Nowa ksiega Huncwotów! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Czuł się dziwnie, kiedy przysłuchiwał się rozmowom swoich rówieśników lub nieco starszych kolegów. Jeden na czymś grał, inny coś trenował, tamci gdzieś tam byli – Włochy, Grecja, Hiszpania… A on? Nic. Właściwie ciągle siedział w domu, bo zwyczajnie nie lubił nigdy wychodzić.
Przygryzł wargę, wlepiając złoty wzrok w pergamin, na którym powinno się znaleźć jego wypracowanie z zaklęć. W uszach brzmiała mu piosenka „Y.M.C.A” emitowana w jakiejś mugolskiej stacji radiowej, na którą nastawiony był odbiornik. Zacisnął nieco mocniej pięść, dociskając koniuszek pióra do pergaminu, przebijając go na wylot i tworząc wielkiego kleksa.
Czuł się tak… Boleśnie mało wyjątkowy. Wręcz zwyczajny. Nic szczególnego nie umie, nie był w żadnym szczególnym miejscu… Nie no, jak mógł zapomnieć – przecież był wilkołakiem. To jakieś wyróżnienie jest, jeśli można to tak nazwać…
Podniósł spojrzenie na turlającego się po dywanie przed kominkiem Syriusza. Strasznie zazdrościł mu tego, że w domu uczył się łaciny, francuskiego… I że potrafił grać na fortepianie. Skrzypce w jego wykonaniu brzmiały niezbyt zachęcająco, bo jak sam się przyznał, nigdy się do nich nie przykładał. Obok niego siedział James z drygiem do Quidditcha i wręcz talentem do pakowania się w kłopoty. Peter robił genialne zdjęcia – nie znał nikogo innego, kto na fotografii potrafiłby w tak cudownie magiczny sposób uchwycić piękno chwili. Poza tym upijał się wręcz w rekordowym tempie. No a on?...
Przeczesał włosy palcami, skrobiąc się lekko długimi paznokciami po głowie. Naprawdę chciał potrafić coś, co nie każdemu jest dane umieć z jakiegokolwiek powodu. Wpatrzył się w ogień, zastanawiając się, co mógłby robić. Uśmiechnął się krzywo na nagłą wizję siebie w chórze szkolnym. Iście diabelski pomysł. Odrzucił go od siebie, stwierdzając, że to będzie ostateczność.
Przetoczył wzrokiem po stole, zatrzymując go dłużej na podręczniku od zielarstwa. Ich nauczycielem był Japończyk.
Opuścił rękę, którą podpierał sobie podbródek. A gdyby tak?...
Nie namyślając się dłużej, wstał i ruszył do wyjścia z salonu. Kotłujący się na dywanie chłopcy tego nie zauważyli, dalej usilnie zawijając wrzeszczącego Petera w puchaty, szkarłatny materiał. Jakiś starszy Gryfon rzucił w nich poduszką, krzycząc, żeby się zamknęli.
Blondyn energicznym krokiem przemierzał korytarze, pobieżnie przebiegając wzrokiem po zawieszonych na ścianach obrazach, otulone w obwolucie ciężkich, złotych ram. Po blisko kwadransie podniósł rękę i zapukał do drzwi gabinetu profesora od zielarstwa. Zmarszczył lekko brwi, słysząc kotwaszenie się za ciężkimi, choć niewielkimi wrotami. Machinalnie wygładził pelerynę od mundurka i poprawił krawat, kiedy drzwi otworzyły się przed nim. Zamarł, widząc przed sobą profesora od obrony w do połowy rozpiętej koszuli i rozpuszczonych włosach. Mimowolnie skierował wzrok niżej, z przerażeniem rejestrując, że nauczyciel miał niedopięte spodnie. Przełknął ciężko ślinę, szybko wlepiając spojrzenie w rozbawioną twarz mężczyzny. Drżącą dłonią ponownie poluzował krawat, czując, że zrobiło mu się nagle gorąco.
- J-jest profesor Kuramochi?... – wydukał. Odchrząknął, będąc pewny, że policzki ma koloru dojrzałego pomidora.
- Uehara! – O’Blansky odwrócił się, wołając drugiego profesora. Remus wykorzystał tę chwilę nieuwagi, wachlując się szybko dłonią. Zamarł, kiedy dostrzegł trzeciego nauczyciela, który również był niekompletnie ubrany. Nalewał właśnie jakiegoś trunku do szklanki, patrząc, jak najniższy z nich wszystkich, Kuramochi, odkłada karty na stół i podchodzi do drzwi.
- Uczeń coś od ciebie chce.
Japończyk wyszedł na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Przesunął dłonią po spiętych włosach, posyłając Remusowi pytające spojrzenie, na co ten machinalnie skłonił mu się niemal w pas, nie mogąc przestać się zastanawiać, dlaczego zareagował w taki sposób na widok kawałka nagiego, męskiego ciała.
- Ja… E… Em… Może ja przyjdę innym razem?...
- Nie, nie trzeba. – Uśmiechnął się delikatnie. – O co chodzi?
- Bo… - Zamarł. Jego pomysł nagle wydał mu się co najmniej głupi.
- Bo?...
- No bo pan jest Japończykiem, prawda?
Skinął lekko głową.
- Zgadza się.
- Ja się chciałem spytać, czy… Oczywiście, jeśli by to nie był problem i w ogóle… Żeby mnie pan uczył.
Na twarzy profesora pojawiło się zaskoczenie.
- Uczył czego?
- No… Japońskiego…
Oblicze mężczyzny rozjaśnił szeroki uśmiech. Ile czasu uczył w tej szkole, jeszcze nikt – uczeń, nauczyciel, duch, czy nawet portret nie wystosował mu takiej prośby.
- Naprawdę byś chciał?
- N-no tak, no….
Brunet zamyślił się na chwilę, po czym ponownie popatrzył na stojącego przed nim czwartoklasistę.
- W sobotę po śniadaniu?
Po krótkiej chwili konsternacji skinął głową, a następnie podskoczył, słysząc wybuch śmiechu zza drzwi.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Nie myśl sobie, panie Lupin, że tylko uczniowie czasem robią coś, czego nie do końca powinni się dopuszczać.
Potaknął, zaciskając wargi. Ponownie się skłonił po czym ruszył w drogę powrotną do dormitorium.
Na miejscu prawie dostał ataku serca, kiedy nagle coś objęło go mocno w pasie i zarzuciło coś na głowę. Już, już miał zacząć krzyczeć, kiedy ktoś zatkał mu usta dłonią. Przestał się rzucać, kiedy do jego nozdrzy dotarł słodki zapach mydła. Zaczął węszyć, przymykając oczy. Nie mając możliwości widzenia, jego węch i słuch znacznie się wyostrzał.
- Mhgmmłgł…
- Co? – zdziwił się głos Pottera.
Lupin sapnął ciężko przez nos i wziął zamach, uderzając okularnika łokciem w brzuch.
- Uch… - stęknął jedynie na to.
- Czuję mydło! – Remus nie przejął się tym, że James klęczał, trzymając się za żołądek.
- Co?...
- Mydło czuję... – Pochylił się, zaczynając go obwąchiwać, przymykając powieki. James uniósł brwi, ponad jego ramieniem zerkając na wiszący na ścianie, co bądź, do góry nogami, kalendarz, starając się w miarę szybko i sprawnie odliczyć dni do zakreślonej na czerwono daty pełni. – Pachniesz mydłem – oświadczył z oślim uporem w głosie Lupin.
- Niemożliwe. – Zrobił wielkie oczy i rozszerzył nozdrza, zaczynając nimi energicznie poruszać.
- No przecież czuję! – Poczuł się oburzony brakiem wiary Pottera w jego wilcze zmysły. Mimo iż ich szczerze nienawidził, to nieraz nie był w stanie wyjść z podziwu, jak bardzo ułatwiały mu życie. Chwilami przyłapywał się na myśli, że to może i dobrze, że jest tym, kim jest, bo dawało mu to dużo nowych możliwości; choćby to, że do włóczenia się nocą po zamku nie potrzebował peleryny-niewidki.
- Niemożliwe. – James wciąż obstawał przy swoim. – Ja nie używam mydła – dodał, z powagą kręcąc głową.
Blondyn zrobił wielkie oczy, odskakując od niego na tyle, na ile mu jego skok z miejsca pozwalał.
- To czym ty się myjesz?!
- Szamponem? – parsknął z kpiną w głosie, zbierając się z podłogi.
Remus zamrugał, czując, że nie rozumie prawie nic z toku myślenia jego przyjaciela.
- No ale… - Wytrzeszczył oczy, gdy spłynęło na niego olśnienie. – Jesteś tak włochaty, że do kąpieli możesz używać jedynie szamponu?! – Zamrugał z przejęcia, a James wybuchł śmiechem. Po chwili uspokoił się, chwytając go za rękaw.
- Chodź, mieszańcu! Coś ci pokażę!
Skinął głową, wypadając za nim z dormitorium. Nie do końca rozumiał, jak to jest, że gdy słyszał z ust innych osób nieprzyjemne uwagi na temat jego wilkołactwa lub ogólnie tego ciężaru, to łzy napływały mu do oczu, chciało mu się płakać i momentalnie robił się wściekły, jednocześnie chcąc z tym kimś walczyć i pragnąc skryć się gdzieś daleko, a gdy Huncwoci tak go nazywali… To zaczynał się śmiać, czuł się dziwnie lekki na duchu i wskaźnik humoru podskakiwał o kilka, kilkanaście szczebli w górę.
- Musisz to zobaczyć… Tak, ty na pewno będziesz to widział. Nie wiem, czemu Czarnuch tego nie dostrzega…
- Wyczuwam rasizm – zanucił pogodnie Remus i zakręcił nosem w zabawny sposób.
- Nie czarnuch, że czarnuch, tylko Czarnuch!
- Nie wiem, czy wiesz, że twoje wyjaśnienie nic mi nie wyjaśniło – mruknął złotooki, czując gulę rozbawienia w gardle.
- Oj tam, oj tam!
- Nie mów tak! – zawołał w panice blondyn. Chłopcy zatrzymali się, przez co idące za nimi Gryfonki musiały gwałtownie skręcić, by nie wpaść im w plecy. – Nie wolno tak mówić! Za każdym razem, gdy się to mówi, ginie jeden jednorożec!
Potter zakrył usta dłonią.
- O, Merlinie… To dlatego jest ich tak mało!
Wilkołak pokiwał głową w śmiertelnej powadze. James poklepał się po brzuchu.
- O! – zapiał. – Właśnie to chciałem ci pokazać!
Powędrował złotym spojrzeniem po torze, który wskazała mu ręka Pottera. Na swej drodze napotkał rudowłosą czternastolatkę z domu Lwa.
- Ale ja wiem jak wygląda Lily…
Pokręcił ze zniecierpliwieniem głową.
- Przyjrzyj się jeszcze raz! Chodź!
Narzucił na nich pelerynę-niewidkę i pociągnął go za grupką koleżanek z domu.
- Ty ją naprawdę wyciągasz znikąd – zauważył z podziwem w głosie Lunatyk.
Skradali się za nimi aż do dziedzińca, gdzie dziewczęta przycupnęły na teczkach położonych na fontannie. Wyciągnęły z kieszeni płaszczy rogaliki, zaczynając je jeść. Lily wyczarowała kilka płomyków i zamknęła je w słoiku, dzięki czemu mogły sobie grzać ręce.
- Widzisz? – spytał podekscytowany.
Lupin wlepił w Evansównę uważne spojrzenie, ale nie dostrzegł w niej niczego specjalnego.
- Em… Nie. Czy powinienem widzieć magicznie zmienione, połyskujące tło zamiast reszty dziewczyn i dziedzińca, fruwające płatki róż? No… I czy jej włosy powinny falować na wietrze którego nie ma, okalając subtelnie jej okrągłe policz… O... Och... - Jak na zawołanie, w tamtej chwili rzeczywiście zawiał lekki wiatr, taszcząc ze sobą złote listki wierzby, wprawiając włosy Rudej w delikatny taniec, przez co wirowały wokół jej twarzy i ramion.
- Nie no… - mruknął blondyn, krzywiąc się z rozbawieniem. – No bez jaj… Mogłaby chociaż cycki pokazać, a nie… Au! – stęknął głucho, kiedy ręka Jamesa uderzyła go w tył głowy. – No żartowałem przecież!
Skulił się nieco wbrew sobie pod wpływem potterowego spojrzenia.
- Ee… Co to ja miałem zobaczyć?
Twarz Jamesa złagodniała, kiedy ponownie popatrzył na Lily.
- Za każdym razem jak zastanawiałem się, jak mam podejść do tego zakładu z Syriuszem, chodziłem za nią jak cień, wpatrując się w nią. Próbowałem się z nią jakoś dogadać, ale za każdym razem rozmowa jakimś dziwnym trafem schodziła na Smarka i zaczynaliśmy się kłócić… A kiedy szedłem wściekły gdziekolwiek, zawsze ten idiota mi się musiał napatoczyć, a czy ty odpuściłbyś taką okazję?
Remus nie odpowiedział, ale pomyślał, że owszem, odpuściłby.
- Zrobiło się z tego takie błędne koło. Zapewne zauważyłeś, że ciągle się kłócimy?
- Trudno nie zauważyć – przyznał ostrożnie, aż nazbyt dobrze pamiętając, jak na ostatnim posiłku dostał w twarz naleśnikiem wcelowanym w Pottera przez wściekłą Gryfonkę.
- No właśnie. Wkurzała mnie coraz bardziej, więc tym bardziej się przykładałem do tego, żeby zaliczyć ten zakład, bo wiem, że ją by to zabolało. Chciałem jej coraz bardziej dopiec, aż któregoś razu jak siedzieliśmy w salonie, jak zwykle grała muzyka… Leciała piosenka „Poetry In motion”.
- Jakoś nie kojarzę. – Ponownie popatrzył na Rudzielca, przechylając lekko głowę. Nie był pewien, czy naprawdę nie rozumie, czy po prostu nie chce zrozumieć, do czego pije jego przyjaciel.
James westchnął, czując się zobowiązanym do zacytowania tekstu.
- „ Poezja w ruchu… Widzę jej delikatne kołysanie. Fala na oceanie nigdy nie poruszyłaby się w ten sposób. Kocham każdy ruch i nie ma tam niczego, co chciałbym zmienić. Ona nie potrzebuje udoskonalenia; jest zbyt piękna by coś w niej zmieniać. Poezja w ruchu jest wszystkim, co uwielbiam. Żaden napój miłosny nie sprawiłby, bym kochał ją bardziej.”
Remus powoli na niego popatrzył z szokiem wypisanym na twarzy.
- No nie… No nie gadaj, że się w niej za… Za… - Potrząsnął głową. – To mi nawet nie chce przejść przez gardło!
James uśmiechnął się jedynie lekko, ponownie kierując wzrok na Lily.
- Co nie? Ta piosenka jest jakby o niej…
Lupin przybrał dziwną pozę, jedną rękę wsuwając sobie we włosy, a drugą zakrywając usta. Toczył zszokowanym spojrzeniem od Jamesa i jego maślanego wyrazu twarzy do niczego nieświadomej, roześmianej Evans. Potrząsnął głową.
- Nie… - mruknął. – Nieee, to się nie dzieje naprawdę! Zakochany Potter… - Skrzywił się. – Le fu, aż mnie to w język swędzi…
- …cudowna i delikatna, jak… No… Hm. Może jak łania na zroszonej polanie o poranku? Albo młoda nimfa przechadzająca się pomiędzy pniami otulonych złocistym liźnięciem zachodzącego słońca drzew…
Lunatyk poczuł się tak, jakby coś ciężkiego spadło mu na głowę. Z niewiadomych powodów było mu dziwnie ciężko oddychać. Powoli stanął przodem do niekoniecznie przytomnego Jamesa.
- Od kiedy ty mówisz w TAKI sposób? – W panice chwycił go za ramiona, zaczynając nim potrząsać. – CO TY BRAŁEŚ?! – Złapał się za głowę, mnąc włosy w garściach. Wydał z siebie dziwny odgłos i wyskoczył spod peleryny, puszczając się pędem w stronę wieży Gryffindoru, by wskoczyć do łóżka i iść spać. Musiał się obudzić z tego snu. To nie było normalne. To nie był James.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Potterem?! – zawył jeszcze, a uczniowie na korytarzu wytrzeszczyli na niego oczy, widząc, że wygląda jak obłąkaniec.
- Remi?... – Syriusz chwycił go za łokieć, zmuszając, by się zatrzymał. – Szukałem cię, gdzie… Co… Co się stało?
Blondyn nie odpowiedział, zanosząc się za to nieco psychicznym śmiechem. Widząc to, Black przestraszył się nie na żarty, a zimny dreszcz przebiegł mu truchtem po plecach.
- Co ci się stało?!...
Spoważniał gwałtownie, chwytając szatę Blacka i stając na palcach, przez co stykali się nosami.
- Czy ty robiłeś coś dziwnego z Jamesem? - spytał niskim, niemal zachrypniętym głosem.
- Na przykład? – spytał, szczerze zaskoczony tym pytaniem. Obaj zgodnie zignorowali coraz większą liczbę wlepionych w nich spojrzeń.
- No nie wiem… Paliłeś trawę, wąchałeś klej, cokolwiek?
Zrobił wielkie, szare oczy.
- Skąd ten pomysł?!
- Takie odnoszę wrażenie… Przecież NIENORMALNE jest, by Potter mówił o łaniach na zroszonych polanach! Albo słońcu liżącym drzewa… Czy coś.
- Że CO?!
- O, heheh, pewnie miałem taką samą minę…
Black popatrzył na Remusa uważnie, po czym objął go za ramiona i pociągnął za sobą do najbliższej pustej klasy, zabierając przed krzyżowym ogniem ciekawskich spojrzeń. Posadził blondynka na ławce i stanął przed nim, chwytając się pod boki.
- Sugerujesz, że ktoś nam czymś nafaszerował Pottera?
Wilkołak przeczesał palcami długie włosy.
- Takie odniosłem wrażenie. Trochę dziwne wydało mi się maślane spojrzenie, cytowanie miłosnych piosenek i taki… Taki ckliwy wyraz twarzy. W dodatku czuć od niego mydłem! Od kiedy niby, kurna, tak się kąpie często?! Przecież chodził się myć co trzy dni!... A skarpetki zmieniał jeszcze rzadziej! Dzisiaj rano jak ściągał, to nawet nie były sztywne!
Szarooki zmarszczył czoło w skupieniu.
- Czekaj… Czekaj. A o kim on właściwie mówił?
Lupin ponownie chwycił go za szatę, przyciągając do siebie tak mocno, że wpadł mu między nogi. Ścisnął go więc udami.
- O Evans – szepnął cichym, drżącym głosem.
Zapadła pełna grozy cisza.
Syriusz przełknął ślinę nieco zbyt głośno, by można było uznać to za naturalne.
- Czy… Czekaj. Czekaj, czekaj, czekaj… Ja dobrze rozumiem? Potter się… Zakochał?
Blondyn skinął głową.
- W Evans?
Ponownie potaknął.
- Ale na serio?
Trzeci raz powtórzył ten gest.
Zacmokał, kierując spojrzenie w okno. Zamyślił się krótko, bezwiednie gładząc palcami podbródek i wargi.
- Cóż… - Popatrzył na Remusa z rozbawieniem. – To może być zabawne.
- Nie widziałeś go – mruknął. – Nie widziałeś go jak to mówił i nie słyszałeś jego głosu. To było… To było takie… takie…
- Tak cholernie do niego niekompatybilne, że aż niepokojące?
- …No! – Westchnął ciężko. – Syri, jak ty mnie rozumiesz… - Posłał mu lekki uśmieszek, na co Black błysnął zębami w delikatnym rozbawieniu. Ponownie zapadła między nimi spokojna, pełna milczącego zrozumienia cisza.
- Wiesz… - zaczął nagle Lunatyk. – Zastanawiam się, czy nie obciąć sobie włosów.
- Serio?...
Czarny zmierzył go krytycznym spojrzeniem, przechylając głowę. W jego stalowych oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
- Luniaczku… Założę się, że tego nie zrobisz. Spękasz w ostatniej chwili!
Uniósł jasną brew.
- Taak?
- Tak.
- Zakład?
- A o co?
- Hm… Jak obetnę, to przez dwa… Nie, trzy tygodnie będziesz mi usługiwał. Będę twoim paniczem, panem i władcą… Będziesz robił wszystko co tylko ci rozkażę. – Podwinął w uśmiechu prawy kącik ust.
Syriusz zarechotał.
- Dobra! A jak tego nie zrobisz, to będziesz tyle czasu zasuwał po szkole w jakimś głupim... - "I kusym", dodał w myślach, zawieszając na chwilę głos. - wdzianku. Jeszcze się zastanowię, w jakim.
- Na przykład?
- No, zakonnica, Czerwony Kapturek, coś w tym stylu…
Remus nie zdołał zdusić w sobie chichotu.
- Dobrze. No, to umowa stoi!
- Stoi.
Uścisnęli sobie ręce, patrząc wzajemnie wyzywająco w oczy. Syriusz musnął palcem remusowy nos.
- Na cięcie masz czas do końca tygodnia. I mam być przy tym ja i ktoś na świadka. Ach... A jak dasz mi wstęgę swych włosów, to może nawet oddam ci się w posiadanie na cały miesiąc?...
Pokiwał głową, czując rosnące mu w brzuchu, radosne podniecenie. Już wiedział, że wygrał ten zakład. Robiło mu się żal na samą myśl o obcięciu choćby jednego pasma jego miodowych pukli, ale przecież nie było mowy, o ile ma się obciąć. Powstrzymał wredny uśmieszek cisnący mu się na twarz, kiedy do jego głowy zapukała seria pomysłów, jak by tu wykorzystywać Syriusza przez najbliższy miesiąc.
Komentarze:
Ryhelka ; pp Czwartek, 22 Grudnia, 2011, 22:01
To jest świetne !! Najlepszy był ten zakład o ścięcie Remusowych włosów ; pp Ale proszę niech ich nie obcina Chyba, że tak, jak myślał, czyli tylko troszeczkę ;p
Zdajesz sobie sprawę z tego, że kocham czytać twoją twórczość?
Na prawdę, bardzo mi się podoba. I lubię też to, że mogłam poznać ich przygody od samego początku, a nie od na przykład piątej klasy.
No i nie raz mnie rozbawiłaś, przez co naraziłam się na dziwny wzrok brata skierowany w moim kierunku, gdy cieszyłam mordkę do ekranu komputera
Jak tylko znajdę trochę czasu, to zabieram się za pamiętnik Remuska!
Czekam na nowość oraz dodaję do linków.
Aaa i jeszcze szalonego sylwestra oraz szczęśliwego Nowego Roku! ;)
woummalourl Wtorek, 24 Stycznia;, 2012, 03:12
<a href=http://nvzrskax.com> </a>
Doo ;) Piątek, 15 Marca, 2013, 13:04
zachodzę w głowę, co robili nauczyciele...
Ale miło się czytało o zakochanym Potterze! Troszkę się za nimi stęskniłam. Sztywne skarpetki, hehe I niech Remus nie ścina swych włosów!!! Wiem co mówię, mój luby ma takie same, pod względem koloru i długości ^^ i jest ich dziesięć razy więcej, niż moich
A mnie na wyobraźnię ciśnie się Syriusz w roli sługi i Remus w roli pana... Ech, perwersyjnie się zapowiada