Nowa ksiega Huncwotów! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Cóż, nie ukrywam, że kompletnie nie mam pomysłu na to, co mogłabym pisać. Dlatego dodaję te niespełna dwie strony, żeby coś było, bo zwyczajnie boli mnie, kiedy widzę, że tak długo nie ma wpisu. Poza tym, coraz bardziej wsiąkam w świat mangi i anime, mając z tym samym mniej czasu na pisanie, czy chociaż snucie historii w głowie (wyjątkiem są syriuszowo-remusowe sytuacje o zabarwieniu czysto erotycznym, ale tutaj przecież tego nie zamieszczę...). Jest mi coraz ciężej o nich tworzyć. To jest... Bardzo przykry fakt.
Fragment pamiętnika Syriusza napisałam już spory kawałek czasu temu. Wrzucam go, by ta notka nie była taka krótka.
Na niebie nie było widać ani jednej gwiazdy. Księżyc również skrył się za grubą warstwą kłębiastych, listopadowych chmur. W jednym z wielu okien wieży Gryffindoru paliło się światło. Przez nieco zabrudzone szyby widać było czwórkę chłopców baraszkujących w swej sypialni.
Jeden z nich stał na łóżku, przykładając dłoń do piersi. Czarne włosy do ramion miał zaczesane w tył za pomocą wody. Przyłożył dłoń do piersi, udając, że śpiewa do dezodorantu.
- Trzymaj mnie blisko, trzymaj mnie blisko… Wywołaj u mnie dreszcz rozkoszy. – Nie odrywał spojrzenia od roześmianych, złotych tęczówek Remusa.
Nie można powiedzieć, że Black lubił utwory Presley’a. To nie oddałoby w pełni tego, jakie uczucia do nich żywił. On czuł je całym sobą, kochał melodię, rytm, każdy dźwięk jego piosenek. Zapominał przy nich o całym świecie, jego ciało samo się ruszało, kolejne wersy same wydzierały mu się z ust.
Lupin chichotał jak opętany, słuchając, jak Syriusz usiłuje śpiewać głosem Elvisa, kołysząc się na materacu. Nie chodziło mu o to, że brzmiał nad wyraz śmiesznie. Bawiło go to, że naprawdę dobrze mu szło.
Radio stojące na oknie głośno grało kopiowany przez Czarnego utwór.
Huncwot zeskoczył z łóżka, podchodząc do Remusa. Chwycił go za dłoń i patrząc mu głęboko w oczy, wyśpiewał kolejną linijkę tekstu:
- Pożądam cię, potrzebuję cię! Kocham cię całym moim sercem…
Wilkołak aż zgiął się w pół, rumiany od śmiechu.
Potter klasnął w ręce, wyskakując z łazienki. Widząc, że Peter wygląda, jakby mu się zbierało na mdłości, wsunął palce do ust i gwizdnął głośno.
- Dobra, zboki, dosyć tego! Black, skończ go wreszcie adorować! I tak wszyscy wiemy, że jesteś miłością jego życia i zapewne wkrótce ci się odda w jakimś ciemnym zakamarku opuszczonego, szkolnego korytarza… - Nie zdążył się uchylić przed poduszką posłaną w jego stronę.
- Stul pysk, kretynie! – parsknął szarooki, siadając koło Lunatyka. Niemal natychmiast się poderwał, słysząc kolejną piosenkę szanownego pana Elvisa. Była nią: „Old MacDonald”.
Pettigrew ochoczo się do niego przyłączył, więc po chwili obaj zdzierali gardła, skacząc wokół siebie w kółko. Raz po raz przyklaskiwali, puszczając swoje łokcie i zaczynając podskakiwać w przeciwnym kierunku.
Remus pokręcił głową, czując pulsujący ból policzków. Pokasłując do siebie i lekko podrygując w rytm muzyki, wszedł do łazienki. Nie zamykał za sobą drzwi, podchodząc do umywalki, by umyć zęby. Nałożył pastę na szczoteczkę, po czym wsunął ją do ust. Oparł się ramieniem o futrynę, z rozbawieniem patrząc, jak pozostałe trzy czwarte jego paczki wykonuje jakiś dziwny taniec na środku dormitorium. Chwilę później rozległ się początek: „Hound dog”, na co Potter i Pettigrew ryknęli dzikim śmiechem, a Black z wyraźnym zadowoleniem na twarzy zaczął wokół nich pląsać, wymachując namiętnie biodrami.
- Luniaczku, chodź do nas! – zachichotał, wywijając tyłkiem na wszystkie możliwe strony. Szybko się zziajał, nabierając soczystych rumieńców. Zdjął przez głowę koszulę od piżamy, stwierdzając, że jest mu zdecydowanie zbyt gorąco. Cisnął ją w nieładzie gdzieś za siebie.
Lupin wzruszył ramionami i zniknął w czeluściach toalety, by wypłukać usta. Chwilę później wrócił, wycierając się rękawem.
- O Jezu… - wymamrotał Peter. Pokręcił głową. – „Speedy Gonzales”…
James przyłożył dłoń do piersi, zaczynając wydawać z siebie serię damskiego: „Laaalalala!”.
Syriusz porwał Remusa w objęcia, nie pozwalając mu choćby kwiknąć w proteście. Blondyn nawet nie próbował się sprzeciwiać, od pierwszego kroku podporządkowując się Czarnemu. Przez myśl mu nie przeszło, by próbować prowadzić w tańcu. Nie lubił tego.
Kilka utworów później, grubo po jedenastej w nocy drzwi od ich dormitorium otworzyły się z hukiem, ukazując im siedemnastoletniego Gryfona z odznaką prefekta przypiętą do piersi.
- Co to w ogóle ma znaczyć?! – warknął na wstępie.
Potter chwycił się pod boki, lekko dysząc.
- Tak. To jest dobre pytanie. To jest bardzo trafne pytanie, Johnson! Się puka! Wiesz o tym, Johnson?!
