, ołowiane kolory, kryte pod kłębiastymi chmurami dzień za dniem mijającego listopada. Nieważne, że zaczął się dopiero tydzień temu.
- Nudzę się - mruknął Syriusz, leżąc rozwalony na trawie. Remus spojrzał na niego krótko znad powoli umierającej trawy, na której leżał brzuchem do dołu.
- To coś porób - poradził mu Peter.
- Jakiś ty twórczy! - prychnął Black.
- Spokój! - powiedział karcąco Potter, opierając się plecami o pień drzewa. - Opanujcie się, jest niedziela. Jutro znowu zaczynają się lekcje. Cieszcie się chwilą! Są takie ulotne...
- Jak motyle - dodał blondynek, przykładając policzek do ziemi. Zgiął nogi w kolanach, zaczynając nimi lekko machać. Niezawiązane sznurówki trampek powiewał lekko na wiejącym wietrze.
Okularnik skinął głową.
- Dokładnie! - poparł Syriusz, zrywając się. Zamachał rękami nad głową, mając kamienny wyraz twarzy. Ponownie usiadł. Remus westchnął cicho, a po chwili Peter zaczął gwizdać.
- Przestań - obfukał go Lunatyk, przymykając oczy. Pettigrew uniósł brwi.
- Dlaczego?
- Bo mi przeszkadzasz w słuchaniu!
Chłopiec milczał przez chwilę.
- Niby czego?
- Tego, jak ziemia oddycha - odparł cicho Remus.
James parsknął, wstając. Otrzepał spodnie.
- Nie wiem, jak wy, ale ja mam ochotę coś zmalować.
- Nie przesadzasz aby z tą ochotą? Za naukę byś się wziął, ty głąbie - stwierdził Syriusz, uśmiechając się lekko. Również wstał, wsuwając dłonie do kieszeni. Potter prychnął, przeczesując włosy palcami.
- Śmiesz mówić takie rzeczy... Geniuszowi?
Ogólna cisza panująca na błoniach została przerwana przez wybuch dzikiego i całkowicie niekontrolowanego śmiechu Remusa i Syriusza. Peter zachichotał, odwracając się do okularnika plecami. James zacisnął dłonie w pięści i tupnął.
- Z czego się śmiejecie? Natychmiast przestańcie!
- Słyszałeś?! - wykrztusił Remus, patrząc z udawanym wyrzutem na Blacka. - Przestań się śmiać!
- Nie rozkazuj szlachcicowi, ty plebsie! - parsknął Black, opierając dłonie na kolanach.
- Ale ja ci zakazuję! Zabraniam ci, słyszysz?! - wydusił Lunatyk, przekręcając na bok. Objął się rękami za brzuch, zaciskając powieki. Nie przestawał jednak rozciągać warg w uśmiechu od ósemki, do ósemki.
- Zabawne! - zawołał z udawaną złością James. - Jak mogliście?!
- Normalnie - odparli Black i Lupin jednocześnie.
- To wcale nie było trudne - włączył się Peter. Odchrząknął. - Naprawdę, przydałoby się coś zmalować. Na większą skalę...
- No jasne! - szepnął Syriusz. - Jak coś robisz, to rób to na szeroką skalę, albo w ogóle, ot co!
- Nie rozpędzaj się tak, bo cię z tyłu zabraknie - mruknął Lunatyk. Psia Gwiazda zrobiła urażoną minę, stając tyłem. Lupin spojrzał niezwykle wymownie w listopadowe już niebo, pokrywające się coraz ciemniejszymi chmurami. - Nie odstawiaj mi tu teatrzyku obrażonej królewny, Black. Nie weźmiesz mnie na to...
Opuścił powieki na jasne oczy. Zawiał gwałtowniejszy wiatr. Wyraźnie wyczuwał gromadzące się w powietrzu napięcie, tę uciążliwą suchość. Kłębiąca się niemal wszędzie mieszanina gazów powoli stawała się coraz cięższa...
- Chodźmy stąd - powiedział Luniek. - Niebo się obniża. Będzie burza - oświadczył.
Black spojrzał na niego przez ramię z zaciekawieniem.
- Skąd wiesz?
Lupin pokręcił nosem.
- Czuję to...
* * *
Nieustanny szum przypominający oklaski, stukanie dużych kropli uderzających w szybę. Krótki rozbłysk oślepiającego światła i długi, przeciągły grzmot.
- Ty cholero! - zawołał Potter, opierając się łokciami o parapet w salonie Gryffindoru. - Wiedziałeś! Wiedziałeś, że będzie padać!
- Naprawdę? - zdziwił się Remus. Wgramolił się na wymieniony wyżej parapet. - Nie wierzę...
Przycisnął nos do szyby w oknie, przykładając do niej dłonie po obu stronach głowy. Odgrodził się tym od nikłego światła bijącego od ognia w kominku i kilkunastu świec nabitych na bolce w wiszących pod sufitem monstrualnych świecznikach. Wbił wzrok w ciemność.
- Geniuszu, propozycja brojenia nadal aktualna?! - wrzasnął Black przez cały pokój wspólny, zeskakując z ostatnich stopni prowadzących do męskich dormitoriów. Obecni w salonie automatycznie skierowali wzrok na krzyczącego. Owy obiekt zainteresowania nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, grzechocząc pudełkiem Fasolek Wszystkich Smaków. Dopadł nieco zziajany do okna, przy którym byli jego przyjaciele. - Bo w końcu musimy poinformować resztę z szkoły, z kim mieszkają pod jednym dachem!
- Z kim niby? - zdziwił się Lunatyk, odrywając od obserwowania smug deszczu na szybie. Syriusz popukał go palcem w czoło.
- Z nami, sklerotyku! Z nami, Huncwotami przez wielkie "Ha"!
- Aaa... - mruknął tonem mało zainteresowanego. Oparł policzek na szybie, śledząc wzrokiem szybko spływającą po szkle kroplę wody. James parsknął, widząc to.
- Twój entuzjazm jest powalający.
- Twój intelekt z resztą też - odgryzł się blondyn. Nim okularnik zdążył przyłożyć odpowiednią ripostę, Black obu chwycił za karki.
- Hej, hej! Spokój! Milczeć. Obydwaj!
- Milczenie w niektórych przypadkach niszczy przyjaźń, ośle - burknął Lupin. Myślał krótką chwilę. - Kłótnie mogą ją poniekąd umacniać. Wiecie, przyjaźń można porównać do pociągu. Każda ma swój tor, swoje szyny, po których jedzie. Jeśli przyjaźń jest naprawdę silna, jeśli naprawdę się wkłada w nią prace i serce, pokona wszystkie nierówności i zakręty, jak ostre by nie były.
- A jeśli się nie przykładasz? - zapytał wesoło James.
- To będziesz popylał za pociągiem - odparł szybko Syriusz. Remus zaczął się śmiać.
- Dobra, inaczej. Porównaj to sobie do... Kwiatu. Co dzieje się z kwiatem, jeśli się o niego nie dba?
- Umiera? - podsunął James. Lunatyk wydął wargi.
- To dałbym raczej do pojęcia miłości. Do przyjaźni podsunąłbym dziczenie.
- Twórcze - skwitował Potter. Black zaczął się śmiać.
- Dziczejemy każdej nocy, przyjaciele! - zawołał. Okularnik przyłączył się do radości swego kuzyna. Blondynek pokręcił z uśmiechem głową.
- Wam to coś powiedzieć... Dobra, wracając do tematu. Mamy coś zbroić, żeby było wiadomo, że Huncwoci przez wielkie "Ha" istnieją. Nie mam nic przeciwko. Tylko gdzie Peter? Huncwotów jest przecież czterech. Nie możemy zacząć działać bez jednego z nas! To nielogiczne!
- Pewnego razu, na świat przyszła czwórka braci. Brat Logika, Brat Geniusz, Brat... - zaczął okularnik tonem wróżbitki. Black kopnął go w kostkę.
- Zamilcz, niewierny! Spłoniesz w ogniu Tartaru, Geniusiu! - zawołał, ostatnie słowo wymawiając przesadnie dziecięcym tonem. Remus wywrócił oczami, zsuwając się z parapetu.
- Cisza! Petera nie ma w dormitorium? - zapytał. Syriusz pokręcił głową, odpychając rękami Jamesa, który dzielnie próbował go atakować. - W salonie też nie... Gdzie on mógł pójść?
- Sowiarnia? - podsunął James, przestając szaleć. Chłopcy patrzyli na siebie przez chwilę, po czym odwrócili się i ruszyli w stronę wyjścia z salonu. Pożegnali się z Grubą Damą i ruszyli korytarzem odbijającym w prawo.
Owy korytarz nie różnił się niczym od reszty szkolnych korytarzy. Miał zimne, szare ściany z grubo ciosanych kamieni. Podłogę pokryto betonowymi płytami, choć, na przykład, w sali wejściowej, bądź tej, w którym spożywa się posiłki, jest zrobiona z marmuru. Na ścianach przemierzanego właśnie korytarza w pięciometrowych odstępach w uchwytach płonęły pochodnie. Nie rozdzierało to jednak panującego wszędzie mroku, spowodowanego szalejącą poza murami zamku burzą.
- Brr... - wzdrygnął się Lunatyk, obejmując ramionami. Potarł je energicznie dłońmi. - Podziwiam Ślizgonów. Ja bym chyba nawalił w gacie, gdybym miał w ciemnościach łazić po lochu...
- Te gnidy się nie boją - stwierdził lekceważąco Black. - Oślizgłe węże... Gady lubią takie miejsca.
- Ja nie - bąknął Remi, spuszczając głowę na swoje buty. Syriusz uśmiechnął się lekko.
- Gryfy nie lubią ciemności, Słoneczko! - zawołał dziarskim tonem James. - Dlatego wolisz słonko!
- Nie jestem gwiazdą, Jamie - burknął Remus z uśmiechem. Spojrzał wymownie na rozbawionego Syriusza. - No, ale mów mi: Słońce. Lubię, jak ktoś mi tak mówi.
Wzdrygnął się nagle, maksymalnie przysuwając do brunetów.
- Ten gobelin się na mnie gapi... - szepnął, wskazując na niego drżącą dłonią. Bał się. Zwyczajnie czuł strach.
Syriusz, nie czując nawet mikroskopijnej ochoty, by się z blondynka ponabijać, wyjął różdżkę, zapalając jej koniec prostym zaklęciem. Odważnie podszedł bliżej do wymienionego dzieła ludzkich rąk, przedstawiającego Salazara Slythrerina na czarnym rumaku. Przysunął twarz do jego głowy, wlepiając spojrzenie w jego materiałowe oczy. Wydały mu się jakieś dziwne, jakby... Żywe? Zmarszczył czoło, przyglądając się im jeszcze chwilę. Poczuł dziwne mrowienie na karku, jakby ktoś go obserwował. Zagryzł wargę, rozglądając się i stawiając krok w prawo. Ponownie popatrzył na gobelin i poczuł, że serce podjeżdża mu do gardła: Oczy Salazara przesunęły się w lewo, śledząc jego ruchy. Black gapił się na niego szeroko otwartymi oczami, czując jak krew szumi mu w uszach. Podniesione ciśnienie pulsowało mu tępo w skroniach, kiedy przesunął się w lewo, prowadzony oczami założyciela Hogwartu. Przełknął ciężko ślinę.
- O cholera... - wydukał. - On... Śledzi mnie wzrokiem... - wymamrotał, cofając się. Zimny dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa, kiedy ujrzał rozciągające się w złośliwym uśmiechu usta Slytherina. Kolejnym wytworem jego młodej wyobraźni była halucynacja, że Salazar sięga ręką do szpady, którą miał przy pasie.
Black cofnął się na miękkich nogach. Wzdrygnął się, gdy Remus kurczowo zacisnął palce na jego dłoni. Odwzajemnił uścisk.
- Co wy? - zaśmiał się Rogacz. - To tylko gobelin! Gra światła, nie ma się czego bać - powiedział wesoło okularnik. Odwrócił się przodem do przedstawionej na płótnie postaci w tym samym momencie, w którym za oknem na końcu korytarza rozległ się donośny grzmot, ciemność na błoniach rozdarł krótki rozbłysk błyskawicy. Potter wzdrygnął się, a wesoły uśmieszek spłynął mu z twarzy. On również poczuł się dziwnie nieswojo. Poruszył się niespokojnie.
Krzyknęli całą trójką, kiedy na korytarzu nagle zgasły wszystkie pochodnie. Ciemność ogarnęła ich jak zaklęcie. Cała trójka wyraźnie czuła te mróweczki na karkach, w nosy nieprzyjemnie świdrował ich przykry zapach unoszący się w powietrzu zawsze, gdy zgasiło się świeczkę.
- Szlag! - wrzasnął Black. - To już przestaje być śmieszne! - jęknął nieco mniej zdecydowanym głosem. Wydał z siebie dziwny odgłos, kiedy poczuł oddech Pottera na karku. - Jamie, deklu! - syknął.
- Co to?... - zapytał chrapliwie - piszcząco Remus. - W-w oknie...
Black i Potter skierowali wzrok w stronę okna. Trójka przyjaciół wstrzymała przyspieszone oddechy, odgłosy burzy nasiliły się.
W ciemnym, oszklonym wyłomie w murze, które mimo wszystko odcinało się nieco jaśniejszą tonacją niż ściany, nie było nic. Znów błysnęło. Kolejny grzmot, deszcz zaczął siekać w szybę ze zdwojoną siłą.
- Grad?... - zapytał szeptem James.
Kolejny błysk, nieco dłuższy niż poprzedni. W tej samej chwili rozległ się donośny grzmot, przyciszając tym samym odgłos kroków. Na tle gotyckiego okna pojawiła się jakaś wysoka, dosłownie wielka postać. Sapała ciężko. Pojawiła się inna, mniejsza. Oczy błysnęły jej dziwnie, całkowicie białe, mając kształt połówek koła, kiedy stawała przodem do nich.
Chłopcy wrzasnęli dziko, czując, że włosy stoją im dęba. Po krótkiej demonstracji swojego strachu, rzucili się do ucieczki na złamanie karku. Syriusz bez namysłu, super inteligentnie rzucił za siebie różdżkę. Potykając się i chwiejąc, na oślep wybiegli z korytarza, rzucając się w ten na lewo, kierując się komendą Pottera.
Albus Dumbledore wyjął różdżkę z kieszeni, mrucząc zaklęcie. W korytarzu znów zapłonęły pochodnie. Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa uśmiechnął się lekko do siebie, podchodząc do gobelinu. Pochylił się, podnosząc porzuconą różdżkę z ziemi. Patrzył na nią przez chwilę, kręcąc z rozbawieniem głową. Odwrócił się do wyraźnie zakłopotanego gajowego.
- Chyba przestraszyliśmy moich uczniów, Hagridzie.
Rubeus uśmiechnął się niepewnie, rozkładając ręce. Chrząknął cicho, a Dumbledore pokiwał głową. Ponownie spojrzał na różdżkę Blacka. Jasnobłękitne oczy błysnęły mu wesoło.
* * *
Huncwoci w pełnym pędzie wparowali do pokoju wspólnego, ponownie zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych w nich uczniów. Owi uczniowie zdawali się być lekko zaskoczeni wyraźnie przerażonymi chłopcami.
Syriusz oparł się o ścianę, dysząc ciężko. Nagle wstrzymał oddech, robiąc duże, zdziwione oczy. Zaczął dokładnie obmacywać się w okolicach swych kieszeń.
- Co ty robisz? - zdziwił się zziajany James. Remus osunął się po ścianie, podkulając nogi i opierając czoło na kolanach. Oddychał szybko i ciężko.
- Zgubiłem różdżkę... - wydukał.
Lunatyk podniósł głowę, patrząc na niego wielkimi oczami.
- Pewnie... - zaczął po chwili. - Pewnie została na koryta... Peter!
- Coście tak wpadli, jakby was ktoś batem poganiał? - zdziwił się Pettigrew, podchodząc do nich. James potrząsnął głową, szczerząc zęby.
- Przyznaję, sam zwiewałem jakbym miał swój tyłek dogonić, ale teraz to chce mi się śmiać... - Na potwierdzenie swych słów wybuchł głośnym, szczerym śmiechem. Po chwili zawtórował mu chichot Syriusza.
- Ale z nas debile... - szepnął nagle Remus. Plasnął się otwartą dłonią w czoło. - To musiał być Hagrid! Hagrid i Dumbledore! Wiecie, to, co tak błysnęło, to musiały być...
- ....okulary dyrektora - dokończył James. Milczeli dłuższą chwilę, po czym znów zanieśli się śmiechem.
- Ach, adrenalina! - westchnął Black, kiedy kilka minut później niekontrolowany napad głupawki im minął. Remus podniósł się.
- Chodź, Peter. Właściwie to i tak mieliśmy cię znaleźć...
Chłopiec skinął głową, po czym zaraz za przyjaciółmi opuścił salon.
- Planujemy dać szkole znać, że MY tu jesteśmy. Pod jednym dachem, z nimi - zaczął James, kiedy ponownie wyszli na korytarz. Rozejrzeli się uważnie, zastanawiając się nad czymś, co można zbroić.
- Czy możemy zacząć od ofiar żywych? - zapytał nagle cicho Syriusz, mając zalążek pomysłu w głowie. Nim Remus zdążył wyrazić swe grymasy na tę myśl, James mocno szturchnął go między żebra. Blondynek syknął, zginając się.
- Ćwoku! - warknął. - Ty bęcwale, błaźnie, cepie, ciećwierzu, ciołku, cymbale, debilu, durniu, głąbie, imbecylu, kretynie, jełopie, matole, młocie, ośle, palancie, przygłupie, tłuku, tumanie, tępaku! - wyrzucił z siebie Remus jednym tchem. Nabrał powietrza i zaczął od początku: - Ciapo, dupo wołowa, łamago skończona, niedołęgo niemyta, ofermo skończona, ofiaro losu przepołowiczona, trąbo ty jerychońska!
- Mów dalej - mruknął Black, nie odrywając się od notowania na kartce pergaminu, którą zawsze miał przy sobie. Podrapał się ołówkiem po policzku. Remus zamrugał gwałtownie.
- Co?
- No, kontynuuj. To takie twórcze jest!
- Black, ty bucu! - jęknął. Syriusz pokiwał gwałtownie głową, gapiąc się na niego wielkimi, szarymi oczami, co jeszcze bardziej Remusa zirytowało. - Ty ordynusie, impertynencie, prostaku, żłobie! Buraku cukrowy, arogancie arogancki, no! - zawołał, tupiąc. Nie mógł jednak już samemu powstrzymać chichotu, kiedy James i Peter otwarcie śmiali mu się za plecami. Syriusz poklepał Lunatyka po ramieniu.
- Konstruktywne masz te kędziory, lowelasku.
- Nie jestem twoim kochasiem, Black - mruknął Remus. Syriusz zachichotał. Uszczypnął go po przyjacielsku w policzek.
- Moje pieścidełko!
- Puszczaj, łapiduchu! Ty postrzępieńcu, pało szalona... Wietrzniku! Ooo, teraz to ci dowaliłem...
Syriusz zarechotał, zginając w pół.
- Remusie, skąd ty znasz tyle wyzwisk? - zaśmiał się okularnik, opierając o ścianę. Peter kaszlał w rękaw.
- Ze słownika - odparł wesoło Luniaczek.
- CO?!
- No... Biorę słownik wyrazów bliskoznacznych, szukam "debil", no i mam...
Wybuch śmiechu potoczył się echem po korytarzu głośniej, niż grzmot, który rozległ się na błoniach.
* * *
- Może on? - zapytał cicho Peter, wskazując na zmierzającego właśnie w stronę lochów Ślizgona. Syriusz bez namysłu wyskoczył z ich kryjówki w ciemnej wnęce, rzucając się na nieświadomego niczego dwunastolatka. Ciężkie podręczniki upadły z donośnym stukiem i szelestem kartek na podłogę.
- Co za raptus... - mruknął Remus.
- Ach! Puszczaj, ty...!
- Spróbuj mnie nazwać szlamą, to będziesz własne zęby z ziemi zbierał! - warknął mu Black do ucha. James doskoczył do Ślizgona "od frontu", szczerząc zęby w niebywałej wręcz uciesze. Wyciągnął z kieszeni obręcz szerokiej, szarej taśmy izolacyjnej, w skrócie nazywanej: "Iks-elką". Odkleił kawałek, odrywając go zębami. Zakleił Ślizgonowi usta.
- A teraz grzecznie pójdziesz z nami - poinformował go Remus.
Jasne, złote tęczówki spotkały się z ziejącymi wściekłością i nienawiścią czarnymi oczami Severusa Snape'a.
- Jakie ty masz tłuste kłaki! - skrzywił się Peter.
- A ten nos... - dodał James, szturchając wymienioną część ciała palcem. Roześmiał się, a Syriusz zaczął ciągnąć rzucającego się chłopaka w stronę najbliższej toalety.
- Cóż, nie wszyscy wiedzą, że jest coś takiego jak szampon czy higiena osobista - stwierdził z niemal namacalnym żalem Remus. - A szkoda... Sam z siebie robi pośmiewisko.
- Co tu się dzieje?! - zawołał znajomy całej piątce głos.
- Reg! - syknął Black. Lupin odwrócił się szybko w stronę młodego Ślizgona.
- Co wy mu robicie? - zawołał z irytacją młodszy z Blacków.
- Nie drzyj się! - warknął Syri, mocując ze stawiającą opór "zwierzyną". Regulus nadął się.
- Będę! Co wy chcecie mu zro...?!
Lupin doskoczył do niego w dwóch susach, przytykając mu dłoń do ust. Wpatrując się ze stoickim spokojem w zielone oczęta brata swego przyjaciela, w których nagle zabłysły iskierki strachu, przyłożył palec do swych warg.
- Ciii...
Syriusz kopnął Snape'a pod kolanem, stwierdzając, że jego "ofiara" za bardzo się rzuca. Sapnął, kiedy pod Severusem nogi się ugięły i został gwałtownie obciążony.
- A teraz idziemy - szepnął Remus z naciskiem. - Wszyscy.
- Nie rzucaj się tak...! - warknął Syriusz. James podszedł bliżej, chwytając Ślizgona za nogi. Black przeniósł uścisk na wysokość mostka Severusa. Remus chwycił Regulusa za krawat, ciągnąc go za sobą. Kiedy nie chciał iść, Peter dźgnął go różdżką w plecy.
Chcąc, nie chcąc, młody Black musiał iść z nimi.
* * *
Trzasnęły zamykane drzwi toalety, rozległ się grzmot i głuche stęknięcie upuszczanego na podłogę Ślizgona.
- Witamy was serdecznie! - ucieszył się teatralnie Remus, rozkładając ręce.
- Czego od nas chcecie?! - warknął Regulus. Syriusz wycelował w niego palec.
- Z tobą chcę porozmawiać, braciszku.
- Nie jesteś moim bratem!
To było jak uderzenie w pełnym biegu w jakiś mur, albo zmiażdżenie przez spadający fortepian.
Zabolało.
Naprawdę...
Zamrugałem szybko, nie chcąc dać po sobie poznać, jak bardzo mnie te słowa poruszyły. Rozciągnąłem wargi w ironicznym uśmiechu.
- Nie wypieraj się, Reg. Dobrze wiesz, że nimi jesteśmy, czy ci się to podoba, czy nie. Krew zawsze zostaje ta sama, wiesz?
Patrzyłem na niego, na jego twarz, w jego szaro-zielone oczy. Uśmiechnął się krzywo, dumnie prostując.
- Korzeni można się wyprzeć!
- Właśnie to robisz. Poskarżyć się mamusi w liście? Jutro pewnie pojawi się z wielkim hukiem w wielkiej sali na śniadaniu i zrobi drakę, że jej ukochane pieścidełko, jej książątko liliami pachnące, w tiul i atłas od niemowlęcia tulone wypiera się swego pochodzenia... Ach, cóż to się będzie działo!
Regulus milczał przez chwilę, mierząc mnie wzrokiem.
- A więc o czym chcesz ze mną porozmawiać, Syriuszu?
Wiedziałem.
Przeczesałem włosy prawą ręką w tym samym momencie, w którym zrobił to Reg.
- A o czym z tobą rozmawiałem na początku roku?
Prychnął, poprawiając srebrno-zielony krawat. Mój szkarłatno-złoty wisiał sobie swobodnie, luźno przewieszony przez szyję.
- Ośmielę się sądzić, że ostatnim razem jasno dałeś mi do zrozumienia, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego.
- Sam zacząłeś! - zawołałem, celując w niego palcem. - Nadal utrzymujesz swoje stanowisko, że wszystko co nie jest ślizgońskie, to jest złe i niedobre?
- W innych domach sieje się zło i rozpusta, nie ma w nich niczego, co można jeszcze uratować! Te garstki urodzonych na odpowiednim szczeblu są już zbyt zniszczone, wyżarte od zewnątrz i niszczone od środka. Nie da się ich już uratować. Ich można się już tylko pozbyć!
- Regulusie, czy to na pewno ty? Czy pozamieniałeś się na skóry z Lucjuszem? Mówisz jak on!
- Powtarzam to, co mi powiedział!
- BRAWO!!! - wydarłem się, czując, że zaraz nie wytrzymam ze złości, jeśli sobie troszkę nie pokrzyczę.- A WIĘC BĘDZIESZ UTRZYMYWAŁ KONTAKTY TYLKO Z TYMI, KTÓRZY CHODZĄ PRZYWDZIANI W ZIELEŃ I SREBRO, TAK?! DO WŁASNEJ MATKI TEŻ SIĘ NIE ODEZWIESZ, JEŚLI NA JAKIŚ BANKIET ZAŁOŻY BORDOWĄ SUKNIĘ ?!
- Źle mnie zrozumiałeś, Syriuszu - stwierdził ze stoickim spokojem Regulus.
Tak. Zasadnicza różnica między nami. Mnie wyprowadzenie z równowagi to kwestia kilku sekund, paru słów czy jednego spojrzenia. U Regulusa niemal graniczy to z cudem.
Zacisnąłem pięści i powieki, starając się opanować. Drobna dłoń zawędrowała mi na ramię. Zapewne Remus. Westchnąłem ciężko.
- No to o co ci chodzi? - zapytałem drżącym od gniewu głosem.
- O to, że nie liczy się to, jakie barwy ktoś przywdziewa, ile to, jakie jego wnętrze wykłada.
Skrzywiłem się. Jak ja kocham ten język...
- A po ludzku? - zapytałem. Wywrócił oczami.
- Mówię o tych, którzy mają zdrowe podejście do życia.
- Jasne, ty na pewno takie masz - warknąłem.
- Z pewnością lepsze niż twoje, jak ty to mówisz? Ach... BRACIE.
Ręka drgnęła mi konwulsyjnie w nagłej chęci zdzielenia mojego braciszka w pysk.
- Jeśli z taką łaską mierzysz to słowo wymawiać, uchowaj je dla siebie. Na nic się nie zda nieszczera chęć twa - burknąłem. Uśmiechnął się szeroko.
- Jak chcesz, to potrafisz, Syriuszu.
Uśmiechnąłem się wcale nie wesoło, teatralnie skłaniając.
- Skłaniam głowę pokornie i padam do stóp twych, o panie. Jakież to mądrości jeno spłyną z ust twych więcej?
Remus i James wymienili spojrzenia. Unieśli z powątpiewaniem brwi, zgadzając się ze sobą w milczeniu. To może trwać godzinami, jeśli nie dłużej. Tak czy owak, jednak rozmawiają ze sobą...
Potter odkleił więcej taśmy, okręcając ją wokół kostek Snape'a. Remus i Peter w tym czasie przytrzymywali go za ręce. Po chwili zamienili się miejscami. Tak oto spętanego Ślizgona wepchnęli pod umywalki, wracając do biernego obserwowania tworzonego właśnie wersalu przez rodzeństwo Blacków.
- A skoro zacno tak panu przeszkadza inność cieni barwiących me wnętrze, nie znaczy-li to przecie, iż żyć mamy w gniewie? - zapytał Syriusz. Zielonooki Black pokręcił powoli głową.
- Nie, nie znaczy-li tego, jeno tyle, żeśmy nie winni widywać się wśród ludu.
- Ha! - wrzasnął Syriusz, znów jak Syriusz. Stanął do brata bokiem, celując w niego teatralnym gestem ręką. - Jeno się mnie wypierasz, bracie?! - krzyknął.
Regulus powstrzymał parsknięcie śmiechem. Uniósł jedynie podbródek nieco wyżej, przymrużając oczy.
- W sednoś samo trafił, bracie umiłowany.
Starszy Black kaszlnął w pięść, maskując tym samym ochotę do śmiechu.
- Jak to tak można, bracie? Krew jeno jedna, tyle co poglądy inne! Przepaścią ma nam to być, grać przeciw nam?
- Gra grze nie łaska, lecz... - zaczął Regulus. Syriusz machnął ręką.
- Dobra, pas. Nie mogę już dłużej.
Młodszy z braci uśmiechnął się lekko.
- Przepraszam, że tak wtedy na ciebie naskoczyłem, Regulusie. Wkurzyłem się.
- Rozumiem. Mnie również gniew ścisnął obręczą żelazną w sercu i skroniach.
Syriusz jęknął.
- Mówiłem coś!
Regulus wzruszył ramionami.
- Dobrze. Co proponujesz?
Psia Gwiazda milczała chwilę.
- Rób co chcesz i jak chcesz, to mnie nie obchodzi. Gadaj sobie ino... Tfuj! Jak ci się podoba. Ale, cholera jasna, nie wypieraj się, żeś mój młodszy brat! Przecież mamy tylko inne naszywki na szatach, no bądźmy poważni...
Zielonooki skinął głową.
- Racja. Mój błąd.
Hunwot prychnął, zaciskając dłonie w kieszeniach.
- Chyba chciałeś powiedzieć: Nasz.
Podeszli do siebie, wyciągając ręce. Uścisnęli się krótko.
- No, a teraz spływaj, młody! My mamy coś jeszcze do załatwienia. Sio, sio, sio! - zawołał Syriusz, dosłownie wykopując brata z łazienki. Zatrzasnął z hukiem drzwi za pomocą swej nogi. Odwrócił się po chwili i spojrzał w okno. - O, burza się skończyła.
Pozostali Huncwoci wybuchli śmiechem. Black patrzył przez chwilę w powoli jaśniejące niebo, po czym zatarł ręce.
- Dobra, co z nim zrobimy? - zapytał James. Syriusz wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Mumię! Skokonimy go.
- I dolepimy do ściany? - podsunął Remus.
Black klasnął w dłonie. Odkręcając się przodem do Lunatyka, pstryknął palcami i całą dłonią wskazał na blondyna.
- Geniusz.
Po łazience przebiegła fala chichotów, tłumiąc nerwowe sapanie Severusa. Huncwoci doskoczyli do niego jednym susem. Każdy z nich wyjął z wewnętrznej kieszeni szaty rolkę "Iks-elki". Zaczęli więc Ślizgona okręcać, nie mogąc powstrzymać przy tym śmiechu.
Snape nie zamierzał im ułatwiać tej zabawy; rzucał się, furczał i parskał przez nos. Remus wgramolił mu się na brzuch, siadając na nim okrakiem. Przycisnął mu ramiona do posadzki, kręcąc głową.
- Spokojnie. To nie będzie bolało.
James wybuchł śmiechem, widząc to. Syriusz zachichotał.
- Właśnie dlatego bym się bał, Remi. Zawsze się tak mówi.
Teraz z kolei zaśmiali się Peter z Lunatykiem. Remi westchnął.
- No kręć szybciej, no. Nie mamy całego dnia.
- Nie denerwuj się, Luniaczku. Jestem już przy kolanie - oświadczył wesoło James.
- Ale podwójnie go, żeby się nie uwolnił przypadkiem - powiedział Peter. - Nietoperz-wampir na wolności...
- Ahaha! Przykleimy go do ściany do góry nogami! - zawołał ze śmiechem Remi. Poklepał Ślizgona w policzek. - Będziesz ślicznie wyglądał. Przyczepimy cię przodem do lustra, żebyś mógł się widzieć.
- Tak... A nad stopami napisze się kredą "Strzeżcie się! Wylęg nietoperzy!".
- A skąd weźmiesz kredę? - zapytał nieco sceptycznie Peter. James w odpowiedzi sięgnął do kieszeni. - Aha.
- Syri, możesz położyć się na podłodze?... Peter, a ty wyrysujesz kontur jego ciała. Wiesz, żeby było widać, że Snape jest groźny i atakuje - powiedział pogodnie Lunatyk.
Severus z trudem powstrzymywał łzy wściekłości cisnące mu się do ciemnych oczu. Jedno wiedział na pewno:
Nienawidzi tej przeklętej zgrai brudnych, beznadziejnie głupich i żałosnych Gryfonów.
Black posłusznie położył się na posadzce, rozkładając lekko ugięte nogi w kolanach nieco na boki. Jedną rękę położył luźno przy głowie pod kątem prostym, a drugą wygiął obok swego prawego boku. Peter, chichocząc, przykucnął obok i zaczął dokładnie odrysowywać jego kontur.
Gruba, szara taśma izolacyjna uwięziła Severusa już do pasa. Remus zszedł z niego, klękając obok.
- Teraz trzeba ręce... - Nie bez trudu przyłożył ręce stawiającego czynny opór Ślizgona do jego brzucha. James przeciągnął taśmę od jednego boku Severusa, przez ręce, do drugiego boku. Ręce zostały przytwierdzone.
- Syri, chodź! Musimy go podnieść!
Syriusz doskoczył do Lunatyka w mgnieniu oka, susząc zęby w szerokim uśmiechu. Obaj chwycili Snape'a pod łokcie i jednym szarpnięciem podciągnęli go w górę. Pettigrew podparł chłopaka od tyłu, pomagając tym samym postawić go do pionu.
- Tylko się nie szarp, bo upadniesz - powiedział z troską w głosie Remus. Black parsknął w rękaw. Sięgnął po swoją taśmę i zaczął "mumifikować" Ślizgona od ramion w dół. Głowę i szyję postanowili zostawić sobie na końcu.
Kolejne fragmenty odrywanej od rolki taśmy odklejały się z odgłosami przypominającymi trzaski, uwalniając tym samym niemiły dla nosa zapach. Syriusz jednak przysunął twarz do kawałka oderwanego plastra i wciągnął powietrze. Po krótkiej chwili ponowił gest.
- Co ty robisz? - zdziwił się Remus, odrywając od krycia głowy Ślizgona. - Zdurniałeś? Nie rób tak.
Black wzruszył ramionami.
- Jakby mi w czymkolwiek miało to zaszkodzić.
Remus jedynie pokręcił z dezaprobatą głową. Syriusz jednak posłusznie powrócił do owijanie Snape'a.
- Jak nie widać reszty twarzy, to oczy ma nawet ładne - stwierdził kilka minut później James. Reszta Huncwotów w odpowiedzi wybuchła głośnym śmiechem, a Severus z całej siły zacisnął powieki. Zrobiło mu się niedobrze ze złości. Nie mógł jednak zrobić nic poza wyklinaniem ich w myślach. Och, gdybym miał w ręku różdżkę! - jęknął do siebie we własnej głowie.
- Dobra, doklejamy naszego nietoperza do ściany! - zarządził Black. Remus westchnął, kręcąc jasnowłosą główką.
- Dobra, dobra. Syri, jak ty go zamierza... Aaaah... - szepnął, widząc jego znaczące spojrzenie. Sięgnął do kieszeni po różdżkę. - Wingardium Leviosa!
Srebrna mumia z oczami ziejącymi żądzą mordu uniosła się kilka cali nad posadzkę. Kuzyni podeszli nieco bliżej, względnie delikatnie obracając ją w powietrzu głową do dołu. Remus przelewitował go tak blisko ściany, jak tylko mógł. Black i Potter natychmiast doskoczyli z taśmą.
- Tylko błagam was, mocno go przyklejcie, bo jak zleci to sobie ukręci kark - jęknął Lupin. Syri skinął głową.
- Ta jest, panie kierowniku!
Szybko, sprawnie i dokładnie przykleili Ślizgona do ściany.
- Powinien się trzymać - mruknął Peter. Syriusz pokiwał głową, chichocząc.
- Co? - zdziwił się Remus.
- To ten sam kibel, w którym w poprzednim roku znokautowaliśmy Malfoy'a... Pamiętasz, Jamie?
- Nom. Ta toaleta niedługo będzie zawierać całą historię nas, Huncwotów!
Remus odwrócił się, pochodząc do umywalek. Sięgnął po mydło w kostce, leżące na jednej z kamiennych mydelniczek. Po krótkiej chwili namysłu stanął na palcach, starając się sięgnąć jak najwyżej na lustrze. Przycisnął wyrób do mycia rąk do gładkiej tafli i zgrabnie wykaligrafował:
HUNCWOCI TU BYLI!!!
Odłożył mydło na miejsce. Odwrócił się w idealnym momencie, by zobaczyć, jak Syriusz kredą na ścianie to, co dyktował mu James.
Tu spoczywa jedyny prawdziwy król i władca Egiptu. Ten, któremu odważy się z niego śmiać...
- ...zostanie dotknięty Klątwą Tutenhamona - przeczytał na głos Peter. Zachichotał.
Black odsunął się, z przechyloną na bok głową podziwiając swe dzieło. Oddał kuzynowi kredę.
- Chodźmy już lepiej - mruknął Remus.
James bezceremonialnie wrzucił kredę do otwartego sedesu i wyszedł, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Peter i Remus poszli w jego ślady. Black zatrzymał się jednak w progu, posyłając Ślizgonowi głęboki ukłon.
- Niech żyje król... - mruknął, po czym wybuchł śmiechem. Zatrzasnął z hukiem drzwi.
Severus westchnął ciężko, w końcu pozwalając zbierającym się w jego ciemnych oczach łzom swobodnie wypłynąć.
Nienawidził ich.
Tego był pewien.
* * *
- Kto ci to zrobił? - zapytał kilka minut później Lucjusz Malfoy, kiedy z niewielką pomocą Regulusa zdjął Severusa ze ściany. Posadził go na podłodze. - Szybko nie będzie bolało... - mruknął, po czym gwałtownym ruchem zerwał mu taśmę z ust.
Chłopak skrzywił się, zaciskając powieki. Syknął cicho.
- Regulusie, idź po profesora Slughorna. Wiesz, gdzie to jest - rzucił władczo Lucjusz. Black skinął głową, szybkim krokiem opuszczając łazienkę. Blondyn ponownie spojrzał na młodszego kolegę.
- Ci przeklęci Gryfoni! Black, Potter, Lupin i ten mały Pettigrew! - krzyknął Severus, czując, że złość trawi go od środka.
Malfoy ruchem różdżki uwolnił mu ręce, dzięki czemu brunet mógł ukryć twarz w dłoniach, co też natychmiast zrobił. Westchnął ciężko. Lucjusz poklepał go po ramieniu.
- Ciekawe, czy będą tacy dumni z siebie, kiedy trafią do McGonagall na dywanik - mruknął czarnooki dwunastolatek. Blondyn spojrzał na lustro.
- Huncwoci tu byli... - przeczytał cicho. Parsknął ironicznie pod nosem. - Piękną nazwę sobie nadali. A McGonagall na pewno będzie wściekła...
Kolejnym ruchem nadgarstka rozciął taśmę krępującą nogi młodszego Ślizgona. Podał mu rękę, pomagając wstać.
- Nienawidzę ich - szepnął chrapliwie Snape. Zacisnął mocno powieki oraz drżące od gniewu dłonie w pięści.
- Spokojnie - powiedział cicho Lucjusz, słysząc zbliżające się kroki nauczyciela. - Długo cieszyć się nie będą...
* * *
- A jaką miał minę! - zawołał przez śmiech James. - Prawie się popłakał!
Syriusz i Peter zawtórowali mu donośnym rechotem. Remus tylko cicho zachichotał.
Od czterdziestu minut leżeli na łóżku Blacka w dormitorium, pokładając się ze śmiechu. Ilekroć próbowali przywołać się do porządku, któryś zaczynał się cicho cieszyć, prowokując tym samym resztę. Zaraźliwe odgłosy, jak to ujął Lunatyk.
W pewnym momencie drzwi od dormitorium otworzyły się, ukazując im rozjuszoną opiekunkę domu.
- Huncwoci? - zapytała z dziwnym grymasem na twarzy. Potter natychmiast skinął głową. - A więc za mną, żartownisie - powiedziała wściekła, po czym wyszła.
Remusa natychmiast opuścił dobry humor.
- Cholera... - szepnął.
Black wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nie wyskakuj z gaci, Remi!
Wstał, odrzucając poduszkę.
* * *
- Czy wy w ogóle zdajecie sobie sprawę z tego, jacy jesteście nieodpowiedzialni?! Huncwoci! Też mi coś! Powinniście podpisywać się nieco inaczej! - krzyczała profesorka, zdzierając sobie gardło już od piętnastu minut.
- Idioci? - podsunął z wesołym uśmieszkiem James. Profesorka uderzyła w blat swojego biurka długą, drewnianą linijką. Remus wzdrygnął się niekontrolowanie, podobnie jak Peter nerwowo przełykając ślinę. Syriusz jedynie przymrużył oczy, wykrzywiając usta. Jamesowi wyrwało się ciche: "Ojej!...".
- Macie miesięczny szlaban i Gryffindor traci trzydzieści punktów za każdego z was!
- Ile?! - zawołał z niedowierzaniem Pettigrew.
- Po pięćdziesiąt za każde z was! - wrzasnęła wściekła, robiąc się karmazynowa na twarzy. Remus poczuł, że miękną mu kolana. - Gdybym mogła wyrzuciłabym was ze szkoły, ale profesor Dumbledore twierdzi, że ten WYSKOK jeszcze nie kwalifikuje się pod dyscyplinarne skreślenie z listy uczniów! A teraz zejdźcie mi z oczu i nie pokazywać się do lekcji transmutacji! I NIECH MI KTÓREŚ CZEGOŚ NIE BĘDZIE UMIAŁO!!! - ryknęła.
- Tak jest! - zawołali, o dziwo dla nich samych, zgodnie. Zasalutowali, po czym odwrócili się i jeden po drugim wymaszerowali z gabinetu, zamykając za sobą drzwi.
James i Syriusz przybili piątki, chichocząc szaleńczo.
- Dwieście punktów - mruknął martwym głosem Remus. Pokręcił głową, odgarniając włosy za ucho. Uśmiechnął się, czując niezrozumiałą dla niego samego dumę. - Och, przechrzci nas Gryffindor...
- Ale super... - szepnął Peter. - Chłopaki, rządzimy!
Profesor Minerwa McGonagall opadła ciężko na krzesło, rozmasowując skronie.
- Huncwoci... - mruknęła. Spojrzała na drewnianą linię. - Och, będą z wami kłopoty...
Komentarze:
Rogaty Czwartek, 18 Marca, 2010, 12:41
Hahaha~! Doobre =D Tylko mi szkoda tego Sevcia... Ciekawe, co będzie dalej *.* i Najlepszego
Nika Czwartek, 18 Marca, 2010, 15:18
Normalnie extra! Haha dobre było ze Snape'm
Pozdro;*
Szczurek Czwartek, 18 Marca, 2010, 18:32
Heej!!! To ze Snape'm było świetne! ! !
Chciałabym się bardzo dowiedzieć co będzie z nimi dalej, a tak szczególnie to przy czym się jeszcze uśmieję. To poprzednie zdanie miało cię zmotywować do jak najszybszego dodania notki. xD
P.S.: Czy "debil" i jego synonimy brałaś naprawdę ze słownika, bo zauważyłam że są w kolejności alfabetycznej??
Zielak Czwartek, 18 Marca, 2010, 22:10
Ja nie rozumiem powyższych komentarzy. Bo to ze Snape'm nie było świetne czy dobre, tylko zwyczajnie okrutne, no. Rozbudziło we mnie bynajmniej nie udawane instynkty opiekuńcze. A współczucie na pewno.
I wiesz, chyba jednak wolę te debilne żarty Huncwotów, a nie takie, jak powyżej opisany. A oni się jeszcze śmiali... Szczerze mówiąc, przez cały czas liczyłam, że Remusek to przerwie. Szkoda, że nie. Bo to takie przykre było.
Co do reszty... fragment: "Zasadnicza różnica między nami. Mnie wyprowadzenie z równowagi to kwestia kilku sekund, paru słów czy jednego spojrzenia. U Regulusa niemal graniczy to z cudem" wyjątkowo skojarzył mi się z nami. Zapewne wiesz, do której co pasuje.
I to by było na tyle, bo nad stroną techniczną nie będę się rozpisywać. Wiesz, że kocham twój styl.
Kocham i całuję, jak zwykle.
Doo ;) Wtorek, 23 Marca, 2010, 22:09
No, nareszcie dorwałam się do Twej twórczości
No no, niezły kawał roboty! Świetna akcja, najepsza z Sevem. Podoba mi się "rozkręcanie interesu" przez Huncwotów, coraz więcej tej ich huncwotowości.
Genialna scena z Dumbledorem i Haqridem. Na początku naprawdę się wystraszyłam! Dobrze zatem wprowadziłaś klimacik grozy.
Skoczę jeszcze do Luniaczka, a potem dodam Twój prezencik u mnie
Aleksa Czwartek, 25 Marca, 2010, 10:29
Ejjj... Jak mogłaś być taka okrutna, dla Sevcia?
No wiesz co?!
Mam focha ;d i tupie nóżką ;p xD
Zgadzam sie z Zielakiem.
Ha, a co.!
Ale ogólnie bylo fajne ;]
czekam na ciąg dalszy, może mniej bestialski ;d;d/
:*
Daria Poniedziałek, 29 Marca, 2010, 19:22
Moje kochane Hunce!!!
Fajnie, że rozkręcają się w płataniu figli. Jestem ciekawa czy Lily dowie się o tym co zrobili ze Snapem.
"- A skoro zacno tak panu przeszkadza inność cieni barwiących me wnętrze, nie znaczy-li to przecie, iż żyć mamy w gniewie?" świetny fragment
Zapraszam do Elizabeth Rosemond
Szczurek Środa, 07 Kwietnia, 2010, 17:33
Ej, co tak długo z tą notką ! ! !
Zaglądam tu prawie codziennie, a notki nie widać! Mam nadzieję, że będzie niebawem.
Czekam!
Martha Środa, 07 Kwietnia, 2010, 20:22
Super nocia !!!
niezłe z huncwotów urwisy
pozdrowienia ;)