Nowa ksiega Huncwotów! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Nienawidzę wakacyjnej nudy w nadmiarze. Zawsze wtedy do głowy przychodzą mi dziwne pomysły, czego efektem jest ta notka. Tylko mnie nie zlinczujcie, chyba wystarczająco jasno dałam w tekście do zrozumienia, że to nie jest na serio?...
Maleńki, brązowy króliczek patrzył dużymi, czarnymi oczkami zza krawędzi kartonowego pudełka na otaczający go świat. Poruszał szybko noskiem, wiercąc się. Nie miał pojęcia, gdzie jest, ani co go czeka. Zamarł, słysząc zgrzyt otwieranych drzwi. Ktoś do niego podszedł. Dwoje ludzi – jakaś wysoka postać z długimi, blond włosami i drepczące obok niej nadąsane mniejsze coś. Pochylili się nad nim.
Brązowy króliczek cofnął się w głąb pudełka, zaniepokojony. W sklepie zoologicznym po prostu siedział w klatce i czekał, aż ktoś go pokocha. Nie miał zbyt częstego kontaktu z ludźmi.
- Kochanie, to jest twoje zwierzątko. Będziesz się nim opiekował – powiedziała jasnowłosa pani.
- Królik – mruknął na to mały chłopczyk z nienaturalnie żółtymi oczami. Patrzył na niego z twarzyczką pozbawioną emocji.
Reja uśmiechnęła się, obejmując go ramieniem.
- Jak mu dasz na imię?
- Zabójca – odparł natychmiast sześciolatek.
Króliczek zastrzygł uszami.
Mijały dni. Remus karmił go świeżą trawką, karmą, warzywami i owocami, tak jak mówiła mu mama. Obserwował go bez okazywania jakichś szczególnych uczuć do niego, kiedy tuptał mu po podłodze pokoju i chował się pod meblami w salonie.
Do niczego nie chciało mu się okazywać uczuć. Ciągle bolało go ramię, źle się czuł, marnie spał i co noc się budził w mokrym łóżku. Często płakał i nie chciał jeść.
Nie był już tym samym roześmianym chłopcem, którym był zanim poznał drugą stronę natury Greybacka. Wcześniej właściwie nawet go lubił, był dla niego takim „przyszywanym wujkiem”, przyjacielem taty. Nie rozumiał, dlaczego nagle zrobił mu coś takiego… Już nawet nie chodzi o to pogryzienie tylko o to, jak i gdzie go dotykał i sam kazał się dotykać. To było… Straszne.
Wsadził małą rączkę do klatki, w której Zabójca jadł marchewkę. Wyciągnął paluszek i ostrożnie dotknął jego oklapłego uszka. Westchnął, kiedy króliczek zaczął mu obwąchiwać rękę. Wstał i wyszedł z pokoju, słysząc wołanie matki. Kiedy otwierał drzwi, w nos uderzyła go silna woń smażonych kotletów, gotowanej marchewki z groszkiem i ziemniaków. Przymknął oczy i stanął w progu kuchni, patrząc, jak mama kręci się przy blacie.
Ona też nie była taka sama. To… Ona nawet prawie nie przypominała jego mamy. Jego mama miała zawsze rozpuszczone, długie, puszyste i poskręcane blond pukle łaskoczące mu policzki, kiedy się pochylała. Uwielbiał je łapać i zaciskać w rączkach, zawijać niezdarnie na paluszki. Teraz były ciasno spięte na karku.
Uśmiech mamy też nie był ten sam. Owszem, wciąż był pełen miłości i ciepła, ale brakowało w nim radości. Jej śmiech nie brzmiał tak samo… Oczy nie lśniły w ten sam sposób, co kiedyś… Nie chodziła już w zwiewnych, kolorowych sukienkach tylko w szaro-czarnych spodniach i swetrach.
Ale pachniała tak samo. Pachniała kwiatami, letnią łąką otuloną delikatnym, ciepłym wiatrem..
Mały Remus kochał ten zapach.
Cichutko podszedł do niej, stając jej za plecami. Zadarł główkę, wychylając się, by popatrzeć na jej skupioną twarz i poważne, jasnobrązowe oczy. Wyciągnął rączki i przytulił się jej do nogi. Drgnęła i spojrzała w dół. Uśmiechnęła się i pogładziła go po włosach.
Właściwie… Robiła to tak jak kiedyś.
Oparł podbródek na jej nodze i wlepił wzrok w jej oczy.
Tak w zasadzie… To ciepło z nich nie znikło, tylko się przyćmiło. Może to z jego winy? Może… Może to dlatego, że od blisko roku był taki smutny i ponury? Może się martwiła?...
Westchnął, mocniej obejmując ją w kolanie i ponownie oparł policzek na jej udzie.
- Mamo… Kocham cię. Wies? – spytał i znów na nią zerknął.
Odłożyła drewnianą łyżkę, kucając obok niego. Trochę się przestraszył, kiedy zobaczył, że ma łzy w oczach.
Jej synek, jej jedyny syn, gwiazdka z nieba i ucieleśnienie jej szczęścia tak dawno jej tego nie powiedział…
Uśmiechnęła się do niego, a słone krople spłynęły jej po policzkach, kiedy mocno go przytuliła.
- Wiem, skarbie. Ja ciebie też kocham.
- Bajdzo? – posłał jej uważne spojrzenie oczu zbyt poważnych na sześcioletnie dziecko. Spojrzenie smutnych, złotych oczu…
- Najbardziej bardzo-bardzo – odparła.
W bladych, nieco zapadniętych policzkach pierwszy raz od bardzo dawna pojawiły się dołeczki uśmiechu. Pogładziła je kciukiem, nim pocałowała go w czoło ukryte pod postrzępioną, miodową grzywką.
- Za chwilę będzie obiad…
Brzuch Remusa zaburczał ostrzegawczo.
Potargała gęstą, jasną strzechę na jego głowie.
- Siadaj do stołu, kochanie.
Tak. W końcu postanowił coś ze sobą zrobić. Ileż można ciągle chodzić ze zwieszoną głową?... Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż był przygnębiony… Może po prostu już nie potrafił się śmiać. Może…
Tak właściwie… Kiedy stał się taki nieśmiały? Kiedy nadszedł ten moment, że utracił pewność siebie, chęć do podjęcia jakichś działań, jakiekolwiek zapędy przywódcze, pozwalając prowadzić się wszędzie tam, gdzie chcieli inni? Kiedy to się stało?... Kiedy stał się właśnie takim, jakim jest?...
Może… Może wtedy, kiedy jego ojciec pierwszy raz wrócił do domu pijany? Jego ojciec… Autorytet, światło, wzorzec… Niemal… Bóg.
Wiedział, że nigdy tego nie zapomni. Nigdy nie zapomni swądu alkoholu bijącego od jego osoby. Nigdy nie zapomni jego bełkotliwego głosu, niezrozumiałych słów i niekontrolowanych gestów. Wiedział, że nie zapomni jak upadł w progu, nie mogąc się podnieść. Nigdy nie zapomni tego, jak ze łzami na policzkach próbował go podnieść, a on krzyczał te wszystkie dziwne rzeczy… Wiedział, że już do końca życia będzie pamiętał te nieprzytomne, wodniste oczy patrzące na niego z taką obojętnością.
Pamiętał, że pod poduszką schował czekoladki, które dała mu babcia.
Uciekł pod ramieniem pijanego ojca i wpadł do pokoiku, dopadając do łóżka. Dorwał się do słodyczy i ignorując wyrzuty sumienia – mama zawsze mówiła, że po wieczornym myciu ząbków nie wolno jeść łakoci – zaszył się w kącie pod stołem i ją jadł. Patrzył jak ojciec miota się po domu, śmiejąc głośno i rozbijając kolejne talerze.
Nie… To nie był jego ojciec.
Może to głupie i niemądre. Może to śmieszne, wręcz żałosne. Może to naprawdę wzbudza politowanie, ale ta czekolada sprawiła, że czuł się jakoś lepiej. Już się tak nie bał.
Mamusi nie było, pracowała do rana. Był sam z ojcem… Nie. Był sam z tym obcym człowiekiem, który tylko był do niego podobny, bo nawet nie można powiedzieć, że wyglądał tak jak on.
To był tylko ten jeden raz, a niedługo potem…
Może to wiadomość o śmierci taty wyżęła go z resztek pewności siebie? Może… Może to ta perspektywa wychowywania się bez ojca tak na niego podziałała…
A może… Może to depresja mamy. Może właśnie to sprawiło, że tak zapadł się w sobie i bał się dać kolejny krok na przód. Może to, że został od niej zabrany na długie dwa lata, nim wzięła się w garść?
Nie wiedział. Chyba… Chyba nikt nie wiedział, dlaczego tak się zmienił.
Może to fakt, że w wieku jedenastu lat miał „skok na głęboką wodę” i nagłe odseparowanie od matki, z którą tak się zżył sprawiło, że był tym cichym chłopcem potrafiącym jedynie podziwiać innych z ukrycia?
Nie wiedział.
A może… Może to ten podświadomy lęk, że mama kiedyś sobie kogoś znajdzie… Że się zakocha, będzie chciała spróbować od nowa… Może towarzyszący temu fakt, że wtedy… Wtedy ten ktoś mu ją zabierze.
A kilka lat później pojawiła się ona. Jego siostra, Kilmeny.
Przez całe wakacje lubił na nią patrzeć. Lubił patrzeć na nią, jak i na matkę i na tego człowieka, który mu ją zabrał. Zabrał mu matkę…
Ta trójka tworzyła naprawdę wspaniałą rodzinę. Bez niego…
* * *
- Uhuhuhuu! No, no… Czego to ja się dowiaduję…
Zamknął oczy, rzucając się na łóżko. Ukrył twarz w dłoniach, wzdychając ciężko. Zwinął się w kłębek, chcąc zniknąć. Najlepiej po prostu wsiąknąć w materac i mieć spokój od nich wszystkich. Niestety, wciąż słyszał nadawanie Lunatyka.
- Jakiż casanova z siebie, Syriuszku! Łuhuł… Nocne schadzki, mmm! Robi się gorąco, oj taaak… - świergotał Remus, miotając się tanecznym krokiem po dormitorium.
- Wspominałem kiedyś, że jesteś idiotą? – warknął Black, na co Lupin roześmiał się jeszcze głośniej.
- Ależ, Syri! Ja się tylko cieszę twoim szczęściem! – Przestał skakać po komnacie, stając przed przyjacielem. Wsparł dłonie na kolanach, pochylając się. Zajrzał mu w rozzłoszczone, szare oczy. – Ty sobie nawet nie wyobrażasz JAKIE historie fruwają teraz po korytarzach Hogwartu! Black i Evans, cóż za gorący romans! – Objął się rękami w pasie i zafalował ciałem.
Syriusz wbrew sobie parsknął cicho, siadając. Objął poduszkę rękami.
- Kretyn z ciebie.
- Te domysły, spekulacje… Po prostu się zasiedzieli, czy to może coś więcej? A może się całowali? Może ze sobą są?! A… A jeśli… Jeśli zrobili… TO?! – Złapał się za głowę, zakręcił w miejscu i opadł bezwładnie na łóżko z głośnym jękiem. Wsunął ręce pod głowę i zachichotał. – Normalnie robię się zazdrosny…
Czarny uniósł brew, słysząc to. Lekki uśmieszek uniósł mu lewy kącik ust, kiedy wstał ze swojego łóżka i posuwistym krokiem podszedł do Remusa.
- Ach tak?... – zapytał, zniżając głos, dzięki czemu nabrał zmysłowego brzmienia.
Wilkołak popatrzył na niego uważnie, wyczuwając zapowiadające się, tak bardzo lubiane przez niego TE właśnie wygłupy. Przekręcił się na brzuch, wzdychając cicho.
- Ach tak – przyznał i ukrył twarz w pościeli.
Syriusz uklęknął nad nim, pochylając się. Położył mu dłonie na ramionach, lekko zaciskając palce.
- I cóż ja ci na to poradzę?
Pokręcił głową, zginając nogi w kolanach. Zamachał nimi lekko, trącając stopami w biodra Blacka.
- Nie wiem – przyznał powoli. Spojrzał na niego przez ramię, unosząc się na łokciach, przez co ich ciała spotkały się ze sobą. – A co zamierzasz?...
Przesunął mu nosem po policzku.
- Mógłbym uspokoić twe podejrzenia.
Zagryzł wargę, żeby się nie roześmiać. To by wszystko zepsuło. Bardzo lubił udawać różne zmyślone rzeczy, starając się wtedy zachowywać tak, jakby był aktorem na scenie w teatrze. Sprawiało mu to zwykłą przyjemność i cieszył się, że Syriusz podziela jego zamiłowanie do tych scenicznych zapędów. Nie przeszkadzało mu, że przeważnie robili właśnie coś takiego, sprawiając, że Peter wyglądał jakby dostał wylewu, a James upuszczał wszystko, co trzymał w dłoniach i wydawał z siebie dziwne dźwięki, bo… Bo po prostu to lubił.
Posłał mu pokrętny uśmieszek, odwracając głowę.
- Ach taak?...
Przysunął się jeszcze bliżej, kładąc mu dłoń na biodrze. Zanurzył nos w miodowych pasmach włosów jego przyjaciela.
- Tak… Właśnie tak… - Musnął ustami brzeg jego ucha.
Lupin podskoczył.
- Ej, ej! Bez takich, nie mogę się skupić! – Posłał mu rozżalone spojrzenie, a Czarny parsknął śmiechem. – No co?! Ciarki mam od tego!
Zafalował brwiami.
- Uuuhuhuh! Remusku, czyżby działał na ciebie męski dotyk? - Usiadł mu na pośladkach, wbijając knykcie w kręgosłup.
Stęknął cicho, wyginając się w łuk.
- Boli – burknął, po czym rozłożył się bezwładnie na szkarłatnej pierzynie. Zamruczał w kołdrę. – Bardzo możliwe – przyznał.
Syriusz zamrugał, zaskoczony.
- Jak to?
Wstał, zmieniając pozycję z leżącej do przyklęku. Położył dłonie na udach, wlepiając wzrok w przyjaciela.
- Normalnie – stwierdził, wzruszając ramionami. – Niby co w tym dziwnego?
- No… Dwóch facetów?
Machnął lekceważąco ręką.
- Miłość i sprawianie komuś przyjemności przez dotyk i seks nie mają nic wspólnego z płcią.
Szarooki przechylił głowę jak zaciekawiony szczeniaczek.
- Jak nie?
- No nie. Płeć jest tu kwestią upodobań…
Black wycelował w niego palec, szczerząc zęby w szerokim, rozbawionym uśmiechu.
- Biseks?
- Czas pokaże. – Wytknął mu język. – Bo wiesz, Syri… Żeby życie miało smaczek: Raz dziewczynka, raz chłopaczek!
Zarechotał.
- Nie miałeś jednego, ani drugiego.
- No nie miałem, ale to jest jedynie kwestia czasu – przyznał z lekkim uśmieszkiem, patrząc na Syriusza uważnie. Black lekko się zmieszał pod tym spojrzeniem.
- Co tak patrzysz?
Uniósł na chwilę brew i ramiona, nie przestając mu się przyglądać.
Uśmiech spłynął mu z twarzy, ustępując miejsca jawnemu zaniepokojeniu.
- No co, no?!
Rozłożył ręce i poprawił włosy, przekładając blond pukle do łokcia na jedno ramię. Popatrzył na Syriusza spod rzęs, opuszczając lekko głowę.
- Nic szczególnego, Syri…
Ręce Blacka opadły bezwładnie, kiedy cofnął się o krok i natrafił plecami na kolumienkę łóżka. Wytrzeszczał oczy na podnoszącego się z materaca wilkołaka i wcisnął się w drewniany, zdobiony filar, kiedy podszedł do niego i chwycił w szczupłe palce brzeg jego niedopiętej koszuli.
Zaczął gładzić materiał opuszkami, patrząc mu przy tym głęboko w oczy. Twarz miał poważną i niczym niezmąconą, wyrażającą napięcie, niepewność i podenerwowanie. W środku jednak umierał ze śmiechu i był z siebie naprawdę dumny, że nawet lekko nie drżały mu kąciki ust. Przespacerował się dłońmi od jego brzucha, przez ramiona i do szyi, obejmując go za nią ramionami. Przysunął się tak blisko, że stykali się ciałami. Wsunął mu kolana między uda, stając na palcach, by móc sięgnąć ustami jego warg.
- Co ty robisz… - wymamrotał.
Pokręcił lekko głową, przymykając oczy.
- Nie wiem… - szepnął. Westchnął cicho, dmuchając mu delikatnym, ciepłym oddechem na usta. – Ale nie chcę przestawać.
Nie odpowiedział, w myślach gorączkowo szukając wyjścia z tej sytuacji. Do cholery, co jest z nim nie tak? Co on odpieprza?!... Uciec … Cholera, tylko gdzie? Ta pieprzona kolumna wżyna mi się w plecy… Szlag, gdzie mi z tym kolanem?!... Uspokój się, Black… Na pewno robi sobie jaja, jak zwykle. Tylko dlaczego nie widać po nim najmniejszej chęci do śmiechu?!Nieee no, to się nie dzieje naprawdę… Uch, udam, że nie żyję.
Otarł swoim policzkiem o jego, sięgając mu go szyi. Dmuchnął mu lekko w ucho, z rozbawieniem stwierdzając, że Blacka całkowicie wmurowało. Sprawiał wrażenie, jakby go ktoś spetryfikował.
Wplótł mu rękę we włosy, drugą dłonią przesuwając wzdłuż pleców w dół, do spodni, zastanawiając się jednocześnie, w którym momencie przerwać i jak zwykle swobodnie zacząć się głośno śmiać. Już nie mógł się doczekać jego zdezorientowanej miny biednego, maleńkiego szczeniaczka, który kompletnie nie wie, czy ma zająć się piłeczką, czy może jednak skupić na podgryzaniu kosteczki.
Pozwolił sobie na głośniejsze westchnienie, żeby wyładować chęć do ryknięcia mu do ucha. Przygryzł mu je lekko i odsunął się płynnym ruchem, wlepiając w niego wyczekujące spojrzenie.
Czarny przez kolejne pięć długich sekund stał tak, jak go Remus zostawił, wpatrując się tępo w jakiś tylko sobie znany punkt w pokoju. Popatrzył powoli na Lupina, wykonując kilka wolnych mrugnięć. Tak jak przypuszczał, wilkołak zaniósł się dzikim śmiechem, osuwając na kolana i bijąc dłonią w podłogę.
Zmarszczył brwi, uśmiechając się mściwie. Tak sobie gramy? No dobra...
Pochylił się i pchnął go, przewracając na plecy.
- Hehe… Co? – Wciąż chichocząc, popatrzył mu niezrażony w oczy.
- Nie wiem – odparł beztrosko i przyparł mu dłonie za nadgarstki do podłogi, uśmiechając się przy tym słodko. Pochylił się, opierając swoje czoło o jego.
- Co ty robisz? – zdziwił się, przestając śmiać.
Pokręcił powoli głową, przywołując na twarz pożądliwy wyraz. Widząc to, Lupin zmieszał się okrutnie i szarpnął dłońmi, zerkając na trzymające go ręce.
- No nie, TO już nie jest zabawne!
- A kto powiedział, że ja żartuję?
Wilkołak przestał się szarpać, kierując na niego uważne, zaskoczone spojrzenie.
Black uśmiechnął się pokrętnie, powtarzając remusowy gest z kolanem. Parsknął cicho, widząc jego zakłopotany wyraz twarzy. Pochylił się nisko tuż nad jego szyją.
- Jak to nie żartujesz? – zdziwił się ciut zbyt wysokim głosem, by można było uznać go za naturalny.
- Normalnie… - wymruczał w delikatną skórę za muszelką ucha.
Wzdrygnął się.
- Przestań – zażądał. – To nie jest zabawne – warknął ponownie i jeszcze raz bezskutecznie szarpnął rękami. Uścisk Syriusza był dla niego zdecydowanie zbyt silny.
- Powtórzę się – oświadczył Czarny, ocierając swoim nosem o nos Lunatyka. – Ja nie żartuję.
Pochylił się jeszcze niżej, zamierzając teraz przejść do kulminacyjnego, ślimaczego momentu swojej zemsty, kiedy rozległ się zgrzyt otwieranych drzwi.
Zerwał się jak oparzony, odskakując od Remusa. Lupin również się poderwał, odsuwając tak daleko, jak mu łóżko pozwalało.
- …CO WY DO CHOLERY ROBICIE???!!! - wydarł się stojący w progu Pettigrew.
Podskoczyli na równe nogi, dobiegając do niego.
- Wy… Wy pedały…
- Nie, Peter! – zajęczał Remus, zatrzaskując za nim drzwi i barykadując je własnym ciałem. Pokręcił głową. – To nie tak jak myślisz!
- To tylko tak wyglądało, ja po prostu…
- Nie no, jeszcze mi powiedz, że mu coś do oka wpadło! – zagrzmiał Peter.
- No… Bo wpadło – bąknął nieśmiało Syriusz.
Lupin zrobił wielkie oczy.
Chłopak stał między nimi, rzucając zszokowane spojrzenia raz jednemu, raz drugiemu.
- Ja wiedziałem, że z wami jest coś nie tak! Ja to wiedziałem! – zawołał dramatycznie.
Zamachali rękami i głowami, jakby opędzali się od stada muszek.
- Wcale nie!
- Daruj sobie! Już nie raz widziałem jak się lepicie, ocieracie i karmicie na śniadaniu!
Wymienili przepełnione zgrozą rzuty okiem, po czym ponownie popatrzyli na Glizdogona. To wszystko przecież były tylko głupie żarty…
- Żartowaliśmy tylko! – jęknął Remus.
- Pewnie! – warknął. – Na przykład przed chwilą, jak się obściskiwaliście! Jesteście CHORZY!
Nim Syriusz zdążył wytoczyć coś na swoją obronę, do dormitorium wpadł Potter, prawie zwalając Remusa z nóg.
- Co się tak drzecie? – rzucił dziarsko.
Pettigrew wycelował w zakłopotaną połówkę Huncwotów ręką.
- Wchodzę do sypialni i CO widzę?! Black i Lupin leżą na podłodze i się ślimaczą!
- Wcale nie! – wrzasnęli zgodnie.
- Widziałem! – zagrzmiał blondyn.
- Osz w kurzą cipkę… - wydusił tylko Potter i opadł na najbliższe łóżko. – A ja spałem z wami w jednym pokoju!...
Załamani wymienili spojrzenia, wzdychając ciężko. Black pokręcił głową, a Lupin zniknął w łazience. Musiał ochłonąć, zdecydowanie, nim powróci do prób wybicia im z głowy absurdalnego pomysłu jego rzekomego związku z Blackiem.
Komentarze:
Agata Piątek, 29 Lipca, 2011, 10:54
Świetna notka xD
Jestem ciekawa jak Lunio wybije z głowy Peterowi, to że jest związany z Łapą
I ciekawe co u Lily...
magdalenka115 Wtorek, 02 Sierpnia, 2011, 23:56
supcio pisz więcej dużo osób to czyta ale poprostu nie dodaje komentarzy.
Szczurek Sobota, 06 Sierpnia, 2011, 00:04
Powiem krótko: śmiech jest zdrowy
Chociaż nie ukrywam, że notka jest trochę zboczona
HunCwotKa23 Sobota, 06 Sierpnia, 2011, 15:25
Przeczytalam wszystkie twoje notki, to najlepszy bog, jaki kiedykolwiek czytalam!! I jest naprawde smieszny xD, przy niekotrych momentach sie prawie posikalam, nie moge sie doczekac kolejnej notki!!! Jestes genialna!!
Ines Środa, 24 Sierpnia, 2011, 00:26
Trafiłam tu przypadkiem. Przeczytałam parę wpisów. Są świetne. Pisz dalej, proszę!
Doo ;p Piątek, 06 Stycznia;, 2012, 01:44
Syrciu, zboku jeden
Swoją drogą, to wyobraź sobie swoją najlepszą psiapsiółę w roli Syriusza (oczywiście nie wiesz, że ona sobie robi jaja), przygważdżającą cię do ziemi, a ty nie masz pojęcia, co dalej robić ze strachu i zmieszania... Dość upiorA perspektywa, szczególnie, że nie jesteś pewna, czy ona sobie żartuje, czy też nie...
Notka bardzo... no, takiej tu dawno nie czytałam ^^
Idę dalej.