Lunatyk natychmiast przestał kołysać się do słów Presleya mówiących, że wygląda, mówi i porusza się jak anioł, przybierając bardzo powściągliwy wyraz twarzy, mimo iż rozpięta koszula zsunęła mu się z ramienia, a rozpuszczone, miodowe włosy kleiły mu się do wilgotnej twarzy.
- Do łóżek! – zagrzmiał szatyn.
Huncwoci wymienili spojrzenia i rzucili się na swoje posłania, w ułamku sekundy wskakując pod kołdry. Wystawili zza ich brzegów jedynie czoła, oczy i kawałki nosów, wpatrując się w prefekta z napięciem.
Młodzieniec zlustrował ich wzrokiem z groźną miną, po czym fuknął, zadzierając lekko podbródek.
Peter wygiął wesoło wargi pod pierzyną.
Johnson przemaszerował przez dormitorium, starając się iść linią jak najbardziej prostą, co znacznie utrudniały mu porozrzucane po podłodze najróżniejsze przedmioty – ubrania, buty, książki, opakowania po słodyczach, łajnobomby, opakowania balonów, pudełka małych, szklanych kulek, słodyczy i inne rzeczy, którym wolał się nie przyglądać. Dopadł do odbiornika i przekręcił gałkę, wyłączając go. Wrócił się do drzwi i ponownie popatrzył na Huncwotów udających słodkie niewiniątka.
Remus zatrzepotał rzęsami, kiedy wzrok prefekta padł na niego.
Chłopak wywrócił oczami.
- Cicho ma być – burknął jeszcze i machnięciem różdżki pogasił wszystkie świece.
W dormitorium rozgościła się cisza i ciemność. Przez chwilę.
Dzika salwa śmiechu wydarła się całej czwórce z gardeł, więc skręcali się pod kołdrami w radosnych drgawkach. Drzwi ponownie otworzyły się z trzaskiem.
- MIAŁA BYĆ CISZA!!! – zaryczał prefekt, plując śliną.
Chłopcy zdławili w sobie swą wesołość, wgryzając się w poduszki, materace, bądź swoje ręce.
Szatyn jeszcze chwilę stał w progu, dysząc lekko. Następnie zamknął za sobą z hukiem portal.
- Ciiii – szepnął Remus, unosząc się na łokciach. Wyraźnie słyszał tłumiony chichot Czarnego i postękiwanie Jamesa. Wlepił swe złote oczy w szparę między drzwiami, a podłogą, wyginając wargi w wesołą podkówkę. Z klatki sączyło się delikatne światło, dzięki któremu widzieli, że prefekt wciąż stoi pod drzwiami. Wyraźnie nasłuchiwał.
- Cóż! – rzucił dziarsko Syriusz, dbając o to, by młodzian go usłyszał. – On ma rację, rzeczywiście zachowaliśmy się w sposób niegodny.
James dzielnie udał, że wcale nie parsknął śmiechem, a jedynie kichnął.
- Och, przepraszam… Coś mnie zakręciło w nosie.
- Na zdrowie – powiedział życzliwie Peter, przyłączając się do owej szopki.
- Dziękuję, Peterze. Jesteś taki miły…
- Nie ma za co.
- A ty, Black, dokąd się wybierasz? – Okularnik uniósł lekko głos, słysząc, że Czarny stawia bose stopy na kamiennej posadzce.
- Idę pożegnać się z moją pszczółką – odparł buńczucznie i poczłapał do łóżka Lunatyka.
- Ojeeej, Syri, jesteś taki uroczy! – rozczulił się odpowiednio głośno Remus.
- Dobranoc, serce moje – powiedział z miłością Syriusz, pochylając się nad nim i z donośnym cmoknięciem ucałował go w czoło. – Ach, kochanie… Masz takie słodkie usta! Pozwól mi ich jeszcze raz skosztować, nim oddam się Morfeuszowi…
Dla Huncwotów było to zbyt wiele, bowiem znów wybuchli dzikim, nie dającym się opanować śmiechem.
Johnson jedynie plasnął się dłonią w czoło, kręcąc głową.
Zawsze wszystkim łezka się w oku kręci, kiedy po weekendzie wracamy na lekcje. My, Huncwoci, nie mogliśmy oczywiście zrobić tego bez jakiegoś numeru na lekcjach, a jakże. Z samego listopadowego poranka, kiedy James obudził nas wywrzaskiwaniem szkolnego hymnu na rytm jakiejś piosenki country, śniadanie przebiegło bez jakichś monstrualnych rewelacji. W sumie to i dobrze...
- Jak ja za nim tęskniłem - szepnął Peter, patrząc w stronę Snape'a, kiedy stąpaliśmy po dziedzińcu w stronę cieplarni. Zrobiłem słynne, wielkie oczy zdumionego człowieka.
- Czy my o czymś nie wiemy? - zapytałem niewinnie. James zachichotał jak dziewczynka, co sprowokowało Remuska do dzikiego śmiechu. Przytrzymaliśmy go z Rogatym, żeby nie upadł w błoto.
- A czy macie nam coś do powiedzenia? - odparował Rogacz, choć nie mówiłem do niego. Uniosłem brew, wpychając ręce do kieszeni spodni, uprzednio odrzucając w tył poły zimowego płaszcza. Tak, Remus szedł już o własnych siłach.
- O czym niby? - mruknąłem. Potter szturchnął mnie znacząco w bok.
- Ty już wiesz, o czym... Coście robili w piątek wieczorem?
Dzisiaj jest poniedziałek, drogą ścisłości.
Spojrzałem na Jamesa ze zdziwioną miną, starając się jednak ukryć zmieszanie. Zarechotał mściwie, a ja zerknąłem na Lunatyka. Zagryzł wargę, wyginając brwi w pełne żałości łuki. Opuścił głowę, kryjąc twarz rozpuszczonymi, długimi włosami.
Wzruszyłem ramionami.
- A co mieliśmy robić? Łaziliśmy po korytarzach szukając zadymy, w końcu dotarliśmy do pokoju życzeń i...
