Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Nowa ksiega Huncwotów!
Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia
Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin

[ Powrót ]

Czwartek, 02 Czerwca, 2011, 22:05

50. Wpis pięćdziesiąty.

Kurna, to już pięćdziesiąty wpis...
Z racji braku pomysłu oraz deficytów czasowych, postanowiłam wrzucić tutaj troszkę tekstu z mojego bloga, w którym to pisze o Huncwotach z oczu Syriusza. Napisałam to... Łuhu... Ze dwa lata temu już.
Tak więc cały wpis jest pamiętnikiem Syriuszka :D To są losowe teksty, troszkę pozmieniane, bo są ciut młodsi, niż tam.
Jest tego sporo, więc chcę długich komentarzy! No nie bądźcie tacy nieśmiali, skoro, jak się zarzekacie, czytacie, to mi to udowodnijcie :D



Obudziłem się rano, jak zwykle, w czym nic dziwnego nie było, w naszym okrągłym dormitorium. Chcąc dyskretnie wybadać sytuację, uchyliłem niespiesznie powiekę prawego oka, lustrując wzrokiem prawą stronę dormitorium.
Czysto.
Po chwili zrobiłem to samo z lewym okiem.
James siedział na łóżku.
Uśmiechnąłem się lekko do siebie, cichaczem obserwując, jak Potter z małpią miną skraca sobie szpony u stóp. Powoli, starając się zbytnio nie naszeleścić pościelą usiadłem, z napięciem wpatrując się w kuzynka.
Nie zwrócił na mnie uwagi nawet wtedy, kiedy stanąłem obok łóżka. Świadczyło to oczywiście o tym, że mam całkiem spore szanse na super tajemnicze dotarcie do łazienki przed jelonkiem. Moje szlachetne plany na ciche zwycięstwo zostały brutalnie zbrukane, kiedy to nadepnąłem na piszczącego gumowego kurczaka, którego dostałem od Luniaka na urodziny w tym roku.
Zakląłem pod nosem, patrząc sobie z Jamesem w oczy.
To trwało kilka sekund, może krócej.
Potter zerwał się z miejsca, odrzucając nożyczki w nieładzie za siebie. Rzucił się w kierunku otwieranych właśnie drzwi do kibla. Ja nie zostałem mu dłużny...
Remi wytrzeszczył oczy, chyba niezbyt świadomie lekko rozchylając usta, poczym z piskiem skulił się, odskakując w bok.
Dopadliśmy jednocześnie do futryny i zakleszczyliśmy się barkami. Sapiąc i prychając zaczęliśmy się szarpać i kopać, byleby być pierwszym. Przyduszałem go, po chwili on wsadził mi głowę pod pachę, ugryzłem go w żebra... W pewnym momencie, w akcie skrajnej desperacji, zatopiłem zęby w jego uchu, na co ten wrzasnął i puścił moje nachy, umożliwiając mi tym samym wejście do toalety. Zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem, wybuchając wrednym śmiechem. Inteligencja się kłania...
Z czystej złośliwości okupowałem to romantyczne pomieszczenie prawie pół godziny. Kiedy łaskawie stamtąd zabrałem swe szanowne cztery litery, opierając się o framugę drzwi, wszyscy Huncwoci byli już na nogach.
- Syri, co ty tam tyle czasu robiłeś? – zapytał z uprzejmym zainteresowaniem Remi.
Drżącej nutki rozbawienia w jego głosie nie mogłem przeoczyć.
Nim zdążyłem poinformować Remuska, tak jak to ma w zwyczaju, wtrącił się okularnik:
- Pewnie ma zaparcia!
W odpowowiedzi posłałem mu mordercze spojrzenie, postanawiając zignorować to w pełnym godności milczeniu. Kołysząc zadkiem, skierowałem kroki w stronę szkolnego kufra, by wyciągnąć z niego jakieś szmaty, pod którymi miałem zamiar ukryć swe ciało.
Ciało boga seksu...
Słuchając śmiechów moich parszywych, wrednych i zakłamanych, aczkolwiek kochanych przyjaciół, ze zdziwieniem zarejestrowałem podejrzany odgłos. Jakby mały wybuch? Prucie się materiału? A może... Nie, nie! Tylko nie to!
Chwyciłem się za gardło, padając na łóżko, kaszląc i chrychając.
- Uwaga! Ratuj się, kto żyw! PETER PUŚCIŁ SMRODA! – zawył Rem, dzikim pląsem uciekając na drugi koniec pokoju.
Bez wahania, za rączki, podbiegliśmy z Jimem do niego, zostawiając przy szafie obrażonego Petera. Niestety, owa trująca woń dotarła i do nas, prowokując do jęków i wołania w stronę Pettigrew, by powiedział naszym matkom, że je kochaliśmy. Urocze, doprawdy...
Krztusząc się i kaszląc, siny na twarzy Lupek otworzył okno, ratując nas od niechybnej śmierci.
Cudowne, świeże powietrze... Nie ma chyba nic lepszego!
Blondynek wyłożył się na parapecie, kurczowo trzymając klamki, spazmatycznie wdychając nieskażony tlen. Mój drogi krewniak podleciał do niego, mając już łzy wdzięczności w oczach. Oparł ręce na jego barkach, by po jękliwej kakofonii podziękowań wychylić się przez okno i ryknąć:
- Ooooch, aah! Jak przyjemnie! – wydzierał się, zamykając oczy.
Remus uniósł łepetynkę, patrząc w niebo, by ciężko dysząc wydusić:
- Taak... Orgazm bez ściągania majtek!
Uspokoiłem się w mgnieniu oka, bowiem do tej pory trzymałem się okna, pojękując cicho.
Wytrzeszczyłem patrzały na Lupina.
- Remi, czy ty...
- Niech to szlag! – ryknął Potter, odskakując od okna.
Kiedy odwrócił się do mnie przodem, upadłem bezwładnie na podłogę niczym worek smoczego łajna. Momentalnie zapomniałem o komentarzu Luniaka, zmuszając się, by jeszcze raz przystąpić do próby samobójstwa, patrząc na upapraną w klocu jakiejś sowy twarz Pottera. Zwinąłem się w kłębek, resztkami sił przytrzymując ręcznik, który chronił mnie od pasa wdół do kolan przed całkowitym negliżem, niemalże płacząc ze śmiechu.
Podniosłem głowę, słysząc kolejny tego dnia łomot.
Jak się okazało, czerwoniutki na buźce jak dojrzałe jabłuszko Remi przywalił pięścią w drzwi kibla, zginając się w pas.
- Uuh!... Siu-siu, siu-siu! – piszczał, podskakując w miejscu, krzyżując nogi. Domyśliłem się więc, że Pettigrew był w kiblu.
Nedługi czas potem, kiedy Glizda zwolnił kibel i Luniaczek sobie ulżył, ROGAŚ (hie, hie...) poleciał się umyć. Nie bez trudu zapanowałem nad śmiechem, przynajmniej na tyle, by móc oddychać. Nie miałem zbyt wielkiej ochoty, aby się udusić. Nie darowałbym sobie, gdybym śmiercią odebrał sobie możliwość brania udziału w tych wszystkich chorych akcjach, które dla nas są codziennością.
W pewnym momencie, blisko pięć minut później zupełnie nagle i niespodziewanie, kiedy Remus był w samych portkach, a ja miałem na sobie jedynie seksowne, czarne bokserki w różowe kleksiki, drzwi otworzyły się, ukazując nam trzy niewiasty: Evans Lilyanne, Aniston Jennifer i Prince Melodie.
Wskoczyłem pod kołdrę, chcąc oszczędzić sobie ciężkich urazów fizycznych, kiedy to Evans rzuci się na mnie z pięściami, może nawet wyciągając sobie nóż z obcasa, którego nie miała.
Remusek wydał z siebie dziwny odgłos, zrywając kotarę z łóżka okręcając się nim szczelnie, dzięki czemu widać mu było tylko głowę.
Potter wychylił się zza kufra u stóp mego wspaniałego łoża.
- Nie możecie się zamknąć?! Jest szósta rano, a wy się tak wydzieracie! Przez was ludzie nie mogą spokojnie pospać! – przywitała się ruda.
Nie odpowiedzieliśmy.
Dopiero po chwili otrząsnął się Remusek, zamaszystym gestem odrzucając materiał. Pochylił się, sięgając po koszulę.
- Lily, w tym momencie to ty się wydzierasz, nie my – rzekł spokojnie zapinając guziki.
Korzystając z tego, że nikt nie zwracał na mnie uwagi, stoczyłem się za łóżko, by po krótkiej szarpaninie z opornymi spodniami zerwać się, będąc już połowicznie ubrany.
Uśmiechnąłem się do przybyłych panienek, a ten niezaprzeczalnie miły gest odwzajemniła tylko Jennifer.
Zawsze ją lubiłem. A najbardziej to się z nią droczyć, ona się tak śmiesznie złości!
Wkrótce potem, udaliśmy się na podbój szkolnych korytarzy, co by trochę lepiej zamek poznać. Nie wiem, ile czasu się tak włóczyliśmy bez celu...
Nie do końca celowo, wysunąłem do przodu dolną szczękę, marszcząc swe szlachetne czoło. Peter trącił mnie w ramię, więc potrząsnąłem głową, przywracając swemu pyskowi normalny wyraz.
