Nowa ksiega Huncwotów! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
„Gdybyśmy częściej dawały notki”? „Dawały”?... Nie rozumiem… Chodzi o całą stronę hp.org czy tylko Księgę Huncwotów? Księgę piszę sama, nie rozumiem, skąd tu liczba mnoga…
Wraz z początkiem listopada roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego czwartego z okolicznych drzew opadły niemal wszystkie liście, otulając zmarzniętą glebę szkarłatno-złotym płaszczem. Lato odchodziło powoli w swe strony, otulając się zielenią swego stroju, kradnąc nam ze świata. Na jego miejsce przychodziła roztańczona jesień, pląsając wśród wiatru i smagając pędzlem wszelaką roślinność, choć i ona zbierała się już do odejścia, potupując mrozem.
Peter oderwał wzrok od okna, wzdychając ciężko. Popatrzył z roztargnieniem na stojącą przy katedrze profesor McGonagall. Nie wiedział, o czym mówiła. W ogóle nie potrafił się na niczym tego dnia skupić – wieczorem miała być pełnia, a oni jeszcze nie potrafili się przemieniać. Nie spieszyło mu się jednak do opanowania sztuki animagii. Nie miał najmniejszej ochoty na stawanie oko w oko z rozwścieczonym, żądnym świeżej krwi, zaślinionym wilkołakiem i jego zębiskami. Zimne dreszcze przechodziły go na samą myśl o tym. Potrząsnął głową, starając się wrócić na ziemię. Słowa profesorki zdawały się w ogóle nie docierać do jego uszu. Westchnął ciężko, opierając głowę na ręku. Wzdrygnął się, kiedy poczuł uderzenie czymś małym w kark. Kulka pergaminu. Podniósł ją z ziemi i rozejrzał się, rozwijając ją.
Trololololo… Nie uważaj na transmutacji, a potem narzekaj, że nie rozumiesz.
Prychnął cicho, patrząc na wąskie, chwiejne pismo Remusa. Było rażąco dziewczęce z finezyjnymi, niemal baśniowymi zawijaskami.
Wal się.
Ponownie zgniótł karteluszkę i cisnął ją w twarz siedzącego za nim wilkołaka. Po chwili usłyszał chichot. Niespełna minutę później ponownie patrzył na dzieło lewej ręki swego przyjaciela.
Och, jaki nieczuły!...
Wywrócił oczami i ponownie wygiął się w swym krześle, wlepiając nieobecne spojrzenie w okno. Jego kręgosłup zajęczał żałośnie. Widząc brak reakcji z jego strony, Remus zachichotał i powrócił do słuchania słów nauczycielki.
- …z racji tego, że za chwilę dzwonek, na następne zajęcia napiszecie mi referat na temat dzisiejszej lekcji. Trzy stopy. – Zignorowała bolesne miny młodzieży. - Dziękuję, możecie się spakować.
W klasie zapanowało ogólne rozluźnienie, uczniowie sięgali do plecaków, pakowali się, inicjowali rozmowy.
- Trolololo… Lolololo… - zanucił dziarsko Remus, wpychając do swój podręcznik do napakowanej torby. Black trącił go łokciem i skinieniem głowy wskazał na siedzącego po drugiej stronie sali Snapea. Ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, pełne zawiści i niemal żądzy mordu.
Lunatyk zafalował do Ślizgona brwiami i wstał, uderzając Syriusza swoim tobołkiem. Syknął, zrywając się z krzesła.
- Ty podły onanisto…
- Że co?! – warknął i ponownie wymierzył mu cios kilogramami wiedzy. Poczerwieniał z irytacji i skrępowania.
Black zagwizdał.
- Uhuhu! Zbereźniku mały ty… Zarumieniłeś się!
Posłał mu gaszące spojrzenie i zwiesił głowę, przyspieszając kroku.
- No proszę! – Szarooki wziął się pod boki. – Czego to ja się dowiaduję…
Potter zachichotał bezgłośnie i wycelował w Snapea różdżkę, mamrocząc zaklęcie. Torba Ślizgona pękła z donośnym trzaskiem, podręczniki upadły na posadzkę, kałamarz roztrzaskał się na kawałki ochlapując atramentem książki, pergaminy i zapieczętowane wypracowanie na zaklęcia, które były następne.
Jęknął, opadając na kolana i wygrzebując z kieszeni lekko przyszarzałą chusteczkę, zaczynając niezdarnie ścierać czarną maź ze swych rzeczy.
Huncwoci parsknęli śmiechem, mijając go. Czarny czubkiem buta przetransportował książkę do eliksirów na drugi koniec korytarza.
Severus bluznął pod nosem potokiem wyzwisk i przekleństw, a po chwili część jego zniszczonych rzeczy zasłoniła burza miedzianych włosów. Lily przykucnęła obok niego, zabierając się za składanie do kupy kartek z notatkami. Podała mu kopnięty przed chwilą podręcznik. Uśmiechnęła się do niego promiennie, widząc jego wściekłą minę. Tyknęła go palcem w ziemisty policzek.
- Nie dąsaj się, to się zdarza. Atrament na eseju to dla Flitwicka nie problem.
- Taa… - mruknął, pospiesznie zgarniając podręczniki w swe stęsknione ramiona.
- Robi się chłodno – zauważyła śpiewnie Lily, podnosząc się i oddając Severusowi poplamione pergaminy. Otuliła się szczelniej peleryną od szkolnego mundurka. – Trzeba będzie zacząć nosić sweter…
Skinął głową, ściskając przy sercu książki. Stanęli pod ścianą, opierając się o chłodny mur. Severus rzucał nieprzyjazne spojrzenia studentom obecnym na korytarzu spod kurtyny czarnych, nieco potarganych i znacznie bardziej puszystych niż zwykle włosów.
- Uhm.
- Sev, jaki ty jesteś dzisiaj rozgadany!
Spojrzał na nią z roztargnieniem. Utkwił wzrok w jej zielonych oczach w kształcie migdałów, pełnych ciepła i radosnych iskierek. Uśmiechała się do niego, unosząc piegi na policzkach. Kilka rudych pasemek wśliznęło się jej na twarz.
Poczuł przyjemny skurcz w okolicach żołądka. Speszony odwrócił wzrok, z zainteresowaniem przyglądając się żałośnie nudnej ścianie, błagając w myślach, by się nie zarumienił.
- Eeeeevaaaaaans! – głos Jamesa przebiegł po korytarzu jak grzmot. Lily odwróciła się w jego stronę, zaskoczona.
- Co? – zawołała w stronę szamoczącego się z Syriuszem i Remusem okularnika.
- Umów się ze mną! – zaryczał, a wszyscy w korytarzu jak na komendę odwrócili ku nim wzrok.
Osłupiała.
- No, nie daj się prosić – wysapał Potter, stając tuż przed nią. Uśmiechnął się szelmowsko, targając dłonią włosy.
Black gdzieś za jego plecami strzelił się dłonią w twarz w geście załamania, a następnie wpadł taranem na mur i osunął się pod nim, udając martwego. Remus dusił się ze śmiechu gdzieś w tle, uwieszony na Peterze.
- S-słucham?
- Umów się ze mną, Evans. Wiem, że tego chcesz!
- Odczep się od niej – warknął Snape, postępując krok do przodu.
James spojrzał na niego z niekrytym obrzydzeniem.
- Z tobą nie rozmawiam, Smarku!
Ślizgon wsunął rękę do kieszeni, zaciskając ją na różdżce.
- Przestańcie! – zawołała Lily, doskonale wiedząc, co się święci. Łypnęła wściekła na Jamesa. – Przestaniesz go w końcu obrażać?!
Ponownie się poczochrał, jeszcze bardziej stawiając przydługie włosy. Uśmiechnął się do niej szeroko, pokazując komplet zębów. Różdżkę miał wetkniętą za ucho.
- Nie – stwierdził lekceważąco.
- Dlaczego?!
- Bo mnie wkurza.
- Wkurza? – parsknęła. – Niby czym?!
Zamachał rękami w jakimś nieartykułowanym geście.
- Sobą! – wykrztusił po chwili szukania odpowiednio silnego argumentu.
Evans prychnęła, krzyżując dłonie na piersiach.
- Nooo, to rzeczywiście bardzo ważny powód! Zmiotłeś mnie po prostu z pantałyku teraz!
- Z czego?... – spytał z głupią miną, a po chwili ponownie się szeroko uśmiechnął. – Czyli umówisz się ze mną?
- Zjeżdżaj, Potter! – zawołała, chwytając Snapea za ramię i pociągnęła go za sobą w swoją stronę, postanawiając do sali zaklęć dotrzeć na około.
James wzruszył ramionami.
- I tak się ze mną umówisz – mruknął do siebie, po czym wrócił do Huncwotów.
- Mówiłem, że to zły pomysł – wyburczał Black z posadzki. Kuzyn trącił go butem w udo.
- Wstawaj! – rozkazał.
Prychnął, podnosząc się.
- Nie kop mnie jak jakiegoś starego wora, Potter! Plugawisz mój majestat! Twoja bezczelność jest… Jest… Bezczelna!!!
James zaniósł się szaleńczym śmiechem, który szybko urwał, kiedy poczuł uderzenie w głowę czymś dość miękkim.
- Potter, na miłość boską! – zawołała McGonagall, trzymająca w ręku rulonik jakiejś gazety.
Remus parsknął w rękaw, szybko udając, że to było jedynie kichnięcie. Black szturchnął go w ramię, więc posłał mu zaskoczone, złote spojrzenie.
- Dzisiaj po lekcjach też będziemy ćwiczyć – szepnął mu do ucha. – W pokoju życzeń, jak zawsze.
- Od razu po zajęciach?
- Tak.
Pokiwał głową, na znak, że rozumie.
- Chcesz iść z nami?
- No… Mógłbym, jeśli wam to nie będzie przeszkadzało.
Wyszczerzył do niego zęby w szerokim uśmiechu.
- Nie będzie – stwierdził miękko, po czym uwiesił się na nim całym ciałem. Zwalili się obaj na posadzkę niczym dwa worki smoczego łajna, podcinając po drodze Pettigrew. Zaczęli się tarzać, ucieszeni, ignorując rozzłoszczone krzyki nauczycielki.
Komentarze:
Doo ;) Piątek, 15 Marca, 2013, 12:24
O, James, dowalający się do Lily! Nie pamiętam, żebyś to już opisywała, ale mogę się mylić. Prawie zapomniałam o Severusie z Lily. Podobał mi się też początek, taki refleksyjny. Zaróżowiony Remusik...
Jeszcze mi net nie padł, to czytam dalej!