- Ha-haa! - zawył, wyrzucając pięść w górę. Kilka osób spojrzało w naszą stronę. - Ja wiedziałem, że wy coś ten!
Zatrzymałem się, zaciskając dłonie w pięści.
- Że co?! - krzyknąłem, oburzony. Remus zachwiał się, wpadając na Petera, Peter bachnął w kałużę, a Luniaczek poszedł dalej. Parsknąłem, widząc to. Nie ma to jak silnie wiejący wiatr.
- No, to - powiedział spokojnie James. - Piliście, mam rację? Nie wciskaj mi nic...
- ...nawet nie zamierzam, brzydziłbym się chociaż spojrzeć na twoją dupę, nie mówiąc już o wciskaniu w nią czegokolwiek...
- ...Remus wyraźnie miał kaca... Poza tym co robiliście?
- A co ci do tego? Nie można się upić i spać na okrągłym łóżku?
- Auu, spać...
- Przestań wyć, to moja kwestia - fuknął Remus. Owszem, dogoniliśmy go, chwytając pod łokcie.
- Wybacz, wielmożny - załagodził Rogacz. Schodziliśmy już kamienistą dróżką, wiodącą w dół dość stromego zbocza. Cieplarnie są jakieś dziesięć-dwadzieścia metrów od brzegu Zakazanego Lasu.
- Jamie - palnąłem nagle, bo przyszło mi coś do głowy. Byliśmy już w środku cieplarni numer trzy. - Co byś zrobił, gdybym ci powiedział, że jestem gejem? - zapytałem ze złowieszczym uśmieszkiem. James zamyślił się.
- Na pewno sprawiłbym sobie takie metalowe gatki. Unikałbym również pochylania się w twojej obecności...
Remus i Peter parsknęli śmiechem.
- ...i życzył udanego współżycia, z kim tam byś chciał... No i na pewno sprezentowałbym ci beczkę wazeliny.
Zafalowałem brwiami, patrząc na kretyński wyszczerz Pottera i wsłuchując się w śmiechy reszty Huncwotów.
- Przeczysz sam sobie, Rogasiu - powiedziałem spokojnie, sięgając po ochronne google, położone na naszym stoliku. Ciekawe, co profesorka wymyśliła tym razem. - Najpierw gadasz o metalowych gaciach, a potem mówisz, że życzysz mi udanego współżycia z wybraną osobą... Łatwe to nie będzie. Miałbym ci te majteczki ściągnąć zębami?
Potter zachichotał, przykładając palce do ust. Wyszczerzyłem się do niego jednym ze swych najwspanialszych uśmiechów. - Chyba, że dałbyś mi do nich kluczyk...
- Och, to jest chyba jasne - stwierdził wysokim głosem Potti, machając dłonią jak panienka. - Pozwoliłbym ci się nawet związać twoim krawatem, którego wcześniej zdjąłbym ci bez użycia rąk...
- A co, zrobił byś to nogami? Czy od razu pośladkami? Zamknijcie się już - szepnął Lunatyk. Spojrzałem na niego. Blondynek z nieodgadnionym wyrazem twarzy wpatrywał się w nauczycielkę, która usiłowała uciszyć ostatnie rozmowy.
- Ale ma fryzurę - mruknął mi James do ucha. Parsknąłem w rękaw, zerkając w bok. Remuskowi podrygiwały kąciki ust. Peter w ogóle nie kontaktował, rozglądając się po szklanym sklepieniu szklarni.
- Samoloty - szepnąłem. Remus i James wymienili spojrzenia najpierw między sobą, a potem spojrzeli na mnie. Zanurkowaliśmy w tempie ekspresowym pod stolik.
- Dziesięć? - rzucił cicho Remi.
- Dwadzieścia.
- Trzydzieści! - przelicytowałem Rogacza. Skinęliśmy głowami, zabierając się za robienie papierowych samolocików. Pięć minut później mieliśmy ich okrągłą trzydziestkę. To my i nasze zwinne palce, hi, hi. Wynurzyliśmy się z naszej kryjówki, początkowo wystawiając jedynie oczy. Wiadomo, żeby sprawdzić teren... Jakaś kobieta zastępująca tego Japończyka przez tydzień dzisiaj nie miała tiary, a zamiast tego z ciemnych włosów coś na rodzaj afro - Cóż, teraz to dosyć popularne jest... - stała tyłem do nas, opowiadając z zafascynowaniem o czymś, co przypominało krowie gówno.
Odliczyliśmy do siebie na palcach do trzech, po czym wyskoczyliśmy zza ławki jak Rogacz z tortu dwa lata temu i rzuciliśmy samolotami we psorkę. Skryliśmy się za jakimś wielkim pniakiem, który dziwnie mruczał. Jakoś mi się tak głupawo zrobiło... Nauczycielka zamilkła, rozglądając się. Dojrzeliśmy to spomiędzy liści jadowitej tentakuli, która zaczęła pełznąć po stoliku w naszą prawą stronę. Niezły kamuflaż, tak swoją drogą. Nauczycielka wzruszyła ramionami i powróciła do tłumaczenia.
Ziuuu, kolejne trzy samoloty ją trawiły, jeden po drugim w plecy, ramię i szyję. Zdławiliśmy chichot, a kobieta odwróciła się na pięcie.
- Huncwoci? – Mimo iż długo jej w szkole nie było, wiedziała, kto w tych murach gra pierwsze skrzypce.
Remus natychmiast się wyprostował, trzymając za brzuch.
- Trochę mi niedobrze - wydukał. - Zaraz mi przejdzie, proszę pani...
Skinęła głową, a Remusek zanurkował ponownie. Panowały dwie minuty względnego spokoju, podczas których Sprout nadal nadawała o tej krowiej kupie. Po raz ostatni wyskoczyliśmy ze swej kryjówki, rzucając samolotami. Mój i Jamesa utknął centralnie po bokach jej głowy, a Lunatyczka dziugnął ją w kark. Odwróciła się rozjuszona, czerwona na twarzy. Z włosów wystawały jej papierowe rogi.
- Huncwoci! - zawołała rozzłoszczona. Zrobiliśmy zdziwione minki, dzielnie hamując śmiech. Długo nam to nie wychodziło... Oczywiście, że beka na całego! - Minus dwadzieścia punktów i szlaban! A teraz won mi z klasy! - wrzasnęła.
- Ze szklarni! - poprawił Remus, podnosząc rękę, jakby zgłaszał się do odpowiedzi.
- Natychmiast! - zapiała tak wysokim głosem, że aż przeszedł mnie podziw, iż cieplarnia to zniosła. Wymieniliśmy pełne bólu spojrzenia skrzywdzonych dzieci. ociągając się, zebraliśmy manatki, a przechodząc obok Snape'a, szturchnąłem go mocno łokciem, udając, że się potykam.
- Ojej! - zawołałem, "nieco" zbyt mocno klepiąc go po ramieniu. - Przepraszam!
- Wyjdź mi stąd natychmiast, bo zaraz twój dom straci więcej punktów! - syknęła profesorka. Prychnąłem, naciskając na klamkę i wychodząc.
- Jaka ona miła - zauważył James, nim zdążyłem zamknąć drzwi. Remus wykrzywił wargi.
- Nie chciałbym być kobietą. Gdybym miał się tak wpieniać co miesiąc...
Trzasnąłem zamknięciem portalu, aż szybki zagrzechotały.
- Chodźmy - stwierdziłem raźnie. - Może zdążymy jeszcze wysadzić jakiś kibel, zanim będziemy musieli iść na transmutację.
Poszliśmy więc do szkoły.
- Masz te petardy? - zapytał James. Remusek wcisnął się na trzeciego do kabiny.
- Pewnie - odparł blondynek takim tonem, jakby James pytał go, czy Remus ma jasne włosy. Podniosłem klapę. Owszem, byliśmy w damskim, hłę, hłę.
Luniaczek wyjął grube tuby z prochem w środku z kieszeni spodni. Uniosłem brwi.
- Będziemy to musieli jakoś... Przymocować - oświadczyłem.
Zapadła chwila cichy.
- Srać mi się chce - poinformował Rogacz. Parsknąłem, a Remusek klasnął w dłonie.
- To sraj! - zawołał z entuzjazmem człowieka, który znalazł mydło na dnie wanny pełnej wody. Zmrużyłem oczy.
- I nie spuszczaj wody. Chodź, Remi...
Wyszliśmy z Luniaczkiem z kabiny, dając Rogasiowi nieco prywatności. W czasie w którym Potter uwalniał demona, postanowiłem zasikać podłogę.
- Jesteś ohydny - skwitował mnie Remus, kiedy starałem się podpisać swoim moczem na ścianie. Prychnąłem.
- Takie życie - westchnąłem, naprawdę niesamowicie przejęty. - Rogacz, do cholery, bawisz się tam tym klocem, czy co?
- Tak! - odwrzasnął. - Wycinam w nim swoje inicjały!
Remus zzieleniał, krzywiąc z obrzydzeniem.
Uśmiechnąłem się do niego wymownie, niby przypadkiem zahaczając palcami o rozporek. Zauważył ruch mojej ręki, co skończyło się tym, że dał kroczek do tyłu i dla odmiany poczerwieniał. Stłumiłem śmiech.
- Dobra, już! - krzyknął Potter.
- Czuję - oświecił go Lunatyk. - Naprawdę, nie musiałeś krzyczeć.
Parsknąłem. Drzwi od kabiny otworzyły się. Wszedłem do środka.
- Jaka ładna kupka! - zapiałem, przykładając dłonie do policzków. - Normalnie okaz zdrowia!
Remus wyglądał, jakby zbierało mu się na wymioty. Chwyciłem go za łokieć, przyciągając do siebie.
- Remi, zobacz! Cóż za kolor, konsystencja! A jak paruje... Mmm, a ta woń!
Lupinowi wyrwało się krótkie beknięcie, zapowiadające pawia. Puściłem go szybko. Wybiegł z jednej kabiny, wpadając do drugiej. Zmarszczyłem nos, słuchając, jak opada na kolana i szybko podnosi klapę. A później wymowny odgłos.
- Weź to wsadź. To twoje gówno, Jamie - stwierdziłem spokojnie, podając mu petardę. Skinął głową, pochylając się nad kiblem. Poszedłem do Lunia, pochylającego się nad drugim. Akurat spuszczał wodę.
- Przepraszam - powiedziałem drżącym tonem, za wszelką cenę starając się nie roześmiać. Luniaczek oparł czoło o klozecik.
- Czy ty naprawdę musisz bywać aż tak... Odrzucający?
Zacząłem się śmiać, zginając w pół.
- Wsadziłem!- zapiał Rogaś.
- Brawo! - krzyknąłem. Wparowałem do niego. - Ja podpalę, ja!
Wyjąłem różdżkę z wewnętrznej kieszeni szaty. Dotknąłem nią lontu, mrucząc zaklęcie.
- Confri...
- NIE!!! - ryknął Remus.
- ...ngo...
BUM!!! Chlap, chlap, chlap, chlap!
Stałem pochylony nad kiblem, obok mnie James. Calusieńki byłem upier... W jamesowych odchodach.
- Zaraz... I ja... Puszczę... Pawia... - wydukałem, zawzięcie mrugając.
- A ja nie! Co mam się swojego brzydzić - zawołał entuzjastycznie James. Zacisnąłem powieki, usiłując pohamować mdłości.
- Mówiłem, żebyś nie kończył - wybąkał Remus. Odwróciłem się, patrząc na niego z niewyraźną miną. Stał na jakieś dziesięć centymetrów od najdalszej plamki gówna na podłodze. Rączki trzymał za plecami, kołysząc się na piętach. Uśmiechał się szeroko, nadal nieco zielonkawy. Patrzył na mnie wielkimi oczami, wyraźnie widziałem, że drgał mu policzek.
- Czuję się jak krowa - powiedział nagle z rozmarzeniem James. Tu Remus nie wytrzymał; ryknął donośnym, ochrypłym śmiechem.
- Z czego się śmiejesz?! - warknąłem wkurzony. Wyszedłem z kabiny, starając się jakoś z tego wyczyścić.
- Nie podnoś na mnie głosu, gówniarzu! - zastrzegł Remus w przerwie między kolejnymi salwami śmiechu. Wydąłem wargi.
- Gówniarzu... - mruknąłem. Podszedłem do lustra, odkręcając wodę. Remus zwijał się na posadzce, a James głośno komentował, co teraz czuje.
- ...takie wilgotne to jest, ale i jakby...
- Bhahaha!!! Nie mogę! Ahahahaaa!!!
- Co za... Cholera... Nie mogę, no... Jak to śmierdzi...
Dzwonek! Zacisnąłem powieki.
- Chło... Chły... Chłyhyhy...
- Masz mi coś do powiedzenia, Remi? - zapytałem, odgarniając oblepione kałem włosy z twarzy.
- Chło... Ahaha! - Ponownie wygiął się groteskowym łukiem w śmiechowej agonii. Wywróciłem oczami, celując w siebie różdżką. Mruknąłem zaklęcie czyszczące, pozbywając się z siebie owej przetrawionej papki.
- Jamie, radziłbym zrobić to samo. Teraz transmutacja...
Pochyliłem się, podnosząc Luniaczka z podłogi. Ech, co ja z nim mam? Jakby się człowiekowi nie wolno było pomylić, no... Blondynek w ogóle nie miał władzy w ciele, więc puściłem go luźno. Padł na posadzkę z cichym tąpnięciem, nie przestając się chichrać. Był już cały czerwony, a z oczu płynęły mu łzy. Nie ma to jak zdrowa dawka śmiechu, co, pamiętniku?...
Chwyciłem Remusa za kostkę, ciągnąc go w stronę wyjścia na korytarz. Sądząc po odgłosach z zewnątrz, poza obrębem łazienki nie było raczej nikogo. I dobrze...
- Potter, na galoty Merlina, wyczyść się z tego gówna, walisz jak...
- Nie kończ - powiedział smutnym głosem. Machnął krotko różdżką, czyszcząc się z własnych bobków. Poszedł za nami, zostawiając zdewastowany i pooblepiany w gównie kibel oraz rozłupaną na kilkanaście skorup muszlę klozetową. Na podłodze powstała wspaniała kałuża wody.
- A jak się dowiedzą, że to my? - zapytał nagle z rozbawieniem. Remus zarechotał głośniej.
- Jasne, sprawdzą próbki pobrane od każdego z uczniów i porównają z tymi zebranymi w toalecie - sarknąłem. Lunatyk wyraźnie dostał czkawki. Niewzruszony, ciągnąłem go za sobą dalej, zbliżając się do schodów. Wciągnąłem go po nich, starając się to zrobić w miarę delikatnie.
No i w końcu nadeszła ostatnia godzina lekcyjna: mugoloznawstwo. Na tej lekcji ciągle były jakieś jazzy i inne dojechane akcje.
Stałem właśnie przy jednej z ławek, rozmawiając z Jennifer.
- ...piszemy teraz pod punktem "a" punkt "be"... - nadawała profesorka. Jenny westchnęła ciężko.
- Ciągle "a" i "be", "a" i "be"... Ona nie zna innych liter?
Zacząłem się głośno śmiać, odchylając głowę do tyłu.
- Black, siadaj! - zawołała nagle na mnie.
- Siedzę - odparłem tonem mało zainteresowanego, śledząc ruchy dłoni Aniston. Przecież patrzenie jak ktoś notuje, jest takie pasjonujące! Profesorka podeszła bliżej, chwytając mnie za ramię. Odskoczyłem.
- Nie ruszać! Narusza pani mą osobista przestrzeń!
- Przestaniesz mi przeszkadzać w lekcji, czy nie? Jak ty się w ogóle zachowujesz? Gdzie ty jesteś, na lekcji czy w ZOO?
Rozejrzałem się. Zatrzymałem dłużej wzrok na pogdakującym Jamesie, następnie kierując go na Alicję i Remuska. Siedzieli obok siebie, udając, że notują. Alice mówiła coś cicho Remusowi na ucho, obejmując go za szyję. Uniosłem brew. Uuuu… Czyżby coś się kroiło?...
Z drugiego końca sali jakiś Puchon pięknie udał ryczenie osła.
- Chyba jednak w ZOO.
- Roderick, co ty wyprawiasz?! - krzyknęła, odchodząc. Jennifer prychnęła, odrzucając włosy z twarzy.
- Ta to zawsze przyjdzie nadziurdać.
Parsknąłem, niezwykle ubawiony tym określeniem. Opadłem na krzesło obok niej, opierając jej głowę na ramieniu. Objąłem ją jedną ręką w pasie, wzrok kierując na jej notatki.
- Jakim prawem ty mnie w ogóle dotykasz? - prychnęła. Nie odepchnęła mnie jednak. Dmuchnąłem jej w ucho, po czym mruknąłem:
- Odwiecznym prawem natury...
Odchyliła się dziwnie, patrząc na mnie. Mierzyliśmy się chwilę wzrokiem. Pokręciła głową, powracając do przepisywania notatki z lekcji.
- Hej, Evans! - ryknęła na całą klasę. Ruda odwróciła się do nas. - Pisz wolniej, nie chce mi się nadążać!
Evans tylko pokręciła z dezaprobatą głową, zaglądając do notatnika.
- Chcesz bolca w srakę?! - wrzasnął czyjś zirytowany głos. Nie znam gościa, więc zignorowałem.
- Uuu... - usłyszałem w swoim lewym uchu muknięcie Jamesa. - Czy ja o czymś nie wiem?
Pewnie chodziło mu o to, że obejmowałem Jenny.
- O czym? - zapytałem, udając zainteresowanie. Okularnik wzruszył ramionami.
- Nie wiem!
Spojrzałem nań z politowaniem.
- No, dlatego pytam...
- Idź pilnować własnego tyłka.
- Panie Black! - zapiał głos nauczycielki.
- Tak? - zawołałem, przez chwilę postanawiając być uprzejmym.
- Przeczytaj tekst ze strony sto pięćdziesiątej! Trzeci akapit.
Otworzyłem więc podręcznik Jenny, nie pytając jej wcześniej o zgodę. Podparłem głowę ręką, nieuważnie śledząc tekst. Wokół mnie panował zwykły dla lekcji mugoloznawstwa rozgardiasz. Owszem, czytałem samemu do siebie.
- Co ty robisz? - zdziwiła się Jen. Popatrzyła na mnie, gładząc się włókienkami pióra po policzku.
- I tak nikt mnie nie słucha.
Parsknęła.
- Racja. Co sobie będziesz głos nadwyrężał.
- Nom... - mruknąłem. Nagłym pomysłem zanurkowałem głową pod ławkę, trzymając twarz tuż przy podbrzuszu Jen. Wyprostowałem się po chwili.
- Co ty znowu odwalasz? - zdziwiła się. Wzruszyłem ramionami.
- Nic takiego. - Popukałem ją palcem w skroń, po chwili jednak zajmując się skrobaniem swoich inicjałów scyzorykiem w ławce. Jeszcze chwilę później liczyłem gumy przyklejone do ławek.
Podniosłem głowę, kierując wzrok na Lunatyka. Siedzący za parką Ślizgon wyciągnął nogę i kopnął Alicję w tyłek. Remus posłał mu piorunujące spojrzenie, w tlel rozległo się przeciągłe:
- Ała!
- Żebym ja cię nie kopnął przypadkiem! - warknął. Chłopak roześmiał się drwiąco, na co Luniaczek rzucił się na niego z pięściami przez ławkę. Przewalili się razem z meblem, robiąc huku, który spokojnie starczył, by wszystkich uciszyć. Ławka przygniotła Ślizgona do posadzki. Podniosłem się, doskakując do nich. Jeszcze ten debil mi Lunia uszkodzi...
Nadepnąłem mu na rękę, z premedytacją mocno dociskając stopę do ziemi. Zawył, co tylko sprawiło, że w klasie rozległ się dziki rechot Jen. Potter rzucił się do dopingowania, a Peter to w ogóle spał. Profesorka zaczęła coś krzyczeć o stadzie dzikich zwierząt. Nie przejąłem się tym zbytnio, podnosząc Luniaczka.
- Szkoda na niego rąk, Remi - powiedziałem spokojnie. Blondynek poprawił krawat.
- Mojej magicznej mocy również - stwierdził. Uśmiechnąłem się szeroko, mierzwiąc mu włosy.
- Spokój! - ryknęła psorka, choć i tak słabo było ją słychać. Hłę, hłę, jesienna chrypka. Potter dopadł do okna.
- Zdurniałeś? - zapytałem, kiedy otworzył je na oścież i stanął na parapecie. Przez gwar rozmów i śmiechów przebił się zgrzyt krzesła i tupot butów. Obok mnie stanęła Jenny. Wyciągnąłem rękę, ostrożnie wyjmując Jamesowi różdżkę z tylnej kieszeni szaty. Zajęty wydzieraniem się Jamie tego nie zauważył... Postawił jeszcze kroczek do przodu, stając na zewnętrznym parapecie. Aniston zatrzasnęła okno, szybko zamykając je od środka. Zacząłem się śmiać, nie będąc w stanie tego powstrzymać. Potter drgnął, powoli i ostrożnie odkręcając się do nas przodem. Przykleił się do szyby, rozciągając szeroko usta, robiąc wielkie oczy i rozpłaszczając nos na przezroczystej gładzi. Cholera, jak on wtedy wyglądał!
- Jaka żaba! - parsknęła Jen. Ryknęła głośnym, ochrypłym śmiechem, zginając się w pół.
Rogacz zaczął ową szybę szturchać językiem, zaczynając się obsuwać nieco niżej, by zaraz znów znaleźć się wyżej. Niżej, wyżej, niżej, wyżej...
Zarykiwaliśmy się z Jenny niemożliwie, podczas gdy w ogóle niczym się nie przejmujący James zaczął udawać mima.
- Co wy?!... - krzyknął nagle remusowy głos. - Czy was już do reszty posrało, pedofile?! - ryknął, doskakując do okna. Bezceremonialnie wciągnął Pottera do środka, na co ten padł bezwładnie na ziemię jak worek kartofli. Szkła okularów posypały się w kawałki.
- Przecież on mógł spaść! Zabić się na śmierć!!! - krzyczał rozjuszony Remus, bardzo składnie zresztą. Jenny zarechotała głośniej.
- Właśnie to jest w tym najlepsze - stwierdziła, kiedy skończyła się śmiać. Lupin wykrzywił wargi.
- James, ty niedorżnięty debilu!
- Uważaj, żebym ja ci tyłów nie zerżnął! - zaśmiał się niezwykle ubawiony Rogacz.
- A ja twoich! – warknąłem, czując się w obowiązku do bronienia dobrego imienia mojego „chłopaka”. Nie, nie udało się nam wyperswadować Huncwotom naszego związku. - Miesiąc byś z gipsem chodził!
Patrzyliśmy na siebie chwilę we czwórkę. Po owej chwili zaczęliśmy się głośno śmiać.
- Siadać! - zawołała nauczycielka, z trudem przekrzykując nasze śmiechy i jazzy reszty sali. Posłusznie usiadłem na swoim miejscu koło Rogasia. Siedziałem kilka sekund spokojnie, po czym niespodziewanie zepchnąłem Pottera z krzesła. James spadając złapał kałamarz, ciskając nim we mnie. Oczywiście nie trafił we mnie, tylko w ścianę za mną, opryskując ją atramentem, który zaczął następnie ściekać ciemnymi strugami na podłogę. Pod nogami miałem kawałki szkła.
- Psuczu! - krzyknąłem, po oględzinach zniszczeń.
- Won mi z klasy! - wrzasnęła na mnie i Pottera. No nie będziemy się dawać prosić, no... Zebraliśmy rzeczy i wyszliśmy z sali.
- Remi, chodź z nami - powiedziałem wesoło. - Jenny, ty też chodź!
Wyszliśmy we czwórkę.
- Zaraz, Lupin i panna Aniston... - zaczęła nauczycielka. Nie daliśmy jej skończyć, puszczając się pędem w stronę rozwidlenia korytarzy. Złapałem Jen za rękę, ciągnąc ją za sobą. Nie ma to jak dziki pęd po korytarzach w środku lekcji...
Na kolację wziąłem ze sobą buteleczkę środka przeczyszczającego. Usiadłem razem z Jamesem, Jenny i Peterem. Remus został porwany przez Alicję i siedział kilka metrów dalej, pogrążony w jakiejś gorącej dyskusji. Wymieniłem z okularnikiem spojrzenia i mściwe uśmieszki.
- Peter, możesz mi podać ten... Euum... To masło? - zapytał, robiąc słodkie oczy. Chłopak skinął głową, wychylając się przez pół stołu po maselniczkę. Skorzystałem z okazji i dolałem pewnego niezwykle szybko działającego specyfiku. Nie, nie zalecane trzy krople. Połowę tego, co było.
- Masz - rzucił Peter, podając Rogaczowi maselniczkę.
- Dzięki! - rozentuzjazmował się Potter. Dosłownie rzucił się z nożem na biedną, niesłusznie osądzoną kajzerkę.
- Babci wina... - mruknąłem, przesądzając sprawę. Jen parsknęła jakoś średnio wesoło.
Wystarczy poczekać kilka sekund, odkąd Peter napije się soczku i dopadnie go sranie...
Przez ten czas zająłem się spokojnym spożywaniem swej kolacji.
- Zastanawialiście się już, kim chcielibyście zostać? - zapytała nagle Jenny, obracając w bladych palcach widelec. Zamarłem ze swoim w ustach, patrząc na nią z niepomiernym wręcz zdumieniem.
- Po co niby? Przecież mamy dopiero czternaście lat! - parsknął Rogacz. Aniston wywróciła oczami.
Nim Jennifer odpowiedziała, rozległo się głośne pierdnięcie o tonacji jakby ktoś uderzył w gong. Dreszcz przebiegł mi po plecach.
- Cholera!... - syknął Peter, zrywając się.
Kolejne pryknięcie. Coraz większa liczba osób kierowała na niego wzrok. Schowałem nos w swoim pucharze, udając, że wcale nie powstrzymuję śmiechu. No bo z czego tu się śmiać? Każdemu czasem się coś... Wymknie.
Peter wypruł z sali jak na skrzydłach, w pokraczny sposób stawiając nogi i kurczowo trzymając się za tyłek. Przy każdym kroku wyraźnie słychać było - w miarę oddalania się Pettigrew - coraz cichsze pierdnięcia. Kiedy mój przyjaciel wypadł z sali jak poganiany batem, rozłożyłem się bezwładnie na stole, rycząc ze śmiechu we własne ramię.
- Temu co znowu? - zdziwiła się Aniston. Zakrztusiłem się.
- Sranie - wydusiłem w przerwach między dwiema salwami radości. Prawy kącik ust Jen zadrgał lekko.
- Samo z siebie, czy?...
Podałem jej przez stół buteleczkę środku przeczyszczającego. Popatrzyła na etykietę, unosząc brew. Pokręciła głową.
- Wy naprawdę macie nie po kolei we łbach - stwierdziła.
Ponownie zacząłem się śmiać, tym razem dumny z siebie. Wyciągnęła do mnie dłoń przez blat i potargała mi włosy.
- Peter, no i jak? Przeszło ci już? - zawołałem dziarsko, wpadając do dormitorium jakiś czas później. Pettigrew siedział na swoim łóżku z niezadowoloną miną. Potter dopadł do swej szafki nocnej, a Remusek usadowił się na parapecie.
- Mało mi dupy nie rozerwało... Ledwie zdążyłem do kibla! - jęknął. - Czuję się, jakby mnie ktoś porządnie przepchał...
Parsknąłem, szybko udając, że było to kichnięcie.
- Nie rozumiem, co mi się stało. Tak nagle mi się zachciało...
- Pet, zostań poetą - mruknął znużony głos Lupina z okna. - Takie rymy - dodał. James zaśmiał się lekko.
- Cóż, Glizdusiu... Ja również nie mam pojęcia, jak to się mogło stać! - zawołałem, przybierając współczujący wyraz twarzy. Wsunąłem mimochodem buteleczkę pod materac.
Do następnego...
Komentarze:
Aga Czwartek, 25 Sierpnia, 2011, 14:12
Suuuper!
Dawno sie tak nie smiałam xD
A co u Lily?
Ines Niedziela, 28 Sierpnia, 2011, 18:08
Określenie "posrana notka" ciśnie się na usta xD
Scena w kiblu najlepsza, prawie zeszłam ze śmiechu.
Daylss Poniedziałek, 05 Września, 2011, 10:32
Powiem ci ze przeczytalam kilkakrotnie opowiadania z Nowej KSiegi Huncwotow, i uwazam ze to jest najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytalam. Masz Talent! Jak tak dalej pojdzie to cie na II Rowling mianuja xP. Nie moge sie doczekac kolejnej notki.
Daria Środa, 07 Września, 2011, 17:53
Witam po kilku miesiącach nieobecności. Jakoś nie było czasu czytać żadnych notek ale sama ostatnio coś wyskrobałam, więc jeśli ktoś chciałby przeczytać to zapraszam do Liz.
Daylss Wtorek, 20 Września, 2011, 20:04
Szkoda ze nic nie piszecie nowego ;(( Jest was tyle, ze ktoras z was powinna cos napisac. Juz przeczytalam po raz kolejny xD Fajniejszego bloga od waszego nie moge znalesc. Napiszcie cos, proszzzeeee <33
Doo ;) Piątek, 15 Marca, 2013, 11:18
jeju, to w kiblu... miszcz, normalnie, ale zgadzam się z Ines, co do nazwy całości. A prułam nieźle, jak się tłukli na mugoloznastwie i w ogóle, opis lekcji jest zawsze u Ciebie zapowiedzią super zabawy dla czytelnika. Swoją drogą, biedni nauczyciele... Zaniepokoiło mnie jedno: opis wyjścia Jima za okno jest identyczny do mojego opisu wyjścia za okno pewnego bohatera, który pojawi się koło notki nr 100. Scenkę, jak i całą notkę już napisałam, więc troszkę mnie zmartwiło, że mnie o plagiat mogą posądzić... Ale może nie?
Dobrze się to Twoje opowiadanko czyta ^^ a, czy "google" nie powinno być przez jedno "o"? Czytam dalej...
Could I take your name and number, please? <a href=" http://www.taylorlandlimited.co.uk/news/ ">plunged logic alpharetta loans nan</a> Coming three days after Obama and Rouhani had a historicphone call, which was the highest-level contact between the twocountries in three decades, Monday's White House meeting betweenthe U.S. and Israeli leaders is shaping up as perhaps their mostconsequential encounter.
Fletcher Wtorek, 13 Stycznia;, 2015, 17:47
Could I take your name and number, please? <a href=" http://www.taylorlandlimited.co.uk/news/ ">plunged logic alpharetta loans nan</a> Coming three days after Obama and Rouhani had a historicphone call, which was the highest-level contact between the twocountries in three decades, Monday's White House meeting betweenthe U.S. and Israeli leaders is shaping up as perhaps their mostconsequential encounter.
Fritz Wtorek, 13 Stycznia;, 2015, 17:47
In a meeting <a href=" http://www.taylorlandlimited.co.uk/sell-your-land/ ">pompey borrow money quickly coach struck</a> The train involved, made by Bombardier and Talgo, was aseries 730 that Renfe uses for its Alvia service, which isfaster than conventional trains but slower than AVE trains thatcriss-cross Spain at even higher speeds.
Fritz Wtorek, 13 Stycznia;, 2015, 17:47
In a meeting <a href=" http://www.taylorlandlimited.co.uk/sell-your-land/ ">pompey borrow money quickly coach struck</a> The train involved, made by Bombardier and Talgo, was aseries 730 that Renfe uses for its Alvia service, which isfaster than conventional trains but slower than AVE trains thatcriss-cross Spain at even higher speeds.
Sanford Środa, 14 Stycznia;, 2015, 03:53
Excellent work, Nice Design <a href=" http://www.baybioinstitute.org/entrepreneurship/ ">2000 legitimate payday lians no fax</a> "It's not yet about a competitive advantage, but first abouteliminating the competitive disadvantage," Commerzbank analystIngo-Martin Schachel said. ($1 = 0.7508 euros) (Additional reporting by Natalia Drozdiak and Arno Schuetze;Editing by Noah Barkin and David Goodman)
Sanford Środa, 14 Stycznia;, 2015, 03:53
Excellent work, Nice Design <a href=" http://www.baybioinstitute.org/entrepreneurship/ ">2000 legitimate payday lians no fax</a> "It's not yet about a competitive advantage, but first abouteliminating the competitive disadvantage," Commerzbank analystIngo-Martin Schachel said. ($1 = 0.7508 euros) (Additional reporting by Natalia Drozdiak and Arno Schuetze;Editing by Noah Barkin and David Goodman)
Cornell Środa, 14 Stycznia;, 2015, 03:53
Other amount <a href=" http://www.baybioinstitute.org/about/our-team/ ">all payday loan companies</a> The Royal College of Midwives (RCM) welcomed the research, saying there was a yawning gap between what was increasingly accepted as best practice and the reality of the service offered to pregnant women. A survey last year suggested that up to 120,000 women in Britain were left unsupported at some point during their labour and almost half would have liked to have been able to spend more time with their midwife during pregnancy.
Cornell Środa, 14 Stycznia;, 2015, 03:53
Other amount <a href=" http://www.baybioinstitute.org/about/our-team/ ">all payday loan companies</a> The Royal College of Midwives (RCM) welcomed the research, saying there was a yawning gap between what was increasingly accepted as best practice and the reality of the service offered to pregnant women. A survey last year suggested that up to 120,000 women in Britain were left unsupported at some point during their labour and almost half would have liked to have been able to spend more time with their midwife during pregnancy.
Deadman Środa, 14 Stycznia;, 2015, 03:53
Go travelling <a href=" http://www.baybioinstitute.org/capital-access-2/ ">2000 cash loans</a> Content engaging our readers now, with additional prominence accorded if the story is rapidly gaining attention. Our WSJ algorithm comprises 30% page views, 20% Facebook, 20% Twitter, 20% email shares and 10% comments.
Deadman Środa, 14 Stycznia;, 2015, 03:53
Go travelling <a href=" http://www.baybioinstitute.org/capital-access-2/ ">2000 cash loans</a> Content engaging our readers now, with additional prominence accorded if the story is rapidly gaining attention. Our WSJ algorithm comprises 30% page views, 20% Facebook, 20% Twitter, 20% email shares and 10% comments.
Fritz Środa, 14 Stycznia;, 2015, 03:53
I'd like to open a business account <a href=" http://www.baybioinstitute.org/contact-us/ ">cash for my home</a> Hastings, in an interview with Reuters, said he would liketo reach similar arrangements with cable operators in the UnitedStates next year. The companies have been leery of potentialcompetition from Netflix and other Silicon Valley newcomers.