- Nudno! – oświadczył Pettigrew.
Lupin westchnął.
- Ano, nudno – mruknął wyżej wymieniony, co mu się nazwisko na literkę „L”zaczyna. Popatrzyłem na Jamiego znacząco. Uśmiechnął się w swój słynniy mściwy sposób, który nigdy mu nie wychodził. Cóż, nie wszyscy są mną, no cóż poradzić?
Zaszyliśmy się naszą czwóreczką w jakiejś pustej klasie, dziwnym trafem tej, co była najbliżej w nas. Podejrzaanee...
Remik zamknął drzwi sympatycznym „Colloportusem”.
Usiedliśmy na krzesełkach, rozsiani po całej klasie, bo tak ciekawiej, jak stwierdził Peter.
- Jakieś pomysły? – zapytałem z góry, bo przecież wiadomo, że chodzi o kawał. Wszyscy zrobili pseudo-myślące miny, jak i ja, szczerze mówiąc. Petaj podrapał się po czubku głowy.
- Może coś tak... Na dzień dobry?
- Z samego rana przypał? – jęknął Jamie z błyskiem w oku, a Pet kiwnął głową.
Luniek ściągnął usta w dzióbek.
- Trzeba by coś wykombinować, żeby nas nie przyłapali tak od razu, bo szlaban na początku dnia mi jakoś nie wygląda kolorowo.
Machnąłem ręką, wydając z siebie jakże zniecierpliwione sapnięcie. Popatrzyłem na Luniaka.
- Luniek, ty to byś tylko narzekał i srał ogniem.
- Mów za siebie – fuknął, krzyżując rączęta na piersi. Uniosłem lewą brew, tak jak i prawy kącik ust. Nim zdążył coś jeszcze dodać, postanowiłem być wredny i go uprzedziłem.
- ...Bla, bla, bla i ocieram nieistniejące łzy wzruszenia – przerwałem mu znudzonym tonem, zakładając rączęta za głową. Odchyliłem się wygodnie na swoim krześle, układając nogi na ławce.
Lupin wywrócił oczami, odgarniając grzywkę za ucho.
Peter westchnął ciężko.
- To, że na dzień dobry, nie mówię przecież, że komuś ma się coś stać!
- Tak, poza uszczerbkiem psychicznym, to na pewno wszystko będzie w porządku – mruknął Jamie, skrobiąc paznokciami po blacie stolika.
Sapnąłem, ponownie zdmuchując włosy z twarzy.
Pet, swym z deka wkurzającym nawykiem, zaczął wyłamywać po kolei wszystkie palce, a na każdy trzask, Luniek podrygiwał nerwowo.
- Przestań strzelać, czubie – warknął przy czwartym palcu. – Wiesz, że mam złe skojarzenia z tymi trzaskami!
- Uuuu... Dementooor! – zawołał Potti, wskakując na ławkę, kaptur od szkolnej szaty zarzucił na głowę, wyciągając przed siebie ręce i trząchając nimi nerwowo.
Uśmiechnąłem się lekko, przymrużając oczy od dołu.
- Potter, nie spodziewałem się tego po tobie, ale mnie natchnąłeś...
Opuścił szatę, odsłaniając poczochrany łeb.
- Serio?
- Nie, na niby – burknąłem, tocząc oczami po suficie. Uśmiechnąłem się lekko, patrząc po zebranych. – Ale wykonamy to dopiero jutro, jeszcze przed śniadaniem. Najlepiej w wielkiej sali...
- A teraz – rzekł z lekkim naciskiem Remi. – Udamy się na lekcję mugoloznawstwa do sali numer sto sześćdziesiąt pięć. Resztę punktów dotyczących tego z pewnością genialnego planu, omówimy w dormitorium
- Jasne – odparliśmy z Petem i Jamesem bez zmrużenia oka, grzecznie podnosząc się z miejsc.
Wyszliśmy z sali, dołączając do masy uczniów, zmierzających na lekcje po właśnie zakończonej przerwie obiadowej. Na rzeczony obiad oczywiście poszliśmy, a jakże... Po drodze po prostu zahaczyliśmy o kuchnię.
Luniek westchnął ciężko, poprawiając krawat – poprawiając, czyli go luzując, tak jak i z lekka miętoląc sobie szatę. Popatrzyliśmy na niego jak na czuba, ale nie skomentowaliśmy. Wilkołak spojrzał na nas wymownie, biorąc lekki rozbieg.
No tak, przecież mieliśmy sprawiać wrażenie, iż na lekcję niepomiernie się spieszyliśmy! Poszliśmy jego śladem, tak więc już po chwili na łeb, na szyję, wpadliśmy do klasy, prawie zwalając z nóg Lunatyka, który był na samym przodzie.
Opędził się od nas łokciami, stając twarzą w twarz z rozjuszoną nauczycielką – co tu się jej dziwić, na mugoloznastwie właściwie wszyscy uczniowie dawali do wiwatu. No, prawie... Taka grupka kujonów siedząca w środkowym rzędzie, zajmująca przy tym pierwsze ławki udaje grzecznych. Lizusy...
Lupin dzielnie nabrał powietrza i udając nieziemskie wręcz zziajanie, wydyszał:
- Prze-epraszamy za spóźnienie, pani profesor... – Oparł dłonie na kolanach, lekko się pochylając, dosłownie przy tym charcząc.
- Nie mogliśmy dojść na czas – dołączył się Jamie, a ja, robiąc skruszoną minę, pokiwałem głową, teatralnie dysząc. – Irytek się do nas dopieprzył... Eym... Znaczy doczepił, kiedy udało się nam od niego uciec, to zaatakował nas woźny Ogg z tym swoim bratankiem Filchem, masakra po prostu...
Profesorka nadęła się lekko, postanawiając jednak nam uwierzyć. Nie ma to jak talenty aktorskie, a jakże... Odesłała nas do ławek, nakazując wyjęcie podręczników i czegoś do notowania, po czym zawędrowała pod tablicę, po drodze zaglądając kilku osobnikom do notatek, a raczej pergaminów, na których te notatki powinny być. Powinny...
Zasiadłem tradycyjnie z Jimmy'm, w czwartej ławce pod oknami. Posłusznie wyjęliśmy książki i zeszyty, niezbyt chętnie zapisując temat i te cztery nieszczęsne punkty z programu dzisiejszych zajęć nauki o mugolach. Stukając piórem w ławkę, rozejrzałem się po sali. Wyszczerzyłem się w uśmiechu sam do siebie, patrząc na oburzonego Krukona, Matt Mizens, bodajże.
Szarpał się aktualnie z sąsiadem z ławki.
Zacisnąłem wargi, unosząc przy tym brwi, z uwagą obserwując podchodzącą do niego profesorkę. Szturchnąłem Pottera w ramię, podniósł wzrok znad kartki, kierując go najpierw na mnie, a później na nauczycielkę. Zmarszczył czoło.
- ...zamieszanie tworzysz, gdzie ty się w ogóle znajdujesz, co?!
- Na lekcji się znajduję, a gdzie mam się znajdować?! – wypruł się niski blondyn, tuląc do siebie plecak, kiedy facetka wyciągnęła po niego szponiaste dłonie.
Zachichotałem niezbyt dyskretnie, opierając głowę na ręku.
- Zmieniasz miejsce!
- Zamieszkania? – rozległ się głos Petera.
Parsknąłem śmiechem, tak jak i koleżanki siedzące za mną. Profesorka zingorowała naszego Pettigrew, usadzając Matta w pierwszej ławce.
Nastała chwila względnego spokoju, brutalnie przerwanego przez lupinowy głos:
- Kazaan, schowaj tę dupę! – zwrócił się uprzejmie do dziewczyny siedzącej przed nim.
Ona to zawsze z rowem na wierzchu, aż się jeść odechciewa, jak zawołał właśnie Peter.
James rozłożył się na ławce, tak się cieszył.
Odchyliłem głowę do tyłu, rechocząc głośno, kiedy już szanowna panna Kazaan pociągnęła wyżej swe biodrówki-dzwony, jak mniemam, z młodszej siostry.
- ...ty w ogóle nosisz gacie? – dobiegł mych uszu głos Remusa, który sprawił, że moja pięść uderzyła o ławkę, kiedy to me ciało odmówiło posłuszeństwa przez brutalny rechot, wyrywający mi się jednym ciągiem z gardła.
- Tak! – odparła wyzywająco Meta, bowiem tak miała na imię Kazaan.
Remi uniósł brwi.
- Serio? Jakoś nie widać... – Uchylił się przed ciosem grubą książką, recholąc się jak głupi.
Dziewczyna zerwała się ze swojego miejsca, rzucając się do ataku na Remuska, który w moment ocenił sytuację, również wyskakując z krzesła.
Tupiąc i wrzeszcząc, po drodze obrzucając się tym, co zabrali innym z ławek, ganiali się wokół środkowego rzędu.
Cała klasa na czele ze mną i Potterem, skwitowała to donośnym śmiechem, zagłuszając słowa wściekłej profesorki.
Nie radzi sobie kobita, no cóż poradzić... Krążyła od jednego końca klasy do drugiego, a jej seksowne spodnie – czemu nie miała szaty, hę?! – wisiały jej pod tyłkiem, tworząc wrażenie, iż się zwaliła. Przestałem się śmiać, kiedy poczułem, że oberwałem kawałkiem papierka w skroń. Podniosłem rzeczony papier z ziemi, jako że na nią upadł, po czym rozpierając się wygodnie na krześle,odczytałem wiadomość od Lunia:

Pytanie za dziesięć punktów dla Gryffindoru:
- Ile kilogramów stolca nosi w gaciach?

Ryknąłem dość wyjącym śmiechem, oglądając się na Lunatyka, który mrugnął do mnie, by bez reszty oddać się dokuczaniu Mecie. Profesorka dopadła do Lupina, chwytając go za fraki i szarpnęła w górę, więc chcąc, nie chcąc, musiał wstać.
- Chce mnie pani zabić?! – wrzasnął, chwytając się za obolałe ramię.
- Jak się nazywasz?!
- Remus – bąknął już spokojny Lunatyk.
- Jak się nazywasz? – powtórzyła zirytowana kobieta, ręką przeczesując krótkie włosy.
Klasa zamilkła, wpatrując się w tę uroczą scenę.
Luniek uniósł brwi.
- No Remus, no!
- Tak masz na imię, ale jak się nazywasz?
Lunatyk otworzył usta, wpatrując się w nauczycielkę z niezrozumieniem wypisanym na twarzy, które na jego obliczu wyglądało wręcz komicznie.
Po kilku sekundach niemal wzorowego milczenia, przerywanego jedynie zduszonymi chichotami i uspokajającymi oddechami, bądź sapaniem ze zdenerwowania, rozległ się krzyk Matta:
- Nie będę tu siedział!
Wszyscy skierowali na niego wzrok, podczas gdy ten bez wątpienia inteligent, zebrał swoje manatki, by ściskając je przy sercu, udać się w kierunku ostatnich ławek.
- Aaaa!... – zaskomlał Remus, kiedy wreszcie zatrybił, po czym dodał: - Lupin!
Profesorka popatrzyła na niego z czymś na rodzaj zadowolenia, po czym wypaliła po chamsku:
- Tak więc, Lupin, dostajesz najniższą ocenę!
- Nie! – wrzasnął Luniek, po damsku tupiąc nóżką w podłogę.
- Przyszedłeś na występy?!
- Na lekcję przyszedłem!
- Więc zachowuj się jak uczeń!
- To niech mi pani da to tego warunki!
- Na biurku się połóż!
Lupina zatkało, tak jak i z początku całą trzydziestkę uczniów, by po kilku sekundach wszyscy ryknęli zbiorowym śmiechem.
Ukryłem twarz w ramionach, wyjąc jak wściekły.
- CISZA! – ryknęła nauczycielka.
Automatycznie się wyprostowałem, przykładając dłoń do ust, by zachować pozory, iż jestem grzeczny i ułożony. Obok mnie, Rogaty tłukł pięścią w ławkę.
– CZEKAM NA WASZĄ DYSCYPLINĘ!
I tu oto właśnie, moje czoło uderzyło o ławkę... No nie moja wina, że ciało odmówiło mi posłuszeństwa przecież.
- Black, usiądź ładnie!
- Ale ja przecież siedzę! – zawołałem z oburzeniem, wstając ze swojego miejsca,by podejść do kosza z liścikiem od Lunia.
Gdyby się wpadł w ręce facetki, Remi miałby z deka przegwizdane, a tego wolelibyśmy uniknąć. Kiedy papierek wylądował w koszu, a jakże ponętna guma balonowa znalazła się w moich ustach, podszedłem do okna, otwierając je na całą szerokość. Oparłem się łokciami o parapet, wystawiając twarz do październikowego już wiatru, który tak przyjemnie połaskotał mnie po skórze, lekko odwiewając włosy na plecy. Przymknąłem oczy, delikatnie odchylając głowę do tyłu – taki chłodny powiew jest wręcz zbawienny, kiedy pół godziny siedzi się w dusznej klasie, w dodatku, kiedy niemal na okrągło rżysz jak naćpany, naprawdę, pamiętniku...
Zapalczywie żując jeden z mych ulubionych nałogów, wróciłem do rzeczywistości, zatrzaskując donośnie okno, a głośnemu trzaskowi zawtórował głos Natalie:
- Bombardują!
Parsknąłem śmiechem, wracając na swoje miejsce. Podskoczyłem jak oparzony, czując zaciskające się na moim ramieniu palce nauczycielki. Spojrzałem na nią, niczym owca na trawkę, co wykrzyknął Rogacz, a nauczycielka zignorowała go, ciągnąc mnie ku drzwiom.
- Dosyć tego, idziemy do opiekunki domu!
Oczy wylazły mi na wierzch, zacząłem się z nią szarpać.
Trwało to kilka sekund, a reszta klasy albo szalała, była zniesmaczona lub głośno się śmiała, gdy nagle usłyszałem odgłos prującego się materiału mojej koszuli. Wkurzyłem się już na serio.
- No co pani, jaja sobie pani robi?! Uważałabyś pani trochę, koszulę mam teraz podartą! Jak ja się ludziom pokażę?!
- Zamknij się, idziemy do opiekunki domu! – Ponownie chwyciła mnie za ramię, ciągnąc ku drzwiom.
Prychnąłem, znowu się z jej uścisku wyrywając, a rękaw mego odzienia opadł luźno na podłogę.
- Pani mnie zostawi, ja nigdzie nie idę!!!
- Szlak by cię trafił w odbyt i rozerwał! – ryknął Luniek, uprzejmie cenzurując ten tekst, bo mimo wszystko, do przeklinania się zbytnio nie pali. Trzepnął Kevina w głowę z otwartej, by jęknąć oskarżycielskim tonem:
- Proszę pani, niech go pani przesiądzie!
Eve zaśmiała się iście szatańsko, przykładając dłonie do ust, by wydać z siebie dźwięk łudząco przypominający solidne pierdnięcie. James drgnął na swoim krześle.
- Proszę pani, ktoś się zesrał! – poinformował pogodnie.
Lunatyk schował się pod ławką, by w napadzie głupawki kąsać Metę po nogach, co zrobił w przeciągu następnej minuty, za co oberwał zeszytem po głowie.
Peter zerwał się ze swojego miejsca.
- Christine, jak mogłaś! – zawołał z oburzeniem na pucołowatej twarzy.
- Nie będę tu siedział! – powtórzył donośnie Matt, chyba stwierdzając, że robi się nudno.
Podbiegł do drzwi dokładnie w tym samym momencie, w którym zabrzmiał dzwonek.
Cała klasa zgodną falą – pomijając kilku kałamaniarzy - wypadła na korytarz, tupiąc najmocniej jak się dało.
Wszyscy inni uczniowie, którzy właśnie wychodzili z sal, z przerażeniem na twarzy i w oczach wciskali się ponownie do sal, patrząc na grupę ludzi z piątego roku, łomoczącą butami o kamienne posadzki, drąc się przy tym najgłośniej umieli. Ciekawy widok, jak sądzę.
Następnego dnia, oczywiście, zajęliśmy się realizowaniem planu, który wpadł mi do szanownej główki, kiedy to Rogacz udawał dementora. Normalnie chyba wezmę gosobie na wena...
Tak, jak się umówiliśmy wczoraj wieczorem, dziś wstaliśmy skoro świt, bo przecież musieliśmy zebrać odpowiednie rekwizyty i stroje, bo co to by była za akcja, kiedy idziemy się wystawić na pokaz bez odpowiedniej charakteryzacji?
Biorąc ten fakt pod uwagę, poszliśmy po potrzebne nam przedmioty.
Na początek postanowiliśmy zająć się czymś trudniejszym, mianowicie zataszczeniem zbroi w odpowiednie miejsce, ale tak, żeby nie nahałasować.
Nie mogło się obyć bezprzeszkód, a jakże...
Natknęliśmy się na pewną Puchonkę latynowskiego pochodzenia. Cofnęliśmy się w kąt pomiędzy zbroją a wnęką, gdzie ogólnie panował przyjemny mrok.
Nie chcieliśmy, by ktoś nas przyuważył o tak wczesnej porze, bo bez durnych pytań by się nie obyło. Ściągnąłem brwi, czując czyjąś dłoń wślizgującą mi się między palce. Po przydługich paznokciach wbijającychmi się w skórę, poznałem, że to Remi.
Westchnąłem lekko, patrząc na Carmen, a w następnej chwili musiałem rozpaczliwie tłumić w sobie parsknięcie, słysząc komentarz Lupina na jej temat, wyszeptany mi do ucha:
- ...Kurczę... Niezła jest. Szkoda tylko, że gdybym miał taką dupę jak ona, to by mnie muchy w kiblu wyśmiały...
Gdy tylko kroki Carmen całkowicie ucichły, wznowiliśmy wędrówkę.
Nie trzeba było długo nam szukać. Ukryliśmy przedmiot naszego zainteresowania w jakiejś wolnej klasie, gdzie zostawiliśmy Glizdka.
Tak, żebymu dać jakieś zajęcie, bo się chłopaczyna wyraźnie nudził.
W tym samym czasie, Jamie oświadczył, że idzie przygotować kolejny punkt planu, charakteryzację mnie zostawiając Lunatykowi.
Lupinek tylko wrednie się uśmiechnął, zamykając nas w dormitorium. Pchnął mnie na łóżko, nakazując tym oto gestem posadzenie zada, po czym otworzył torbę, którą przewiesił sobie przez ramię, gdy wychodziliśmy jakieś pół godziny wcześniej.
Ku mojemu jakże malowniczemu zdumieniu, wyciągnął z niej butelkę oleju roślinnego do smażenia. Więc po to zachodził do kuchni...
Wyszczerzył zęby, patrząc na mnie.
- Z pierwszego tłoczenia. Najwyższa jakość...
Z niepokojem obserwowałem zbliżajacego się do mnie Luniaka, który w międzyczasie odkręcał butelkę tego oleju, patrząc mi przy tym głęboko w oczy.
Parsknąłem śmiechem.
- Lupin, mam podteksty... – powiedziałem, podnosząc się i okrążając swe łoże. Zaśmiał się.
- Erotoman – prychnął z wyszczerzem, podchodząc bliżej. Uniósł nagle brwi, zerkając w okolice moich stóp.
Cały czas się cofałem.
– Uwaga, łóż... – zaczął ostrzegawczo, a ja, nie rozumiejąc, o co chodzi, postawiłem kolejny krok w tył, najpierw potykając się, jak to się pochwili okazło, o łóżko, a później o kufer, przez co wylądowałem mymi szlachetnymi czterema literami na posadzce. - ...ko – dokończył w niemal idealnej ciszy Lunatyk, prawie że do mnie podbiegając.
Odgarnąłem grzwkę z oczu, otwierając ze zdziwienia usta, kiedy to Lupinek władował mi się okrakiem na kolana.
- A tak to zgrywasz cnotkę...
- Zamknij się – fuknął, nie mogąc jednak pohamować uśmiechu, o czym wyraźnie świadczył jego lekko drgający policzek. Wylał nieco nieszczęsnej oliwy na ręce, po czym delikatnie je o siebie potarł. Zmrużyłem lekko oczy, swoim zwyczajem od dołu, cofając przy tym głowę.
- Do czego zmierzasz?
Luniek uśmiechnął się figlarnie, wplatając mi tłuste od oleju dłonie we włosy. Jęknąłem wymownie, starając sobie nie wyobrażać tego, jak będę wyglądał, gdy ze mną skończy.
- Wiesz, taki rodzaj gry wstępnej... - stwierdził beztrosko.
Prychnąłem, wbrew sobie lekko się uśmiechając. Popatrzyłem na niego zniezadowoleniem.
- Co ty masz za fantazje, Lupin, że mnie upodabniasz do Snape’a? – burknąłem niby obrażony, a Lunatyk roześmiał się głośno, wyjmując z wyżej wymienionej torby jeszcze buteleczkę octu. Wylał mi cały na głowę.
– Oczadziałeś?! – zezłościłem się już na serio, a zadowolony z siebie Remi poczochrał mi kudły.
- Nie. Po prostu chcę, żebyś śmierdział, wszak masz być topielcem.
Wyszczerzył się do mnie w niemal anielskim uśmiechu. Niemal...
Perfekcję tego obrazka zakłócały psotne błyski w jego bursztynowych patrzałkach, kiedy dosyć wymownie poruszył biodrami, nadal na mnie siedząc.
Wywaliłem klawisze.
- Takiś napalony?
- No ba! – zakrzyknął cicho, wyjmując jeszcze opakowanie mąki oraz jakąś zieloną, rzadką papkę w białym pojemniczku z plastiku. Zmarszczyłem nos, wskazując na te pseudoglony podbródkiem.
- Po co ci to?
- Żebyś zzieleniał – odrzekł beztrosko, mieszając tę zieleninę z mączką.
Ściągnąłem usta w dzióbek, kiedy nabrał tej zielonej masy na palce, przybliżając upaćkaną dłoń do mojej szlachetnej twarzy.
– Nie wierć się, Kwiatuszku, chcę cię dokładnie nasmarować – powiedział wesoło.
Posłusznie nadstawiłem pysk do smarowania, po chwili mogąc czuć chłód tej niby maści na czole, policzkach, nosie, szyi i podbródku, skroniach i innych częściach twarzy, których nie wymieniłem.
Zapowietrzyłem się z oburzenia, kiedy Remus, bez pytania mnie o rękę, złapał mnie za dłoń i zaczął ją smarować tym zielonym czymś. Wolną ręką dotknąłem twarzy, wyczuwając na niej dosyć grubą skorupkę, w miarę już suchą.
Westchnąłem.
- Będę miał tak łazić z tym tynkiem? – zapytałem, starając się użyć jak najmniejszej ilości mięśni twarzy do tego.
- Nie – nadeszła odpowiedź. – Za dziesięć minut ci to zeskrobię, a na gębie, szyjcu i rękach zostanie ci zlekka zielony osad, który powinien zniknąć przy użyciu odpowiedniego środka czyszczącego.
- Powinien – mruknąłem, nie otwierając oczu.
Usłyszałem cichy śmiech Lupina.
- No, powinien, nie wiem, czy tak będzie naprawdę, wszak pierwszy raz korzystam z tego przepisu.
- A skąd żeś go wytrzasnął?
- Z głowy – odrzekł takim tonem, jakby to było oczywiste. W następnej chwili odczułem brak czyjegoś ciężaru na udach.
– Siedź tak i staraj się zbytnio nie kręcić ryjkiem, ja umyję ręce i weźmiemy się za strój. A nie! – krzyknął po postawieniu dwóch kroków, jeśli mnie słuch i pamięć nie zawodzi, jak i ma umiejętność liczenia, tak swoją odrębną, polną drogą.
– Buty ściągaj! – nakazał, ponownie do mnie podchodząc, co stwierdziłem, kiedy poczułem jakże luniakowy zapach kwiatów.
- Po kiego? – zapytałem, posłusznie jednak sięgając nasmarowanymi rękoma do butów.
- Nie, zostaw – westchnął. – Ręce muszą ci wyschnąć. Mam nadzieję, że w przeciągu chociaż ostatniego tygodnia, ten jeden, jedyny raz umyłeś nogi?
- Chyba sobie kpisz! – prychnąłem, usilnie starając się nie uśmiechnąć. – Ależ oczywiście, że myłem dziś rano!
Odpowiedzi brakło, w zamian za to, wyraźnie czułem lekkie szarpanie przy stopach, świadczące o tym, iż Luniek luzuje wiązania mych ukochanych glanów.
No jak on mógł normalnie...
Oczywiste jest, że nałożył mi błotną maseczkę również na moje przyssawy, co zlekka utrudniały mu moje łaskotki, a jakże...
Po umówionych dziesięciu minutach w bezruchu, podczas których Remi – sądząc po odgłosach z łazienki – umył ręce i jak mi powiedział, zajął się też chociaż zebraniem potrzebnych rzeczy na moje przebranie.
Kiedy byliśmy tak mniej więcejw połowie ściągania tynku z mego ciała, wparował zadowolony z siebie Rogacz, ciągnąc Glizdka za rękaw.
Stanął w drzwiach, patrząc ze zdziwioną miną na urecholonych mnie i Lunia.
Potter wycelował we mnie palec.
- Gadzie! – ryknął, widząc, że ta papunia schodzi ze mnie płatami.
Zaśmiałem się lekko, swoim zwyczajem nieco szczekliwie.
– Ja wiedziałem, że powinieneś być w Slytherinie!
- Hej! – warknąłem ze złością, zrywając się. Automatycznie sięgnąłem po różdżkę. – Nie pozwalaj sobie! – wyrknąłem, celując w Jamiego.
Luniek podniósł się z klęczek, stając pomiędzy nami. Rozłożył ręce, patrząc to na mnie, to na Jamiego Potti.
- Uspokójcie się! Nie pora nasprzeczki. Musimy ubrać Syriusza, założyć te przeklęte blachy i jeszcze dojść niepostrzerzenie na miejsce. Przygotowaliście, prawda? – dodał, patrząc na Glizdę.
Pettigrew skinął głową, uśmiechając się z zadowoleniem. Tak... Nie lada wyczyn! Wyjąć cztery płytki z posadzki i zrobić miejsce na jedną osobę wpozycji stojącej.
Ja, z kolei, zrobiłem nachmurzoną minę.
- Co ja, dwa latka mam? Umiem sam się ubierać!
Lunatyk wywrócił oczami.
Kiedy moja charakteryzacja z pomyślnym rezulatatem dobiegła końca, dobijała godzina piąta czterdzieści. Wymieniliśmy spojrzenia i zgodnie wypadliśmy z dormitorium, pędząc na trzecie piętro, gdzie ukryliśmy zwędzone zbroje.
Kiedy byliśmy na miejscu, zaczęło się modzenie, jak to cholerstwo w ogóle włożyć, bo w to się przecież nie włazi tylko po kawałku zakłada. Chyba...
W końcu Remuseks spasował i użył reparo, kiedy jakby rozcięliśmy je na pół, pionowo od góry.
I w ten oto sposób obaj się w tych zbrojach zamknęli.
Poszliśmy więc spokojnie na parter, gdzie Rogacz (jakoś mi się utarło nazywanie go tak, cholernemu rogi się robią, jak próbujemy się przemienić...) przygotował z Petem miejsce.
Nie obyło się bez przeszkód w stylu napadu głupawki po inteligentnych tekstach Jamesa: „Wiecie co? Dobrze, że Pet musi nas tylko powiadomić, kiedy dyras będzie szedł... Bo gdyby był odpowiedzialny za efekty specjalne... Taki efekt grzmotu na przykład. To dźwięk może i świetny, no ale woń?!”.
Na to, oczywiście, Remuskowi zachciało się śmiać, a że nie mógł, bo by nas nakryli, to się hamował w ten jego słynny sposób – zacisnął wargi w ciup i niech się dzieje co chce. Cudowne było w tym to, że niechcący wydawał z siebie piski i zduszone pryknięcia. Potter znów się popisał: „Remi, z tych pierdów, to Glizduś na pewno byłby dumny... Albo i zazdrosny!”.
Tu oto, ujawniła się moja pseudointegencja, bowiem spytałem Remuska, czy nie chce wytoczyć Peterowi konkurencji w efektach grzmotu.
Lupinek uniósł wtedy przyłbicę, łaskawie zaszczycając mnie spojrzeniem.
- Lecz się na nogi, bo na głowę już za późno – skwitował, a widząc, że posłałem mu całusa, tylko popukał się palcem wczoło.
Spojrzałem na zegarek i poczułem, że mimo iż jestem zielony na twarzy, to blednę.
Wymieniliśmy spojrzenia, zaczynając biec na palcach – bo tak ciekawiej, jak stwierdził Glizdogon.
Tak, to on zarzucił ten pomysł, a my ochoczo na niego przystaliśmy.
Ja, oczywiście, nagle chwytając porę na wygłupy, uniosłem poły tych z lekka spleśniałych szat, stawiając bose stopy tak, jakbym raczył ćwiczyć balet. Oczywiście, musiałem dodać do tego stosownie wyniosłą minę, zaciskając mocno usta i unosząc brwi. Odchyliłem głowę do tyłu, po czym wymachując rękami i przy okazji ubraniem, zacząłem podskakiwać na sztywnych nogach.
Kiedy dotarliśmy na korytarz przed wielką salą, Potti pokazał nam te cztery obluzowane płytki.
Remus podrapał się po zbroi.
- Zbyt mocno to one się nie wyróżniają – rzekł spokojnie, znieształconym z lekka głosem.
Wzruszyłem ramionami, odgarniając z oczu śmierdzące octem włosy. Machnąłem ręką.
- Dobra, wyciągajcie to a ja się ładuję.
Lupin fuknął, ze zgrzytem i jękiem zbroi przyklękając. Jamie przybrał obrażoną pozę.
- Rozkazywaciel! – oświadczył zezłością, a Luniek posłał mu mordercze spojrzenie. Zaraz po tym przyłbica opadła mu na miejsce z głośnym trzaskiem.
- Nie baw się tu w słowotwórstwo, Potter!
Prychnąłem, odpychając ich na dwie strony, samemu przyklękając i odkrywając swoją jamkę. Zajrzałem do środka, po czym ciężkim westnieniem się tam wsunąłem. Popatrzyłem na Huncy z dołu.
- Tylko zróbcie to tak, żebym mógł oddychać!
Potter zachichotał złowieszczo, układając płytki na miejsce, przez co pogrążyłem się w niemal całkowitych ciemnościach.
Zostało mi tylko czekać...
Parę minut później, podczas których byłem pewien, że z tych nerw nabawię się nieuleczalnie nieuleczalnej klaustrofobii, mych szlachetnych uszu dobiegły odgłosy kroków kilku osób. Odczekałem kilka sekund, a usłyszawszy odgłos łamanego drewienka, który był umówionym sygnałem, zamruczałem jak zombie, zaczynając szturchać palcem marmurową terakotę, dzięki czemu zaczęła o siebie zgrzytać i delikatnie pocierać.
Kroki ucichły.
Czując, że wredny uśmiech rozciąga mi wargi, uchyliłem lekko usta, wydając z siebie wcześniejszy dźwięk, tyle że głośniej. Opuściłem włosy na twarz, po czym bez ostrzeżenia wystawiłem zaciśniętą w pięść rękę na zewnątrz, obijając sobie boleśnie knykcie, a fragmenty podłogi odskoczyły na boki.
Powoli się stamtąd wynurzając, wyczołgałem na zewnątrz swe szanowne zwłoki, sapiąc chrapliwie i wydając z siebie ciche, wrogie pomruki. Kiedy znalazłem się na czworakach, spojrzałem spode łba w stronę przybyszy – Flitwick, Kuramochi, niewielka grupka uczniów i Dumbeldore.
O tego ostatniego nam w zasadzie chodziło...
Poburkując, patrzyłem w ich stronę, powoli się podnosząc. W pewnym momencie zaryczałem, podnosząc się gwałtownie i wyciągając przed siebie ręce, zacząłem dość szybko kuśtykać w ich stronę.
Cofnęli się gwałtownie.
Nie przewidziałem pewnego smutnego faktu – jedna ze szmat, w które byłem ubrany, zsunęła mi się z ramion i opadła aż do stóp, oplątując się z lekka wokół kostek, przez co stawiając następny krok runąłem jak długi na posadzce, zmieniając wydawany z siebie dźwięk z ryku do kwiku.
Wygląda na to, że Rogaś i Luni tylko na to czekali – wyskoczyli zza rogu zdzierając gardła w okrutnym ryku bojowym, unosząc nad głowy miecze.
Cóż, jak piórka to one nie ważą, a znając posturę i wagę Luniaczka, łatwo można było przewidzieć, że miecz go przeważył.
Oczywiste więc jest, że Remusik przewrócił się na plecy, robiąc przy tym klasyczny półobrót. O uszy obiło mi się jego ciche przekleństwo, kiedy wstawał w tempie prawie ekspresowym. Zakołysał się na piętach, choć nie mam pojęcia, jak, udając, że nic takiego się nie stało.
Sądząc po zrozumieniu, które ujrzałem na jego twarzy, to wtedy dyrektor zorientował się o co chodzi.
Luniek doskoczył do Jamesika z piskiem, zaczynając okładać go po głowie.
Zebrałem się z posadzki, ponownie zaryczałem i ruszyłem na nich jedną ręką przytrzymując te przeklęte szmaty, niechcący ukazując wszystkim swoje jakże seksowne, bose stopy.
Huncwoci zgodnie się na mnie rzucili, niby okładając z całej siły, a tak naprawdę to ledwie dotykając. Nie chciało mi się długo wyginać od tych jakże potężnych ciosów, tak więc z agonijnym rykiem osunąłem się na ziemię, będąc tym samym zmuszonym do zachowywania się jak trup. Nie mogłem sobie jednak odmówić tej przyjemności obserwowania, jak chłopcy piorą się przez następne kilkanaście sekund, które zakończyły się tym, że Lunatyk wylądował na tyłku z łoskotem obok mnie.
Niebywale tym faktem podniecony Jamie, uniósł obie ręce w geście triumfu, lecz Luni podniósł się z ziemi z cichym stękiem i nieco chwiejnie, ponownie na niego zaszarżował, przez co Potti stracił chwilowo równowagę.
Nagle, zza rogu, co wydaje mi się podejrzane, widocznie zwabiony tymi dźwiękami z drugiej części zamku z podziemi, wynurzył się woźny, ściskając przy piersi mopa. Widząc tłukące się zbroje wytrzeszczył oczy, po czym chwytając się kurczowoza serce, wydusił:
-O nie! To za dużo na me skołatane nerwy...
Po czym zemdlał, uderzając głową w posadzkę...
Jim wrzasnął ze złością i śmiechem jednocześnie, ponieważ z prawego sierpowego wyjechał mu Remi, robiąc wgniecenie w zbroi na piersi. A niby to taki delikatny jest... Jim zrewanżował mu się niemal natychmiast, chwytając go za barki, właściwie bezproblemowo ciskając nim o ścianę. Z lekka zaniepokoił mnie fakt, że legł w bezruchu pod ścianą, ale, jak sądzę, udawał pokonanego.
Stwierdziwszy, że nie chce mi się tak leżeć, podniosłem się i z wrogim pomruko-rykiem rzuciłem się na Pottera, zwalając go z nóg. Zaczęliśmy się oczywiście bić, tłukąc na oślep pięściami i wierzgając wściekle nogami. Kiedy odczułem naprawdę solidne zirytowanie od nieustannie przygniatającej czy tłukącej mnie blachy, nie bez trudu, zadyszany, przygniotłem Rogacza do podłogi i próbowałem zdjąć mu nagolenniki, mając na celu jakże szczytne zatopienie zębów w mięsie jego łydki.
Nagle zmieniając swe zamiary, poderwałem się z ziemi, pozwalając tym samym Jamesowi wstać, po czym dopadłem do miecza Remka i na początku wykonując piękny półobrót, rąbnąłem go w brzuch, zwalając przy tym tę osobistość z nóg.
Biedny zgiął się w pół i przyrżnął plecami w ścianę. Chłopak udał martwego, a ja zacząłem się zastanawiać, czemuż to dyrektor pozwala nam na tę akcję.
Zostawiając tego typu problemy na dalszy plan, stwierszam, że chyba za bardzo wczułem się wrolę, ponieważ z dzikim okrzykiem natarłem na Hagrida, który pojawił się na horyzoncie, patrząc na nas z wręcz niepomiernym zdziwieniem.
Doskoczyłem do niego, wydając z siebie powalone odłogsy i wrzeszcząc coś, czego sam nie rozumiałem, na co Rubeus, bez jakichś makabrycznych problemów, podniósł mnie sobie przed twarz przyglądając się mi ze zdziwieniem ale i uśmiechem.
Rrzucałem się, ryczałem, darłem się, że go zabiję, tylko go dosięgnę i nadal próbowałem go atakować.
- Dość! – zawołał w końcu dyrektor, kiedy udało mi się dosięgnąć pięścią nos Hagrida. Zaskoczony przestałem się wierzgać i gajowy mógł mnie postawić naziemi, co też u czynił. Łypnąłem na niego spode łba, sapiąc ciężko. Odwróciłem się do towarzyszy broni i walki ulicznej. Jim usiadł, a Rem wstał, chwiejnie podchodząc do jakiejś Ślizgonki. Uniosłem brwi, patrząc na jego poczynania.
Remus, niebywale inteligentnie, skłonił się z galanterią w pas, po czym prostując się, wypalił uroczyście:
- Jestem rycerz Lunatyk, smukła dziewico!
Rogaś, wyraźnie robiąc się zazdrosny, podbiegł do dziewcza, odpychając rycerza Lunatyka od facetki i złapał ją za rękę.
Bardzo energicznie ją potrząsając, powiedział:
- Bardzo miło mi ciebie poznać, nadobna pani!
Wszyscy wybuchli śmiechem, raptem bardzo rozbawieni. Wie ktoś, dlaczego?...
Jimmy uniósł przyłbicę, aby obetrzeć pot z twarzy, uśmiechając się przy tym niebywale szeroko. Rem podniósł się z ziemi, to nic, że ponownie tego młodego dnia i zdjął hełm, patrząc na Jamiego obrażonym wzrokiem. Odgarnąłem tłuste od oliwy włosy z twarzy i gdy wziąłem jeden ich kosmyk do ręki i spojrzałem na niego, jęknąłem żałośnie osuwając się pod ścianą.
A jeśli dodać ten smród octu... Byłem wtedy jak Snape!
- Nie martw się – powiedział wesolutko rozpromieniony jak słońce w południe wśrodku lata Lupek, podchodząc do mnie. – Przecież możesz użyć czarów! – zawołał, po czym rozłożył ręce, pochylając lekko głowę i w jakże wdzięczny sposób, okręcił się wokół własnej osi.
Nie ma to jak inteligencja, czyż nie?...
Muszę po prostu opisać jeszcze jedną rzecz, która to stała się gdzieś tak w połowie września. Mój sen oraz pierwszą imprezę w wieży Gryffindoru, w której uczestniczyłem:
Spałem sobie smacznie, jak zwykle zapewne głośno chrapiąc, śniąc o różnych głupotach. W pewnym momencie, scena mojego snu zmieniła się, przez co przestałem biegać na waleta po łączce pełnej pachnących i kolorowych kwiatków, tylko stałem pod prysznicem. Zamiast wody, ze słuchawy płynęła czekolada.
Nie żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało, ależ skąd... Naturalnym u mnie odruchem, sięgnąłem po gąbkę. Chwyciłem również coś, co powinno być mazią, której używałem do kąpieli. Zamiast niej, była jakaś truskawkowa galaretka. Dość płynna, na szczęście. Nie powiem, wyglądała na prawdę apetycznie.
I wtedy oto zauważyłem, że kabina jest z wafla, a okno z cukru, tak sądzę. Przynajmniej na takie wyglądało, matowe, niezbyt przezroczyste...
Choć może to tylko moje skojarzenie z tą taką mugolską bajką, którą kiedyś opowiedział nam Remus. Nagłym, niebywale inteligentnym pomysłem, otworzyłem usta i zacząłem wyłapywać tę słodką ciecz, imitującą wodę. Kiedy wypiłem kilkanaście łyków czekolady tak dobrej, jakiej w życiu jeszcze nie miałem szczęścia ani okazji jeść, zacząłem myć swe szlachetne, lewe ramię. Słysząc dźwięk otwierających się waflowych drzwi kabiny, automatycznie się w ich kierunku odwróciłem. Nie zdołałem pohamować przerażonego okrzyku, kiedy ujrzałem wpychającego się do mnie nagiego Hagrida. Widok to był straszny...
Zatkało mnie po całości, wcisnąłem się plecami w ścianę. Upuściłem gąbkę, która niewiadomo czemu, nagle zmieniła się w niebywale szorską cegłę. Kiedy łupnęła o dno brodzika, zorientowałem się, że strasznie mnie piecze myte dopiero ramię. Spojrzałem na nie i wytrzeszczyłem oczy - było zdarte ze skóry do mięsa, kilka włókienek mięśni sterczało luźno w górze, pozawijane i poskręcane niczym poprzypalane włosy. Żeby było lepiej, Hagrid, z miną napalonego zboczeńca, docisnął mnie do ściany. Zrobiłem wielkie oczy, nagle zaczynając cierpieć na dość powrzechne schorzenie, zwane potocznie "Zespołem Karpia". Tak, tak... Opadła mi szczęka, a patrzały mało nie wyleciały z orbit. Gajowy zblizył swoją twarz do mojej, przymykając swe wielkie, krowie gały. Pokaźnym ciałem unieruchomił moje, nie mogłem się chociażby szarpnąć. Z rosnącym przerażeniem wpatrywałem się w niego, gdy wywalał na wierzch język wielkości mojej ręki, zapewne z zamiarem władowania mi go do ust.
Nie pomyliłem się...
To był najgorszy ślimak w moim czternastoletnim życiu. Mało się nie porzygałem.
Nie wiem, kiedy to się stało, kiedy Hagrid i łazienka zniknęli, a kiedy na powrót znalazłem się w swoim łożku, budząc się z rozdzierającym wrzaskiem.
Po drodze zaryłem głową o kant szafki nocnej - pewnie znowu kumulowałem siły w jakiejś pogiętej pozie, ale mniejsza - lecz nie zwróciłem na to uwagi.
Zacząłem się miotać, młócąc wściekle powietrze pięściami. Przez te kakofonijne ryki, przebiła się jakaś szamotanina i szybkie kroki. Myśląc, że to Hagrid, zamotałem się jeszcze bardziej, niechcący wplątując w kotary łóżka. Zaskomlałem, czując, że ktoś próbuje chwycić mnie za twarz.
- NIEEE!!! - wyprułem się. - ZABIERZCIE TĘ WŁOCHATĄ BESTIĘ!!!
W tej wścieklej szamotaninie zwaliłem się na podłogę, podcinając przypadkowo ktosia. Znów poczułem czyjeś dłonie, tym razem we włosach.
Na pokrywy śmietnikowe Hagrida, te były zdecydowanie za małe.
- Durniu, przestań dziczeć, to ja! - warknął poirytowany głos Luniaka. Uspokoiłem się w mgnieniu oka, dzięki czemu kucający obok mnie Huncwoci mogli pozbyć się oplątujących mnie zasłon. - Co ci strzela to tego łba? - burknął blondyn, przecierając zaspane jeszcze oczy.
Prychnąłem obrażony, krzyżując dłonie na piersiach.
- Ciekawe, jak ty byś zareagował, gdyby pod prysznicem napadł cię gajowy i zaczął ładować ci ozora go gardła!
Potter i Lupin wyłożyli się ze śmiechu na podłodze. Śmiertelnie obrażony wstałem, kiedurjąc się w stronę łazienki, bo od tego koszmaru byłem zlany potem. Po drodze wyjrzałem przez okno, zastanawiając się, cóż mnie dzisiaj spotka.
Pierwszą lekcją, jaka nas czekała, była transmutacja. Uznałem, że temat lekcji nie był godny mej uwagi, więc, by jakoś sobie urozmaicić czekanie do dzwonka, za każdym razem, kiedy psorka odwracała się do klasy tyłem, udawałem, że macam ją po tyłeczku. Wykonywałem pantomimę, że głaszczę owe pośladki, ściskam je w dłoniach, podszczypuję, w pewnym momencie zacząłem je na niby lizać i podgryzać.
Zesztywniałem, gdy usłyszałem jej głos, najwyraźniej skierowany do mnie:
- Black, myślisz że nie widzę co ty wyprawiasz?
Trwałem chwilę z wywieszonym językiem i przymkniętymi powiekami. Mowę odzyskałem dopiero po kilkunastu sekundach.
Chrząknąłem teatralnie.
- A że tak się uprzejmie spytam, to skąd pani wie, co ja wyprawiam? Ja przecież tylko siedzę! - Udałem pokrzywdzone niewiniątko.
Schowany za moimi plecami Remi krztusił się ze śmiechu.
Nie wiem, po co James wlazł pod ławkę.
Peter otwarcie chichotał.
- Tylko siedzę – zasyczała, przedrzeźniając mnie.
Poczułem się urażony, lecz natychmiast mi to minęło, kiedy ujrzałem tak przeze mnie lubiane zjawisko: nozdrza się jej zwęziły. I znowu pojawia się pytanie; To celowe, czy tylko taki tik?
– Tak się ciekawie składa, Black, że może i stoję do klasy tyłem ale widzę, iż pan udaje, jak to namiętnie obmacuje mnie pan po tyłku.
Zrobiło mi się z grama głupio, nie powiem. Mimo to, uśmiechnąłem się szeroko, słuchając śmiechu uczniów, na które chyba złośliwie profesorka pozwalała.
- I że tak powiem, panie Black, ja mam oczy z tyłu głowy, więc widzę.
- To nie w zadku? – palnąłem głupio, nie mogąc powstrzymać swego idiotyzmu wszczepionego mi prze Pottera ze trzy lata temu. Zakryłem sobie usta dłonią, udając skruszonego.
- Tak, mam wielki tyłek i mam w nim oczy.
- Ale pani profesor... – musiałem jakoś ratować sytuację, pani profesorka nie była gruba i tyłka też wielkiego nie miała. Nie chciałem, aby przeze mnie niewinna niewiasta popadła na anokreksję czy coś w tym stylu w chęci odchudzenia się.
– Pani tyłek jest no... Nie jest gruby, wręcz przeciwnie. On jest idealny. Taki seksowny, ten idealny przedziałek nadaje im ponętnego kształtu soczystej brzoskwini...
- Dość! - zawołała. -Wiesz co cię czeka, Black.
- Wiem, szlaban. - Spuściłem głowę, ukrywając pełen zadowolenia uśmiech.
Po lekcji zostałem i dowiedziałem się o szlabanie. Mam czyścić jakieś oszklone szafki w sali pamięci...
A później całą przerwę i kawałek następnej lekcji wysłuchiwałem, jak James i Remus bezczelnie sobie ze mnie kpią. Wybraliśmy się z tej okazji na spacerek po błoniach.
Było... Zimno. Mróz szczypał nas w odkryte policzki, lodowaty wiatr targał włosy i ubrania, szaliki łopotały za nami jak wściekłe. Mało kto zdecydował się na wyjście z zamku, by stąpać po stwardniałej na kamień ziemi. W polu mojego widzenia, gdy obracałem się wokół swej szanownej osi, byli tylko Remi, Jamie, Peter i... Sev.
- Cześć Smarku! - wydarłem się, chcąc mieć pewność, że na pewno mnie usłyszy. Usłyszał, bo zatrzymał się jak wryty, rozglądając się nerwowo. Podeszliśmy bliżej, a nasz drogi nietoperek stał jak wmurowany.
- Wiesz co? - dodałem, próbując nawiązać coś na rodzaj dialogu. - Ostatnio gdy byłem w Hogsmeade, zobaczyłem idealny gwiazdkowy prezent dla ciebie, Severusku... Czy szampon o zapachu truskawek by cię ucieszył?
Peter, jak zawsze zresztą, gdy powiedziałem coś ja albo James (norma...), zaczął się śmiać. A śmiech jak zawsze miał tak głupkowaty, że nie mogłem powstrzymać choćby lekkiego uśmiechu. Snape sapnął ciężko przez nos, wyciagając różdżkę.
Słyszałem, że któryś z Huncwotów szarpie się ze swoim płaszczem, by również wyjąć owy przedmiot. Machnąłem ręką za plecami, dając temu ktosiowi do zrozumienia, by jej nie wyjmował. Następnie rozłożyłem ręce, podchodząc bliżej do Smarka.
- Sevciu, Seviczku... Na co ci te nerwy? Święta zbliżają się wielkimi krokami, a ty co? - Zacmokałem, kręcąc głową. Porwałem Ślizgona w objęcia, mocno do siebie przyciskając.
Charknął coś niezrozumiale.
Kołysałem go jeszcze chwilę, gadając jakieś dziwne rzeczy o miłości, szczęściu, jemiole i robieniu dzieci. Kiedy łaskawie go puściłem, był już karmazynowy ze złości.
Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, łapiąc go palcami za policzki.
- Nie denerwuj się tak, rybeńku! - zapiałem, robiąc mu "bobaska".
Szarpnął się, wyrywając mi.
Przybrałem święcie zdumioną minę.
- Ale... Sev, o co ci chodzi?
- A tobie o co, Black?! - warknął, ściskając mocno różdżkę.
Uniosłem brwi.
- Jak to: o co?... Ta noc nic dla ciebie nie znaczy?...
Snape zamrugał, zbity z tropu.
- Jaka noc?
- CO?! - wydarłem się, zdzierając gardło.
Mój głos potoczył się echem po błoniach, ginąc w porywistym wietrze. Przyłożyłem dłoń do czoła.
- Jaka noc... Jaka noc... Nie wmawiaj mi, że nie wiesz, o co chodzi! Ta, którą spędziliśmy razem, ta piękna, upojna, gwieździsta noc!...
Usłyszałem parsknięcie Lunatyka.
- Nie śmiej się! - jęknąłem. - Ja tu mam zawód miłosny, nie widzisz tego?!
Odwróciłem się, by na niego spojrzeć.
Zgiął się w pół, krztusząc się z radości. Zdrajca...
Ponownie popatrzyłem na Severusa.
- To nic dla ciebie nie znaczyło?... Tak nic, zupełnie?
Gapił się na mnie tymi czarnymi oczami jak na osobę co najmniej chorą psychicznie.
Uwiesiłem mu się na szyi, stęknął pod moim ciężarem.
- Severusie, ja cię kocham! Dlaczego ty mi to robisz?! - szlochałem w srebrno-zielony szalik. Próbował mnie odepchnąć. W zamian za to, jeszcze mocniej się w niego wtuliłem. - Jak możesz być tak nieczuły?! Najpierw jęczysz z rozkoszy, a później mi wmawiasz, że nie wiesz, o co chodzi... Draniu! - zawyłem, odsuwając się. Sprzedałem mu prawego sierpowego, udając urażoną niewiastę, po czym odwróciłem się na pięcie, biegnąc w stronę zamku z efektownym: "Buuuuu!!!". Huncwoci kotłowali się gdzieś za mną. Przystanąłem dopiero w zamku, chłopaki spojrzeli na mnie jak na debila. Śmiali się jednak.
- Co ci odwala? - spytał Luniek.
Wzruszyłem ramionami, dysząc od biegu.
- Nic, po prostu zachciało mi się trochę ponabijać ze Snape'a.
- A ja złapałem chęć na rozwalenie we wszystkie cztery strony świata wieżę Gryffindoru... - mruknął Jamie, uśmiechając się lekko.
Również rozciągnąłem wargi, wzrok kierując na Luniaczka.
- Remi, wyciszysz wieżę, prawda?... Wiemy doskonale, że umiesz to zaklęcie.
Skinął głową.
- Lubisz pytania retoryczne...
Zatarliśmy zgodnie ręce.
Muzyka łupała ze ścian (Ahh, magia...) dobrą godzinę, przez którą nie działo się nic szczególnego. Normalnie, wszyscy tańczyli albo siedzieli, tu i tam ktoś coś jadł, ktoś coś pił, rozbrzmiewały niewyraźne śmiechy. Z czystych nudów, które powolutku zaczynały mnie ogarniać, odlepiłem się od ściany, podchodząc do stolika. Nalałem sobie ognistej do szklanki, którą to zorganizowali panowie z siódmych klas. Osuszyłem jej zawartość jednym wychyleniem. W gardle poczułem żywy ogień, widok lekko mi się zamazał. Kaszlnąłem w zaciśniętą pięść. Od razu nabrałem ochoty na zabawę. Gdzieś w tłoku zobaczyłem Jennifer.
Nalałem sobie jeszcze, idąc w jej kierunku. Wyminąłem grupkę dziko wymachujących kończynami dzieciaków z trzeciej klasy.
Stuknąłem Aniston w ramię, odwróciła się do mnie.
- Cześć!!! - wydarłem się, żeby przekrzyczeć muzykę. Cóż... Staliśmy właśnie pod ścianą. Skinęła mi głową w odpowiedzi. Upiłem łyk zawartości szklanki. Tym razem nie zrobiła na mnie już takiego wrażenia. Oblizałem się bezwiednie.
Wymieniliśmy spojrzenia, po czym zgodnie skierowaliśmy się w stronę Luńka i Pottera. Luniaczek właśnie spontanicznie pił sobie wspaniałą wihisky z gwinta butelki. Odessał się akurat wtedy, kiedy podeszliśmy z Jen.
Zacisnął powieki, usta i nos wciskając w rękaw szaty.
- Daje kopa - wykrztusił po chwili, odsuwając twarz od materiału.
Roześmialiśmy się głośno. Popatrzył na nas szczerząc kły w uśmiechu. Porwałem Jen w objęcia, nie pytając jej o zdanie, tylko jasno mówiąc, że chcę z nią zatańczyć.
Rzuciliśmy się między innych tańczących Gryfonów z donośnym rykiem bojowym. Był aż nadto słyszalny, wszak była którka przerwa między dwiema piosenkami.
- Nie! - wrzasnął Lunatyk. Wszyscy odwrócili się w jego kierunku. - Puszczaj mnie, idioto! - sapnął blondynek, uwięziony w miażdżącym uścisku pijanego Glizdka.
- Ten już zalany? - zdziwiła się Jen. Popatrzyłem na nią.
Zabrałem ręce z jaj talii, drapiąc się po głowie.
- Chyba...
Przechylając łepetynę, patrzyłem, jak Peterek obejmuje Luniaczka w pasie, podrygując dziwnie do piosenki "Footlose". Remusek oczywiście się szarpał, bo na taniec wyraźnie nie miał ochoy. Glizdek raptem zmienił zdanie. Zamiast parodiować mambo, rzucił się w namiętne tango. Chwcił jedną luniakową dłoń, wyciągnął rękę i powłócząc nogami, przeszedł dziesięć kroków. Gwałtowny obrót, od którego obaj mało nie zaliczyli gleby i znów dziesięć kroków. Śmiechy Gryfonów stawały się coraz wyraźniejsze. Luniek za to wyraźnie był pełen sprzecznych uczuć. Widać było, że się wkurza, hamuje od śmiechu i ma ochotę rozszarpać Glizdogona.
Po kilku obrotach wywrócił oczami i zaczął jakoś z Glizdusiem współpracować. Wyglądało to całkiem sympatycznie, dopóki remusowe tęczówki nie rozbłysły na chwilę żądzą mordu - Glizdogon złapał go za tyłek.
Szarpnął się tak gwałtownie, że obaj upadli, Peter był "na górze", między luniakowymi nogami. Gryfoni jeszcze głośniej się roześmiali, a Jen, widać nie mogąc już patrzeć, jak Remus się szarpie, podeszła do nich i z rozmachu zasadziła Glizdogonowi brawurowego kopa prosto w zad. Podjechał przez to nieco do przodu, Luniaczek się skrzywił, a Pet zawył, odchylając głowę do tyłu.
Zgiąłem się w pół, rechocząc jak dziki. Nie no, pięknie to wyglądało...
James również wyraźnie już nie wyrabiał.
Kiedy usłyszałem bolesne: "Aah!" Remusa, kiedy Pet władował mu kolano w krocze, omal ze śmiechu nie upadłem.
- Złaź, downie! - jęknął blondyn, usiłując go z siebie zepchnąć.
- Ale ja się kocham!...
- ZEJDŹ!!! - pruła się Jen, ciągnąc go za spodnie.
Nie miała jednak na tyle siły, by jednym pożądnym pociągnięciem go ściągnąć z przygwożdżonego Luniaka, więc próbowała to zrobić kilkoma lżejszymi.
Nie muszę więc ci chyba mówić, pamiętniku, że wyglądało to tak, jakby usiłowała przerwać... Hmm... Jak to ująć... O, wiem. Akt kopulacji Petera i Remusa.
Stwierdzając, że albo padnę ze śmiechu, albo im pomogę, doczołgałem się do nich na kolanach, prawie lejąc w gacie. Do podobnego wniosku najwyraźniej doszedł również Jamie, bo obaj podnosiliśmy się z klęczek.
Śladami Aniston, chwyciliśmy Petera za spodnie i solidnie pociągnęliśmy. Polecieliśmy całą czwórką do tyłu, przywalając plecami w kamienną posadzkę. Pettigrew zwalił się na nas jak worek kartofli. Z naszych gardeł wydobyło się zgodne, potrójne jęknięcie. Poturbowany Luniaczek natychmiast usiadł, a po chwili już stał na nogach. Wygrzebałem się spod mety i Glizdka, dopadając do Luniaka - wyjmował różdżkę.
- Nie, Syri, zostaw mnie! Muszę go zabić! - warknął, kiedy chwyciłem go w pół i zacząłem odciągać jak najdalej od Glizdka. - Puść mnie, chce mu tylko dorobić ośle uszy!
- Serio? - zapytałem dla pewności.
Skinął głową, patrząc mi w oczy. Puściłem go. - No to dobra, byle szybko.
- Dobra, dobra... Kilka sekund i bawimy się dalej - mruknął, siny ze złości. Podszedł do Glizdka, ktory gapił się na niego jak na elfa.
Nie dziwię się w sumie, wszak elfy są piękne.
Wycelował mu różdżkę prosto między oczy, by skromnie zawołać:
- Drętwota!
Peterek legł nieprzytomny.
- No, teraz możemy się bawić! - oświadczył, chowając różdżkę do wewnętrznej kieszeni szaty.
Minęła kolejna godzina, łącznie wszyscy szaleli blisko dwie i pół godziny. Za oknami było już całkiem ciemno, blisko trzy czwarte obecnych była co najmniej lekko wstawiona. W tym i ja, oczywiście...
Właśnie okręcałem wokół siebie jakąś nieznaną mi z imienia dziewczynę z czerwonymi włosami (farbowane, zapewne), kiedy dostrzegłem Jamesa i Lunia.
Puściłem dłoń owej czerwonogłowej dziewuchy, przez co poleciała bezwładnie ze dwa metry w bok, nadal wirując. Odwróciłem się, słysząc gwizdy męskiej części sali. To na moj widok tak ich zachwyt wziął?...
Zgarnąłem pierwszą lepszą butelkę ognistej ze stołu, szukając źródła owej reakcji.
Upiłem kilka łyków tej palącej w gardło cieczy, gdy ujrzałem na stole tę od czerwonych włosów. Uśmiechnąłem się do siebie, patrząc, jak zaczyna się lekko kołysać w rytm piosenki "Hungry Eyes".
Z całkowitym brakiem jakichkolwiek oznak niezadowolenia obserwowałem, jak rozpina kolejne guziki bluzki, odsłaniając coraz więcej szupłego, opalonego ciała. Śpiewając graną właśnie piosenkę, zakręciła zdjętą koszulką nad głową i rzuciła ją w "widownię", rozległy się gwizdy i brawa.
Męskiej częśli sali, oczywiście... A i owszem, przyłączyłem się do nich.
Sięgnęła do spodni, zostawiając luźno wiszący szkarłatno-złoty krawat. Pasek, guzik, suwak... Kiedy zsuwała je z tyłka, rozległ się zdziwiony, jakby z lekka rozjuszony głos Longbottom'a:
- Co tu się dzieje?! Theodail, złaź w tej chwili! - zarządził.
Wszedł na stół, stanął obok niej.
Zachichotała, zarzucając mu ręce na szyję.
Objął ją w pasie, ściągając z mebla.
- Może ją ktoś odprowadzić na górę?
Podeszła Evans i jakaś blondynka. Widok mi się mazał, nie ogarniałem już osoby tej drugiej.
- Gdzie jest Davis, do cholery?! - zbulwersował się Frank. Drgnąłem, rozglądając się. Nigdzie nie było go widać.
- Nie wiem! - odkrzyknąłem, podchodząc do niego. - Nie widziałem go w zasadzie od... Ja wiem, z godzinę lekką ręką.
Frank zaklął.
- Prefekt... - mruknął do siebie.
Wzruszyłem ramionami, chwiejąc się lekko. Dla mnie cała ta impreza chyliła się ku końcowi, bo niedługo potem tak jak padłem, tak zasnąłem. Nigdy w życiu nie zapomnę bólu głowy następnego ranka... No i trzymania głowy Jamesa nad kiblem.



W następnej notce będzie Syri z Judy na życzenie Doo, w formie retrospekcji. I prawdopodobnie wprowadzę też wątek Lily i Jamesa.
I przypominam:
KOMENTOWAĆ! :D

Komentarze:


Doo;)
Niedziela, 05 Czerwca, 2011, 04:59

Jestem już :-)
Batalia o łazienkę była świetna, w całym tym fragemncie, tradycyjnie, rozwalał mnie Twój specyficzny, ale przezabawny styl wypowiedzi.
Natomiast następna scena, lekcja... Boże, rozwaliło mnie to totalnie. No normalnie klasa downow! :-D Od razu mi się przypominają opowieści mojego kolegi, który kończy trzecią gimnazjum, jego lekcje wyglądają całkiem podobnie... I ten nieskapnięty Luniek i Matt :-D Nie podobało mi się troszkę jedynie, że nie mieli szat (nauczyciel, Meta), co pozwoliło wkraść się mugolskiej szkole.
A scenka później... Nie mogłam się nie zaśmiać, gdy wyobraziłam sobie Syriego, potykającego się na twarz z kwikiem. I Remuska, zbyt lekkiego na miecz...
Jeśli chodzi o sen Syriusza to od początku wiedziałam, że będzie miał jakieś seksualno-sadystyczne zabarwienie, heh. Scenka ze Severusem też niezła, ale impreza i uchlany Pet wymiata :-D.
Było sporo literówek, ale mi to jakoś nie przeszkadzało. Ogólnie podobał mi się Remus w tym wpisie-wydawał się jakiś delikatniejszy i bardziej błyskotliwy, niż zazwyczaj.
Mam nadzieję, że komentarz wystarczająco długi mi wyszedł. ^^
Wpadnij do mnie i czekam z niecierpliwością na następne wątki, które wymieniłaś na końcu.

 


Szczurek
Czwartek, 09 Czerwca, 2011, 22:29

Fajna ta notka ! Inna od tamtych, ale ma swój urok :) Ta lekcja - nauczycielka w ogóle sobie nie radzi. Ale dzięki temu zawsze jest ubaw xD Kilka sytuacji jest niemal z mojej lekcji :D
Topielec wychodzący z pod podłogi, a po chwili dwóch walczących ze sobą rycerzy . . . Okrutnie śmieszne :D Impreza też nie gorsza ;)

Czekam na następne wpisy


A! I pięćdziesiąta notka, więc życzę weny. Obyś dotrwała do kolejnych tylu :)

 


doudoune moncler femme pas cher
Wtorek, 23 Września, 2014, 09:40

I actually aren't getting what it can suitable for from the start. Could it be a lot more then just the latest/greatest tool in which will exactly what each of the some others perform anyway? <br />. -= Dennis Edell's very last website... Remark Contest, sweepstakes as well as Reward Those who win : Next month! =-.
<a href="http://www.laskar.fr/moncler-pas-cher/" >doudoune moncler femme pas cher</a>

 


burberry scarves
Środa, 24 Września, 2014, 17:45

There are usually cons when you compare a physical object by some other subject., From the above items My partner and i reckon you will have likened a ipad tablet using a Atom run Laptop Very well Some know some points that are not really in Apple's apple ipad. Nevertheless a great ipad tablet has its limits, it has a good traits. You can easily have and contains fine overall performance. I will say ipad tablet will even a superb reach including iPhone.
burberry scarves

 


hogan scarpe
Sobota, 04 Października, 2014, 00:31

Basically info! You actually answered the problem My partner and i posted on StackOverflow.
hogan scarpe

 


mont blanc pen
Sobota, 04 Października, 2014, 00:31

Got similar problems in order to over, incapable Kservice, subsequently discovered spoolsv. exe attempting to call up away. Looked at upward and located it is a respectable Microsoft company iphone app to get printer/fax spooling. BUT it ended up being contacting 193. 114. 117. 134 and that is no aside from BSKYB, currently can be that regarding??? <br />I reckon this really is almost all an awful item of c***p, and ought to get larger publicity to protect the naive open SBB induced our COMPUTER to boot DEFINITELY slowly but surely, and stoped F_Secure contact form loading accurately. <br />I observed this by placing KService to launch "manually" instead of the standard "Automatic" not just sped up the actual trunk period connected with this LAPTOP OR COMPUTER but in addition permitted the particular Firewall to load accurately. <br />On another notice F-Secure not too long ago updated it is adult handle (web page filter) this recent post on ended SBB by perhaps getting the logon machine aside from really loging with. <br />To permit SBB to function I use were required to explicitly allow the folowing internet sites, static1. atmosphere. com, dms. vod. skies. com, alb. vod. atmosphere. com, 82. tips. 7. forty six. <br />I have documented that to help F-Secure in addition to I am looking ahead to an answer.
mont blanc pen

 


wkffkoz@gmail.com
Niedziela, 05 Października, 2014, 02:11

Great Seller. Vera shoe was in PERFECT NWT Condition. Would buy from again.

 


moncler paris
Środa, 08 Października, 2014, 13:16

The simplest way to shift documents through the personal computer to ipad/iphone and al revés will be iFunbox a new terme conseillé simple to use course that one could simply come across online.
moncler paris

 


fkpcyswc@gmail.com
Czwartek, 16 Października, 2014, 18:34

thanks this is just what i was looking object of! i am bookmarking this any longer

 


montblanc pens sale
Piątek, 17 Października, 2014, 04:24

i just wanted for you to thank you for this specific. that allowed me to considerably having a task i just concluded. initially my partner and i experimented with just using simplexml to see some sort of 400mb xml file as well as properly, php has not been having your. now this could create 20k data files but it really removes them whether it is carried out and also almost everything is usually performing fantastic. thanks a lot!
montblanc pens sale

 


goedkope canada goose
Piątek, 17 Października, 2014, 04:24

apple iphone 4 released simply by Maxis, DiGi; nevertheless which contains better options to get subscribers? <br />By LEONG STRUNG YEE
goedkope canada goose

 


christian louboutin pas cher
Piątek, 17 Października, 2014, 16:38

Simply pay for the music. Therefore you is not going to hold the lawful troubles. Is it really worth this?? Anyone are<br />the holder of these tracks. The truth is... When one buys a CONCEPT ALBUM as well as acquire. It is just a licence that you<br />purchased.
christian louboutin pas cher

 


doudoune homme moncler
Piątek, 17 Października, 2014, 16:38

The best one is Songza.. actually workable personally.. Imitation Bell&Ross 46MM
doudoune homme moncler

 


christian louboutin
Piątek, 17 Października, 2014, 16:38

Obtaining will be negative... mm kay! RIAA around states problems... Pay for your personal music, have a tendency take this.
christian louboutin

 


KD for sale
Sobota, 18 Października, 2014, 18:42

One night he and Donna hired a guide who said he could get a snook for Kernon on a fly. Until a few years ago, astronomers thought life was only likely to be found on or around planets circling stars like our sun. One more thing I notice that most 'thinking big' people do not have the money to do big things.
KD for sale

 


barons 13s
Sobota, 18 Października, 2014, 18:43

The cost of each lead is the lowest as compared to advertising or door knocks.". While there is much to be celebrated in this, here I want to open up some questions about the regulatory elements of this public emergence of a discourse of desire. The answer is very clear: It may have taken a little longer, but it has taken place.
barons 13s

 


canada goose homme
Niedziela, 19 Października, 2014, 22:54

Another invisible detector will be Ystatus. com. News will be extra shortly.
canada goose homme

 


sac longchamp solde
Niedziela, 19 Października, 2014, 22:54

Amazing do the job! Love seeing typically the stream and understanding how some scaled-down web directories function. <br />Thanks!
sac longchamp solde

 


sac longchamp
Niedziela, 19 Października, 2014, 22:54

will not perform my spouse and i succeed 8 insurance sixty-four bit. and still have mistake You will have called the idea Titanic, this way it is going to declare syncing Ship.
sac longchamp

 


cheap dre beats
Poniedziałek, 20 Października, 2014, 12:50

I actually please read on tweets last night which Harry Reid might be guiltiness connected with pederasty. The reason hasn't already this individual dealt with these types of suggestions?
cheap dre beats

1 2 3 4 »

Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki