Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Nowa ksiega Huncwotów!
Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia
Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin

[ Powrót ]

Środa, 07 Lipca, 2010, 17:50

38. Wpis trzydziesty ósmy.

Notka krótka. Podchodziłam do niej z pięć razy, by maksymalnie ją wydłużyć. Wyszło, jak wyszło... Czyli w zasadzie nie wyszło :D
Z doła tak jakby niezbyt wyszłam, bo raz po raz znowu przygważdża mnie do ziemi, nie pozwalając się ruszyć.
Taka moja wakacyjna chandra... :-P



Do tęczy. Zawsze jest jakiś tęczowy szlak...
Jedyne czego chciała, to zapomnieć. Zapomnieć o tym, kim jest, skąd jest, co widziała i co będzie znosić, gdy wróci do domu.
Bała się wracać.
Ojciec znów był pijany. Wieczorem miało być jeszcze gorzej.
Później zawsze było tylko gorzej.
Zamknęła oczy, wzdychając ciężko. Uchyliła nieznacznie powieki, patrząc na swe buty.
Gdyby nie jego cichy oddech, odgłos kroków i ciepło dłoni byłaby całkiem sama. Nie patrzyła, lecz wiedziała, że jest obok.
Spojrzała na niego.
Szedł obok, spokojnie i bez pośpiechu. Jego twarz nie wyrażała żadnych zbędnych emocji. Widać było jedno: Był przygnębiony.
Westchnął, kierując na nią wzrok.
Ich spojrzenia skrzyżowały się na chwilę.
- Chodźmy do parku – powiedział cicho.
Skinęła głową, nie wydając z siebie żadnego pomruku czy zalążku słowa.
Przeszli przez ulicę, korzystając z tego, że nie nadjeżdżał żaden samochód.
Podniosła głowę, zadzierając bladą twarz do nieba.
Było stalowoszare. Miało kolor oczu Syriusza.
Ponownie na niego spojrzała, nadziewając się na jego wzrok.
Nieznacznie wzmocnił uścisk dłoni.


* * *


Słodka woń kwiatów, którą czuł zawsze, gdy przykładał policzek do poduszki.
Słodka woń kwiatów – zapach jego domu, jego matki.
Szuszu nie pachniał kwiatami. Szuszu pachniał cynamonem.
Ten zapach również bardzo lubił.
Szuszu był jego rycerzem chroniącym go przed wszystkimi potworami chowającymi się w nocy pod łóżkiem, za szafą i w szufladach komody. Szuszu nie bał się czających nocą cieni.
Szuszu się nie bał. On bronił.
Bronił i kochał małego Remusa najbardziej jak mógł swym niewielkim, trocinowym serduszkiem. Biło mocno, gdy szklanymi oczami widział uśmiech małego blondynka. Mruczał cicho w swej misiowej głowie, kiedy Remus go przytulał.
Nie przeszkadzało mu to, że czasem Remus ciągał go za ucho za sobą, kiedy biegał po całym domu. Nie gniewał się też, kiedy nieraz rzucał go gdzieś w kąt i biegł bawić się cały dzień na dworze.
Remus zawsze do niego wracał – łapał go swymi małymi rączkami i mocno przytulał.
Szuszu był z nim dwa lata, kiedy to się stało. Szuszu - pluszowy, ciemnobrązowy pies z kremowymi uszami bardzo się martwił, patrząc na niego, kiedy płakał lub bezmyślnie patrzył w szpitalne okno.
Przecież to dzięki niemu, Remusowi, jego trocinowe serduszko zaczęło bić.
Każdy pluszowy miś na swoje trocinowe serduszko. Zaczyna ono bić w chwili, w której miś otrzyma imię.
Doskonale pamiętał tę chwilę, w której dziadek Remusa wręczył trzyletniemu wnukowi misia.
Chłopiec wziął go na ręce, robiąc duże oczy. Mocno go przytulił, zaczynając się śmiać.
- Szuszu! – zawołał przez śmiech.
I wtedy serduszko Szuszu poczęło bić, kiedy tylko usłyszał swe imię.
Zaczęło bić w rytm identyczny do bicia serduszka Remusa.



