Nowa ksiega Huncwotów! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Pierwsza scena wpadła mi do głowy w okolicach godziny drugiej w nocy, kiedy to bezwstydnie zajmowałam się graniem w the Sims 3. Owszem, rzuciłam Syriusza i Remusa w grze i zasiadłam do laptopa, by ją zapisać… Och, fuck jea, zajęła mi cztery strony w Wordzie! Właśnie ją skończyłam. Jest godzina 03:32.
Klękajcie, narody!
Reszta dopisana jest kiedyś tam indziej. ^ ^ Mam nadzieję, że łączne 11,5 stron w Wordzie was zadowala?...
- Zarousse Patricia…
- Obecna!
Szczupłe dłonie Dymitra zamknęły z trzaskiem dziennik, kładąc go na pulpicie katedry. Na ciemnobrązowej okładce zatańczyły wczesnojesienne promienie wrześniowego poranka.
Wszechobecne szepty w sali powoli zamarły.
Alan O’Blansky wstał, zakładając ręce za plecami. Westchnął cicho, wychodząc na środek sali. Przeczesał uczniów spokojnym spojrzeniem, dłużej zatrzymując wzrok na podejrzanie rozbawionym Syriuszu, nieustannie trącanym przez Pottera. Siedzący w ławce przed nim Lupin z Pettigrew, również nie byli zajęci lekcją.
Przymrużył nieco oczy, nim odgarnął długie, jasnobrązowe włosy za spiczaste, elfie ucho. Nabrał powierza i zaczął lekkim, melodyjnym głosem swój wykład:
- Na dzisiejszej lekcji zajmiemy się powtórzeniem wiadomości z dwóch poprzednich lat o poznanych do tej pory czarnonomagicznych stworzeniach. Niektóre z nich przybliżymy sobie jeszcze dokładniej.
Remus, słysząc początek słów profesora, trącił lekko Petera w bok, dając mu tym samym so zrozumienia, by przestał mu śpiewać „namiętnym” głosem o malowanych na niebiesko okiennicach.
Sam podparł głowę na dłoni, łokieć lokując na blacie i wlepił złote oczy w profesora.
Może i go nie cierpiał, ale profesor, to profesor. Słuchać i szanować trzeba.
- Na „pierwszy ogień” zajmiemy się druzgotkami, ponieważ to o nich uczyliście się na samym początku. Kto jest mi w stanie opowiedzieć o nich kilka słów? Może… Pan Snape? Proszę wstać.
Severus ciężko zwlókł się z krzesła, stając obok ławki.
Nie znosił odpowiadać. Wtedy uwaga wszystkich skierowana jest na niego, wszyscy czyhają na jego najmniejsze potknięcie, drobną pomyłkę, by zacząć się głupkowato śmiać. Nie lubił być w centrum uwagi – wolał się skradać, przemykać w cieniu, nie wychylać się zza tego muru, który wokół siebie utworzył.
Uchylił nieznacznie usta, nabierając bezszelestnie powietrze.
- Demon wodny, jak nazwa wskazuje, żyjący w wodzie – powiedział.
O’Blansky pokręcił głową.
- Panie Snape, siada pan na samym końcu i burczy coś pod nosem sam do siebie. Głośniej proszę, bo tu, na początku nic nie słychać.
Ślizgon westchnął cicho.
Na drugim końcu sali rozległo się niekontrolowane parsknięcie i zduszony chichot.
- Demon wodny – podjął na nowo Severus, podnosząc głos.
Profesor skinął głową.
- Tak, tak… Może nieco dokładniej?
- Najczęściej można je spotkać w zbiornikach wodnych porośniętych szuwarami, lub z dużą ilością glonów. Dobrze czują się w ciemnych, chłodnych wodach. Żywią się zarówno padliną, jak i świeżą zdobyczą, a ofiary chwytają swoimi długimi, silnymi, aczkolwiek kruchymi palcami, by wyssa…
- Potter! – przerwał mu gwałtownie profesor.
James drgnął, zaskoczony, przestając głupkowato chichotać.
- Słucham?
- Och, czyżby? W takim razie podnieś się i powiedz, o czym mówi twój kolega.
- Kolega… - prychnął cicho Syriusz.
- Ciebie, Black, o zdanie nie pytam – stwierdził ze stoickim spokojem profesor.
- Tak, tak – odparł lekceważąco Czarny, nie przestając przyglądać się swoim dłoniom.
Dymitr pokręcił głową, postanawiając nie komentować zachowania młodego arystokraty.
- Słuchamy pana, panie Potter.
James uśmiechnął się szeroko, kołysząc ramionami.
W sali rozległa się cicha fala chichotów.
- Więc? – zachęcił go delikatnie.
- Yyy… Na dzisiejszej lekcji traktuje się o tym, o czym mówił Smar… Sev… Khym. Snape.
- Nie wierzę – westchnął profesor, opierając się tyłem o katedrę. Skrzyżował dłonie na piersi. – Może uchyl nam rąbka tajemnicy, o jakichże to sekretnych tematach demonologii okultystycznej rozwodził się bezwstydnie Severus?
Klasa zachichotała głośniej, a Snape jedynie wywrócił oczami, lokując spojrzenie w blacie ławki, w który to bezmyślnie stukał paznokciem.
Remus, rozbawiony, zagryzł wargę, wpatrując się w profesora krótką chwilę. Cmoknął cicho, po czym sięgnął po pióro. Na wewnętrznej części dłoni napisał:
O druzgotkach, pało. Robimy powtórzenie.
Odłożył pióro, po czym przyłożył do ust prawą dłoń, udając potężne ziewnięcie. Przeciągnął się malowniczo, lewą dłoń chowając za plecami tak, by James mógł owe dwa krótkie zdania przeczytać. Zamachał nią dyskretnie, chcąc zwrócić na nią uwagę okularnika, drugą ręką maltretując włosy.
Syriusz zmarszczył czoło, wlepiając wzrok w owe pięć wyrazów. Wesoły wyraz wpełzł mu na twarz, kiedy szturchnął palcem Pottera, by ruchem głowy wskazać mu na podpowiedź od Lunatyka.
Rozczochraniec szybko ją przeczytał, po czym nadął się gwałtownie.
- O druzgotkach, pało – wyrecytował dumnie.
Black, podobnie jak i reszta uczniów, zaniósł się głośnym śmiechem, który natychmiast zdławił, zatykając usta dłonią.
James udał gwałtowny napad kaszlu, zaczynając się klepać w pierś.
- Przepraszam... Panie, znaczy, profesorze – wydusił, obserwowany z uprzejmym zainteresowaniem przez profesora. Otarł policzek. – Powtórzenie jest…
Remus uchylił powieki, do owej chwili kurczowo zaciśnięte w wyrazie niewymownego załamania.
- Lupin, wstań, proszę.
Remus grzecznie się podniósł, chowając za plecami również drugą dłoń.
- Pokaż rękę – poprosił.
Blondyn poczuł, że robi mu się zimno.
Wystawił powoli obie ręce, zaciśnięte w pięści.
- Nie, nie. Drugą stronę.
Schował obie, po czym pokazał spód swojej prawej.
- Prawą pokaż – zniecierpliwił się lekko O’Blansky.
- No, prawą pokazuję… - odparł cicho.
Syriusz szepnął zaklęcie czyszczące, wskazując różdżką na „popisaną” dłoń przyjaciela.
- Black, po co ci różdżka? Dzisiejsza lekcja ma charakter teoretyczny – zapytał gwałtownie profesor, przez co Czarny odczuł nieprzyjemne, chłodne dreszcze, które przebiegły truchcikiem wzdłuż kręgosłupa do czubka głowy.
Syriusz powoli się podniósł, mając dziko spłoszony wyraz twarzy, bowiem biedaczyna nie usłyszał „teoretyczny”, tylko „erotyczny”. Zamrugał, zwyczajnie przestraszony słowami nauczyciela.
- Po co mi różdżka? Do czarowania – odparł takim tonem człowieka traktującego o rzeczy obrzydliwie oczywistej, nie będąc jednak w stanie powstrzymać zszokowanego drżenia zachrypniętego głosu. Przygryzł dolną wargę, nieświadomie przybierając minę niesłusznie skrzyczanego szczeniaczka. Kilka dziewcząt, widząc ją, zachichotało cicho, lecz na tyle głośno, by słychać je było w sali.
Alan zamknął na chwilę oczy, prosząc w myślach o cierpliwość.
- Na dzisiejszej lekcji nie używamy zaklęć. Po co ci różdżka?
- Tak, dla przyjemności, żeby potrzymać…
- Ach, rozumiem. Swoją drogą, mógłbyś dotykać ją nieco dyskretniej, tak samo jak i prośbę kieruję do pana Pettigrew, nie wnikając, po co je tam trzyma całe zajęcia, o wyjęcie rąk spod ławki.
Uczniowie ponownie ukazali swą radość, rzucając rozbawione spojrzenia na speszonego Petera, który czerwony jak wisienka, położył dłonie na blacie.
- Tak, dla zabawy…
- Nie no, panie Pettigrew, ja rozumiem. Tylko proszę, nie u mnie na lekcji.
Śmiechy przybrały na sile, na co profesor wspaniałomyślnie, po części by jeszcze nieco „dopiec” Peterowi, pozwolił.
- Usiądź, Syriuszu.
Czarny opadł na krzesło, mając wielkiego banana na ustach.
- Remusie – podjął na nowo profesor. – Mówiłem o mojej prawej ręce, czyli twojej lewej.
- Och… - bąknął blondynek.
Ze zrezygnowaniem pokazał spód lewej ręki. Z trudem opanował mimikę swej twarzy, powstrzymując ją od utworzenia święcie zdumionej miny, gdy nie dostrzegł nawet maleńkiego śladu atramentu na skórze.
Nauczyciel skinął głową.
- Usiądź. Potter, ty również.
Lupin z niepewną miną odkręcił się na krześle do siedzących za nim chłopców.
Black pokazał komplet uzębienia.
- Nie ma za co – rzucił wesoło.
Remus odwzajemnił uśmiech, po czym powiedział nieco spóźnione:
- Dzięki.
Odwrócił się do O’Blansky’ego przodem, by zająć się lekcją przed kolejne, ostatnie dwadzieścia minut, dzielące wszystkich od dzwonka.
Po upływie owych dwudziestu minut, zgarnął swoje rzeczy do torby i razem z przyjaciółmi opuścił salę.
- Dzięki, dzięki, dzięki! – zawołał James, kiedy szli korytarzem w stronę wielkiej sali, by zjeść drugie śniadanie.
Obrona przed czarną magią była trzecia w planie we wtorek.
Objął Lupina za szyję, miażdżąc go w uścisku.
- We, bo mi kark ukręcisz! – sapnął. Oswobodził się z jego macek. – Nie ma sprawy, ale na przyszłość po prostu uważaj!
- Kiedy ja nie mogę!
- W ogóle co was tak bawiło? – zainteresował się Peter.
Black westchnął, rozbawiony.
- James niesamowicie emocjonował się wystającymi spod spódniczki Evans udami. No, po prostu, strasznie go to podnieciło – stwierdził wesoło.
- A on śmiał się ze mnie – dodał pogodnie okularnik.
Peter zaczął się śmiać, wtórując Syriuszowi.
- Zresztą, to nie moja wina, że mi się zrobiło tak ciasno w spodniach, no – wyznał ucieszony okularnik.
- Co? – sapnął Lupin.
- Z czym? – odparł James.
- Z sosem – zakończył Pettigrew.
- Remi, nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi – zachichotał filuternie Syriusz, trącając go łokciem w bok. – Nie próbuj nam też wmawiać, że nie wiesz, co to znaczy, że robi się komuś ciasno w spodniach…
- Wiesz, po prostu się zdziwiłem, że James tak zwyczajnie, w klasie, przy wszystkich postawił kloca. I to w dodatku w spodnie!
Syriusz i Peter ryknęli niepohamowanym śmiechem, zaczynając się zataczać.
Huncwoci znacznie zwolnili.
Lupin, czując lekkie mrowienie zarumienionych policzków, popatrzył z niedowierzaniem na przyjaciela.
- Nie spodziewałem się tego po tobie, James…
- Ale ja się wcale nie zesrałem! – zawołał na cały korytarz okularnik, powodując, że ze śmiechu pękali nie tylko Black i Pettigrew, ale i Lupin.
- Potter! – zagrzmiał głos profesor McGonagall. – Co to za słownictwo?! – zapytała rozzłoszczona, stając obok.
Syriusz, Remus i Peter, objęci, ramię w ramię, wciąż się śmiejąc, weszli do wielkiej sali, zostawiając Jamesa sam na sam z Minerwą.
- To przez emocje, pani profesor. Bo ja się podnieciłem na lekcji, Remus twierdził, że zrobiłem kupę i w ogóle, i oni się śmiali… - zaczął chaotycznie wyjaśniać, nie przypadkowo używając takich, a nie innych słów.
- Dosyć! – fuknęła profesorka. – Minus pięć punktów dla Gryffindoru! A teraz idź do wielkiej sali zjeść, czy co tam chcesz robić!
Zmierzyła go ostatnim spojrzeniem profesorki złej, po czym odwróciła się i szybkim krokiem zniknęła w sali.
Potter wyszczerzył zęby.
- Oooł jes, uwielbiam, jak się złości… - Dostrzegł wśród uczniów kasztanowe włosy, wpadające w rudy. Nabrał potężny haust powietrza, nim zaryczał: - CZEŚĆ, EVANS!!! Tanecznym krokiem ruszył w stronę dziewczyny, która, zaskoczona, przystanęła, odwracając się do niego przodem.
Przystanęła również Alicja, Jennifer i Eve.
Stanął przed nią, po czym energicznie jej pomachał na przywitanie.
Evans cofnęła lekko głowę, wytrzeszczając oczy.
- Co robisz? – zapytał inteligentnie.
- Eee… - odparła ciężko.
- Ale super, porobię to z tobą! – ucieszył się podskakując z radosnym przylaskiem w dłonie.
Jennifer, Alicja i Eve parsknęły śmiechem, rzucając krótkie pożegnanie do Rudej. Znikły w wielkiej sali, skręcając w prawo, do stołu Lwów.
Dziewczyna zmarszczyła czoło, taksując okularnika wzrokiem.
- O co ci chodzi?
- O nic, przybyłem porozmawiać.
- A-ha… - odparła sztywno.
Zapadła chwila milczenia.
- Co robisz dziś wieczorem?
- Śpię – odparła.
Zrobił zdziwione oczy.
- O osiemnastej?
- No, nie, o osiemnastej jeszcze nie… Czego ty chcesz? – zapytała, podminowana.
- Seksu… - wymruczał, przysuwając się, zmuszając ją tym samym do oparcia się plecami o ścianę.
- Co?!... – wydyszała zdumiona.
- Nie grałaś w to nigdy? – zdziwił się, stawiając krok w tył, jak gdyby nigdy nic.
- Nie… I nie chcę! – wydusiła, po czym odlepiła się od muru. – Ja… Muszę już iść!
Ruszyła pędem w stronę korytarza wiodącego do biblioteki.
Wzruszył ramionami.
Nerwowa jakaś, pomyślał.
Wsunął ręce do kieszeni, po czym wydając z siebie wesoły, głośny gwizd, wszedł do wielkiej sali.
- Nie! – rzucił ze śmiechem Peter, kiedy James był już o kilka kroków ich od stałego miejsca przy stole. – Nie dam ci jej bez walki! – zawołał mężnie.
- Ach tak?! – zawołał dumnie Black. – Dobądź oręża, łotrze! – nakazał, chwytając widelec.
Peter chwycił swój, po czym z brzękiem ściął się z nim z widelcem Blacka. Zaczął się z nim siłować i „bić”, aranżując walkę o ostatnią babeczkę jabłkami.
- Kra, kra – powiedział beznamiętnie Remus, samemu ją zgarniając. – A palec wam w ucho, ja ją zjem…
- Nigdy! – wrzasnęli zgodnie, rzucając się ze sztućcami na Remusa.
Blondyn kwiknął, wytrzeszczając oczy, po czym wpakował sobie całą do ust, dopychając ją palcami, by się zmieściła. Ubawiony, pokazał zawiedzionym przyjaciołom środkowy palec prawej ręki, nim zaczął wyginać się na krześle w radosnym tańcu zwycięscy.
James roześmiał się w głos, widząc to. Usiadł obok, sięgając po talerz z zapiekankami.
- Byt jest, a niebytu nie ma. Bo nie może stać krzesło i jednocześnie nie może go nie być, ale jednocześnie nie ma bytu bo istnieje niebyt, byt zawiera się w niebycie; czyli jednocześnie mogę usiąść na krześle i faktycznie na nim usiąść, ale jednocześnie mogę usiąść i może się okazać, że tak naprawdę na nim nie usiadłem. Takie pół na pół - powiedział Remus znad wypracowania na Transmutację.
Cała czwórka siedziała potulnie w bibliotece, pisząc esej na trzy stopy o animagach.
Remus nie krył zaskoczenia, kiedy jego przyjaciele ochoczo stwierdzili, że będą mu towarzyszyć. Jeszcze większe zdumienie nim zawładnęło, kiedy wpadli do biblioteki, niemal rzucając się na regał z działem o sztukach zmieniania się w zwierzę i odwrotnie. Lekko wytrącony z równowagi, wziął podręcznik, jedną książkę uzupełniającą i zasiadł cichutko przy stoliku ukrytym między półkami. Było to jego ulubione miejsce do pracy - cisza, spokój, nikt nie zagląda ani nie zaczepia. A i rozeprzeć się wygodnie na bufiastych krzesłach można...
Black zamrugał.
- Nie rozumiem - mruknął.
- Ja też nie. Przeczytałem to gdzieś tam w domu.. Nawet nie pamiętam gdzie. Albo ojciec tak palnął, jak był pod wpływem... Zdarza mu się. Raz nawiązywał kontakt z Merlinem...
Huncwoci stłumili wybuch śmiechu, chichocząc w rękawy.
Remus otarł nadgarstkiem policzek.
- Bo widzisz, mój drogi Merlinie... - chrypnął, kiwając się na krześle i zaczynając po pijacku gestykulować. - Bo życie polega na tym... Żeby zasadzić drzewo, zbudować dom i spłodzić dzieci... - seplenił się, wzbudzając radość przyjaciół. - Bo jak dom się zawali, rodzina zawiedzie, to drzewo zostanie, a wtedy życie nadal będzie miało sens... Nie będzie do dupy - można żyć dalej!
Nastąpiła salwa śmiechów-chichów.
Syriusz odgarnął długie włosy z oczu i pokasłując, sięgnął do podręcznika.
Peter z miną maniaka wykreślił pierwszy akapit, zawzięcie sunąc piórem po pergaminie.
Trzask!
- Szlag by cię... - mruknął, patrząc na złamane pióro.
Wydął wargi, słysząc "Kraaa, kraaa!" Jamesa. Zgrzytając cicho zębami pochylił się do torby, leżącej pod stolikiem.
- Powinienem mieć tu jeszcze jedno... - mruknął.
Gmerał w niej kilka chwil.
- Peter, możesz stamtąd wyjść? Trochę nieswojo się czuję mając cię niemal między nogami - poinformował go głos Remusa.
Uniósł lekko głowę, po czym wytrzeszczył oczy. Rzeczywiście, twarz miał na kilka cali przed jego kroczem. Nie zdołał powstrzymać wesołego wygięcia ust, kiedy Remus zarzucił nogę na nogę.
- Pióra szukam... - odparł.
Spojrzał w lewo, na podrygujące nogi śmiejącego się Jamesa.
- Tak małe jest, że musisz go szukać? -wydusił.
Krótko prześliznął spojrzenie po kolanach Blacka, który wydał z siebie ciche parsknięcie.
Następnie zrobił szybki unik, by nie dostać w twarz butem Lupina, wymierzającego kopniaka Potterowi.
- Żebyś się nie zdziwił! - warknął blondyn.
Black zaśmiał się głośniej.
- Chłopaki, kurde, o co wam chodzi? - zapytał zirytowany, siadając na swoim miejscu z drugim piórem w garści. - Ono wcale nie jest małe! - dodał, pokazując im pokaźne orle pióro.
Kuzyni zaśmiali się trochę głośniej.
Remus zdmuchnął włosy z oczu.
- Nie to pióro mieliśmy na myśli, Pet... - mruknął.
Postawił z rozmachem kropkę na końcu drugiego akapitu.
Pettigrew ściągnął brwi, wpatrując się w Lunatyka uważnie, w myślach odtwarzając zaistniałą sytuację.
Wszedł pod stolik, niemal pakując się z głową między jego uda, mówiąc, że szuka pióra. Potter pyta, czy takie małe, że musi go szukać... Black zaczyna się głupkowato cieszyć, a Remus zaczyna się złościć...
Zaciął się na kilka sekund, mrugając.
James pomachał mu ręką przed twarzą.
- Pet?
Pettigrew zaczął się głośno śmiać, szybko zostając uciszonym przez dłoń Remusa.
- Co ci? - zdziwił się wesoło Syriusz.
- Małe piórko... - szepnął, odciągając od ust dłoń wilkołaka.
- Hahaha! Szybki jesteś! - zawołał ze śmiechem Potter, dołączając do Syriusza.
Policzki Lunatyka pokrył lekki rumieniec irytacji.
- Przestań tak rżeć! Zaraz się do nas facetka przyczepi...
- Proszę o ciszę! - jak na zawołanie, rozległ się suchy, obrzydliwie urzędowy głos szkolnej bibliotekarki.
- Khehehe, jutro z pewnością wykażesz się na wróżbiarstwie, Luniaczku!
- Debil - syknął. - A teraz zamknąć jadaczki, chcę się uczyć!
Syriusz, wciąż podśmiewając się pod nosem sam do siebie, przewrócił kartkę w książce.
- Hmmm... - mruknął, muskając się włókienkami pióra po podbródku. - Chciałem zrobić inaczej, ale zrobię inaczej... - powiedział cicho do siebie, wsuwając końcówkę narzędzia do pisania w kałamarzu.
James posłał kuzynowi rozbawione spojrzenie, wyciągając ostrożnie ręce do brzegów książki, którą zawzięcie studiował szarooki brunet. Ku swemu zadowoleniu stwierdził, że Black niczego nie zauważył, kiedy ostrożnie chwycił ją za okładkę.
TRZASK!
- POOOOTTEEER! - wrzasnął, trzymając się za nos.
Pettigrew i Lupin kiwali się na swych krzesełkach.
- Wybacz, ale tak zażarcie się wczytywałeś w tę księgę, w dodatku tak blisko twarzą do niej, że musiałem! Nie mogłem się powstrzymać, hahaha! - wyrzucił z siebie, roześmiany.
- Debilu, to bolało! - warknął.
- Bo miało!
- Proszę opuścić bibliotekę! Zakłócacie ciszę! - zaskrzeczała nad nimi bibliotekarka.
Remus i Peter, pokasłując, zebrali swoje rzeczy. Kuzyni poszli w ich ślady, z czego jeden warczał niezbyt przyzwoite rzeczy pod nosem, a drugi nie przestawał pękać ze śmiechu.
- Do widzenia! - Huncwoci wyszli na korytarz, gdzie Black natychmiast rzucił się na Pottera, nim zdążyły zamknąć się za nimi drzwi.
- Idiota! Debil! Kretyn! Impotent! - nadawał, nie do końca wiedząc, cóż ostatnie słowo znaczy. - Niedorozwój! - Nie przestawał go przy tym okładać z otwartej dłoni po głowie.
Potter nic sobie z tego nie robił, nie przestając się głośno śmiać.
- I za to cię kocham, Syri! - zawołał, ucieszony.
Black natychmiast zabrał dłoń, wytrzeszczając oczy. Chwycił się za nadgarstek, przyciskając go do piersi.
- Coooo?! - zawołał niskim głosem. - Mieszkam z gejem pod jednym dachem, w sąsiednich łóżkach przez dwa lata i nic o tym nie wiem?!
Przechodząca grupka uczniów ze starszych roczników zmierzyła ich wzrokiem, dłużej zatrzymując go na Potterze.
- Ano! - zapiał ze śmiechem.
- Ciesz się, że w sąsiednich! - powiedział z bananem na ustach blondyn.
- No wiesz, tobie się pakował, jak spałeś...
- ...Hę?! - zakrztusił się.
Syriusz zarechotał mściwie.
- I NIC o tym NIE WIEM?!
- Jak nic? - zdziwił się Peter. - Przecież właśnie się dowiedziałeś..
- ...że Potter jest pedałem! - dokończył, zszokowany.
Syriusz zawył z uciechy.
- Jak to brzmi! Potter-gej!
Nad ich głowami rozległ się wredny, ochrypły śmiech.
- Oooo, oooohoho! Potter gej! - zachichotał wrednie Irytek, mierząc ich wzrokiem.
- Ooo, stary... - mruknął Peter, kładąc okularnikowi dłoń na ramieniu. - Przekichane...
- A powiedz komuś! - syknął James do poltergeista.
- Jakby, brzmi to tak, jakbyś się z tym zgadzał i nie chciał, by się wydało...
- Też byś nie chciał!
- ...James? - zapytał niepewnie Syriusz. - Ja żartowałem...
- Ja też - odparł takim tonem, jakby to było oczywiste.
- POOOOOTTUŚ KOCHA CHŁOPCÓW, POOOOOTTUŚ LUBI CHŁOOOPCÓÓÓÓW!!! - Irytek wierzgnął krzywymi nogami w powietrzu, zaczynając wykrzykiwać owe hasło. Położył się na plecach, podkładając ręce pod głowę i machając dolnymi kończynami jak przy pływaniu, zaczął sunąć pod sufitem w stronę rozwidlenia korytarzy.
- Pottuś lubi chłopców - powiedział Peter. Spojrzał na Jamesa. - Mam się bać?
- Wolę blondynów - odparł śmiertelnie poważnie, patrząc na Remusa.
- Eee... - mruknął Lupin. - A ja wolę Syriusza...
Czarny zafalował brwiami, obejmując go w pasie.
- Przykro mi, Potti, ale twoja miłość skazana jest na niepowodzenie... Chodź, misiaczku - powiedział Syriusz, ostatnie słowa z czułością kierując do blondyna. - Pójdziemy do kuchni po jakieś ciasteczka dla mojej kremóweczki... - zmierzył go łakomym spojrzeniem.
Lupin zrobił wielkie oczy na Syriusza, ale komentarza zaniechał. Pozwolił ciaśniej otoczyć się ramieniem Blacka i z godnie z jego naporem, ruszył w stronę kuchni.
- Uuuu, cóż za "love story" się tu kroi... - zachichotał James.
Zapadła krótka chwila ciszy, przerwana przez echo wrzasków Irytka.
Połówka Huncwotów znikła za rogiem.
- Życia nie będziesz miał - westchnął Peter.
James wzruszył ramionami, wsuwając dłonie do kieszeni.
- Pośmieją się, pośmieją i zapomną. Właśnie, ćwiczyłeś trochę w wakacje?
- W miarę możliwości, by nie wpaść... Tak. Wczoraj wieczorem w łazience nawet wyrosły mi mysie uszy i wąsy!
- Mysie? - zdziwił się Potter. - Chodź.
Ruszyli, mając na celu dojście do dormitorium.
- No, okrągłe takie. I te wąsiki...
James zachichotał.
- Musiałeś ciekawie wyglądać...
- Dosyć - przyznał. - A tobie jak idzie?
- Zmian wielkich nie ma... Tylko ciągle mam chęć na coś słonego. Dziwne. I słyszę lepiej... A jak próbuję się zmienić, to palce mi się zrastają i zawijają w pięści. A potem zamiast dłoni mam kopyta.
- Kopytek - zachichotał.
- Ha, ha, ha - burknął okularnik nie kryjąc rozbawienia.
- Ciekawe, jak idzie Syriuszowi - pomyślał na głos Peter.
- Widać, że nieźle... Zauważyłeś? Inaczej je i się zachowuje, nawet śmiech mu się skundlił. Pewnie będzie psem albo wilkiem... - mówił cicho. - Jak kiełbaski choćby je, to nie odgryza normalnie, tylko bokiem. A jak kości od kurczaka wpierdzielać zaczął na obiedzie dzisiaj...
Peter pokiwał głową, przypominając sobie ową scenkę. Wygiął wesoło wargi.
- Czyli będziemy mieć coś kopytne, psowate i jakiegoś gryzonia - podsumował James.
- Myślisz, że damy radę?
- A nie? Zobacz, jak daleko zaszliśmy!
- Chodzi mi o to, kiedy już będziemy umieć i będziemy z nim... Wtedy.
James przeczesał palcami potargane włosy.
- Damy radę. Będzie dobrze... Musi być.
Zamilkli, do wieży docierając w ciszy.
- Cześć, Frank! - przywitali się z czwartoklasistą, siedzącym przy kominku.
Longbottom pomachał im ręką na przywitanie, uśmiechając się.
Weszli do dormitorium.
- Gdzie Luniek? - spytał James, widząc, że w komnacie był jedynie Black.
Ruchem głowy wskazał na drzwi łazienki, nie odrywając się od zawziętego myślenia.
- Co tak dumasz? - James usiadł obok.
Syriusz westchnął ciężko, po czym sięgnął ręką za plecy, dotykając się w okolicy kości ogonowej.
- Co ty?... - zdziwił się Peter.
Black pokazał zęby, które nie wyglądały specjalnie naturalnie.
Potter odwzajemnił uśmiech.
- Ćwiczymy, co?... - trącił go ramieniem.
- Tja... - mruknął. - Pod koniec wakacji trochę to olałem...
- Wiemy - powiedział Peter.
Syriusz powiedział im o całej sytuacji z Zahunem.
Black zasępił się, przygarbiając. Wlepił wzrok w kotarę przy łóżku.
- Eeej, ale uszy do góry! - rzucił dziarsko Potter.
Szarpnął głową na "nie".
Wydął wargi.
- No weź...
- Zastanawia mnie, gdzie teraz jest.
- Nie mówił ci, gdzie go zabrał? - spytał Peter.
- No chyba ty. Oczywiste jest, że zaraz bym się tam znalazł, a ojcu chodzi przecież o to, bym go więcej nie zobaczył - mruknął.
Potter podrapał się po policzku.
- Chodźmy na trzecie piętro.
- Po kiego? - zdziwił się Peter. - Tam przecież nikt nie chodzi...
- Ano właśnie. Poćwiczymy. Ruszać dupska! - zakrzyknął dziarsko.
Kiedy pięć minut później Remus wyszedł z łazienki, z lekkim zaskoczeniem stwierdził, że dormitorium jest puste.
Przeszukał je wzrokiem całkowicie z przyzwyczajenia, choć wiedział, że i tak nikogo nie dostrzeże.
Westchnął cicho, poprawiając wiązanie ręcznika w pasie. Podszedł do szafki nocnej, by wziąć budzik do ręki.
Osiemnasta.
Przygryzł delikatnie wargi, siadając na brzegu łóżka. Wycelował różdżką w drzwi, wypowiadając zaklęcie zamykające.
Nie chciał, żeby mu ktoś wszedł, kiedy będzie paradować nago po pokoju.
Jest sam, więc może.
Spojrzał podejrzliwie na szafę, przymrużając złote oczy.
Po nich można spodziewać się wszystkiego, pomyślał.
Wstał i zajrzał do środka, a następnie zrewidował przestrzeń pod wszystkimi łóżkami. Z zadowoleniem stwierdził, że nie znalazł niczego, co mogłoby mu się przyglądać. Poza klamkami w szafkach, drzwiach... Poza... No, właściwie wszystkim w pokoju.
Ale to tylko przedmioty.
Już spokojny, ponownie przycupnął na pościeli swego łóżka. Pozbył się ręcznika, ziewając leniwie. Zaczął wycierać ociekające wodą włosy, nie spiesząc się i wykonując płynne, delikatnie ruchy.
Kiedy były już względnie suche, sięgnął do szuflady po szczotkę, by je rozczesać.
Ostrożnie, nie szarpiąc, rozprawił się ze wszystkimi kołtunami i strąkami. Blisko minutę głaskał jeszcze już idealnie rozczesane kosmyki. Potrząsnął Następnie głową, odchylając ją w tył.
Wstał i podszedł do kufra. Przykucnął, otwierając go. Wyjął ze środka granatową piżamę na długi rękaw. Wciągnął ją na siebie, a potem wczołgał się do łóżka, nie mając ochoty iść na około.
U wezgłowia łoża, spod kołdry wychynęła jego głowa. Przytulił jej policzek do poduszki, układając się wygodnie.
Spojrzał na zegarek.
Pół do siódmej.
Wcześnie, jak na sen... Dla niego idealnie.
Ziewnął szeroko, po czym zamlaskał cicho. Przymknął oczy, wzdychając lekko.
Leżał tak kilka minut, czując jak zaczyna się relaksować i rozluźniać, jak powoli ogarnia go słodkie uczucie senności...
Zbliżała się pełnia. Głowa zawsze zaczynała go boleć w okolicach ósmej wieczorem. Nie było potem mowy o spokojnym zaśnięciu. Niedawno odkrył, że jeśli położy się zanim ból się pojawi, to spokojnie prześpi całą noc...
Zasnął więc, nieświadomie leciutko się uśmiechając.
Uwielbiał zapach kwiatów. Jego szampon miał zapach kwiatów - przesiąkała nim również jego poduszka w dormitorium.
Zapach kwiatów koił nerwy i uspokajał.
Zapach kwiatów - zapach domu, jego matki...
- Jeeeeszcze raz! – zawołał w tym samym czasie Syriusz. – Pełna kontrola, koncentracja i te deeee… - wydawał z siebie.
- Musisz się tak piłować? – zapytał James z lekkim zniecierpliwieniem, siedząc po turecku na oknie. Dłonie położył na kolanach, oddychając głęboko.
- To bez sensu – skrzywił się Peter. – Nie jesteśmy w stanie się przemienić nawet z wypowiedzeniem formułki zaklęcia na głos, a co dopiero niewerbalnie. Ba, bez różdżki!
Black prychnął. Wycelował w niego palec, stając bokiem. Czarne włosy opadły mu na twarz i oczy, lśniące nienaturalnie żółtym blaskiem odbijających się w nich płomieni pochodni.
- Trening czyni mistrza, Peterze! A im wcześniej zaczniemy to ćwiczyć, tym lepiej. Nasza wyobraźnia odpocznie…
James westchnął, poprawiając okulary.
- Wyobraźnia?
- Nie mów mi, że nie wiesz, co to jest!
- Wiem, kundlu! – prychnął.
Na twarzy Blacka zakwitła czysta duma.
Przed kwadransem udało mu się „wyczarować” sobie czarny jak smoła, miękki i puszysty ogon psa. Zaklęcie owszem, wypowiedział na głos, jak i dzierżył w dłoni różdżkę…
- To było coś! – zakrzyknął, ucieszony.
Potter wywalił klawisze w uśmiechu.
- Ano…
- Nie obijać się! – zagrzmiał Peter głosem godnym profesor McGonagall.
Huncwoci roześmiali się w głos.
- Peter, weź jeszcze raz zrób sobie te wąsy… - poprosił Czarny.
Pettigrew ściągnął brwi, zaciskając powieki i zagryzając wargi.
Normalnie bruneci zaczęli by się w takiej sytuacji śmiać; godziny takich właśnie ćwiczeń sprawiły, że już ich to nie bawiło.
- Chcesz być zwierzęciem… Chcesz być myszą… Chcesz być małą, wkurzającą myszą… - zaczął buczeć James.
Black nie zdołał zachować powagi.
Trzask!
Natychmiast przestał się cieszyć, widząc, że Peter zwyczajnie znikł.
- Pet?...
- …Gdzie go wcięło?
Potter zaczął gorączkowo krążyć, rozglądając się.
- Gdzie z butami! – zakwiczał cieniutki, ledwo słyszalny głos.
Black, wyprostował się gwałtownie, powoli rozglądając.
- Taaak, piesku, szukaj, szukaj… - mruknął Potter, patrząc pod nogi.
Czarny również spojrzał na podłogę. Czoło mu się wygładziło, a uniesione policzki o połowę zmniejszyły mu oczy, gdy zaczął się serdecznie śmiać.
Ujrzał nikogo innego, niż miniaturkę przerażonego Pettigrew.
James pochylił się, biorąc go do ręki za mini-ubranie na plecach.
- Myślałem, że myszy są mniejsze… - mruknął. – I mają futerko… I ogon… I…
Peter machnął maleńką piąstką, piszcząc coś z oburzeniem pod całkowicie mysim nosem, strzygąc wąsami, co w połączeniu z resztą ludzkiej twarzy i wystającymi spomiędzy włosów okrągłymi uszami, wyglądało dosyć… Komicznie.
Syriusz, nie będąc w stanie powstrzymać chichotu, przekręcał kolejne kartki podręcznika, według którego ćwiczyli.
- Idziemy w zaparte, moi drodzy! – powiedział nagle uroczyście. – Peter, tak trzymaj!
- Przecież on się skurczył! Jest wielkości Seisi! – oburzył się James, stawiając przyjaciela na otwartej dłoni.
- Bo tak ma być… Zamienia się w małe zwierzę, to normalne, że się kurczy! – powiedział Black zza podręcznika. – „W przypadku zmian w małe zwierzęta, istotne jest zmniejszenie wielkości ciała pod ludzką postacią, następujące samoczynnie przed całkowitą zmianą postaci”.
James uniósł brwi, wpatrując się w Petera.
- Glut…
Zarechotał, widząc maleńki środkowy palec dłoni Pettigrew, falujący mu przed nosem.
Czarny podszedł bliżej, również chcąc się przyjrzeć przyjacielowi.
- Ty… - mruknął. – On ma szczurzy ogon! – zawołał, chwytając owy ogon palcami. Pociągnął go w swoją stronę, unosząc dłoń, przez co stopy Petera oderwały się od skóry dłoni Jamesa.
Pettigrew zawisł w powietrzu; ręce i nogi bezwładnie mu zwisały, kiedy Syriusz trzymał go za magicznie przedłużony kręgosłup. Przybrał nachmurzoną minę, krzyżując w powietrzu ramiona.
- Glizdowaty trochę…
- Nom. Przypomina dżdżownicę…
- Albo rozgotowany makaron…
- Nie, bardziej dżdżownicę…
- W sumie..
- Co do?!... – krzyknął zdziwiony Black.
Peter rozbłysnął jasnym, błękitnym światłem, po czym zaczął gwałtownie rosnąć. Opadł z hukiem na podłogę, twarzą w dół.
- To bolało, idioto! – zawołał.
- Moja wina, że spadłe… Jaaaaaaaaaaaaaaki ogon! – zawołał.
Peter obrócił głowę, wlepiając przerażone spojrzenie w gruby, różowy, porośnięty szarym futerkiem ogon.
James zgiął się w pół.
- Jak ty wyglądasz z tym nosem! – jęknął, wybuchając śmiechem.
Black zmarszczył czoło. Pokręcił głową.
- Coś tu nie gra… Powinieneś wyglądać normalnie!
- NORMALNIE?! – wydusił Potter z kamiennej posadzki. – On NIGDY nie wygląda normalnie!
Powrócił do wycierania kurzów swoją szatą.
- Potter, downie, to nie są żarty! – Syriusz zaczął gorączkowo przesiewać wzrokiem spis treści grubej księgi oprawionej w brązową, miękką skórę.
Peter przeniósł się do pozycji siedzącej. Rozstawił nogi, uginając je w kolanach. Sięgnął za plecy, łapiąc swój ogon wielkości węża boa. Położył go sobie na udach, zaczynając go lekko głaskać.
- Syriusz, nie gorączkuj się… Przecież nie rzucam się w oczy – mruknął.
Black popatrzył na niego wzrokiem, który w mowie brzmiałby mniej więcej: „Przestań, cholera (delikatnie ujmując), robić z siebie debila większego, niż jesteś.” i powrócił do czytania.
- To ironia była…
Czarny wyjął różdżkę, celując nią w Petera.
- Dobra. Skup się na swej zwierzęcej postaci. Rób powtórkę, znowu musisz się skurczyć…
Kiedy Syriusz już dwukrotnie został zmuszony do opuszczenia ręki przez ból drętwiejącego ramienia, Peterowi w końcu udało się ponownie przybrać wielkość szczura.
Black ponownie wycelował w niego różdżkę.
- Finite! – powiedział, błagając w myślach, by to zadziałało.
Rozległ się trzask, uniosły się kłęby zielonkawego dymu, a Peter, jak Peter, siedział na podłodze. Już bez szczurzych rekwizytów.
Syriusz odetchnął z ulgą. Powagę zachował jeszcze przez chwilę – po upływie kilku sekund zaczął się śmiać, do czego zaraz przyłączył się nieustannie chichoczący Potter i wciąż lekko wystraszony Pettigrew.
- Może na dzisiaj wystarczy, co? – zapytał James, oddychając ciężko. – I tak zrobiliśmy już ogromne postępy.
Syriusz zwilżył wargi końcem języka.
- Mhm. Chodźmy… - mruknął.
Podszedł do drzwi wiodących na klatkę schodową, wyciągając rękę. Pchnął je stanowczym ruchem, zerkając na zegarek.
- Syri, ledwo po dwudziestej czterdzieści jest…
- W tym miejscu Remus zwróciłby ci uwagę, że nie mówi się czterdzieści po dwudziestej, tylko za dwadzieścia dwudziesta pierwsza, tudzież, by było szybciej, za dwadzieścia dziewiąta. Jako, że Remusa z nami nie ma, zrobię to ja: James, imbecylu, mówi się: Za dwadzieścia dziewiąta – powiedział pouczającym tonem Black, dumnym krokiem wspinając się po schodach.
Trzasnęło, a z dumnych ruchów Blacka zostało jedynie to, że po kolana zapadł się w stopniu-pułapce.
- Ha, ha, ha! – zaśmiała się drwiąco zbroja stojąca na szczycie schodów.
- Niech no ja cię tylko dorwę! – warknął do niej Czarny.
Przyłbica kiwała się i zgrzytała w głośnym śmiechu.
- Wyjmijcie mnie stąd, to dorwę ją i zabiję… - syknął.
- Musze to zobaczyć! – stwierdził ochoczo Potter.
Razem z Pettigrew chwycili go za łokcie, i na tak zwane „trzy-czte-ry”, pociągnęli go w górę.
Uwięziona noga była już wolna, co Syriusz wykorzystał, na rękach i nogach dosłownie rzucając się w górę schodów. Tak, jak obiecał, dopadł do zbroi.
Z rozkazującym: „Zamknij się!” zatrzasnął jej przyłbicę z taką siłą, że odpadła, po czym chwycił ją w pasie, ściągając z cokołu i podszedł do balustrady schodów.
- Co ty… - zaczął James.
- Mówiłem, że cię zabiję! – syknął Black, po czym przerzucił ją przez poręcz.
Całą trójką obserwowali, jak spada pomiędzy kondygnacjami schodów na sam dół, rozbijając się z porażającym hukiem u stóp schodów znajdujących się w podziemiu.
Rażące w uszy echo poniosło się po około połowie zamku.
Czarny otrzepał dłonie, po czym odrzucił włosy z twarzy.
- A teraz chodu! – nakazał wciąż podenerwowany.
James i Peter wymienili spojrzenia. Nic nie mówiąc, wzruszyli jedynie ramionami, posłusznie ruszając za Syriuszem.
Po chwili zrównali z nim przyspieszony krok.
- Nie złapią nas? – zapytał niewinnie James.
- Możemy szybciej.
- Byłoby miło – mruknął Pettigrew.
- Przecież nie lubisz biegać? – zdziwił się Black.
- Niezbyt…
- Cii!
Zatrzymali się, kierując sygnałem uniesionej ręki Czarnego.
- Ktoś idzie – powiedział Peter.
James uśmiechnął się lekko.
- Cóż… Kto ostatni w wieży, ten smarki Smarka!
Wymienili rozbawione spojrzenia i psotne uśmieszki, puszczając się biegiem korytarzem.
Od rozwidlenia dzieliło ich kilka metrów, potem jeszcze jeden korytarz, schody, korytarz i portret Grubej Damy.
Przepychali się, śmiali i krzyczeli, chcąc dobiec pierwszymi.
Pod samym portretem, James i Syriusz zaczęli się szamotać, nie przestając się przy tym głośno chichrać.
Pettigrew uśmiechnął się z wyższością, po czym spokojnie podał hasło.
Gruba Dama skinęła głową, odsłaniając przejście.
- Ha, ha, ha! – zadeklamował Peter, stojąc już w salonie Gryffindoru. – A o to morał tej historii: Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta!
Syriusz zachichotał, rzucając się do przejścia. Wpadł do środka przez głowę, upadając ciężko na ziemię.
- Potter to smarki! – ryknął na cały pokój wspólny, po czym zaniósł się szaleńczym śmiechem, leżąc rozciągnięty krzyżem.
- Tym razem, Black, tym razem… - mruknął, wchodząc do środka. Przeszedł po kuzynie jak po dywanie, mocno wbijając pięty.
Syriusz zaskomlał, co Peterowi i Jamesowi – w sposób oczywisty – skojarzyło się ze skowytem psa.
- I kto tu jest górą, hm? – zapytał, uśmiechając się filuternie.
Black parsknął, podnosząc się. Otrzepał ubranie, poprawiając szatę. Odrzucił włosy z twarzy.
- Poczekaj do pierwszego deszczu, Potterze, spłyniesz razem z nim.
Zadarł nos do sufitu, by kręcąc biodrami opuścić salon, niknąc na schodach wiodących do dormitoriów chłopców, wystawiając na pokaz ślady podeszw Pottera na swych plecach.
I tyle go zebrani w komnacie, niebanalnie rozbawieni Gryfoni widzieli.
James i Peter wymienili spojrzenia.
- Ale mnie kusiło, żeby mu w ten zad przykopać…
- Po co? Ślady i tak miał, sam widziałeś.
Potter parsknął, ubawiony.
- A faktycznie
Już w lepszym humorze, wręcz usatysfakcjonowany, poszedł w ślady kuzyna, kierując kroki do swej niszy ekologicznej, zwaną dormitorium numer piętnaście.
Komentarze:
Julian Piątek, 12 Lutego, 2016, 02:57
magic story very thanks <a href=" http://www.hotel-tychon.be/en/#periodic ">purchase encore</a> ItâÂÂs no wonder the international community, Congress and the American people havenâÂÂt been convinced by the United States to join Obama in his uninspiring, incoherent, and likely inconsequential strategy in Syria, which he clearly sees as problematic for his image. Nobel Peace Prize winners donâÂÂt go to war.
Julian Piątek, 12 Lutego, 2016, 02:57
magic story very thanks <a href=" http://www.hotel-tychon.be/en/#periodic ">purchase encore</a> ItĂ¢ĂÂĂÂs no wonder the international community, Congress and the American people havenĂ¢ĂÂĂÂt been convinced by the United States to join Obama in his uninspiring, incoherent, and likely inconsequential strategy in Syria, which he clearly sees as problematic for his image. Nobel Peace Prize winners donĂ¢ĂÂĂÂt go to war.
Lawerence Piątek, 12 Lutego, 2016, 02:57
Can I take your number? <a href=" http://www.hotel-tychon.be/en/#circulation ">purchase encore</a> Conatzer is one of the seven families who lost a child inside Plaza Towers Elementary during the May 20 tornado. Her 9-year-old daughter Emily died. Conatzer says she's not happy with the way the Moore Public School district is handling things and feels she's being taken advantage of.
Lawerence Piątek, 12 Lutego, 2016, 02:57
Can I take your number? <a href=" http://www.hotel-tychon.be/en/#circulation ">purchase encore</a> Conatzer is one of the seven families who lost a child inside Plaza Towers Elementary during the May 20 tornado. Her 9-year-old daughter Emily died. Conatzer says she's not happy with the way the Moore Public School district is handling things and feels she's being taken advantage of.
Allison Piątek, 12 Lutego, 2016, 02:57
We went to university together <a href=" http://www.hra.no/index.php/om-hra#grocery ">where to purchase nolvadex</a> To be elected, a country must obtain the support of two-thirds of all General Assembly members present in secret balloting. But the 10 rotating spots are allocated to blocs. Africa has three. Latin America has two. The Western group, which includes the U.S., Western Europe, Canada, Australia, New Zealand and Israel, has two.
Allison Piątek, 12 Lutego, 2016, 02:57
We went to university together <a href=" http://www.hra.no/index.php/om-hra#grocery ">where to purchase nolvadex</a> To be elected, a country must obtain the support of two-thirds of all General Assembly members present in secret balloting. But the 10 rotating spots are allocated to blocs. Africa has three. Latin America has two. The Western group, which includes the U.S., Western Europe, Canada, Australia, New Zealand and Israel, has two.
Adrian Piątek, 12 Lutego, 2016, 02:57
We were at school together <a href=" http://www.arohadrinks.com/contact#fourteen ">apcalis jelly 20mg</a> Over the course of 19 questions, Francesa never mentioned the words âÂÂBosch,â âÂÂBiogenesis,â âÂÂperformance-enhancing drugsâ or âÂÂsuspension.â Francesa must have thought the very mention of those words would cause A-Rod to abruptly lose either his voice or cellular signal.
Adrian Piątek, 12 Lutego, 2016, 02:57
We were at school together <a href=" http://www.arohadrinks.com/contact#fourteen ">apcalis jelly 20mg</a> Over the course of 19 questions, Francesa never mentioned the words Ă¢ĂÂĂÂBosch,Ă¢ĂÂĂ Ă¢ĂÂĂÂBiogenesis,Ă¢ĂÂĂ Ă¢ĂÂĂÂperformance-enhancing drugsĂ¢ĂÂĂ or Ă¢ĂÂĂÂsuspension.Ă¢ĂÂĂ Francesa must have thought the very mention of those words would cause A-Rod to abruptly lose either his voice or cellular signal.
Hassan Piątek, 12 Lutego, 2016, 03:42
I can't get a dialling tone <a href=" http://www.hotel-tychon.be/links-2/ ">online extendacal</a> California biologists are most concerned about protectingendangered blue whales, the largest animals on the planet. About2,000 blue whales remain along the West Coast, and biologistsbelieve ships are striking them as well, DeAngelis said.
Hassan Piątek, 12 Lutego, 2016, 03:42
I can't get a dialling tone <a href=" http://www.hotel-tychon.be/links-2/ ">online extendacal</a> California biologists are most concerned about protectingendangered blue whales, the largest animals on the planet. About2,000 blue whales remain along the West Coast, and biologistsbelieve ships are striking them as well, DeAngelis said.
Connie Piątek, 12 Lutego, 2016, 03:42
What do you study? <a href=" http://www.hotel-tychon.be/galerie-2/#oak ">sildenaflex cost</a> The money has been on offer for a decade, but only now has word been passed out. “There was no one with a connection to the British POWs and the information probably did not reach them,” said Nobuto Hirano, the head of Nagasaki POW support group that is trying to trace the 19.
Connie Piątek, 12 Lutego, 2016, 03:42
What do you study? <a href=" http://www.hotel-tychon.be/galerie-2/#oak ">sildenaflex cost</a> The money has been on offer for a decade, but only now has word been passed out. “There was no one with a connection to the British POWs and the information probably did not reach them,” said Nobuto Hirano, the head of Nagasaki POW support group that is trying to trace the 19.
Clement Piątek, 12 Lutego, 2016, 03:42
Sorry, I'm busy at the moment <a href=" http://www.hotel-tychon.be/links-2/ ">extendacal mg
</a> Nick either texted or called me. He was in the back room with Julia but unsure what to do. Did I have any information? I texted or called him several times but I feared each time that his phone would ring when gunmen were nearby.
Clement Piątek, 12 Lutego, 2016, 03:43
Sorry, I'm busy at the moment <a href=" http://www.hotel-tychon.be/links-2/ ">extendacal mg
</a> Nick either texted or called me. He was in the back room with Julia but unsure what to do. Did I have any information? I texted or called him several times but I feared each time that his phone would ring when gunmen were nearby.
Vance Piątek, 12 Lutego, 2016, 03:43
How many weeks' holiday a year are there? <a href=" http://imogenlloydwebber.com/press/ ">purchase head 1000</a> âÂÂSuch a claim attempts to divide Egyptians on religious lines and turn the delicate stability into a sectarian conflict. Such a claim is not only factually inaccurate, but not even possible. One religious minority simply does not overthrow an Islamic government in a predominantly Muslim country.âÂÂ
Vance Piątek, 12 Lutego, 2016, 03:43
How many weeks' holiday a year are there? <a href=" http://imogenlloydwebber.com/press/ ">purchase head 1000</a> Ă¢ĂÂĂÂSuch a claim attempts to divide Egyptians on religious lines and turn the delicate stability into a sectarian conflict.Ă Such a claim is not only factually inaccurate, but not even possible. One religious minority simply does not overthrow an Islamic government in a predominantly Muslim country.Ă¢ĂÂĂÂ
Lenny Piątek, 12 Lutego, 2016, 03:43
I'm not interested in football <a href=" http://www.hra.no/index.php/sorteringsguide#chase ">tamoxifen tablets bp 20 mg
</a> Up for grabs in the coming months is a chance to buy a piece of a little bit of everything: energy companies, China's Internet juggernaut, stores selling discount coats, and an offering on Wednesday that included the Empire State Building.
Lenny Piątek, 12 Lutego, 2016, 03:43
I'm not interested in football <a href=" http://www.hra.no/index.php/sorteringsguide#chase ">tamoxifen tablets bp 20 mg
</a> Up for grabs in the coming months is a chance to buy a piece of a little bit of everything: energy companies, China's Internet juggernaut, stores selling discount coats, and an offering on Wednesday that included the Empire State Building.
Rafael Piątek, 12 Lutego, 2016, 03:43
How much does the job pay? <a href=" http://www.barberinovaldelsa.net/skype#pebble ">er extra review</a> Now the Saints, with 2:16 left, couldnâÂÂt move it again and when Brady got it again at his 30 with 1:13 left and no timeouts, he was suddenly at his best, using all the spare parts available to him. He hit Edelman over the middle for 23 and then Austin Collie, the ex-Colt who was waived by the 49ers after training camp, for 15. He picked up six to Dodson and then, on fourth-and-4, Collie came up big again with a nine-yard catch to the New Orleans 17, where Brady spiked the ball to stop the clock.
Marshall Piątek, 12 Lutego, 2016, 03:43
Sorry, I'm busy at the moment <a href=" http://www.wout.nl/bedrijf/#knit ">fomdi inc</a> If you're still hoping to score a new iPhone, you had best start by visiting an Apple store. That's where the concentrations of the new models would have been highest, and where supplies would last longest. Expect lines and delays, but if they make you wait in line, they probably still have a phone for you. They usually just send you home when they're out of stock.