* * *


Do domu wrócił cały mokry. Jednym uchem słuchając reprymendy rodziców, wszedł do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Zrzucił przemoczone ubrania, sięgając po ręcznik.
- Się ocknęli... – mruknął do siebie. Prychnął cicho pod nosem, siadając na brzegu wanny.
Zanucił piosenkę „Angie”, która nieustannie chodziła mu po głowie.
Skończył wycierać mokre, nagie ciało, owijając się w puchaty szlafrok, ciągnący się za nim po ziemi. Przemknął do swojego pokoju, zamykając się w nim na klucz. Wyjął z szafek bieliznę i ubrania, naturalnie je na siebie zakładając.
Kiedy skończył, usiadł na łóżku, wyciągając spod poduszki Szuszu.
Posadził go sobie na kolanach, patrząc mu w oczy. Tylko jedno było szklane. Drugie było ładnym guzikiem od płaszcza, wszytym przez mamę.
Pogładził bezwiednie wyciągnięte ucho misia.
- Nie oddam cię im – oświadczył buntowniczym szeptem. Pokręcił głową. – Nie dam cię tym małym, wrednym, rozdartym... Kosmitom. Ty jesteś tylko mój... – Przytulił go mocno, nabierając powietrza.
Cynamon.
Jak zawsze, gdy go przytulał, czuł cynamon.
Kochał ten zapach. Nie dało się powiedzieć, że było inaczej.


* * *


Chlust, krzyk i śmiech.
Chlust wody, krzyk ciotki i śmiech Jamesa.
Chłopak z dzikim chichotem wbiegł do domu, porzucając w biegu wiadro. Upadło z brzękiem na ziemię.
Wpadł do sieni, rzucając się do schowka pod schodami. Ukrył się w nim, przyciskając dłonie do ust, by nie ryknąć śmiechem.
Ta zabawa nigdy mu się nie znudzi.
Wstrzymał oddech, przysuwając ucho do drzwi. W uszach dźwięczało mu łomoczące w piersi serce oraz odgłosy z domu.
- Gdzie on jest?! – krzyknęła wściekła ciotka.
- Co się stało? – zapytał głos Dorei.
- GDZIE. ON. JEST?! – wrzasnęła wściekła.
Nienawidziła dzieci, choć sama miała dwóch synów.
- Chodzi o sukienkę? – Matka Jima roześmiała się serdecznie. – Przecież to żaden problem!
- Wiem, że żaden! Chodzi mi o to, że w ogóle to zrobił! Niewychowany gówniarz, nie rozumiejący, gdzie jego miejsce...
- No! Tylko bez takich tekstów, Walburgo! – zastrzegła.
- Na twoim miejscu wychowałabym tego gnoja zupełnie inaczej!
- Na twoim miejscu dałabym Syriuszowi trochę luzu! - -odwarknęła Dorea, zaciskając pięści.
- Luzu?!
- To tylko dzieci!
- Trzynastoletni młodzieńcy!
- Trzynastoletni chłopcy, jeśli już!
- Drogie panie! – wtrącił się głos Charlusa. – Wnoszę prośbę o zaniechanie tej kłótni. Herbata czeka...
James poczekał, aż kroki rodziców i matki Syriusza ucichną.
- Przegwizdane ma nasz Syri... – szepnął do siebie. Pokręcił głową, po czym powoli otworzył skrzypiące drzwi.
Czarno widzę wizytę u Czarnego w przyszły weekend...
Czmychnął na górę, zaniechując nawyku tupania na schodach.


* * *


Szklanka wypadła mu z ręki, rozbijając się na podłodze. Sok rozchlapał się po jej powierzchni, tworząc wspaniale mokrą, pomarańczową plamę.
- Co?!... – sapnął jedynie.
Zamrugał kilkakrotnie.
Nie, to się nie mogło dziać naprawdę!
Dziecko? Takie prawdziwe, małe takie?...
Takie, jakie mają rodzice Lunatyka?
Podniósł dość pulchne ręce do twarzy, przykładając je do policzków.
Marco skinął głową, nie zabierając dłoni z kolana swej żony od dobrych piętnastu minut. Nieustannie je gładził i muskał palcami, czując ciepło i gładkość jej skóry.
Uwielbiał ją. Jej dotyk, smak, zapach...
- No... To, Pączusiu. Będziemy mieli dziecko.
Peterowi coś kliknęło cicho w głowie.
Dziecko... Dziecko.... Dziecko... Dziecko... Dziecko....
Podniósł się, kręcąc głową.
- Nie. Żadne my! – zawołał, czując nagłą złość. – Żadne „my”! Ja wiem, że dorośli robią TE rzeczy, ale mnie w to nie mieszajcie! To będzie WASZ gówniarz, nie NASZ!
Chore! – ryknął sobie w głowie.
Wybiegł z kuchni, zamykając z trzaskiem drzwi.
Zignorował wołanie ojczyma i matki.

Niech spadają, kocopoły jedne... Jeszcze mnie w to chcieli wmieszać! Cholera, już wiem, jak czuł się Remus w święta... Masakra!
W ogóle skąd im to przyszło do głowy, żeby się w to pakować? Przecież... No, kurdę, mają mnie!
Co to w ogóle ma być?!


Szybkim krokiem wyszedł z podwórza, bez namysłu skręcając w prawo.
Iść, chociaż kawałek iść. Uspokoić się, wrócić do domu i...
...no chyba nie przeprosić?
- Przecież nie mam za co – powiedział. Wsunął dłonie do kieszeni jeansów. – Ja nie mam z tym nic wspólnego. Nic. Nie będę ich przepraszać.
Spojrzał w prawo, na szybę witryny sklepowej. Stojący za nią manekin patrzył na niego martwymi, namalowanymi oczami mając twarz pozbawioną wyrazu.
- No i na co się patrzysz? – zapytał go.
Manekin nie odpowiedział.
Pokręcił rudawą głową.
- Głupi jesteś i tyle – skwitował go chłopiec.
Ruszył dalej, pobieżnie przyglądając się mijanym ludziom, latarniom, chodnikowi, sklepom, niebu, przejeżdżającym samochodom...
Nie było w tym wszystkim niczego zadziwiającego.
Ot, zwykły, mugolski świat. Szary, nudny, pozbawiony wyrazu.
Świat jego ojczyma.
Po co on w ogóle pchał się do mojego świata? Jakby nie mógł zostać z tymi wszystkimi głupimi mugolami... Nienawidzę ich!
Ponownie czując złość, kopnął leżącą na ulicy puszkę. I jeszcze raz. I ponownie.
Nie potrzebował wiele czasu, by zapomnieć o tym, co go tak rozzłościło.


* * *


Huśtawka skrzypiała drażniącym w uszy zgrzytem.
Im to jednak nie przeszkadzało.
Syriusz i Jennifer zignorowali to, nie przestając się huśtać.
- Kto wyżej! – zakomenderował nieco piskliwym tonem szarooki.
Ze śmiechem zaczęli się mierzyć, starając rozbujać się wyżej i wyżej.
Przecież oboje chcieli wygrać. Nic dziwnego.
- Wygrałam! – wrzasnęła brunetka, kiedy przez chwilę znajdowała się w linii prostej do poziomu.
- Łaj! – zawołał chrapliwie Syriusz, wylatując ze swej bujawki. Opadł z łoskotem na ziemię, podpierając się dłońmi. Wstał chwiejnie, chichocząc opętańczo.
- Gratulacje! – powiedział ze śmiechem.
Dziewczyna zatrzymała huśtawkę, szurając podeszwami butów o żwir. Podniosła się ze swojego miejsca, podchodząc do Blacka.
- Zaiste – stwierdziła śmiertelnie poważnym tonem.
Po krótkiej chwili milczenia znowu zanieśli się śmiechem. Ot, po prostu.
Stali naprzeciwko siebie. W parku poza nimi nie było nikogo.
Zawiał lekki wietrzyk.
W pewnym momencie, Syriusz przestał się śmiać.
Patrzył jedynie uważnie na wciąż chichoczącą Jen.
Tego dnia pierwszy raz widział jak płacze i jak się śmieje.
Przechylił lekko głowę.
Bardzo ładnie się śmiała.
Postawił krok do przodu, stając o ten krok bliżej Aniston.
Uniosła brwi, opuszczając rękę od ust. Odgarnęła ciemne kosmyki za ucho.
- Co?
- Nic – mruknął.
Wygiął lekko wargi, po czym postawił kolejny krok do przodu, o połowę mniejszy, niż poprzedni.
- Ładnie się śmiejesz, wiesz? - zapytał, ciut bezmyślnie.
Potarł palcami o wewnętrzną część dłoni. Były lekko wilgotne.
Spociły mu się dłonie. Nie bardzo wiedział dlaczego, przecież nie był zdenerwowany.
Chyba...
Nie myśląc nad tym, co robi, chwycił Jennifer za ramiona, przyciągając ją bliżej.
- Co ty robisz? – zdziwiła się.
Odpowiedzi nie usłyszała, jedynie poczuła ją na swoich ustach.
Nie należała do wprawnych czy zdecydowanych. Była ciepła, tego była pewna.
Trzęsły mu się ręce, podrygiwały brwi. Nie zamknął oczu, czego nie zrobiła również ona.
Odsunął się nieznacznie, oblizując koniuszkiem języka dolną wargę.
Bardzo był ciekaw, co mu za to zrobi.
- Aha – powiedziała.
Milczeli chwilę, nie ruszając się.
- Mmm... – zaczęła po chwili. – Masz mi coś jeszcze do powiedzenia, czy możesz mnie już puścić?
Przygryzł wewnętrzną stronę swojego policzka.
- Mam – stwierdził z nutką samozadowolenia w głosie.
Nie wiedział jedynie, skąd ona się wzięła.
Przechylił lekko głowę, z przed kilku chwil orientując się, że jak ją przechyla, to nie zderza się nosami. Przyciągnął ją jeszcze troszkę bliżej, przesuwając ręce z jej ramion na plecy.
Postanowił również nieco przymknąć oczy i lekko rozchylić usta.
Tak było zdecydowanie fajniej.
Zwłaszcza, że Jennifer zrobiła tak samo.


* * *


Pomachał na odchodne ciotce Walburdze.
Nigdy jej nie lubił. Nigdy nie miał okazji poznać jej syna, choć wiedział, że jest w jego wieku i są rodziną.
Syriusza poznał dopiero jak szli do pierwszej klasy Hogwartu. Zasadniczo to nawet myślał, że Czarny będzie identyczny jak jego matka – obrzydliwie zasadniczy, pozbawiony poczucia humoru, depczący wszystko, co złe i plugawe, oczywiście według ideologii rodów szlacheckich.
Cholernie się pomylił. Może nie we wszystkim, ale prawie. Zgadzały się jedynie nieliczne cechy, niektóre wpajane mu od dziecka.
No, ale i tak jak najbardziej pozytywne zaskoczenie.
Podłożył ręce pod głową, wlepiając wzrok w sufit.
Lubił sobie czasem powspominać, leżąc na łóżku.
Pozwolił swym myślom błądzić swobodnie w ostatnich dwóch latach, zakodowanych w jego głowie. Raz po raz zaczynał się śmiać, kiedy przypominały mu się zabawniejsze sytuacje.

- Łiiii! Iiiiiiiiiiii!!! – piszczał na całą salę Remus, ignorując fakt, że jest połowa lekcji eliksirów.
Syriusz chichotał cicho, mimo swej radości próbując jednak w końcu równo posiekać te nieszczęsne korzonki stokrotki.
Musiały być równo. Syriusz był fleją ze skłonnościami pedantycznymi.
- Co ty robisz? – zdziwił się James.
Remus wyszczerzył ząbki w głupawym uśmiechu.
- Cieszę się. Widzisz? – Wskazał na parę unoszącą się nad jego kociołkiem. – Jest różowa. Kocham róż! – zapiał, trzepocząc rzęsami. Znów zaczął głośno piszczeć.
Syriusz odłożył nożyk obok deski, przyglądając się swemu dziełu. Zgarnął wszystko niedbale do kociołka, część rozsypując.
- Remusie, myślałem, że poza wyglądem, to nic z dziewczyny w sobie nie masz... – stwierdził zamyślonym tonem, sięgając ponad ramieniem studiującego przepis Petera po wagę.
- Łiiiiiiiiiiiiiii... CO?!
James zdławił śmiech.
- Panie Lupin! Co pan w ogóle wyrabia? Pan nadal jest w pierwszej fazie warzenia wywaru, a powinien już zaczynać trzecią! – zawołał profesor, podchodząc bliżej.
Stanął centralnie nad Lupinem, który wygiął się dziwnie, by uniknąć oberwania wielkim brzuchem belfra.
Przybrał kamienną minkę i gapiąc się tępo w przestrzeń, kiwał głową, jednym tylko uchem słuchając wywodu profesora.
Black i Potter wymienili rozbawione spojrzenia.
- Peter, nie śpij! Coś ty taki nieobecny dzisiaj?...


Zachichotał do swych wspomnień, przymykając oczy.
Ściągnął nieznacznie brwi, przypominając sobie nagle o istnieniu dziewczyny z jego klasy.
Ruda taka, wredna, z zielonymi oczami.
Jak jej tam było?
Evans chyba...
Podrapał się po nosie, zatapiając we wspomnieniach jej dotyczących.


* * *


- Tu jesteś! – ucieszył się, wyłażąc spod łóżka ze szczurem w garści. Machinalnie ułożył go sobie na ramieniu. Wyprostował się, chwytając Szuszu w objęcia. Okręcił się kilka razy wokół swej osi, podrzucając pluszaka. Ponownie zamknął go w swych wątłych ramionach, podchodząc do gramofonu.
The Jacksons 5, The Rolling Stones, The Crystals, Abba, The Beach Boys...
Czego tu posłuchać?...
Wyjął z opakowania płytę Paul Anki. Położył ją w odpowiednim miejscu, a na niej igiełkę.
Pierwsze dźwięki piosenki, a następnie słowa.
Złapał Szuszu za przednie łapki i wirując na puchatym dywanie, zaczął śpiewać razem z wykonawcą:


Jestem taki młody, a Ty taka stara...
To moje kochanie, które chcę przedstawić.
Nie obchodzi mnie, co powiedzą inni!
Ponieważ już zawsze będę się modlił...

Ty i ja możemy być tacy wolni!
Jak ptaki wysoko w drzewach...
Och, proszę, zostań ze mną, Diano!

Poczułem dreszcze, kiedy byłem tak blisko Ciebie...
Och, moje kochanie, jesteś najważniejsza!
Kocham Cię, ale czy Ty kochasz mnie?



Osunął się ze śmiechem na kolana, po czym wyłożył na plecach, dając Seisi możliwość ucieczki pod łóżko.
Oczywiście szczur skorzystał z okazji, więc tak jakby... Tyle go zebrani widzieli.
Remus zamilkł nagle, wlepiając spojrzenie w sufit.
- O kurdę – mruknął. – On jest biały.
Westchnął, zamykając oczy.
- Szuszu, głowa mnie boli – powiedział po chwili milczenia.
Szuszu nie odpowiedział. Jedynie szklane oko błysnęło mu smutno.
Remus przekręcił się na bok, przytulając głowę misia do piersi.
- Kocham cię, Szuszu – szepnął mu do wyciągniętego, pluszowego ucha.
Szuszu zamruczał cicho.
A może Remusowi tak się tyko zdawało?...

Komentarze:


Szczurek
Czwartek, 08 Lipca, 2010, 20:49

Ej, ta notka mi się bardzo podoba! Glizduś będzie miał rodzeństwo, a Syri z Jennifer się pocałowali. Naprawdę, ta notka jest świetna, rewelacyjna, itp. :D Tylko nie przez wydarzenia, tylko ma coś w sobie.

 


Daria
Piątek, 09 Lipca, 2010, 12:30

Notka świetna, mnie urzekł zwłaszcza fragment o Szuszu i jego trocinowym serduszku, no i oczywiście jak Walburga wrzeszczała na Jamesa :P

 


Doo;)
Niedziela, 25 Lipca, 2010, 14:51

Rozczulające z tym Szuszu! Świetny, kochany fragment.
James, jak zwykle. Dobrze tak Walburdze, ha!;-)
Swoją drogą, taki dzieciak w domu to chyba przekichane.
Peter pokazał wreszcie pazurki. Chyba bym się wściekła na jego miejscu.
I ten pocałunek...
Mnie też się bardzo podobała, choć wciąż można wyczuć Twojego doła, tak trochę.
Tak apropos Blacka i Lupina, jak byłam na wyjeździe ostatnio, to nie wyrobiłam z "Odzież używana "Remus"."
Ale i tak najlepsze było "Zakład pogrzebowy "Syriusz".":-D. W sumie pasuje...
Zapraszam do Meggie!

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki